Knajpy Lwowa
Buszując po księgarni znalazłem opasłe tomisko zatytułowane „Knajpy Lwowa”. Autor był mi nieznany – Jurij Wynnyczuk ale za to autor wstępu był znany i to doskonale. Wam zapewne też – to zmarły przed ponad rokiem Jerzy Janicki, autor dziesiątek scenariuszy filmowych i seriali. Najsłynniejsze z nich to „Polskie drogi” i „Dom”. Radiosłuchacze zaś winni pamiętać, że Jerzy Janicki był pomysłodawcą i współautorem „Matysiaków”. Widząc więc Jego nazwisko kupilem księgę bez namysłu. I nie żałuję. Ta książka to encyklopedia obyczajów i portret miasta, które odeszło w przeszłość. To także lista obecności tam gdzie nas już nie ma polskiej inteligencji i tuzów nauki.
Postanowiłem więc nie być skąpcem i tom ten będzie w kolejną środę nagrodą w blogowym quizie. Zanim to jednak nastąpi przedstawię Wam fragment ostatniego tekstu napisanego do tej książki przez Jerzego Janickiego:
„Kowale, szewcy, stolarze i blacharze chadzali (…) w święta w gronostajach, przy karabeli i w kontuszach, witali i żegnali koronowane głowy. A jeśli podczas uroczystych mszy i nabożeństw przychodziło im zasiadać w kolatorskich ławach katedralnych, tym bardziej naturalna stawała się ich obecność w knajpach, na ogół rezerwowanych dla innych profesji. Mój uwielbiany preceptor, niezrównany szperacz annałów lwowskich, Stanisław Wasylewski, tak opisuje kawiarnię Sznajdra u zbiegu Chorążczyzny i Akademickiej:
Czem dla Krakowa Michalik i Paon, tym była we Lwowie kawiarnia Sznajdra. Punkt zborny hetmanów kultury artystycznej w epoce Ibseno-Żeromskiej, ognisko wysokiej atmosfery duchowej miasta. Poeci, malarze, aktorzy, krytycy. (…)Kasprowicz, zanim został profesorem, wykłada tu u Sznajdra. Grają w bilard, wypijają morze czarnej kawy i modlą się do szatana słowami Carducciego: Cześć ci, szatanie, buncie z przedwieczy. Kasprowicz i Staff, Kisielewski i Jerzy Żuławski, Solski, Tadeusz Pawlikowski. Tu przy jednych stolikach „dominikańskich” (bo uczestnicy grają pod komendą Kaspra w domino) tworzy się ideologia nowej partii politycznej, przy drugich urasta i potężnieje twórczość Młodej Polski W kawiarnianym dymie, wedle obyczaju epoki. Kawiarnia Sznajdra to obóz walczących z marazmem i mieszczańsko-urzędniczą c.k. polską kołtunerią, której pomnik satyryczny wystawi Gabriela Zapolska.
Kawiarnia Sznajdra nie była w mieście wyjątkiem tak pojmowanej konfraterni, skupiającej przy swych stolikach luminarzy tej samej profesji. W legendarnej „Szkockiej” spierali się nad marmurowymi blatami stolików zabazgranych trygonometrycznymi znakami matematycy. Przy tym jeden w jednego każdy z najwyższej światowej półki: Banach, którego portret wkrótce zawiśnie obok Einsteina w ONZ-cie, Stanisław Ulam, późniejszy współtwórca bomby wodorowej, Hugo Steinhaus, niekoronowany król powojennej szkoły matematycznej. Przez jakiś czas po wojnie prosperował tam bez specjalnego powodzenia „Bar desertnyj”. Aż tu nagle od paru lat fasadę kamienicy zdobi napis, że mieści się tu bank. Bank! To jakby ożyły nagle po latach letargu uśpione w tych murach miliony cyfr i cyferek, liczb, ułamków i różniczek, kreślonych mozolnie przez lata chemicznymi ołówkami największych matematycznych luminarzy tego świata.
W kawiarni u Zalewskiego przy Akademickiej spierają się filozofowie i poloniści i tam dla wygody podpisują przy okazji indeksy uszczęśliwionym studentom.
Przy placu Mariackim 7 już od południa czekają na stałych swych bywalców stoliki głośnej kawiarni „Cafe de la Paix”. Ona bywała głośna z kilku naraz powodów, bo tu zwykła sobie wyznaczać spotkania lwowska palestra i lekarze. Dawało to okazję miejscowym prześmiewcom do nazywania kawiarni „Cafe de la… pejs”.
Artyści zaś wszelkiej maści: malarze, poeci, kompozytorzy, aktorzy i dziennikarze mieli swój Olimp w legendarnej wręcz knajpie nad knajpami „U Atlasa” na Rynku, róg Grodzickich. Knajpa „U Atlasa” (właściwe nazwisko właściciela: Edward Tarlerski) gromadziła przy swych stolikach (a w specjalnych salach i przy beczkach zastępujących krzesła) taką plejadę luminarzy ówczesnego Lwowa, taką obrosła legendą, całymi tomami memuarów i wspomnień, że zebrane dziś w jedną całość osiągnęłyby kilkutomową edycję.
Dziś, wspominając knajpy lwowskie, pominąć w tej wyliczance „Atlasa” byłoby nie nietaktem, błędem, omyłką, zaniedbaniem. Nie. Byłoby normalnym skandalem, dowodem nieuctwa i ignorancji memuarysty. To jakby w litanii triumfów polskiego oręża pominąć Grunwald albo w literaturze zapomnieć o Mickiewiczu. Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy rzuceni losami wojny na zachód lub za ocean, jeśli już zabrali się tam za wydawanie pamiętników, to nigdy, ale to absolutnie nigdy żaden z nich nie ośmielił się pominąć „Atlasa”. Kazimierz Schleyen, Józef Mayen, Marian Hemar, Andrzej Chciuk, Józef Wittlin…
Dorzućmy jeszcze do tej wyliczanki konfraterni lwowskich łyczakowskie ogródki, gdzie konferowali po utrudzonym dniu rzeźnicy, zwani tam rezułami, krupiarze i piaskarze, dorzućmy i zielone ogródki na Pohulance, gdzie w zamierzchłych już dziejach u brzegów tamtejszego stawu stanęła restauracja Jana Diestla, obok zaś by bez zbytniej fatygi mieć zawsze pod ręką świeże piwo, funkcjonował słynny browar, który pod marką „Lwowskiego Towarzystwa Akcyjnego Browarów” zaopatrywał miasto w takie piwa, jak Marcowe, Salwator, Czarny Bock i Eksportowe. A już zwłaszcza Marcowe szło z powodzeniem w zawody z Okocimiem i Żywcem. Właścicielowi tego Towarzystwa Akcyjnego Browarów lwowskich, które jeszcze w 1896 roku założył wiedeńczyk Klein, piwo to pozwoliło uzbierać tyle forsy, że mógł sobie wkrótce u cesarza nabyć tytuł barona.”
