Ryba faszerowana w galarecie czyli gefilte fish
Gdy tylko jest okazja gefilte fish pojawia się na naszym stole. To danie z kuchni żydowskiej znane jest o wieków. Podawano je na Nowy Rok (Rosz Haszana) ponieważ ryba według tradycji talmudycznej jest symbolem nieśmiertelności i płodności. Znaliśmy jej smak z wielu zaprzyjaźnionych domów, w których stosowano przepisy żydowskie. Za każdym razem jednak gefilte fish smakowała nieco inaczej. I za każdym razem mama lub babcia naszych przyjaciół przysięgała, że to jej przepis jest właściwy. Jedna stosowała np. natkę pietruszki, gdy druga absolutnie tę zieleninę wykluczała; gdy pierwsza kształtowała masę rybną w podłużne pulpety, druga natomiast robiła z niej długi wałek zawijany w lniane płótno. Nigdy tego sporu nie rozstrzygnięto.
Prawdę mówiąc gefilte fish dawno już trafiła do klasyki polskiej kuchni ukrywając się pod nazwa ryba faszerowana w galarecie. Z wielu otrzymanych przepisów utworzyliśmy jeden, który od lat obowiązuje w naszym domu. I odnosi sukcesy. W minione Boże Narodzenie musieliśmy zrobić rekordową ilość faszerowanej ryby, by obdzielić wszystkich domagających się tego przysmaku. Nasza gefilte fish powędrowała aż do czterech domów.
Tym razem uwieczniłem proces produkcyjny na zdjęciach, mogę więc przepis zilustrować. Danie to – jak mało które – nadaje się doskonale na przyjęcie karnawałowe i bywa ozdobą (aczkolwiek krótko, bo szybko znika z półmiska) szwedzkiego stołu.
70 – 80 dag filetów z morskiej ryby ( najlepszy jest dorsz bez skóry ale mogą być też inne ryby), duża cebula, 2 jaja, garść rodzynek, 3/4 szklanki tartej bułki sól, pieprz.
Na wywar: pół opakowania krojonej mrożonej włoszczyzny, łyżeczka vegety lub innej warzywnej przyprawy, mały liść laurowy,5 ziaren pieprzu i 5 ziaren ziela angielskiego
Potrzebne jest też opakowanie aptecznej gazy wielkości 50 cm na 1 m
Na galaretę: opakowanie żelatyny wieprzowej instant.
Do przybrania galarety: 2 – 3 jaja na twardo, kawałek ugotowanej marchwi
1.W rynience do gotowania ryb lub w szerokim garnku umieścić włoszczyznę, wlać 3 litry wody, dodać ziarna pieprzu i ziela angielskiego oraz liść laurowy, sól do smaku i gotować przynajmniej 15 minut.
2.Rybę umyć, pokroić na kawałki i zemleć w maszynce do mięsa wraz z obrana i pokrojoną na kawałki cebulą.
3.Do mielonej ryby dodać jaja, tartą bułkę i wyrobić bardzo dokładnie. Dodać następnie rodzynki, sól i pieprz i jeszcze raz wyrobić masę.
4.Płat gazy ułożyć na dużej desce do mięsa i złożyć na pół, tak aby powstał płat 50 na 50 cm . Wyłożyć na gazę masę rybną, uformować wałek takiej długości, aby zmieścił się on w garnku lub rynience. Owinąć wałek masy rybnej w taki sposób, aby podczas gotowania masa nie „wybiegła” z gazy.
5.Wałek z rybą włożyć ostrożnie do wrzącego wywaru i gotować około 30 – 40 minut na minimalnym ogniu, sprawdzić w trakcie gotowania smak wywaru i ewentualnie dosłodzić.
6.Po ugotowaniu pozostawić rybę wywarze, wyjąć dopiero kiedy zupełnie wystygnie. Zdjąć ostrożnie gazę a rybę pokroić ostrym nożem na jednakowej grubości(1 – 1,5 cm) plastry. Wywar przecedzić przez durszlak. Pozostawić jedynie 2 litry wywaru.
7.Wywar zagotować, dodać żelatynę i mieszając rozpuścić ją. Odstawić do ostudzenia.
8.Plastry ryby ułożyć na głębszym półmisku, przybrać połówkami plasterków jaj na twardo i ewentualnie pokrojoną na małe kawałeczki ugotowaną marchewką. Wstawić do lodówki.
9.Tężejącą galaretą zalać ochłodzoną rybę i wstawić do lodówki do zastygnięcia.
Smacznego!
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Dzień dobry.
Bardzo lubię rybę w galarecie, nie znoszę tylko zapachu gotującej się ryby. W związku z powyższą sprzecznością, chętnie zjem rybę zrobioną przez kogoś innego. U nas będzie dzisiaj dorsz smażony i raczej będzie to kolacja; Młodsza przed południem ma lekcje, po południu robi za psa ogrodnika, pilnując rozszerzonej próbnej matury z matematyki. I tak do środy – lekcje + próbna matura, a potem sprawdzanie arkuszy. A w domu Mama i pies. Cały czas kombinuję nad proszoną kolacją dla psiapsiółek Młodszej, Kolacja ta tradycyjnie była zwykle we wrześniu, teraz została przełożona na styczeń, na pierwszy dzień ferii, czyli 12-go. Desery już zaplanowane (keks Krystyny i ciasto pomarańczowo-migdaowe Barbary) jako danie główne bulgoty wołowe po koreańsku wg Jolly R. z kluseczkami, nad drugim mięsem myślę, podobnie nad zupą – może być krem z brokułów na ostro, za to ze spiralką z niemal ubitej śmietany i posypany prażonymi ziarnami słonecznika? Na przystawki : malutko, kilka sztuk śledzi Piotra z rodzynkami, kilka miseczek z awokado z sałatką awokado+ krewetki+ kosteczki cytryny+ majonez (wg Chmielewskiej) i połówki gruszek faszerowane lazurem z orzechami. Zostaje jeszcze do obmyślenia to drugie mięso i jarzyna albo sałata.
Gospodarzu –> jest to niezly przepis i jak widac bardzo swojski. gdyby zas farsz trafil do do kalamara, to uwazalbym ze podgladales mnie ostatnio na fuercie, podczas przygotowywania kolacji dla paru glodomorow, przez dziurke od klucza 😆
proponuje najpierw kalamara zamrozic, to powoduje ze po gotowaniu w olivie z olivek 😆 bedzie kalamar znacznie delikatniejszy. wyczuwalny bedzie smak i zapach oceanu i nikomu nie przyjdzie do glowy, ze calosc jest jakas taka bardzo sterylna i krawiecka.
Pyro, a gdzie sery ? Kazdy porzadny obiad ma w menu sery.
Elap – mała deska serów jest zawsze przed kawą, ale najczęściej schodzą ze stołu nie ruszone, kobiety są wypchane i strasznie łase na przystawki.
U mnie jest podobnie. Kazdy czeka na deser.
Elap – jest inaczej kiedy przychodzą pary, rodziny itp; w3tedy taki obiad może rozciągnąć się na godziny, trochę się zje, trochę pogada, wina popije i znów można coś zjeść. Tu jest inaczej – przychodzą tylko panie, część jest zawsze w niedoczasie, bo albo mąż czeka, albo opieka nad dzieckiem wzywa, albo jeszcze coś. Po smutnym doświadczeniu sprzed kilku lat kiedy to wpadły głodne megiery wprost z pracy i w ciągu kwadransa opchnęły wszystkie przystawki, a potem nie chciały jeść obiadu – przystawki są wydzielane – góra po 1 sztuce dla każdej; czasem nawet szykuję tylko po 6 sztuk z każdego rodzaju, a jest nas razem z Młodszą i ze mną – 8 osób. I( jak to baby – tej szkodzi cebula, a tamta uczulona na coś tam, ta nie lubi za ostro, tamtej mało słone… Złośliwa specjalnie nie jestem ale na tacy z dzbankiem z wodą kładę rapacholin, fenistil i alca – salzer i niech mi która podskoczy. Mało, bo mao ale każda powinna coś sobie przypasować.
Dla mnie ryba podana w tej postaci to sama przyjemność i dla oka i dla podniebienia.Bywają jednak tacy (w tym moja Latorośl),którzy nie lubią galaret z racji ich galaretowości 😉 W tym wypadku pomijamy punkt 9
i serwujemy rybę bez trzęsącej się galarety 🙂
Dzień dobry 🙂
Podobnie jak Latorośł Danuśki nie jadałam galaret, za to przepadałam za rybą faszerowaną, którą od święta robiło sie w moim domu. Wyjadałam rybkę omijając starannie galaretę. Teraz zjadłabym z przyjemnością i jedno i drugie. Musiałabym jednak sobie sama przyrządzić ten rarytas. Przepis Gospodarza zachowam…
Dzien dobry,
Kiedy jedni z naszych znajomych przychodza na obiad, glowa rodziny jest witana tabletka Ranigastu :).
Ryba gotowana na galarate to nic w porownaniu z afrykanskim przysmakiem typu ryba suszona, gotowana. Dawno temu, majac sasiadow z Czarnego Ladu w porze obiadowej musielismy okna zamykac i/ albo na spacer isc. Zapach przerazajacy. W pracy Jeff i koledzy zakazali jednemu z pracownikow przynosic i podgrzewac ow przysmak we wspolnej kantynie!
Ja nie na desery, ale na sery 😉
U mnie też dzisiaj będzie ryba – faszerowanej nigdy (!) nie robiłam i jakoś mnie nie ciągnie, chociaż ryby wolę od mięsa. Może dlatego, że w dzieciństwie wigilijnie był karp w galarecie, który nie bardzo mi podchodził (jak to dziecku – ma prawo!).
W dorosłym życiu jadałam gefilte u mojej przyjaciółki Helenki i doszłam do wniosku, że mistrzyni nie przeskoczę. Helenka podawała miseczkę chrzanu do gefilte, bardzo mi ten dodatek smakował.
