Każda okazja dobra do świętowania
Polacy lubią święta. I to nie koniecznie religijne. Każda okazja – zdaniem rodaków – jest dobra do świętowania. Wiem to od dawna ale w spore zdumienie wprawiła mnie lista świąt, które są w naszym kraju organizowane, a do których okazją są różne produkty, wyroby i dania.
Już za nami jest „Dzień Pikantnych Potraw” . Ta – jak twierdzą bywalcy wspaniała impreza – miała miejsce w styczniu. W lutym odbyło się równie udane „Święto Naleśnika” . Ta impreza ogłoszona na pewno dzięki wpływom blogowego kolegi czyli Pana Lulka, którego tajne macki sięgają aż nad Sekwanę – uroczystość ta bowiem wywodzi się z Francji.
W marcu , co wszyscy wiedzą, jest „Święto piwa” czyli dzień św. Partyka patrona Irlandii.
W kwietniu świętowano „Dzień Czekolady” (12.04). Tyle świąt już minionych, ale przed nami niemało kolejnych cudownych świątecznych wydarzeń.
W maju – „Dzień Mleka” i niemal równolegle „Dzień Piwowara”. W czerwcu w Krakowie będzie „Święto chleba”. W Dołhobyczowie „Dzień Buraka Cukrowego” a w nadmorskim Niechorzu „Święto Śledzia Bałtyckiego”.
Miłośnicy naszych polskich owoców będą też w czerwcu obchodzić „Ogólnopolskie Dni Truskawki”, które świętowane będą w Korycinie w Podlaskiem.
Także lipiec i sierpień to miesiące dobre do świętowania. Aż trzy wydarzenia godne uczestnictwa będą wówczas miały miejsce. W Ciechanowcu – „Święto chleba”, w Krakowie – „Festiwal Pierogów” a w miejscu jeszcze przeze mnie bliżej nie ustalonym ale nie mniej ważne wydarzenie – „Dzień Musztardy”.
Wrzesień obfituje w kulinarne święta: „Święto Miodu i Wina” w Przemkowie, „Święto Ziemniaka” w Mońkach, „Święto Grzybów” w Węglińcu w dodatku powiązane z Mistrzostwami Europy w zbieraniu grzybów i „Święto Pieroga” (tylko jednego?!) w Gdańsku. W tym samym miesiącu odbędą się też „Święta Słonecznika” (Poznań) oraz „Dzień Śliwki” (Małopolska).
Październik i listopad opuszczam, ponieważ mające wówczas miejsce wydarzenia kulinarne są świętami międzynarodowymi jak np. Beaujolais Nouveau czy Dzień Wegetarianizmu. Natomiast w grudniu rok świąt zakończy (nie, nie Dzień Świstaka) lecz Dzień Ryby!
Warto żyć w kraju między Odrą a Bugiem.
Komentarze
u mnie wczoraj był dzień żurku
ale słyszałem o Dniu Zalewajki
również znany mi jest Dzień Kwaśnicy
Dzień dobry
Dzień dobry
Dzień dobry Szampaństwu,
właśnie idę spać …czyli dobrej nocy sobie 😉
Dzień pikantnych potraw jakoś mnie ominął. A jest to dzień ciekawy, bo to, co dla jednego jest piekielnie ostre, drugiemu wydaje się mdłe. W młodości poznałem Hindusa (nazwisko Metha, więc mógł być Parsem). Ostrą paprykę sypał do wszystkiego. Wegetariański rosół (!) jadał pomarańczowo-czerwonawy od papryki. Mówi się, że chilli to ostra papryka, ale odmian chilli jest wiele. Wśród odmian szczególnie ostrych mamy tabasco. W skali scoville’a tabasco ma od 30 tys. do 50 tys. jednostek. Ale red savina habanero może pochwalić się 577 tysiącami jednostek. 1 g wystarcza na ostre doprawienie ponad pół tony sosu. Smacznego.
Jaki tam dobry 🙁 😉 Święto będzie, ale dopiero w Dniu Martwej Mrówki!
Od dwóch tygodni jakieś mrowisko usiłuje zainstalować mi się w domu 👿
W tej wojnie jeńców nie będzie!
Poza tym mam nie jeść nic surowego – na wiosnę ?! … i jak tu patrzeć optymistycznie w przyszłość 😉
może jakieś sugestie co do gotowania sałaty ? 🙂
Miałam dwa Dni Laby 😀
Emi, trujesz, czy na Feynmana?
