Paryskie wiśnie w Siemiatyczach

W Komunikacie meteo ogłoszonym parę dni temu zapowiedziałem bardziej szczegółową relację z podróży na Podlasie. No i nadeszła pora opisania i pokazania gdzie byliśmy, co widzieliśmy i co spałaszowaliśmy z apetytem.

Studnia  pod św. górą Grabarka i (niżej) cerkiew w Siemiatyczach

 Kto podróżuje po Podlasiu winien zawadzić o Siemiatycze. Nie dość, że to piękne miasteczko leży w pobliżu św. Góry Grabarka czyli sanktuarium prawosławnego ale prezentuje kilka wspaniałych zabytków wiele mówiących o tym jak przed laty funkcjonowało wielowyznaniowe społeczeństwo na naszych ziemiach.

Ocalała więc tu i jest w remoncie synagoga (fot. wyżej) i dawny dom talmudyczny (fot. niżej) (w obu budynkach mieszczą się dziś szkoła, biblioteka i dom kultury), kaplica ewangelicka oraz klasztor i kościół Wniebowzięcia, którego początki sięgają króla Kazimierza Wielkiego a najświetniejsze czasy Michała Sapiehy i księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej.

Po takiej rundce (choć miasto nie jest rozległe) historycznej człek jest mocno zgłodniały. I wówczas należy udać się do pensjonatu Cezar, gdzie funkcjonuje wspaniała restauracja z kuchnią regionalną.

Wyżej Kościól Wniebowstapienia, niżej wnętrze Kaplicy Ewangelickiej

Fot. Piotr Adamczewski

Mocna stroną Cezara są zupy: w upały – chłodnik a przez cały rok – borowikowa. Obie tak pyszne, że gdyby nie dobre maniery, to byśmy wręcz wylizali talerze. Z dań regionalnych najbardziej przypadły nam do gustu kartacze czyli olbrzymie pyzy faszerowane wieprzowiną oraz pierogi nadbużańskie z soczewicą, boczkiem i jabłkiem. Oba dania polane tłuszczem i ze skwarkami były w stanie nasycić nawet najbardziej zgłodniałych wędrowców. Ich zaletą była też surówka ze świeżej, młodej kapusty i startej marchewki doprawionej na słodko. Dla równowagi surówka ozdobiona była kwaśnymi ogórkami a aromatu dodawał jej świeży piękny koperek. Równie smakowicie prezentowały się na talerzach zaguby czyli inny gatunek pierogów oraz grzyby z patelni smażone na maśle. Tutejsze lasy zaś słyną na Podlasiu właśnie z prawdziwków, kozaków i podgrzybków. A kucharz w Cezarze wie doskonale co z nimi należy robić, by smakosze z odległych nawet stron wpadali w zachwyt. Nie ominęliśmy tym razem i deserów. Ponieważ upał na zewnątrz był wprost nieznośny, to zamówiliśmy oczywiście lody: laskowe i snobistyczne wręcz z wiśniami po parysku. Te pierwsze to wspaniały popis miejscowego cukiernika – czarka z lodami upstrzona była orzechami laskowymi, które wcześniej smażone były w karmelu. Sama rozkosz dla podniebienia. Paryskie wiśnie zaś spędziły niewątpliwie pewien czas w nalewce. Można więc je polecić tylko tym, którzy po obiedzie nie siadają za kierownicę.

Dużą zaletą Cezara są też niewygórowane ceny i fachowa a sympatyczna obsługa.

Krótka wycieczka na Grabarkę zakończyła wyprawę do Siemiatycz. Wywieźliśmy z wyprawy wodę ze źródełka czczonego przez prawosławnych i traktowana jak lek na różne choroby, którą przekazaliśmy we właściwe ręce ( a właściwie zbolałe nogi).

Kupiliśmy też piękne ryciny tamtejszych zabytków wykonane przez siemiatyckich artystów.

Jako ludzie gotujący nie omieszkaliśmy zatrzymać się w Repkach we młynie Braci Górskich, by kupić kilka gatunków mąki. Pierwsze ciasto już siedzi w piecu. Zobaczymy co z niego wyjdzie. Urosło bowiem ciasto przepięknie. Jeśli będzie równ ie smaczne to co jakiś czas bedziemy jeździć po mąkę do Repek.