Prawdziwa szkoła życia
Ta książka, mimo że ukazała się na rynku ponad rok temu, jakoś umknęła mojej uwadze. Na szczęście znalazłem ją leżącą pod choinką wśród innych drukowanych prezentów. Natychmiast zabrałem się do lektury (i do gotowania też). A powód zaraz będzie jasny.
Na ostatniej stronie okładki wydawca i autor tak prezentują dzieło:
„18 grudnia 2009 roku nadano ostatnią audycję w języku polskim na falach Radia France Internationale. Polska redakcja została zlikwidowana, co przypieczętowało koniec osiemdziesięcioletniej obecności języka polskiego na tej antenie. Marek Brzeziński poświęcił tej redakcji dwadzieścia jeden lat życia. Dzień wcześniej wygłosił ostatni wykład dla studentów Uniwersytetu Schillera w Paryżu, gdzie pełnił funkcję profesora… od dwudziestu jeden lat. Dzień po dniu skończyły się sprawy, które przez dwie dekady stanowiły główny nurt życia zawodowego Marka Brzezińskiego nad Sekwaną. Zamknął za sobą drzwi uczelni i przekroczył próg akademii…
LeCordon Bleu to jedna z najważniejszych światowych świątyń gotowania – założona w 1895 roku, obecna w piętnastu krajach świata, kształcąca 18 tysięcy studentów rocznie. Dla Marka Brzezińskiego stała się szkołą francuskiego życia kulinarnego oraz inspiracją do podróży przez smaki i smaczki Francji. Dziś autor dzieli się z Czytelnikami opisem swojej paryskiej przygody, zapraszając do wspólnego zwiedzania stolicy Francji widzianej z perspektywy ucznia najsłynniejszej szkoły kulinarnej.
To, co mnie tam spotkało, przerosło moje wyobrażenia. Kulinarna świątynia – a w jej wnętrzu reżim jak w oddziale pułku specjalnego piechoty morskiej. Świat, z którego istnienia trudno było sobie zdać sprawę – świat musztry i rozkoszy podniebienia. Odkrywałem to z oczyma otwartymi ze zdumienia. Po ponad pół wieku obcowania ze sobą odkrywałem też siebie. To chyba było w tej całej przygodzie najbardziej zaskakujące.”
Pamiętałem audycje Brzezińskiego z RFI oraz polskiej Trójki. W tej ostatniej stacji często i ze znawstwem oraz ze smakiem opowiadał o swoich francuskich odkryciach kulinarnych. Miałem więc niemal pewność, że i tym razem nie sprawi mi zawodu. Tak też było. Krwisty (czasem nawet w sensie dosłownym, bo paluchy absolwentów paryskiej uczelni noszą liczne szramy) reportaż z zajęć przeplatany tu jest podróżami po całej niemal Francji i okraszony wieloma przepisami. Wielu z nich nie znałem. Zacząłem więc naśladować autora od rzeczy prostych, takich np. jak kotleciki jagnięce pieczone w solnym pancerzyku:
Kotlety z żeberkami obieramy z grubej warstwy tłuszczu. Kiedy natnie się od góry, to płat sam się oddziela od mięsa. Warto zamarynować kotlety w czosnku, oliwie z oliwek, z dodatkiem listka laurowego, kilku rozgniecionych ziaren jałowca, krzty gałki muszkatołowej, świeżo startego imbiru, gałązki rozmarynu i szczypty najdroższej przyprawy na świecie –szafranu, czyli kwiatu krokusa. (…) Masę solną, przygotowujemy, mieszając grubą sól morską z mąką, której jest dwa razy tyle co soli. Spoiwem tego muru będzie białko. Masą solno-mączną otulamy kotlety, tak aby dokładnie oskrobane z mięsa kości żeberek sterczały na zewnątrz. Mięso musi być we wnętrzu pancerza hermetycznie zamknięte, jak astronauta. Kotlety trzymamy ponad pól godziny w piecu – temperatura 180 stopni C. Podajemy w solnej zbroi, w jednym miejscu lekko ją odłamując, żeby widać było zabójczo wyglądające mięso, a zapach – zapach już sam zniewala.
Takich, a nawet jeszcze atrakcyjniejszych, przepisów jest w książce wiele. Każdy z nich zaś ma swoją interesującą historię. Czasem pikantną, czasem śmieszną a zawsze smakowitą i zachęcającą do naśladownictwa. Słowem to książka dla aktywnych smakoszy, których nie stać ( z różnych powodów – nie tylko finansowych, choć taki kurs kosztuje ponad 20 tys. euro) na studia paryskie ale starają się zaspokoić swoje kulinarne ambicje.
Na koniec jedna uwaga krytyczna: nie wypada, by taki autor (autorytet bądź co bądź kulinarny) nie rozróżniał skorupiaków od mięczaków. Otóż ostrygi a także omułki to mięczaki. Skorupiaki zaś to m.in. homary, langusty, kraby. Nie należy uparcie mylić ich ze sobą. Ale ta sypka obciąża – moim zdaniem – zwłaszcza redaktora książki i wydawcę.
Komentarze
Ha! A ja od kilku lat często zachęcam do czytania (i skorzystania) z cotygodniowego spotkaniem z p. Markiem i fragmentem jego książki, na łamach „Angory” Mówiąc prawdę, kupuję „Angorę” przede wszystkim dla jej stronicy kulinarnej, dzielonej między dwóch świetnych autorów: panów Brzezińskiego i Kalicińskiego. Świetnie także pisuje o kuchni p. Alina na szpaltach „Studio opinii”. Może i tego wszystkiego nie ugotuję, ale przeczytam z przyjemnością.
Samo przez się zrozumiałe, że Gospodarz pozostaje poza wszelką konkurencją – jest „najmojszy”.
No i tu „je” moje pytanie: czy w kwestii formalnej za podobne pomyłki odpowiada autor „autorytet bądź co bądź kulinarny” czy redaktor i wydawca książki? A może cała trójka?
Pozdrowiątka od zwierzątka (nocną porą w Nowym Roku)
Echidna
Możem opóźniona lecz polecam. Miałam wczoraj pyszną zabawę:
http://www.youtube.com/watch?v=h0UUrar3uGg&list=TLylRClugXRjbGDzlB6AqWsJ-l4e8xc4Yl
E.
Czy blog padł ofiarą zarazy jakiejś? Co się dzieje? Gdzie się wszyscy podzieli?
Chciałam się pochwalić, że nawiedziła mnie wczoraj Haneczka z Panem Mężem i z tej okazji dostałam biografię T.Boya Żeleńskiego pióra Józefa Hena, butelkę nalewki „starego kawalera” (tak się nazywa odmiana ratafii) i foremkę delikatnego pasztetu. Z Blogowiczami człowiek z głodu nie zginie.
Echidno, autor może się pomylić, ale redaktor i potem korektor biorą forsę dokładnie za to, że pomyłki wyłapują. A i tak się zdarza, że nie wyłapią… w mojej ostatniej książce chłopak chodzi do gimnazjum, a świadectwo dostaje z liceum. Trzy osoby czytały przed drukiem…
A propos „Koncertu” – jakby ktoś miał okazję posłuchać jak dyryguje Walery Giergiew, to ostrzegam: nie wolno blisko siadać. Skubany maestro podśpiewuje pod nosem. Całkiem głośno. Rum tum tum, trala bum.
Wisłocki też śpiewał, a partię skrzypiec nawet dyszkantem; okropnie roztargniony bywał, ale orkiestrę przygotowywał ekspedite.