Jutro kolejny cytat.
Komentarze
Ja chcę! Chcę stanowczo, zachłannie i egoistycznie. Mogę nawet obiecać, że pożyczę do przeczytania. Zrobię w domu rewolucję w przyszłą środę i dorwę się od rana do klawiatury. Teraz nie mogę, bo musiałabym obudzić piesa, a potem w try miga lecieć na trawniki, ale po południu nastukam przeurocze wspomnienia Grzegorza Cydzika: lwowskie knajpy z perspektywy świeżo upieczonego oficera.
Nigdy nie byłam we Lwowie. W tym mieście urodził się mój ojciec, a mama tam studiowała, pobrali się w 1938 roku i przenieśli do Warszawy.
Pozdrawiam wszystkich
We Lwowie znam tylko dworzec kolejowy, z przesiadki, i to sprzed wielu lat, bo w sierpniu 1970. Pamiętam duży budynek, czysto i tłumy podróżnych. Na nogach miałam modne akurat kierpce z Zakopanego, ale nie skojarzyłam, gdy jeden z oczekujących na pociąg zapytał, czy jestem Hucułka… 😯
Nie mam żadnych osobistych związków z Kresami od schyłku XVIII w (rodzina Mamy), a po mieczu wcale. Kresy to dla mnie pamiętniki, kiteratura, śpiewny zaśpiew znajomych i przedniojęzykowe „ł” naturalne, nie wyuczone starych ludzi.
Miło, że Puchala się odezwała. Robi to stanowczo za rtzadko.
A Pyrę czeka dzisiaj obłędna i zgoła durna robota – Młodsza kupiła Radziowi dwie miękkie „Przytulanki” On takie zabawki uwielbia. Uwielbiał jedna 2 godziny, drugą nawet nie tyle czasu. Kłęby silikonowej waty były wszędzie i te większe Młoda pozbierała, żeby się głupol nie udławił. Pozostał „śnieg” na dwóch dywanach i na moim tapczanie. Wczoraj nie podłączaliśmy odkurzacza, żeby wieczorem hałasu sąsiadom nie robić. Zostało na dzisiaj.
Tu jest ten dworzec we Lwowie:
http://www.youtube.com/watch?v=id15tjDK3K0
Serce się rozpływa w takich klimatach ..-Nemo
Lwów z jego humorem i troche niefrasobliwym podejsciem do zycia to dwa co najmniej miasta. Wieden i Wenecja.
Po wojnie doszedl jeszcze chyba Wroclaw. Lwowiacy poszli na Wroclaw a wilniuki na Gdansk.
Ruskie zamkli gaz. Zobaczymy co my zamkniem. Zgodnie z ukladem z 1955 roku, Austria byla zobowiazana miedzy innymi do postawienia pomnika zolnierza Armii Czerwonej. Stoi na cokole na koncu Eugen Strasse i Belwederu. Tlem jest kolumnada. Z przodu duzy klomb.
Jest rzecza ciekawa, ze w zaleznosci od stanu wzajemnych stosunków dwu panstw sadzhone sa rózne rosliny.
Kiedy jest przyjaznie rosna bratki, begonie i inne male które nie zaslaniaja pomnika czyli zolnierza ze sztandarem w dloniach. Jesli nie jest tak slonecznie bywala sadzona nawet bardzo wysoka kukurydza i nic nie bylo widac az do zimy.
Ciekawe co tez posadzi na wiosne miejski ogrodnik. Chyba wysokopienne osty.
W nawiazaniu do wczorajszej przygody proponujr rozpatrzyc zmiany w srodowym regulaminie.
Najpierw nalezy podac do wiadomosci nazwisko i imie zwyciezcy.
Nastepnie opublikowac prawidlowe odpowiedzi
Na koncu podac liste pytan.
Tresc odpowiedzi i pytan nie musi byc identyczna ale moze byc zblizona.
To i tak niema znaczenia bo nagroda zostala wyslana poczta.
Pan Lulek
Nie znam Lwowa,ale czasem zdarza mi się spotkać gdzieś
swojej drodze Lwowiaków.Zawsze pogodni i serdeczni.
I taka była też moja pierwsza koleżanka z pracy,właśnie
z Lwowa się wywodząca.Ja zaczynałam moją zawodową
„karierę”,a ona ją kończyła.Pracowałyśmy razem tylko
1 rok,bo potem odeszła na emeryturę.Do dzisiaj się
uśmiecham na myśl o niej -Ania zawsze była w doskonałym
humorze, skłonna do żartów, z sercem na dłoni. Dzisiaj
w pracy już nie mam takiej koleżanki.A szkoda 🙁
witam, witam
nigdy nie byłem w Lwowie
…a chciałbym
tylko jak trafić w tamte
dobre dla inteligencji czasy?
„Ukraina jest zielona,
w dole i na nieboskłonach,
od Prypeci, aż po Lwów.
Boże, gdybym tam
znów pojechać mógł!
Żeby ujrzeć na Pagórcach
w Drohobyczu
Bruno Schulca…” (G.Tomaczak – Dumka o Ukrainie)
Witam po długiej przerwie. Dostałem informację, że kontaktu poszukuje Sławek od Pana Adamczeskiego. Domyślam się, że Sławek z Paryża. Wiele się u mnie wydarzyło w ostatnim okresie, ale o tym potem. Mama wiadomość dla Brzucha, ale też i dla wszystkich, którzy mogą bawić w Trójmieście. Byłem wczoraj w sopockim Bulaju, zachęcony przez Genia Brzuchomówcę. Znają go tam ze slow foodu, więc już zastanawiałem się, czy polecał po kumotersku. Absolutnie na polecenie zasługują. Wziąłem kotleciki jagnięce, które Brzucho uznał za warte spróbowania. Były świetne. Jedne z dwóch najlepszych, jakie w życiu jadłem. Te drugie w Boucheron de Provance w San Remy. Stosunek jakości do ceny rewelacyjny. 4 główne walory: smak, sposób wykrojenia zapewniający nieosiągalny, zdawałoby się, stosunek ilościowy mięsa do kostek, warstwa wizualna, wielkość porcji. Zastrzeżenia: brak. Brzucho, dziękuję. Do tego wino na lampki w niezłym wyborze. Wina w butelkach w bardzo dobrym wyborze, w tym barolo Pio Cesare, które w Polsce jest dość rzadko spotykane. Jedynym mankamentem jest sam wystrój lokalu, szczególnie widok z zewnątrz. Nic szczególnie złego, ale trochę brak czegoś. Ale to zostało odziedziczone po poprzednikach, którzy to wybudowali. Nie dziwię się, że budując reputację nowi właściciele (od 5 lat) wkładają wysiłek finansowy w kuchnię a nie w przebudowę. Uwzględniając poziom kuchni i dbałość o wina, a także położenie bardzo niekorzystne poza sezonem, widać, że nie chodzi o łatwy i szybki zarobek, rtylko o entuzjazm kulinarny.
