Najpiękniejszy prezent świata
Siódmego stycznia 2009 roku dostałem prezent. Najpiękniejszy prezent świata. I do tego prezent, który sam jest obieżyświatem. Niektórzy z Was już wiedzą o czym mowa. Ale część – zwłaszcza nowi Blogowicze – nie mają pojęcia o co chodzi. Przeczytajcie więc list, który był dołączony do ozdobnie i elegancko opakowanej przesyłki:
„Panie Piotrze
Przesyłam efekt 14 miesięcznej akcji podblogowej której to byłem pomysłodawcą i koordynatorem a którą, przy aktywnej pomocy Blogowiczów, jak widać zakończyłem!!!
W założeniu miało być inaczej. Okrążyć świat dookoła i trafić do Pana miała książka
„Męskie gotowanie” ale były problemy i dotarła jak Pan widzi tylko jej kopia.
Ale jakże jest ona cenna!
Historię zaginionej książki poznał Pan z ust uczestników II Zjazdu, ale w tym czasie
podwójnie zakonspirowana akcja KKW – Klubu Książki Wędrownej – trwała nadal!
To co Pan widzi przez sobą jest wynikiem współpracy z Pawłem – paOLOre.
Po tragicznym zaginięciu Książki Wędrownej, gdzieś na trasie między Heleną a Alicją,
zaproponował on skopiowanie własnej, a że miał zeskanowane wpisy, które powstały na
trasie Warszawa – Wiedeń dołączył je do całości.
Na lipcowym spotkaniu w Warszawie kopia trafiła w moje ręce i mogłem działać dalej. Teraz już, zarówno do tych których wpisy przepadły jak i do nowych uczestników zabawy wysyłałem pojedyncze skopiowane książkowe kartki. Ja je wysyłałem, adresaci się wpisywali, odsyłali, trwało to trochę czasu.
Listy tradycyjne, elektroniczne a nawet i telefony służyły sprawnemu kontynuowaniu akcji.
Wszystko co powysyłałem w świat zbierałem aż do połowy grudnia.
Przed świętami ze złożeniem całości, oprawieniem, poprostu się nie wyrobiłem,
zresztą pomyślałem, że w masie Gwiazdkowych prezentów nasz blogowy może zaginąć.
Niech to dzieło będzie dla Pana styczniowym, trzejkrólowym, prezentem od całego
Blogowiska!!
Wpisów jest w nim tyle ile udało się zdobyć, trzydzieści sześć, nie jest to może ilość
porażająca, ale ile świata było w sprawę zamieszane?!!
Naczelną ideą było wciągnąć do zabawy tych którzy blogowali w czasie startu KKW, czyli na przełomie 2007/2008, więc jej podróż musiała się kiedyś skończyć. Nadszedł ten moment, choć zabawa mogła jeszcze trwać i trwać bo pojawiają się wciąż nowi blogowicze.
Jestem pełen wiary że przeglądanie stron naszego dzieła wywoła u Pana radosne uśmiechy!
A może ono samo stanie się pożywką do kolejnego Pana blogowego tekstu? Byłaby to wielka radość dla wszystkich uczestników, wpisowników jak i dla mnie, samozwańczego kierownika KKW.
Pozdrawiam serdecznie, życzę Wszelkiego Spełnienia w Nowym 2009 Roku !
-antek.
PS. Mam zeskanowane wszystkie książkowe wpisy i pozwolę je pokazać Blogowisku. W stosownym czasie.”
Czy wszystko jasne? Dostałem zeskanowany i wydrukowany egzemplarz swojej własnej książki, przez wiele miesięcy krążącej po świecie, przekazywana z rąk do rąk smakoszy, którzy zgodnie z moim hasłem (Smakosze wszystkich krajów świata – łączcie się!) połączyli wysiłki w gigantycznym żarcie-happeningu.
Od paru miesięcy dostawałem śmieszne a czasem zdumiewające fotografie, na których widniała książeczka „Męskie gotowanie” a to czytana w grocie przez grotołaza, a to ustawiona na tle Bramy Brandenburskiej, a to na tle włoskiej rzeźby lub katedry wiedeńskiej. Niektóre zdjęcia publikowałem w blogu nie domyślając się kto się za tym kryje i jaki jest cel tych peregrynacji książki. Teraz już wiem. I w dodatku mam absolutny rarytas – książkę, która objechała świat dookoła (przystankiem była bowiem i Australia, i Kanada, i Holandia, i Wielka Brytania, że o innych krajach oraz Ostrołęce nie wspomnę). Na dodatek ten jedyny egzemplarz „Męskiego gotowania” jest okazem bibliofilskim także i dlatego, że trzydzieści sześć osób – pochlebiam sobie, iż moich blogowych Przyjaciół – tekst wzbogaciło swoimi dopiskami, życzeniami, przepisami, limerykami i inną poezją.
Ta księga – bo teraz egzemplarz awansował w hierarchii wydawnictw – jest też gwarancją zamożności moich wnucząt. Po moim najdłuższym życiu odziedziczą ją wraz z całą biblioteką i w chwili zawirowań finansowych w ich życiu wystawią ją na aukcji. Tam zaś – nie wątpię – „Męskie gotowanie wersja rozszerzona” uzyska milionową cenę a wnuczęta poważny zastrzyk gotówki.