Emi, dlaczego nic surowego? Przeczytałem jeszcze raz Gospodarza i wszystkie komentarze. Żadnych zakazów surowizny. Czy z powodu tego zakazu chcesz gotować sałatę? Osobiście nie radzę.
A za mrówki trzeba natychmiast ostro. Trzeba prześledzić, którędy łażą i znaleźć miejsce, w którym usiłują się zagnieździć, np gdzieś pod tapczanem albo w jakiejś szparze prowadzącej pod podłogę. Tam wszystkie chemikalia trzeba skierować zanim poskładają jaja. Łatwiej, jeżeli nie usiłują się zagnieździć, tylko przychodzą penetrowac w poszukiwaniu jedzenia. Ale też chemią trzeba potraktować.
Jak się pozbyć mrówek metodą Feynmana? Ja w zeszłym roku walczyłem chemią, takim proszkiem rozsypywanym na ich ścieżkach. Po dwóch dniach był przeważnie spokój.
Bo moze to duuuzy pierog?
Po obfitym posilku ogladanie niekoniecznie wskazane
http://www.youtube.com/watch?v=3cfcUS_I3as
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
PS
Ogladalam przed obiadem
Zwalczanie mrówek (właściwie nie zwalczanie tylko pozbywanie się) metodą Feynmana zaczyna się od zbadania, czy nasze mrówki mają poczucie geometrii. Nastepnie karmi się cukrem. W sumie ciekawa metoda, ale mało skuteczna. Raczej walor badawczy niz praktyczny.
Pamietajmy, że Feynman był matematykiem i fizykiem od bomby atomowej a nie entomologiem. Może Niesiołowski mógłby lepiej pomóc.
Brzucho
Czy mozesz mi podac troche detali o zupie Zalewajka. Pamietam, ze moj ojciec co niedziele szykowal sobie ta zupe i tylko on ja jadl. Nie bylo innych amatorow w rodzinie na ta zupe. Ojciec od dawna nie zyje a ja nie mialam odwagi o nia pytac na blogu.Nazwe ta mam w pamieci i ciesze sie, ze ktos ( Ty ) o niej wspomnial. To tak jak bym wrocila 45 lat do tylu i stala sie mlodsza.
Brzucho –
znalazles swoje zdjecie w srtoju labadka?
Tu maly substytut, ale za to jak wspanialy
http://www.youtube.com/watch?v=6rpqmcXqcNw&feature=related
Echidna
Bardzo proszę. Nie trzeba czekać aż Brzucho się obudzi z przedpołudniowej drzemki. A jesli poda inny przepis to będzie jeszcze lepiej.
Zupa włościańska – zalewajka
(4 porcje)
4 duże ziemniaki, 2 szklanki wody, cebula, 2 łyżki masła, szklanka śmietany, szklanka barszczu białego z butelki, sól, pieprz.
1. Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę, zalać 2 szklankami wody i ugotować do miękkości.
2. Cebulę drobniutko posiekać i podsmażyć na złocisto.
3. Do ugotowanych ziemniaków dodać barszcz, cebulę, zagotować doprawiając solą i pieprzem. Na koniec wlać śmietanę i jeszcze zagrzać nie gotując.
Do zupy można dodać resztki pokrojonych drobno wędlin (kiełbasy i szynki) lub pieczonych mięs, ale i w wersji postnej zupa jest smakowita i zdrowa. Jest to jedna z bardzo niegdyś popularnych zup, o tradycyjnym smaku.
W zasadzie chciałem podzielić się z Wami wydarzeniami z poprzednich dwóch tygodni. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Dziś zostałem zraniony i to nie z własnej winy. Akustycznie.
Stoję grzecznie na przystanku i oczekuje na transport publiczny. Ludzina z aparatami słuchowymi w uszach gada beznamiętnie. Obok mnie dobrze już siwiejąca rycząca pięćdziesiątka informuje koleżankę przez komórkę:
… akurat dzisiaj, kiedy dostałam swoje dni, mam spotkać się z Heinrichem. Mam nadzieje ze tym razem nie będzie oczekiwał ode mnie zbyt dużo….
