Pamiętajcie o Don Kichocie…
…a Sancho Pansa sam się wszystkim przypomni. No bo przecież gdyby nie było tego rozkosznego, okrągłego, jakże mądrego głuptasa to bohaterski rycerz by nie przeżył nawet paru dni. Zmarłby z głodu i wycieńczenia. Można bowiem walczyć nawet z wiatrakami ale jeść trzeba. Najlepiej to wiemy właśnie my – smakosze!
Tak się dziwnie plecie, że w tym tygodniu cisną się do blogu same tematy kulturalne: a to Muzeum Secesji, a to dzieło o japońskich słodyczach, a dziś biografia wybitnego hiszpańskiego pisarza. Będą także gawędy i o innych książkach. We wszystkich jednak szukam pilnie pretekstu kulinarnego. I oczywiście znajduję.
„Żywoty Cervantesa Próba innej biografii” to książka, którą czytałem z równą przyjemnością jak „Don Kichota”. Rzecz się dzieje przecież w Hiszpanii w tym samym czasie, w którym rozgrywały się przygody Rycerza z La Manchy a życie Miguela Cervantesa było pełne tajemnic, nieoczekiwanych zwrotów akcji, sukcesów i upadków bohatera, miłosnych historii, pobytów w pałacach i więzieniach. Słowem najwybitniejszy pisarz hiszpański tamtej epoki mógł (i robił to) czerpać pełnymi garściami ze swego życiorysu tworząc postać bohatera zachwycającego czytelników przez 6 stuleci.
Jeśli o tajemnice idzie to wystarczy powiedzieć o wątpliwościach co do daty urodzenia pisarza a także jego pochodzenie: czy był szlachcicem czy też przechrzczonym Żydem. Co w tamtych latach na Półwyspie Iberyjskim miało znaczenie podobne do tegoż problemu w Europie centralnej w latach 30 i 40 XX wieku.
Autor „Próby innej biografii” Andreas Trapiello napisał dzieło fascynujące. I myślę, że udało mu się to dzięki temu, iż udatnie naśladował metodę pisarską swego bohatera. Ten zaś, ukrywając lub wręcz fałszując informacje o swym życiu, nadawał się jak mało kto na postać ze średniowiecznego kryminału.
Gazpacho
1/2 kg pomidorów,2 cebule, 3 ząbki czosnku, 1 surowy ogórek, 1 papryka zielona, 1 papryka czerwona, sól, pieprz, oliwa, grzanka z bułki
1.Obrane pomidory, ogórek i jedną cebulę zmiksować na płynną masę. Dodać czosnek utarty z solą. Dolać łyżkę oliwy i dosypać pieprzu do smaku. Jeśli masa zbyt gęsta dolać zimnej przegotowanej wody.
2.Wstawić do lodówki.
3.Obie papryki, drugą cebulę i grzankę pokroić bardzo drobno i wrzucić do gazpacho tuż przed podaniem. Podawać bardzo zimne.
Komentarze
Buenos dias Drogi Blogu !
Dzisiaj pogoda raczej na rozgrzewającą grochówkę niż na chłodne gazpacho 😉
Tego rodzaju chłodniki jednak bardzo lubimy i na pewno jeszcze będzie okazja
je przygotować.
Mieliśmy wczoraj fotograficzną ucztę-zdjęcia Małgosi,Nemo i Ewy.
Dzięki Dziewczyny!Teraz gdzieś po Bałkanach włóczęguje Jolinek,czekają nas zatem kolejne ciekawe opowieści.
Od razu uprzedzę,że na początku lipca wybieramy się w miejsce bardzo banalne
i bardzo oklepane 😉 a mianowicie na Majorkę.Powody są dwa-po pierwsze odwiedzimy tamnaszą Latorośl,a po drugie nigdy na Majorce nie byliśmy. Oklepana,ale podobno ładna 🙂
Latorośl tam dzielnie pracuje,ale za domem trochę jednak tęskni.
W uzupełnieniu hiszpańskiego menu zaproponowanego dzisiaj przez Gospodarza najsławniejsza wędlina rodem z tamtejszych rubieży:
http://www.cookipedia.co.uk/recipes_wiki/Sobrasada_de_Mallorca
Latorośl twiedzi jednak,że nie rzuca na kolana.
Po pierwsze primo,
przechodząc mimo
o czwartej w nocy,
temat gazpacho
na mnie naskoczył.
I tu mi się skończyła wena poetycka, natomiast pomysł, by ktoś coś dodał w tym temacie, bo takie zimne zupy na niewątpliwie nadchodzące upalne lato się przydadzą. I ja mam pomysł na gazpacho gotowca prawie 😉
Otóż ja uwielbiam tutejszy sok, zwany 8-vegetable. Jest to gęsty sok na bazie pomidorów, do tego wkręcony seler naciowy, ogórek, papryka, burak, marchewka, pietruszka, cebula, sok szpinakowy i sok z sałaty, sok z rukwi wodnej.
Ja bym do tej podstawy dodała czosnku, przyprawiła dyżurnymi, dodałabym cieniuteńko skrojonego ogórka, kapkę oliwy – i gotowe!