Pisałam, że dostałam książeczkę o czekoladzie – taką „specjalną” książkę kucharską. Otóż jest w niej przepis na „czekoladę plastyczną” czyli tę formę smakołyku, z której można robić dekoracje na ciasta i ciasteczka. Może się przydać w okresie karnawału, proste to, jak drut i łatwe. Dalej trzeba już mieć trochę zdolności w łapkach – ja nie mam (coś jednak pewnie wykombinuję na swoim niewysokim poziomie).
Czekolada plastyczna
– 200 g czekolady (obojętnie: gorzka, mleczna, deserowa czy biała)
– 75 g płynnego miodu
– papier do pieczenia.
Czekoladę połamać, rozpuścić – nie dopuszczając do wrzenia – mieszać. Odstawić z ognia, po chwili dodać miód i jeszcze mieszać do doskonałego połączenia składników.
Wylać na papier i zostawić na kilka godzin. Brać po kawałku, rozgrzewać w dłoni, formować figurki, kwiatki czy inne dziwactwa, ew lekko podgrzanym wałkiem wałkować przez folię duże, płaskie elementy – np pokrycie tortu. Można też robić nitki zanim czekolada zastygnie, wyciągając na wykałaczce niteczki i dosuszając je na papierze. Jak kto wprawny, to może zrobić bardzo dekoracyjne warianty czekoladowe.
Moze na wszystko sobje pozwolic, nie tylko na: rum tum tum, trala bum. muzycznie jest gergiev wysoko u nas ceniony. München sciagnelo go od tego roku do filharmonii. Ciekawe kogo tym razem odkryje. Netrebko odkryl, nie przy sprzataniu toalet jak glosi legenda, lecz przy sprzataniu foyers 🙂 🙂 🙂 🙂 , zadna roznica, kasa i tak nie smierdz 🙂 🙂 🙂 🙂
Oobiscie go nie poznalem, ale mamy wsolnych znajomych 🙂
Oecnie w hamaku o.ivki nadziewane ostra popryka i popijane musujaca cava. Bomba, znacznie lepsze niz z mandarynkami. Na tarasie jeszcze caly czas 25°C i szum palm 🙂 🙂
Nisiu,
Twoje książki cieszą się dużą popularnością w mojej pracy: kilka miesięcy temu (jeszcze przed wypadkiem) pożyczyłam ze sześć książek koleżankom. Niestety nie odnotowałam które którym. Niedawno wróciła do mnie jedna. Koleżnki zapierają się zadnimi łapami, że oddały albo nie brały a ja mam braki na półkach, wrrr…. 😡
Ewo – życia towarzysko – koleżeńskiego nie prowadzę, córki wolą czytać thrilery albo sf, synowa ponoć kupuje Nisi książki, a mnie krasnoludki wyniosły 5 tytułów. Nikt nie brał, nikt nie pożyczał – widocznie wyprowadziły się pod lepszy adres.
Korzystam z zasobów książkowych rodziny, znajomych i biblioteki, ale wszystko solidnie zwracam.
Pyro, biografia Boya – Żeleńskiego bardzo mi się podobała. Mam nadzieję, że też przeczytasz ją z wielką przyjemnością.
Siedzenie blisko orkiestry czasami, jak widać, jest niewskazane, ale siedzenie dalekie także, a nawet bardziej. Niedawno wybraliśmy się na koncert Chóru Aleksandrowa do hali Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu. Hala jest olbrzymia, ale najdalsze miejsca nie były zajęte. Chór i soliści byli znakomici, do repertuaru miałam spore zastrzeżenia, bo oczekiwałam raczej starych pieśni rosyjskich, a zaprezentowano np. Skyfall z repertuaru Adele/ której nikt nie przebije/. Ale to sprawa gustu. Najgorsze było to, że chór, w sumie nie taki okazały, jak sobie wyobrażałam, przez to że występował w tak wielkiej sali, został zupełnie zminimalizowany. Grupka maleńkich postaci na odległej scenie. Taki występ powinien odbyć się w sali opery lub filharmonii i wtedy efekt byłby o wiele lepszy. W sumie wyszłam z tego koncertu bardzo rozczarowana. Tak bywa, kiedy oczekiwania są duże, ale przecież uzasadnione.
W Poznaniu… 😉 http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl%2Fnode%2F6660
W Warszawie: http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5145
http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4089
Asiu, świetne 🙂
🙂
Irku – w Lublinie: http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4222 🙂
W krainie rzek i moczarów: http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4218
Siedzenie blisko estrady na koncertach bywa ryzykowne. Jeden znakomity baryton (ale nie Hiolski, Pyro!) dopluwał do czwartego rzędu.
Manchego, ja Giergiewowi nie ujmuję, ale taki przydźwięk cholernie przeszkadza w słuchaniu muzyki.
Aleksandrowcy są w tym małym składzie jak raz w sam raz na Salę Kongresową, tylko że tam jest okropnie parchate nagłośnienie. Mnie się ich świetnie słuchało w hali targowej w Szczecinie – ale miałam jedyne takie dobre miejsce – kiedy robiłam o nich materiał i stałam z operatorem obok sceny, tuż, tuż, niemal wbijając w nią zęby przednie.
Ewo, dzięki za dobre słowo!!!
http://gapla.fn.org.pl/
W odróżnieniu od czcigodnych Koleżanek ja miałam piekielne pretensje o potężne, ogłuszające nagłośnienie – zupełnie zbędna zresztą. No, niechby ze dwa podwieszone mikrofony – to nie! Przy perkusji, przy harmonistach, przy chórzystach i przy każdym żywym na estradzie – mikrofon. I wielkie kolumny głośnikowe równolegle do sceny. A Arena to regularna półkula żebrowana. Głos przenosi się elementami konstrukcji. Dobrze, że znałam teksty, bo ogłuszona nie rozumiałam co wujek Borys ględzi uwodząc publisię. W drugiej części dawali arie operetkowe i to była pomyłka. Księżniczka Czardasza (niezależnie od walorów wokalnych) powinna jednak mieć nieco niej, niż 60 lat.
Nisiu, doslownie przed godzina skoczylam Twojego „Aniola w kapeluszu”,
ale bij-zabij, nie zwrocilam uwagi, ze Jonasz dostal swiadectwo z liceum…. Fajna ksiazka. Chociaz z poczatku bylam wsciekla, ze zapychasz dziury starymi kawalkami.
Pozdrawiam.
Dobry wieczór 🙂
Też nie zwróciłam, ale zapomniałam dowieźć Pyrze, nadrobię 🙂
Czy ktoś wie, co u Alicji?
Też pytałam o zdrowie Alicji ale nie odpowiedziała. Może ktoś ma inny kontakt ?
Na skype jej nie ma, a pisać do niej nie chcę, bo jeżli leży plackiem, to i tak poczty nie przeczyta. Gdyby wstawała, to by notkę napisała.
Niunia, napisz mi, proszę, na priv, co zapychałam starymi kawałkami, bo nie kojarzę.
monika@monikaszwaja.pl
Po świątecznych rozmaitościach, teraz pora zagospodarować pozostałości; wczoraj w charakterze obiadu wystąpiły omlety z pieczarkami i serem + szczypiorek, czerwona papryka i dyżurne, dzisiaj pizza „ze wszystkim” – kiełbasa, boczek,szynka, grzyby, papryka, ser, na wierzch już po upieczeniu pójdą plastry pomidorów. Jaki kawałek sie trafi na talerzu, taki się będzie jadło. To jest konieczność, bo jak utyskiwałam przed Haneczką, lodówka pełna, a jeść nie ma co – pojemniki, pojemniczki, pudełka, słoiki, a w każdym jakaś resztka. Na jutrzejszy i poniedziałkowy obiad będzie pieczeń wołowa i roladki ze schabu + pyzy drożdżowe, trochę kapusty kwaszonej zasmażanej, surówka z marchwi i jabłeki pikle, a na deser keks Krystyny (zaraz pójdę piec i zarabiać ciasto na pizzę).