Kończąc ten tekst dziękczynny napiszę parę słów całkiem nieżartobliwie. Wzruszyliście mnie niezwykle. I wiem teraz z całą pewnością, że warto było przez te miesiące wysilać się a czasem i denerwować, by utworzyć taki zespół ludzi życzliwych. Bo rację ma mój mistrz i ulubiony autor Brillat-Savarin pisząc, że smakosze to ludzie łagodni, życzliwi, dowcipni i ogólnie sympatyczni. Tacy właśnie jesteście. A może raczej – jesteśmy?!
Jeszcze raz dziękuję wszystkim. I tym, którzy dalej z nami są, i tym którzy nas opuścili (choć mam nadzieję, że po tym moim wyznaniu – wrócą!)
PS.
Nie jestem w stanie pokazać wszystkich ilustracji ale choć jedną muszę – patrzcie więc i zgadujcie kto to (ja wiem):
Komentarze
Wiwat Piotr! Wiwat Antek! „Wiwat wszystkie stany!”
Tu Starsza – przywrócona światu z komputerowego niebytu, Młodsza została wykopana do roboty. W czasie, kiedy to odpoczywaliście ode mnie wypiłyśmy to czerwone z Wezuwiusza (sporo garbników, umiarkowana kwasowość, raczej ciężkie – kolor tak ciemny, że niemal czarny. Byłoby idealne pod wołowinę albo dziczyznę – niestety, tego towaru zabrakło). Z przyczyny choróbska Ani nie wznosiłyśmy wieczornych toastów, tylko przykładnie wieczorkiem pociągałyśmu herbatkę z miodem, cytryną i procentami. Specjalnie nie pomogło, ale wnosiło nastrój zimowo – wieczorny. Wczoraj, odstawiona od stolika, stołu i Blogowiska, obejrzała sobie Pyra z ukontentowaniem wielkim „Barona cygańskiego” świetnie sfilmowanego przez Austriaków (TV Kultura), poten czytała dwie pozycje o PRL-owskiej nowomowie”. Rozczarowanie moje było wielkie, o czym napiszę dopiero, kiedy wrócę z psiego czytania trawników.
Pyra to ma pecha – jak nie ma dostępu do maszyny, to tłoczno na blogu; jak wreszcie ma klawiaturę dla siebie, to nawet pogadać nie ma z kim.
Dzisiaj Arkadiusza. Nie wiem, czy Johnny Walker obchodzi dzień patrona, czy nie. W każdym przypadku wieczorny napitek będzie na Jego cześć. Dobrych wiatrów, przyjaznego morza, doskonałych win i uśmiechu Przyjaciela, Arku!
Idę do garów. Nie dla nas – dla piesa. Nabyłam wiadomym sposobem 2 szyje indycze, każdą kazałam przeciąć na połowę i będę gotowała. Cztery psie obiady z tego będą. To nasze psisko nie przepada za indykiem – nie chciał ani skrzydeł, ani nogi – szyjęzjada, bo dostaje z gnatem. Jakoś sobie radzi, a ja potem po kątach zmieram wypreparowane odcinki kręgów szyjnych.
Tydzien zaczal sie wspaniale. O pólnocy zakonczyla sie moja odsiadka czyli areszt domowy pod pierzyna. Do konca nie rozumiem powodów ale rozkaz nie gazeta. Z krótkimi przerwami (rozumiemy sie) odbebnilem decyzje Gospodarza. Przeczytalem trzy ksiazki. Teraz przemysliwam a byc moze sprawozdam.
Z rana nowy wpis na temat za który pierzynowalem ale w calkiem innym tonie. Antek stanal na wysokosci zadania a nawet i wyzej. Teraz pewnie pójdzie dodruk bohaterki w rozszerzonej formie. Albo wydanie drugie uzupelnione.
Wreszcie poczta przyniosla piekny prezent noworoczny od Echidny. Prosto z Australii. Z kangurami. Te kangury to jednak nasze domowe zwierzeta podobnie jak lamy, alpaki i strusie. Nie mówie o wielbladach. Te tez sa w Australii. Skoro znasz mój adres, to zabieraj swoich i rób skok z Australii do Austrii. Jak sie beda ludzie pytac, powiedz, ze to zadna róznica i poczta czesto myli.
Z pieknymi podziekowaniami i zyczeniami pieknego tygodnia
Pan Lulek
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-12.html
Można często skarżyć się na pocztę w Polsce. Ale jak widać poczta Jej Królewskiej Mości też nawala. A może moja intuicja się nie myliła. Miałem dziwne przeczucie ,że wetnie. No i wcieło 🙁
He he, my też wiemy, kto to na tym zdjęciu 😆
Przeczyralem mój wlasny komentarz i stwierdzilem, ze jestm czlowiekiem inteligentnym. W ograniczonym stopniu. Oczywiscie, ze Echidna przyslala kalendarz blogowy Anno 2009 a nie kangura. Miejsa ekspozycji, honorowe. Kolo telefonu, zeby zawsze byl na oku.
W edycji 2010 prosze nie zapomnie, ze 23 grudnia rozpoczyna sie Tydzien Pyry i wszystkie dni powinny byc w czerwonym kolorze.