A na boku grzanka czosnkowa z bagietki lub kromuchy chleba jako przegryzka 🙂
Rzucił mi się także w oko taki artykuł, na razie przerobiłam stronę, idę rzucać okiem dalej:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/5,121951,13907317,Najlepsze_ksiazki_kucharskie_roku_2013.html#BoxLSTxt
Prawie jak gazpacho 😉
http://www.opinie.senior.pl/zdjecia/Soki-i-nektary/Vega-Sok-Warzywny-srodziemnomorski-65500-big.jpg
Dla jeszcze nieznudzonych dalsza część mojej podróży po Peru i Boliwii.
Dzień 7
Rankiem płyniemy na Wyspy Uros na jeziorze Titicaca. Wyglądają zadziwiająco schludnie, są zrobione z trzciny totora, korzenie są dość zwarte, wycina się z nich bloki, łączy i na powstałej platformie układa się suchą trzcinę, którą trzeba wymieniać co 6 miesięcy, buduje domy, też z trzciny oczywiście. Witają nas bardzo miłe, ubrane w jaskrawo kolorowe stroje Indianki, opowiadają nam o sobie, zapraszają do swoich chat, przebieramy się, robimy zdjęcia. Potem jeszcze rejs łodziami totora po innych wysepkach, na jednej z nich jest szkoła, na dachach baterie słoneczne, są też małe wieże widokowe i dalej w drogę przez granicę Boliwijską (oddajemy białe papierki, wypełniamy kolejne i też kawałek wkładamy do paszportu) do Copacobany też nad jeziorem. Stary hotel, ale z pięknym widokiem. Zwiedzamy miasto i katedrę ze słynną figurą Matki Boskiej
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880746906943266354
Dzień 8
Płyniemy na Wyspę Słońca, godzinkę mocno się wspinamy, oglądamy nieduże ruiny, piękne widoki na oświetlone słońcem, ośnieżone szczyty Kordyliery Królewskiej, schodzimy śliskimi, kamienistymi ścieżkami, na dole w barze raczymy się piwem. Kolejny autobus, kręta droga prowadząca długi czas na wysokości ponad 4 tys. m, przeprawa ?promem? ? łódką. W oczekiwaniu na autobus z naszymi bagażami, który płynął drugim promem, zajadamy maciupkie, chrupiące rybki z Jez. Titicaca. Dalsza część drogi z drobnymi przygodami, strzela opona autobusu, ale kierowca bardzo sprawnie ją wymienia. Bardzo powoli jedziemy przez przedmieścia La Paz ? El Alto, najpierw zaczyna padać deszcz, potem śnieg i grad. Oficjalną stolicą Boliwii jest Sucre, ale większość najważniejszych urzędów, łącznie z pałacem prezydenckim jest w La Paz, prawie dwumilionowej aglomeracji i dlatego mówimy o najwyżej położonej stolicy 3600 m. Miasto usytuowane jest u podnóża masywu wulkanicznego Illimani (6439), pokrytego wiecznym śniegiem, alarmująco się kurczącym. Z pagórków Monticulo i Mirador Killi Killi rozciągają się piękne widoki na metropolię położoną niżej.
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880760409335806082
Dzień 9
Dziś dzień „odpoczynku”, o 8:30 opuszczamy La Paz i jedziemy do zielonej doliny Yungas, wspinając się na kolejne przełęcze (4670 m) i wjeżdżamy na ?drogę śmierci?, starą drogę do Coroico. Droga robi się wąska, szutrowa, bardzo kręta i autobus ma kłopoty szczególnie przy mijaniu, gdy tuż obok przepaść i nie ma żadnych barierek, czasem chmura ogranicza widoczność, a na dodatek jest to popularna trasa rowerowa. Jedzie z nami dwóch kierowców, bo ten wczorajszy nie ma odpowiedniego doświadczenia. Robi się coraz cieplej i bardziej zielono. W końcu docieramy do ładnie położonego hotelu, z widokiem na dolinę, zadbanym ogrodem i basenem, z którego część uczestników wycieczki skwapliwie skorzystała. Chwila relaksu i wyruszamy oglądać trzy wodospady, trafiamy na poletko koki, robimy tam sobie pamiątkowe zdjęcia. Wracamy już po ciemku, bo słonce zachodzi koło osiemnastej. W mijanej po drodze wiosce przyglądamy się fieście na placu pod kościołem. Odświętnie ubrane panie w ozdobnych kapeluszach tańczą kręcąc obfitymi spódnicami, pół obrotu w prawo, pół obrotu w lewo. Orkiestra gra wciąż ten sam rytmiczny kawałek.
Dzień 10
Wracamy do La Paz nową, lepszą drogą, ale po chwili stajemy, na jezdni osuwisko kamieni, na szczęście dwa spychacze szybko udostępniają wąski przejazd. Naszym celem jest dziś Dolina Księżycowa. Niesamowite formacje skalne i ziemne, wieże, piramidy, grzyby. Wędrujemy w górę i w dół po schodkach i mostkach. Po południu spacer na ulicę czarownic, różne zioła, zestawy do uczczenia Pachamamy, zasuszone płody lam. Wieczorem, kropi deszcz (to dziwne, bo to pora sucha) idziemy na kolację z występem folklorystycznym. Mój stek z lamy był trochę gumiasty, ale sałatki i sery pyszne. Na scenie tancerze w bajecznie kolorowych strojach, wyciągnięta do tańca wracam ledwo żywa (ruch na tej wysokości jest dla osoby nieprzyzwyczajonej dużym wysiłkiem).
