Carrara czeka na nas i na was
Mam swoje ulubione przewodniki, które czytam po wielokroć. Jednym z nich jest dziełko Anny Marii Goławskiej i Grzegorza Lindenberga „Toskania i okolice, przewodnik subiektywny” (wyd. Nowy Świat). Przed dwoma chyba laty gdy wyszło pierwsze wydanie, w którym zdjęcia były jednolicie bure a i druk nie był najwyższej jakości, książka miała w sobie jakąś moc przyciągania czytelników, bo rozeszła się bardzo dobrze. Mnie pociągała w niej – co oczywiste – część dotycząca kuchni. Obydwoje autorzy nie wahali się i zachwalali swoje ulubione dania, które bardzo różniły się od mojego gustu. I to właśnie te opisy różnych kluch, sosów i deserów (za którymi nigdy nie przepadałem) wprawiających parę wędrowców w ekstazę spowodowały, że książkę wziąłem ze sobą do Włoch. Byłem co prawda w regionach, do których oni jeszcze nie dotarli ale stwierdziłem ze zdumieniem, że udało im się nadzwyczaj precyzyjnie uchwycić klimat włoskiej prowincji. Tej prowincji, do której turyści wędrujący utartymi szlakami na ogół nie docierają. „Toskania” była więc moim przewodnikiem mimo, że nie opisywała Abruzzo, ani nawet Marche gdzie wędrowałem.
W tym roku zaś będzie inaczej. Po pierwsze wynająłem na dwa tygodnie lipca lokum w małej miejscowości pod Carrarą, a po drugie autorzy rozszerzyli swą książkę dodając sporo stron dotyczących sąsiedniej Umbrii, Lazio i zahaczając nawet o Marche, bo odwiedzili jedno z najcudniejszych miast półwyspu – Urbino.
Carrara niw wzbudziła w Goławskiej i Lindenbergu entuzjazmu. Również okręg Chianti opisują całkowicie obojętnie. Ale Luka, Piza, San Giminiano wyzwalają w nich tyle radości, że lektura staje się nie tylko frajdą ale jest rozsadnikiem zarazy. Zaraża czytelnika miłością do włoskiej prowincji.
Na koniec muszę przytoczyć fragment opisywanej tu książki. Nie będzie to oryginalny tekst Anny Goławskiej (Lindenberg bowiem jest autorem zdjęć, które w tym wydaniu nabrały blasku) lecz jeden z cytatów, którymi przewodnik jest umajony dość gęsto. A wybrane one są z książek napisanych sto lat temu przez Polaków podróżujących po Półwyspie Apenińskim i zachwyconych krajem oraz ludźmi tak jak i my dzisiaj. Oto cytat z „Artystyczno-informacyjnego przewodnika po Włoszech Południowych i Sycylii wraz z Wyspami Liparyjskiemi, Maltą, Tunisem” Leona Sternklara wyd. we Lwowie w 1907 roku: „Mieszkaniec Północy, który nie powoduje się niesprawiedliwem uprzedzeniem wobec Włochów, który zna język i dzieje tego pieknego kraju i nie spogląda na sposób Prusaka ze śmieszną zarozumiałością na każdego Włocha, wietrząc w nim człowieka nieokrzesanego lub bandytę, znajdzie wiele uroku w obcowaniu z Włochami.(…) Kto po raz pierwszy do Włoch przybywa, powinien pamiętać, że osobniki napotykane w restauracyach i kawiarniach, nie mogą uchodzić za najlepsze typy narodowości włoskiej i że nie można po nich sądzić o narodowych własnościach Włochów.”
I o tym pamiętać warto także dziś, po stu dwu latach. Rzetelność autorów zaś sprawdzić można w każdej mijanej knajpce. Tu naprawdę podają panna cottę najlepszą na świecie!
Komentarze
Dziekuje za mój ulubiony temat. Stare przewodniki bardzo pomagają, ale nowe tyeż sa niezbędne, niestety.