Pyro, u mnie dzisiaj tez sa resztki; kawalek ryby, kawalek pizzy i resztki sosu grzybowego z kluskami . U mnie ciagle pada i wieje mocny Wiatr. Od czasu do czasu krotkie przejasnienie i powtorka z deszczem. Pogoda uniemozliwila mi spotkanie z Danuska, ktora byla w poblizu.
A ja właśnie myślałam o Danuśce i Elap. Szkoda, że spotkanie nie doszło do skutku. Przede mną też keks Krystyny. Już odmierzone i przygotowane produkty, zaraz zabieram się do dzieła 🙂
Brak wieści od Alicji niepokoi.
Wieści od Alicji. Odetchnęłam, chociaż jeszcze nie całkiem.
Jest trochę lepiej. Bardzo słaba i niejedząca. Ma nadzieję jutro zajrzeć na blog. Zakazałam. Blog może poczekać. Trzeba solennie i cierpliwie wyleżeć draństwo.
Haneczko dzięki za wieści. Alicji zdrowia !
Haneczko 🙂
A ja, prosze aby Pan Piotr Adamczewski zainteresowal sie stanem zdrowia Alicji – swojej promotorki – I dal znac uczestnikom blogu I jej przyjaciolom. A wiec czekamy /nie wypada aby wszyscy nagabywali rodzine, czy nawet sl.zdrowia/.
Jestem pewna, ze Nemo , gdyby tutaj bywala,/pomimo calej animozji I jakichs smiesznych niesnasek/, wiedzialby co zrobic i zajelaby stanowisko aby nas uspokoic.
Niunia, spokojnie. Wiem, do kogo wypadam.
Haneczko,
nie rozumie co to „wpadam”?
Haneczko, OK.poczytalam wyzej..
Alicja przechoruje i zaraz da znać.
Czy Niunia i Nowy to nie jedna osoba?…
Podobny sardonizm.
Cichalu, siadł i wstydził się.
Blog ma pozdrowienia via Jerzor!
Haneczko, jeśli ktoś twierdzi, że Alicja jest promotorką Gospodarza?
Pamiętasz „Nemocnicnice na kraji mesta”? „Gdyby głupota umiała latać…”
Alicja jest i pozostanie Alicją.
Jerzoru ślę duchowe podtrzymania i odpozdrowienia 🙂
Cichalu, dzisiaj zapomniałam, że Dziwisz nazywa się Dziwisz, ale Ciebie widzę jak żywego 🙂 Pozdrowienia dla Ewy, ją też widzę 🙂
Cichal,
Chciałbym, żebyś pamiętał, że Nowy nigdy nie zmienił swojego nicku, tak jak nigdy nie zmienił swojej osobowości. I nie zmieni.
Twoje komentarze potwierdzają tylko słuszność mojej decyzji o blogowym urlopie. Nawet ten urlop teraz przedłużam – w nieskończoność…. Jakoś zrobiło się nam nie po drodze…
Zostałeś sam ze swoimi złośliwościami…
Powodzenia…
Blog potęgą jest i basta… zwykło się tu mówić, tylko na ile tej Twojej potęgi wystarczy?
Niewiele robisz, zeby Blog wrócił do dawnej potęgi. Nie potrafisz, czy co?
Cichal, ty /przez male/ swinio. Uruchomiles sie, bo wiosna niedlugo, I trzeba sobie baze zabezpieczyc.Mam nadzieje, ze Nisia I Zaba sie opamietaja… Bardzo spodobala mi sie ubiegloroczna reakcja a’capelli. Huraa!! Znane nazwiska? My tez je mamy I nie robimy z tego uzytku. Mysle, ze twoj problem to sprawa wieku?
Tak pięknie pożegnał Gospodarz Stary Rok jednocześnie witając ten Nowy, 2014:
…wszystkim przyjaciołom (nieprzyjaciołom także) blogowym i pozablogowym składam serdeczne życzenia noworoczne.
Niech się Wam szczęści w kolejnym roku jeszcze bardziej niż w tym mijającym, żyjcie zdrowo
i (jeśli się uda) wesoło oraz smacznie. Powściągajcie też (o ile to możliwe!) nerwy oraz emocje, nie wdawajcie się w niepotrzebne spory, wybaczajcie cudze błędy ale pamiętajcie, że też czasem błądzicie. Jednym słowem: CZŁOWIEKU NIE IRYTUJ SIĘ!
Nie tak dawno świętowaliśmy Boże Narodzenie nie tylko (mam nadzieję) bo tak nakazuje tradycja.
Ten którego narodzenie witaliśmy powiedział: ” Jeśli jesteś bez winy podnieś kamień i uderz”.
Może ta niewielka dygresja pomoże niektórym bywalcom Kawiarenki Blogowej uszanować współbiesiadników stołu jakże suto od lat zastawianego przez Gospodarza. Docenić Jego pracę, cierpliwość i nieprawdopodobną wyrozumiałość w stosunku do personalnych przytyków (a jest to bardzo delikatnie powiedziane) jakże nie pasujących do dobrego zachowania przy stole. To ostatnie – gwoli wyjaśnienia – to dowcip słowny (odsyłacz – O zachowaniu się przy stole – Przecław Słota).
Jeszcze raz podpisuję się pod życzeniami Gospodarza, a od siebie dodam tylko jedno:
– grzeczność nie jest od święta czy tylko dla wybranych
– tolerancja dotyczy stosunku do innych a nie do samego siebie
– szanując innych szanujesz siebie
Pozdrowienia
Echidna
Niunia, w czym mam się opamiętać? Bo ja chętnie, tylko wyraź życzenie jakoś konkretniej.
Nie napisałaś mi też, jakimi to starymi kawałkami zapchałam moją ostatnią książkę.
Blogu!
Pomóż.
Czy można zamrozić zupę rybną?
To znaczy – czy po odmrożeniu ona będzie się jeść???
Ugotować zupę rybną na jedną osobę o niemożliwe do wykonania wyzwanie…
🙄
TO wyzwanie, totototototo…
Nisiu, przepraszam, napisze jutro.
Nisiu, oczywiście, że można mrozić. Mroziłem, jadłem, smakowało.
Nowy (znam i cenię) Niunia (nie znam i nie cenię) połączenie Was w sardoniźmie miało być dowcipem! Jeśli mi nie wyszło, to Nowego przepraszam! Nie zaperzaj się, bo marny dowcip nie jest wart tego.
Dobrej nocy życzę a potem dobrego dnia. Wyluzujmy…
Dzięki Echidno za mądre słowa.
Krótkie wyjaśnienie: wysłałem do Kanady prywatny list. Nie jestem upoważniony do ujawniania prywatnej korespondencji. Ze zdecydowaną większością nie mam możliwości takich kontaktów. Uczestnicy blogu sami ze sobą korespondują pozablogowo i gdy trzeba, to wiadomości ujawniają. Tak było i w tym przypadku.
Nowy, nie pękaj. „Kapitan” ma swoje lata. Mylą mu się fregaty ze szkunerami, nie pamięta, że można stać na redzie i cumować, choćby przy beczce… Starość, nie radość! A może nadmiar rumu?