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880766872672360306
Dzień 11
Wyjazd o 8 rano z hotelu, po drodze zwiedzamy preinkaskie ruiny Tiwanaku. Potem ponowne przejście granicy Boliwijsko-Peruwiańskiej. Nie ma komu oddać papierków, bo po obu stronach policja i strażnicy graniczni oglądają mecz piłkarski. Nudny przejazd przez Altiplano i koło 15 jesteśmy znów w Puno.
Dzień 12
Wyruszamy o 6:50 autokarem turystycznym do Cuzco. Po drodze zatrzymujemy się w ciekawszych miejscach:
Pukara ? muzeum
La Raya ? przełęcz (4335 m) i obiad
Sicuani ? sklep z wyrobami z wełny alpaki
Raqchi ? ruiny świątyni Wirakoczy
Andahuaylillas ? złoty kościół, bardzo bogaty barok andyjski (zakaz robienia zdjęć)
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880780552777253570
Dzień 13
Dziś zaczynamy wyjątkowo późno, o dziewiątej. Nad Cuzco górują wielkie ruiny Saqsaywaman, wspinamy się, wędrujemy przez kompletnie ciemny tunel macając rękami ściany i uważając na głowy, z radością witamy słońce. Bardzo duży teren robi wrażenie. Wracamy do miasta i zwiedzamy katedrę (trzy kościoły w jednym), kościół Św. Franciszka i kościół San Blas z przepiękną barokową amboną. Zdjęć z samego Cuzco na razie brak, padła mi wtedy bateria w aparacie, może to feralna 13-tka 🙂
Dzień 14
Jedziemy do Pisac. Dziś dzień wspinania się i schodzenia, trening przed Machu Picchu.
Najpierw ruiny inkaskie, potem słynny targ w mieście. Jedziemy dalej, szybki obiad, pół godziny sjesty w autobusie i kolejne mordercze wspinanie się do Ollantaytambo, niedokończonej twierdzy i świątyni.
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880789894335689858
Dzień dobry.
Znowu stara Pyra przy maszynie.
Wszelkie chłodniki muszą poczekać. W tym sezonie zrobiłam chłodnik tylko raz, a dzisiaj będzie zupa jarzynowa z kiełbasą – gorąca i syta – taka pogoda.
A chłodniki można robić prawie z wszystkiego: słone, kwaśne, słodkie, warzywne, owocowe, mleczne, z mięsem albo z grzankami, groszkiem ptysiowym, jajkiem na twardo, orzechami albo prażonymi pestkami, co tam w lodówce i szafkach w danej chwili jest, może posłużyć do przygotowania lekkiego, smacznego posiłku.
Ja też siedzę w lekturach o historii i jutro postaram się podzielić z pt Blogowiskiem ostatnimi moimi zdobyczami w tym zakresie. Nie chcę przynudzać ale kilka zagadnień poruszyło mnie bardzo i teraz trochę tego zwalę na Wasze bari i głowy. A jutro dlatego, że będę miała dla siebie komputer na dłużej, dzisiaj jeszcze doczytam i „domyślę” to i owo.
Dzień 15
Wczesny wyjazd o 6:45. Wiązany przejazd autobus, pociąg, bo część torów została rozmyta przez powódź w 2010 r i dotąd nie są naprawione. Dwie godziny jazdy krętą drogą do Urabamby a potem 1,5 godziny przyjemnej podróży pociągiem wzdłuż koryta rzeki pięknie spienionej w kanionie i docieramy Aguas Calientes. Miasteczko składa się z bazaru oraz hoteli i restauracji, całkowicie nastawione na turystów. Wędrujemy, jemy, pijemy, patrzymy jak malują na złoto Pachacutec?a i tak mija popołudnie.
Dzień 16
Wczesny wyjazd o 7 rano opłacił się, bo ominął nas południowy upał na Machu Picchu, ale tłumy ludzi już były. Autobusy bardzo sprawnie podwożą do wejścia, 400 m w górę, na ostatnim zakręcie zaczęły pojawiać się pierwsze widoki miasta. Piękna pogoda, znów mnóstwo wchodzenia, ale widoki na miasto i otaczające je góry oszałamiające. Obiad i męczący powrót do Cuzco ( 2 godz. pociąg i prawie dwie autobus).
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880935737306242642
Dzień 17
Żegnamy góry, lecimy do Iquitos. Dwa loty, najpierw do Limy, tam obiad z muzyka i tańcami, potem deser nad oceanem w Callao. A potem Iquitos powitało nas wilgotną i gorącą ciemnością. Niestety zamiast do hotelu trafiamy do dość obskurnego hostelu.
