Prawdziwy szkocki apetyt
Nie ma lepszej lektury wprawiającej mnie w doskonały humor niż „Klub Picwicka”. Karol Dickens ma cudowne poczucie humoru a także jasno widać, że zna się na tym o czym pisze. Myślę, że wielu smakoszy z rozkoszą by zasiadło z nim do stołu. Ja także. Ale ponieważ jest już za późno a do spotkania po tamtej stronie jeszcze mi nie spieszno, to ograniczam się do częstego sięgania na półkę z ulubionymi książkami.
Ostatnio pisałem o moich niedzielnych śniadaniach. Ale gdzież mi tam do posiłków bohaterów Dickensa. Poczytajcie proszę sami:
„Wielkie podróże mego wuja przypadły na czas opadania liści: wtedy odbierał należności i przyjmował nowe zamówienia na północy; jeździł z Londynu do Edynburga, z Edynburga do Glasgow, z Glasgow do Edynburga i z powrotem do Londynu. Chcę przez to powiedzieć, że do Edynburga wracał dla własnej przyjemności. Jeździł tam na tydzień, żeby odwiedzić starych przyjaciół. Jadł pierwsze śniadanie z jednym, lunch z drugim, obiad z trzecim, kolację z czwartym i tak mu schodził tydzień jak z bicza trząsł! Nie wiem, panowie, czy braliście kiedy udział w prawdziwym, treściwym śniadaniu szkockim, by potem zajść na kilka tuzinów ostryg i kilka kufelków piwa, z paroma kieliszkami wódki na deser. Jeżeli tak – to mi przyznacie, że trzeba nie lada głowy, by potem mieć jeszcze siły na obiad i kolację!
Ale jak was kocham, wszystko to było niczym dla mego wuja! Taki był zaprawiony, że dla niego była to zabawka dziecinna! Opowiadał mi sam, że mógł codziennie spotykać się ze Szkotami i o własnych siłach wracać do domu! A jednak Szkoci mają najmocniejsze głowy i najmocniejsze poncze, jakie można spotkać, panowie, między dwoma biegunami! Słyszałem, że jeden drab z Glasgow pił z drabem z Dundee przez piętnaście godzin. Obaj upili się w tym samym momencie, co stwierdzono dokładnie, ale żaden z nich nie miał o to pretensji!
Pewnego wieczora, coś na dwadzieścia cztery godziny przed terminem odjazdu do Londynu, wuj odwiedził dom swego starego przyjaciela, wójta Mac… i jeszcze jakieś cztery sylaby, mieszkającego w Edynburgu. Oprócz wójta była jego żona i wójtowe trzy córki, i wójtowy dorosły syn, i trzech tęgich barczystych Szkotów, których wójt zaprosił na ucztę, by pomagali rozweselać mego wuja. Kolacja była wspaniała. Wędzony łosoś, fiński łupacz, głowa barania i haggis – znana szkocka potrawa, panowie! Wuj mawiał o tej potrawie, że jest dla żołądka Kupidyna! I jeszcze wiele innych smacznych rzeczy, zapomniałem nazw, ale wiem, że były smaczne! Panny były przyjemne i ładne, gospodyni jedna z najmilszych istot na świecie. Wuj mój był w doskonałym humorze!”
Kuferek pełen ostryg Fot. P. Adamczewski
Wcale nie dziwię się wujowi opowiadającego tę przepyszną historię. Mam nadzieję, że coś podobnego też przeżyję dziś wieczorem (myślę o upływającej właśnie sobocie). Wprawdzie nie znam menu, ale które szykuje nam przyjaciółka Basi jeszcze z czasów szkolnych, ale jadam u niej na tyle często, że mogę spodziewać się rarytasów. Winiarka zaś w tym domu zapełniona jest doskonałymi butelkami z najlepszych winnic. A ja – tym razem – zamiast kwiatków niosę ze sobą skrzynkę świeżych ostryg.
Oj, niech już ten wieczór nadejdzie szybciej.