Tyle o Sopocie. Wracając do Lwowa, miło przeczytać o kawiarni Zalewskiego, bo to mój powinowaty przez męża siostry ciotecznej. Właściciel kawiarni i wytwórni cukierniczej na najwyższym poziomie był wujem tego mojego kuzyna. Wstyd się przyznać, ale, podobnie jak Brzucho, też nigdy nie byłem we Lwowie, a Bardzo bym chciał. Na razie pozdrawiam, jutro chyba znów będę się mógł odezwać.
Czytam, com napisał i włos się jeży. Co to jest San Remy? Chodzi o Saint-Remy de Provence
Stanisławie,
San Remy to są takie włoskie festiwale piosenki.
Tu podam przykład takiego jednego San Rema:
http://www.youtube.com/watch?v=pZUx8Tgch3M
Takie San Remy odbywały się kiedyś również w Sopocie, choć niekoniecznie w Bulaju….
http://www.youtube.com/watch?v=aic2OKB8Ojc
Albo ten:
http://www.youtube.com/watch?v=JDFrKXe8YfI
Stanisławie ❗ Nemo o Ciebie dopytywała ❗ i Pyra ❗ i ja ❗ i nie tylko ❗ Jak można tak znikać bez słowa ❗
Lwów na starej fotografii.
Piękne zdjecia, szkoda, że bez opisów
Stanisławie
oni ten Bulaj dzierżawią
więc nie dziwne, że nie inwestują w wystrój
(jest z resztą opór na tej linii)
ale latem, wyjątkowo miłe, prawie plażowe miejsce
dobrze o tym ludzie wiedzą
zazwyczaj kto raz tam zaszedł
i już przebolał wystrój
to jest regularnym gościem
Echidno – serdeczne dzieki! Znów zawiśnie na werandzie w wiejkim domu. Oczywiście mam na mysli Twój Kalendarz Zjazdowy!
Moja mama chodziła do Gimnazjum św. Jadwigi we Lwowie, ale o knajpach nic nie mówiła – miała 17 lat, gdy wybuchła wojna. Nigdy nie chciała pojechać do Lwowa po wojnie. Ja też tam nie byłam.
No tak, Gospodarz wygrał wczoraj kalendarz! 🙂
Grono osob jakie nigdy nie przemierzaly ulic Lwowa prosze powiekszyc o kolejna osobe. Moja skromna postac.
Ale ja „nie o tem”. Wczoraj przez absolutny przypadek dowiedzielam sie o super pracy dla jednego, jedynego wybranego z kto wie jakiej ilosci kandydatow z calego swiata. Podania o prace juz zaczely naplywac. A chetnych podejrzewam bedzie wqiecej niz wielu. A to z tej prostej przyczyny, ze oferta wspaniala. Pozycja: „caretaker/superintendent/curator/maintenance person/attendant” itp wyspy Hamilton na Rafie Koralowej; czas pracy: 6 miesiecy; wynagrodzenie: $150.000 (slownie – sto piedziesiat tysiecy) plus koszty utrzymania, podrozy w obie strony, ubezpieczenie na okres pracy itd.
Obowiazk rozne. Poczawszy od oczyszczania basenu poprzez eksploatacje okolicznych wysp, a skonczywszy na … to juz zalezec ma od wyobrazni wybranego/nej. Bo plec obojetna, wiek ponoc tez. Zapal, entuzjazm, pasja, spostrzgawczosc – lista jest dluga – to glowne kryteria.
Ktos reflektuje?
http://www.islandreefjob.com/#/about-the-islands/videos
No to zycze milych marzen
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Guru nasz Smakowity –
Nareszcie doszlo – a mnie jakies brzydkie slowa pod adresem poczty poczely sie klebic w glowinie.
Ciesze sie, ze doszedl i ze zawisnie na Kurpiach.
Miało padać i nic 🙁 Chmury poszły sobie, a termometr zbliża się do „strefy stanów pozytywnych”, jak mawia pewna tutejsza pogodynka 😉 Chyba pójdę rowerkiem na zakupy. Na obiad była gotowana kiszona kapusta duszona z plastrami surowego, niewędzonego boczku, przypieczonymi na patelni na rumiano. Z wytopionego smalcu będzie smarowidełko z cebulą, czosnkiem, jabłkiem i majerankiem. Do kapusty były gotowane ziemniaki.
Chmury przyszły tutaj. To znaczy jedna. Leży równo na wszystkim 🙁 Nie lubię ziębiącego burastwa, chcę do Echidny!
haneczko,
u echidny jest dziura 😯 Ozonowa 👿 I na plażę trzeba w kalesonach i długim rękawku, w taki upał 😯 🙁 I węże tam są. Jadowite. Przemyśl to sobie jeszcze raz. Ja tak się pocieszam…
Haneczko- nic prostszego,pisz CV i startuj do posady caretkera
na wyspie Hamilton. A potem do Echidny to już 1 skok kangura.
Ja jeszcze nie wysyłam mojego CV ,bo najpierw muszę się nauczyć nurkować….
Haneczko, zawsze możesz tam wyemigrować. Jakąś pracę też chyba tam znajdziesz. Zawsze można próbować, wszystko zależy od determinacji.
Dobrze że jesteś, Nemo. Zapomniałam o wężach 🙁
Nie umiem nurkować. Żegnajcie rafy i kangury!
A nie, emigrować nie chcę 🙂 Tutaj też będzie lato 🙂
Alicjo, zamarzłaś?
Ja też chcę do ciepłych krajów. Co najmniej na tydzień.
Middle West odpada – za zimno. Na Florydę nie chcę bo krokodyle i przestępczość zorganizowana.
Za miesiąc jadę do Włoch łyknąć wiosennego powietrza. Może wytrzymam…
Może za miesiąc będzie co łykać, bo teraz cały but zimny.