Dzień 18
Rano brak prądu, woda tylko zimna, piszemy skargę do organizatora. Podjeżdżamy prawie do portu, musimy jeszcze przejść przez targ: ryby, mięso, łby kajmanów, owoce, warzywa, wszytko to leży na ladach w upale i rojach much. Ładujemy się do łodzi i płyniemy do lodge. A tam kolejne zaskoczenie, domki na palach, brak prądu, lustra, tylko zimna woda, brak zasięgu dla komórek. No w końcu to jest dżungla. Pokoje to klatki z siatki z firaneczkami, słychać każdy głos i ruch sąsiadów. O 18 rozdają lampy naftowe i na 2 godziny włączają generator, całe szczęście, bo miałam rozładowany aparat, wszyscy biegną i do długiego przedłużacza podłączają swoje urządzenia. Po południu płyniemy odwiedzić wioskę Indian Yagua, ubranych w stroje z włókien palmy chambira (przebierają się oczywiście dla turystów), oglądamy tańce, próbujemy strzelać z dmuchawek, kupujemy pamiątki, wracając zwiedzamy Santa Marie, sąsiednią wioskę. Drewniane domy, mają prąd, sklep, szkołę. Przyglądamy się wyciskaniu soku z trzciny, potem go próbujemy, odwiedzamy szamana, który opowiada o swoich dokonaniach i miksturach. Śmiałek, który spróbował szamańskiej mikstury na oczyszczenie, cierpiał następnego dnia na przeczyszczenie. Kolacja i nocna wyprawa łodzią by słuchać odgłosów selwy. Wcześnie idziemy spać.
Dzień 19
Wyruszamy w kaloszach (były na wyposażeniu lodge) na całodzienną wycieczkę łodzią. Mieliśmy po drodze oglądać różowe delfiny, niestety żaden nie chciał nam się pokazać. Dopływamy do lądu, idziemy przez wioskę, witają nas dzieci z małymi kajmankami i żółwiami na rękach, za zdjęcia chcą pieniądze. Przesiadamy się do kolejnej łódki, płyniemy, żeby zobaczyć kawałeczek zachowanej, autentycznej dżungli, bo to, co dotąd oglądaliśmy to była selwa wtórna, w której roślinność jest znacznie uboższa, mniejsza ze względu na wyjałowienie ziemi. Przedzieramy się przez koszmarne błoto, przez krótsze kalosze wlewa się woda, ale pięćsetletnie drzewo puchowe jest rzeczywiście potężne, ma niesamowite rozłożone korzenie i wysokość ok. 60 m. Huśtamy się na lianach i robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. W drodze powrotnej usiłujemy łowić piranie, jedną już wyciągnęłam nad wodę, ale uciekła. Objadają nam mięso z haczyków i wracamy z niczym. Na miejscu w obozie podziwiamy dwie oswojone, bajecznie kolorowe papugi i obserwujemy baraszkujące po drzewie małe czarne małpki.
Dzień 20
O 4 rano budzi nas ulewa, niektórym kapie na głowę. Część osób płynie obejrzeć ochronkę dla zwierząt, są tam małpy, archaiczny żółw, węże, ostronosy, kajmany i leniwiec. Wracamy do Iquitos, znów spacer przez targ, zostawiamy bagaże w hostelu i ryczącymi motorikszami zwiedzamy miasto zatrzymując się w ciekawszych miejscach. Szybki obiad w restauracji Stana Tymińskiego (czarna teczka), w jego trakcie nasza przewodniczka dostaje wiadomość, że samolot ma być godzinę wcześniej. Na lotnisku okazuje się, że nie wcześniej a półtorej godziny później, bo samolot został uwięziony przez błoto. Wsiadamy, po godzinie samolot gdzieś ląduje, coś nam nie pasuje, bo nie wiedzieliśmy o międzylądowaniu, na szczęście udało nam się coś pojąć z gulgoczącego angielskiego pilota, ale dwójka naszych znajomych wysiadła zabierają bagaże. Widzimy ich na płycie lotniska, zaalarmowana przez nas pilotka zdążyła ich zawrócić. Miejscowość nazywała się Terapoto, którą przechrzciliśmy na Wielkie Błoto, bo tam właśnie utknął poprzednio nasz samolot. Koło 23-ciej docieramy do hotelu, ale idziemy jeszcze na zupę i piwo.
Dzień 21
Ostatni dzień w Peru. Spacer nad ocean, przysiadamy w sympatycznej kawiarence nad wodą pijemy kawę i herbatę, podziwiamy widoki i słuchamy szumu oceanu. O 12 wyjazd do Muzeum Złota. Duża ekspozycja, ale eksponaty poukładane trochę bez ładu i składu, mnóstwo maleńkich elementów tuż obok siebie. Potem obiad w Chifie, czyli restauracji chińsko-peruwiańskiej. Koszmarnie długa odprawa na lotnisku, kilkanaście razy trzeba pokazywać paszport, żeby wejść na lotnisko, stojąc w kolejce do odprawy, przy kontroli bagażu i kolejce do niej. Uff. Dwanaście godzin lotu i lądujemy w zimnym i deszczowym Amsterdamie. Parę godzin czekania, dwie godziny lotu i jesteśmy w ciepłej Warszawie.
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/PeruIBoliwia2013?authkey=Gv1sRgCI-Ur63dm5qUvQE#5880944120442938322
Jeżeli kogoś znudziłam to bardzo przepraszam.