Pan Lulek
Ach cóż to za nieprzyzwoite zdjęcie Gospodarz zamieścił, ciekawe, kto był autorem 😯
Na wszelki wypadek odwracam wzrok…
Jak widać, jesteśmy zdolni nie tylko do gotowania, ale i sprawnego konspirowania 😉 Tylko Pan Lulek musiał pierzynować, no ale wszyscy znamy Pana Lulka 🙄
Aż sama się wzruszyłam… 36 osób to nie jest zle!
Kierownik KKW, Antek, miał znakomity pomysł.
Arkadiusz chce czy nie chce, obchodzi dzisiaj imieniny i tyle – też się go pytasz Pyro, jakby miał w tej sprawie coś do powiedzenia! Toast się przyda na rozgrzewkę choćby, mrozy okrutne tutaj, zaraz idę sprawdzić, ile gradusów (aż się boję!).
E tam… zaledwie -10C !
Ja tu też gdzieś byłam opublikowana (zdjęcie), czytając swój egzemplarz (wygrany!) „Męskiego gotowania” na tle pięknego Disneylandu, czyli więzienia pod tytułem Frontenac Institution i czekając na prawdziwy egzemplarz książki, który to egzemplarz się gdzieś nad Atlantykiem zapodziewał akurat. Co prawda liczyliśmy, ze Gospodarz będzie się na blogu zastanawiał, dociekał, co to za dziwne fotografie i ki diabeł, ale Gospodarz był powściągliwy i poza tym jednym razem nic nie komentował 😉
Piękny prezent 🙂
co do anonimowego modela, to były jakieś przecieki 😉 kontrolowane jak do tej pory 🙂 …ale teraz ta światowa sława 🙂
Brawa dla antka i wyrazy podziwu dla wytrwałości i dzielności w obliczu tragicznego losu pierwszego egzemplarza KW. Że Poczta Polska wchłonęła w swoje czeluście moje dwie przesyłki dla Myszowatej, nie zaskoczyło nikogo 🙄 Ale żeby poczta Jej Królewskiej Mości… 😯
Alicjo,
u mnie też mróz nieustający od początku roku 🙁 Wczoraj -8, dziś -7, błękitne niebo, idealna pogoda dla zimowych sportowców. Za mną saneczkowy weekend i goście-głodomory, które wchłonęły na wczorajszą kolację grissini z szynką szwarcwaldzką plus Muskat Ottonel od Pana Lulka (świetne białe wino), zupę z dyni, sałatę roszponkę z kawałkiem tego pasztetu, co to przez drobną szajbę, pieczeń ze świńskiego karczku z czerwoną kapustą i ziemniakami puree, podlewane rioją oraz deser (panna cotta, jabłka w szlafroku).
Wróciłam z drugiej już psiej przebieżki; pogoda błękitnonieba, słoneczna, około zerowa (no, może z -2, bo się nie topi) jednak po wczorajszej odwilży śnieg na trawnikach jest zmrożony w taką lodową kaszę i chyba na psie łapy twardy i niewygodny. Wróciłam, a ten pies piszczy i podskakuje mi do kolan – woda w misce jest, kulki też są, siusiu zrobił i czego, zaraza, chce? Po co się nie nauczył mówić?Powiedziałby o co chodzi, a tak, trudno. Nie rozumiem.
Czuję się wywołany do tablicy. 🙂
Cieszy mnie radość Gospodarza!!
Abyście mieli więcej czasu na oglądanie efektów naszej wspólnej pracy stawiam się dzisiaj wcześniej, bo i sytuacja wyjątkowa!!
Więc po kolei, na początek stary, już publikowany album z początków wędrówki książki, aż do momentu jej nieszczęsnego zaginięcia.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/KKW?feat=directlink
Reanimacja sie udala, pacjent przezyl, brawo Antek, po raz kolejny, po wpisie Szefa potwierdza sie, ze podarodawcy radosc moze byc rownie wielka, jak podarobiorcy, wiec tez sie ciesze na moja 1/36
W tym albumie zobaczycie po raz pierwszy publikowane zdjęcie które nadesłali Wanda TX, Brzucho i Andrzej Jerzy.
W roli modelek występują ich własne książki.
Był to już etap rozsyłania pojedyńczych książkowych kartek.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/KKW1?feat=directlink
Teraz końcowy efekt mojej i Waszej pracy.
Dodam jeszcze że dzieło zawiera kilka stron zawierajacych zdjęcia wybrane z albumu KKW, wydrukowane i przesłane do mnie przez Echindę z dalekiej Australii!!
Echindo, dziękuję za pomysł i realizację.
Twoje kartki tam są!
http://picasaweb.google.pl/antekglina/KKW2?feat=directlink
Dziękuję Wam za pomoc w sprawie aparatów.
Sławku, poczytałam i ten Lumix TZ5 faktycznie dobrze wygląda, dziękuję muszę się wybrać do jakiegoś sklepu i zobaczyć jak ‚leży’ w ręku.