Zachwyt San Gimignano jest naturalny, ale obecnie trudny do osiągnięcia z powodu nadmiernych tłumów. W maju mozna jeszcze trafić na dzień dostatecznie spokojny. Luca jest dosdtatecznie dużym miastem, żeby tłumy nie przeszkadzały, bo na stałe są wpisane w krajobraz. Pisa gorzej, bo o ile w innych częściach miasta może być tłoczno, to tłum wokół Katedry i babtysterium uniemożliwia osiągnięcie właściwego nastroju. Trzeba zwiedzać wczesnym rankiem, najlepiej przed otwarciem zabytków dla zwiedzających. Wewnątrz można potem. I nie można zapominać, że w Pisie jest jeszcze gotycki kościółek-bobmbonierka Santa Maria della Spina.
Urbino pomimo, że jest jednym z najcudowniejszych miast półwyspu, nie jest tak zatłoczone. Mało kto jedzie tam specjalnie. Turyści odwiedzają Urbino najczęściej jadąc z Toskanii do Rimini i Ravenny. Wówczas tędy wypada droga i można się na dwie godziny zatrzymać w celu zwiedzenia pałacu i zobaczenia jednego z moich ulubionych obrazów Rafaela (La Muta).
W polskiej Wikipedii ten obraz w ogóle nie jest wymieniony i pod względem kompozycji czy kolorów ustępuje Madonnie ze szczygłem, Madonnie Sykstyńskiej czy freskom watykańskim. Ale tajemniczy uśmiech bardzo przypomina uśmiech Giocondy. Narzuca się wręcz skojarzenie z Leonardem, pod którego wpływem Rafael wóczas jeszcze pozostawał.
Dzień dobry.
U Pyr na stole śliczne wydanie dorocznego raportu Centrum Kultury – Zamek w Poznaniu.Chwalą się tam rozlicznymi festiwalami, koncertami, off-imprezami i innymi takimi, ale najbardziej nam się podobają fotografie Macieja Kaczyńskiego. Świetne – wypreparowane z tła, znakomicie oświetlone nabierają cech dobrego obrazu. Jestem dumna, bo to ja mu powiedziałam :”Po czorta ci, Maciej, ta amerykanistyka, socjologia, filozofia( na każdym z tych kierunków Maciej dochodził do IV roku) kiedy Ty jesteś fotografem i nikim innym nie będziesz? No i wyszło na moje.
http://plfoto.com/popup/slideshow.php?u=12587&h=1&c=
Internet wariuje. Jak sie uspokoi napisze Wam dlaczego moim zdaniem
Slowacja winna natychmiast wystapic z Unii Europejskiej i powiesic sobie
zelazna kurtyne rozkoszujac sie umilowana swoboda i wolnosciu nabyta w drodze rozboju na drogach zbudowanych za cudze pieniadze.
Pan Lulek
Nie znam Toskanii, niestety. 🙁 Byliśmy w Kalabrii, w następnym roku miała być Toskania, ale z różnych względów nie wyszło. Chętnie czytam Wasze wspomnienia z włóczęgi po różnych ‚przepięknych okolicznościach przyrody’.
Fotografie Macieja podesłane przez Marka cudowne!
Zdjęcia bardzo dobre.
Panie Lulku, czekam z niepokojem. Niepokój wynika stąd, że po zainstalowaniu żelaznej kurtyny nie będzie na tych drogach podmiotów rozboju w dostatecznej liczbie.
Do tego lubię na Słowacji jeść pierogi z bryndzą omaszczone skwarkami i gęstą kwaśną śmietaną. Jak są dobre, rewelacja. A jak będzie kurtyna to ani nie dojadę ani już pierogów nie będzie, bo niby dla kogo…
Zdjęcia zamieszczone przez Marka świetne.
Widzę,że w czasie mojego ostatniego pobytu na Słowacji miałam dużo szczęścia,bo żadne niemiłe przygody mnie tam nie spotkały,kontaktów z tamtejszą władzą też nie doświadczyłam.A może to Pan Lulek miał pecha,a może nieopatrznie czymś się Słowakom naraził ?