W naszych /Przepisach jest przepis Heleny na gefilte fisz oraz przepis Pana Lulka na rybę faszerowaną.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/09.RYBY_etc/
A na dzisiaj przewidziałam „gęste rybne”, co jest w /Przepisach w dziale zup, ale tak naprawdę to jest to bardziej „gulasz rybny” – takie gęste, że łyżka stoi. Wystarczy za jedno solidne danie.
„Marudzom?”. To następnym razem – jak mawiał pewien dowcipny znajomy – bułka ze srem, na dodatek bez masła.
Miłe i niezbyt upalne lato nam nastało. Do dzisiaj. Od rana bezchmurne niebo, 41 stopni, wiatr jak szatan – na dodatek północny, czyli suchy i gorący – całość bardzo udana: przy pierwszym kroku na zewnątrz, palące powietrze aż parzyło skórę.Pojechaliśmy nad zatokę (spacer w takich warunkach groził kalectwem umysłowym) z nadzieją świeżej morskiej bryzy. Próżna nadzieja. Niestety. Świeżej bryzy ni śladu, wiatr na wolnych połaciach plaży harcował aż miło wzniecając kurzawy piachu. Niekiedy przybierając na sile znienacka atakował pacynami piachu – niezbyt miłe i raczej bolesne doświadczenie. Skryliśmy się do wody – pomogło.
Do tego zaatakowały nas żuczki. Nie na plaży lecz w domu. Do tej pory siedziały w eukaliptusach lecz gorący wiatr i słońce przepłoszyły je z dotychczasowej kryjówki. Oblepiły wnękę wejściową i drzwi – tam jest cień i złudzenie chłodu. Jeden żuczek w zielonkawym fraczku chitynowym przedstawia się całkiem nieźle. Żywa masa na ścianach, oknach i drzwiach – ohyda! Chrzęst pod stopami brzmiał jak efekty z horroru. Brrry…
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidna – co za robaczywy kraj. Co Ci rośnie w ogrodzie (oprócz przechowalni robactwa?)
Pyro – one – te żuczki znaczy się – szukały schronienia przed upałem we wnęce przy drzwiach wejściowych. W ogródku nie baraszkują. Bielinki i inne takie, a i owszem tak. A co rośnie? Pomidory, buraczki, marchewka, brokuły, czosnek, szalotka, ogórki, truskawki, rzodkiewki. Były porzeczki lecz już zostały zjedzone. Agrest robi za krzew ozdobny i z niejasnych powodów – dla nas – nie ma owoców. Winogrona jak przeżyją dzisiejszy skwar też zapowiadają niezły zbiór. Acha, jeszcze mamy poziomki i jagodę (sztuk 1) oraz zaczyna wschodzić arbuz – to jak kolejny eksperyment. Kiedyś udanymi eksperymentami był żółty squash (patison chyba) oraz rock melon.
Tak na marginesie: krzewy i drzewa owocowe trzeba nakrywać siatkami, inaczej ptaszęta będą miały wyżerkę.
E.
Echidna – ptaszek też człowiek. A cytryny nadal swoje zbierasz? Gdyby nie te cytryny, to taki ogródek mogłabyś i u nas uprawiać, tylko zbiory byłyby raz w roku. Te pomidory ze słońca z krzaka – to jest to, co tygrysy itd…
Cypitrynka była chora i jak na razie odżywa po przesadzeniu. Ma jedą cytrynkę i coś tam jeszcze zaczyna się dziać. Za to lawenda oszalała i wzięła w posiadanie więcej niż było przewidziane. Trzeba przyciąć drastycznie.
Mileńcy, cieszę się, że kalendarz przypadł do gustu. Jeśli ktoś chciałby zgłosić swe małe rocznice proszę podać dane:
echidna.ozi@gmail.com
uaktualnię do końca stycznia.
E.
Warto dzisiaj zajrzeć do „Na temat” – ciekawy wywiad z Marcinem Królem o komunikacji społecznej i równie ciekawy rys osobowości p, Agaty Buzek; ponadto dobre rady dla tych, którzy marzą o własnej restauracji.
Jagódko! Dopiero dzisiaj przeczytałem o Waszym smutku. Zdjęć jej nie zrobilem. W czasie naszej wizyty Sunia była taka jakaś „nieobecna” i jeszcze w tym kołnierzu! Żadna dama nie chciałaby się afiszować w tym stanie…
Na pocieszenie daję parę niegdysiejszych zdjęć z przepięknym ogrodem na końcu.
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/UJotki#slideshow/5815896773448424930
Wczoraj byłem cały dzień na nartach. Dzisiaj też za chwilę ruszamy. Za parę dni jedziemy na Florydę, a tam śniegu nie ma 🙂
Kolega z Toronto robi pyszna rybe w galarecie. Mowi, ze sandacza. Kupuje calego, wybiera mieso a na reszcie gotuje wywar w ktorym potem gotuje rybe i robi z niego galarete. Mialem okazje skonsumowac kiedys caly polmisek byla tak pyszna. Kiedys polowal wiec i pasztet z zajaca byl i sie zalapal na zdjeciu. Jego rada z owijaniem ryby jest taka: wylozyc gaze czy plutno papierem (pergaminem?) do pieczenia. Musze jeszcze sprawdzic jakim papierem, zeby sie nie daj boze rozpuscil w gotowaniu 🙂 Wtedy, mowi, nie przykleja sie ryba do gazy i nie rwie przy odwijaniu.
Rock melon to po naszemu kantalupa (cantalupa) jakby sie ktos zastanawial co to 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/RybaWGalarecie?authkey=Gv1sRgCPeeq6vrj4P8Wg#slideshow/5829614831561084994
Kilka uwag prosto z żydowskiego domu.
Faszerowaną rybę, czyli gefilte fisz, jada się przede wszystkim w szabat. Przede wszystkim dlatego, że pozwala to respektować talmudyczny zakaz wyjmowania ości z ryby w tym dniu.
Ponadto ryba uważana była (nie tylko wśród Żydów) nie tyle za symbol płodności ? tym symbolem jest raczej owoc granatu ? lecz za afrodyzjak. Uważano, że zachęca to małżonków do połączenia dusz i ciał w szabatową noc ? czas najbardziej po temu odpowiedni.
W Nowy Rok, czyli na Rosz haSzana, jada się rybę z głową z życzeniami: ?abyśmy byli głową, nie ogonem?, ?abyśmy byli na czele, nie w ogonie?. To nie znaczy jednak, że nie wolno wówczas jeść gefilte fisz.
Cały kunszt przyrządzenia tej ryby polega na tym, by farszem napełnić ?foremki? z rybiej skóry. Wymaga to niezwykłej sprawności i cierpliwości, nic zatem dziwnego, że na ogół dzisiejsze gospodynie po prostu sporządzają klops z ryby, formując go, a potem dzieląc na różne sposoby.
Rzecz jasna, tradycyjna gospodyni nie używa żelatyny (zwłaszcza wieprzowej!!!) ? po prostu porcje ryby umieszcza się w szerokim rondlu zalewa wywarem sporządzonym z jarzyn i resztek ryby i gotuje się tak długo, aż płyn osiągnie galaretowatą konsystencję.
Jeśli ktoś chce sobie ułatwić zadanie, może użyć agaru.
Znana kontrowersja co do sposobu przyrządzania gefilte fisz dotyczy tego, czy ma być słodkawa, czy przyprawiona na ostro. Niegdyś zależało to od regionu. Widziałam nawet sporządzoną mapę z zaznaczoną granicą dzielącą rybę na słodko od ryby na ostro.
Obie frakcje godzą się na ogół co do tego, że gefilte fisz należy jeść z chrzanem.
To wszystko, co napisałam, nie ma kwestionować kompetencji kulinarnych państwa Adamczewskich. Z pewnością ryba jest pyszna.
Cichal dał bardzo udane portrety – Jagody i Włodka – Pasztetnika, no i letnie ogrody to coś pięknego (a to już był początek jesieni pewnie).
Z kolei kolega YYC dekorował półmisek pasztetu zajęczego pomarańczami; ładnie.Lubię jeść po naszych chałupach – każdy gotuje inaczej, a wszyscy bardzo smacznie.
@ P. Adamczewski
od 12 lat pracuje w instytucji, w ktorej stolowce serwuje sie koszerne posilki. Od czasu do czasu podaje sie tez geilte fish, oczywiscie najczesciej ze sloikow Manischewitza czy tez starowiedenskie Rokeach (z USA). Niestety, pomimo roznych prob – nawet gefilte fish ze swiezych ryb slodkowodnych (szczupak, jaz, ploc) – nie lubie tej potrawy i koniec. Sa rozne warianty tej faszerowanej ryby, ale wedlug tradycji ortodoksji aszekanazyjskiej najczesciej przygotowywano niegdys z ryb pochodzacych z wod slodkowodnych. Oczywiscie karp tez bywal. Moj kucharz ze stolowki rodem z Kijowa uwaza, ze gefilte fish nie moze byc z lososia, bo to juz zakrawa na kpine – bedzie takie „jewrejskoje sushi”.
Ktos mi mowil, ze koszerne sloiki z gefilte fish produkuje sie takze w Polsce i nastepnie sprzedaje sie je do Niemiec. Jednakze najwieksi producenci sa w USA (Brooklyn, Monsey). Takim klasykiem byl niegdys Monroe Nash ze swoim patentem w 1963 r. Gefilte fish wedlug tradycji koszernej jest produktem „parve”( nie mleko i nie mieso), czyli mozna jesc z miesem i produktami mlecznymi – jednakze, wedlug prawa zydowskiego /halakha/ nie mozna jesc ryb razem z produktami miesnymi. Ale to juz inna historia.
