Paryskie wiśnie w Siemiatyczach
W Komunikacie meteo ogłoszonym parę dni temu zapowiedziałem bardziej szczegółową relację z podróży na Podlasie. No i nadeszła pora opisania i pokazania gdzie byliśmy, co widzieliśmy i co spałaszowaliśmy z apetytem.
Studnia pod św. górą Grabarka i (niżej) cerkiew w Siemiatyczach
Kto podróżuje po Podlasiu winien zawadzić o Siemiatycze. Nie dość, że to piękne miasteczko leży w pobliżu św. Góry Grabarka czyli sanktuarium prawosławnego ale prezentuje kilka wspaniałych zabytków wiele mówiących o tym jak przed laty funkcjonowało wielowyznaniowe społeczeństwo na naszych ziemiach.
Ocalała więc tu i jest w remoncie synagoga (fot. wyżej) i dawny dom talmudyczny (fot. niżej) (w obu budynkach mieszczą się dziś szkoła, biblioteka i dom kultury), kaplica ewangelicka oraz klasztor i kościół Wniebowzięcia, którego początki sięgają króla Kazimierza Wielkiego a najświetniejsze czasy Michała Sapiehy i księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej.
Po takiej rundce (choć miasto nie jest rozległe) historycznej człek jest mocno zgłodniały. I wówczas należy udać się do pensjonatu Cezar, gdzie funkcjonuje wspaniała restauracja z kuchnią regionalną.
Wyżej Kościól Wniebowstapienia, niżej wnętrze Kaplicy Ewangelickiej
Fot. Piotr Adamczewski
Mocna stroną Cezara są zupy: w upały – chłodnik a przez cały rok – borowikowa. Obie tak pyszne, że gdyby nie dobre maniery, to byśmy wręcz wylizali talerze. Z dań regionalnych najbardziej przypadły nam do gustu kartacze czyli olbrzymie pyzy faszerowane wieprzowiną oraz pierogi nadbużańskie z soczewicą, boczkiem i jabłkiem. Oba dania polane tłuszczem i ze skwarkami były w stanie nasycić nawet najbardziej zgłodniałych wędrowców. Ich zaletą była też surówka ze świeżej, młodej kapusty i startej marchewki doprawionej na słodko. Dla równowagi surówka ozdobiona była kwaśnymi ogórkami a aromatu dodawał jej świeży piękny koperek. Równie smakowicie prezentowały się na talerzach zaguby czyli inny gatunek pierogów oraz grzyby z patelni smażone na maśle. Tutejsze lasy zaś słyną na Podlasiu właśnie z prawdziwków, kozaków i podgrzybków. A kucharz w Cezarze wie doskonale co z nimi należy robić, by smakosze z odległych nawet stron wpadali w zachwyt. Nie ominęliśmy tym razem i deserów. Ponieważ upał na zewnątrz był wprost nieznośny, to zamówiliśmy oczywiście lody: laskowe i snobistyczne wręcz z wiśniami po parysku. Te pierwsze to wspaniały popis miejscowego cukiernika – czarka z lodami upstrzona była orzechami laskowymi, które wcześniej smażone były w karmelu. Sama rozkosz dla podniebienia. Paryskie wiśnie zaś spędziły niewątpliwie pewien czas w nalewce. Można więc je polecić tylko tym, którzy po obiedzie nie siadają za kierownicę.
Dużą zaletą Cezara są też niewygórowane ceny i fachowa a sympatyczna obsługa.
Krótka wycieczka na Grabarkę zakończyła wyprawę do Siemiatycz. Wywieźliśmy z wyprawy wodę ze źródełka czczonego przez prawosławnych i traktowana jak lek na różne choroby, którą przekazaliśmy we właściwe ręce ( a właściwie zbolałe nogi).
Kupiliśmy też piękne ryciny tamtejszych zabytków wykonane przez siemiatyckich artystów.
Jako ludzie gotujący nie omieszkaliśmy zatrzymać się w Repkach we młynie Braci Górskich, by kupić kilka gatunków mąki. Pierwsze ciasto już siedzi w piecu. Zobaczymy co z niego wyjdzie. Urosło bowiem ciasto przepięknie. Jeśli będzie równ ie smaczne to co jakiś czas bedziemy jeździć po mąkę do Repek.
Komentarze
Dzień dobry 🙂
Największą atrakcją wczorajszej wędrówki po Południowym Roztoczu był Radruż – XVI- wieczna cerkiew wpisana 21.06.2013 r. na listę UNESCO. W Horyńcu Zdrój polecam restaurację Hetman z dobrą pieczenią wieprzową w sosie z borowików i sandaczem z grilla
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Radruz#slideshow/5912599916631274258
Dzień dobry 🙂
Piękna nasza Polska cała… a i coraz więcej miejsc nęcących smaczną kuchnią, co niezmiernie cieszy. A nawiązując do tematu zup – na kartce z kalendarza znalazłam przepis naszego Gospodarza na zimną zupę gruszkową. A robi się ją tak:
60 dag twardych gruszek, 2 selery naciowe, pokrojone, gotować ok. 15 min. , schłodzić i zmiksować. Do tego dodać część pokruszonego sera roquefort, zagotować razem do rozpuszczenia sera, posolić, dodać białego pieprzu i soku z cytryny. Zupę schłodzić, podawać ze śmietanką, posypać kilkoma kostkami roqueforta, czerwonym pieprzem i dla ozdoby dodać kilka listków selera.
Sama jeszcze nie robiłam tej zupy, ale czytając przepis już widzę, że to musi być coś pysznego, dlatego pozwoliłam sobie ten przepis przytoczyć 😀
…uzupełniam, ilość sera roquefort – 10 dag, a gruszki i seler gotuje się podlane wodą, dopiero po zmiksowaniu miesza się je z bulionem warzywnym. Ale chyba można tego bulionu użyć do gotowania gruszek i selera?
To tak przy okazji, grzebiąc w zdjęciach z podróży i lekutko nawiązując do wpisu Gospodarza…przygotowania do mszy ekumenicznej na Darzę Młodzieży:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8642.JPG
Dzień dobry.
Smaczne wieści z Roztocza i Podlasia, przyjemnie czytać o wakacyjnych wędrówkach, kapliczkach, cerkiewkach, obyczajach i miejscach, gdzie dobrze karmią. Moje Bliźniaki też twierdzą, że na wschodzie kraju jest żywność w jakości, o której myśmy już zapomnieli.
Ozzy – rzeczywiście okradłam Gombrowicza, dziękuję za sprostowanie.
Zupełnie niepotrzebnie napadłeś na Pepegora, bo on był bardzo przejęty losem białostockiego getta. Na tyle wstrząśnięty, że przy okazji chciał Bykowi uzmysłowić czym różni się czynny nazizm i faszyzm od pyskówki na blogu. Sprawa niemiła, bo i Byk często granice dobrego smaku przekracza. I nie przestraszy mi tym, że będzie rzucał brzydkimi słowami, bo ja nie pozwalam w swojej obecności na wulgaryzmy; nie życzę sobie zmieniania naszego stołu w brudny szynkwas. Więc jak tam chce – albo jest naszym gościem i zachowuje się, jak człowiek cywilizowany, albo lepiej mu będzie w portowej spelunie. Nie chcę żeby Gospodarz był zmuszony do wypraszania gości z przytulnego kąta.
I jeszcze jedno…tak się zaczynają moje wszystkie podróże:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_5157.JPG
A potem się żegluje z ochotą 🙂
Barbara,
rzeczywiście wygląda smakowicie, a w upalne lato chłodników nigdy za dużo!
Chwilowo u nas, o dziwo, noce są chłodne i dnie nietypowo niezbyt upalne, 23C mniej więcej.
Przyszła Mrusia i gromkim mrau-mrau o jedzenie się prosi. I te okrągłe, zielone (niezależnie od światła), zdziwione wiecznie oczy – no co ty, nie wiesz, o co mi chodzi?! Miseczka pusta!!! Mrau…
*Darzę – Darze, ale Mrusia wskoczyła mi na kolana w tym momencie i się zrobiło „ę”.
Ja naprawdę dostanę kota z tym kotem 🙄
Pyro,
portowe knajpki to nie są speluny, przynajmniej z moich doswiadczeń, tam się z reguły nie klnie i słowo „speluna” wcale do nich nie pasuje.
„Port to jest poezja rumu i koniaku,
port to jest poezja westchnień czułych żon…
wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku,
dla obieżyświatów port to dobry dom…
Hej Johnny Walker….
Port to są spotkania kumpli co przed laty
uwierzyli w Ziemi czarodziejski kształt…
Za marzenia głupie tu się bierze baty,
któż mógł wiedzieć, że tak mały jest ten świat…
(oj, duży jest, wtrącam od siebie…i mało czasu, żeby zobaczyć to, co się chce)
Port to są zaklęcia starych kapitanów,
którzy chcą wyruszyć w jeszcze jeden rejs…
Tu żaglowce stare giną na wygnaniu,
wystrzępione wiatrem aż po drzewce rej…
Hej, Johhny Walker, aż po drzewce rej….”
(Krzysztof Klenczon)
Pyro, dzieki. Marzylo mi sie, ze ktos zareaguje na szczeniackie pogrozki Byka. Sam tego nie zrobilem, bo jednak nie czuje sie tu „w domu”, pamietajac zaszlosci, ktore mna wstrzasnely do gruntu.
Ale na przejawy chamstwa nalezy reagowac, bo inaczej zaleje tak jak zalewa niektore inne blogi Polityki.
Pyro,
mnie się zdaje, że nikt tu nie jest „naszym gościem”, bo kto to są „my”?
To jest ogólnie dostępny blog i komentować każdy ma prawo, jeśli się stosuje do zasad, przynajmniej tych kilku najważniejszych:
– Przystępując do dyskusji pisz na temat
– Nie wysyłaj materiałów i linków reklamowych, ani nie spamuj.
– Dbaj o poprawność i czystość języka swoich wypowiedzi. Nie przeklinaj.