Komentarze
Z Londynu do Edynburga, przez Highlands (i Isle of Skye), zahaczając o Ben Nevis, ku Glasgow, Edynburgowi i Londynowi – to już 17.5 roku temu*…
Łososie na zimno i gorąco oraz inne ryby – to piątkowy wieczór i niedzielny poranek…
A sobota — spacerek na Królową Niepogód!!! — Zaskakująco łagodnie i fotogenicznie się (p)okazała jak na porę roku oraz swoją diablą-Diablakową reputację!
Nie wiem, czy apetyt po dniu w ruchu na śniegu, mrozie, wichrze i w stanie euforii jest szkocki, szkocki plus albo też szkocki do sześcianu… z pewnością jest spory… po-babiogórski, po prostu 😎
Zapraszam Zainteresowanych na wirtualną przebieżkę; Wszystkich pozdrawiam serdecznie i (przed)wiosennie!
😀 😀 😀
______
*pogrzeb Księżnej Diany obejrzeliśmy po powrocie do Inverness z całodniowego objazdu rowerowego Loch Ness
😳 15.5 roku temu… 😉
Mieszkając w Szkocji też bym pewnie jadał ciężkie potrawy zakrapiane ciężkimi trunkami. Pogada sprzyja takiej kuchni. Ale chłód i wilgoć są wynagradzane widokami rzadkiej piękności. A od czasu do czasu świeci słońce, nawet do 2 dni w tygodniu pełnego słońca i czasem po parę godzin dodatkowo w dzień deszczowy. Trochę wzbiera tęsknota za Szkocją.
A Capello, Hebrydy to to, co tygrysy lubią najbardziej. Małe skupiska ludności i duże pustkowia zarośnięte górami i zamczyskami względnie ruinami. Po drodze wioski malownicze. Do tego promy i nieodzowne deszczyki potrafiące przy pomocy wiatru wedrzeć się w najlepiej chronione zakątki ciała. Wędrując w deszczu i mroźnej wichurze granią Karkonoszy od razu przypominają się szkockie wyspy.
Na północ od Hybryd Autowych (kiedyś Zewnętrznych, ale teraz nie jest politycznie poprawnie używać tradycyjnych nazw polskich) mamy jeszcze rajskie wyspy zwane Szetlandami,. a na nich rozkosze dla miłośników ptactwa wszelakiego.
dzień dobry …
coraz częściej zamiast kwiatka zanosi się jakieś dobro .. a to wino .. a to wyśmienite czekoladki .. a to własnoręcznie przygotowane jedzenie .. skrzynka ostryg też pewnie mile widziana ..
wiosna przez 3 dni a potem znowu mrozy … 🙁
Mam ogromny sentyment do Szkotów, chociaż żadnego osobiście nie znam i do Szkocji też, chociaż tam nie byłam. To wszystko wpływ lektur, mitów, ballad i opowieści. Tylko głowa barania i kobzy jakoś nie budzą mojego entuzjazmu
Przychodzenie z winem stało się nową świecką tradycją. Ale skrzynka ostryg zapewne sprawi większą radość. Trawiony od wczoraj dolegliwością wątroby jakoś szkockiego apetytu nie mam aktualnie.