Rzeczywiscie fotografie wygladaja apetycznie 🙂
pozdrawiam, ozzy
Gwoli scislosci. Zdjecia robilem pare lat temu u kolegi przed kolacja, jeszcze w kuchni. Mialem rybe robic na swieta ale jakos przy wszystkim innym juz nie zrobilem. Teraz Gospodarz narobil mi checi od nowa wiec pewnie zrobimy za tydzien jak sie wyje zapasy swiateczne. Obecnie dojadam kotleciki mielone z sarny w sosie, a jakze, z prawdziwkow. Pycha 🙂 Pieczenie wolowa i jelenia juz wykonczone. Bigos jeszcze dlugo bedzie konsumowany. Ciasta tez sie jakos rozeszly blyskawicznie 🙂
O, Rany Koguta! Gefilte fisz z ZELATYNA? W dodatku WIEPRZOWA? Z MORSKICH ryb?
To, ze ryby akurat morskie, najmniej mi przeszladza, ale NIC scinane zelatyna i to w dodatku wieprzowa nie ma prawa nazywac sie gefilte fisz! Galareta z wywaru powinna byc bardzo luzna i naturalna, osiagana z pomoca redukcji buliomu z gotowanej rybiej glowy, pecherza i innych jadalnych scinkow, z ktorych sie po ugotowaniu wywar odcedza.
Zabraklo tez w przepisie malej ilosci cukru poprawiajacej zapach ryby. Won wszysto z wloszczyzny procz marchwi, korzenia i naci pietruszki oraz cebuli. Zadnej kapuchy! Vegeta – w jakim celu?
Zaraz przyniose z Blogu Bobika sliczne opowiadanie, gdzie podany jest autentyczny sposob przyrzadzania gefilte fisz! To co u Gospodarza, no, moze sie nazywac ryba w galatrecie, ale nie gefilte fisz.
Zelatyna wieprzowa, no niech mnie kule bija!
👿 👿 👿
O! Tu Autorka, Katarzyna Weintraub opowiada m.in jak sie te ryba przyrzadza i bez wzgledu na rozne rodzinne drobne roznice, to jest asutentyczny przepis:
http://www.blog-bobika.eu/?page_id=1396
Boże, jakież piękne to opowiadanie. To najprawdziwsza literatura – rzecz o ludzkim przetrwaniu i ludzkiej tęsknocie, o lojalnej pamięci, rzecz z gatunku historii prawdziwych.
Sliczne, Pyro. Tez bylem urzeczony i troche zazdrosny.
Kocie, coś się tak rozindyczył. Napisałem wyraźnie, że gefilte już dawno weszło do kanonu polskiej kuchni, a tu można używać wieprzowiny ile wlezie. Wszelka ortodoksja i jej obrona w kuchni jest szkodliwa dla smakoszy.
@Kocie Mordeachaju,
nie do konca masz racje – tradycje kulinarne (kashrut) Sefardow tez sie roznia—-a ryby morskie tak, byle ich anatomia byla zgodna z zasadami halachicznymi. Nawet Pesach u nich sie rozni – a przeciez sa tradycja o wiele starsze anizeli przybysze aszkenzyjscy.
Ponadto rozumiem argumentacje pana Gospodarza,
pozdrawiam, ozzy
Ale nie nazwalbys, Gospodarzu ( i pewnie nie podal) na wigilie barszczyku ugotowanego z kielbasa? I nie dodalnys do polskiego bigosu miesa aligatora?
To znaczy mozesz sobie to wszystko dowolnie dodawac, ale nie nazywac tego „barszczem wigilijnym” czy „polskim bigosem”. Wiec i kazdej ryby w galarecie nie nalezy nazywac „gefilte fisz”!
Bo zaraz dojdziemy do zlinkowanego mi wlasbie ”schaboszczaka po zydowsku” skladajacego sie wlasnie ze… schaboszczaka, ale z dodatiem zabka czosnku!
Aby nie bylo, ze zmyslam:
http://www.zjedzto.pl/Przepis/schabowy_po_zydowsku/
Jotka,
z galerii Cichala – trzecie zdjęcie od końca, to patyczaste wysokie (podejrzewam, że z kaktusowatych?), prawie centralnie z lekkim odchyłem na prawo, jak się zwie?
Ozzzy, nigdze nie twierdzilem, ze chalachicznym Zydom nie wolno uzywac morskich ryb. Oczywiscie ze wolno, co najmniej niektorych. Natomiast gefiltre fisz nalezy do tradycyjnej kuchni aszkenazyjskiej, w Hiszpanii gefilte fisz nie jest znana. Ale aszkenazi tradycyjnie uzywali ryb slodkowodnych. I jak powiadam – mnie morskie ryby w tej potrawie nie przszkadzaja – sam Manischewitz robi je z morskich. Ale uzywanie zelatyny swinskiej nie powino miec miejsca, tak jak nie powina miec miejsca kielbasa w barsczu „wigilijnym”. Bo jest zaprzeczeniem „wigilijnosci”. Nazwij to ryba w galarecie i nie mam probkemu. Ale nie gefilte fisz z vegeta. Sera szwajcarskiego czy fety nie nazwiesz oscypkiem.
Gimme a break.
Kot Mordechaj ….
alez, mozna tez na wigilie podac i taki bigos z wedzonka, w czym problem? Nelly Rubinstein bardzo chwalila sobie bigos polski. A z tym czosnkiem to przesada, jakis taki stereotyp —- rozumiem, ze biedota w owych zamierzchlych czasach czesto i gesto obzerala sie ta lecznicza roslina. Takie remedium na wszystkie dolegliwosci.
Tak jak z tymi kamienicami i ulicami…smierdzace Nalewki, Baluty, Chanajki (Bialystok) a reszta promil arystokracji i inteligencji, ktorej sie wiodlo lepiej. Biale pszenne chales na szabat, namiastka wina (sok winogronowy) jakze rzadko to bylo…moge opowiadac wiele, z racji moich obowiazkow zawodowych i kontaktow z ludzmi z roznych srodowisk zydowskich – od wlascicieli firm, adwokatow az po proletariat miejski zyjacy w biedzie.
Ale blog pana Gospodarza nie jest ” w tym temacie”
pozdrawiam, ozzy (Uppsala)
PS polecam zwiedzenie farmy krokodylow w Hamat Gader (Izrael), pn czesc wzgorz Golan
Dzien dobry,
Jak niektorzy wiedza mialem i nadal mam okazje przypatrywac sie kuchni zydowskiej w jej oryginalnym wydaniu. Z duzego zbioru zydowskich ksiazek kucharskich wyjalem pierwsza z brzegu – „The Passover Table”, w ktorej znajduje sie tez ladnie zilustrowany przepis na „gefilte fish”. Podaje sie ja nie tylko w czasie zydowskiego Nowego Roku, ale tez z okazji innych swiat. Przepis niemal zupelnie zgadza sie z przepisem podanym przez Gospodarza, nie wiem wiec naprawde o co chodzi, bo podana zelatyna wieprzowa jest jakims nic nieznaczacym szczegolem.
Jedyne co tutaj dodano – podaje sie ja zawsze z tartym chrzanem lub cwikla.
„cokolwiek znasz pod imieniem RÓŻY….” Kocie, złaź z tej barykady!
Chyba zrobię jutro na obiad placki ziemniaczane – małe, chrupiące, z gęstą, kwaśną śmietaną. Bez cebuli, za to z pieprzem. I niech mi nikt nie mówi, jak one się prawidłowo nazywają i jak powinny być zrobione. Bo to są moje placki i mnie mają smakować.
Nowy
4 stycznia o godz. 20:05
Dzien dobry,
Jak niektorzy wiedza mialem i nadal mam okazje przypatrywac sie kuchni zydowskiej w jej oryginalnym wydaniu. Z duzego zbioru zydowskich ksiazek kucharskich wyjalem pierwsza z brzegu ? ?The Passover Table?, w ktorej znajduje sie tez ladnie zilustrowany przepis na ?gefilte fish?. Podaje sie ja nie tylko w czasie zydowskiego Nowego Roku, ale tez z okazji innych swiat. Przepis niemal zupelnie zgadza sie z przepisem podanym przez Gospodarza, nie wiem wiec naprawde o co chodzi, bo podana zelatyna wieprzowa jest jakims nic nieznaczacym szczegolem.
Jedyne co tutaj dodano ? podaje sie ja zawsze z tartym chrzanem lub cwikla.
Mordechaj @the Cat
pax—-w ramach zajec k.o. polecam mojego ulubienca HOWARDA STERNA – Stern the King (niegdys Larry) —- duzo na youtube, iTunes….
🙂 ozzy
PS juz nie bede przeszkadzac szanownemu Gospodarzowi
Napisalem komentarz do ryby faszerowanej, ale czeka on na moderacje. Chociaz rzadko bywam na blogu, ale przeciez nie wierze, ze Gospodarz skreslil mnie z listy.
Ukaze sie pewnie z duzym opoznieniem.
Jeśli dodanie czosnku jest wyznacznikiem kuchni żydowskiej, to u mnie panuje kuchnia żydowska jak najbardziej. Praktycznie żadne mięsa się nie obchodzą u mnie bez dodania czosnku, i to w ilościach, co tam ząbek 🙄
Do bardzo wielu zup czosnek bardzo pasuje. Do sałat (przeważnie) sosik bez czosnku nie smakuje.
Schabowy z dodaniem czosnku do panierki? Pierwsze słyszę, że po żydowsku. Ja robię trochę inaczej – przepuszczam przez praskę, mieszam z solą i tym traktuję mięcho, jak poleży z pół godziny, to w rozbite jajo i bułkę, i na patelnię.
A propos żelatyny to chyba zawór bezpieczeństwa – żebysmy mieli pewność, że galaretka się zetnie 😉
Moja mama przyrządzała karpia w galarecie bez żelatyny, polewała zredukowanym wywarem z gotowania. Dłużej od ryby gotowała ogony i łby, zdaje się, ze oprócz karpia tam jeszcze inne ryby były, albo dwa karpie?
A teraz nie mam kogo spytać o szczegóły.