– Nie atakuj i nie obrażaj innych uczestników dyskusji. Nie zamieszczaj treści wulgarnych, obscenicznych, nienawistnych, agresywnych, dyskryminujących i in. tego rodzaju.
– Jeśli dyskusja ma dotyczyć tematów prywatnych, nie prowadź jej publicznie.
– Ignoruj użytkowników nastawionych na wywołanie kłótni
– Nie zamieszczaj wypowiedzi niezgodnych z prawem, zasadami współżycia społecznego i dobrymi obyczajami, w szczególności zaś zawierających groźby, obraźliwych, naruszających godność lub pozostałe dobra osobiste innch osób
– Pamiętaj, że nie jesteś anonimowy w sieci, ponosisz odpowiedzialność za swoje wypowiedzi, a twoje wpisy naruszające zasady Netykiety i Regulaminu mogą być usuwane.
Alicja – rozumiem zauroczenie żeglugą, żeglarzami itp i idealizowanie środowiska. W razie potrzeby mój rodzinny Matros może podać adresy kilku knajpek od Marsylii, Pireusu, po St.Petersburg gdzie albo się wchodzi w towarzystwie własnej, silnej drużyny, albo nie wiadomo, czy się wyjdzie.
Placku,
dzięki za wczorajsze przepisy. Jak już dostanę moją należność od byka, to zrobię sobie przysmażone suchary 😎
A w ogrodzie sierpniowo
Sporo lat temu, wczesną i zimną wiosną odwiedzałam z rodziną Białowieżę i Park Biebrzański, przy okazji dotarliśmy do Grabarki, ale na Siemiatycze nie starczyło już czasu. To jest tak daleko stąd… 🙁
Nasionka tego powoju dostałam onegdaj od Pana Lulka. Teraz rozsiewa się sam.
@Pyra
nie napadalem na Pepegora – tylko odebralem ow wpis jako niektakt. Od @byka tez mi oberwalo sie ( m.in. za Adama Michnika, ktorego cenie sobie bardzo), rowniez jakis Henryk47 „komentowal” moje dzieci.
Wydaje mi sie, ze najlepszym aribtrem bylby pan Gospodarz w takich sprawach. Tak, jak to robi pan Szostkiewicz – usuwa sie i koniec. Bardzo dobrze, ze @Nemo przypomniala zasady blogowe.
Jednakze to co napisal/a @dorotol bylo straszne. Trzeba znac miare swegio zachowania.
Do dzisiaj nie wiem, co mi przypisuje sie w sprawie niejakiej @Nisi?
PS kiedy zreagowalem ostro na nalot na moje dzieciaki, to po prostu to usunieto.
Koncze na tym powyzsze i nie dyskutuje wiecej. A przy zupie mozna pewne tematy zostawic w spokoju.
Dzien dobry,
Nemo (12:08), dobrze, ze przypomnialas te zdawaloby sie oczywiste reguly wpisywania komentarzy.
Burza minela ale zeby sprawiedliwosci stalo sie zadosc, zerknijcie do wieczornych wpisow 12 sierpnia a zauwazycie, ze byk nie rozmawial sam ze soba a dal sie sprowokowac. Jezyk ogonka daleki jest od poprawnosci i mysle, ze jemu tez nalezalaby sie Gospodarzowa reprymenda.
Niejaka Nemo – Mrau-mrau 🙂
Ozzy – Deja vu. Po raz ostatni – cicha odwieczerz. Zlituj się nad Adamem Michnikiem, a jeśli się po raz kolejny pożegnasz to ja się z paryskiej wiśni na paryski bruk rzucę. Koniec dyskusji, finito, szlus.
@zezowaty, wczoraj
Jeśli przez „zacny” rozumiesz „mający szlachetny charakter, rzetelny, przyzwoity, prawy; właściwy człowiekowi o takich zaletach” to dziękuję za komplement pod adresem mojej Teściowej i potwierdzam w całej rozciągłości 🙂 Cechy te przekazała swoim synom w komplecie.
Czego i Tobie życzę.
(ale będę się nadal nad nieszczęsną ludzkością znęcał, dzień w dzień, jako duch. Wiśnie tak, adieu nie)
Ozzy!
Nie nijaki tylko po prostu
Henryk.
Jestes uparty jak osiol
PISALEM JUZ ZE NIE MAM
NIC DO TWOICH DIECI.
To gdzie jest ten szynkwas? Może być brudny, może być denaturat, ale nie to. Czy ktoś ma ochotę na buteleczkę nalewki?
Ale wasza nacja ciagle jest
przesladowana Ozzy wiec
bedziesz wracal.
Aby walczyc.
Tylko o co?
Henryku – By nikt nikogo już nie prześladował.
Placku 🙂
dziekuje, za przypomnienie…a slowo wykropkowane jest „odczepila”, nic wiecej.
pozdrawiam
PS a kontekst z naczelnym GW byl chyba zwiazany z wypowiedzia Stanislawa Stommy (zmarl 2005) (ojciec Ludwika), ktory powiadal, ze nie chce miec nic z ludzmi, ktorzy sa przeciwko Gazecie Wyborczej – w pelni zgadzam sie z ta opinia.
Ja mam ochotę na buteleczkę nalewki, przyzwyczaiłam się podczas ostatniego pobytu w Kraju! (tu by się przydała ikonka typu dwa paluszki do góry)
Placku,
jeśli chodzi o wiśnie, to tylko z nalewki wiśniowej Pyry, wiem coś o tem. Wystarczy trochę zjeść, a spadnie się na bruk, najlepiej oczywiście paryski 😎
A może by tak…Buenos Aires? Tam też mają bruki 🙂
Ozzy,
trzeba było nie wykropkowywać tego słowa, tylko zwyczajnie napisać, przecież to nie wulgaryzm (chociaż eleganckie też nie, ale nie wszyscy muszą być dżentelmenami). Wiesz, dlaczego – można łatwo wykropkowane „odp…” inaczej odczytać.
Elegancja nie pozwoliłaby też napisać „niejaka Nisia”, bo ona nie jest „niejaka”, była naszą blogowiczką przez długi czas i znaliśmy ją, a określenie użyte przez Ciebie jest lekceważące. Jak byś zareagował, gdyby ktoś z blogowiczów napisał „niejaki Ozzy…” – nie za bardzo, co?
Pyro,
Wasz rodzinny Matros bywa w innych portach, niż ja bywałam (i mam nadzieję bywać nadal) – tam żaglowce nie zawijają 😉
Ozzy – Teraz rozumiem; po trzech miesiącach słowo wykropkowane staje się innym słowem, a Twoja wiarygodność odpowiednio wzrasta 🙂
Alicjo – No to mru 🙂
Dzień dobry,
przyznam się, że nie czytałam regulaminu przypomnianego przez Nemo. I jakie są tego skutki? Najczęściej piszę nie na temat 😳 😀
Muszę się poprawić: paryskie wiśnie: http://pinterest.com/pin/373517362815927693/
http://pinterest.com/pin/263812490645112349/
To dla Pyry 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8119.JPG
Placku,
czyzbys byl Wielkim Mierniczym
wiarygodnosci blogowiczow?
niejaki Ozzy
Ps.pania Alicje, prosze edukowac kogos innego
…i jeszcze to, Placek wspomniał o kawalerii, otóż jest ci ona w Poznaniu i w każdą niedzielę ledwie Poznańskie Koziołki odkoziołkują swoje w południe (się spóźniły o kilka minut jak ja byłam!), zajeżdża kawaleria! Są to prywatne osoby, ochotnicy, jak mi powiedzieli moi rodzinni Poznaniacy, którzy specjalnie zawieźli mnie na ten pokaz. Tutaj szykują się do wejścia na Rynek:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8132.JPG
Więcej zdjęć nastąpi z pięknego Poznania, jak tylko je uporządkuję. Pogoda była wymarzona przez ten weekend z groszem – co widać na fotce.
O, i poznański bruk też widać 😉
Dzien dobry,
Z powrotem w Albionie, czas spedzony z rodzinka jak zwykle, za krotki. Ale ciesze sie i tak niemozliwie :).
niejaki
niejaki -acy
zaimek nieokreślony
1. książk. „pewien, jakiś; nieznaczny (pod względem stopnia natężenia)
Mówić po angielsku z niejaką trudnością.”
Sprawia mi to niejaką różnicę.
Od niejakiego czasu niedomaga.
2. „w odniesieniu do osoby bliżej nie znanej przy wymienianiu jej nazwiska”
Poznać niejakiego Michalskiego.
Ożenił się z niejaką Kowalską.
Słowo „niejaki” nie niesie ze sobą ładunku emocjonalnego.
Asiu, 😉
Twoje komentarze są zawsze a propos. Jak najbardziej 🙂
A jakże, 15puł wciąż żyje i 6psk też.Od czasów harcerskich w początkach lat 80-tych bawi się w to p.Andrzejak z kolegami. Instruktorów mieli z szeregów stareńkich weteranów broni jezdnych. A i tak troczenie proporczyków do lancy powodowało spory, że pierze leciało. Powtarzają barwy 15pul, jeden pluton jest w barwach 6 psk. Alicja – dzięki, to francuskie okno w ryzalicie po lewej stronie, to było moje okno przez 2,5 roku. I jeszcze, Alicjo – nie każda nalewka jest słodka. Aktualnie do wieczornych toastów użytkuję wytrawną wiśniówkę ubiegłoroczną.
Jolly – masz jakieś zdjęcia z Podlasia? Jeszcze tam nie byłam i chętnie obejrzę. I będą pasowały do dzisiejszego tematu 🙂
Nemo – 🙂
W odniesieniu do osoby znanej (bywającej przecież na blogu dość długo) jest to lekceważące i jak dla mnie – w takim użyciu niesie „ładunek lekceważący”, nieważne, co podają uczone definicje.
Mnie by było przykro, chyba, że byłoby to powiedziane w kontekście żartobliwym. No ale być może ja mam cieńką skórę.