Wspomnienie szkockich wysp przeniosło me myśli w stronę brata mego przebywającego od tygodnia w akademickim mieście Volda w Norwegii. Mniej więcej po środku wybrzeża ograniczonego przez Bergen i Trondheim. Miasto liczące kilka tysięcy stałych mieszkańców. Cała gmina liczy około 8 tysięcy. Do tego ponad 3 tysiące studentów. Klimat zbliżony do szkockiego. Ale jest tam piękny miesiąc – maj – gdy deszcz pada tylko co drugi dzień przy założeniu, że pada pierwszego. Uniwersytet i szpital powiatowy sprawiają, że usługi publiczne są podstawą gospodarki tej naprawdę uroczej gminy:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Volda.jpg
Stanisławie, miałam wówczas Outer Hebrydes na radarze, ale Kompan przekonał mnie (i słusznie) do wykorzystania tych bodaj dziewięciu dni jakie mieliśmy do dyspozycji na górskie hiciory mainlandu + perełeczkę Isle of Skye. Głównie oczywiście pod kątem „kwalifikowanego” wędrowania. Z deszczowych wrażeń pamiętam przejście (na tejże Isle of Skye) ze Sligachan do Glenbrittle czyli na wskroś Cullinsów: mgła, leje a my (jeszcze wówczas) bez dobrej mapy, tylko ze schematem Munros i rycinami z niezłej planszy w Sligachan. Jednak już po południu tego dnia mieliśmy przecudne widoki podczas wędrówki spektakularnym klifem, podobnie dzień później w czasie całodziennej wyprawy pod Inaccessible Pinnacle, niewiele gorzej na Ben Nevis, doskonale w oklicach Glen Coe, Loch Ness; w Edynburgu zimno i słonecznie, etc., etc. — ot wyspa, nie podoba ci się pogoda – poczekaj pięć minut… 😀
ilekroc czytam o specjalach kulinarnych ( w tym przypadku haggis –> nerki + pluca + watroba +++ ) moje wnetrznosci wykrecaja sie na lewa strone wydajac przerazliwe dzwieki w przeroznych tonacjach.
zgadza sie, na takiej owieczce niewiele jest miesa. mimo wszystko nie jest to zaden argument przemawiajacy do mnie by wszystko zjadac. nie jest to nic z mojej bajki.
ostatnimi czasy sprawialem duze ilosci ryb. przy tym zajeciu towarzyszyly mi i psy i koty. uczte mialy zwierzaki przeogromna. widac bylo z jak z wielkim apetytem zajadaly. oblizywaly sie po rybich wnetrznosciach. nie mialbym sumienia pozostawic psa czy kota na diecie, tym bardziej ze owe zwierzaki do przepasionych tluscioli nie nalezaly.
…aż rozłożyłam obecnie posiadane mapy gór Szkocji (stół wygląda lepiej, niż ten sztabowy w Pszczynie (cesarz, I wojna ;))
Lajaresie, ja także nie próbowałam i nie zamierzam kosztować haggis… tak jakoś… 🙂
Haggis jadłam, mam nawet kuleczkę tego specjału w lodówce, czekającą na rodzinny obiad.
Takie deszczowo słoneczne wędrówki pamięta się długo. Dudy zwane u nas kobzami tez mają wielki urok. Duży zespół dudziarzy w odpowiednich strojach robi wrażenie jeszcze zanim zagra. Gdy zagra, serce rośnie. A gdy jeszcze do tego zatańczą prawdziwe highlandery, tego się też nie zapomni. Dodatkowym walorem jest autentyzm. To nie jest skansen tylko żywa tradycja. Ale to trzeba oglądać na żywo na ulicach miast, robione dla siebie, nie dla turystów.
Higgis to osobna sprawa. Przecież nie ważne, że to żołądek. Ważne, co w środku i w jaki sposób przyrządzany. Trochę jak z naszą kaszanką. Może być obrzydliwa i może być rarytasem. Dobry haggis bywa podawany jako dodatek do potrawy – mały kawałek z daniem głównym. Z brytyjską kuchnią tak bywa częściej. Plumpudding bywa byle jaki i bywa doskonały.
Haggis oczywiście. Pewnie z profesorem Higginsem pomieszałem, a to całkiem inna część Wysp Brytyjskich.
Fair fa’ your honest, sonsie face,
Great chieftain o’ the puddin’-race!
Aboon them a’ ye tak yer place,
Painch, tripe, or thairm:
Weel are ye wordy o’ a grace
As lang’s my airm.
The groaning trencher there ye fill,
Your hurdies like a distant hill,
Your pin wad help to mend a mill
In time o need,
While thro your pores the dews distil
Like amber bead.
His knife see rustic Labour dicht,
An cut you up wi ready slicht,
Trenching your gushing entrails bricht,
Like onie ditch;
And then, Oh what a glorious sicht,
Warm-reekin, rich!