Dzien dobry,
Malgosiu,
piekna wycieczka, dziekuje za zdjecia, Ameryke Poludniowa mam w kajeciku, ale poki co poczeka. Chyba po tych wakacjach musialas wziasc tydzien urlopu zeby porzadnie odpoczac.
Ewo,
Budapeszt cudo i Wasz blog tez. Dobrze, ze szefa nie ma, bo wczoraj i dzisiaj kilka godzin u Was spedzilam :).
Nemo,
Do Bretanii czas, a przyznam sie ze tam nie jeszcze nie widzieli. Byla Prowansja i Lazurowe Wybrzeze i Cap Ferret, a Bretanii nie :(.
Na jeziorze Titicaca warto było się trochę zatrzymać i poszukać skarbu Inków.
Z Cervantesem sprawa dziwna, bo wydawało się, że o jego rodzinie dużo było wiadomo. Dziadek – szlachcic i zamożny prawnik, wydaje się nie budzić wątpliwości. Ojciec, cyrulik, dziwi przy takim dziadku. Jednak dziadek porzucił rodzinę i ta żyła w niedostatku, a tata nawet siedział za długi. Jednak chrzest w niespełna 2 tygodnie po urodzeniu nie sugeruje żydowskiego pochodzenia. Nawiasem mówiąc chrzcił Ojciec Serrano, co tutaj dobrze się kojarzy, choć znaczy mniej więcej tyle, co Górski czy Góralski. Autor książki na pewno wgłębił się daleko w szczegóły rodzinne i mógł na jakieś wątpliwości natrafić. Z drugiej strony był pokojowcem księdza Giulio Acquavivy, wkrótce kardynała. W bitwie pod Lepanto, złożony gorączką, stanął do walki, aby „służyć Bogu”. Żywot Cervantesa może starczyć na wiele książek o treści całkiem sensacyjnej.
Małgosiu – nie kokietuj proszę. „Znudziłam”? Jestem Ci bardzo wdzięczna, że wyręczyłaś mnie z łażenia w błocie, spania pod przeciekającym dachem, pocenia się wśród owadów. Ja, siedzą wygodnie i nie wydając ciężkich tysięcy złotych, pooglądam z ciekawością obrazki. Prawda, że tropiki nie ciągnęły mnie nigdy, a owadów boję się wręcz atawistycznie. Podziwiam szczerze ludzi, którzy podróżują w takie okolice dla przyjemności poznawania świata.
A podróż Ewy i Witka do Budapesztu – jak zwykle u nich – opisana z talentem, humorem i dobrze udkumentowana fotografiami. Witek ma ogromną łatwość pisania reportażu z podróży, zawsze sięgam po te reportaże z wielką przyjemnością.
Teraz włożę urtkę, wezmę psa i pójdę do sklepów. Czas pomyśleć o tej zupie mojej.
Dzień dobry,
Małgosiu – przyłączam się do podziękowań za bardzo ciekawy reportaż i zdjęcia. Peru i Boliwia też są w sferze moich marzeń, na razie odłożonych na bok.
Podobnie jak Bretania ze zdjęć Nemo – bliższa zrealizowania w przyszłości 🙂
Ewo – nie strofuj Witka za to, że pisze za długie teksty. Czyta się je z przyjemnością i chce się więcej 🙂
Budapeszt jest jednym z moich ulubionych europejskich miast.
Małgosiu-zazdraszczam 🙂
Dla Pyry-w razie gdyby miały Ją zaatakować gdzieś,jakieś komary :
http://demotywatory.pl/4128256
Stoły są miękkie jak świeży chleb
a chleby na stołach twarde jak drewno.
To wyjaśnia niesamowitą ilość wyłamanych zebów,
które leżą wyplute obok stołów.
Nad tym, dlaczego tak jest,
łamano sobie niejednokrotnie głowy.
Ale takie łamanie głowy wyjaśnia
Te niesamowitą ilość połamanych głów,
leżących między zębami wokół stołów .
Hans Arp(1952);
polski -@byk
Warszawianki-poczta czeka !
Sama
Stare kobiety przed czerwonymi domami
Czerwonymi hortensjami kalekimi drzewami
Przyniosły mi herbatę. Pełne powagi
Odniosły tace i zajęły posterunki obserwacyjne i podsłuchowe
Za upstrzonymi w esyfloresy firankami.
Sarah Kirsch (16 IV 1935 – 5 V 2013)
polski – @byk
„George Robey jako Sancho Pansa i Fiodor Szalapin jako Don Kichote w czasie kręcenia filmu. Z prawej strony widoczna ekipa filmowa, reżyser Georg Wilhelm Pabst oraz operator kamery. 1933”
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/182252/2b6eb04a0835a0fc91b78373e2f2336c/
Małgosiu, choć jeździłem po tych samych szlakach i jadłem te same świnki morskie, to z przyjemnością przeczytałem i obejrzałem Twoją relację. Za parę lat zapewne i Ty z radością obejrzysz sprawozdanie z takiej podróży kolejnego blogowicza uwiedzionego egzotyka Peru.
Masz co wspominać!
Byku,
jego (Hansa Arpa) żona okazała się być znacznej wartości 😉
Dzień dobry Blogu!
listopadowego maja ciąg dalszy, na noc zapowiadają +3 stopnie 🙁
Podróży po Ameryce ciąg dalszy.