Nie spieszcie sie. Cieple kraje ida do nas. Juz niedlugo za kolem polarnym beda rosly palmy. I to jak rosly, slonce 24 godziny na dobe. Kokosy beda lecialy na glowe a lod bedzie tylko w lodowkach. Zadnych wezy, krokodyli i inych pajakow. Eskimosi juz dmuchaj na zimne zeby bylo cieplej. Wieloryby sie przeniosa do Baltyku a pingwiny do Argentyny.Wszytko zaleja oceany i tylko zyrafy przetrwaja. Pigmeje ucza sie nurkowania. Nastepny zjazd blogowiczow zrobicie na Grenlandii pod bananowcem. Ananasami obsieje sie wiejskie drogi a czeresnie tylko na starych zdjeciach bedzie mozna obejrzec. Poki co cala Kanada w minusach a w Adelaide +41 C. Polowa wysp polinezyjskich juz pod woda i ponoc idzie fala Wisla na Warszawe. Moze by redakcje Polityki ewakuowac? Gospodarza do Kingston, Austryjakow na Maternhorn, Szwajcarow do Belize a reszta niech sie martwi o siebie sama. No czas sie do pracy udac.
yyc,
Ty mi tu planów ewakuacyjnych nie organizuj 😉 Belize wystaje z wody max. na 1120m (na razie), a u mnie najniższy punkt jest na 150mnpm. Najwyższy ma 4634. Na Matterhorn Austriacy nie dopłyną, nasze U-booty nie dopuszczą 😎 Ananasów jeszcze nie sieję, na razie wymarzł mi rozmaryn 🙁
W owej wizji YYC przeszkadzają mi jedynie ananasy przy
wiejskich drogach. To może być niebezpieczne,bo ananasy
są duże i ciężkie !
A kokosy to nie? Wolę czereśnie 🙂
Racja -kokosy też.
Nie ma się czego bać. Ananasy nie rosną na drzewach. Można się o nie tylko potknąć jeśli się chodzi po plantacji.
No prosze ananasy juz im przeszkadzaja…a tak niedawno byly czasy kiedy zielony groszek sie octem popijalo. Frania krecila udajac pranie a Igloo udawalo ze chlodzi. Budapeszt w Warszawie a Peszt w Lodzi serwowaly egzotyczna kuchnie ugro-finska a Szanghaj to nawet ryz serwowal. W Forum krolowali cinkciarze i panie lzejszych obyczajow a Polityka byla jak gazeta z szeleszczacego papieru z dodatkiem rozowym o gospodarce i wyzszosci nad…(chyba stad ten kolor, albo innej farby nie mieli). Wszyscy potrafilismy tylko nie bylo wiadomo co. W czynach spolecznych pobilismy Ameryke a M2 zamienialo sie na spiwor w N. Yorku. A w moim ukochanym Kaliszu byla, jest i mam nadzieje bedzie restauracjia rybna pod nazwa Kalmar a w niej najlepsze na swiecie i jedyna jakie znam w Polsce flaczki z kalmara. Knajpa sie nie zmienila o jote (tyle ze czysciej) i zadne tam nowosci podrabiajace epoke PRL-u. Ostatnio Kalmar stal sie siecia bo powstal Kalmarek. Jak dobrze pojdzie opanujemy caly Kraj a potem….a potem to niebo jest limitem. BBC poda, ze wlasnie otworzono nawego Kalmara na Matternhornie i pod Mt. Everestem, na Bali i Acapulco i na Wyspach Owczych…no dosc tego, praca czeka.
Uf ! To oddycham z ulgą 🙂
Ale idę poczytać na wszelki wypadek,jak rosną ananasy.
Te ananasy to pulapka na pieszych zatem. Niech sie potykaja jak chca chodzic po ulicach. Zreszta czy nie milej wpasc w pole anansow niz na czeresnie jak sie z drogi wyleci…
Wpaść w pole ananasów to gorzej niż w osty z pokrzywami 🙁
Na obiad Pyry jadły chłopskie frytki i surówkę „przegląd lodówki” (pekinska, ogórek kwaszony, czerwona papryka, 1/4 małej cebuli i to wszystko z winegretem i dyżurnymi). Pies w czasie opadu śniegu z deszczem zaliczył maraton – trzy psiaki bez uwięzi i szaleńcze pogonie. Mój jest ostatni przez te krótkie łapki, ale serce ma do walki, że hej. Młodsza poszła wymądrzać się na kurs dla maturzystów_A ja nie chcę do tropików, bo to, Panie, skorpiony, pająki itd. Ja chcę do wiosny – ot, taka Prowansja, Sycylia albo inna Florencja mi w zupełności wystarczą.
Byłam w sklepie. W sklepie były owoce. Luzem i paczkowane. Mnie interesowały pomarańcze. Luzem i paczkowane, a właściwie siatkowane po 1, 2 i 3kg. Cena siatki 2 i 3kg jest niższa niż wielokrotność ceny 1kg luzem. OK, rozglądam się wśród siatek, są włoskie i hiszpańskie. Z nieufności zakodowanej gdzieś głęboko mam zwyczaj kontrolowania wagi tych siatek na stojących co kilka metrów wagach samoobsługowych. Włoskie, jak zwykle, mają niedowagę, 30-90g/2kg. Hiszpańska siatka 2-kilowa waży 2120g 😯 Cena na obu – za 2kg 👿
Haneczko, miło, że moja nieobecność została zauważona. Dla usprawiedliwienia przypomnę, że ją zapowiadałem, aczkolwiek o tydzień się przedłużyła. A propos knajp Lwowa przypominam jeszcze Fonsia we Wrocławiu!
Stanisławie,
właśnie o to przedłużenie chodziło 😉 Strasznie się dłużyło…
Z ananasów tez da sie zrobic. Zastosowalbym nastepujaca technologie.
Ananasy drobno posiekac odcinajac zielone glowy. Dodac odrobine wody na dno i dobrych drozdzy piwnych. Po wymieszaniu zostawic w beczkach. Optymalna pojemnosc 120 litrów. Odczekac okolo pól roku od czasu do czasu mieszajac.
Pedzic ostro do 5% bez dziubka. Po miesiacu zrobic drugi przebieg. Bardzo wolno w granicach 80 do 42% z dziubkiem. Odstawic do sklarowania sie. Po uzyskaniu 41 % rozlewac do butelek. Kolor lekko zielonkawy. Cena za jednolitrowa butelke 41, 85 Euro.
Sa to wstepne zalozenia Business Planu. Na wypadek gwaltownych zmian klimatycznych.