Then, horn for horn, they stretch an strive:
Deil tak the hindmaist, on they drive,
Till a’ their weel-swall’d kytes belyve
Are bent like drums;
Then auld Guidman, maist like to rive,
‚Bethankit’ hums.
Is there that ower his French ragout,
Or olio that wad staw a sow,
Or fricassee wad mak her spew
Wi perfect scunner,
Looks down wi’ sneering, scornfu view
On sic a dinner?
Poor devil! see him ower his trash,
As feckless as a wither’d rash,
His spindle shank a guid whip-lash,
His nieve a nit:
Thro bloody flood or field to dash,
Oh how unfit!
But mark the Rustic, haggis-fed,
The trembling earth resounds his tread,
Clap in his wallie nieve a blade,
He’ll make it whissle;
An legs an arms, an heads will sned,
Like taps o thrissle.
Ye Pow’rs, wha mak mankind your care,
And dish them out their bill o fare,
Auld Scotland wants nae skinking ware
That jaups in luggies:
But, if Ye wish her gratefu prayer,
Gie her a Haggis!
Ha,ha 🙂 A dzisiaj w bibliotece,którą mam na trasie moich codziennych wędrówek pojawił się afisz informujący o spotkaniu z Olgą Morawską, autorką książki „Wakacje w Szkocji „:
http://selkar.pl/wakacje-w-szkocji?aff=dapolga
zespół dudziarzy jest pewnie tak autentyczny jak nasze zespoły góralskie … wszystko się komercjalizuje …
No proszę, Pyra plecie bez sensu! Przecież znam jednego Szkota – córka sąsiadów w czasie studiów doktoranckich go poznała i wydała się za niego. Tu ciekawostki – Matt jest „leśnym strażnikiem jez.Loch Ness” – doktor archeolog (Asia też) – czy wiecie, że wszystkie terenowe zabytki archeologii – od prehistorycznych po XIX-wieczne, są pod kuratelą straży leśnej? Serio – podlegają pod leśnictwo. Asia nie ma etatowej pracy – otwarła firemkę edukacyjną, odwiedza przedszkola i szkoły z pogadankami.
Stanisławie , dudy i kobza to zupełnie dwa różne instrumenty .
@lajares – przestrzegam przed karmieniem Kotow surowymi rybami, zwlaszcza wnetrznosciami. Nie jest to dla Kota zdrowe jedzenie, gdyz Koci Organizm sklonny jest przyswajac witamine A ( i jeszxze jakixhs skladnikow wystepujacych w suriwych rybach) w zbyt duzych ilosciaich, co konczy sie silna nadwrazliwoscia skory i szorstkowscia futra. Koty odzywiajace sie w portach rybackixh cierpia z powodu tej nadwarzliwosci, luszczeniasie i swedzenia naskorka. Zazwyczaj nie pozwalaja sie dotykac, gdyz sprawia im to bol.
Oczywosxcie raz na jakis dluzszy czas surowe ryby (krewetki etc) nie powinny stanowic wiekszego prepblemu. Byle nie robic tego stale. 👿
Oczywiście, że dudy i kobza to zupełnie inne instrumenty, ale u nas przyjęło nazywać się szkockie dudy kobzą. Czy dudziarze szkoccy sa równie autentyczni jak nasze zespoły góralskie. Odpowiem, że tak. Mamy zespoły góralskie dla ceprów, które odwalają chałturę. Ale mamy autentyczne góralskie muzykowanie po domach i kościołach. Kto był w Boże Ciało np. w Ludźmierzu, mógł słyszeć, jak pięknie górale grają i śpiewają, a to dzięki temu domowemu muzykowaniu, które jeszcze do końca nie umarło. Tylko jak długo jeszcze będzie żyło, nie wiem. Coraz rzadziej na Podhalu słyszy się góralska mowę, która nie korzysta z podtrzymywania państwowego, jak kaszubska. Ale jeszcze jest.
Dudziarze szkoccy są elementem każdego święta cywilnego i wojskowego. Nie wiem, czy jest w Szkocji szkoła, w której nie byłoby zespołu pipersów. Dudziarze grali i grają zarówno w wioskach jak i na dworach czy w zamkach. To muzyka narodowa ale nie folklor.