Wracając do Poznania, podoba mi się ta tradycja, w ogóle wiele rzeczy w Polsce mi się podoba. Patrząc z oddali via media wydaje się, że kraj tonie. Polityka polityką, a ludzie robią swoje i radzą sobie zupełnie nieźle (generalnie rzecz biorąc).
Ale narzekanie chyba mamy we krwi…
*nką
Ozzy to Twoje wyjaśnienie z 20 maja, to niestety było inne słowo:
„Panie Gospodarzu.
pojawilo sie slowo wykropkowane?.ktore niegdys wypowiedzial byl Adam Michnik w obronie gen.Jaruzelskiego ? prosze sie ?odpieprzyc?? i nie jest to slowo obce, mam nadzieje, adresatowi..pani Nisi.
Pozdrawiam,
mysle ze rok bedzie uplywal Panu pomyslnie
ozzy ”
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/05/17/cichy-odwieczerz/#comment-401471
Siemiatycze – spacer w czasie: http://www.szukamypolski.com/strona/prowincje_zachodnie/58
Asiu,
Tym razem nie na Podlasiu, Mamusia rekonwalescensuje sie (ale slowo mi wyszlo 🙂 ) blizej domu, pare dni spedzilismy w bazie, a potem do innych krzakow Rodzicow w Beskidach. Przypomnialam cialu ktorych miesni uzywa przy chodzeniu po gorach :)!
A aparatu do Polski nigdy nie biore – duza torba, a lecialam tanimi liniami. Poza tym jakos nigdy nie mam czasu pstrykac, ciezka bestia, a ja i tak wiekszosc czasu spedzam mielac ozorkiem ;).
Jolly – nie wiem, czy świętujesz imieniny, ale my nie straciliśmy okazji żeby Twoje zdrowie wypić w św. Dominika.
Ozzy bywa tu od niedawna i z rzadka i nie ma obowiązku znać dogłębnie wszystkich bywalców.
„Niejaki” podkreśla właśnie brak bliższej znajomości.
Jak się chce, to każdemu słowu można nadać ładunek emocjonalny lub się go w każdym słowie doszukiwać.
To już chyba taka polska specjalność 😉
Już się przestańcie czepiać słówek, bo naubliżam w całkiem poprawnej polszczyźnie. O!!!
Ja tez slowo „niejaki” w pewnych kontekstach odbieram jako nieco lekcewazace. Zgadzam sie z Alicja. Ma ono pewien posmaczek swiadczacy o braku szacunku i udawaniu, ze tej (niejakiej) osoby dotad sie nie zauwazalo.
Pewne stylizacje jezykowe to maja do siebie.
Jolly – a jak się sprawuje gwiazdkowy prezent? Już znasz wszystkie funkcje? 🙂 A takie mielenie ozorkiem z najbliższymi to fajna sprawa 😀
Anita Włodarczyk ze srebrem. Jolinek i Haneczka pewnie dzielnie kibicują. Teraz czas na Tomasza Majewskiego 🙂
Mrusia pozdrawia Kota Mordechaja i domaga się swoich łakoci ode mnie – wie, że stoją wysoko na lodówce i ona tam nie wskoczy. Dałam jej kilka, a co będę kotu żałować!
Dzisiaj idziemy do weterynarza w jakichś tam celach, poprzedni Personel ma zamówioną wizytę i zabiera mnie i Mrusię tamże.
Będzie jakiś zastrzyk i coś tam jeszcze. Jest problem z oczami, tymi zielonymi i to mnie przede wszystkim martwi, zbiera się w kącikach oczu tzw. „ropa”, nieco brązowawa. To nie jest chyba normalne, pewnie jakaś infekcja.
Asiu,
Pogaduchy bezcenne :).
Co do aparatu, to chyba bym musiala wziac co najmniej miesiac urlopu, coby wszystkie funkcje poznac. Poki co, tryb dla leniwych spisuje sie bezblednie :), eksperymenty udane co najwyzej w 15%.
Dziwnie samemu w domu, Jeff w pracy, a Odsas zostal z Dziadkami. Bedzie wracal sam (znaczy pod opieka personelu Lotu) dopiero we wrzesniu :(.
Jolly -na pocieszenie 🙂 – http://pinterest.com/pin/513058582519931659/
Idę pokibicować.
Radek kiedyś lubił chodzić do pana weta, bo tam jest sklep i zawsze dostawał zabawkę. Od czasu zastrzyków na nurzeńce panicznie boi się tam wchodzić – zapiera się wszystkimi łapkami, a kiedy stawiają go na stole (tam badania i tam zastrzyki) to trzęsie się, jak galareta. Na to nie pomaga zabawka mimo, że ją dostaje.
Malgosiu,
prosze sie ode mnie …..
„Nic nie jest powazne samo w sobie, nie jest w ogole zadne. Wszystko jest nijakie.”
niejaki S.Mrozek
PS. A co za duzo, to niezdrowo.
W pewnej bajce madrala myslal, myslal, az go psy zjadly. Za daleko odeszlismy od odwagi, zeby jej sobie zalowac.. Zwlaszcza w stosunku do niektorych osob.
Dziś kolejne odkrycie kuchni roztoczańskiej. Próbowaliśmy potraw regionalnych, pierogów, bigosu. Warto tam zajrzeć. Od Zwierzyńca ok. 9 km w stronę Szczebrzeszyna. Tylko należy jechać drogą na Topólczę i skręcić na Kawęczynek
http://www.przystanekroztocze.com.pl/restauracja.php
A mówią, że to baby są kłótliwe.
Kot Mordechaj odpozdrawia back Mrusie i zyczy pomyslnej wizyty u Nieludzkiego Lekrza. Zbyt geste wydzieliny z oczu zawsze trzeba sprawdzic:
http://www.ehow.co.uk/about_6601931_brown-eye-discharge-cats.html
Szanowni blogowicze.
Niejaka nemo broni
niejakiego Ozzy.Dajcie
spokoj , szkoda nerwow.
Milego wieczoru.
Irku – potrawy regionalne z pewnością doskonałe, reszta bardzo przeciętna w ofercie – chyba, że doskonale zrobiona. Jestem ciekawa, czy mają duży ruch, bo to trochę ciche kąty, a obiekt do utrzymania duży.
Pyro!
Jak trzeba to,,bede„baba.
Taka jak nasz kochany
Smollen.
A co @Kot M-chaj (120 lat mu zycze) sobie odbiera, to jego brocha (jak mawial bohater Havla). A ja sie zgadzam z @nemo – in extenso.
Ej ! moze juz dacie sobie spokoj .
a Heniutek47 !,
specjalista od przesladowanej nacji i akrobata klawiatury, jelki, przasny,
parciany, skromny, ograniczony
Pyro- oprócz potraw regionalnych próbowaliśmy ichniego bigosu i pierogów z mięsem, Zrobione naprawdę doskonale. Dzisiaj było dużo turystów, którzy specjalnie zajeżdżali na obiad. Od tygodnia testuję różne miejsca na Roztoczu i ta zdecydowanie przoduje
Nie, Elap. Nie dadzą. Ani sobie, ani nam.
elap:)
tak, zakonczylem.QSS.
valete
Pyro,
Dziekuje za zyczenia imieninowe :), w do tym towarzystwie obchodze wszystko :).
Ja dawno temu, po lekturze doskonalej ksiazki ‚Think dog!’ zabralam czteromiesieczna wtenczas psice do weterynarza bez powodu, na zapoznanie sie. Mimo pozniejszych, srednio przyjemnych wizyt, pies zawsze mial ochote swojego doktora odwiedzic i mimo solidnego wytresowania, ciagnal do gabinetu jak szatan.
Haneczko,
Odsas i jego druzyna maja realna szanse gry siodmego wrzesnia na Twickenham podczas przerwy Double Header !!!
Mnie bardzo denerwuje glosna muzyka lub wlaczony rowniez glosno telewizor w malomiasteczkowych resteuracjach. Tak jest w moim rodzinnym miasteczku. Zwrocilam uwage, bo nawet nie mozna rozmawiac, sciszono, ale nastepnym razem bylo znowu glosno.
Jolly 😀 , z emocji nawet bym nie drgnęła na Tej Murawie 😀
Co to jest seler naciowy?
Czy w Polsce przez caly rok trzeba jesc bigos? Nawet w upalne lato?
Ja mysle ze to jest typowo zimowa, rozgrzewajaca potrawa.
Niedawno jechalam samochodem z Lodzi do Katowic. Zatrzymalismy sie zeby cos zjesc, ale napilam sie tylko kawy. Bardzo sympatyczna,czysta jadlodajnia serwowala wylacznie wybuchowe dania: bigos, grochowke i kapusniak. Dla kierowcow!
eva47, patrz zawsze na auta na parkingu przed knajpką. Ciężarówki jedzenie wysoko kaloryczne, osobowe dania wyszukane.
Eva47 – o selerze naciowym: http://vitalia.pl/artykul861_Seler-naciowy-robi-kariere.html
Barbara – dzieki za wyjasnienie. Poznalam ten seler jakies 30 lat temu.
Podano do zagryzania ze serem „bressot”, wtedy bylo to modne. Od tego czasu jem go czesto, takze w zupach jarzynowych. Nie znalam tylko polskiej nazwy.
yurek – odezwalam sie w sprawie bigosu, bo wymienil go Irek o 19:50
Barbara – nie wiedzialam ze ten seler taki zdrowy.
Zdaje się, że ja jestem bardziej zestresowana tą wizytą u weterynarza niż Mrusia, chociaż jestem córką weterynarzy.
Koty u nas bywały zawsze, ale dachowce, z takimi wyłącznie domowymi nie jestem za bardzo obyta.
Barbaro,
ja miałam problem przez wiele lat, bo przyzwyczajona byłam do selera w postaci sporego korzenia, a tu był popularny tylko naciowy.
Naciowy jest znakomity, szczególnie do szklanki „bloody mary”, ale w kuchni „gotowanej” nie sprawdza się tak, jak kawałek korzennego selera.