Johnny, wiem , że podałam mało szczegółów, może trochę sprecyzuję 🙂 aparat ma być do wszystkiego, widoczki z wycieczki, kwiatki, urodziny u cioci 😉 bez ‚wyczynu’ – bo do tego raczej taka zwykła cyfrówka się nie nadaje – jak już zdążyłam się zorientować. Bardzo ważną sprawą jest dla mnie waga aparatu, najlepiej poniżej 200g (właściwie to było główne kryterium mojego przeglądania ), kiedyś myślałam też o stabilizacji obrazu,zauważyłam, że lekko drżą mi ręce, ale podobno te „potrójne stabilizacje itp.” wpływają na pogorszenie jakości zdjęcia, więc zeszło to z listy priorytetów 😉
kierując się wagą oglądałam aparaty w rodzaju : Pentax Optio M50 , Sony DSC-W110, Olympus mju 1200 , Panasonic DMC-FS3, Nikon Coolpix S210, S520
Polecany przez Sławka Lumix waży ok. 240g …i to jedyna rzecz, którą muszę w nim przemyśleć 😉
Chciałam pogodzić dobrą zawartość z niską wagą, tylko problem w tym, że nie umiem ocenić co jest ‚dobrą zawartością’
A teraz finał finałów, coś na co czekacie ze wstrzymanymi oddechami i niespokojnymi wypiekami na twarzach!!
36 kartek z wpisami.
A więc oglądajcie efekt zabawy!
Szczególną uwagę zwracam na wpis którego zdobycie graniczyło z cudem, ileż trzeba była zachodu, nagabywania, protekcji ( u bratowej ), ale jest, udało się!!
Smakołyk wielki, znajdziecie między wpisami Ryby i Nemo!!
Stęsknieni za Iżykiem, gdzie Ty chłopie jesteś???, znajdą jego autorstwa, a ręki Kierownictwa tekścik kulinarny.
Uśmiechów i przyjemności przy oglądaniu Wam życzę!!
Wszystkim dziękuję za udział w zabawie, szczególne ukłony dla Koordynatorki Akcji na półkuli zachodniej, Alicjii!! 🙂
http://picasaweb.google.pl/antekglina/KKWSTRONY?feat=directlink
Ogladajcie pomalutku, powiększajcie, delektujcie się!!
Emi, no co Ty? 40g to maly kieliszek wodki, kazdy udzwignie, dla mnie istotniejsze jest, ze ma optyke Leica i 28mm-280mm zoom, te 28 szczegolnie cenne i nie wszyscy moga sie tym pochwalic
Acha, dlaczego pokazuję taką kolejność wpisów?
Z Bobikiem utargowałem wpis otwierający, więc jest pierwszy.
Reszta według kolejności numeracji książkowych stron -wpis po wpisie, tak jakbyście sami ją przeglądali.
A ja teraz się zmywam. PA!!
Kod 99c9
Opiszę teraz moje ciężkie rozczarowanie lekturą dwóch usilnie mi polecanych książek Michała Głowińskiego . Jedna, to „Nowomowa po polsku” z 1978r (publikacja 1990 – widocznie „Półkownik”} Druga to „Końcówka” z 1988r – wydana razem z poprzednią, a bodajże z tej tematyki pisał Głowiński więcej, a wydał po zmianie ustroju. Myślałam sobie, durna osoba, że pisał niejako „in statu nascendi” świadek i uczestnik tamtego życia kuklturalnego, że zebrał „kwiatki”, mowę zjadów partyjnych i poyoczną, że usystematyzował, nadał rys krytyczny, zanalizował, porównał, odniósł się do… A guzik. Pan doktor komunizmu i komunistów nie znosi, nienawidzi, wolno mu, nie on jeden W końcu był kolegą prof Nowaka w Instytucie Badań Literackich PAN Znacznie gorzej, kiedy niechęć jest tak wielka, że rzutuje na oceny, kudy tam do obiektywizmu krytyka literatury. Pan Głowiński sam się p[oważnie zaraził opisywaną chorobą, nadużywa słów obcych(„….istotniejsze jest to, co można nazwać immamentną aksjologią języka, bo nie może ona aksjologii tej ignorować. Jednakże dany znak wartości zostaje słowu, lub formule przydzielony, często niezależnie od tego, jakimi konotacjami się ono charakteryzuje w zwykłym języku”…) Ładne, co? A to tylko malutka próbka. Dalej p. Głowiński daje definicje 4 cech nowomowy, przy czym jedną z nich jest rytualizacja języka. cOś W TYM MIEJSCU pYRę PIKNęłO W STARCZYM SERDEńKU, BO SIę JEJ PRZYPOMNIAłO, JAK TO MąDRZY LUDZIE WYLICZYLI, żE iLIADA I oDYSEA SKłADAJą SIę W 37% ZE ZWROTóW ZRYTUALIZOWANYCH („szlachetny Ajaks”. „Krowiooka Atena”, „Bohaterski Hektor”) Język każdej propagandy zrytualizowany jest gdzieś w 20%. Pan Głowiński wie jednak lepiej – dopiero propaganda komunistyczna wniosła rytualizację języka. Cóż, może i tak – jemu dali przecież doktorat, a ciemna Pyra magistrem nawet nie została. Trudno to się czyta, bo ten język mało polszczyznę oświeconą przypomina, ale niech tam. Druga natomiast, ta „Końcówka” nie jest książką naukową w żadnym wypadku. Dzisiaj nazwalibyśmy ją blogiem politycznym, ja nazywam ją „diariuszem dodonów” – w krótki, jedno – dwustronnicowych wpisach, czcigodny Autor przejeżdża się po pisarzach, dziennikarzach, naukowcach, tepiąc u wszystkich nowomowę. Po nazwiskach, imionach i tytułach. I nie dostaje się tylko Misiągowi, Machejkowi czy Urbanowi. Nie. Dostaje się Myśliwskiemu Różewiczowi i Kisielowi. Praktycznie dostaje się wszystkim, z jednym, świetlanym przykładem pozytywnym – red Mark pRZYBYLIKA, ten bowiem pisząc o zmieniających się cenach cebuli, nowomowy nie stosuje. Jest lekiem na całe zło, Najwięcej oczywiście dostało się własnemu szefowi, czyli prof. Nawrockiemu. Przeczytałam, wysłuchałam 2 serwisóww informacyjnych i jednego oświadczenia i dostałam ataku śmiechu. Nowa Polska, bez komunistów w mediach, przyswoiła sobie ich język i sposoby opiosywania rzeczywistwości. Pośmiertne zwycięstwo Machejka?