________
a tak było miło jak wokół na wodzie nikogo nie było, kto mógłby akustycznie zaśmiecać kosmos 🙁
EluP
Gospodarz dał piękny przepis
bo ja nie pochodzę z krainy zalewajki
ale w sercu chołubię taki włąśnie jej obraz
jakby jeszcze po wierzchu pływały skwarki
…to byłby mój ideał
:::
moja babcie robiła podobną zupę do zalewajki
i nazywał ją pejzanka
wszystko jak powyżej, ale do tego jeszcze dawała zacierekę
:::
no i celem sprostowania
moja rytualna drzemka wypada
przed wieczornymi Faktami i Wiadomościami
:::
już wiem, gdzie mam taśmę z moim Jeziorem
ale musiałbym to ucyfrowić i zYouTubić
ale czy jesteście gotowi to oglądać?
przypuszczam, że wątpię
🙂
Też coraz częściej jestem raniony. Może nie tak jak pani Fotyga, ale jednak. Telefony komórkowe uruchomione w miejscu publicznym powinny właściciela porażać prądem. Niedawno zdawałem relację z paru godzin spędzonych w poczekalni warsztatu samochodowego – z TV i kawą, ładnie i wygodnie. Tylko ten businessmen, który w tym czasie przeprowadził ponad 15 rozmów telefonicznych. Jestem już mocno wprowadzony w jego interesy.
Do tego podróż pociągiem z Warszawy, gdzie współpasażer nie odrywał się od telefonu, do którego ryczał jak ranny łoś przebiegający knieje. Szczęśliwie parę razy zasięg się zerwał. A już rozmowy o tych dniach szczególnie wprawiają w dobry nastrój.
…a że mam żur (własnego kiszenia)
i zapas wędzonek od Mądrego
to na jutro ustanawiam swój osobisty Dzień Zalewajki
moja luba też się ucieszy, bo ona lubi te smaki
Tak, Brzucho, zalewajka zwana zupą włościanką etymologicznie kojarzy się z pejzanką. Tylko nie zaczynajmy dyskusji, czym się zalewajka różni od żurku i białego barszczu i czy różnica jest w rodzaju mąki czy dodatków, ewentualnie jeszcze czym się zaciąga – mlekiem, śmietaną czy też je się bez zaciągania. W każdym razie też zalewajkę u nas się jadało z pływającymi skwarkami
Brzucho –
nie przypuszczaj lecz atak na jezioro … i dawc, dawaj
E.
Paweł, Feynman miał zwariowane pomysły i nieskończoną cierpliwość. Wybadał dokąd drepczą i wyprowadzał je stamtąd za próg domu sypiąc cukrową ścieżkę. Długo to trwało, ale je skutecznie wyedukował 😆
Nie wiem czy będę miał tyle czasu aby edukować mrówki. Ale postaram się poćwiczyć na kretach w ogrodzie. Mam w tym nawet pewną praktykę – w niedzielę rano jeden z nich był bardzo zdziwiony, gdy znalazł się na powierzchni, następnie w wiadrze i potem poszedł na spacer do lasu 😉
To prawda, Haneczko, że metoda Feynmana jest skuteczna, gdy się najpierw mrówki wyedukuje, ale kto ma tyle cierpliwości? Jeszcze przenosić pojedyńcze mrówki na skrawkach papieru.
Pawle, ratuj. Jak to robisz, że kret znajduje się na powierzchni? Też bym swoje chętnie zaprowadził do lasu.
Ja mam swoje zdanie na temat mrówek. Pojawiają się u mnie na wiosnę i wcale ich nie zwalczam, tylko przeczekuję wiosnę w symbiozie. Ja pilnuję porządku i czystości i nie zwracam na nie uwagi. Zauważyłem dwie ważne rzeczy:
po pierwsze – mrówki „ludzkie” jedzenie traktują jako erzac prawdziwego posiłku, mnie się wydaje, że one żrą jakieś martwe owady, jakieś resztki po zimie,
i po drugie, a związane z punktem pierwszym – po wiośnie same odchodzą, jakby już zjadły wszystko, co było do zjedzenia i do końca roku nie uświadczysz ani jednej mrówki w domu.
Tak że w ogóle z nimi nie walczę.
Panie Piotrze
Dziekuje za przepis. To bylo to + skwarki. To chyba przez te skwarki nikt nie chcial jesc zalewajki z pozostalych domownikow. W tamtych czasach w malych miasteczkach szynka byla tylko dwa razy do roku w sklepach no moze trzy jak byl zjazd partii i kazdy z nas wolal jesc szynke z chlebem. Dziekuje za przepis, moze ja zaserwuje mojemu zabojadowi. Ciekawe jak zareaguje.