Idę do góry przeczytać przepis, do którego sznureczek podał Kot Mordechaj.
Nowy – może piszesz z innej maszyny? Wtedy też każą czekać. I bez przesady – co najmniej raz w tygodniu jesteś na Blogu – czyli stały uczestnik, Łotr czasem robi takie sztuki.
ozzy, słuszna dygresja.
@Pyro,
tak placki ziemniaczane…..mmmmm….uwielbiam, ale bez smietany – z cebulka obowiazkowo, zlociutkie, chrupiace z zimnym piwem Budweiser ( 2.8 %) albo coke light – napewno brzmi to barbarzynsko….ale, coz tam, jak powiadaja w moim kraju (Szwecja)
„smaken är som baken”- po ang. nie tak wulgarnie „there´s no accounting for taste” (dosl.”the taste is like the bum”)
dobrego apetytu (chyba nie trzeba zyczyc?), ozzy
Pyro, chetnie sie dowiem jak robisz swoje placki, bo mnie wychodza ostatnio jakies grudy na patelni. 😳
Placki mozna nazywac plackami, a oscypek oscypkiem, nawet jak jest wyprukowany w chinskiej fabryce. Jesli ktos chce risottem nazywac kazda zbieranine w ryzu, to tez od biedy moze, z braku lepszego slowa . Ale barszcz „wigilijny” jest wigiliujny tylko i wylaczie wtedy gdy nie jest okraszany skwarkami i kielbasa. Bowiem przestaje byc wigilijny.
To nie sa zadne barykady, tylko dbalosc o zrozumialy jezyk. OK, koncze ze swej strony te dyskusje.
Nowy, poszedł link do Bedryczowa i co i nic, powtórka! Portal tak ma.
O, Mordechaju – właśnie! Ja pamietam taki rybny rosół ze wszystkiego rybnego razem z oczyszczonymi watpiami plus warzywa, i to tężało na galaretę. Jedyna różnica – mama nie dodawała rodzynek.
Pyro,
zaraz Ci powiem, choć nie chcesz 😉 To są latkas 🙂
Ale ja lubię z cebulą, a do gęstej śmietany wymieszanej z kilkoma sprasowanymi ząbkami czosnku dodaję małe, ugotowane i wystudzone krewetki. Ten dodatek wymyśliłyśmy kiedyś wspólnie ja i Leola, na party u Helenki (matki Leoli). Leola smażyła placuszki, ja powyciągałam z lodówki co tam było i ewentualnie sie by nadawało, zaczęłyśmy kombinować, jakby tu gości zaskoczyć…no i wyszedł naprawdę świetny i wykwintny dodatek do placków ziemniaczanych prosto z patelni. Gości było chyba ze 12 osób w małej kawalerce, właściwie miało to być spotkanie przy winie, ale wyszło z tymi plackami tak spontanicznie.
Serwowane były wprost z patelni, każdy podsuwał talerz i czekał swojej kolejki. Mmmmmmm…….
Wszystko zalezy od punktu siedzenia i widzenia. Kiedys dodalem nieco inne skladniki niz te podane na blogu i uslyszalem, ze owszem moge ale to juz nie bedzie bouillabaisse. No wiec zrobilem sobie nie-bouillabaisse z krewetkami i cos jeszcze, reszta jak trzeba. Gosciom bezczelnie wmowilem, ze jedza bouillabaisse. Teraz widze, ze jednak mozna zmieniac i jestem w kropce. Raz tak, raz siak i stad te wieczne zawirowania. Carpaccio to obecnie wszystko co cienko pokrojone w plastry (buraczki etc) a ja myslalem, ze to musi byc surowa wolowina. Naiwniak ze mnie.
Zabnica, wedkarz czy monkfish to wg Greenpeace’u gatunek zagrozony (na tzw czerwonej liscie) a co poniektorzy aktywisci nie tylko sie nia objadaja ale nawet podaja przepisy jak zrobic, zeby mniej wygladalo jak wiecej. Raz Greenpeace to wyrocznia kiedy indziej juz nie 🙂
I tak mozna w nieskonczonosc. I nie, nie mam zdjec na potwierdzenie prawdziwosci, ze to ziemia sie kreci. Na kazdym zdjeciu stoi jak zakleta.
Po Sylwestrze noworoczny spacer w gorach przy pelnym sloncu i okolicach 0*C byl absolutnie wspanialy. Snieg nieco chrupial ale nie tak jak w prawdziwe mrozy, rzeczka szumiala, dookola bialo i spokojnie. Jak z opowiadan Londona. Rozgladalem sie czy na dnie cos nie blysnie (w bagazniku jest patelnia). Wieczorem kolacja i koncert noworoczny z Wiednia bo dopiero wtedy go tutaj powtarzali. Moze i dobrze bo na koniec slicznego dnia obejrzelismy sliczny koncert 🙂
http://youtu.be/zZ3fjQa5Hls
Tez koncze i dziekuje za uwage a takze za cierpliwosc Panu Gospodarzowi 🙂 tak trzymac!
ozzy
PS Barszcz czerwony , bede tego roku spozywal w wiglie Wielikowo Oktiabrja (6-7 listopada w nowym stylu) albo na erev purim (szybciej) 😉
Czy ktos sie przyczepi do krewetek z latkes? 🙂
nie dajmy sie zwariowac….panie Adamczewski, pan jest dusza a nie czlowiek
ozzy, z wyrazami sympatii
Ps. ide poogladac dokument o Olofie Palme, kandyduje do nagrod szwedzkiego „oskara, czyli” The Gold Bug w paru kategoriach (21.stycznia br)
Sikorki za oknem zajadaja sie slonecznikiem a ja youtubuje sobie musicale 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=74nVpARbisE&feature=share&list=PL4FFE1AB5A8BF2B38
Szkocki haggis … a wieczorkiem kolacje przyprawimy imbirem i udekorujemy asterkiem
http://www.youtube.com/watch?v=IpJkd0EMkAc&list=PL4FFE1AB5A8BF2B38
Alicja – ja do placków dawałam już wszystko – to, co mądrzy Rosjanie dają do ichnich blinów gryczanych – samą śmietanę, śmietanę ze śledziem, śmietanę z ikrą, gorące masło i pewnie jeszcze coś. Normalnie daję tylko śmietanę, przy czym ja jem posolone, a Młodsza słodzi.
Kocie – trę ziemniaki na średniej tarce, odsączam na gęstym sicie kilkakrotnie podrzucając żeby się masa przewróciła (nie pod sufit oczywiście – to, co wyciekło ma 10 minut spokoju, żeby mączka osiadła. Teraz delikatnie zlewam płyn znad mączki, wrzucam z sita przecier ziemniaczany, sypię garstkę soli, wbijam żółtka (biorę 1 jajo na 1 osobę + jajo dodatkowe do całości, albo nawet po 2 jaja – czyli na 2 osoby 3 albo 4 jajka, wsypuję 2-3 nie czubate łyżki mąki, w końcu białka ubite na sztywno. Ciasto jest luźne. Po łyżce na gorący tłuszcz – rozklepać i już za chwilę trzeba przewrócić i za drugą chwilę – zdjąć. Za każdym rzem trzeba ciasto lekko zamieszać, bo podchodzi płynem. Jej, jakie to dobre. Lepiej, żeby ciasto nie stało, bo ciemnieje.
Cudne opowiadanie Pani Katarzyny W. jakos nie znalazlo tutaj zbytniego uznania. Ja czytalam na wstrzymanym oddechu, i…. zalowalam ze sie skonczylo. Piekne przezycie.
Dziekuje Kocie Mordechaju.
O Przypomniało mi się – serek śmietankowy, dyżurne, rzodkiewki, szczypior albo szczypiorek – też dobre.
pamietam, ze asortyment konserw (nie tylko) rybnych w prl byl raczej skromny,
nalezal o do niego,obok niesmiertelnego parykarza szczecinskiego, bardzo smaczny
… „karp po zydowsku” 😉
@kot ma, sadze, racje…
Z celula nie ciemnieja. Dla mnie, cebuli musi byc sporo. Kartofle utarte na sredniej, duza cebula, duza lyzka maki, sol i pieprz. Nie odcedzam. Naprawde nie trzeba, sa bardziej delikatne.
Tratuje je kwasna smietana i cukrem.
Z trudem zawrocilam z kuchni….
Placki ziemniaczane to jest to!
A ja przepraszam ze zapytam, a jak zastapic zelatyne wieprzowa agarem to bedzie koszernie?
Jak człek pomyśli, to sobie przypomina warianty:
1. placki żniwiarzy (rodem z kresów) – pokroić boczek wędzony albo świeży w kostkę ok 1 cm, dobrze podsmażyć z młodą cebulą, zalać gęstą śmietaną, posolić wsypać pieprz, chwilę razem gotować i podawać na miseczkach do placków jako sos. Jak ktoś ma zdrową wątrobę, to to jest pychota. Podobno jak chłop kosił cały dzień i wracał głodny, to sobie podjadł;
2. placek cygański – tylko jeden na 2 osoby, duży na całej patelni. Do ciasta wetrzeć na grubej tarce kiełbasę suchą (np wyschła w lodówce na kość). Ciasto wylać na patelnie, która ma warstwę skwarek po wytopieniu i zlaniu smalcu. Te skwarki wtapiają się w ciasto, przewracać łopatką z pomocą szerokiego noża – tam jest dosyć tłuszczu, żeby się dobrze upiekło. Placek zsunąć na talerz złożyć na połowę (skwarki będą w środku) podzielić na 2 porcje.
3.placek węgierski -n nie będę opisywać, każdy jadł i wie.