Pan Lulek
nemo bo Unia doplaca do Hiszpanow a Wlosi doplacaja do Unii.
nemo rozwiazanie numer 2: kup te wloskie i te hiszpanskie razem bedzie 4kg.
nemo rozwiazanie nr 3: kup ananasy.
Nigdy nie ważyłam paczkowanych, z ciekawości zacznę.
Stanisławie, wiesz przecież ile powodów nieobecności można wymyślić przez tydzień?! Mam katastrofalną wyobraźnię 😉
A teraz, w ramach ekspiacji, rozkręć się trochę bardziej 😀
BRRRRRRRRRR…………!!!!!!!!!!!
No własnie… niech mi tu nikt o globalnym ociepleniu, bo się zdenerrrrrrrwuję!!! (-26C z rana)
Ananasów im się… spakowałam walizkę, zeby do tego drugiego Kingston, ale jak tu wyjść z domu w taki mróz? 😯
Stanisławie,
WSZYSCY Ciebie szukali i następnym razem opowiadaj się głośniej, że wychodzisz, bo jeśli anonsowałeś, to jakos tak cichcem, że nikt nie pamietał. A my nie lubimy, jak czyjś talerz przy stole stoi pusty 👿
Herbaty mi trza… z cytryną!
yyc,
co z tym shinookiem, nie mógłbyś się pospieszyć i przydmuchać?! Bo rodaczce w nosku zakrzepło!
Poniewaz odezwalo sie wczesniej tylu lwowiakow tu fragment dawnej opowiesci mojej ciotecznej babki (pisane bylo dla urodzonych w Kanadzie wnuczek).
Mam w tej chwili 77 lat ? urodziłam się 22 lipca 1892r. we Lwowie na pl. Bernardyńskim, gdzie spędziłam większą część mego życia. Ochrzcił mnie ks. Nowakowski, który przed rokiem dawał ślub moim Rodzicom ; potym wiele lat był moim spowiednikiem, 10 października 1918r. dał mi ślub z najdroższym Tadziem ale już nie ochrzcił Janka bo w 20r. gdy przyjechaliśmy do Lwowa uciekając przed Bolszewikami, był w Zakopanem i już Go więcej nie widziałam.
Obie kamienice przy pl. Bernardyńskim należały do moich Dziadków N. Duża nararożna 12A podobno pamiętająca czasy Rozbiorów ? była wianem mojej Babki ; na duże podwórze zajeżdżały fury z prowiantem z Żółczowa . Na tym podwórzu Dziadziowie postawili kamienicę również 2 piętrową; obie były połączone gankami a z frontu miały balkony. Dołem były sklepy, było ich 10 a kupcy siedzieli pokoleniami, kilku było Żydów ? i tak zaraz przy bramie Friedman, gdzie moja Matka zakupowała wszelkie potrzebne gospodarskie produkty, w wielkich beczkach stały powidła, ogórki, kwaśna kapusta. Duży sklep na rogu był zawsze wędliniarnią. Była tzw. ?porcelanka?, gdzie wypożyczało się na bale naczynia. Był Szor z nićmi, koronkami, wstążkami, nie musiało się jeździć po zakupy ? służący schodził ze spisem i przynosił (czasem odnosił) towary. Vis-a vis było Korpuśne Komando, potym mówiło się D.O.K. Na placu co tydzień grała muzyka a w czasie letnim na balkonie siedzieli goście a moja Matka podawała lody.
Trochę na ukos był pensjonat p.Zagórskiej, gdzie najpierw chodziła ciocia Janina , potym ja i moja siostra Maryla. Z okien widziało się kościół Bernardynów (nasza parafia), co godzina zegar z wieży bił godziny o 5 min prędzej niż ratusz, na pamiątkę najścia Tatarów, gdy dzwonnik o 5 min. prędzej zadzwonił. Duży plac z drugiej strony kamienicy zamieniał się w las przed Bożym Narodzeniem a przed Wielkanocą dziesiątki budek i straganów z wędlinami, został wreszcie uporządkowany, założono skwer a w podziemiach dla ?Ladies & Gentelmen?, ale ja tę innowację oblałam łzami (miałam 14 lat), wolałam widzieć zajeżdżające fury, codzienny mały jarmark. Naokoło ogródka przed D.O.K. stały dorożki (fiakry), jedno i dwukonne; Dziadek miał tam swego Wawrzyńca, zawsze był na zawołanie.
Alicjo chinook juz idzie…ma byc u Ciebie kolo niedzieli (te odleglosci)…poki co cieple majtki, 3 pary rajstop, 4 pary skarpet, czapke na glowe i nauszniki na uszy (no bo na co innego?) i nie wychodz z domu. My Ci powiemy co sie dzieje za twoim zamarznietym oknem. Poki co swiat sie kreci tylko jakby wolniej.
Bardzo ciekawy kawałek, WandoTX.
Alicja z Kresami nie ma nic wspólnego, ale chętnie poczyta.
Panie Lulku – ponoć z ananasów się nie da. Jakaś birubilina , czy „cóś”. Obiecałam rano, że nastukam wspomnienia Cydzika z knajp Lwowskich. Niestety – ksiżcvzyna nieduża i diabeł ogonem przykrył , nie mogę znaleźć. Opowiem „własnymi słowami” – otóż młodzi oficerowie to była „pozłacana nędza” (tak o sobie mówili) no, chyba, że ktoś z domu bogaty. Aobowiązki towarzyskie mieli niejako w przydziale czynności czy innej pragmatyce zawodowej. Ciężko zapracowani w pułku przez większość dni tygodnia, urywali się naprzepustkę do Lwowa (pułk stacjonował w Nowej Wilejce) Do byle jakiej knajpy też nie wolno – zostawały dwie „Georg” i „Ziemiańska” obie zresztą jednego właściciela z produktami z własnego folwarku. Obie za sprawą szefów kuchni ostro rywalizowały ze sobą. Nie pamiętam w której z nich był stary kelner, opiekun oficerskiego narybku sMOZWAńCZY, ALE JAKżE SKUTECZNY. Panowie porucznicy jeżeli przychodzili z damą, byli dyskretnie pytani na stronie ile mogą wydać. Padała sumą z reguły b.skromna. Starszy ober kazał jeszcze odłożyć do innej kieszeni sumkę na bilet powrotny i na fiakra (ani piechotą ani tramwajem….) a za pozostałość sam komponował napitki i poczęstunek – zawsze na najwyższym poziomie.
yyc,
pocieszyłeś mnie. Ale podobno to ocieplenie tylko na chwilę, oni powiadają (ktorzy to są, ci oni ?!) .
andrzej.jerzy proszony jest o podanie adresu pocztowego, bo nagroda czeka. Przesłać na mojego maila wiadomego chyba publicznie. A chyżo!