Dzień dobry,
http://www.ebay.co.uk/itm/Adams-DICKENS-10-1-2-DINNER-PLATE-Mr-Pickwick-addresses-Club-Laurel-Rim-/150883610804
Dzien dobry,
Ostatniej nocy Burnsa (Burns night) spedzonej tradycyjnie ze szkockimi przyjaciolmi do konca zycia nie zapomne :)!
Jolly
W ubieglym roku ogladalam jakis festiwal gry na kobzie. To byl fantastyczny spektakle ! To chyba bylo kolo Nowego Roku. Tym razem przegapilam. Moze znasz date kiedy odbywa sie ten festiwal. Byly grupy z roznych krajow. U nas graja na kobzie bretonskiej – biniou –
Burns night albo Burns supper. Nie całkiem to samo, ale zwykle tak. Upamiętnienie Burnsa, możliwe w każdym miejscu kalendarza. Pierwsze miało miejsce w rocznicę śmierci, 21 lipca, teraz urządza się najczęściej w okolicach urodzin, czyli pod koniec stycznia. Żaden z naszych poetów nie jest czczony w podobny sposób. Może głoszona przez niego radość życia decyduje.
Nie chwaląc się – połowa Wielkopolski gra na dudach, a nawet jest szkoła muzyczna o tej specjalności. Właściwie to też są dwa instrumenty – dudy i kozioł wielkopolski.
Obiad dzisiaj zwariowany co nie co : rumpa na golonce z tym, że w garnku wylądują brokuły, kalafior, marchewka i dwie ostatnie porcje szparagów „zupowych”. Trzeba będzie dołożyć jakiegoś ziemniaka, żeby zagęścić. Na deser świeże truskawki ze śmietan. Ja wiem, że one nie smakują jak truskawki, ale tak bardzo już tęsknimy za letnimi urokami. Mam pół pojemniczka śmietany – ubiję, truskawki ułożę dookoła, a cukier dam w cukierniczce. Nie chcę ich kroić. Wcale mnie to majątku nie kosztowało ok 5 zł za 25 dkg i jest ich dosyć sporo (jak na deser dla dwóch puszystych)
Elap,
Na kobzie probowal grac (mieniac sie mistrzem w tej dziedzinie) Rab, dodatkowo w pelnym stroju szkockim. Trudno mi powiedziec czy to faktycznie wirtuoz instrumentu, na szczescie whisky lagodzi doznania ;).
.
na nic Kocie twoje przestrogi. zwierzaki zyjace na wolnosci same decyduja co, jak, kiedy, i w jakiej ilosci. doskonale funkcjonuja bez ludzkiej madrosci i naukowych uwarunkowan poszczegolnych skladnikow.
prawda ze slinka leci i na cos takiego? https://picasaweb.google.com/118399121099696213754/SAL022013#5851810316751036626
i po czyms takim, dalby poglaskac sie nie jeden kot 😆
ja raczej nie z tych co koty glaszcza 😆 i czy lysieja badz siwieja to jest ichni problem
O, jaka nieladna wypowiedz, lajares…
Nie sadze abym Cie jeszcze kiedys zaczepil, nie warto . 👿
Dzień dobry Blogu!
Dzisiaj…
Jest wtorkowe popołudnie, słoneczne i wietrzne.
Gospodarz niecierpliwie oczekuje minionego sobotniego wieczoru, a ja się zastanawiam nad interwencją w bójkę mojego kota.
Dzielny neapolitańczyk walczy z jakimś czarno-białym intruzem, który chyba ostatnio zakrada się na nasz balkon, bo na szybach widać i czuć silnie aromatyczne ślady, a nasz dzielny obrońca terytorium zrobił się niespokojny jakiś i spędza całe noce na dworze mimo mrozu.