Piękne opowiadanie / wspomnienie. Pani Katarzyna jest tłumaczką. Przełożyła na polski książkę: „Aimée i Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943”:
http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/erica_fischer/aimee_i_jaguar
moim zdaniem, jezeli ktos z zydowskimi korzeniami zaprosi mnie (zdarzylo sie )
na „wieprzowine po zydowsku” to jest to ok;
natomiast taki zart w moim wykonaniu (goja 😉 ) to raczej faux pass…
no, cenzura sie melduje 😉
@asia:
ta historia jest piekna i w duzej czesci oparta na faktach;
rzeczywistosc byla, niestety, mniej romantyczna i bardziej brutalna…
…nie wiem, co to ze mnie za natura:
drzwiami mnie wyrzucaja, a oknami wchodze 😉
Szanowny Panie Gospodarzu,
Dzis w radiu mial pan swoj program o pewnym lordzie, ktory przygotowywal posilek dla swoich pracownikow, podal Pan tez tam zrodlo, jesli dobrze uslyszalam czyjs pamietnik wydany tez w Polsce. Czy mozna prosic o autora i tytul owego dziela?
Pozdrawiam noworocznie
No właśnie. Nie bez kozery mówi się „sztuka kulinarna” – jak każda sztuka, ma prawo być subiektywnie interpretowana. To lubię, tego nie.
Wystarczy pogooglać i widać, że co chałupa, to inny przepis na gefilte fisz, na barszcz czy na kapuśniak
Mnie się podoba, że każy wrzuca do kuchni „a moja mama, a moja babcia, a wujek Kazio, Zdzisiek zza płota…” i podaje się, co oni jak wyrabiają, a my z tego możemy czerpać, ile wlezie.
Chwalimy się też własnymi osiągami, a co!
Patrząc te kilka dobrych lat do tyłu, zachachmęciłam sporo pomysłów z blogu, a niektóre przepisy zmodyfikowałam.
hurra!!!
moj komentarz nie zniknal, tylko czeka na moderacje…
pewnie chodzi o slowo po francusku 😉
Byku – piękne jest to opowiadanie o przygotowywaniu gefilte fish w powojennym Szczecinie. To też były trudne czasy, ale dla dziecka, którym była wówczas pani Katarzyna to był magiczny moment.
Natomiast czasy, w których spotkały się bohaterki książki w ogóle nie sprzyjały miłości i były straszne. Ale mimo wojny życie czasami toczy się na pozór normalnie i ludzie zakochują się, zakładają rodziny, rodzą się dzieci. Na przekór wszystkiemu.
masz absolutnie racje, @asiu, smutne w TEJ („aime i jaguar”) historii jest to,
ze jedna z pan – nie pamietam w tej chwili ktora- donosila na druga do gestapo…
Wszystie mile slowa pod adresem oipowiadaia Katarzyny Weintraub przekaze naszemy Rysiowi z Berlina po jego powrocie, aby on z kolei przekazal je Autorce, ktora zezwolila na przedruk opowiadaia u Bobika.
Pewnie bedzie jej bardzo przyjemnie.
Milosz kiedys w jednym ze swych wierszy pisal, ze poeta na emigracji (to pewnie i pisarz tez) czasami mysli, ze sklada swoje utwory do dziupli w drzewie i nikt ich nie czyta i nie zauwaza.
To sie na szczescie zmienilo, co bardzo Starego Kota cieszy.
„Gefilte Fish”:
https://www.youtube.com/watch?v=RlArXHBKjy8&playnext=1&list=PLB507DB7875DCECF6&feature=results_video
A tutaj gra orkiestra Henryka Golda (też Gefilte Fish): http://www.rachelnet.net/F/?func=find-b&find_code=SYS&request=000184193
Ozzy, pisz częściej bo ciekawie piszesz i bez zacietrzewienia 🙂 jeśli oczywiście mogę tak Gospodarzowi ingerować w blog 🙂
P.S. Z tego co wiem od jakiegoś czasu można w Wigilię i barszczyk z kiełbasą i bigos.
Żelatyna była do niedawna wołowa, ale po panice z wściekłymi krowami zakazano jej produkcji i teraz jest wieprzowa.
Odbyło się bardzo miłe babskie spotkanie w Słodko-Słono. Zakończyłyśmy konsumpcję na słonym, chociaż słodkie było bardzo kuszące 🙂
Małgosiu – jeżeli Ci sił starczy, to opowiedz troszkę o spotkaniu.
Czy będą zdjęcia z tego spotkania? 🙂
Gefilte fish nie jadłyśmy,placków ziemniaczanych też nie było,
ale warszawski zjazd noworoczny się odbył,co należy w blogowych annałach obowiązkowo odnotować.
Przy stole zasiadłyśmy z Małgosią,kuzynka Magdą,Barbarą oraz z Krysiade.Jolinek padła niestety ofiarą przeziębieniowego wirusa,
a Gospodarzostwo miało inne zobowiązania i nie mogło do nas dołączyć.
Kulinarnie wystąpiły:kanapka śródziemnomorska,pierogi z kapustą i grzybami,bakłażan z mozzarellą oraz naleśniki z kozim serem.
Toast noworoczny oraz wszelkie pozostałe toasty wzniosłyśmy bardzo przyzwoitym czerwonym Cote du Rhone.
Biesiadę odbyłyśmy w gesslerowskich wnętrzach „Słodkiego Słonego”
Pięć zaprzyjaźnionych blogowo bab,na wieczorno-piątkowych plotach,
przy smakowicie zastawionym stole.
Sami rozumiecie,to nie mogło się nie udać 🙂 🙂 🙂
Danusiu – pewnie jadłaś pierogi? Zgadłam? 🙂
Asiu – nie zgadłaś, tym razem obie z Danuśką delektowałyśmy sie naleśnikami z kozim serem i pieczoną papryką. Ogromne porcje, zabrakło miejsca na to słodkie, które od progu już kusiło, wystawione w gablotach 🙂
🙂
W sumie każda z nas próbowała wszystkiego,jedzenie krążyło po talerzach(jak na prawdziwe łasuchy przystało).
Demokratycznie uznałyśmy,że pierogi nie były za bardzo udane-
farsz owszem ok,ale poprzez odsmażanie(kto wie,może powtórne) za bardzo wysuszone.Pozostałe dania były w najlepszym porządku.
Asiu-zdjęć tym razem nie będzie 🙁
A tu można zajrzeć do Słono-Słodkiego wnętrza http://www.slodkislony.pl/
Asiu-zaczynam już obmyślać temat i miejsce na kolejne spotkanie 🙂
Obiecuję podwójną dawkę zdjęć.
Bardzo sympatycznym akcentem naszego spotkania były drobne prezenty muzyczne oraz piernikowo-ciasteczkowo-czekoladowe.
Że nie wspomnę o wymianie zakwasów do wyrobu chleba.
Nie ściemniam,my naprawdę lubimy się spotykać 🙂
Wróciłem od sąsiadów . Pogadałem , niestety czasem dochodzę do wniosku , że jestem z innej planety. Dyskusja dotyczyła również ryby na wigilię i mięsa które jada się podczas kolacji wigilijnych w innych krajach. Według wielu księży w Polsce jedzenie mięsa w Wigilię jest grzechem i trzeba to uwzględnić w rachunku sumienia. Na przytoczony przeze mnie przykład że śniadanie można zjeść np w Warszawie a kolację w Rzymie i co wtedy ma zrobić Polak Katolik? Wyspowiadać się włoskiemu księdzu że zgrzeszył jedząc jagnięcinę w Wigilię. Niestety wielu polskich katolików nie rozumie czym jest Kościół Powszechny . Niestety jakakolwiek dyskusja w takim gronie nie jest możliwa. Oni wiedzą lepiej…
Przejrzałam sobie menu i ceny przy okazji. Moi kochani, toż my karmimy nasze rodziny luksusowo. No, jakby ten totek z nami współpracował. Np – kiedy to ja chodziłam po klawiaturę? Przedwczoraj. Nie gotowałam wtedy obiadu, bo byłam padnięta ale zrobiłam tatar – po dużej, 25 dkg porcji z szykanami (grzybki, oliwki, ogórek, cebulka młoda, oliwa, żółtka i francuskie grzanki do tego – ładnie podane. Musiałabym wydać majątek, a wydałam 17 złotych (reszta z własnej lodówki). Jedyny zysk, że kto inny to robił i można pogadać z przyjaciółmi na neutralnym gruncie (i że kto inny pozmywa).
Jak zwykle miło spędziłyście czas 🙂 Do następnego spotkania Jolinek już pewnie wyzdrowieje. Przy tej pogodzie wirusy krążą, krążą 🙁
Pochwalę się, że dostałam dzisiaj gwiazdkową przesyłkę zza oceanu. Nasz urząd celny tak długo ją przetrzymywał. Nasza przesyłka dotarła już po tygodniu. Oprócz różnych ciasteczek, cukierków i kaw smakowych dostaliśmy również czekoladę do picia o smaku marshmallow – ciekawe jak to będzie smakować 🙂 . Dostaliśmy też ręczniczki robione przez dziewięćdziesięcioletnią ciocię. Takie prezenty zrobione samodzielnie są bardzo wzruszające.
PS Zakończyłem swoją karierę na Facebooku. Niestety doszedłem do wniosku , że świat składa się z idiotów korzystających z podstawowego narzędzia dla kilkuset milionowej społeczności : Kopiuj – wklej… Podobno zwalnia to z jakiejkolwiek odpowiedzialności za rozpowszechniane treści. Poseł Czartoryski tłumaczył się w mailu do mnie , , że satanistyczny krzyż z nazwiskiem księdza Bonieckiego został zalinkowany przez innego użytkownika i dlatego znalazł się w jego albumie. Cztery dni pan poseł nie był w stanie tego zauważyć …
Marek – jutro ciąg dalszy krucjaty mojej. Dzisiaj blog Hartmana i Szostkiewicza i biuro poselskie pana Arkadiusza, jutro „Gazeta”, „RP” i władze kościelne. Jak dotąd tylko blogerka Matylda przejechała się po mnie, jak walcem. Głosy pozytywne też są.