Alicjo, podobnie ja, gdy zaczęłam się rozglądać za selerem korzeniowym w meksykańskich i tuż za granicą, w amerykańskich sklepach. Czasem udało się natrafić, ale zawsze przy kasie pytano mnie cóż to takiego i jak to się przyrządza. Natomiast tam właśnie nauczyłam się tego naciowego, głównie na surowo. Teraz coraz częściej widzę go i w naszych sklepach.
Eva47 😀
Eva
z tym całorocznym jedzeniem bigosu w Polsce to chyba przesada?
Owszem, przy drodze bywają takie garkuchnie pod nazwą „grochówka wojskowa” (zazwyczaj znakomita!), ale są różne przydrożne knajpy, gdzie serwują dania różne.
Ośmielam się wyrazić takie zdanie, bo bywam co roku i przemierzam spore odległości, nie zauważyłam bigosowo-grochówkowoj-kapuśniaczej tendencji.
Kiedyś nawet w południe zażyczyłam sobie golonkę, co prawda nie była to golonka Pyry, ale zjadłam ze smakiem. Poza tym prawie zawsze w knajpach przydrożnych są różnego rodzaju pierogi, zupy etc.
Są też coraz liczniejsze McDonalds, KFC i tym podobne, ale moja noga tam nie postanie. Popieram bigosy, kapuśniaki, pierogi 🙂
Moje psy do weterynarza chodzą tak: Fredka, jak już się zorientuje, że zmierzamy w tę okropną stronę, kładzie się w poprzek i odmawia przebierania łapami, trzeba ją donieść, a na miejscu usilnie stara się wydostać choćby przez maleńką szparkę w drzwiach. Po każdej takiej wizycie Fredka nawet nie skręca w tę stronę gdzie przychodnia, spacer wyłącznie w odwrotnym kierunku. A Gucio chętnie, nawet mimo paru niemiłych doświadczeń, do przychodni chadza ochoczo, wylewnie wita się z personelem, nawet przyjaźnie merda do przebywających tam kotów 🙂
Rzadko tutaj zaglądam „bo ja to nie lubię tego gotowania ” ( kto zna dowcip, ten wie), dzis widzę, że jestem zalogowana, szukam i znajduję wpis o ogrodach sprzed miesięcy. I brak odpowiedzi z mojej strony, za co bardzo przepraszam. Tak droga @Asiu, przyjaciel Pana Pickwicka, dżentelmen Winkle napisał tę wzruszającą „Odę do żabki konającej „, samą książkę czytałam w latach licealnych i tresci wierszyka nie pamiętam, ale tytuł, tytuł utwił mi w pamięci. I nazwy użyłam specjalnie, licząc na pokrewne dusze. Serdecznie pozdrawiam!
Pozdrawiam 🙂
Naciowe selery nie tylko do krwawej mary, ale do wszelkiego rodzaju sałatek, ja lubię pogryzać sobie bez niczego, u nas podawany jest jako zagryzka z różnymi sosikami, ja lubię z czosnkowym, na bazie majonezu i kwaśnej śmietany.
Witaj Żabko wieczorową porą.
Barbaro – rzecz w tym, że jamnior lubi pana weta i liże go po rękach i lubi panie pielęgniarki, które też obsługują sklep „zwierzęcy”. On się bardzo boi tych zastrzyków, które brał co 4 dni przez 5 tygodni. Lekarz uprzedzał, że bardzo bolesne, ale co robić – miałyśmy go uśpić? Ania przechodząc obok przychodni specjalnie wchodzi żeby psa zważyć (a naprawdę, żeby przestał się bać). Dopóki nie stawiają małego na stole, wszystko dobrze. No, czasem trzeba.
Czy to Janowiec? https://www.youtube.com/watch?v=23AqALX1S30
Serniczki z Podlaskiego: http://mlodywschod.pl/kuchnia-2/smaki-podlaskiego-serniczki/
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1922
„Z dziedziny mody – Pyjamy
Elegancki mężczyzna i wykwintna dama światowa nie uznają obecnie innej rannej toalety domowej – jak tylko pyjamę.
Urocza, jedwabna pyjama niewieścia z męską kurtką i długiemi szarawarami – barwy bławatkowej, bladoróżowej, bzowej, lila, szkarłatnej jak owoc granatu – dodaje kobiecie specjalnego pikantnego wdzięku. Ulubioną jest jumper-pyjama z jedwabnego trykotu z dowolnej barwy byle tylko jasnej i żywej.
Ulubionym kolorem pyjamy męskiej jest lila, mile także widziane są pyjamy jasno i ciemno brązowe, granatowe, czerwonawe z brokatu lub himalaji.
Monotonia w codziennem ubraniu męskiem wywołała chętkę urozmaicenia jej grą barw przynajmniej w rannej toalecie. Dlatego też, jak słychać, najmodniejszą pyjamą będzie wkrótce japońskie kimono w całym swym przepychu świetnych kolorów.
Przyodziany w tkaninę mężczyzna – zdoła przynajmniej w godzinach rannych zapomnieć o szarzyźnie i monotonii zwykłego ubrania.”
Pamiętam jeszcze panów w bonżurkach. Mój Hiniutek miał bordową, lamowaną skręconym, jedwabnym sznurem granatowym. Tato nie tyle rano ją zakładał, rano się spieszył do pracy, co po południu – wracał, porządnie wieszał marynarkę, a zakładał bonżurkę. Jeżeli przychodził ktoś obcy, to tato w mig zmieniał wdzianko na marynarkę. Nigdy nie miał dresu – zawsze porządne spodnie i marynarkę. Nie lubił zestawień i jego garnitury były bardzo stonowane, a krawaty klubowe.
A pyjamę jaką miał: lila, brązową, z brokatu czy jak kimono? 😀
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1923
„Wykrycie olbrzymiej kontrabandy w Tczewie. Konfiskata 8 wagonów jaj.
W Tczewie na stacyi towarowej natrafiono na ślad bandy fałszerzy certyfikatów wywozowych, która to banda zorganizowana na wielką skalę przemycała produkty żywnościowe z Polski za granicę, głównie jaja do Anglii. Na stacyi w Tczewie w związku z tem skonfiskowano 8 wagonów jaj wysyłanych przez Gdańsk do Londynu. Wartość ich dochodzi do 6 miliardów marek. Afera zatacza coraz większe kręgi, jest w niej bowiem skompromitowanych wiele wybitnych osobistości ze świata handlowego.”
Jeszcze z męskich ciekawostek garderobianych – już nie Hiniutka, ale pozostałe po moim zmarłym w KC GusenII – w sztywnym kartoniku, oklejonym płótnem z biało – niebieskie paski, leżało 6 szlafmyc i tzw bindla do formowania wąsów. I widocznie nie spał w piżamach, bo na jego półce w szafie były koszule nocne. Okropnie mnie śmieszyły, bo były dość krótkie, tak gdzieś tuż poniżej kolana, dość szerokie, z małymi rozcięciami u dołu bocznych szwów i ozdobione wąziutką lamówką biało – niebieskiej pasmanterii przy wycięciu na szyję, przy rękawach i u dołu. Próbowałam Jarka namówić, żeby przymierzył ale nie chciał. Mówił, że nie pozwoli się z Ojca wyśmiewać. Nie chciałam się wyśmiewać tylko zobaczyć, jak pan domu w sypialni wyglądał. Co tan chłop zrozumie…
Zapominalska – to pozostało po moim Teściu; zabito go w wieku 41 lat.
Taka szlafmyca w mroźną, zimową noc (w domu nie ogrzewanym nocą) to nie jest głupi pomysł. Oczywiście gdy nogi wystające spod kusej koszuli są schowane pod porządną, puchową pierzyną. 🙂
Pyro, poproszę koszulę i szlafmycę. Pan mąż przymierzy, a jak nie, to ja, z szacunkiem, przymierzę 🙂 Bindę, z oczywistych względów i jemu, i sobie, daruję 😉
Haneczko – dawno już nie ma – Staś powynosił nas imprezy nastoletnie, szyku zadawał w garderobie Dziadka.
Dobranoc 🙁
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1925
„Sensacyjna przygoda młodej Warszawianki!
W poszukiwaniu posady – groźny satyr w wianku.
Niezwykła przygoda przydarzyła się onegdaj p. Zofii N., żonie urzędnika w Warszawie.
Oto p. Zofia od dłuższego już czasu starała się o posadę. Po bezskutecznem wyczerpaniu wszelkich protekcyjek i innych podobnych środków, zdecydowała się umieścić w jednym z dzienników ogłoszenie tej treści: „młoda, kwalifikowana urzędniczka poszukuje posady.” Skutki ogłoszenia były fenomenalne.
Następnego już dnia bowiem otrzymała ofertę, w której autor stwierdza, że takiej właśnie urzędniczki potrzebuje, przyczem obiecuje świetną gażę, gratyfikacje i t. p. Oferta wymieniała adres: Al. Jerozolimskie 36 i naznaczało posłuchanie na 4 po południu.
Uszczęśliwiona p. Zofia udała się pod wskazany adres. Przyjął ją mężczyzna lat średnich. bardzo uprzejmie poprosił by usiadła. Znajdowali się w gabinecie, wytwornie urządzonym, niemile jednak rzucały się w oczy obrazy po-r-n-o-g-raficzne.
Po zamienieniu kilku słów, uprzejmy gospodarz wstał i wyszedł. Pani Zofia czekała w zadumaniu. Wtem rozległ się trzask, wszystkie lampy o silnem świetle zapaliły się nagle, a w tej samej chwili brzegi portjery rozerwały się gwałtownie i na jej tle ukazał się nagi mężczyzna z wiankiem na głowie. Skrzyżował ręce na piersi i stał nieruchomy.
Pani Zofia z krzykiem trwogi rzuciła się ku wyjściu, lecz drzwi były zamknięte. Nie mając innej drogi, skoczyła do okna, co widząc nieznajomy, skapitulował, rzucił jej klucz i krzyknął:
– proszę, niech sobie pani idzie!