Nie ma co na razie gdybać,póki nie wiemy o co chodzi.Wspomnę tylko,że na słowackich drogach absolutna większość kierowców przestrzega przepisów drogowych,a zwłaszcza ograniczeń prędkości.Dowiedzieliśmy się ,że powodem takiego zdyscyplinowania są bardzo wysokie mandaty – za przekroczenie dozwolonej prędkości o 10 km grozi mandat w wysokości 450 euro.No to się wcale nie dziwię.Co do oznaczeń na drogach mieliśmy sporo uwag.
Niech Słowacy nie zrażają do siebie Polaków,bo to właśnie my do niedawna stanowiliśmy główną siłę turystyczną.Teraz jest gorzej w związku z droższym euro.
Prawda, że te pierogi były bardzo tanie, a teraz trzeba się dobrze zastanowić, czy zamówić.
Właśnie się dowiedziałem, że pojutrze jadę do Hotelu Spa w miejscowości Ossa koło Rawy Mazowieckiej. Niestety, zrezygnowałem z noclegu, więc przyjemności kapielowe mnie ominą 🙁 . Ale jak zdążę na 13, to dostanę obiad 🙂 $25 km w jedną stronę. Powrót prawdopodobnie rozpocznę już około 16, bo i z uroczystej kolacji rezygnuję. W sumie sama radość.
Kilometrów oczywiście 425, dolary nic do tego nie mają, bo za autostradę płaci się w złotówkach.
Nasi przyjaciele właśnie wrócili z Włoch, jak zwykle zachwyceni, w lecie jadą znowu. Dostałam pisemną relację ze zdjęciami. Stanisławie, może zgadniesz co oglądali:
„No i w kosciele zupelnie przypadkowym w Wenecji byly takie freski iluzjonistyczne barokowe, ze az dech zapiera. Takie niebo sie tam otwieralo i tak sie architektura rwala do tego nieba, naprawde niesamowite. 24 lata malowal jeden czlowiek ten gigantyczny sufit, a jego imie nie utkwilo mi w pamieci, bo nigdy wczesniej o nim nie slyszalam, albo sie nie douczylam. Ale w pazdzierniku odwiedze go jeszcze raz. I wlezlismy tam tylko z obowiazku (jak juz jestesmy, to zajrzymy…) bo w przewodniku nie bylo ani slowa. „
Nigdy nie płaciłem mandatu za szybkość poza Polską. Płaciłem raz w Niemczech około 40 DM za wyprzedzanie na autostradzie, gdzie obowiązywał zakaz wyprzedzania przez samochody ciężarowe, a ja jechałem z przyczepą campingową. Jechałem ze dwadzieścia minut za wywrotka poruszająca się 25km/h i wyprzedziłem, gdy w zasięgu wzroku wstecz nie było żadnego pojazdu. Władza orzekła, że manewr nie spowodował żadnego zagrożenia, ale taki manewr kosztuje właśnie 31,78 DM. Gdyby było zagrożenie, kosztowałoby to kilkakrotnie drożej.
Płaciłem też 300 szylingów austriackich za jazdę z przyczepą po drodz z przełęczy Brenner do Insbrucka. Urzędnik austriacki na granicy życzył przyjemnej podróży i wpuścił przez granicę na drogę z zakazem jazdy z przyczepą. Na samej granicy znaku nie było, dopiero pare kilometrów dalej, a za znakiem patrol chętnie inkasujący. Należało wiedzieć, że na tej drodze jest zakaz.
Good morning!
Zdrastwujtie!
Konnichiwa , ogenki de suka!
Guten Morgen!
Dobre Rano!
Morgon ! (do ASzysza)
Bą żur (kulinarnie, a co!)
Ciao a tutti, belli e brutti…
Zna się te języki 😎
U mnie blady świt, a mnie się śniły wycieczki po Badlands Południowej Dakoty, to wszystko przez Nowego. I mam na nowo skanować zdjęcia, bo przecież wstyd takie byle co pokazywać – dawno temu, jak skanery nastały, to człowiek podchodził do tego jak kot do jeża (Jerza…;) )
Ale co tam… pokażę wam te Badlandy jakie są, skanować będę potem.
http://alicja.homelinux.com/news/Badlands-St.Dakota/images.html
O, zapomniałam o najważniejszym języku (w gębie) – dzień dobry!