Właśnie Cichal,
Wspominając jak bardzo wspieraliśmy argentyńskie, chilijskie, amerykańskie, włoskie i francuskie winnice, jak wspieralismy rumem biedne Porto Rico, Jamaikę, jak wspieraliśmy tekilą Meksyk, nie mówiąc już o katolickiej Irlandii i…ostatnio Brazylii…, zaniechajmy dalszych docinków i sporów.
Co było a nie jest nie pisze się w rejestr… uczyła mnie Mama.
Skoro potrafiliśmy połaczyć rumbę z polonezem więc niech rozsądek weźmie górę…
Nie pojąłem dowcipu – wiesz, ja prosty chłop… Zresztą ja już nie chcę nikomu docinać. Jest mi bardzo przykro, ze tyle osób ubyło, chciałbym, zeby było jak dawniej… nawet z kłótniami. Niektóre z nich były nawet sympatyczne. Niestety, tylko niektóre…
Ale co tam…
Trzeba zacząć budować od nowa, nie burzyć….
Nie znam Ciebie klio, a Cichala znam. Nie zgadzam sie z nim zawsze, ostatnio nawet bardzo, ale przynajmniej wiem, że cichal to cichal, natomiast nie wiem kto się ukrył pod nickiem klio.
Nie lubię rozmawiać z anonimami.
Pod nickiem klio ukrywa się klio, tak, jak pod nickiem nowy jest pewnie nowy. Proste?
Nie chcesz, nie rozmawiaj, a raczej nie pisz. Proste?
Boziu, Boziuchno! Znowu wzmożenie moralno – farsowe? Jak ja się boję wszystkich”prawdziwych”…! „Prawdziwych Polaków”. „prawdziwych kobiet” i „prawdziwych sprawiedliwych” Ludzie „żivot je cudo”, jak często cytuje Alicja i ma świętą rację. Jest – o ile sami sobie nie obrzydzimy otoczenia. Siła naszego środowiska przez kilka lat była życzliwość wobec innych uczestników, a zaledwie dwa razy ktoś zasłużył sobie na powszechny ostracyzm – i to zasłużył sobie rzetelnie. Reszta się dogadywała albo unikała dyskretnie wpisów niesympatycznych. Ludzie sobie w miarę możliwości pomagali, służyli radą, czasem przysługą, czasem wsparciem – trzyma
niem za rękę w chwilach trudnych. Powtórzę apel Echidny – szanujmy siebie nawzajem. Kochać nie trzeba, szanować, okazywać grzeczność stosowną – jak nas Matki uczyły. I szanować tego, w czyim domu siadamy przy stole; to minimum. Nie podoba się tutaj? To nie przyłaź; jest sporo miejsc w sieci, gdzie można wykrzyczeć własną frustrację.
U nas w Epiphanie – dzisiaj – jadamy ” la galette des rois „. Jest to bomba kaloryczna, ale kazdy chetnie kupuje i sie zajada. Ja zaczelam juz wczoraj i tak bedzie do konca stycznia. Naleze do roznych organizacji i kazda organizuje spotkanie przy galette. Trzeba uwazac jedzac, bo w srodku jest figurka z porcelany ( rzadko ) lub z plastyku i mozna sobie zlamac zeba. Ten kto znajdzie w swoim kawalku zaklada korone. Wszyscy sie swietnie bawia.
W Nowym Roku 2014
wszystkim Gosciom pana Gospodarza
najlepszego 🙂
Tak wiosennie u nas
PS 6 stycznia dzien wolny od pracy (Szwecja), ach, jak wiele tych dni bylo w koncu ub roku. Osobiscie nie swietuje ale lubie te atmosfere dookola mnie.
Zrobiłam takie ciasto:
http://www.bbc.co.uk/food/recipes/mincemeatstreusel_73426.pdf
Jest bardzo pyszne, polecam je miłośnikom bakalii. Przetłumaczę przepis w razie potrzeby.
Korzystam z tego, że mi się otwarło okienko komputerowe. Nie mogłam skorzystać z sieci niemal cały dzień, a rozmowy przez skype – wczoraj i dzisiaj były przerywane w rytm zanikającego sygnału internetowego. Czekam wtorku, aby wywołać małe tornado u operatora. Jednak nie upiekłam keksa, bo jak się okazało, miałam w domu za mało mąki, z czego 1,5 szklanki zużyłam do pizzy (znakomita mi wyszła chociaż nieortodoksyjna) i zostało w torebce niewiele, a dzisiaj nie chciało nam się biegać po sklepach. Tym sposobem w charakterze pogryzek deserowych wystąpiły gotowce „pałeczki z ciasta ptysiowego” głosi etykietach na sporej torbie foliowej. gorąco polecanych w moim sklepiku. Tanie jak barszcz – niecałe 5 złotych, długości 4 cm, posmarowane jajkiem i posypane grubym kryształem (skąpo posypane). Są pyszne, kruche i z pustaciami wewnątrz, nie przesłodzone. Zaraz we wtorek kupię jeszcze ze dwa opakowania i wrzucę do szafki. Starczą jeszcze i na jutro, a pogryzamy cały czas. Doskonały zakup mi się trafił.
Przetłumacz Małgosiu, nie wszystko rozumiem. Oczywiście w wolnym czasie.
Wreszcie zmieniłam pozycję horyzontalną na siedzącą, a już mi się tak ładnie leżało 🙄
Mam dylemat – czy ja nie powinnam wypisać się z Łasuchów?
Toż to antyłasuch ze mnie z jadłowstrętem 😯
Wyjątek potwierdza regułę. Jerzor pozostawion sam sobie w sprawie jedzenia, bo ja nie mam drowia na to patrzeć.
Idę chwilowo horyzontalnie, a mówiłam, że można się przyzwyczaić!
P.S.Wszystki dobrze życzcym dziekuję za dobre słowo dziękuję też za maile. Dopiero wczoraj dowlokłam się, żeby sprawdzić pocztę.
Wszystkiego dobrego w szystkim w Nowym Roku 🙂
Pyro tu proszę po polsku, od dziewczyny która mieszka na Wyspach, na bbc są fajne przepisy ale jak ktoś ma kłopot to tak wygodniej 🙂
http://www.mojewypieki.com/przepis/mincemeat
Pyro, proszę bardzo
Mincemeat streusel
Nadzienie
100 g kandyzowanych porzeczek
100 g rodzynek
100 g sułtanek
100 g suszonych żurawin
100 g suszonych moreli, pokrojonych w kostkę
po 25 g kandyzowanych skórek cytrynowych i pomarańczowych
1 duże kwaskowe, obrane jabłko pokrojone w kostkę
25 g poszatkowanych migdałów
75 g masła
1/4 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki ziele i gałka ? ja zamiast tego dałam ? łyżeczki przyprawy do piernika
125 g brązowego cukru
otarta skórka z jednej cytryny, a sok z połowy
100 ml brandy, rumu lub sherry
Na ciasto (spód)
125 g mąki
1,5 łyżki przesianego cukru pudru
100 g masła
ewentualnie odrobina zimnej wody by wyrobić zwarte ciasto
Góra ciasta
75 g masła
75 g mąki plus pół łyżeczki proszku do pieczenia
40 g kaszy manny
40 g cukru pudru
Wykonanie:
Wszystkie składniki nadzienia, z wyjątkiem alkoholu, wrzucić do sporego garnka i gotować 10 minut co jakiś czas mieszając. Zostawić do wystudzenia i dodać alkohol.
Wyrobić oba ciasta, zawinąć w folię i schłodzić w lodówce.