Po ucieczce z mieszkania satyra, młoda niewiasta opowiedziała o przygodzie mężowi, który natychmiast zawiadomił urząd śledczy.
Osobliwego amatora efektów świetlnych aresztowano.
Jest to czterdziestoletni Roch Osowski, handlowiec.”
Co na to GIODO? 🙂
Dobrej nocy. Nowy, pilnuj lampki.
Pyro,
mój Tata kiedyś palił papierosy (bez filtra) i jego siostra, a nasza ulubiona Ciotka Janka, pracująca w pewnej firmie przywoziła mu przepiękne „cygarniczki”. To były wręcz dzieła sztuki, w pamięci utkwiła mi taka jedna z cieniutkiego szkła leciutko zabarwiona brązem w kształcie diabełka. Co prawda nie wynosiłyśmy tego z domu, ale bawiłyśmy się tym jako smarkatki, udając, że palimy papierosy. No i jakoś tak rozpadały nam się w rękach 🙄
Tacie specjalnie nie zależało, bo wolał palić bez cygaretki, no to myśmy się tym bawiły, udając wielkie damy 🙄
To były przepiękne rzeczy, a my durne, jak to dzieci…a teraz ogromna szkoda 🙁
Asia/22:18/ to Janowiec
Słońce, „lato dopala się cudnie”, szczawy rudzieją z wolna, jarzębiny podbarwiają, nocą gwiazdy spadają i jest pięknie. We wtorek będę zlewała wiśniówkę i wiśni paryskich będzie u mnie dostatek wielki (poprzednie owoce wydałam do Błot i okolicy). Zostało u mnie kilka „rodzinnych cygarniczek (vide Alicja) – jest drewniana, wypalana w zakopiańskie wzorki, gładka, bursztynowa z mlecznego bursztynu i ze dwie szklane. Paliliśmy obydwoje ale bez lufki i te się pałętały po szufladzie.
Dzien dobry,
Barbaro, bardzo ciekawy ten artykul o selerze naciowym a i chlodnik z gruszka zaprasza do stolu 🙂 Lubie polaczenie gruszki z roquefortem.
Slyszalam dzisiaj w radiu o tym przedsiebiorstwie, moze kogos z Was zainteresuje. Alternatywa na chemie w rolnictwie, produkcja owadow.
http://www.youtube.com/watch?v=kQ7QZBCh3KU
Droga KOnajaca Zabko! Alez mylisz sie gleboko. Ody do Konajacej Zabki nie napisal bynajmniej pan Winkle, chgoc znakomitym poeta byl, lecz salonowa lwica, pani Leonowa Hunter. Dala sie nawmowic na odczytanie Ody na raucie, na ktorym przebrana byla za bodaj starozytna Minerwe.
To piekna scena, ktora mi moj bl.p. Brat Pickwich wiele razy czytal na glos, lejac szczere lzy nad zdechla zabka.
Znowu coś pokręciłam; to lato dopala się ślicznie, nie cudnie… Teraz zabiorę się za pracę taką i owaką, obiadową, deserową, i umysłową, a na blog nasz zajrzę wieczorkiem. Nie macie pojęcia jaka ja jestem leniwa i jak mi się nic nie chce.
Pyro,
w znanej piosence było tak:
W żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie
Grudzień ucieka za grudniem, styczeń mi stuka za styczniem
Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają
Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają….
Walka o poduszkę trwa – jak ja śpię, to jaśnie kocia pani po prostu prawie wchodzi mi na głowę i się rozpycha 🙄 Poza tym jest pyskata i lubi sobie „pogadać”, mrauczy. I to nie jest to, że czegoś się domaga, tylko po prostu towarzyszy mi w zajęciach i mam wrażenie, że „komentuje”. Myję naczynia, ona wspiera się przednimi łapkami o szafkę i zagląda, co ja tam robię. I mrauczy.
I tak ze wszystkim. Ja też rozmawiam z kotem – po swojemu, ale rozmawiam, bo jak ona wywala te swoje zielone, zdziwione oczy na mnie i coś po swojemu mrauczy, to czuję sie w obowiązku odpowiedzieć. Zdaje się, że mam kota 😯
Dzisiaj dziecka przyjeżdżają około południa, o ile sobie przypominam, ich kocia arystokracja (british short hair) nie odzywała się prawie wcale. A ta łazi za mną i pyskuje 🙄
Nauczyłam ją polskiego – rozumie, co znaczy „chodź” i „hop” – to ostatnie to przyzwolenie, żeby wskoczyła do mnie na kolana czy na kanapę.
A propos wizyty u weterynarza, okazało się, że poprzedni Personel się pomylił, to ma być w następny piątek, a nie wczorajszy. Ale ja z nią pójdę w poniedziałek, bo martwi mnie to oko. Całkiem możliwe, że ją to piecze, boli albo coś i dlatego głośno narzeka.
Mam tu niedaleko weterynarza i do niego będę chodziła, jeśli będzie potrzeba.
Kocie Mordechaju,
ja tam się nie znam, ale zastanawiam się, po co koty wybitnie domowe (tak jak koty Maćka, które nigdy nie opuszczają tego 45-go piętra i nie wychodzą poza mieszkanie, chyba, że wizyta u wet.) męczyć zastrzykami typu przeciw wściekliźnie i takie tam.
Skąd ten kot ma załapać wściekliznę?! Chyba, że ode mnie 🙄
Ale kod mi się trafił: nkw2
Hm…u nas zawsze w lecznicy weterynaryjnej był lekarz dyżurny, świątek, piątek czy niedziela. Nie wiem, jak jest tutaj, sprawdzę.
W UK koty sie nie szczepi na wscieklizne, gdyz nie wystepuje ona na tym terenie od 150 lat – zabezpieczeniu przed wsciueklizna sluzyla do niedawna polroczna kwarantanna w specjalnych osrodkach przygranicznych. Kwarantanne zniesiono, ale obecnie obowiazuja zwierzece paszporty ze szczepieniami wpisanymi co najmniej szesc miesiecy przed przyjazdem zwierzyny. Oczywiscie jesli brytyjski kot czy pies spedza wakacje np, we Francji czy w Polsce, szczeoienie dostaje.
Kotom nigdy nie wychodzacym z domu (np mieszkajacym na czwartym pietrze), nigdy bym nie doradzal szczepien. Ale w Twoim wypadku, Alicjo, jak najbardziej. Ani sie obejrzysz, a Mrusia zacznie wychodzic i sprawdzac obejscie. A ze zacznie domagac sie wychodzenia, to masz jak w banku, trust me*. A wtedy sytuacja dramatycznie sie zmienia, bo wystarczy, ze dorwie jakiegos zakazonego chipmunka albo innego szczura.
Dlatego bardzo namawiam na szczepienie.
*Mysmy z bratem Pickwickiem, kocietami bedac, urzdzalismy zmiane warty przy drzwiach i otwartych oknach. Mielismy byc z zalozenia „domowymi kotami”, bo na podworku zawsze duzo samochodow.
Ale te zalozenia bardzo szybko wybilismy z glowy Starej, ktora bardzo sie wsciekajac, zezwolila wreszcie na wychodzenie. A i tak zdarzalo sie, ze wyskakiwalismy z okna sypialni na drugim pietrze ladujac na krzaku rozmarynu.
Faktem jest, ze koty trzymane w domu pod kluczem nie sa Szczesliwymi Kotami i nic sie na to nie poradzi procz zainstalowania klapki w drzwiach wejsciowych. Stara zamyka klapke na noc, niecnota!
A „W żółtych płomieniach liści…” spiewala nieodzalowanej pamieci Przyjaciolka mojej Starej , Lucy. Chyba ze Skaldami. Bardzo Jej wciaz brakuje.
Ha, Alicjo – jesień dopalała się w żółtych płomieniach liści, a moje lato na nieco inny sposób. Obserwowanie naszych „braci mniejszych” w domu, to pouczające zajęcie. Ja się z psem dogaduję całkiem dobrze o ile chodzi o jego potrzeby, natomiast zakazy i nakazy przekraczają jego zdolności pojmowania. Chyba, że staję się groźna – od razu wie, że na balkonie szczekać nie wolno.
🙂
Lucja Prus pochodzila z miasta moich przodkow – z Bialegostoku
Bialystoker Kuchen albo Bialys
http://www.deliciousdays.com/archives/2013/05/23/breadly-pleasures-called-bialystoker-kuchen-or-bialys/
Tak, cudnie – przezorni ewangelicy gromadzą krzyże na zimę.
Kacza zupa
Prosz bardzo, Kocie, jest Łucja
http://www.youtube.com/watch?v=uhf69iWRDCc
Jedna z moich ulubionych piosenek, no ale ja jestem tej generacji, która Skaldów (i nie tylko) słuchała „religijnie”, jak to się mówi.
I nadal z przyjemnością, bo to była muzyka i wspaniałe teksty….
Pięknie pozdrawia i proszę o radę.
Muszę zrobić na zbliżającą się sobotę tiramisu (18-a chrześnicy), a moje wychodzi b. dobre, tylko raczej „rozlazłe” poza lodówką… Jakiś pomysł na porcje jednorazowe? Może ktoś wie, czy są okrągłe biszkopty „amoretki” (ja najczęściej robię na polskich, wyłącznie SAN i teraz mam problem).
Mój przepis:
10 samych żółtek ubijam ze szklaną cukru. Dodaję 2 pojemniki mascarpone i odrobinę olejku z prawdziwych migdałów. Dalej: biszkopty moczone w kawie i Amaretto, gorzkie, dobre kakao…
Może by dodać ubitych białek?
Pomóżcie, proszę.
Kasia
Siedzi Metz i Osiecka i jeszcze kilka osób, dzisiaj już na zgoła innej scenie. Dlaczego przeminął czas tekstów i melodyjnych piosenek? Nikt nie chce ich słuchać? Nie wierzę.
Nie pomogę, KasiuB. – nie lubię tiramisu, ale sa tu specjaliści, pewno odezwą się wieczorem.