… ooops! nie zamknęłam tego tam… już naprawiam
Naprawiłam?
Ci oni to sa sceptycy…
Rozwinę się bardziej, gdy czas pozwoli. Na pewno pozwoli w przyszłym tygodniu. Przedłuzenie wyszło głównie ze spraw rodzinnych i odwołania samolotu.
Poczytałam sobie o ananasach i znalazłam przepis na wino z dodatkiem drożdży do porto. Wygląda na to, że się da.
Bromelina w ananasie to enzym rozszczepiający białko i powodujący, że galaretka z żelatyną i surowym ananasem nie żeluje. Jeśli jednak podgrzać ananasa do 40 stopni, to ten enzym przestaje być aktywny. Sok z ananasa w marynacie przyspiesza kruszenie mięsa.
Same korzysci z tych ananasow.
Wolno, kropla po kropli sączy się zlana dzisiaj nalewka na cytrusach świątecznych ( z małym, 5% dodatkiem rumu(. Niby czysta, a przez flanelkę, ani ani. Czasem ją próbuję i bardzo proszę podać mi toast na dzisiaj, bo wiadomo, że picie bez toastów prowadzi prosto w alkoholizm. A ja nie chcę.
Alicjo – Andrzej Jerazy dzisiaj milczy. Widocznie przeziębił się chodząc bez szalika.
No masz… sierota jedna, bez szalika! Niech się odezwie, bo szalik czeka!
Pyro,
proponuję zdrowie zmarzniętych Kanadyjczyków!
Nemo,
czy to nie ta sama zaraza w kiwi, co w ananasach? Bo też galaretka się nie ścina, jeśli dodać kiwi.
Za Kanadyjczyków chętnie. Wypiję za Calgary, Kingston, Toronto i to coś, gdzie Tuśka śnieg odgarnia.
Alicjo – poczta czeka.
Alicjo!
Jestem! Jestem! Melduję, że wysłałem. 🙂
Pyro,
masz rację. W kiwi jest też enzym (aktinidyna) rozszczepiający białko i powodujący gorzknienie produktów mlecznych. Są nawet tabletki z tych enzymów (z ananasa i kiwi) wspomagające trawienie w sytuacji słabej produkcji soków żołądkowych. Te enzymy są podobno dobre na cerę 😉
Alicjo,
masz rację. Oczywiście 😎
A galaretka z kiwi też się zetnie, jeśli nie surowe. Albo wziąć żółte kiwi. Te mają tylko ślady tego enzymu.
Z tej Szwajcarii to wszystko widac. Zaden enzym sie nie ukryje. Z powyzszego wynika jednak, ze w agrescie tez powinien byc ten enzym co soki zastepuje.
Towarzystwo zdyscyplinowane, tylko czasem huknąć trzeba… adres pojawił się w dwóch egzemplarzach.
Huknęliśmy, i Grażyna się znalazła, i Stanisław zameldował.
Znaczy… jak następnym razem kupię kiwi czy ananasa, to część walnąć na facjatę?! 😯
A co mi tam, mogę!
Pyro!
Tu masz listę okazji na dzisiejszy ( 15go stycznia ) toast! 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/15_stycznia
Ja byłbym za wypiciem toastu urodzinowego za Pnnę Basieńkę, Barbarę Wrzesińską, z Kabaretu Olgi Lipińskiej. 🙂
W końcu, prawie nasza równolatka!
Za Inflanty!!! (1582r.)
Tak jest, Alicjo 😉 Od środka i od zewnątrz.
yyc,
a to z jakiej racji? Z powodu podobnego wyglądu? 😯
Kiedys sie kiwi nazywaly chinese goosebery to myslelm, ze to rodzina ta sama ?
Nie tylko rodzina, ale nawet rząd inny 🙁
Za panią Basieńkę też mogę, ale raczej dopiszę ją do kanadyjskiej listy. Nie mogę mnożyć toastów, bo też mogłoby się źle skończyć.
A gdzie jest Stara Żaba? Czy sobie czegoś nie złamała? Albo bez ciepłych majtek wybrała się do koni? Jutro do niej napiszę. Dzisiaj już nie dam rady. Za pół godziny oddaję maszynę.
A GATUNEK?
yyc,
nie drzyj sobie łacha z systematyki botanicznej 😉
Za Inflanty też można! 🙂
Gdyby tak zostało, to Aurora byłaby nasza!
yyc,
zapomniałeś jeszcze o rodzaju. Też różny 😉
Nie dre tylko z ciekawoscia pytam. Mama byla biologiem to mi nawet nie wypada inaczej. Tylko widze, ze ze szczytow Alp gdzie krytaliczne powietrze choc rozrzedzone obejmujesz okiem wiecej niz ja tu z zamarznietym jednym okiem a w drugie wlasnie cieply wiatr wieje wiec zalzawione. Ale wyglada bardzo podobnie musisz przyznac (tzn to kiwi z agrestem) i stad pewnie nazwa angielska. Lacinskiej nie znam choc laciny sie na studiach uczylem.
Czyli kiwi z agrestem tak spokrewnione jak ja z krokodylem ?
Ja tam chrzanię gatunki, rodziny i te inne, ale poza tym, że kiwi i owszem, kojarzy mi się z agrestem na oko, chociaż większe, to naprawdę przypomina mi smak agrestu.
Właśnie dorzuciłam Jerzoru do listy zakupów kiwi i ananasy (jak szaleć, to na całość!). Jak zacznę zażywać i się okładać, to mnie nie poznacie!
Kiwi z agrestem bardziej. Z krokodylem masz dopiero wspólną nadgromadę: czworonogi 😉
Jeśli przedwojenny Lwów, to koniecznie trzeba wspomnieć postacie Szczepcia i Tońcia – bohaterów radiowej Wesołej lwowskiej fali.
http://www.youtube.com/watch?v=lHBiAhiddJ8
Obiecałem wczoraj? I zguba się znalazła!
Choć może Paryż też dzwonił??
W dyskusji o kiwi należy uściślić czy mowa o roślince, ptaku, paście do butów czy poprostu piszecie sobie civi??
pogielo Was z tymi toastami? juz nie moge
czworonog
s.
krokodyl z agrestem, czy to o Rudym?
On sobie wyprasza, wprawdzie lekko kwasny, ale z tymy zembiskamy?