Piękne krajobrazy, ścieżki dość mocno przetarte, maszyneria przemysłu turystycznego coraz lepiej naoliwiona, choć jeszcze się trochę zacina 😉
Czy uwzględniono skargę w sprawie zimnej wody?
Ewo,
jak Wam się spodobało kąpielisko Szechenyi? Wykorzystaliście saunę?
Małgosiu, dziękuję za możliwość zwiedzenia tych pięknych miejsc…czy mówiłam już, że odkładam na Maroko? dopóki córka zechce jeszcze ze mną pojechać przed pierwszą poważną pracą (oby), dopóki moi Rodzice się „trzymają”, dopóki mąż może zostać z Damianem, dopóki zdrowie pozwala, dopóki nie mam kredytu hipotecznego bo może trzeba będzie pomóc dziecku….uff, zdążę? 🙂
Trzymam kciuki, żebyś zdążyła Marzeno 🙂
Ewo,
już wiem, doczytałam 🙂
Pamiętajcie o
byku wspaniale to czynisz, milo sie czyta te placki, ale nie przejmuj sie tym zbytnio, bo to jak zwykle, jest tylko moje odczucie a nie znawstwo
Skarga w sprawie zimnej wody ?
Latorośl nie ma ciepłej w swoim lokum(na cywilizowanej w końcu Majorce)już od ponad miesiąca.Mieszkanie dzieli z dwoma Hiszpankami.Myją się albo w zimnej wodzie albo grzeją wodę w czajniku.Często wracają po pracy spocone,bo prowadzą m.in.zajęcia sportowe dla hotelowych turystów.Kilka dni temu kupiono podobno nowy bojler do ich łazienki,ale okazało się,że to nie był właściwy model.
Cóż ktoś się pomylił,a one czekają nadal…Są jednak w dobrych nastrojach. Mówią,że ogólnie jest ok 🙂
Też trzymam kciuki za to, żeby Marzenie się udało. Za chwilę muszę oddać komputer właścicielce, ale jutro, w sobotę i niedzielę ona poprawia matury i ja mam ustrojstwo do 21.00 dla siebie. Wtedy nadrobię pogaduchy na Blogu. Niestety – duża część Towarzystwa wyjedzie na weekend i osób przy stole zostanie niewiele.
no to ja jeszcze tez troche trzy po trzy, na temat peru oraz innych krajow podobnych ” klimatycznie ” –> dlaczego mnie nie pociagaja?
oczywiscie mozna ze mna nie wchodzic w symbioze.
nie gustuje w krajach gdzie dominujaca tradycja jest kosciol, ponad piec wiekow. przodkowie wierzyli, dziadkowie wierzyli, rodzicie, synowie i corki. z przyzwyczajenia. moim zdaniem ci ludzie nie mysla o sensie badz bezsensie tej instytucji. nie zanosi sie by w ameryce poludniowej cokolwiek w przyszlosci sie zmienilo 🙁
byku kiedy tylko znajdziesz rozwiazanie rebusu eierlegendewollmilchsau, podziel sie tym kogelmoglem 😆 interesujaca geneza
Szlaki turystyczne w Peru są rzeczywiście dobrze przetarte, wszystko działało jak w zegarku z wyjątkiem tego małego zgrzytu z hostelem. Nie pokazałam z niego zdjęć, ale bardzo odstawał od reszty naszego zakwaterowania, część osób skarżyła się na brud i karaluchy. Skargę pisał inny uczestnik, którego żona nie mogła tam zasnąć z powodu obrzydzenia.
Poza tym nie było problemów. Dżungla nie była moim marzeniem, chciałam zamiast tego odwiedzić Galapagos, ale to prawie podwoiłoby koszty wycieczki 🙁
Peru żyje z turystów, bilety wstępu dla obcokrajowców są co najmniej dwa razy droższe niż dla tubylców. W każdym zwiedzanym mieście był też z nami lokalny przewodnik, każdy musiał dostać napiwek, na szczęście to załatwiała za nas nasza pilotka.
Faktem jest, że Peru jest krajem ogromnych kontrastów, nie tylko krajobrazowych, ale też materialnych. Slumsy, które wyrosły dookoła Limy powstały dość niedawno, w latach osiemdziesiątych. Zamieszkali tam uciekinierzy z prowincji z powodu nasilającego się terroru Świetlistego Szlaku. Wtedy też domy w Limie zostały ogrodzone, zabezpieczone drutami pod napięciem, tłuczonym szkłem. Boliwia wygląda na bardziej egalitarną, jest tam troszkę porządniej.
Marzeno, mocno trzymam kciuki. Kiedyś musi się w końcu udać.
z ostatniej linijki wiersza sarah kirsch jestem szczegolnie dumny:
„Hinter Schnickschnackschnörkel-Gardinen.”
wcale mnie to nie dziwi byku, aczkolwiek bardziej melodycznie brzmi oryginal 😆
czasami wydaje mi się, ze puszczam nitkę pajęcza nad przepaścią czasu
Alicjo, mozesz jeszcze sprobowac fenomenalny hiszpanski bialy chlodnik ajo blanco (wym. aho blanko) z chleba, zmielonych migdalow, czosnku, oliwy i wkrojonych bialych winogron:
http://www.pieceofcake.pl/Przepisy/Ajo-blanco-czyli-zimna-zupa-migdalowa
Bardzo orzezwiajaca jest to zupa na upaly, rodem z przepieknej Andaluzji.