Pełen gar szparagów w obróbce cieplnej, rolady wołowe na 2 obiady przygotowane do duszenia, obiad psi już czeka w miseczce na powrót głodnego stołownika ze spaceru. Dzwoniła Marialka z dalszym r5ozpisem badań Pyry. Dotąd wszystko pierwszorzędnie, ale jest i kłopot: przez okres 3 tygodni nie będzie gazu, bo zmieniają „nośnik energii”. Trzeba będzie pożyczyć albo kupić jakieś elektryczne ustrojstwo.
Hej, a u mnie po obiedzie: brytyjski kotlet jagnięcy z czosnkiem i rozmarynem, belgijskie ziemniaki (specjalne frytkowe 😯 ) smażone na oliwie, kalafior z ogrodu – delikatny niesłychanie, z masełkiem i bułeczką. Kalafiory dojrzały pod naszą nieobecność i są wszystkie naraz gotowe do konsumpcji, 10 sztuk! Chyba trochę rozdam i trochę zamrożę. Pory sadzone jesienią jak zwykle wystrzeliły i niewiele z nich pociechy, cebula zimowa i szalotka też chce zakwitnąć, ale nie ze mną te numery 😎 Wyłamałam brutalnie wszystkie pączki i już!
A u mnie dzisiaj na kolację SZTUKA i to z samego Poznania.Otóż wczoraj w Gdyni rozpoczął się 4 Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port.Dziś w konkursie prezentowane jest przedstawienie Teatru Polskiego w Poznaniu pt.Walizka w reż.Piotra Kruszczyńskiego. Sztuka ta była już wcześniej nagradzana,zdobyła także nagrodę publiczności.Spodziewam się więc dobrych wrażeń.Cały ten tydzień ,ale tylko wieczorami,będzie pod znakiem teatru,z czego bardzo się cieszę,tym bardziej że mamy zaproszenia ,więc finansowo tego nie odczujemy.
Tymczasem biorę się za obiad.Na życzenie męża będą schabowe i marchewka duszona z groszkiem. Ja nie przepadam za schabowymi,ale lubię robić to ,co komu smakuje.Sobie muszę wymyślić coś innego.
ah, chwila oddechu…
wdech, wydech.
ide na balkon, bede czytac bezprzewodowo
Wróciłem .
Dziś na obiad trzy szparagi.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-05-12.html
Szparagi Marka smakowite 🙂
Dzisiaj od rana wyśmienita, fotograficzna uczta !
Nemo -właśnie brytyjskie kotlety jagnięce oglądałam wczoraj
we francuskim programie kulinarnym. Wszyscy biesiadnicy
chwalili ich smak.
Były podane w sosie z czarnej porzeczki z dodatkiem mięty.
Podobno jednak smak mięty nie był wyczuwalny.
A wokół stołu zbiera się 5 nieznanych sobie osób, które przez
5 dni wspólnie biesiadują przyrządzając kolejno kolacje w taki
sposób, by zadziwić, a przede wszystkim zadowolić podniebienia
współbiesiadników. Ten program oglądam w miarę wolnego czasu we
francuskiej TV (chyba już kiedyś o tym pisałam), a więc uczestnikami
są osoby, które mieszkają we Francji, ale często nie są francuskiego
pochodzenia. Wczoraj właśnie gotował Brytyjczyk i bardzo chciał
pokazać, że wbrew obiegowym opiniom angielska kuchnia może być
smaczna. W dużym stopniu mu się to udało, wpadką były tylko desery 🙁
Nie mam czasu, bo pojutrzejszy wyjazd już mnie zaangażował.
Haneczko, nie mam pojęcia, o co chodzi. Ani Tiepolo ani nikt z jego znanych uczniów (w tym 2 synów) nie malował jednego kościoła przez 24 lata. Nie wiem, o który kościół może chodzić. Może jeszcze coś mi przyjdzie do głowy.
Mysle, że wiem, o który kościół może chodzić. Chiesa di San Pantaleone Martire, nazywany san Pantalon. Jest tam wielkie malowidło „Męczeństwo i Apoteoza św. pantalona” malowane na płótnie, nie freski, jak sobie wstępnie wyobraziłem. Malował Giovanni Antonio Fumiani, który nie był malarzem jednego kościoła. Miedzy innymi projektował mozaiki do San Marco.