Do zoltek wymieszanych z mascarpone dodaje ubite na sztywna piane bialka. Wstawiam na kilka godz do lodowki
witaj byku 😆
kto zyje prawdziwym zyciem, nie virtualnym, nie ma innego wyjscia i natyka sie na wszystko. i nie ludz posilkujacy sie od czasu do czasu wulgaryzmem jest na planecie najgorszy. wielokrotnie, byc moze i nawet tysiackrotnie do potegi entej +1 gorsi sa palacze papierosow. slowo wejdzie jednym i wyjdzie drugim uchem. obrzydliwy dym papierosowy wypuszczany przez palacza pozostawia niesmak u niepalacego na dlugi okres. nawet jezeli skonczyl palic przed paroma minutami, smierdz taki ludz i wzbudza uczucie wstretu. palacze sa przesiaknieci nikotyna, sa zadymieni do tego stopnia, ze nie zdaja sobie sprawy ze smierdza na lewo i na prawo, nawet na dlugo po tym kiedy przestana z roznych wzgledow kopcic. umysl ich zlasowany jest do tego stopnia, ze wspominaja palenie jako przyjemnosc. do lepetyny im nawet nie przyjdzie, ze smierdzieli. wokol nich tez smierdzialo do tego stopnia, ze bralo na wymioty.
naturalnie mozna by klepnac bardziej przyjaznie, i mowic o nieprzyjemnej atmosferze otaczajacej palacza, ale to nie ten przypadek.
u nas juz przed wojna prowadzona byla szeroko zakrojona kampania przeciw rakowi. bylo to pionierskie dzialanie na skale planety. nacisk glowny byl na palacza. wprowadzono zakazy, juz w latach trzydziestych, palenia w wielu publicznych miejscach takich jak biura czy poczekalnie. pod koniec lat trzydziestych naukowo dowiedzono o polaczeniu raka pluc z nikotyna. zaczela sie rowniez w owym czasie, dyskryminacja palaczy, jak najbardziej sluszna. w pociagu smierdzieli zaczeto wsadzac do osobnego wagonu.
zdrowotnie rzecz biorac, smierdziele sa znacznie bardziej negatywni –> wrecz destrukcyjnie wplywaja nie tylko na psychike
Ja robie tiramisu bez jajek, tylko mascarpone, serek homogenozowany, cukier i bita smietana. Te mieszanine klade na biszkopty nasaczone calvadosem i przykryte musem jablkowym.
To nie jest klasyczne tiramisu, tylko wariacja na temat, ale surowych
jajek nie chcemy jesc. Wstawiam na noc do lodowki i potem posypuje kakaem(?)
Polecam tez strone http://www.mojewypieki.com, moze pomoze.
Na 8 osób
W dole strony jest ilustracja, jak zrobić pojedyncze porcje.
Bardzo ważne jest dobre schłodzenie. Jak pisze Elap, kilka godzin.
Biszkoptów nie nasączać zbyt mocno. Krótkie zanurzenie w kawie wystarczy.
Osobiście nie robię z surowych jaj. Ubijam (całe) z cukrem na parze do uzyskania kremowej konsystencji i chłodzę. Potem mieszam z mascarpone. Takie tiramisu nie grozi salmonellą 😉
Ogonku – między Międzyzdrojami, a Poznaniem jest dostateczna przestrzeń ochronna? A między Berlinem, a owym,polskim miastem?
kakao się nie odmienia, ale jak się kto uprze… 😉
Zaraz przypomina mi się dawny znajomy imieniem Ludwik, którego ciocia wołała czule na podwieczorek: „Dudelku, kakałko!”
😀
Wydaje mi się KasiuB., że może do tej ilości serka jest zbyt dużo jajek i cukru. Spróbuj może w innych proporcjach. Co do serwowania w porcjach jednorazowych to dobrym pomysłem jest serwowanie w pucharkach lub szerokich kieliszkach, żaden problem. Biszkopty można złamać. Okrągłe polskie biszkopty nie wiem czy będą dobre.
Serdecznie dziękuję, postaram się wstawić odnośnik do zdjęć (cokolwiek wyjdzie, trudno…). Będzie tyle innych, smacznych potraw… Robię jeszcze kugiel – w prawdziwym piecu chlebowym, chociaż nie z gęsiną (wieprzowe żeberka i wędzony boczek). Ten uda się na pewno – solenizantka stwierdziła, że jak da się go na początek, to już nic inne nie będzie potrzebne (na zasadzie zapychacza).
Dziękuję!
Kasiu, Twoj przepis na tiramisu brzmi w sam raz. Powinien sie skladac z mascarpone, zoltek, niewielkiej ilosci cukru, damskich paluszkow nasacxzonych mocnym espresso i ew. likierem kawowym, a na wierzcch dobrze jest dac wiorki z gorzkiej czekolady, ale jest to opcjonalne.
Moja Stara przygotowuje tiramisu w indywidualnych bardzo starych krysztalowych miseczkach, ktpore sie do tego wybitnie nadaja. I ZAWSZE przygptopwuje na dzien przed podaniem – wszystko sie musi zmacerowac, a damskie paluszki ladnie zamienic sie w papke.
Osoboiscie nie wierze w tiramisu bez jajek czy z dodatkami owocowymiu. If it ain’t broke, don’t fix it, glosi znane powiedzenie. Jak sie przy tiramisu masjstruje, to moze to byc nawet wybitnie dobre, ale nie jest juz tiramisu.
A co do rozlazenia sie tiramisu – alez jak najbardziej. Najllepszy wloski kucharz dzialajacy w Wlk. Brytanii Carluccio w swych restauracjach serwuje tiramisu rozlane na duzym talerzu.
To jest najlepszy i najautentyczniejszy przepis na tiramisu – Bosonogiej Kontessy. I on znakomiciue wychodzi:
http://www.barefootcontessa.com/recipes.aspx?RecipeID=573&S=0
Tak, zapomnialem – ona uzywa ciemnego rumu, ja z braku rumu siegnalem pierwszy raz po Calhua (alkohol kawowy, ktory akurat mialem w domu) i wyszlo doskonale. POtem juz zawsze uzywalem Calhua, bo zapomnialem, ze ona kaze z rumem.
Panie Kocie
od razu sie przyznalam ze to nie tiramisu tylko wariacja na temat.
Moj deser nazywa sie Apfeltraum i jak sie na niego patrzy z gory to wyglada jak tiramisu.
U mnie wczoraj też było tiramisu. Mała uroczystość prawie rodzinna.
Atmosfera się prawie oczyściła. Można uczestniczyć.
Pracowałem ze Skaldami parę lat. Z Łucją też. Pamiętam koncert we Wrocławiu w dużej hali sportowej. Przed imprezą suczka Łucji zjadła ponoć trutkę na szczury. Łucja nie patrząc na nic wskoczyła w samochód i pędem do weterynarza. Ponad 1200 osób cierpliwie czekało prawie godzinę na Jej powrót. Wrocławska publiczność zawsze była znakomita!
Ale sobie do(prawie)wiłem…
Tiramis? – wedlug Stefano Catenacci (Stockholm)
___________________________________________ (podawany na obiedzie noblowskim)
mascarpone, savoiardi keks, cukier, zoltka i bialka oddzielnie, marsalavin, esspresso kawa, kakao.
Cichalu – z zaświatów wróciłeś, czy jak? Obrzydliśmy na Tyle, że nie chcesz do nas się odzywać? Widzę, że na Skype jesteś od tygodnia dostępny, czyli internet w zasięgu, a Cichal?
Jeszcze raz tiramisu http://www.youtube.com/watch?v=R41_C8d3yA
Tak Kocie, chodzi tylko o ilość tych żółtek – 10 i szklanka cukru na 2 pojemniki serka ( w Polsce zwykle 250 gr) może być za dużo nie sądzisz ? Widziałam też przepisy ze śmietanką 36 %.
Moze teraz sie uda vivalafocaccia.com/en/2012/01/02/la-video-ricetta-del-tiramisu-veloce/
Młodzi przywieźli wiele rzeczy, których nie chcą sprzedawać („ma zostać w rodzinie”), między innymi specjalny domek dla Mrusi. To prezent od kotów Młodych, oni im tam kupią nowy domek, bo przeprowadzać tego się po prostu nie opłaca, jest to-to spore.
Mrusia obwąchała domek i trzyma dystans na razie. Na pewno wyczuła poprzednie właścicielki!
Przykleiła się do Jennifer, Jerzor zazdrosny, ale mówię – kot sam przyjdzie kiedy chce, nie należy go na siłę „ukochiwać”. Panowie poszli na spacer Za Róg, a my odpoczywamy po pierwszych plotkach.
Pyro,
Cichal ma kocią naturę – pojawia się i znika 😉
Cichalu,
ten koncert co to go wspominasz, pewnie był w dawniej Hali Ludowej, a obecnie Hali Stulecia:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hala_Stulecia
Słuchajcie, a bezalkoholowego T. nie ma?
Chciałbym zrobić takie dla dzieci.
🙄
Ja tam sie nie znam, ale gdziekolwiek byłam w knajpie, był szeroki wybór dań, popularnych, wegetariańskich itd.
http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,14441057,_Ziemniaki_sa_bez_mieska__tylko_pani_troche_sosikiem.html#MT
trzeba byc niezlym parowozem by spalic kalorie znajdujace sie w tiramisu
Pepegor, możesz pominąć po prostu alkohol, ale z drugiej strony jest go tak mało, że nie ma sensu go nie dodawać. Przecież oprócz delikatnego smaku nie ma tam żadnych procentów.
Alicja – chyba nie ma restauratorów w małych miejscowościach, którzy mogli by ryzykować kuchnię wegańską. Może im się trafi 2 klientów w sezonie? Tak, jak mówi jedna z tych pań – pół biedy z wegetarianami, bo to i jajka i sery i mleko można używać, a wegani? Mogę sobie wyobrazić zupę jarzynową na ostro z kaszą albo mleczkiem kokosowym, pierogi z gotowanymi grzybami polane cebulką przysmażoną w oleju palmowym albo bukiet z jarzyn polany sosem z kokosu z mielonymi orzechami albo roztartym makiem. Więcej pomysłów nie mam i dziękuję wszystkim bogom,że nie mam takich stołowników.