Teraz stoją naprzeciw siebie, wydają pogróżki i co chwilę lecą kłaki futra 🙄 Tamten wygląda na większego i młodszego, ale nasz przegonił go już do ogrodu sąsiada… Nie chcę go deprymować moim wsparciem, mam jednak ochotę porzucać śnieżkami 🙄
Mam to samo ze srokami na dachu garazu….
Sa bardzo bezczelne i lubia polaczyc sie w gangi.
Jestem wdzieczny kiedy wychodzi Stara i wzywa mnie z dachu do jakiejs pilnej roboty. …
Ha, mój kot macha tylko ogonem na to moje wołanie 🙄 Nie chce wrogowi pokazać tyłów 😉
Widzę, że właśnie wrócił z dumnie podniesionym ogonem i zajął stanowisko obserwacyjne.
Szkot, Szkot, pani matko, Szkot
I moi ulubieni ściśle tajni górale z Bazylei. Już parę razy zachwycili turystów w Edynburgu 🙂
Oglądając takie popisy (ma je większość armii) zawsze się zastanawiam, czy to jeszcze musztra paradna, czy już balet zinstrumentalizowany. W każdym bądź razie takie przygotowanie pokazu to setki, a może i tysiące godzin prób.
Pyro,
a najlepsze jest to, że ta (już światowej sławy) helwecka grupa z Bazylei nie ma nic wspólnego z armią, za to wiele z bazylejskim karnawałem. Złożona jest z lekarzy, bankowców, rzemieślników, studentów, urzędników, jak i pozostałe grupy czynnych bazylejskich karnawałowców w liczbie ponad 20 000 ludzi. Szwajcarska tradycja przygrywania na bębnie i piszczałkach żołnierzom ciągnącym w bój przerodziła się w muzykowanie karnawałowe i dla przyjemności. A jak już coś robić, to porządnie 😉
Szkoci mają więcej do czynienia z armią. Bywa, że przygrywają swoim w Afganistanie, i na pogrzebach w Wielkiej Brytanii, ale i na królewskich paradach i capstrzykach.
Piekni ci tajni bazyjeczycy.
Wróciłem na moment rozpatrzeć się w sytuacji. Widzę, że nadal nie wszystko jasne, więc przypominam za Pawłem Dziemskim, że dudy to na oko skrzyżowanie osła z parowozem, a kobza to rodzaj lutni. W Wielkopolsce swoiste dudy przyjmują imię kozła (za Pyrą), na Podhalu kozy. Ponoć w okresie Młodej Polski ktoś tę podhalańską kozę z kobzą pomieszał i tak zostało.
Taki dowcip opowiadał Alosza Awdiejew: Opowiada Szkot, że Kraków piękny, ale ludzie tam dziwni. Spokoju mu nie dawali. Całą noc walili w drzwi i ściany. „Tak walili, że własnej kobzy nie słyszałem” 🙂
„Własnych dud nie słyszałem byłoby znacznie gorzej chyba.
Traktując kozy i kozły tak szczegółowo wspomnę, że prawdziwe szkockie dudy nazywają się Great Highland Bagpipe i tylko one mają zastosowanie w całej armii brytyjskiej, nie tylko w regimentach szkockich. Również GHB jest niezbędnym instrumentem pozwalającym na wniesienie głównego dania czyli Haggisa w czasie Burns Supper.
Wczoraj po dłuuugim spacerze w Muzeum i ogrodach Ringling, higgisa nie było. Była wątróbka z kumkwatem, orzechami cashew i sosem winno-śmietanowym. potem zmiana lokalu i u przyjaciół znakomity tatar! Wszystko w obecności miejscowego browaru „Longboat” oraz win kalifornijskich.
Yurek ratuj. Komputery nie czytają karty SD z aparatu fot. Na dolnym pasku brak ikonki USB out.
Witam, @cichal ?http://www.ringling.org/Visit2.aspx?id=118&ekmensel=c580fa7b_62_0_118_6
http://www.ringling.org/Visit2.aspx?id=118&ekmensel=c580fa7b_62_0_118_6
Witajta blogowicze!