Rozgrzać piekarnik do 200 stopni, lub 180 z termoobiegiem.
Rozwałkować ciasto na spód i wyłożyć nim spód i boki wysmarowanej, niskiej blaszki 23×33 cm
Wyłożyć i rozprowadzić bakalie, a na górę zetrzeć na grubej tarce drugie ciasto.
Piec 20-25 minut, aż wierzch zrobi się złoto brązowy
Podawać ciepłe z bitą śmietaną albo „masłem z brandy” czyli masło wymieszane z cukrem pudrem i brandy.
Duże M, ten przepis jest troszkę inny.
O matko, co za uparta kobieta ❗ Jednak się zwlokła i stuka 🙂
Tu z ciastem francuskim
http://www.mojewypieki.com/przepis/ciasto-francuskie-z-mincemeat
Zgadza się Małgosiu, ale może Pyrze łatwiej przeczytać, najwyżej jeśli przetłumaczysz będzie miała dwa 🙂
Nowe ciasta, będziemy próbować 🙂 Ja upiekłam keks Krystyny, tak często tu zachwalany. I słusznie, bo ciasto bardzo pyszne. Zmieścił się w dwóch niedużych keksówkach, oczywiście już jesteśmy w połowie drugiej 🙂
Alicjo, dobrze Cię widzieć, zdrowiej szybko!
Mary Berry też gwarantuje dobry przepis 🙂 Dobrze, że można samo nadzienie przechowywać.
Alicjo – nie szarżuj, proszę. Leż i zdrowiej.
Małgosiu, Duże M – bardzo dziękuję ; nie będę tego piekła. Już się zorientowałam, że to te babeczki, które przysłała mi JollyR. W pudełku było ich 6 i ja je zabrałam do Świnoujścia. Młodsza i Ryba zjadły po jednej i Matros nadgryzł jedną – pozostałe 3 zjadłam sama. Najbardziej smakowało mi kruche ciasto w tych babeczkach – gesty syrop z bakaliami jak na mój gust stanowczo za słodki. Taka pojedyncza babeczka to pełna porcja deserowa, drugiej pewnie się nie zje w tym samym posiłku. Nie wybrzydzam, zjadłam z ciekawością i chętnie ale w zestaw domowych ciast nie wpiszę.
W Polsce sniegu brak wiec dla przypomnienia. Przed domem. Picasa pourywala jakos dziwnie podpisy ale bez nich tez widac snieg 🙂
Wczoraj i dzisiaj robione zdjecia. Od rana piekny dzien slonce, -21*C i snieg pod nogami chrupie jak oszalaly z zimna.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Movies?authkey=Gv1sRgCJu20trg3930Nw#5965482514283490642
Pyro, oczywiście do niczego nie namawiam. To moje ciasto podobno się kroi na 16 kawałków, można je zamrażać i po trochu wyciągać. Mnie osobiście te angielskie ciasta z bakaliami bardzo smakują, ale o gustach się nie dyskutuje. A za tymi babeczkami akurat nie przepadam 🙂
Małgosiu – z angielskich ciast bardzo lubię keksy i ciasteczka imbirowe; lubię też „oczka z konfiturą malinową
Yyc, nic z tego, chcialem sie nieco ochlodzic i nic nie wychodzi. Podobnie jak z ciastem MaulgosiW 🙁
Probowałlem cos takiego jakis czas temu nasladowac, jakos taa wyszlo to bez smaku.
co moglo byc przyczyna?
I teraz nie moge tego pojac, robilen jak przepis kazal. Faza przygotowawcza identyczna. W wykonanie wlozylem jak zwykle wiele serca, jednak jak wyszlo to nie bylem zadowolony.
To tak na marginesie, przy okazji.
Z sledziami mam zupelnie odwrotne doswiadczenia 🙂
cichalu 🙂 ty golabku pokoju 🙂
To bylo w–> die schwarzwaldklinik. Gdyby glopota mogla unosic, latal bys jak golabek 🙂 🙂 🙂
Dla Alicji, 🙂 🙂 🙂
Pamiętaj pieprzówka rozwiązuje wszystkie problemy http://www.youtube.com/watch?v=qfMni3F4Jlw
Irku! Przepyszne! Był kiedyś taki film, francuski zreszta, gdzie główny bohater mial taki leitmotive „Niech żyje rewolucja i pieprzówka”. Osobiście jestem za pieprzówką.
Aj, coś przeoczyłam w przepisie, w drugim cieście (góra) dodaje się stopione masło do suchych składników.
Manchego! Nie udawaj bessevissera. Na to miała monopol nemo. Tę kwestię wygłosił dr. Strosmajer (v-primariusz) do pielęgniarki Iny Gloskowej, etatowej idiotki serialu.
Wacku, wielu imion! Słucham Twojej szwajcarskiej stacji jazzowem i jest mi dobrze! Do zobaczenia! Pani Ani ucałowania dłoni!
Irku,
pieprzówka owszem, ale to raczej remedium nz żółądek. Z poza tym przede mną 2 zni antybiotykowania, nie pobiera się wtedy alkoholu 😉
Alicjo zdrowiej, przestraszyłaś tym nagłym szpitalem 😯 .
Cichal 0:17
Nemo nie miala zadnego monopolu. Twoje uwagi bardzo odbiegaja od uwag gentelamana za jakiego sie uwazasz.
Nemo juz tutaj nie ma I takie komentarze przypominaja mi damskich bokserow.
Dobranoc 🙂
Cichalu – Nowy ma rację; wstydź się Waść.
Słońce, jak w czerwcu, za chwilę idę z małym”czytać trawniki”
W L też słońce. Wigilia u prawosławnych, pochód Trzech Króli. Dzwony cerkwi i katedry się krzyżują.
Irku, to piekne, co piszesz!
zajadam sie wciaz noworocznie pasztetem z gesi wlasnorecznie uczynionym i makowcem, uczynionym rekami cioci
nadal wszystkiego najlepszego w tym nadal Nowym Roku 🙂
Święta prawosławne niech upływają w pokoju, zdrowiu i radości.
Zapomniałam wczoraj napisać, że wychwalane przeze mnie paluszki, nazywają się „słomka ptysiowa” i są produkcji f-my w Brześcu Kujawskim.
I jeszcze informacja dla miłośników wywiadów Teresy Torańskiej: na portalu Newsweek.pl jest znakomita szpalta zw wspomnieniami o TT (m.in. męża i K.Kofty i innych)
Melduję się na blogowym posterunku 😀
Przez dwa tygodnie przejechaliśmy ponad 1800 km włócząc się od Owernii,poprzez Bretanię,Burgundię,aż do rejonów około liońskich.Ufff!
Było i rodzinnie i przyjacielsko i balowo i wszędzie niezwykle smakowicie.Ubranka znowu nie wiedzieć czemu skurczyły się w praniu 😉
Nie udało nam się spotkać z Elap(zapewne uda następnym razem),ale udało nam się zajrzeć do Aliny.Alina przyjęła nas po królewsku i z sercem na dłoni,jak to Alina 🙂
Jeszcze raz wielkie dzięki dla naszej burgundzko-polskiej Koleżanki 😀
Nie doczytałam wszystkich blogowych nowin,ale o urodzinach Pyry już wiem.
Zatem Pyrę naszą Kochaną ściskam bardzo mocno i życzę Jej wielkiej,blogowej imprezy na 100 letni jubileusz !!!