Niejaka Berta Benz, wybrała się dość okrągło 125 lat temu, wynalezionym przez bardziej znanego męża Karla trójkołowym samochodem – z Mannheim do odległego 105 km Pforzheim – by odwiedzić matkę. Męża o zgodę nie zapytała, zabierając z sobą 15 i 13 letniich synów. Uważała bowiem, że skoro to stoi, a i tak jedzie, to dlaczego tego nie wypróbować. On stale miał jakieś zastrzeżenia.
Po drodze musiała zastąpić pas klinowy pończochami, a okładziny hamulcowe musiał odnowić przydrożny szewc. Zajęło jej to calutki dzień. Po przybyciu wysłała stosowny telegram do męża.
Tak odbyła się pierwsza w historii (podobno) podróż samochodem, a legendy o jakości nylonów, że można nimi jakoby zastąpić pas klinowy, to czysty plagiat.
http://de.wikipedia.org/wiki/Bertha_Benz
Też nie na temat, ale śmierdzi przynajmniej benzyną.
Nb, koneserzy znają tu może jeszcze niejaką Mercedes Bęc, przez „c”.
Pepe – pyszne anegdoty. Czy Mercedes była córką Benza?
Pyro, najlepsze Przybory było w tej kwestii (już tu przeze mnie cytowne) z „Niespodziewany koniec lata” .
W recepcji Czesław Roszkowski:
– Taaak…, apartament z fortepianem marki „Bechstein i Syn”?
Pan B:
– niema takiej marki fortepianu!
Recepcjonista, przysłaniając usta:
– bo to nie jest syn Bechsteina.
Pan A:
– czyżby pani Bechsteinowa…?
Recepcjonista palcem na ustach:
– ciiiiii…
A wtedy pojęcia nie miałem, że pani Bechsteinowa rzeczywiście z niejakim Adolfem H. coś mieć mogła.
Pyro, Mercedes była córką p. Jellinka, poczytaj tu: http://www.automobilia.pl/mercedes-jellinek-i-jej-slawny-tata-emil-jellinek.html 🙂
Barbaro,
tych szczegółów nie znałem.
Pepegorze, ja też nie… 🙂
Przeczytałam z zainteresowaniem. Miał facet nosa, upór i talent.
Kochane moje, chodziło o to, że dwukrotnie użyłem słowa niejaki(a), a oba razy w zupełnie innym kontekscie.
Tiramisu mozna robic bez alkoholu. Wiekszosc komercyjnych tiramisu jest chyba wlasnie bez.
Dziesoec zoltek to zdecydowanie za duzo, no chuba ze sie robi na cala armie. Bosonoga Kontessa podaje naprawde mala ilosc cukru i jest ona zupelnie wystarczajaca – damskie paluszki sa przeciez tez slodkie.
Ale wiorek czekoladowychg tobym nie darowal – scinanych z tabliczki czekolady nozem do obierania ziemniakow. Wredy one sie skrecaja w ladne delikatne ruloniki.
Lucy bardzo zwierzeta kochala i zawsze miala w obejsciu pare kotow i co najmniej jednego psa. Z przytrulku albo podebrane na ulicy. Ta jej ostatnia suka byla prawdziwa wariatka i czasami bywalo z nia trudno… Miala chyba jakies ciezkie szczeniectwo.
Pepegorze, innym, ale neutralnym. Pogardliwy się wyczuwa 😎
Niejaka Hermenegilda Kociubińska, proszę wysokiego Sądu.
Haneczko, tak właśnie.
Chyba wrócę do tego, ale nie już dziś.
Dobranoc.
Pyro
(o kuchni wegańskiej i takiej tam) – ja też to mam w głębokim poważaniu, jem wszystko!
Życie jest piękne!
Dzień dobry Niejacy Blogowicze, 😉
Niedawno Kot napisał, że nie czuje się tutaj „u siebie”, czy coś takiego. Nie wiem czy mam do tego prawo, nie jestem Gospodarzem, ale proszę Kota, by poczuł się „u siebie”. Moja skromna osoba bardzo lubi Kota czytać.
Po przyjeździe najmłodszego Dziecka czas zaczął płynąć ze zdwojoną szybkością, to już wartki, górski czasowy strumień, nie do zatrzymania. Cieszymy się chwilą, łapiemy czas wypełniony śmiechem Dziecka i dosyć wiekowego już ojca, który tylko metryką jest stary, a tak w gruncie rzeczy to pewnie nigdy nie wydorośleje i nie spoważnieje. Ale jemu z tym dobrze. Dziecku też. 🙂
Dobranoc 🙂
Nowy – o tym pisała Osiecka, a wyśpiewywała Rodowicz
(Nie daj mi Boże, broń Boże skosztować/ tzw życiowej mądrości). Jestem w szoku. My tu wczoraj o Łucji Prus, Skaldach, tekstach Lecha, Osieckiej, Szymborskiej do muzyki Koniecznego, Pawluśkiewicza, Kurylewicza i wielu innych, czyli piosenkach naszej młodości, a tu Młodsza wczoraj woła : Mama chodź, obejrzyj i posłuchaj. No i obejrzałam jakieś 40 minut transmisji z Mrągowa, gdzie Polsat „uczynił” festiwal disco polo… Amfiteatr wypełniony w 200%, wszyscy stoją, wszyscy tańczą i wszyscy śpiewają. Posłuchałam – nieszczęsny Laskowski ze swoją Beatą na fregacie i kolorowymi jarmarkami to niedościgły wzór intelektu i kunsztu muzycznego. Zespół Boys śpiewał piosenkę, której tekst w całości chyba udało mi się zapamiętać „Pszczółka Maja sobie lata/ zbiera słodycz w letnich kwiatach/ a tam Gucio w desperacji czeka na kolację.” Finał. Amfiteatr szalał ze szczęścia. Piosenka trwała ze 4 minuty/ O przeboju Weekendu „Ona tańczy dla mnie” złego słowa nie powiem, bo tekst składał się już z pięciu zdań. Przy okazji miałam okazję posłuchać jak brzmią „nasze” piosenki w aranżacji disco-polo. Młoda muzyka taneczna korzysta z dorobku „Trzech Koron”, „Czerwonych gitar” , wspomnianego już Laskowskiego i wielu innych. Jezusiczku – oni naprawdę świetnie się bawili!!!
Witam wakacyjnie, wróciliśmy z synem z turnusu z Wisły,trafiliśmy na Tydzień Kultury Beskidzkiej,polecam Beskid Śląski 🙂
Nawiązując do tematu tiramisu, ja od dawna robię ten i polecam
http://www.mojewypieki.com/przepis/tiramisu
W Wiśle zajadaliśmy się kołaczami, niby nic szczególnego ale pyszne, popularne są również paje, taki rodzaj ciasta, pyszne w małej niepozornej cukierni
http://www.cukiernia-wisla.pl/
Widzę tylko, że zatrzymali się na kwietniu 🙂
Pozdrawiam
Daj kotu prezenty, a on się na nie wypnie i tyle.
Domek po kotach Młodych wcale jaśnie kotki nie interesuje, woli wysiadywać w wannie 🙄
Albo udeptywać mnie, kiedy śpię. Z jednej strony chrapie J. z drugiej strony mruczy Mrusia.
Pyro,
ktoś ze starych znajomych podesłał mi Laskowskiego „Czy pamiętasz naszą studniówkę” (nie jestem pewna, czy taki tytuł dokładnie). Za moich czasów słuchanie Laskowskiego to był obciach, a i nie było to, co on śpiewał, w moim guście. Tymczasem…z przyjemnością wysłuchałam tej piosenki 🙂
Kojarzy mi się też piosenka „Pszczółka Maja” – nie była to czasem jakaś dobranocka? I bodaj śpiewał ją Wodecki, ten pięknowłosy, widziałam go w tv. tego lata. Nadal pięknowłosy!
Alicjo – no właśnie – Laskowski to był obciach , chociaż miał i wielu fanów.
Tamta pszczółka Wodeckiego ma się nijak do tej disco. Tylko bohaterowie ci sami.
Alicjo, kot lubiacy przesiadywac w wannie badz w zlewie bardzo czesto cierpi na zapalenie drog moczowych, powpdpwane piaseczkiem w pecherzu lub w moczowodach. Postaraj sie zauwazyc jak czesto usiluje kot siusiac. Jesli napina sie ponoszac drzacy ogon w gore, lub nieustannie wyszukuje nowego oejsca do siusiania, musi jak najszybciej zobaczyc weterynarza, dostac antybiotyk. Wszystkie problemy kocie z drogami moczowymi sa zawsze powazne. Pan Bog fatalnie zaprojektowal kocia kanalizacje.
Ciekawie wygląda to Tiramisu Marzeno:)
Kocie, pieknie dzieki za arcywazna uwage dotyczaca zachowania kotow! bede moich obserwowac. Poki co zadnych problemow nie bylo i nie ma, ale wiadomo – lepej wylapac symptomy.
Odpukac!
Kocie,
według zeznań poprzedniego personelu Mrusia tak ma. Wskakuje do wanny (lub zlewu kuchennego) i oczekuje, że puści się jej cieniutkim strumyczkiem wodę – tej z miseczki nie lubi, chce „na świeżo”. I lubi obserwować, jak ta woda sobie płynie i znika w otworze pod kranem. Filozofka, panta rei 🙄
I owszem, przyłapałam ją na przymiarce do kociego apartamentu lux, taki specjalny z drapkami i w ogóle, całkiem było jej do twarzy, ale jak poszłam po fotoaparat, żeby jej zrobić zdjęcie, to ona natychmiast wyruszyła za mną.
Poczekam na odpowiedni czas, bo samo mieszkanko bez Mrusi w niej wygląda dosyć abstrakcyjnie.
Teraz chrapie na zaanektowanym przez siebie, starym fotelu.