Najlepiej na ajo blanko nadaja sie hiszoanskie migdaly Marcona – bardzo inne w smaku od podluznych, jakie znamy. Marcony sa okragle i bardzo delikatne.
Co prawda gdy ostatni raz robilem ajo blanco nie mialem poo lapa marcony i uzylem zwyklych zmielonych na drobno w food-processorze, ale bylo bardzo dobre.
Sok wielowarzywny nie bardzo chyba nadaje sie na gazpaczo, gdyz urok tego chlodnika polega wlasnie na smaku swiezo zmielonych, pelnych slonca i pachnacych pomidorow. Ale na chybcika mozna pewnie uzyc i soku.
@nemo:
dziekuję! zawsze się cieszę jak cos w futerale zabrzęczy,
idę na kawę 😉
wlasnie slucham wywiad z mangerem sap(taka, dobrze prosperujaca, firma niemiecka),
a on mowi, ze chetnie zatrudniaja…autystow; i to niezaleznie od funkcji…
wiem, to tylko malutki kroczek do przodu, ale zawsze
Byku,
dorzucę Ci jeszcze kompozytora, bo nieźle tłumaczysz 😉
Chociaż mnie by bardziej podeszło (mniej chrząszczące)
„za zdobną w esyfloresy firanką”
melodycznie chyba lepiej, a nie ma potrzeby dosłownego tłumaczenia liczby mnogiej (Gardinen)
A co powiesz na wysokomleczną kuroświnię wełnistą? 😀
Witajcie,
Ośmielona, dorzucam kolejny punkt wycieczki: Szentendre i skansen.
http://www.eryniawtrasie.eu/8746
MEDALION
Moja matka jest tak zabiegana że o żadnej przeprowadzce
Nie jest w stanie myśleć nawet o tej na Zachód
Chociaż jest dostatecznie stara, ma za dużo drzew
Modrzewie i brzozy rózne sosny przed laty
Przyniesione z lasu i musi sie o nie troszczyć
Każdej zimy piwnica pełna jest dziwnych bulw
O nich musi myśleć, każdą o własciwej godzinie
Gdy już wreszcie po zimnych swietych zasadzać
I zdziczałe koty przychodza punktualnie co do minuty
Mruczą zostają nakarmione prychają wzmocnione
I ruszają na swoj szlak nie dając się pogłaskać
Stada wron i gołębie ląduja przy oknie
Przed laty jeszcze filigranowe ptaszki
dobre traktowanie, jabłka w papilotach
Niebo i ziemia, odmieniły je gruntownie
Także ludzie domagają się swoich praw, panna
o latających ramionach i skocznych stopach, ach
Takiej buszującej wręcz choroby jak ona ma
Nawlec nitkę, wieczorem zanosi moja matka
Naszej ciotce o pomieszanych zmysłach jedzenie ponieważ tamtejszą kuchnię opanowały upiory zupełnie obcy ludzie
Gotują swoja zupkę i obijają sie po kątach moja matka
Nie zna Syzyfa a końca pracy nie widać
Tylko jedno przedsięwzięcie jest w stanie doprowadzic do rezygnacji może
Ekspedycja dmuchawcy dookoła globu ziemskiego
Pensja dla chmurokukułków albo jedna
Zapomniana przez boga latarnia morska gdzie wyrzuconym na brzeg ptakom
oczyszcza pióra z ropy,ze skrzydłami
Znowu zaznajamia.
Sarah Kirsch(1982) i.t.d.
Kocie,
skrupulatnie zapisano! Na chybcika ten sok się nadaje, na prawdziwe – pomidory z własnej grządki, które zaniedługo…
Na razie przeczytałam zapiski i obejrzałam zdjęcia MałgosiW, znudziła mnie potwornie! Gdyby wrzuciła 2 razy tyle, nie znudziłabym się, a tak – nuuuuudy!
Z przyjemnością odnotowałam miejsca, gdzie nasze drogi się skrzyżowały, choć nie w tym samym czasie.
I nagle się zorientowałam, że przecież w Limie i okolicach byłam tydzień, zdjęć tyle co nic zamieściłam, a przecież na koniec Ricardo poświęcił nam dwa dni, żeby wszystko ważne pokazać. Zara powolutku wrzucę.
Teraz lecę do Ewy.
No właśnie Alicjo, gdzie ta Twoja Lima??? Ja tam tylko dwa razy po parę godzin byłam 🙁
erynia w trasie? harpia na spacerze? bachantka na szlaku?
toz strach taki sznreczek poskubac znajac homera, @ewa 😉
Harpia na spacerze – piękne 🙂
Cóż, niektórzy lubią ryzyko, @byk 😉
@nemo:
pochwalilem ciebie i wcielo…
krotko: bardzo dobrze, ale plural jest mi blizszy rzeczywistosci, ktora odrobine znam;
wysokomleczna kuroświnia wełnista – zaraz notuje…
Koleżanki podróżniczki, dzięki Wam podróżuję wyobraźnią, wspaniałe są Wasze zdjęcia i komentarze, godne najlepszych przewodników 🙂
Małgosiu, dzielnie zniosłaś trudy podróży a ja dochodzę do wniosku, że chyba nie podołałabym takiemu programowi więc podziwiam Was tym bardziej.