Zwariowala dzis cala technika komputerowa. Jesli zdolam napisac cos kompletnego o objetosci jednej strony to wysle argumentacje dlaczego Slowacja powinna natychmiast wystapic z Unii Europejskiej. Jesli mi sie nie uda, pozostane przy moim wlasnym zdaniu, ze powinna wystapic i tyle.
Pan Lulek
Oczywiście, że Anglik potrafi dobrze ugotować. Chyba powszechna opinia o kuchni angielskiej sprawiła, że zaczęli się mieszkańcy Albionu zastanawiać, czy aby słusznie są przekonani nad wyższością kuchni angielskiej nad wszystkimi innymi. Chyba wreszcie wyciągnęli wnioski i zaczęli się uczyc.
Mają swoje sztandarowe potrawy, jak curry z kurczaka, przywiezione z Singapuru. Jadfłem coś takiego ponad 20 lat temu w pobliżu Oxfordu w niezłej ponoć karczmie i było to okropne, choć dało się zjeść. Konsystencja mięsa, ilość wody w ryżu. Lepiej nie mówić. Doprawione poprawnie. Teraz curry zamówione w Anglii jest zupełnie dobre.
Poniewaz nareszcie zainstalowalem nowy komputer to sie bawie i zrobilem wczoraj szybki filmik z Wyspy Vancouver a wlasciwie z wypadu w morze poogladac wieloryby. A one sie zachowaly przyzwoicie i daly maly pokaz wiec podaje link. Tak aprpos wczorajszego dyskutowania o rybach i dzisiejszych przewodnikow po roznych miejscach. Rok 2007 ze znajomymi z Kraju.
http://www.flickr.com/photos/slawomir/3524726952/
Nie znam się na sztuce na tyle, żeby sprawdzic, ale ten obraz Fumianiego, o którym pisała Haneczka, pretenduje do największego malunku na płótnie na świecie. 25x50m
yyc, super spektakl, zazdroszcze
ja mam tylko zakupy w Wiedniu pod Lyonem:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/NaTarguWWiedniuZSzefem#
I po co to mu było? Malować na płótnie na suficie 🙄 Nie dosyć, że długo, to jeszcze spadł z rusztowania i się zabił 🙁
Właśnie, sam się zastanawiam, dlaczego w ten sposób, ale przy tej wielkości trudno wymyśleć inną technologię. Nie moge znaleźć informacji, więc pewnie nemo pomoże, jakie są rozmiary obrazu na suficie namalowanego przez Pietro da Cortona w Palazzo Barberini.
wiem, ze nie chcecie, ale i tak pokaze, bowiem Piotrkow Trybunalski ( gdzie to jest? ) sie zaprzyjaznil z Wiedniem i trojniaki prawie bylem kupilem, ale zamkli mnie przed nosem, spacerek?
Ło matko, chyba mnie zadepczą 🙄
Stanisławie, wolną chwilą pokartkuję, poguglam i sprawdzę Twoje sugestie. Mam w poczcie zdjęcie. Dziękuję 🙂
kurde, zjadlo, ponawiam:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/TezWieden#
Kto ten Piotrków tam wywiózł? 😯
I ja tam widzę dwójniak chyba…
Piękne zdjęcia. Tera harpun i lecę na wieloryby 😉
Tego targu w Wiedniu nie należy oglądać na głodniaka… następnym razem proszę uprzedzić!
Stanisławie,
Pietro di Cortona Tryumf Opatrzności 15x24m
Obejrzałem zdjęcia Sławka i jedno powiem : Ruina …
Mogliby te dziury w zabytkach betonem pozalepiać. U mnie zalepiają .
Fajnie,ze jestem po obiedzie,bo ten Slawkowy targ mmmmmmmmmmm 🙂
A na obiad byly szparagi,mlode ziemniaki z koperkiem i sznycelki-delicje 😉
Niestety Toskanii nie widzialam,ale wszystko przede mna.Poki co studiuje „Adesso”,kolezanka z Monachium przywiozla.Taka ksiazeczka do nauki wloskiego,bardzo symaptyczna ,u nas niedostepna,a szkoda!