Alicji życzę zdrowia i rychłego odzyskania pozycji pionowej 🙂
Happy New Year,
Bonne Annee,
i Szczęśliwego Nowego Roku
dla całej blogowej i około blogowej Rodziny 😀
na TRZECH KROLI
_____________
piekna ballada Franka Turnera ” Journey of the Magi” (Podroz Medrcow)
http://www.youtube.com/watch?v=6dTYvOsgxJw
Saddle your horse,
Shoulder your load
Burst at the seams, BE WHAT YOU DREAM
and then TAKE TO THE ROAD
Czuję się jak balon napełniony wodą – w górę nie pofrunie, potoczyć nie da rady.
To się nazywa przeżarcie!
E.
Nowy-bardzo dziękuję za Twój słuszny komentarz z 4.58.
Znalazłam!
Miało być na Święta:
http://www.youtube.com/watch?v=lQEv6OPsvfY
E.
Znów ktoś chce innych pouczać. A jak nazwiecie w takim razie komentarze Nowego pod adresem niejakiej Miodzio – dżentelmeńskie ? W uwagach Cichala nie widzę nic niegrzecznego.
Ja uważam, że Cichal miał racje w 100 % i też mogę powiedzieć „Boziu Boziuniu zaraz kolejna awantura gotowa”
Echidno – jakaś okazja specjalna była czy po prostu ? 🙂
Danuśka – dzięki za życzenia. Dobre, że już jesteś. Na sprawozdanie poczekamy.
Echidna – dobrze trafiłaś, przecież Wigilia
Ozzy – nie przepadam za Turnerem (z przyczyn poza muzycznych zreszta)
@PYRA
jakiez to przyczyny „pozamuzyczne”?
Jeśli łakomstwo można nazwać „po prostu” to po prostu
Chciałam trafić na Wigilię. A teraz to już nawet po Sylwestrze…
E.
Echidno, dziś prawosławne Święta więc trafiłaś doskonale 🙂 i na Sylwestra też masz jeszcze okazję 🙂 bo zastanawiałam się czy przez przypadek Trzech Króli u Ciebie nie świętują 🙂
Danuśko, dobrze, że jesteś 🙂 piękny urlop, będziesz miała co wspominać, a może i nam jakie fotki podrzucisz?
Echidno, ja się nie dziwię, łasuchowanie jest taaaakie przyjemne! Teraz parę dłuższych spacerków raźnym krokiem i wszystko wróci do normy 🙂
Blog schodzi na psy. Gdyby schodził na koty , toby pamietał o życzeniach dla 3 Kruli.
Jak nikt nie pamięta to ja złożę : Wszystkiego najlepszego dla Krula, Krulewicza i Krulewny.
Misiu – Krul nam się całkiem wysferzył. Nie chce mieć nic do czynienia z kłótliwym plebsem. Ja tam tęsknię do dworu.
http://wiadomosci.gazeta.pl/raczkowski/166867815/Marek+Raczkowski+w+Gazeta.pl/p
Teraz powinno być na temat
http://wiadomosci.gazeta.pl/raczkowski/167660704/Marek+Raczkowski+dla+Gazeta.pl+-+06.01.2014/p
Duze M niepoprawna optymistka 🙂
Na dworze teraz jest gielda papierow, ale powspominac zawsze mozna. Jaki „dwur” tacy „dwurzanie” 🙂
Dzisiaj odwilz, jakie piekne slowo, ma byc +5*C, az sie wierzyc nie chce.
Wczoraj nalesniki z brokulami i camembertem, do tego posypane edamem i zapieczone do chrupkosci i zlotego koloru. Z boku male, brazowe pieczarki upieczone w calosci, sol pieprz, miesznka ziol. Pycha 🙂
Zimy ciag dalszy, choinka swieci kolorowo, swietowac tez przeciez mozna w koncu karnawal.
Szesc sarenek i koziolek od rana dookola domu. Byla tez ta, ktora po ludzku mowila przed dwoma tygodniami. Dzisiaj milczala.
Szczesliwego Nowego Roku 🙂
Misiu! Staram się odzyskać resztki dżentelmeństwa. Zapomniałeś o Krulowej!
YYC – brak informacji skutkuje czasem poprawnością niepoprawną.
http://youtu.be/PdqMFE8J3U0
PaOlore złożył życzenia przed świętami. Resztę pominę milczeniem.
Yyc, u nas straszą, że u was ( Ameryka Płn) to do -50 będzie jaka odwilż 🙂 Moja choinka już się poddała niestety. A te brokuły w postaci jakoś rozdrobnione ?
Duze M, to na wschodzie. Zawsze na wschodzie bylo lepiej, nawet tutaj 🙂
Atlantycka Kanada i Quebec z Ontario maja sniegu, mrozow i lodu ponad miare w tym roklu. U nas tez zima wyjatkowo zasniezona, ale akurat dzisiaj odwilz. Ma byc +5C. Wczoraj bylo -21*C. Owinalem sie w onuce i pobiegalem nieco na nartkach 🙂
W pracy rury pekly i wody nie bylo, ale juz naprawili. Ciezki ten grudzien 2013 byl a styczen poki co tez sniezno zimnawy. Jednak, zawsze jest jednak, slonce wyjdzie i sie robi bardzo ladnie. Tutejsze zimy mozga byc mrozne, ale sa niewatpliwie ladne 🙂
Na wschodzie jest inaczej nieco. Wilgoc. Tu sucho, arktycznie, slonecznie i niebo wyjatkowo niebieskie 🙂
Sprawdzilem. Dzisiaj +1*C, jutro -7*C i nieco sniegu, ale potem 3-4 dni po +2*C i slonce. Bedzie zabawa na sniegu.
Na wschodzie zapadla zelazna kurtyna arktycznej zimy, snieg, Frankenstein spadl ponizej wszelkiej krytyki. Paczki mozna wysylac na moj adres a ja podam dalej. Artykuly pierwszej potrzeby specjalnie potrzebne to kaliskie andruty, oscypki, polgeski, gorzka zoladkowa i miod (pitny). Z gory dziekuje w imieniu potrzebujacych 🙂
Acha, brokulu dos ugotowane wiec sie same nieco rozdrobnily ale ogonki byly w calosci i nieco koron pozostalo na miejscu. Reszte wylowilem z wody sitkiem i odpowiednio rozdzielilem miedzy nalesniki. Naprawde calkiem dobre to bylo i mysle, ze ser niebieski moze byc lepszy od camemberta 🙂
brokluly dosc…
Jestem na Wschodzie. Przedwczoraj -23C (odczuwalne -32C.) Diesel nie odpalił. Dzisiaj +7, deszcz. Diesel odpalił.
Odczuwa sie jedynie braki Żołądkowej Gorzkiej z nutą mięty…
Myślałam, że Tobie też się trafi. 🙂 Ale fakt – znowu u Alicji i ROMka.
Zapomniałam o Tobie Cichalu wybacz, ale przyjmuję, że Ty specjalnie po te temperatury ( narty) zjeżdasz na Wschód. ( oprócz oczywistych powodów rzecz jasna 🙂 )
Pierwsze paczki juz nadeszly. Bardzo dziekuje w imieniu zamrozonych. Napisze do nich, ze jak tylko przejda burze sniezne, podesle puste butelki jako te wedke, ktora beda mogli sprzedac i zakupic te rybe. Wegorza zjem sam. To tyle pierwszego raportu o pomocy zamrozonym 🙂
Po keksie zostala juz tylko Krystyna, piernik to historia, sernik jeszcze przetrwal zamrozonyw kawalku niewielkim czyli malym. Pamietajcie zawsze ktos gdzie ma snieg a ktos inny narty. Trzeba ich polaczyc. Ten z kijkami sam sie znajdzie.