A … bym zapomniał : od dziś będę was częściej prześladował. :zlo: – emotikon od Nisi
Uśmieszek z linku Nisi nie działa 🙁
Koleżanki Warszawianki – dziękuję za spotkanie. Było pysznie.
tu berta 17, tu berta 17..
melduje,
ze najlepsze pierogi u szwabow…
Pyro oszczędź naszego posła. Biedny i zagubiony jest. A zdjęcie już wykasował. To że nie lubi księdza Bonieckiego to fakt, Szczególnie od tego momentu kiedy na spotkaniu w Kadzidle z księdzem Bonieckim Wójt Gminy kazał mu się zamknąć i i oszczędzić innym pisowskiej oceny działalności księdza. Myślę że musiał się wtedy poczuć jak skarcony uczniak.
a kto to ten czartoryski, bo chyba nie z hotelu lambert, pozwole sie zapytac ?
Byku – on nie z „tych” Czartoryskich, on z tuych chłopów, którym na złość szlachcie dawano przy zniesieniu „pańskie” nazwiska. Aktualnie po raz 3-ci poseł z Ostrołęki (rzadki buc, nawet, jak na PISowca)
niestety, magnateria znowu zawiodla na calej linii…
chama rozumiem, bo inaczej nie potrafi…
ale ten ma przecie nie tylko glejt, ale i z pol tuzina sekretarzy(sic)
acha, dziekuje @pyra…
czyli cham, no to nie ma co sie dziwic
Do jutra
ach, te pislklaki… czartoryski, ale dalem sie nabrac 😉
no, moderacji mojego komentarza, to juz sie dzisiaj nie doczekam…
gefilte fisz, tak, to prawie legenda 😉
Kot Mordechaj,
ma Pan racje, w przepisie Gospodarza brakowalo mi przedewszystkim ryby, ktora trzeba nadziac.
Serdeczne dzieki za prawdziwa recepte, tak przyrzadzanego faszerowanego karpia jadalam czesto u moich zydowskich przyjaciol wygnaych z Polski w 68.
Szcesliwego Nowego Roku zycze wszystkim sympatycznym „komentatorom”.
Ooo… po dziewiątej, a BB śpi jeszcze?
Po wczorajszych ekscesach pogodowych nastał całkiem miły dzionek. W porywach 25-26 stopni, chmurki, lekki wiaterek. Tak lubię. Właśnie zebrałam truskawki, niewiele bo jedynie średniej wielkości miskę (hłe, hłe). Jak znalazł na deser.
Miłego weekendu Wam życzę.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidna – tu też słońce, tylko temperatura nie ta. I myślisz, że nam pies da pospać?
Dzień dobry, u Echidny pachnie truskawkami, a u mnie świeżo upieczonym sernikiem. To w ramach nadrabiania wczorajszych zaległości deserowych 🙂 I tu takie spostrzeżenie – sernik pieczony ot tak, bez specjalnej okazji – udaje się!
Na obiad gotuję zupę z soczewicy czerwonej, brukselka w planie na drugie.
Miłego dnia, choć on taki pochmurno-wietrzny.
Krysiade-czajniczek i filiżankę z piernika postawiłam vis a vis komputera.Patrzę sobie na te małe cudeńka i serce mi się raduje 🙂
Czas jednak zawijać rękawy i do roboty.Dostałam zakwas,zatem biorę się za wypiek chleba.Sprawozdam.
Barbaro-bardzo lubię zupę z czerwonej soczewicy.Często dodaję do niej
inne czerwone warzywa np.paprykę czy pomidora.
U mnie dzisiaj na obiad bedzie kisz z cukinia, boczkiem i czerwona papryka. Do tego salata i koniec. Wieczorem zrobie ciasto Barbary z pomaranczy. Koncza sie gotowac.
Niemo gdzies zniknela. mam nadzieje, ze nie wpadla do zadnej dziury jadac na nartach.
Danuska, kilka lat temu bylam na wakacjach w Owernii i od tego czasu polubilam soczewice. Robie zupe ( bardzo gesta ) i dodaje do niej kielbase Morteau. Musze sprobowac czerwona soczewice.
Elap, do tego ciasta można dać mniej jajek, ostatnio dałam 4, ale widzę w internecie przepisy na 3, natomiast dają więcej migdałów. W moim przepisie było 200g
To ja tez dam 4 jajka. Mam dwa opakowania po 125 g migdalow. Dzisiaj robie bez polewy czekoladowej. Zobaczymy jak bedzie smakowac. Ostatnio robilam szarlotke wg przepisu Gospodarza z ksiazki Rodaku czy ci nie zal. Jest bardzo dobra tylko musze dopracowac wyglad zewnetrzny. Pali mi sie po bokach.
Elap, tu link do jeszcze innej wersji tego ciasta. Bez polewy czekoladowej, ale z karmelowo-pomarańczowym dodatkiem. Właśnie ciasto, które próbowałam w święta było zrobione wg tegoż przepisu,
http://www.taste.com.au/recipes/14822/flourless+orange+cake
Danuśko – bardzo jest mi miło, że sprawiłam Ci przyjemność.
Krysiu, myśmy już wczoraj zjedli filiżankę 🙂 Bardzo nam smakowała 😀
Małgoniu – niech wam będzie „na zdrowie”
Polecam komentarz mojej sister z wczoraj z 17:05 🙂
Ja się aż tak na tym nie znam, ale żelatyna wieprzowa wydaje mi się jednak potwornym zgrzytem. O takiej rybie mówić „gefilte fisz” po prostu nie wypada. Można mówić: ryba faszerowana, i tyle.
patrz tez:
byk 4 stycznia o godz. 22:11
(przepraszam, ze sam siebie cytuje, ale wpis byl na „bocznym torze2)
No proszę jaka fajna dyskusja wywiązała się wokół jednego dania. Jak go zwał, tak zwał ale ryba faszerowana jest pyszna. I w każdym domu robiona nieco inaczej. Tu widać zaś, że nawet kłócąc sie o sprawy zasadnicze można zachowywać się przyzwoicie i nie tracić manier. A dzięki takiej rozmowie pojawiło sie parę nowych osób: Bella siostra Doroty z sąsiedztwa, ozzy, Eva47. Może zostaną tu na dłużej?
A na koniec odpowiedź na pytanie Chiaranzany: to Dziennik Anglika Charles’a C.F. Greville’a przetłumaczony przez Michala Ronikiera. Jest do kupienia w internecie, bo nakład już dawno wyczerpany.
Pamiętajcie Koleżanki, że ja nie kumata językowo. O ile rozumiem co nie co z podstawowego przepisu, bo Barbara wcześniej podała polską wersję, o tyle nie rozumiem jak powstaje polewa karmelowo – pomarańczowa. Zlitujcie się nad analfabetką.
Placki zrobione, zjedzone w wersji najprostszej, bo z cukrem, bez śmietany. Młodsza poszła po zakupy i zapomniała, a ta, która jest w lodówce jest potrzebna do jutrzejszej mizerii. Tak, czy siak, smakowały bardzo.
nota bene:
kombinacja potraw rybnych z wolowina, wieprzowina etc. nie jest wcale rzadkie;
wymienilbym tu hamburski labskaus, czy fladre po pomorsku,
a,wyplywajac na szersze wody, chinska potrawe 8 przysmakow…
” rzadka”.
Mnie też bardzo podobała się dyskusja o gefilte fisch. I opowiadam się po stronie Kota M., bo w tym wypadku związek nazwy z treścią ma istotne znaczenie. Link z przepisem na ” schab po żydowsku” Kot zamieścił, żeby pokazać jak kuriozalne , a właściwie idiotyczne nazwy ludzie nadają potrawom.
Przepis Gospodarza zanotowałam sobie, bo jest to danie może pracochłonne, ale w sumie dość proste do wykonania, a i składniki/ świeże płaty dorsza bez skóry/ mogę kupić bez problemu.
Jolly,
doczytałaś, że użycie agaru w potrawach koszernych jest dozwolone ?
A co barszczu wigilijnego – Duże M. słusznie zauważyła, że od kilku lat Kościół dopuszcza obecność na stole wigilijnym także potraw mięsnych. Zatem, jeśli ktoś chce, to i barszcz może zjeść z kiełbasą. Nie wiem, czy w związku z tym w praktyce zmieniło się wigilijne menu.
Pyro,
Przepis na ciasto pomarańczowe z linku podanego przez Barbarę:
– miękkie masło do posmarowania formy
– 2 pomarańcze
– 3 jajka
– 215 g (filiżanka) cukru pudru
– 300 g (3 filiżanki) zmielonych na mąkę migdałów
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowego)
Syrop pomarańczowy:
1 pomarańcza
155 g cukru pudru
Wyłożyć formę 22 cm papierem na dnie, wysmarować masłem.
Umieścić pomarańcze w garnku, zalać zimną wodą i dotować 15 minut albo do miękkości. Odlać, osuszyć, ponownie zalać zimną wodą i gotować kolejne 15 minut. Po ugotowaniu przelać zimną wodą, osuszyć.
Zmiksować pomarańcze.
Ubić jaja z cukrem do białości. Dodać pomarańcze, migdały z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszać aż połączą sie składniki. Przełożyć do foremki.
Piec godzinę lub do momentu, gdy wbity patyczek będzie suchy w piekarniku rozgrzanym do 170 stopni. Odstawić na 15 min do przestygnięcia.
W międzyczasie przygotować syrop. Skrobaczką zetrzeć skórkę z pomarańczy. Pomarańczę wycisnąć do garnuszka, dodać cukier. Skórkę umieścić w drugim garnuszku z wrzącą wodą i gotować 5 minut lub do chwili gdy zmięknie. Odsączyć i dodać go garnka z sokiem. Powoli podgrzewać mieszając (2-3 min) aż syrop zgęstnieje.
Ciasto przełożyć na paterę, po nakłuwać, rozprowadzić syrop.
gotować a nie dotować oczywiście.