Tam miało być „diartiusz donosów” nie dodonów. To dowód jak złiość plącze palce
Oj, Pyra się wściekła! Całkiem jej się zaplątały paluszki!
Panie Lulku –
doszlo? Wspaniale. Ma zajac tak dostojne miejsce? Cudownie!
Adres? Ano w Blogowym Gangu wszystko mozliwe. A tak po prawdzie – kiedys podal Pan swoj adres przy jakiejs okazji. Przypomnialam o tym sobie, poszperalam, polazilam sladami przeszlych „rozmow”, znalazlam. Wykorzystalam w szlachetnym mam nadzieje celu.
Za zaproszenie serdecznie dziekuje w imieniu swoim jak i Wombata, ale…
gdybym kangura miala
juz bym dosiadala
jak rumaka smiglego
albo do torby wskoczyla
tylko czy rzecz taka bylaby dla niego mila?
u echidny krotkie nozki
krotsze nizli u kaczuszki
skrzydel nie ma, nie poleci
z swojej norki slowko sle
ze podoba Panu sie.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
antku –
zadnych buziek wklejac nie bede bo nie umiem. Usmiech serdeczny przesylam za caloksztalt. Wyszlo wspaniale!
Pyro –
nie graj w „Chinczyka” czyli Czlowieku nie irytuje sie. Albo dokonuj selekcji w lekturze. Po co ma Cie trafiac przyslowiowe…platanie paluszkow?
Mili Moi –
zimno Wam? Jakies minusowe temperatury? Niose troche slonca i ciepla. Komu? Komu? Jutro 37, z plusem. Slonce i ponoc bezchmurne niebo? Reflektujecie?
Dobranoe z mojej strony Globu
Echidna
O rany! Dopiero teraz po wpisach Antka ze zdjęciami poznałem ogrom tej pracy i Waszej determinacji. Zwłaszcza właśnie Antka. Jestem naprawdę szczęśliwy, że jesteśmy w jednym gronie (żeby nie powiedzieć kociołku) i choć od czasu do czasu ktoś kogoś uszczypnie we wrażliwe miejsce, to zawsze możemy liczyć na pomoc i porady całej blogowej grupy.
Więcej nie będę się wzruszał, bo nie uchodzi, by facet w sile wieku (he,he,he – tak brzmi eufemizm czyli zamiennik staruszka) ronił łzy radości.
Naprawdę bardzo wszystkim dziękuję!
WandaTX,
świetna dokumentacja 🙂
To samo zresztą w stronę Brzucha i andrzeja.jerzego, tylko ten Teksas egzotyczny jednak.
Az mi schabowy koscia w gardle utknal z wrazenia! Alescie narozrabiali ;). Gratulacje, brawo, Autorzy 😀
Dzisiaj nie wypada ruszac innych tematów ale chyba jutro wypadloby cos skrobnac na przyklad na temat trzech ostatnio przeczytanych ksiazek i Nagrody Nobla.
Ciekaw jestem jakim nowym pomyslem zaskoczy nas antek a moze i ktos inny.
Czy dobrze zrozumialem, ze echidna przybedzie w kangurowej torbie
Pan Lulek
Powstalo dzielo, gratulacje antku!
No i popatrz , Antku, coś narobił: przytłoczyła nas właSNA WIELKOść I ZAMILKLIśMY NA DOBRE.
Lody, lody dla ochłody! Polecam echidnie 😉
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/IceAge#
Oj piękne te lody!
Racja Pyro, właśnie zaglądam i cóż widzę?
Mniej tu dzisiaj wpisów niż w dzisiejszej książkowej bohaterce.
Powodów może być kilka, ten o którym wspominasz, drugi to słowa Pana Lulka z 16,13.
A może wszyscy na obchodach u Wędrowniczka, tylko my zostaliśmy??
On ma, jak mi się przyśniło, dzisiaj urodziny.
Johny!! 100 lat surfowania!!!
Cum geburstag wil gluk!
Cum geburstag wil gluk!
Cum geburstag libe Dzony!
Cum geburstag wil gluk!
Ostatnim, ale strasznie dołującym powodem, może być to że wszystkim tu
dzisiaj zaglądającym, na to co zobaczyli i przeczytali, opadały z klawiatur ręce.