Jednym slowem moge powiedziec o krokodylu ze to moj wujek znad gromady…. Jak sie kiwi przekroi na pol to i w srodku wlasciwie ma wyglad do agrestu podobny. Chociaz ananasow za wiele nie jadam to ostatnio cos mnie wzielo i az dwa swieze pochlonalem. Moze dlatego ze tak ladnie i zachecajaca wygladaly w sklepie przy tych mrozach…i ten warkoczyk na czybku jak palemka. Nawet bombki zawiesilem na ananasie co mi dalo pomysl zeby w przyszlym roku sobie palemke za choinke postawic.
yyc,
antek ma rację. Trzeba sprecyzować. No więc z krokodylem jesteś bliżej spokrewniony, niż z ptakiem kiwi. Te nogi 🙄
yyc, odlatuje ( odlacia? )
wyraznie nabierasz kolorow blogowiska, takich, jakich lubieje
ananasy na bombki za choinka, palemka na czubku z warkoczykiem i kiwi na pól jak agrest, ze kwasny? to zycie
Pyro, pozyczysz?
i te oczy…czy te oczy moga klamac….Tylko ze ja dzienny jestem a ptaszydlo po nocach sie szwenda…
A w Nowej Zelandii to mi ptaszydla choc nie kiwi wycieraczki na szybach pogryzly. Takie zielone papugi, Kea zdaje sie zwaly. Ale kiwi owoce to zjadlem prosto z krzaka i wielkie jak piesc Goloty (jak byl mlody). No to tak a propos ananasow.
Nemo, te nogi, i tak blykasz http://adamczewski.blog.polityka.pl/wp-includes/images/smilies/icon_rolleyes.gif na scieme?
czuje sie spokrewniony z pasta…. do bytuf
chyba cos odmroze, pa ka
zdupilem, ale i tak lece
yyc, a geco?
ten to jest wredny, caly sen Ci zezre
lece
Male takie pamietam ale mordy darly jakby co najmniej krokodyle byly. Ale najgorsze co mi spac nie dawalo w podrozach po Pacyfiku to koguty. Wszedzie na jakiej wyspie bym nie byl mordy darly od 2 w nocy. One chyba jeszcze czasem europejskim zyly. Kukuryku i kukuryku a tu mokra, duszna noc i ledwie czlowiek oko przymknal kogut sie wydzieral a za nim kolejny i kolejny az cala wyspe dookola przelecialo pare razy. W koncu jakas kura wstala i uciszyla cale bractwo.
yyc, one tak piały żeby tę kurę obudzić, nie Ciebie!!
A jak już wstała to się nią zajęły… biedna kura…
Ty s. sobie czego nie odmroź jak będziesz tak leciał.
Pozapinaj się chociaż.
yyc
Kury, koguty i dzikie swinie (boars) to jedyne dziko zyjace zwierzeta na Hawajach. Kury chodza calymi stadami po lesie tropikalnym, wdluz drog i w wielu publicznych miejscach. Kury i dzikie swinie zostaly sprowadzone na HI przez pierwszych osadnikow z poludniowego Pacyfiku.
Na Hawajach sa oczywiscie rozne ptaki, ale mimo lagodnego i tropikalnego klimatu nie ma zadnych jadowitych stworzen.
No to Hawaje (i Seszele) w sam raz dla Haneczki 😉
Sławku,
a co Ci biedne gekko zrobiło? 😯 Przecież to siedzi na ścianie albo na suficie i czeka na komary. Nawet nie piśnie 🙄
Z wypraw takie audio polskiej wsi mi utkwiło:
wieczorem wszystkie psy szczekają, tak jakby wymieniały się wiadomościami na temat, co za dnia się działo, kogo obszczekały i za co. I miesiąc wzeszedł, Filon z Laurą dawno pod jaworem czy Jawornikiem, a one mimo wszystko nadal nadają.
Nad ranem – Pacyfik i wyspy co prawda daleko, ale koguty takie same, dzioby drą jeden przez drugiego.
Przyznam, że lubię te audycje i nie przeszkadzają mi one ani-ani.
Tutaj o świcie co najwyżej kardynał mi się rozedrze, potem blue jay, chipmunk świśnie przerazliwie, ostrzegając pobratymców o niebezpieczeństwie, ruda wiewióra zaskrzeczy wściekle na drugą rudą.
A najczęściej słychać gwizd przejeżdżającego pociągu (Canada National), który ma obowiązek gwizdać trzy razy, zbliżając się do przejazdu, nieważne, że strzeżonego (Pan Bóg strzeże). Tych przejazdów w pobliżu mam dwa, mniej więcej w promieniu 1.5km.
Wystarczajaco donośne gwizdawki.
Cywilizacja, eh…
Alicjo,
jak będziesz chrzanić gatunki, to znowu nas tu jakiś obsobaczy i dzieciom w szkole na pośmiewisko wystawi 🙄
Polinezyjczycy to zabierali ze soba psy i swinie. I jedne i drugie w celu pozywienia oczywiscie. Kury to chyba na wyspy dotarly pozniej z europejczykami.
Alicjo,
audio polskiej wsi musisz jeszcze uzupełnić o muezzina tj. pozytywkę z wieży kościelnej z donośnym „Kiedy ranne…” We wsi, gdzie nocowałam, budziła koguty 🙄
Czy Haneczka lubi ananasy? Jesli tak, to tym bardziej Hawaje dla Haneczki. Na Hawajach sa plantacje firmy Dole. Ananasow ile zoladek zmiesci. Papaya i wiele innych rowniez.
Koguty lubie tez tylko ze nie o 2 giej w nocy. one powinny o wschodzie a nie w srodku nocy.
yyc
Wydaje mi sie, ze kury tez przyplynely z osadnikami z poludnia. Potem uciekly na wolnosc, znaczy kury, i tak zostaly w lasach.
Kiedy kapitan Cook przyplynal na wyspy i nazwal je Sandwich Islands, kury chyba juz tam byly.
Niestety kilka lat pozniej kapitan Cook zostal zjedzony na wyspach, ktore odkryl jako pierwszy Europejczyk. Dobre jest to, ze nazwa wysp zostala zmieniona na Hawaii.