PIERNIK
przyjaciółka
piecze piernik
pachnie matką
smakuje dzieciństwem
które jeszcze we mnie kwitnie
pszczoły piją sok kwiatów
umarła matka
kołysze moje łóżko
i śpiewa strare dziecięce piosenki
plaster piernika
przeistacza świat
Rose Ausländer(1901- 1988) i.t.d.
Alino, podołałabyś z pewnością, całe towarzystwo było 50+, a jedna pani z kulami po wymianie stawów biodrowych. Podziwiałam ją na tych wszystkich schodkach i ścieżkach.
Zara będzie Lima, Małgosiu, muszę wgrać i podpisać, na razie przypominam targ kolorowy 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/LimaMarzec2013Targ
P.s. Powyżej w sznureczku widok na Limę znad oceanu, takie obrazki.
Ewo – wirtualnie to nie to samo 🙂 (mam na myśli skansen)
W Godollo byłam, ducha Sisi nie spotkałam 🙂
Jolinek podróżuje, a tu mam wiadomość dla niej 🙂 :
„23.05.1926 r.- Halina Konopacka ustanowiła w Warszawie pierwszy polski lekkoatletyczny rekord świata, uzyskując w rzucie dyskiem 34,15 m.”
A GDYBY TAK BARSZCZ?
Siedem musisz wziąć obranych
Buraków ślicznych mój kochany.
Potem kapustę pokrój drobno,
Cebuli,octu, soli dodaj szczodro.
Gotuj powoli siedem tygodni
Wraz z baraniną (bo przepis wschodni).
Teraz wrzuć kawior, wlej wódki szklankę
Wraz z cynamonem i tymiankiem.
A potem wyrzuć ten wysiłek
I idź do knajpy na posiłek.
Mascha Kaleko(1907 -75)i.t.d.
Asia
23 maja o godz. 19:56
hurra! tak trzymac! 😉
139 lat temu urodził się Antoni Fertner. Może pamiętacie go z przedwojennych filmów 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/150898/a8722272dc3b92aa20a828af341e7812/
Byku 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=SLmv42LpyZo
Jasne, że zazdroszczę tej włóczęgi. Tylko zupełnie serio wabią mnie inne okolice: Samarkanda i inne wielkie oazy Azji Środkowej, Kaukaz, Ceylon, arabska Afryka, USA i Kanada, Magadaskar. A w Europie szlaki Ewy i Witka, Asi, jeszcze Szkocja i Amur. Żadnego życia na to nie wystarczy. Ale to nic – podróżuję z Wami. Świat jest tak różnorodny i piękny; starczy tej urody dla każdego na różnych kierunkach.
I proszę się nie śmiać z mojej fobii stawonogowej. Ja nawet pszczły i motyle wolę oglądać z daleka. Poza tym raczej tchórzem nie jestem (dopóki nie spotkam pająka) – żaby, myszy, inne takie – mogą być.
@asiu:
„ty nogo wieprzowa w galarecie…”
„zrazy bite, kopane i o sciane rzucane…”
zaraz notuje i donosze gdzie trzeba.
Witam, Wojciech Korfanty znam, Asiu a Ty?
Ptaki śpiewają i mają gdzieś kto wygra.
http://lsh.streamhunter.eu/static/popups/152252980344940.html
Oprandi wygrała.
Yurku – wiem kim był Korfanty. A dlaczego pytasz?
Zbigniew, syn Wojciecha: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/14690/9b582bae3e228e92a9dcd80a5d5da052/
Wojciech: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/25445/9b582bae3e228e92a9dcd80a5d5da052/
Wojciech Korfanty był bohaterem w moim domu rodzinnym. Dla mojego Ojca nie było większego patryjoty. Tak, jak w b.Galicji i Kongresówce czczono Marszałka, tak dla Ślązaków i Wielkopolan liczyli się : Korfanty, Taczak, Dowbór-Muśnicki.
Piękne wyprawy, świetne zdjęcia i reportaże. Dołączam do wszystkich tu podziękowań za sprawioną nam radość towarzyszenia Podróżniczkom 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Lima2013
a kiedy tego marszalka u ciebie czczono @pyra m,
pozwole sie zapytac?…
O kim jeszcze nie mogę zapomnieć? Jej szynki, jej wdzięku?
Podobno babcia sąsiadki Cervantesa świetnie gotuje.
Drogi Cervantesie – Nie pytam Cię o metrykę urodzenia. To nieistotne. Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam.
wiadomosci sportowe/liga regionalna:
pawlowicz – grodzka
do przerwy zero jeden
Asiu z ciekawości.
@byk daj linka obejrzę po przerwie.
lajares
23 maja o godz. 14:29
wez ogonek w troki i rusz tez sam czerepem, bo nie jest tak pusty, chociaz czasami dudni;a moze nie lubisz sucharow? 😉
prowadzi – @nemo