List gończy – w poszukiwaniu dobrej ryby

 

Prawdę mówiąc ten List gończy jest trochę na wyrost. Dobre ryby same się do mnie zgłosiły. Dostałem zaproszenie do kuchni Grzegorza Kazubskiego w Makro, w której tym razem popisywał się swoim kunsztem Endre Gabrielsen rodem z Norwegii. Endre (ok. 2 m i pewnie powyżej 90 kg Norwega ) jest jednym z najznakomitszych kucharzy w Skandynawii. Szefuje restauracji „Straen” w Stavanger i równoczesnie współpracuje z tamtejszym Instytutem Gastronomicznym. Stavanger zaś jest uważane za kulinarna stolicę Norwegii i miasto bliźniacze Lyonu. Tu zdobycie tytułu wybitnego szefa kuchni to europejska nobilitacja.
Po dwóch pokazach, podczas których zjadłem sześć dań przyrządzonych przez Endre potwierdzam zasadność przyznawanych mu tytułów. To świetny kucharz. Ma on o tyle łatwiejsze zadanie niż inni działający na kulinarnej niwie, że ryby i owoce morza dostarczane do jego kuchni są najwyższej jakości i ZAWSZE pierwszej świeżości.

 

 
Prosto z Norwegii…

Prawdę mówiąc o ryby, skorupiaki czy mięczaki wcale tu nie trudno. Ma przecież Norwegia aż 21 tys. kilometrów morskiego wybrzeża. O jego urodzie czyli fiordach wszyscy wiedzą, a i o rybach coraz głośniej. Norweskie łososie „dopływają” bowiem i do polskich sklepów. A nie są wcale drogie. W każdym razie w porównaniu z innymi, które biją na łeb (rybi!) w smaku i wyglądzie. W dodatku sieć Makro nawiązała ścisłą współpracę z Norwegian Seafood Export Council i już od połowy czerwca będzie dostarczać na polski rynek (stale a nie raz czy dwa w tygodniu) świeże ryby i owoce morza z północnych łowisk.
O jakości, smaku i metodach hodowli (tak jest hodowli, łososie norweskie są hodowane i to bez genetycznych zabiegów oraz z udziałem naturalnej sprawdzonej karmy) będę miał jeszcze okazję pisać. Zwłaszcza jak to wszystko zobaczę na własne oczy. Tymczasem więc jeszcze kilka zdań o kilku przysmakach, które jadłem podczas spotkania z Endre Gabrielsenem.

 

 

… Endre Gabrielsen szef kuchni restauracji „Straen” 

W zdumienie wprawił mnie sposób przyrządzenia łososia wędzonego i podgotowanego podanego z kawiorem i grzanką z ciemnego chleba. Mocno zrolowany płat łososia poddany był temperaturze zaledwie 64 st. C i po kilkunastu minutach wyjęty z pieca.  We wnętrzu zrolowanej ryby temperatura nie przekroczyła 32 st. C. Dzięki temu ryba była gorąca ale nie przegotowana, co zapobiegło zblaknięciu różowego (czy raczej łososiowego) koloru i rozpadaniu mięsa. Dodanie ikry zwiększyło oryginalność czy wręcz pikanterię smaku. A cieniuteńka ciemna grzanka była miłym i chrupkim akcentem  całości. Okazało się, że taką temperaturę Endre stosuje przy rybach zawsze. Potem, w kuluarowych rozmowach, potwierdził to Grzegorz Kazubski, który jest dla mnie jednym z większych autorytetów jeśli chodzi o techniki kulinarne. Szef kuchni w Makro potwierdził, że wolne gotowanie, pieczenie czy duszenie w niższej temperaturze daje smakowo znacznie lepsze rezultaty niż szybkie i w wysokiej temperaturze.

 

 Łosoś z grzanką i…

…halibut na ziemniaczanym puree

Dwa kolejne dania to był dorsz a po nim halibut. Obie ryby także poddane były niskim temperaturom dzięki czemu ich mięso było zwięzłe, delikatne i wilgotne. Zważywszy na to, że wszystkie degustowane dania podawane były w towarzystwie białych win ta lekcja norweskiej kuchni zapamiętana będzie na długo. 
Teraz pozostało oczekiwanie na świeże ryby z okolic Stavanger i innych części Norwegii.

 

 Dwaj szefowie – Endre i Grzegorz