Zapach dymu nie zawsze jest straszny

Mieszkanie w lesie bardzo mnie wyczuliło na różne bodźce, które nie mają takiego znaczenia w mieście. Np. zapach dymu, zwłaszcza gdy dawno nie padało i ściółka w lesie wokół domu jest sucha jak pieprz, powoduje lekka panikę. Lustrujemy całe nasze terytorium i staramy się zlokalizować źródło ognia. Nieco mniej nerwowo reagujemy gdy dolatuje do nas zapach grillowania. Niemal wszyscy sąsiedzi używają tego sprzętu i grillują na potęgę. Tyle tylko, że na ruszcie na ogół układają tłuste kiełbasy, czasem karkówkę czy kaszankę. Wszystkie te produkty maja na tyle charakterystyczny zapach, że rozpoznaję je bezbłędnie. Czasem nosem a czasem robi to moja wątroba buntując się i martwiąc o sąsiadów.


Zupełnie inny zapach ma dym wydobywający się z mojej wędzarni. Po pierwsze zawsze wędzę na drewnie olchy lub gruszy. Czasem, gdy dostanę prezent od zaprzyjaźnionego rolnika w postaci pnia wiśni, zapach dymu jest jeszcze przyjemniejszy. Takim dymem przesiąkają nie tylko wędzone przeze mnie ryby czy szynki ale także i ja sam. Zwłaszcza włosy. Ale nie narzekam. Po pierwsze mogę szybko zmyć ten zapach w rzece lub w basenie (że o wannie nie wspomnę) a nie zmywam zbyt szybko, bo to zapach smakowity. Czując go w nozdrzach nabieram apetytu.

Fot. P. Adamczewski
Szukam teraz pstrągów tłustszych niż te kupowane dotychczas. Jestem przekonany, że takie tłuste ryby będą jeszcze smaczniejsze niż te wędzone dotychczas. Dostałem adres hodowli ryb, w tym właśnie i pstrągów, i wybieram się na zakupy. Tymczasem prezentuję moje dotychczasowe osiągnięcia w tej mierze.
Było smacznie ale może być jeszcze lepiej.