Siedzę wreszcie w odpowiednim miejscu, Pearson International Airport, Toronto. I mam prawie 3 godziny do zabicia, przydałoby się zjeść jakieś śniadanie w południe i może wypić lampkę czegoś czerwonego w ramach lekkiego znieczulania. Słońce, ale zimno.
Haggis mi smakowało w Greenock (Morgans restaurant). Przykrywało kordełką smakowity sznycelek, a porcja była nie do przejedzenia (skąpstwo Szkotów 🙄 )
I bardzo sympatyczny pan taksówkarz obwiózł nas po wszystkich ważnych miejscach Greenock i opowiadał historię miasta. Zdecydowanie lubię Szkotów.
Wybieram się do słonecznej Toskanii, kto ze mną?
yurek-ja!!!
Jadę !!!
Do Toskanii mogę stale i nieustannie.
W parę innych miejsc zresztą też 😀
Alicja liczy ławki w poczekalni (Matko pańska – dlaczego 3 godziny wcześniej? To co to jest za szybkie podróżowanie?
Nisia pewnie siedzi nad nową książką i nie ma głowy do niczego innego, a Pepegora rodzina chyba zagnała do roli dziadka pełnoetatowego.
Pro domo sua – w dzisiejszym „Na Temat” p. Łukomska – Pyżalska podaje subiektywny opis knajp wartych odwiedzin w3 Poznaniu – różnych – od pizzerii po bar sushi, bary kanapkowe i restauracje z błyskiem, a ponadto ośrodki spa i sportowo – rekreacyjne. Jeżeli ktoś z Was wybi9era się do Pyrlandii i potrzebne mu adresy ze średnio górnej półki, to proszę zajrzeć do spisu p. Prezes.
Danuśka jedziemy.
http://www.youtube.com/watch?v=XrGmXCHhC84
yurek-lubię ten film i książkę zresztą też 🙂
Yurku – kocham książkę, czytałam chyba 4 razy i wynotowałam niektóre przepisy, ale jakoś się w mojej rodzinie nie zadomowiły. Lepiej z kuchnią włoską, kuchnia Georgii in Luizjany jakoś nam nie „pasi” jak mówią dzieci.
Lowland Bagpipesbo Szkot Nizinny to nadal Szkot. Dźwięki tego instrumentu są szkodliwe dla Szkotów Wyżynnych, ale nie dla kotów 🙂
W „Studio opinii” wstrząsający tekst Jadwigi Makowskiej „Nie do 0bśmiania”. Serdecznie polecam.
@kot …, zapominasz o dobrych manierach panujacych tutaj. Naturalnie ze mozesz mialczec, zaznacz tylko, ze mnie cos takiego, blabla blaaaa, nie odpowiada. To tyle co tyczy sie obiektywnosci wypowiedzi nawet w wirtualu.
W realu natomiast koty sa mi bardzo wdzieczne. Gdziekolwiek jestem czynie to samo z rybimi odpadami. Dzieki nim koty i kocice maja maja znacznie wiecej sil na kocie zaloty. Po planecie chadza juz minimum czwarte pokolenie mialczace o dobroci lajaresa. Jeszcze nigdy w realu nie uslyszalem od kota ze ma ochote na zarcie z puszki
Yurek–> na jakich zasadach i kiedy?
Pyro,
międzykontynentalne podróżowanie to tylko na papierze jest szybkie.Najlepiej być 3 godziny przed odlotem – my i tak jestesmy do przodu, bo mamy tylko bagaż podręczny, nic do zadeklarowania. Od lat jest zaostrzona kontrola, a jak do samolotu wsiada ok 260 osób, każdy musi przejśc przez bramkę, zdjąć buty, biżutki i wszystko prawie – no to zabiera czasu kapkę. Dopiero teraz można usiąść i spokojnie coś zjeść, napić się , pobuszować po internecie. Sporo ludzi przychodzi późno – ja wolę wcześniej, kiedy nie ma tłoku i można wybrać lepsze siedzenia 😎
Właśnie wtrząchnęliśmy kanapkę kurczaczą. Żeby to kanapka 🙄
Do tego fura frytek (tak, zbydliliśmy się okrutnie!), ja myślałam, że to tylko ta kanapka, a tu takie bajery. Dobrze, że zamówiłam jedną porcję – najedliśmy się oboje. Teraz pójdziemy się napić.