Dziękuję, Małgosiu; będę piekła w piątek – potrzebne ciasto na sobotę. Do tego sławny keks Krystyny.
Powitać nowych komentatorów! Zasiadajcie przy stole i zostańcie 🙂
U mnie -5C, słoneczko i bezwietrznie.
Wypadałoby na spacer, ale zepsował mi się był zamek w kurtce. Druga kurtka zimowa też ma ten feler, a w moim przepięęęęęęknym sztucznym futrze zimowym z Intermody bodaj (za całe 500 zł lat temu 9) to na bal rolls-roycem, a nie na spacer 🙄
Zamki w kurtkach i płaszczach są nie do naprawienia – bo wszywanie nowego to KATORGA, wiem coś o tym, wszak bywałam krawcową i szwaczką…
Na obiad to, co wczoraj, na drugi dzień nawet lepsze 🙂
Alicjo,
zepsuty zamek nie zawsze trzeba wymieniać. Niekiedy można go także naprawić. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy pani w punkcie krawieckich przeróbek/ a jest ich w okolicy całkiem sporo/ stwierdziła, że zamek naprawi. I rzeczywiście to zrobiła, a koszt był minimalny. Problem w tym, że trzeba się na tym znać . No i musi być taki zakład gdzieś w pobliżu. Od czasu, kiedy w zasadzie odzieży nie szyje sie na miarę, bardzo wiele krawcowych zajęło się przeróbkami i dopasowywaniem gotowej odzieży. I mają bardzo wielu klientów.
Zjadło chyba mój komentarz.
Myślę, że można przyjąć, że ewentualnie dodawana żelatyna nie powinna być wieprzowa 🙂 , ale sam jej dodatek nie przeczy chyba koszerności tak jak dodanie łyżeczki jarzynki ? Mam w planach zrobienie, zaraz po keksie Krystyny, bo nie jadłam nigdy ryby w galarecie. I dopiero wtedy będę mogła ocenić dodatek łyżeczki cukru.
Barszcz burakowy w ogóle mi się nie kojarzy z kiełbasą. Gotowany na kościach z mięsem (ten „ukraiński”) i owszem, ale wędzonki nigdy nie dodawałam w żadnej postaci, bo mi nie pasowało. Co nie znaczy, że komuś akurat tak smakuje 😉
Z kiełbasą (białą) kojarzy mi się biały barszcz, zwany również żurkiem lub żurem, powstający na zakwasie mąki żytniej.
To robię okołowielkanocnie:
Do słoika litrowego 2-3 łyżki mąki żytniej, kilka ząbków czosnku, zalewam letnią wodą, stawiam w najcieplejszym miejscu w kuchni i kilka dni czekam, aż się zakisi.
Potem gotuję białą kiełbasę, a na tym „rosole” kiełbasianym (dolewam prawie tyle samo wody) po wyjęciu kiełbasy gotuję włoszczyznę, doprawiam itd.
Nie zabielam śmietaną, dodaję natomiast łychę startego chrzanu (chyba na blogu ktoś podpowiedział, że „u mnie w domu…”, ja skorzystałam z podpowiedzi).
Podaję z białą kiełbaską na talerzu i koniecznie z jajem na twardo!
Krystyno,
wypadły 3 ząbki z zamka, bo wtryniły się weń frędzle od szalika i nijak nie mogłam tego rozsupłać, chociaż cierpliwość wykazałam wielką i zdolności manualne mam całkiem-całkiem. W końcu pracowałam jakiś czas w Tesli (tu znowu *ujawniam*), wrzucając pincetką na taśmę druciki wolframowe, czasami niemożliwej do wyobrażenia cieńkości 😉
No dobra…tyle na zrazie, lecę pod prysznic.
No to co, że już wpół do dwunastej?! Wolna sobota 😉
Duże M – po prostu wieprz jest trefny, więc to ma znaczenie.
Małgosiu, dziękuję za wyręczenie w tłumaczeniu 🙂
Krysi czajniczek jeszcze służy za pachnącą ozdobę, czekoladki od Małgosi podjadamy, pyszne, jeszcze tylko nie zdążyłam posłuchać fado, ciągle coś się dzieje 🙂
„Barszcz burakowy w ogóle mi się nie kojarzy z kiełbasa”
No wlasnie. Mnie sie w zaden sposob nie chce skojarzyc gefilte fisz z produktami wieprzowymi.
Bella Czarnota ma racje, mowiac, ze nie wypada takiego produktu z ryby nazywac gefilte fisz. I w jakim celu, skoro wystarczy nazwac ryba faszerowana czy ryba w auszpiku? To nie jest kwestia indywidualnego upodobania czy sposobu przyrzadzania, lecz fundamentow powaznej tradycji religijnej, ktorej nie ma powodu nie respektowac.
A co do zezwalania przez Kosciol na potrawy miesne w czasie wigilii, to jesli sie nie myle, poluzowanie piatkowego postu wespol z zezwoleniem na zazywane miesa w Wigilie Bozego Narodzenia liczy juz sobie pol wieku, od czasu reform wprowadzonych przez II Sobor Watykanski. Wiekszosc katolikow (bo nie protestantow), ktora wciaz przestrzega bezmiesnosci Wigilii czyni to dzis nie tyle z powodow religijnych co z milosci i szacunku do tradycji i obyczaju wielu pokolen, chcac swietu nadac oprawe szczegolna, inna niz codziennosc.
O cos takiego tez chodzi z tym by nie nazywac szczegolnej dla Zydow potrawy gefilte fisz, jesli jej pzryzrzadzanie jest kpina z tradycji. To mowie ja, Kot absolutie swiecki, szanujacy jednak obie tradycje.
Kocie, to akurat powiedziałam ja, a nie Bella. Ale zapewne też tak uważa 🙂
Zwracam honor, jak mowili w szkole. 😈
W przepisie Gospodarza na rybę faszerowaną wymienione są rodzynki i to one zapewniają tę odrobinę słodyczy. Cukier w tej sytuacji wydaje się zbędny.
Duże M
widzę, że i Ty masz smak na keks. 🙂 Warto spróbować, bo przygotowanie jest proste. Tylko warto poczekać z degustacją do następnego dnia.
W mojej ulubionej kuchennej telewizji chadzają (teraz już w powtórkach) programy pani Malki Kafki – wszystkie poświęcone kuchni żydowskiej. Ciekawe i całkiem porządnie edukacyjne. Pani Kafka nie robi ze swego programu jakiegoś dzikiego szołu (nie lubię!), nie wdzięczy się do widza (nienawidzę!), tylko sprawnie krząta się po kuchni, a w komentarzu jest bardzo merytoryczna. Dzięki niej wiem, co trefne, a co koszerne i dlaczego schaboszczak po żydowsku to oksymoron. Gefilte fisz też pokazywała, ale gotowała je w jakimś rosołku, o ile pamiętam.
No, może zresztą w rosołku gotowała co innego. A tu macie gefilte fisz po Malkowemu:
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_przepis_0-0-6856_gefilte-fisz-w-szarym-sosie.html
Elap-słusznie z racją,owerniackie Puy zieloną soczewicą stoi 🙂
Alicjo-też jestem szczęśliwą posiadaczką sztucznego futerka kupionego okazyjnie za marny pienądz i wiatrem podszytego.Może i nawet nieźle wygląda,ale nie grzeje ani trochę i służy mi jedynie przy okazji wielkich wyjść tudzież wejść 😉
Chleb ma zadanie rosnąć do jutrzejszego poranka.Do pieca trafi skoro świt,w sam raz na niedzielne śniadanie.
Czy ktoś może mi powiedzieć jak się pisze do posła? Albo samej Marszałkini? Jak zaadresować meila? Męczę się z tym od godziny.
Pyro, nie powiem, nie pisalem, aczkolwiek kazano mi pisac juz do Marka Dyducha, podowczas przewodniczacego frakcji parlamentarnej rzadzacej podowczas SLD.
Bardziej interesuje mnie gefilte fisz.
Wroce do tego, ale na razie, dobrego wieczoru zycze!
biuro@johngodson.pl
Albo jeszcze lepiej:
Anna.Bankowska@sejm.pl
Zwroc uwage na duze i male litery. Ale tak wszysc maja.
Pyro,
Szanowny Panie Pośle…
Szanowna Pani Marszałek…
Nemo – formalnie jak i co napisać, to ja przecież wiem – nie umiem tylko zaadresować i mi maszyna odrzuca, a moja prywatna krucjata leży.
Nie ufam nadal lotrowi i wole po kawalku, tak po kawalku, jak odczytuje wszystko to, co tu na ten temat napisano.
Chyle kapelusza przed tym, co napisala Katarzyna Weintraub i zaluje szczerze, ze nie potrafie czegos podobnego. Dzieki szczegolne dla Kota!
Dobry wieczór Blogu!
Zmysły mam trochę przymulone sporą porcją Amarone, ale się melduję po dłuższej przerwie, abyście nie myśleli, że już mnie szlag trafił 🙄 Przerwę spowodowały bardzo przykre i smutne przeżycia na przełomie roku, o których Wam opowiem, jak będę w stanie.
Otóż od sylwestrowego południa do wieczora 2 stycznia byliśmy zaangażowani w akcję ratunkową po wypadku w naszej lokalnie największej jaskini Reseau Siebenhengste (ca 160 km długości i ponad 1300 m deniwelacji), gdzie zginęła 30-letnia dziewczyna, geolog i zawodowy speleolog, pracownica Instytutu Krasu i Speleologii w La Chaux de Fonds. Akcja była bardzo trudna, wzięło w niej udział ponad 50 ratowników, helikoptery etc. Trwała 58 godzin.
Jesteśmy przybici i jak ogłuszeni. To pierwszy od 14 lat śmiertelny wypadek w jaskini. Ofiara osierociła dwoje małych dzieci.