Ale to pewnie poprostu, taki blogowy, leniwy, szewski poniedziałek.
mnie renki z klawiatury odpadaja bom chora strasznie, zatoki i gardlo a nie ma kogo ktoby mi rosolku zrobil, nawet okalady z kotow mi sie nie udaja bo koty wola spac gdzie indziej
A co za głupek tam przyklejony do tej skały – i po co tam lezie?! Zle mu na płaskim?!
Mnie nadal wszystkie kości bolą i dlatego nie chce mi się nawet gadać. Lekki mróz u mnie, ale pięknym słoneczny i bezwietrzny dzień, taka zima mogłaby być.
Antek,
rozumiem, że te sznureczki książkowe będziesz trzymał na stałe? idę sobie „zabookmarkować…”
choch zolstu lejben Dschony Uoker,
choch zolstu lejben,
draimal choch
😀
Nie martwcie się Pyro i Antku. Do rana przybędzie komentarzy. Tak bywa najczęściej. Ożywienie następuje koło północy. No, chyba że będą tylko toasty na cześć Twórcy i Współpracowników jedynej w świecie księgi kulinarnej. I to mimo jej szowinistycznego tytułu świadczącego źle ale tylko o pierwszym autorze.
My z Basią wypiliśmy za Wasze zdrowie amarone, zagryzając wołowiną teriyaki.
Jak się czujecie po tym toaście?
No właśnie, słowa Pana Lulka 🙄 Też się zastanowiłam, czy wypada pokazać mój ostatni weekend, ale skoro echidnie tak gorąco…
A teraz idę robić fondue na kolację.
O, morągu… przyjmij wyrazy, ja też myślę o rosołku i wymyśliłam, że sobie zrobię taki z kostki, kiedyś to były Winiary, a teraz jakiś Knoor czy coś…
I może jakąś aspirynę jeszcze… na głupotę nie ma lekarstwa, ale na kości aspiryna może pomóc. A było ubrać futro?! Było…
for hi is a dżoli gut feloł
Zdrowie Arkadiusza 🙂
Antek! Ende gut, alles gut!
Grabula!
To był porządny kawał solidnej roboty 🙂
Alicja, lazi po pinowym aby miec plaski brzuch.
Zglaszam nadurzycie blogowo fotograficzne, byla sugestia, ze to Jerzor sluzyl za tlo do „Meskiego Gotowania”, cos mi sie tu nie zgadza, zdjecie owszem ladne, cialo tez ale Jerzor nie ma w wersji ubranej, inaczej go nie znam, niestety takiego plaskiego brzuszka, kogo zescie sobie wypozyczyli?????
naduzycie
A propos zadania domowego Pana Lulka, ja od jakiegoś czasu czytam noblistę ubiegłorocznego i idzie mi ten „Stambuł” jak krew z nosa. Zazwyczaj jak zaczynam książkę, to czytam szybko i często jednym ciagiem, aż przeczytam, dzień, góra dwa. A tu mi się wleeeeeecze… odkładam, sięgam za tydzień, kilka kartek… i tak mniej więcej to wygląda.
Nie powiem, że nudna – autobiografie rzadko są nudne. Ale porywająca, tak żeby nie można się było oderwać, to też nie jest.
Idę jeszcze raz poczytać nasze wpisy do książki Szefa 😉
Nemo, jeszcze dwudziestej nie ma, cos taka wyrywna?!
Niech ja przygotuję sobie ten rosołek…
morąg…
zapytaj się, ile ćwiczył wciaganie brzucha… a poznać można po typowej dla rowerzysty opaleniznie nóg… 😉
Vaya con Dios johnny
http://www.youtube.com/watch?v=q1MOlf7xCF0
że się tak wyrażę….
Wędrowniczek lubi mokre, to niech ma. Prosit!
Johnny, zeby gwiazdy nad morskimi przestrzeniami nigdy nie zagasly i wialy przyjazne wiatry
http://www.youtube.com/watch?v=J_MCGScPpQc
Po toaście Gospodarstwa jakby mniej drze w tych kosciach…
Hej, Johnny Walker – ZDROWIE!
1133
Ja preferuję jednak tego Johnny’ego W.
http://www.youtube.com/watch?v=2RPsoR5gZuE
P.S. Model kazał sobie przesłać sznureczek do tego wpisu. Żeby mu się tylko w głowie nie przewróciło od chwilowej sławy!
Ja tez mam knorra ale on jakos „waniajet”, zrobilam sobie krupnik z jakas kasza z tureckiego sklepu
Aby tydzien nie wygladal na szewski, wypada przystapic do porzadków w otoczeniu.
Nasampierw wyrazne polecenie dla morag zeby natychmiast wracala spowrotem czyli do zdrowia. Zalecana kuracja, kielich zacnego trunku o godzinie 20.00. Dalej tez nie chorowac bo wysla poczte butelkowa.
Dla Arkadiusa, imieninowe gratulacje i dobrego rzniecia filmu o polskim zakonniku z Poludniowej Burgenlandii. Przy okazji donosze, ze w roku biezacym we wrzesniu maz ów bedzie mial jubileum 75 lat zycia. Gospodarz, bywaly na najwyzszych kurialnych i politycznach pokojach móglby cos na ten temat pomyslec. Moze tak na poczatek, jakis Redaktor „Polityki”, biegly w sprawach ducha i wiary.