Stanisławie,
To bydlę też trzeba wziąć cierpliwością 😉 Najpierw cierpliwie rozgrabiam wszystkie kopczyki, żeby, kiedy kret zacznie buszować, wiedzieć w którym rejonie się przyczaić. Potem spokojnie obserwować i jeżeli widać że zaczyna ryć, to powolutku, cicho podejść jak najbliżej. Jeżeli uda się zlokalizować kierunek rycia to trzeba go podkopać szpadlem od tyłu. Oczywiście wszystko bardzo szybko. Wiaderko zawczasu też mam przygotowane w pobliżu żeby go szybko tam przełożyć zanim się znowu wkopie. Najlepiej się poluje rano, kiedy jest jeszcze rosa i nic pod nogą nie szeleści.
Straciłem nadzieję. Nieraz próbowałem czaić się nad kretem. Raz nawet stworzonko przekroczyło wszelkie granice bezczelności. Powiększało kopiec systematycznie przez godzinę, a ja w żaden sposób nie umiałem go zlokalizować. W końcu wbiłem łopatę „na pewniaka” i oczywiście nic. Ale będę jeszcze próbował o świcie. Tylko nie wiem, czy będzie mi się chciało wstac.
U mnie jest to chyba łatwiejsze ze względu na kiepską ziemię. Wtedy te zwierzaki przemieszczają się dość płytko pod powierzchnią.
Kiedyś do środka kretowiska (dość głęboko) włożyłem brzęczyk z włącznikiem czasowym, żeby co godzinę trochę pohałasował. Rano zobaczyłem mój odstraszacz leżący na szczycie kopca. Kret po prostu go wyrzucił 😉 to jednak bardzo inteligentne bydlę.
Nasze krety też wyrzucały brzęczyki. Pan mąż leje na kopczyk trochę oleju napędowego, bardzo nie lubią.
Stanisławie, ja bardzo brutalnie i chyba niehumanitarnie rozprawiałam sie z kretem (ami) na moich grządkach.
Brałam gumowy wąż (szlauch), jeden koniec wkładałam w kopiec, drugi podłączałam do kranu i odkręcałam wodę. 🙁
Do dzisiaj mam nadzieję, że tylko je wypłoszyłam, nie potopiłam.
Na dłuższy czas pomagało.
dajcie spokój kretom. To takie mile zwierzątka. Tu można się doskonale o tym przekonać:
http://www.youtube.com/watch?v=zUYAbG3JPYg
Dzisiaj bedzie historia klasztorna. Nasz klasztor franciszkanski osiagnal dolna granice istnienia. Ta granica to trzech zakonników. Czasami bywam zapraszany do czynu czyli pracy spolecznie uzytecznej. Przegladam archiwum i wyrzucam niepotrzebe papiery. Przede wszystkim niepopolacone rachunki. To tak dla zatarcia. Czasami pakuje lekarstwa kóre potem jada do Polski albo Kazachstanu. W Kazachstania dwu rolników kupilo amerykanski kombajn do zbierania pszenicy. Pozostala z potwornych czasów. Teraz sama sie sieje ale czasami jej pomagaja. Z opowiadan ludzi którzy czasem tam bywaja, wiozac miedzy innymi lekarstwa, wynika, ze dla miejscowycps jest to nadal ciezka zsylka.
Bracia zakonni zapraszaja mnie wtedy na obiad. Znakomita klasztorna kuchnia. Resztki jedzenia laduja w kacie duzego ogrodu. Nastepnego ranka ani sladu ani popiolu. Tyle, ze w klasztornych pomieszczeniach ani sladu mrówek. Przez caly rok. Pewnie sa i inni stolownicy.
Czy w Swieto Sliwek pedzi sie pejsachówke, czy mozna przez caly rok.
Na temat aparatury mam wlasna teorie zwiazana z trzynastoma przykazaniami jakie otrzymal Mojzesz na wiadomej górze
Pan Lulek
Panie Lulku, to podeślij może te trzy, bo ja znam tylko dziesięć, a to oznacza żenujące braki w edukacji. 😉
O walce z kretami było chyba coś w ubiegłym roku – zapamiętałam zakopywanego w kretowisku śledzia, ale nie wiem, czy to działa.
O walce z mrówkami nie będę mówić, ale co przeżyłam, to moje – prawie mi dom wyniosły. Mimo moralnych oporów, zdecydowaliśmy się na środki chemiczne.