Ciao amici.
…noże p. Piotrze, noże…
Moje młode odziedziczy po mnie dwa noże marki „Solingen” po prababce swojej z Bytomia. Zdarte już są niemożliwie prawie, ale wystarczy po trzy razy „pod włos” pociągnąć i kroją rewelacyjnie.
Mam też dwa noże „radzieckie” jeszcze. Z miękkiej stali, które nabierają charakteru od pociągnięcia „pod włos” ostrzałką do kosy i śliczny „radziecki” tasak, który ciężki jest należycie i po naostrzeniu toporną szlifierką, pięknie mi udowe kości świniane dla jajniora, smakosza szpiku rozwala.
A propos przewodników, nagrody z ubiegłego tygodnia doszły. Serdecznie dziękuję Gospodarzowi za bonus z dedykacją.
A propos zdjęć cudne ale niebezpieczne dla figury- mam na myśli te z podlyońskiego „Widnia”. Zrobiłam się głodna…
walcze z patentem, com go sam byl wydumal, szparagi pod kozim serem, Rude na balandze, Mlody sera nie tyka, wiec jesli bedzie do dupy nikt mnie zlego slowa nie powie, material mam jakosci super i moglbym spokojnie z delektacja osobno wkrecic, ale zadza przygody mna owladnela i ide na calosc
pa ka
Młody sera nie tyka?! 😯
To jak Ty dziecko wychowałeś, Sławku?! Zapodaj, jak patent wyszedł. I zapisz, na wszelki wypadek!
Nemo,
czy w tym roku wysadzasz koktajlowe kurduple? Ja w zasadzie tylko te dziwadła, co w ub. roku, bo normalne tomaty to mogę w sklepie kupić i nie mam zresztą miejsca na ogródku:(
No i tomatillos wysiałam do doniczki, dopiero dziś natknęłam się na pudełeczko, w którym sprytnie ukryłam nasiona zebrane w ub. roku.
Morąg się odnalazł i nadaje:
„jestem w warszawie iiiiiiiiii w zwyklym supermarkecie w Lominakach pod warszawa czyli wiejskim sklepiku sa takie przeroznosci kulinarne, ze ja po takie rzeczy musialabym latac po stu delikatesach w berlinie, zupelnie inna jakosc zycia”.
Tu Młodsza. Zdjęcia Sławka bardzo mi sie podobają. Naprawdę bardzo! Lubię francuskie miasteczka nawet o nazwie Wiedeń 😀
Natomiast nie przepadam za przewodnikami – szczerze mówiąc podoba mi sie jeden – tytuł: Polska egzotyczna. Myslę jednak, że jeszcze zdążę je docenić.
Co do Macieja to Pyrze pomyliły się jego studia ale z grubsza napisała prawdę. Jeśli chcecie to zobaczcie jego zdjęcia, które mam w kompie
http://picasaweb.google.pl/ania.kodyniak/ZdjeciaMacieja?authkey=Gv1sRgCLTSz4P4vquLOA#
Te z Radkiem i zachodem słońca w Poznaniu zostały zrobione wczoraj
Morąg wczoraj była w Poznaniu na kawie 🙂 Poznała mnie pod blokiem po Radku. Cytat: Przepraszam, czy to Radek? A potem z Pyrą pogadała a ja w tym czasie nad jeziorem z Radkiem popijałam piwko
Radek pije, nasz Ci On!
Mlody wkrecil szparagi po chrzescijansku z bulka tarta i koperkiem z pietruszka, nawet specjalnie nie sarkal, wzial i zjadl, co juz jest komplementem, Alicjo, niestety sery kola go w zeby, taki typ, za to surowy seler tnie odkad ma zeby, ot dziwadlo, moj experyment w toku, sprawozdam niechlujnie 🙂
Pozdrowienia dla myszy Starej Żaby. Chciałabym też mieć taką zaprzyjaźnioną, ale Aura nie pozwala 🙁 Nie masz kotów Stara Żabo? Z myszami żyliśmy w symbiozie lata temu na praktykach na Ostrowie Lednickim. Bardzo było przyjemnie, nikt się nikogo nie bał.