Przyklad i inicjatywa KKW zaczyna wydawac owoce. Rodzi sie inicjatywa Poczty Butelkowej. Rzecz polega na tym, ze ja wysylam rózne niepuste butelki z rózna zawartoscia o dowolnym ksztalcie. Po pewnym czasie butelka taka wraca do mnie jako pustostan czyli obiekt z odzysku. Po dokonaniu stosownej ablucji, napelnieniu i zaetykietytowaniu, rusza w kolejna podróz. Jak dotychczas byla jedna, która po raz czwarty wrócila w domowe pielesze ale ruszyla dalej w swiat.
Kiedys Alicja napomknela, ze chcialaby piersiówke. Trudnosc polegala na tym, ze nie podala wymiaru piersi i nie wiadomo bylo czy mamy do czynienia ze wzorcem naturalnym czy manipulowanym. Dzisiaj zorganizowalem autentyczna piersiówke ciemnego koloru i wymiaru zdecydowanie powyzej sredniej krajowej. Moze wystarczy. Zobaczymy.
Poczta Butelkowa ma jedna wade. Przesylki nalezy odbierac na miejscu lub sa donoszone przez umyslnego. Ponadto brak znaczków pocztowych.
Pan Lulek
Taki uroczysty dzień, a ja dopiero teraz!
Cud, że się udało. Bałam się, że znowu przepadnie.
Antek dziwnie cichy. Pewnie pękł z dumy i Antkowa go zszywa 😀
Powiedzcie proszę, kto to jest ta menszczizna 😯
Johnny, u mnie pływasz dzisiaj w tokaju 😀 Najlepszego 😀
No widzisz Jerzor jakie zanteresowanie wzbudzasz?
Tymczasem ja, dziergając nagrodę za wczorajsze dla a.j. , poczytuję sobie przepisy, dodane do Książki Gospodarza przez nasze towarzycho. Doszłam do zielonej pasty Torlina – myślę, że całkiem dobre byłoby to smarowidełko na kromuchę (bagietkę czy co tam) i na to jeszcze plastry pomidora.
Haneczko…
nie doczytałaś, kto to ta męcizna?! Ja myślałam, ze już wszystkie wróble o tym cwierkają, od Kingston po Melbourne 😉
Nieustające zdrowie Johnny’ego – a gdzie Solenizant się podziewa, swoja drogą?!
To naprawdę Jerzor 😯 Kurczę, Alicja, ty masz wpływy 😯
Pan mąż nie dałby się za nic namówić ❗
Zdaje się, że wykreowałam monstrum… już słyszę jakieś przebakiwania o sesji zdjęciowej do Playgirl… a mówiłam, że we łbie mu się przewróci! Oczywiście pół wydziału już ogladało 😯
Haneczko, męcizny są prawie tak samo próżne, jak i kobiety (a nawet bardziej!). Odpowiedni komplement – i juz gotowy!
Haneczko, Antkowa przyszywa sobie do swetra jakieś zatrzaski bo jej na mrozie potrzaskały.
A ja dziwnie cichy? Cieszę się tak jak Wy wszyscy że się udało a że po cichu? Nigdy nadmiernie hałaśliwy nie bywam, więc wszystko w normie.
Zresztą ja miałem tej uciechy przez 14 miesięcy!! 14 miesięcy! Można zajść w ciążę, urodzić, zrobić kilka głebokich oddechów, zajść ponownie i być już 4 miesiąc w drugiej ciąży! Ale warunek!! – trzeba być kobietą.
A ja, facet, przez ten czas ledwo sobie dałem radę z jedną książką!
Więc wiesz, rozumiesz…. 😉
A co biedny Jerzor miał zrobić jak go Alicja w pustym pokoju, tylko z wiadomą książką zostawiła?? A w drugim goście i Ona z fotoaparatem przy drzwiach? Musiał jakoś wyść!!
Za wszystkie dzisiejsze okazje wznoszę nalewkowym trunkiem z czarnej porzeczki. Kolor ma wybitny, głeboki i szlachetny, garbnik szczypiący w język, wyczuwalny wytrawny smak owocu, tylko zapach taki zdecydowanie mało czarnoporzeczkowy…
Bład w sztuce?
Mogę się czepiać, sam go wyprodukowałem.
A w butelkowej poczcie Pana Lulka to ja chętnie wezmę udział.