Do Miami doturlamy się około 18-tej, ponad 5 godzin czekania na lotnisku i 23:15 tego czasu – do Santiago. Prawie 9 godzin lotu, nie ma lekko!
Podróże są męczące, siedzieć w chałupie nie będę, póki mam siły i ciekawość 🙂
Yurek?> na jakich zasadach i kiedy?
lajers, tylko z kobietami na ich.
Wierze ze sie zanudzisz yureczku. 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Do Toskanii? Jak najbardziej 🙂
@lajers, ( yureczku. 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 :-)) Nie znasz kobiet.
https://www.youtube.com/watch?v=FMxnPC3HoY4
Mój Ślubny był miłośnikiem spaghetti – westernów., Brzydko mu dokuczałam z tego tytułu.
Alicjo! Szkoda, że jesteśmy po drugiej stronie Florydy. Spokojnego lotu!
Cichal – kiedy Was się można spodziewać?
Jarutko! Jak dożyję, to w przyszłym roku. Musimy zbierać kupkę, żeby wystarczyło na ekscesy!
Ale jakby Poznań chciał nas zobaczyć wcześniej, to przyjeżdżajcie do Nowego Jorku!
Mądry – ja już nie mam męża, który by ową kupkę zasilał. Was na szczęście dwoje. Ale owszem – Poznań zobaczy Was najchętniej, a jak będzie wiadomo wcześniej, to przygotujemy program rozrywkowy.
Yessss M’me!!!
@ogonek:
wszystko o kobietach
http://en.wikipedia.org/wiki/Carnal_Knowledge
Recenzja filmu – 1929 rok 😯
„Głos Drohobycko-Borysławsko-Samborski”
„Kącik filmowy – Izydor Ehrenkranz:
„Małżeństwo” – potężny dramat erotyczny dzisiejszych kobiet, zrealizowany przez G. W. Babsta z Brygidą Helm (znanej z filmu „Alraune”), Jack Fervorem i Gustavem Diesse. Wspaniały ten obraz przedstawia dzieje mężatki, której nie zrozumiał własny mąż, a która przeistacza się z niewinnej dziewicy w rozpustną kurtyzanę, starając się pustkę swego życia zapełnić przygodami swego życia seksualno-erotycznemi.”
Opis tego filmu zaiste w dziwnym języku polskim.
tekst oryginalny. Temat filmu też dosyć zaskakujący jak na 1929 rok
Asiu,
to jest recenzja tego filmu
Scenariusz napisał Ilia Erenburg.
Yurku! Dziękuję za pomoc! Zapłodniłeś mnie świetnym pomysłem. Zrealizowałem i wszystko chodzi jak trza (albo w mieście Łodzi)
Nemo – to chyba jednak ten film: http://ambinet.pl/film/opis/38541/kryzys.htm
A Brigitte Helm grała też w „Metropolis”
http://www.filmweb.pl/film/Kryzys-1928-91888
W recenzji nosi nazwę „Małżeństwo”, ciekawe 🙂
Recenzja zawiera też inne błędy. Na przykład nazwisko reżysera. Powinno być Pabst, a nie Babst. A także nazwiska aktorów: Diesl, a nie Diesse i Trevor, a nie Frevor 😀
O, faktycznie. Zasugerowałam się tą Brigitte Helm, a potem wciągnęli mnie bolszewicy w Paryżu i żywe pluskwy 😉
Ten recenzowany nosi tytuł „Abwege” czyli manowce.
Przeczytałam, że Brigitte Helm nie chciała kontynuować kariery w nazistowskich Niemczech i wyjechała do Szwajcarii, gdzie zmarła w 1988 roku
@nemo:
od gwardii ludowej do papieskiej? 😉
Dobranoc
Żabo!Trzymaj się. Jam pierwszy w kolejce i dlatego mówię Ci, nic to Ewka, nic to…