Alicjo,
wysadzam wszystko to, co w ubiegłym roku z wyjątkiem kurdupli zielono-czerwonych, bo niedobre. Oryginalne na widok, ale skórzaste, twarde, bez smaku i nie wiadomo, kiedy zbierać, bo ciągle zielonawe 🙁 Wypróbowałam sama i nie będę nikomu wciskać, wszystkie inne mają wzięcie. W sobotę rozpocznę rozdawnictwo na wielką skalę, zamówienia już się sypią 😎
Na kolację był omlet ze szpinakiem z ogrodu i pierwsza własna sałata i rzodkiewki spod gołego nieba. Do tego luksemburski chleb z ardeńskim masłem. Osobisty mówi, że dobre.
popatrz w Luxemburgu maja make, chyba pszenice sieja na dachach bankow, a wypiekaja w sejfach 🙂
kiedys tam wyladowalem i trzeba bylo budzic chlopa, coby kerozenu nalal, nie wierze, ze chleb pieka, bo niby kiedy? we snie
obiecalem, to pokazuje, dobre bylo, na serio:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/KolacjaZeSzparagiem#
Sławek…
masz szczęście, ze jestem świeżo po obiedzie 😉
U mnie ryba była – na śniadanie kromucha z makrelą, na obiad sola smażona, chyba niedługo zamienię się w syrenkę kingstońską – woda za szosą, będzie gdzie się chluptać.
Nemo,
to samo ja, jeden krzaczek tych czerwono-zielonych dla atrakcji, ale one nie są smakowo udane. Najbardziej mi smakują małe pomarańczowe, zwłaszcza jak już tak dobrze dojrzeją i zaczynają pękać. O, te czerwono-zielone chyba nadałyby się na kiszenie, teraz mi przyszło do głowy! Właśnie ze względu na twardość – można by było je zakisić jak zielone pomidory (ogórkowym sposobem).
Znowu tych sadzonek i nie będzie tego gdzie wetknąć… ja powinnam mieć jakieś hektary albo co 🙄
Ha ha, banki 😉
Sławku, bardzo apetyczne obrazki 🙂
Na temat Luksemburga myśleliśmy podobnie i nawet zamierzaliśmy obejrzeć ichnią stolicę, ale w połowie drogi z Brukseli lunął taki deszcz, że postanowiliśmy jechać dalej i przenocować w Niemczech gdzieś w okolicach Trewiru (Trier). Jedziemy więc i patrzymy, a tu drogowskaz: Szwajcaria Luksemburska 😯 Znaleźliśmy się w kanionowatej dolinie wśród skał piaskowcowych, jakich u nas nie uświadczysz, są za to w Szwajcarii Saksońskiej i Czeskiej 😯 Bardzo ładna okolica, więc przenocowaliśmy, a na drugi dzień zwiedzili Echternach, najstarsze ichnie miasto, kupili chleb i zatankowali do pełna, bo paliwo diesel było po 0,83 euro 😎 Potem widzieliśmy jeszcze tamtejsze winnice, bo ta rzeka z piaskowcowej doliny wpadła do Mozeli.
Trochę prześwietlone, ale słońce nie chciało sie odsunąć w inne miejsce na te chwilę. Górka na dzień dzisiejszy. Trudno uwierzyć, zale za tydzień-dwa bedzie to gęstwina.
http://alicja.homelinux.com/news/img_9408.jpg
winnice w Luxemburgu? wez przestan, po co?
widzialas kiedys bankiera, co grona inne niz procentowe zrywa? do tego w kaloszach, e…
diesel tani, fakt, pewnie wyludzili za obietnice, ze kiedys zaplaca tym, co zarobia na obiecanych procentach od procentow, ktore to procenty im Medoff obiecal, q, ale sie zawzialem 🙂
chcecie schabowego? trudno:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/SchabowyWBulceZSzampanem#
ale jaja, jestem w pierwszej, krajowej setce Robin Hoodow, szampan pewnie mi sluzy, i z tym dramatycznym akcentem obale sie pod kordle, no mowie!