Panie Lulku, obiecywał Pan kompendium wiedzy tajemnej na temat robienia nalewek i innych trunków. Czekam z niecierpliwością!
MałgosiuW,
w przepisach masz kilka nalewek Pana Lulka, Teresy Stachurskiej żurawinówkę oraz kilka nalewek Pyry.
Od Pyry to ja nawet mam książeczkę na ten temat… poszukam, może znajdę, to zeskanuję cokolwiek. Znowu nazbierało się papierzysk i wszystkie tam, gdzie się je ciepnęło – ale gdzie co ?! 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
W Poznaniu są Dni Pyry!
Zaczęłam dziś własny przegląd techniczny. W odróżnieniu od Pana Lulka, lekarze są nieco zdziwieni, że jeszcze żyję, a co śmieszniejsze, że czuję się na ogół dobrze. Jutro ciąg dalszy, a główna rozrywka po majówce. Gdybym miała odrobinę przyzwoitości, to bym pewnie ducha wyzionęła, a tak, cóż, stanowię ciekawy przypadek medyczny.
Alicjo wiem, skrzętnie już do siebie całe przepisy dawno temu przekopiowałam (muszę zrobić uaktualnienie), ale Pan Lulek obiecywał coś ekstra!
No to niech się Pan Lulek nie wymiguje, tylko do dzieła, pisać dodatek extra-extra o nalewkach !
U mnie pada, i znowu chłodniej. Jak się spojrzy na las, to lekuteńko coś-niby-gdzieś zielonego, ale jeszcze wczoraj las wyglądał zupełnie goło (poza moją Górką):
http://alicja.homelinux.com/news/img_9343.jpg
Niech się ta moja wiosna pospieszy…
Alicjo, ile kwiatów!!! W tym roku wiosnę masz wyraźnie wcześniej 🙂
MałgosiuW
kwiatów niewiele, tylko te żonkile, a to zielone tojest cały rok zielone, periwinkle, czyli barwinka lub pierwinka, ładnie zaczyna własnie kwitnąć. Wyszło też asarum
http://alicja.homelinux.com/news/Asarum%20Canadensis%20-%20dziki%20imbir.jpg
zaczynają kwitnąć nasze trillium, ale tego na Górce mam niewiele. Bal się zacznie, kiedy zakrólują konwalie, już zaczynaja wychodzić.
Wszystko to jest dzikie oprócz tych żonlili, które znalazły się tam za sprawą wiewiór – co wykopałam i przeniosłam na rabatę z przodu domu, to one z uporem maniaka wykopywały i z powrotem na Górkę. No to niech ta…
Nasz pies dostał dzisiaj psi paszport, Ma przecież mercedesa, pojedzie w sierpniu na wycieczkę i w planach jest niemiecka część Uznamu. Młodsza twierdzi, że pies jest miły i nie będzie się sąsiadom odgryzał za powstanie warszawskie ani inne wrześnie.
Arcadius – Pyra za Tobą murem. Przeżyłam pół godzinny dramat akustyczny: przede mną w kolejce o lekarza były było dwoje prymitywów. Nie żadne małolaty – na oko 45 + Najpierw głośno, bez krępacji wyjaśniali sobie wzajwemnie co zrobić, żeby do starości być na zwolnieniu lekarskim Pyra z miejsca była anty proletariacka). Potem pani weszła do gabinetu, a pan został z jej telefonem w łapie i zaczął jej dobierać „muzyczkę” jako dzwonek. Wszystko w piskliwej, katarynkowej manierze. Długo wytrzymałam – z 15 minut. Poprosiłam, żeby przestał. Zignorował mnie. Nie wytrzymałam katarynkowej transkrypcji :Dla Elizy” Bethovena, a zaraz potem „wiosny” Viwaldiego. Poprosiłam o ciszę energicznie – spojrzał, wzruszył ramionami, powiedział „dobrze” i dalej się bawił. Ogłosiłam „w powietrze”, że idę poszukać ochrony. Warknął pod nosem, wyłączył telefon i (na szczęście) przyszła jego kolej na wizytę. Byłam trochę w kiepskiej formie, ale gdyby obok była Dorota z Sąsiedztwa, to razem urządziłybyśmy chyba chłopu lepsze kęsim, niż Tatarzy pod Kamieńcem.