Johnny twerdzil wczoraj, ze wybywa na urodziny do Rodzicow, moze nie ma kombajnu ze soba albo nie ma laczy
Morąg,
Ty nie kombinuj – zaparz świeży imbir, dodaj cytrynę i miód i zażywaj. Niestety, na moje kości to nie jest żadne remedium 🙁
A butelkę (niestety, już dawno pustą!) od Pana Lulka zaposiadowywam. Wpadnę napełnić 🙂
Po tragicznym zaginięciu Książki Wędrownej, gdzieś na trasie między Heleną a Alicją
Pewnie kie poctowy samolot nad Atlantykiem przelatywoł, to w tym samolocie duśno było straśnie. No i pilot syćkie okna w samolocie pootwieroł, coby kapecke przewietrzyć. No i stało sie niesynście! Ksiązke wywiało! Wpadła do oceanu i telo! Choć… wse jest jakosi sansa, ze jakisi ssak morski wie, jakie som dalse losy tej ksiązki. Jeśli udo mi sie z tym ssakiem jakosi skontaktować, to dom znać 🙂
Może Orca coś wie na ten temat? 🙂
Zdrowie Arkadiusza wzniosłam o właściwej porze kieliszkiem Chateau Bonnet do fondue pure vacherin z tym samym winem i dwoma ząbkami czosnku 😉 Ten rodzaj fondue różni się od innych tym, że masa serowa topi się w niższej temperaturze i nie ma prawa bulgotać, a więc alkohol z wina nie wyparowuje za bardzo i to się czuje 😉 A po kolacji był nowy odcinek „Desperate Housewives” 😎
A ja mam od Pana Lulka butelkę, której ani on, ani my nie jesteśmy w stanie otworzyć 😯 Chyba tylko szablą… Butelka jest pełna czegoś dobrego.
Zdrowie Arkadiusza spłeniam, z pewnym opóźnieniem, kieliszkiem prawdziwej Pszenicznej, dobrze schłodzonej.
Zapewniam, że to nie jest produkt uboczny Gazpromu!
Zdrowie! 🙂
W Szwajcarii nie potrafia otworzyc butelki. Pewnie wyeksportowali wszystkie noze oficersklie. Zwróc sie do firmy Oerlikon albo Sulzcer. Oni dysponuja nowoczesna techniologia
W zwiazku z pozytywnym odzewem w sprawie Poczty Butelkowej informuje, ze przed kazdymi odwiedzinami Pocztowej Centrali wypada zameldowac litrarz oraz termin przybycia.
Dzisiaj w TV byla audycja dotyczaca wlasnych wyrobów. Cena rynkowa wlasnego produktu jest dwukrotnie wyzsza anizeli przemyslowego. Serce rosnie.
Nalewka na pigwie czeka na rozlew do butelek. Kolor zachecajacy. Smak do wypróbowania.
Pan Lulek
wlasnie sciagnalem w pielesza i tez Arkowe lykam, nie wiem co to, w kazdym razie czerwone, czy aby nie sztandar?
Panie Lulku to ta pigwa?
Ta zaginiona wychynie pewnie po 20 latach 😉 I będzie to kruk najbielszy 😀
Cudo! Antku, jesteś WIELKI! Cześć i chwała PaOlOre!
Dżoniemu smakowitych podróży i zdrowia życzę. 🙂
Popili albo posnęli.
A Stanisława jak nie było, tak nie ma. I bardzo mi się to nie podoba.
Alicja pracuje, a popiła dzisiaj sporo herbatki z cytryną.
Do spania jeszcze trochę czasu. Zapowiadają nam srogą zimę od jutra popołudnia, no to ja nie wyściubiam nosa, ani mi się śni. Kości nadal bolą. Wracam do jaskółkowania, jak to Pan Lulek mówi.
Nemo,
butelki nie otworzysz?! Podsyłaj… 😉
p.s. Co do Stanisława… no właśnie. Przecież on zazwyczaj zapowiadał, że znika na tyle i tyle – a tym razem nic?! Jak wróci, to proponuję sprawić mu porządne manto, niech pamięta, że trzeba się odmeldować!
…i skoro przy nieobecnościach – gdzie się podziewa Grażyna z Poznania?! Ilez na tych wczasach bedzie przebywać, przecież jechała na 2 czy 3 tygodnie?! I normalnie ja wcięło 😯
Zostala miedzy innymi zuzyta pigwa z sypialni i jedna od sasiadów. Przepis na pigwówke jest nastepujacy.
Pokroic w drobna kostke dwie pigwy. Pestek nie wyrzucac. Dolozyc duza garsc doprze przemarznietych jagód uhudlerowych. W duzym szklanym sloiku zalac calosc kremem miodowym. Ilosc wedlug uznania. Do smaku. Zalac dwoma butelkami najtanszej przemyslowej gorzaly. Moze byc Jegoroff 37%. Odstawic na co najmniej dwa tygodnie codziennie potrzasajac slojem. Kiedy pigwa jest miekka a winogrona napeczniale zrobic pigwowe powidla na cukrze do przetworów czyli z galareta. Pozostaly ciemny plyn rozcienczyc przy pomocy 80% brunatnego rumu i odstawic do nabrania mocy czyli zeby sie przegryzlo.
Powidla sa do domowego uzytku na przyklad do herbatki. Moze byc ztielona lub ziolowa albo do innych celów. Plyn trzymac z dala od dzieci, które sa nan bardzo lase.
Nie zlopac tylko delektowac sie.
Pan Lulek
Kudos dla antka!
Z przyjemnoscia wciaz tu zagladam zainspirowac sie kulinarnie Gospodarskimi wpisami oraz postami Jego Gosci. B. Lubie zdjecia przysmakow w Gospodarskim domu, menu nemo (jej domownicy i goscie to szczesciarze); czasem pojedynczy przepis powoduje, ze slinka leci np. Izykowy esej o rosole, albo Johnny Walkerowy tatar z lososia.
Cheers!