W Toronto nie jest tak zle. W sobote spadl snieg i w niedziele sladem YYC pojezdzilem sobie na nartach. Dzis odwilz, ale za pare godzin ma przyjsc mroz i -18C. Na szczescie w domu jest nieotwarta butelka miodu pitnego (porzadny poltorak) wiec moze to dobry czas na konsumpcje dla ogrzania. Mala ciekawostka: od 1 wrzesnia 1977 Kanada ma system metryczny, ale przy obecnej pogodzie temperatury sa podobne w USA i Kanadzie bo -40F = -40C.
Z dzisiejszego perehodu
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/PolesiaCzar04#slideshow/5965853399330032690
Nie mam pojecia skad u was taka ozieblosc 🙂
Stukam z hamaka, hamak sie buja,a ja nie moge uwierzyc, ze cichalek nie dosc ze mnie czyta to i nadodatek slucha 🙂 🙂 🙂 🙂
Cichalku, robie co moge bys mnie sluchal z przyjemnoscia. W tej chwili leci natalie cole. Niczego sobie, sam przyznasz. W przyszlym tygodniu zakupie w drodze powrotnej do kraju flaszke tekili coralejo. Damy rade w berlinie jak przyjedziesz.
Alicjo, licze ze tez dasz rade wytrzymac te dwa dni. Wiem ze to nie latwe zadanie i dlatego staram sie jak moge byc raze z toba, przynajmniej duchem. A za dwa dni 🙂 🙂 🙂 🙂
smialo w podskokach za rog 🙂 🙂 🙂
U nas na dworze sie nie pali. Wyjatek moze stanowic jedynie dorotolek. Ale kto o niej jeszcze pamieta 🙁 🙁
Irku – smętek, duszne niże i żal. O ileż radośniejsze bywają progułki w kwietniu, a niechby i w styczniu – byle nieco śniegu, słońce i -5.
Angelo oj Angelo, kraj cie porzebuje cala i zdrowa
gute besserung und schnelle heilung!!!
Cichalu tylko mi narty nie wsiadaj
Masz pozdrowienia od Ziuty, jest gotow dac calusa jak doprowadzisz sie do stanu calowalnego 🙂 🙂
Kiedys lecialam w styczniu z Chicago do Seattle. Snieg zaczal padac po poludniu tego dnia. Wiekszosc lotow juz byla odwolana. Nasz samolot mial odleciec wieczorem. Siedzielismy juz w samolotocie I kilka razy kapitan jechal tam I z powrotem z pasa startowego do „gate”. Kto zna O’Hare to wie, ze tam droga z „gate” na pas startowy prowadzi przez most nad autostrada.
Samolot byl odsniezany dwa razy (de-ice), a my siedzielismy w srodku I patrzylismy na to wszystko przez okno. Kapitan co kilka minut wychodzil ze swojej kabiny I zapewnial nas, ze wystartujemy. Maszyny do usuwania sniegu pracowaly na naszym pasie startowym non stop. Nigdy nie widzialam tak gestego sniegu pokrywajacego wszystko w kilka minut.
Kapitan ponownie wyszedl z kabiny I powiedzial, ze musimy wystartowac w kilka minut po nastepnym odlodzeniu samolotu (de-ice). Zapewnil nas, ze wystartujemy, bo on jest z Seattle I ma bilety na mecz Seahawks na nastepny dzien.
Jak powiedzial tak sie stalo. Zaraz po odlodzeniu samolotu kapitan ruszyl juz zasniezonym pasem startowym. Bylo zupelnie ciemno. Nie przypominam sobie startu, aby tyle czasu zajelo uniesienie sie samolotu w powietrze. Samolot (B737) rozpedzal sie po sniegu. To byl najdluzszy rozped po pasie startowym, jaki pamietam. Nigdy nie zapomne tego startu.
Od wtedy nigdy nie polecialam do Chicago, nawet latem.
Wprawdzie u nas jest typowa zimowa pogoda, czyli 10 C, a nie mrozy, jak na wschodzie kraju, jednak prosze o paczke sledzi z cebula.
Orca – podaj adres na priv. – zorganizujemy
Nie licz startow Orca, stawiaj na ladowania 🙂 🙂 🙂 🙂
Powroty z morza tez sa bardziej weselne i fajerowane niz samo wyjscie
Niech no tylko wroce do kraju, wysle paczke spod rostocku, a w niej nasze wspaniale, soczyste sledzie. Jak otrzymasz poczujesz ich zapach 🙂
Orca, poki co, na otarcie lez cos takiego wspanialego z japonii
http://vimeo.com/5606758 wybierz sobie co chcesz 🙂 🙂 🙂
Bo w jezyku Dakota-Sioux „chicago” znaczy „wielka biala chmura sniegu”
Chociaz juz w jezyku Assiniboine „chicago” znaczy „biala preria pelna rogow nad jeziorem” wiec rozne nazwy sie jakby nakladaja na siebie. Kolor pozostaje ten sam. Chociaz w jezyku innego szczepu Illinois Chickasaw „chicago” oznacza tyle co „biala wdowa”. Podobnie w jezyku Ho-Chunk legendy o Wielkim Duchu Wanaghi wspominaja o miejscu „gdzie rozlala sie biala krew” wlasnie „chicago” co antropolodzy tlumacza na krew rozlana na sniegu.
No cuz nie bede Was zanudzal legendami szczepow z Illinois, tak na marginesie przygod zimowych Orki mi sie przypomnialo 🙂
Paczke cebuli moge podeslac, ale sledzie musisz sama zlowic 🙂
Czeka na moderacje wiec sie rumienie i jeszcze raz:
Bo w jezyku Dakota-Sioux „chicago” znaczy „wielka biala chmura sniegu”
Chociaz juz w jezyku A-s-siniboine „chicago” znaczy „biala preria pelna rogow nad jeziorem” wiec rozne nazwy sie jakby nakladaja na siebie. Kolor pozostaje ten sam. Chociaz w jezyku innego szczepu Illinois Chickasaw „chicago” oznacza tyle co „biala wdowa”. Podobnie w jezyku indian Ho-Chunk legendy o Wielkim Duchu Wanaghi wspominaja o miejscu „gdzie rozlala sie biala krew” wlasnie „chicago” co antropolodzy tlumacza na krew rozlana na sniegu.
No cuz nie bede Was zanudzal legendami szczepow z Illinois, tak na marginesie przygod zimowych Orki mi sie przypomnialo 🙂
Paczke cebuli moge podeslac, ale sledzie musisz sama zlowic 🙂
Pyra,
Ja tylko zartowalam. W weekend troche poszukalam I znalazlam surowe sledzie, nie na przynete. Dziekuje za oferte.
Nie chce Ciebie namawiac do przestepstwa, ale przesylanie zywnosci, nawet jesli to jest nasmaczniejsza pieczona pyrka ze smietana I ze szczypiorkiem, przez granice nie przejdzie, nie przeplynie I nie przeleci bez uzyskania jakiejs tam zgody.
North Dakota weather alert. Owczarek kiedys to swietnie przetlumaczyl na jezyk Owczarski. Nie moge odnalezc tego tlumaczania.
Zaznaczam, ze w tym ostrzezeniu o ekstremalnej pogodzie w North Dakota jest kilka slow, na ktore nawet ta wersja WordPress nie zareaguje.