Wszystko musi dostac. Przepisy na nalewki tez. Brzucho zapowiadal, ze bedzie robil warsztaty na temat nalewek. Porobilem troche wzorców ale On chyba zmienil zamiary i rzucil sie na baleciki.
Chyba jednak przyjdzie poczekac do Zjazdu. Przyda sie wtedy na wniesienie sztandaru.
Pyro droga, podaj do publicznej wiadomosci albo dla mnie prywatnie jakimi papierosami pracowicie skracasz sobie zycie. Ciekaw jestem czy u nas sa takie same gatunki którymi moznaby Cie podtruc.
Ksiazki w tempie karabinu maszynowego ( wzór AK-47 ) potrafi tylko pisac Gospodarz. Potrzebuje na nagrody w konkursie „Co gotujemy”
Poczekamy, zobaczymy
Pan Lulek
Stanislawie,
Swiece dymne (smoke bombs) sa w sklepach ogrodniczych. Wtykasz w krecia (mole) nore, podpalasz lont i po minucie widzisz jak w roznych miejscach, gdzie ryla krecia rodzinka wychodzi spod ziemi dym. Dziala to w promieniu ok. 10-15 metrow. Co roku pozbywam sie tak intruzow. A probowalem wszystkiego: trucizny, sonic repellant, pulapek itp. Kret zre insekty, nie rosliny. Dym likwiduje takze insekty (n.p. crabs). Do konca sezonu masz spokoj.
Panie Lulku .
A może by tak rzucić to wszystko i dołączyć do zakonnej franciszkańskiej braci. Ty i ja . Byłoby nas pięciu. Świętych Franciszków. Zapytaj się Przeora czy nie miałby nic przeciw temu ,żebym co jakiś czas polatał z rurą za miejscową ludnością. Ładniejszą częścią oczywiście.
Marek masz jak w banku, Bedzie przeprowadzona rozmowa z ojcem Prowincjalem. Troszke musisz poczekac bo prowincja miesci sie w Salzburgu. Jest to nowa prowincja bo Austria pod wzgledem franciszkanskim jest teraz jednoprowincjalna. Przeprowadzajac rozmowe wspomne o rurze i jej nieodlacznym przeznaczeniu. Slicznotek do nawracania nie zabraknie.
Zadano mi pytanie na temat liczby przykazan. jak wiadomo na poczatku bylo ixh trzynasci zapisanych na trzech tablicach. Mojzesz dostal wszystkie trzy ale bylo mu niewygodnie ze schodzeniem bo mial tylko dwie rece. Zabral dwie i potem zapomnial gdzie zostawil te trzecia. Na tej trzeciej byl przepis jak robic pejsachówke. Przypadkowo znam ten tekst ale nie bede ujawnial tajemnicy. Zaznacze tylko, ze w Poczcie Butelkowej znajduje sie stosowna flaszka której pojemnosc wystarczy na dobry lyk dla kazdego czlonka Kahelu. Tym razem jednak beda kosztowac uczestnicy kolejnego Zjazdu. Jesli oczywsiscie dozyje i dojade
Pan Lulek
Panie Lulku,
niech się Pan nie waży nie dożyć!
Stanisławie zakaz surowego (oprócz innych zakazów, ale ten najboleśniej odczułam 😉 ) został wydany przez lekarza 🙁 okazało się, że jestem dumną posiadaczką zdrowia kategorii wrak, ale i nadspodziewanie silnej woli przeżycia 😉 Z tym gotowaniem sałaty wcale nie żartowałam, postanowiłam, że skoro nie mogę surowej zacznę ją dodawać pod koniec gotowania do zupy jarzynowej, a znając siebie chyba będzie w każdej zupie 😉
Mam pewien sposób na mrówki – w ubiegłym roku okazał się skuteczny, w tym dalej walczę, bo i broni używam oszczędniej.
Rok temu wychodząc z pokoju zobaczyłam, że korytarz po prostu się rusza, mrówki szły całą ławą, złapałam co miałam najstraszniejszego w domu, czyli wodę toaletową (nawet znanej firmy 😉 ) o morderczym zapachu i zaczęłam rozpylać na mrówki, aby zlikwidować ich ślady chemiczne, a zdezorientowane towarzystwo sukcesywnie wybijałam. Dom nadawał się do długotrwałego wietrzenia, ale mrówki również tego nie zniosły 🙂 Porozpylałam też na dworze na ich szlakach, przy drzwiach itd. Zdarzały się potem jeszcze jakieś pojedyncze wejścia, ale taka fala już się nie powtórzyła.