Dzisiaj wcale nie niedzielny obiad – u mnie w domu był tradycyjny rosół z kury, owa kura z rosołu przysmażona, a do tego najczęściej sałata z ogródka albo mizeria. Mam młode ziemniaki, do tego posadzę jajka, z ogrodu koperek do ziemniaków, no i jak dla mnie – obowiazkowa mizeria. Z kupnego ogórka, bo mojego, co to sie wspinał po drabinie, wczoraj pożarłam, chociaż malutki jeszcze był.
Taaa…, o kotach można nieskończenie – nawet milczeć
Bardzo przykro.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,14456274,Pseudokibice_Ruchu_Chorzow_pobili_zaloge_meksykanskiego.html#BoxSlotII3img
Statek znam, a i marynarze tego statku wizytowali nasz Dar, bo staliśmy niemal po sąsiedzku w Szczecinie.
Dlaczego kibole, co tak „kochają” piłkę kopaną nie kopią siebie nawzajem? Bardzo przykro…
Moczar? Nie, za miękki. Może Berman oj, przydałby się. W mig by wykombinował jak kibolską energię zużytkować dla kraju. I żadne jęki o prawach człowieka ani jakieś gadaniny o swobodach obywatelskich nie byłyby przeszkodą. Po dwóch latach chodziliby, jak zastępy anielskie.
Pozdrawiam
Jeszcze raz dziękuję serdecznie za podpowiedzi (dotyczące tiramisu). Zmniejszę ilość jajek i dołożę białka. Donoszę też, że „jabłkowe” tiramisu zostanie wykonane – sam przepis brzmi tak atrakcyjnie!
Dla tych, którzy narzekają na poziom współczesnej piosenki – myślę, że dzisiejsza tzw. literacka (teatralna? kabaretowa?) jest równie mądra, tylko trudniej ją znaleźć.
Polecam polskie tłumaczenia L. Cohena (kto był na koncercie w Łodzi?), które wykonują aktorzy teatru Korez z Gliwic. „W moich ramionach” – cudo.
Kasia
Cudo ? KasiaB w moich ramionach!
Odmieniłaś bieg dyskusji ? oby skutecznie!
Idiotyczne kocie ogonki znowu!
Pepe – i kto tu o kotach? Jak tam w Waszych lasach?
KasiaB.
Leonarda Cohena znakomicie tłumaczył Maciej Zembaty, a Mistrza osobiście podziwiałam w mojej wsi kilka miesięcy temu. 78-letni Mistrz ma się znakomicie i zamiast zwyczajowo ok.2-godzinnego koncertu dał ponad 4-godzinny, z przerwą w połowie. Zazwyczaj po koncercie są bisy ze dwa…ale tu było inaczej, bis jak drugi koncert, to samo było na koncercie w London (Ontario), Leonard widząc bardzo przyjazną publikę nie ma serca odmówić, i na pewno lubi to, co robi.
To był jeden z najlepszych koncertów, na jakich byłam.
http://alicja.homelinux.com/news/Cohen-13.12.2012/Cohen/
p.s.Zdjęcia jak zwykle…nie dla krytyków fotograficznych, bo na tego typu koncertach właściwie nie powinno robić się zdjęć, ale Leonard zezwolił. Znakomity facet!
Od dwóch godzin u nas pada. Ok 19.oo zbierało się na burzę, wiało okropnie i trzeba było część okien pozamykać, ale ta burza nie przyszła, za to pada – rzetelnie ale niezbyt intensywnie. Będzie czym oddychać.
Dzisiaj do mięsa (sznycelki z polędwiczki wieprzowej) udusiłam w oliwie z ziołami prowansalskimi i czosnkiem – krótko dwie czerwone papryki pocięte w dość grube, krótkie paski. Oczywiście z dyżurnymi. Bardzo to było smaczne. Po wczorajszym szaleństwie deserowym (lody, maliny, śmietana)po którym wcale nie jadłyśmy obiadu, dzisiaj był dzień bez deseru, placka, zero i null.
No, Pyro, kocie ogonki to naturalnie znaki zapytania, które nieodzownie pojawiają się, gdy wstawia się teksty z worda, a nie poprawia się pewne powszechne znaki, znane na całym świecie. Nie wiem, dlaczego na portalu tak miarodajnego tygodnika jak ten, ten problem nadal czeka na rozwiązanie.
Pomału, dopiszę.
Kibole.
Jako kibic Górnika Zabrze miałem ja do czynienia z kibicami Ruchu Chorzów nieraz. Ci byli przez nas najbardziej szanowani i – ze wzajemnością. To były jednak zupełnie inne czasy – zgoda?
A jednak, inaczej było już z kibicami Stali (później Zagłębie) Sosnowiec. Tam po wygranym meczu przez naszych musieliśmy uciekać przez jakiś ściek przemysłowy, a goniono nas okrzykami: hitlerowcy, adenauerowcy. Miałem jakieś 12-13 lat.
Nie wiem, co to był za ściek. Mam nadzieję, że nie była to sławna i sławetna Przemsza, która odziela do dzis Górny Śląsk od Zagłębia Dąbrowskiego.
Jakiejś potężniejszej bym się jej spopdziewał.
Mnie starczyło, a na mecze wyjazdowe wybierałem się tylko jeszcze do Chorzowa.
Dodranoc.
Mój Hiniutek też był kibicem Górnika, Zabrze, bo to przecież jego rodzinne miasto. Hiniutek zresztą o piłce „wiedział wszystko” – był trenerem i prezesem klubu kiedy jeszcze nikomu się nie śniło, że taka funkcja wymaga wyższych studiów „sportowych”. Mam w rodzinnym albumie takie zdjęcie z 1929r – rządek chłopaków w czarnych getrach i koszulkach w paski, a na lewym skrzydle „pan prezes” w garniturze i z piłką w ręku. Kiedy przyjeżdżał do mnie – wtedy już niemłody – a w telewizji transmitowano mecz, miałam w tym naszym jedynym wtedy pokoju trzech szalonych kibiców: ojca, męża i syna. To był mecz w Chorzowie z Sojuzem. Nasi grali świetnie. Padła nromka – starsi wrzeszczeli jak opętani a Staś w emocjach skoczył na krzesło. Głową walnął w żyrandol, zbił klosz jeden i żarówkę, a szkło wydłubywaliśmy z tapczana do wieczora, bo by nie było gdzie położyć Hiniutka. A za kilka lat urodził się nam kolejny kibic piłkarski, czyli Młodsza. Ryba za piłką nie przepada.
Dobranoc.
Czy ja wam już to pokazywałam?
Z piratami dajemy sobie radę 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8657.JPG
Dzień dobry,
Pepegor,
To, co opisujesz miało miejsce po meczu, więc sytuacja zupełnie inna, choc oczywiście też nie do przyjęcia.
Wypadek w Gdyni to obraz polskiego kibola – bezmózgowca, chama, bęcwała, mięśniaka, bandyty. Nawet nie można o nich powiedzieć, że to ludzie ograniczeni – bezdenna głupota nie może mieć ograniczeń, bo gdzie one mają się oprzeć, jeśli nie ma dna!
Wielokrotnie wyrażałem tutaj swoją sympatię dla Meksykanów – znam ich, doznałem od nich million serdeczności i życzliwości, nie przeszkadza mi to, że w większości są to prości ludzie. Jutro będę świecił przed nimi oczyma za bandę polskich osiłków, ze wstydu będę zapadał się pod ziemię. I nie będę umiał im wytłumaczyć kibolskiej n ienawiści, bo jak wytłumaczyć pojęcie nienawiści ludziom, którzy jej nie mają.
Pyro,
Po moim poprzednim wpisie wspomniałaś tę piosenkę.
To dla Ciebie, dla mnie, a dołącza kto chce… 🙂
http://www.dailymotion.com/video/x5wvhl_maryla-rodowicz-wielka-woda_music
Kilka fotek z ostatnich dni.
Najpierw były nieudane próby połowu krabów siatką przywiezioną z Polski. następnym razem będzie lepiej…
Wczoraj zahaczyliśmy o tzw. polski festiwal w Riverhead. Coraz mniej on jest polski, wszystko zanika. Nie mam pretensji do nikogo, oprócz siebie samego. Kto ma działać w tutejszej Polonii, jesli nie ja i tacy jak ja? Niestety, nikt z moich znajomych, którzy przyjechali w latach osiemdziesiątych w Polonii nie działa! Dlatego mój syn się dziwił, że wśród organizatorów niemal nikt nie mówi po polsku.
W tzw. polskiej Hali polskie jedzenie – gołąbki, kiełbasi i pierogi. Obsługa ubrana w biało-czerwone barwy nie mówi po polsku!
Wstyd mi za siebie i za tych, którzy przybyli w tym samym mniej więcej czasie – to my powinniśmy przejmować stery. Niestety nikt, nawet jedna osoba tego nie robi! A narzekają wszyscy, oprócz mnie.
dzisiaj byliśmy w tutajszym akwarium w Riverhead. Inny świat, świat przyrody pozwolił mi na kilkugodzinne odseparowanie się od trosk dnia codziennego.
Do jutra !!!!! 🙂 🙂 🙂
https://picasaweb.google.com/takrzy/Riverhead?authkey=Gv1sRgCPSm8ejJ4__OvwE#slideshow/5913662848747130642
Nowy,
Na Long Island mieszka od bardzo wielu lat (wyjechal zaraz po wojnie z amerykanskimi zolnierzami) brat cioteczny mojego bylego meza. Pochodzil z Bydgoszczy.
Spotkalismy sie pare razy w Polsce, w ostatnich latach odwiedzil go
pare razy moj syn ktory lata do USA sluzbowo.
Rozmawiamy przez telefon po polsku, dwa razy w roku dostajemy
kartki swiateczne napisane piekna przedwojenna polszczyzna.
Mimo ze Stefan nie ma dzieci i wloska zone jezyka ojczystego nie zapomnial.
Nowy (2.32) przyłączam się do Twoich słów oburzenia, rozgoryczenia i wielkiego wstydu.