Nemo, chyba kpisz?
geco, nazywa sie gekko ( niech bedzie ), bo co chwile robi ge! ko! spac sie przy tym nie da, a do tego jedyne zywe, ktorego nie jedza, bo podobno zwiastun i gwaranciciel szczescia, niech Ich spali, szarancze zezra, a gecko? nie rusza,
yyc, koguta podobnego tez poznalem w Luang Prabang, moze rodzina Twojego?
lece se Antku pogwizdac, caly spiety
jest taki kawalek Wysockiego na temat: dlaczego zjedli Cooka,
poszperam
Nemo,
zapomniałam, że my za uniwersytet światowy od wszystkiego robimy 🙄
Co gorsza, chrzan mi wyszedł, dopisuję do listy zakupów…
yyc,
tym kogutom od gorąca się w łebkach pomięszało…ale od czego polskim się pomięszało, nie mam pojęcia. Też takie wyrywne, w srodku nocy!
W czterech wsiach, w których kwaterowałam ubiegłego września, kościelnej sygnaturki nie słyszałam. Natomiast u Tereski z Pomorza i owszem, pobudkę w jednostce wojskowej, a czasem o 6-tej rano wozy bojowe wyruszały na poligon. Hałasowały okropnie.
Sławku
http://www.youtube.com/watch?v=YANLy-Fuzqo&feature=related
Gekko gecko to po polsku gekon 😯
Ja je znam z Sycylii i chyba jestem głucha na ich odgłosy 😯 Bardzo sympatyczne zwierzątko 😉
Nemo, u mnie jestes Nobel
z takim dynamitem interakcji, mysle nawet, ze przy Tobie Trotylarz, to cienias
mowisz sympatyczne?
ok, wysuszone w pamietniku, na plasko
lapie wrogow?
testowo pytam, jakby co, sie cofne
do Lwowa! ale w porywie nie zdazylem dostukac, taka emocja
No mówię, że insekty żre. Przy lampie na ścianie czeka na komary i inne ohydztwa, to jak go nie lubić?
sie nie da, halas wytwarza w ilosciach nieskromnych
Sławek,
może to w okresie rui i porubstwa tak ge ka?! 😯
A propos Wysockiego, to przypomniał mi się dzień jego śmierci. To było w lipcu 1980 w Skandynawii, łowiliśmy ryby gdzieś na bezludziu, do kolacji włączyliśmy szwedzkie radio w naszym Renault4 i nagle usłyszałam w wiadomościach znajome nazwisko… 🙁 Żył 42 lata, ale chyba bardzo intensywnie. W gronie grotołazów śpiewało się jego piosenki, szczególnie popularna była „Studientoczka”.
Poczemu aborigeny sjeli Cooka? 🙂
Tiuk! – priamo w tiemia – i nietu Kuka 😯
… i nietu Kuka, czort znajet poczemu? 🙁
A paczemu aborigeny sjeli kuka…
a.j.
reklama przyklejona do linka, taka, ze pozbyc jej sie nie mozna ( nie umiem )
poczemu?
Tej reklamy się nie odkleja, trzeba kliknąć w żółty trójkącik, ale jeszcze nie chce chodzić, nie wiem czemu.
A taka piosenka Wysockiego jak on chcial leciec do Oddessy a tu nie da sie..zakryta. Warszawa otkrita, Pariz atkrity a jemu niet, on chce do Oddessy. Taganka, ej wiele bylo i sie wtedy milo sluchalo.
Mogę wysłać mailem mp3
no wlasnie, czemu, kto ma w tym interes, mafia jakas, zloczyncy, Alicja z duzurnymi?
pewnie Pyra czekajaca na woluminarz, co docieral bedzie w ramach zaslug oczywistych
Antek, spadam
nie jemu niet, tylko tuda nie nada 🙂
Moskwa – Odessa
Mężczyzni! 👿
Kiwi nie kupił, bo nie było. Ananasa i owszem – cały juz obrany, z wycietym środkiem, w plastykowym pojemniku. SFERMENTOWANY!!!
Bo…było na wyprzedaży… No a co się na wyprzedaż za prawie darmo daje?! Crap, sheis, guano niewarte nawet tego przysłowiowego funta kłaków! Urodę za 0.99$ mam na twarz nakładać?! Czy ktoś widział kremy Vichy na wyprzedaży ?! 👿
Alicjo,
może sfermentowany też podziała? Wypróbuj na chłopie 😉 Jak podziała, to się ananas nie zmarnuje, a jak zaszkodzi, to będzie miał nauczkę 😎 Chociaż, nie! Bo jak podziała pozytywnie, to Ci będzie zawsze nadpsute przynosił 😯
http://de.youtube.com/watch?v=YANLy-Fuzqo
http://de.youtube.com/watch?v=x2kBqCZulwY&feature=related
Powiem tylko tyle. Slonce, niebo za nim a wszystko sie topi jak oszalale. Jak to milo po miesiacu mrozow miec +8C i idzie w gore. tylko ten samolot w Nowym Yorku sie w amfibie zabawil. Ludzie cali wiec wszystko dobrze sie skonczylo.
yyc,
blame Canada 😯
Własnie słucham NBC prime time news – i oczywiście składają na kanadyjskie gęsi!!! No wiecie co…
Jeszcze nie śpię. Chciałam posłuchać „o tych Aborygenach szto to sjeli Kuka” (20:36) – (Link Andrzej Jerzy ) – ale u mnie nie działa ta „wrzuta” pod którą jest link. Może na youtube znajdę albo gdzieś indziej ..Jak znajde to powiem.
Znalazłam. http://pl.youtube.com/watch?v=YANLy-Fuzqo&feature=related
Trzeba do ciepłej pościeli, a korcie jeszcze tu zajrzeć. Moskw-Odessa bardzo popularne. A czy ktoś wie, co było najpierw – ta piosenka czy film Afonia. I może ktos wie, skąd to pytanie. Ale popatrzę, czy ktoś odpowiedział, około południa
O, wzięli się i pospali po tamtej stronie Kałuży…
Alicja pracuje.
A co? Skarpetki dziergasz?
Udziergane, dane… tak się zabawiam niecnie nad czymś innym, Echidno.
Najważniejsze, że mrocisko lżeje, a nie tężeje, jak zapowiadali ci *sceptycy*
To yyc podsyła mi ciepłe wiatry z zachodu 😉
*mrozisko* miało byc…jak tam Twoje upały?
Onych juz nie ma. Chlodnawo sie jakos zrobilo. Takie „prawie nie lato”nam w tym roku nastalo.
Wracam do pracy.
Lwowski wpis Pana Redaktora i rozmowa Państwa zmobilizowały mnie do notki, która tak czy owak czekała na ‚popełnienie’.
Kto ciekaw, co zapamiętała ówczesna dwudziestolatka z wymarzonej czterodniowej wyprawy do Lwiego Grodu i Żółkwi (marzec’90) – zapraszam serdecznie!