…tylko rączki na kordełkę, Sławek… 😉
Oczywiście, Haneczko, że mam kota a nawet dwa koty, ale jak tylko spłyną śniegi to one się wynoszą na okoliczne pola i tylko czasami przychodzą sprawdzić co się w stajniach dzieje. Wrócą jak zacznie się zima i myszy polne pójdą spać. Dziwne te koty są. Miałam kiedyś jednego imieniem Tygrys, który w zimie był najbardziej przytulaśnym i rozmownym kocurem a w lecie, spotkany na polu nawet kilka kilometrów od domu, udawał, że mnie nie zna. Owszem, miau, miau, na odległość, ale żadnego spoufalania się.
A mysz chyba sobie poszła na kominki, bo ani nie skrobie w papierach ani nie domaga się orzeszków. Kuchenne myszy też się chyba wyprowadziły, może na dworze już jest ciekawiej?
Koncert jesienny, ale mnie natychmiast przyszła do głowy ta mysz, przeczytawszy komentarz Starej Żaby 😉
http://www.youtube.com/watch?v=kcf3dTEka_8
Ja totalna idiotka jestem. Wczoraj zostawiłam samochód w warsztacie, do domu mnie sąsiedzi przywieźli i nie zrobiłam żadnych zakupów oprócz lekarstw. W lodówce nawet szronu nie ma, bo to nowocześniejsza wersja, zrobiłam remanent w zamrażalniku i znalazłam pieczony schab ze śliwkami, całkiem sporo. Jeszcze trochę pogrzebałam i trafiłam na sos Mareczkowy. Poza tym jest kilka pudełek grzybków, głownie maślaki z trawnika i kozaki przydrożne. Ale nie mam śmietany. W dużej zamrazarce w spiżarni głownie owoce. Tez trzeba by zrobić remanent przed nowym sezonem.
Alicjo, jak tylko posłuchałam koncertu na dwa świerszcze to i mysz sie znalazła, zaszeleściła w papierach, więc poszłam jej przynieśc kawałek cwibaka dla odmiany.
No widzisz… przyszła mysz do żłoba 😉
A tu jakiś gościu kupił sobie łódz… taka szybkosciową, dosyć spora. Jak to-to włączy, to ryczy jak silnik samolotowy. A niechby sobie z portu wypłynął i wyprysnął dalej na jezioro – to nie, on wszystkim nam chce zaprezentować swoja nową zabawkę i szaleje po Zatoce. Jerzor twierdzi, ze to chyba przedłuzenie pewnego organu – młodzieży na takie zabawki nie stać, dobrze sytuowanych panów i owszem…
Sąsiedzi po jeziornej stronie Bath Rd. chyba już się zmawiają przeciwko, bo to bardziej pod ich oknami, niz moimi.
Marek.Kulikowski
Twoje zdjecia sa wspaniale,
Alicja, a Twoje zdjecia, tez wspaniale, to chyba cala Ty – od przedwczoraj, gdzie widac Twoich dziadkow, do wczorajszych i dzisiejszych podrozy – od poludniowej Dakoty i Great Canion do RPA. Silna, odwazna i zdecydowana kobieta. I oczywiscie wygadana – nawet zdjecia to mowia.
Dobranoc dla Wszystkich.
http://www.youtube.com/watch?v=oG6pEolAKm8
Musze sprostowac, ten wiejski sklepik to okreslenie mojego braciszka, jest to lomiankowski Marc Pol, rzeczywiscie towar w sklepie jest bardzo roznorodny.
Mozna sobie wykreowac do jedzenia co sie chce i nabyc w jednym miejscu.
Ide na pogrzeb starego, dobrego przyjaciela Grzegorza Skurskiego.
…ja dziś dostałem od zaprzyjaźnionego wędkarza lina o wadze ok. 3 kg.
I teraz zastanawiam się, jak go zjeść, bo oprócz mnie nikt w domu za mulistym zapachem lina w śmietanie nikt w domu nie przepada.
Sam będę sobie musiał z nim poradzić…