W tym roku atakują co drugi dzień, idą wzdłuż listw podłogowych, więc jest tak : prysk straszliwej wody, odcięty oddział posuwistym ruchem zostaje zgarnięty (bardzo dobrze łapią się do solidnie zmoczonego płatka kosmetycznego, panie wiedzą o co chodzi 😉 ) i hmm likwidowany. Staram się zacierać ich ślady zapachowe, ale walka zapowiada się długa 😉 Przed domem i na ich kopcach wysypałam jakiś proszek, ten z kopców już wciągnęły do środka, zobaczymy…
Jeśli chodzi o kreta, to ten mój podtrawnikowy jest chyba głuchy i nieśmiertelny, nic mu nie przeszkadza
Emi,
może w takim razie sparzaj tę sałatę na parze, jak szpinak – aż zemdleje. Chyba nie musi być ugotowana na śmierć?
Przerzuć się na jakieś sałatki warzywne z warzyw podgotowanych lekko, ale nie rozgotowanych – brokuły, kalafior, pyszna jest cukinia podsmażona krótko, fasolka szparagowa i co tam jeszcze… buraczki, marchewka… jak się rozejrzeć, to są możliwosci i kombinacje tez można powymyślać. Papryka pieczora… w Afryce pd. często podają jako jarzynę obsmażane grube plastry pomidorów (wybierać te mięsiste, mało pestek). A ja polecam smażone zielone pomidory, jeśli ktoś ma – otoczyć leciutko mąką i szybko obsmazyć z obu stron, mozna i bez mąki. Sałata gotowana jakoś do mnie nie przemawia – co z taką zemdloną robić? Jakiś winegret do tego, bułka tarta z masłem czy co? Parmezanem czy jakimś innym serem sypnąć?
Tyle mi przyszło do głowy, spadam do kuchni, jak nie zapomnę, to jeszzce dodam o szpinaku coś, bardzo fajnie go przyrządzają w Afryce.
Dzięki Alicjo 🙂 nigdy nie stosowałam żadnej diety, czy jakiegoś rygoru żywieniowego i dlatego te ograniczenia trochę mnie ogłuszyły 😉 Obawiam się, że gotowane – oznaczało solidnie ugotowane 😉 🙁
Alicja, u Ciebie nasz barwinek kwitnie 😀
Emi, proszek na mrówki działa, ale nie na wieki wieków niestety 🙁
Na mrówki jest u nas koder. Pudeleczko z jakims prochem które stawia sie na mrówczej drodze. Podobo dziala tak, ze one przestaja sie razmnazac.
Poza tym prosze nie zapominac, ze.
VANDAL WIRKT PHENOMENAL
Spokojnej nocy wszystkim.
W oczekiwaniu na nowy, podsluchany przez Pyre, przepis jak dojechac na zwolnieniach lekarskich do emerytury.
Pan Lulek
Dla wszystkich zwalczających mrówki. Polecam.
http://dom.gazeta.pl/ogrody/1,72078,4317713.html?as=2&ias=2&startsz=x
Tu Stara Żaba,
Panie Lulku dzięki za olej z dyni i nasionka (dojechały via Berlin). Namoczyłam i posadziłam, znaczy nasionka a nie olej.
Prawie skończyła się pierwsza tura wyźrebień, dla mnie rewelacja: na siedem źrebaków tylko jeden ogierek, reszta klaczki. Byle tak dalej.
Moje koleżanki żaby po prostu oszalały – tak się wydzierają, że spać nie można. Deszczu ani na lekarstwo, trawa schnie i nie rośnie. Juz dawno zauważyłam, że tu są tylko dwie pory roku: sucha i deszczowa, przeplatające się. Deszczowa wypada od jesieni do wiosny i latem w sianokosy. Sucha z kolei od siewów do sianokosów. Rolnikowi nigdy nie dogodzi.
O, Stara Żaba zakumkała 🙂
Gratulacje i pociechy z klaczy i ogierka. U mnie jak zwykle zimna wiosna – i deszczowa. Dopiero dzisiaj jakieś nieśmiałe pąki liści pokazały się na drzewach, ale jak już sie pokazały, to pójdzie biegiem.
Ja też idę – gaszę światło, bopo drugiej stronie Wielkiej Wody już ranek i słońce wstało.
Dzień dobry – i dobranoc sobie.