Teraz ide jesc cebule.
http://www.youtube.com/watch?v=GAq1Ml3PlGc
W Tokyo jest slynny targ rybny. Wlasciciel tego targu mowi, ze jesli trafisz na targ rybny po zapachu, to nie kupuj tam ryb. Tylko nieswieze ryby maja zapaszek.
Orca – też Cię do przestępstwa nie chcę namawiać, aliści polskie statki czasem do Was wpływają? A z ochmistrzem zawsze można się dogadać w sprawie małego. kilogramowego wiaderka śledzi solonych alibo filetów z owej rybki.
Witam, Orca tam drogo wczoraj za kg. tuńczyka zapłacono prawie $8 200 ważył 220 kg. sprzedany w całości za $ 1 883 000. Porcja w restauracji za $ 3,5 tylko jaka?
A propos żołądkowej gorzkiej, o której tu dzisiaj była mowa: niedawno w Bydgoszczy, w małej, zachwycającej knajpce o nazwie Kuchnia – zjadłam porcję flaków z żołądkową gorzką. Była podana w kielonku obok michy z flakami i szef kuchni wyjaśnił, że można ją chlapnąć tak jak jest, ale on radzi wlać do flaków. Efekt był rewelacyjny.
Jakby ktoś z Łasuchów odwiedził Bydgoszcz, to Kuchnia (ulica bodaj Grodzka, blisko pałacu biskupiego) jest elementem wycieczki obowiązkowym. Prowadzi ją kilku przyjemnych łysych młodzieńców (niełysi też są, ale szef łysy). Od niedawna. Restauracyjka jest malutka, cztery stoliki wszystkiego plus kilka barowych stołków. Karty dań nie ma, chłopcy na bieżąco wypisują dania kredą na tablicy – zawsze świeże, codziennie coś innego, w zależności od tego, jakie produkty kupią rano. Kelner opowiada, co jest aktualnie w menu, szef podbiega do stolików, żeby wyjaśnić niuans jakiegoś dania albo spytać, czy smakuje. „Bawimy się smakami” – powiedział przy tej żołądkowej. No i jak ich nie lubić?
No i jeszcze szantowy przepis na żołądkową z ogórkiem: wódeczka pół na pół z mirindą albo spritem (można dowalić wody gazowanej, żeby nie było za słodko), kilka plasterków świeżego ogórka i sporo lodu.
Samo wchodzi.
Ogórek ze skórką!
Mowilem, ze gorzka zoladkowa to najpotrzebniejsza potrzeba pierwszej potrzeby, jesli sie bywa w kuchni 🙂
Zawirowalem jak derwisz, ze skorka? Coc mniej przemawia niz flaki, musze wyrazic swoja watpliwosc doglebnie 🙂
Ide na narty, precz z praca.
Yurek,
Wlasnie o ten targ chodzi. Sprzedaz tunczyka odbywa sie podobnie jak transakcje na Wall Street. Wczesnie rano wlasciciele restauracji smakuja dostarczone tunczyki, nastepnie odbywa sie licytacja. Cala licytacja trwa czasami kilka minut. Gesty I odglosy podobne do tych, ktore znamy z Wall Street. Jest zdumiewajace, jak kupcy znaja sie na rybach I natychmiast podejmuja decyzje o zakupie. Ceny sa wlasnie takie, jakie podajesz.
Pyra,
Naprawde nie ma potrzeby zadawac sobie tyle trudu.
Przypomnialas mi, ze kiedys w porcie w Port Angeles przez trzy dni stal polski yacht o nazwie Solanus. Yacht przeplynal Northwest passage ze wschodu (Atlantyk) na zachod do Pacyfiku po polnocnej stronie kontynentu. Port Angeles jest polozone w polnocnej czesci Olympic Peninsula. Pobyt Solanusa w Port Angeles nie byl zaplanowany wiec nie mialam okazji, aby im osobiscie pogratulowac. Planowo zatrzymal sie w Vancouver B.C., nie planowo w Port Angeles. Chcialam im dac butelke wina z WA. Bardzo zaluje, ze nie wiedzialam o ich postoju w Port Angeles I nie mialam okazji osobiscie im pogratulowac. Przekazalam gratulacje zalodze przez e-mail.
??? Co ja tu zle napisalam?
Pyra,
Naprawde nie ma potrzeby zadawac sobie tyle trudu.
Przypomnialas mi, ze kiedys w porcie w Port Angeles przez trzy dni stal polski yacht o nazwie S o l a n u s. Yacht przeplynal Northwest passage ze wschodu (Atlantyk) na zachod do Pacyfiku po polnocnej stronie kontynentu. Port Angeles jest polozone w polnocnej czesci Olympic Peninsula. Pobyt S o l a n u s a w Port Angeles nie byl zaplanowany wiec nie mialam okazji, aby im osobiscie pogratulowac. Planowo zatrzymal sie w Vancouver B.C., nie planowo w Port Angeles. Chcialam im dac butelke wina z WA. Bardzo zaluje, ze nie wiedzialam o ich postoju w Port Angeles I nie mialam okazji osobiscie im pogratulowac. Przekazalam gratulacje zalodze przez e-mail.
Pyra,
Napisalam kilka slow o polskim jachcie, ale WordPress w polityka.pl jest tak „ciekawie” zainstalowany, ze tu nie mozna pisac.
Zostawie to bez zadnego dodatkowego komentarza.
Yyc, ty nie wiruj!
Ty spróbuj!!!
Hehehe.
Na spróbowanie wszystkiego – życia nie starczy (ani wątroby) a człowiek ciekawy… może i spróbuje.
Nisiu, bedzie trzeba. W domu na scianie wisialo: „Sprobuj zanim powiesz nie lubie” 🙂
Gorzka z ogorkiem zatem 🙂
Pomyslec, ze kiedys z kolega przy partyjce bilarda pol litra czystej pod jednego kiszonego ogorka wypilem, brrrr. To wtedy kiedy gielda byla dwurem 🙂
Nisiu. Amerykańska żydówka, pomimo moich sprzeciwów, nauczyła mnie wlewać do fasolowej zupy wytrawne sherry. Wynik piorunujący! Smak cesarski. Spróbuję ten wariat z flakami. Tylko w tym pogańskim kraju ani flaków, ani żołądkowej!
Ja też wykorzystam, słyszałam i widziałam wcześniej ale wersje bez ogórka 🙂 .
Manchego! Ciebie nie czytać a tym bardziej nie słuchać, to błąd organiczny (pomimo karczemnej polszczyzny, ale rozumiem, nowe wynalazki) Kupuj tekilę Silver Bianco. Sprawdzona w Belize i Meksyku.
yyc,
Ja tez mam google. Moj google mowi, ze slowo „chicago” oznacza pole zarosniete cebula.
Poswiecilam tym poszukiwanion az 2 minuty. Na pewno jest wiecej znaczen.
Nie zagladalam do Indianslich jezykow. Liczylam, ze „chicago” rowniez oznacza lawica sledzi. A tu tylko sama cebula bez sledzi.
🙂
Orca 🙂
Ogórek jest kluczowy!!!
Powtarzam:
– 1 miarka żołądkowej
– 1 miarka mirindy lub sprajta, ew. z wodą gaz.
– nieobrany lecz umyty ogórek w cienkich plasterkach (5-6)
– dużo lodu
Toaścik:
Za wiatr co dmie,
za statek co mknie
i za dziewczynę, która kocha żeglarza.
Siup!
Nisiu, pomimo sprzeciwów organoleptycznych, spróbuje,> Wierzę w Ciebie!
Sprzeciw był nt rozcieńczczy!
Aby to bylo jasnější – srpen proti ředění Nie rozcieńczać!