Odezwe sie raz tylko – jesli ktos uwaza, ze „gefilte fish” ma jakis tam zwiazek z „fundamentem powaznej tradycji religijnej” a concilium Vaticanum II z wigilijnym barszczem, to ten nie ma zupelnie pojecia ani o jednym ani o drugim.
Baruch Hashem, ze to tylko na tym blogu – yeder vórem hat zayn dórem, jak mawiali dziadowie – albo na obiad: a katschke mit eyn polke 😉
Mistrzu Adamczewski, tak trzymac!
ozzy
Pyro, podrzucam Ci wzor listu, jaki moja Stara wystosowala do Jaroslawa Kaczynskiego w ubieglym roku, le niestety nie zostal ona skwitowany nawet zdaniem „pacaluj mnie pani w nos!”. Ale najwazniejsze przeciez, ze dala mu szanse sie ustosunkowac.
„Szanowny Panie Posle,
z pewnoscia nie ucieszyl Pana ostatni wybryk Posla Prawa i Sprawiedliwosci Marka Suskiego. Takie zachowania nie przynosza chluby partii, na czele ktorej Pan stoi i jedynie ugruntowuja rozpowszechniona w wielu kregach opinie, ze jest ona fomacja ksenofobii, rasizmu, antysemityzmu i roznych zjawisk z arsenalu przedwojennej skrajnej prawicy. Z pewnoscia jest to opinia krzywdzaca.
Wierze, ze takie postawy sa Panu kompletnie obce.
Dlatego dobrze byloby zobaczyc Panski podpis, Panie Posle, pod petycja, ktora zrodzila sie z odruchu sprzeciwu wobec takich wybrykow jak ten jakiego sie dopuscil Posel Suski, przeciwko stosowaniu takiego jezyka, nawet wowcas, kied komus wydaje sie, ze mowi w „prywatnym gronie” ( w czasie glosowania w Sejmie!). Doszlismy do tego miejsca, panie Posle, ze musimy jakos wspolnie stawiac tame postepujacemu schamieniu zycia publicznego. Pan sam niejednokrotnie do tego nawolywal.
Oto jest petycja do sejmowej Komisji Etyki Poselskiej.:
http://www.petycje.pl/petycjePodpisyLista.php?petycjeid=8375&podpis_rodzaj=1
Dobrze bedzie zobaczyc, ze Panu tez zalezy na tym samym co nam – aby Polska byla przyjemniejszym, badziej cywilizowanym krajem do zycia, a jej publiczni sludzy dawali dobry przyklad obywatelom. ktorzy powolali ich do tej sluzby.
Pozostaje z wyrazami szacunku
xxx”
Na temat ryby faszerowanej powiem tyle, że moim zdaniem to ma być nadziewana RYBA, a nie sam farsz z ryby.
Nazwa „gefilte Fisch” wywodzi się z niemieckiego (gefuellter Fisch lub gefuellte Fische) i oznaczała rybę faszerowaną, całą albo skórę z ryby nadzianą i ugotowaną, a potem ułożoną wraz z łbem tej ryby na półmisku i zalaną galaretą z rybnego wywaru. Tak robiło się u mnie w domu karpia i szczupaka.
Z tego co wiem, to ubodzy Żydzi robili też tę „rybę” z kiełbi zmielonych w całości, bo na karpia nie było ich stać, ale ryba musiała być słodkowodna.
Wraz z marszem potrawy w stronę terenów nie mających z językiem niemieckim nic wspólnego zatraciło się pierwotne znaczenie jej nazwy i teraz nikogo nie razi (mnie tak), że podaje się ją w formie klopsików lub plastrów farszu w galarecie.
Użycie żelatyny do tej potrawy stało się symbolem zdrady i nielojalności wobec USA w procesie Rosenbergów. Uczciwy i lojalny Żyd nie używa Jell-O.
Dopiero wpis Belli wyjasnil mi caly szereg pytan ktore bym mial do postawienia, skoro to tu mialo byc tak dokladnie. Jej wzmianka, ze farszem nalezalo wlasciwie nadziac skore ryby, skrzetnie zachowana, wyjasnia wlasciwie wszystko. Z „gefilte”, z tad piszac, nie mam zadnego problemu, a dla tych co moze nie wiedza wyjasnie, ze chodzi o nadziewanie, co w niemieckim pisze sie gefüllt. Dalszych wycieczek co do jiddisch sobie zaoszczede, bo sa bardziej powolani.
Bardzo slusznie, Nemo. 😈
Pyro, nie wiesz wrzuć na Google.
https://www.google.com/search?q=biuro+poselskie+marsza%C5%82kini&ie=utf-8&oe=utf-8&aq=t&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a#hl=pl&client=firefox-a&hs=Wta&tbo=d&rls=org.mozilla:pl%3Aofficial&sclient=psy-ab&q=biur+poselskie&oq=biur+poselskie&gs_l=serp.12..0i7i30l2j0i7i10i30j0i7i30.22156.22156.2.25127.1.1.0.0.0.0.83.83.1.1.0…0.0…1c.1.09Hr2YZ_eeY&pbx=1&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.r_qf.&bvm=bv.1355534169,d.dmQ&fp=4d3ebf641374d6ae&bpcl=40096503&biw=1030&bih=844
Przepis Malki Kafki mnie zaskoczył – gefilte fisz z mleczkiem kokosowym? 😯 Może by i mnie się w tej wersji spodobała, mam ostatnio fazę na potrawy z mleczkiem kokosowym.
Rozumie Nemo – tu trudno o luz.
Szanowna Pani
Ewa Kopacz
Marszałek Sejmu RP_
Stanowczo protestuję przeciwko wybrykowi posła Arkadiusza Czartoryskiego (PIS)na którego koncie fb przez 5 dni zamieszczony był obraz satanistycznego (odwróconego) krzyża w całości pokrytego napisami „Adam Boniecki”.
Jest to wyjątkowo podłe potraktowanie sędziwego i bardzo zasłużonego kapłana. Ma wszelkie cechy pomówienia, stanowi to atak ad personam. A kimże jest pan Czartoryski w zestawieniu z Adamem Bonieckim? Można nie lubić Adama Bonieckiego, nie podzielać Jego poglądów politycznych, a nawet światopoglądu, ale nie można się biernie przyglądać poniżeniu publicznemu Osoby.
Ja – stara kobieta i drobny wyborca – nie życzę sobie, aby tak zachowywał się jakikolwiek poseł Sejmu RP.
Wierzę, że Pani Marszałek zwróci uwagę p Posłowi i przekaże moje uwagi do Klubu Parlamentarnego PIS.
Pozostaję z szacunkiem
Oczywiscie, ze nadziewana byla skora rybia lub dzwonka. Mnie tez raza pulpety, ale rozumiem przeciez, ze dzis malo komu sie chce na codzien, a nie od wielkiego dzwona, wykoywac te skompliowane operacje w kuchni. Nawet baby sie zrobily jakies takie… leniwe.
Przy okazji, nie spotkalem sie tez z tym by polmisek dekorowac jeszcze jajkiem, ale to jest drobiazg. Do dekoracji sluza plasterki ugotowanej w rybim bulionie w calosci marhewki oraz sporo posiekanej naci pietruszki. Jajkiem natomiast sa zawsze udekorowane ryby w dworcowych restauracjach – ktore zreszta calkiem lubie.
No i tak – podaje sie sie z chrzanem badz cwikla. W moim domu podawano takze z kluseczkami na zimno, polewanymi rzadka galareta, ale z tym zwyczajem sie tez w innych domach nie spotkalem. Chodzilo z grubsza o to, by na szabatowym stole wszystko bylo gotowe, niczego nie trzeba bylo podgrzewac, a z dan goracych wyjezdzal na stol czasami przygotoway i wstawiony do pieca poprzedniego dnia czulent. Nie przepadam osobiscie.
W moim domu niczeo z tych rzeczy nie przestrzegano, nie przestrzegano szabatu, szynka czesto w domu bywala. Ale tez nie majstrowano przy gefilte fisz dodajac do niej niestosowne rzeczy. Glowa karpia byla szczegolnym przysmakiem – bo jest bardzo dobra. I zawsze ryba byla nadziewana, a nie w formie kotlecikow.
Az do czasu odkrycia sloikow Manischewitza (w Europie robionych w bylej Jugoslawii). Z Maniszewitza robilo sie oszukancza gefilte fisz, polegajaca na zlaniu calej galarety do garnuszka, ugotowaniu w niej marchewki, pokrojeniu tej marchewki, ulozeniu plasterkow miedzy pulpetami na polmisku, polanie plynna galareta, dodaniem pietruszki i wstawieniu do lodowki, by znow skrzepla. Tym sposobem udalo sie pare razy oszukac gosci, przekonanych, ze wszystko bylo robione wlasnorecznie, bardzo chwalacych kucharke, czyli moja Stara. Niestety, Stara jest ostatnio tak leniwa w kuchni, ze szkoda gadac. Caly czas by oszukiwala!
No i właśnie – to należy wysłać, a nie umiem,
Bardzo sie, Pyro, ciesze, ze dalas upust swemu oburzeniu.
Publiczni sludzy pobierajacy pensje z Twojej kieszeni powinni pamietac ze przed Toba odpowiadaja.
Nie jestem natmast pewna czy osobom publicznym, nawet zasluzonym. przysluguje okazywanie wiekszego szacunku niz osobom niepublicznym. Ale to juz jest takie moje skrzywienie amerykanskie. W USA bardzo trudno jest kogos ukarac za zniewage osoby publicznej, znacznie latwiej za zniewage osoby prywatnej, ktora jest bardziej przez prawo chroniona. A w wypadku osoby publicznej nalezy udowodnic „zlosliwe zamiary”, co bywa nader trudne.
Tym niemniej uwazam, ze na takich jak Czartoryski nalezy ze wszech miar wywierac presje spoleczna. Inaczej chamienie bedzie postepowac.
Pyro, skopiuj i wklej na wlasnej poczcie:
Ewa.Kopacz@sejm.pl
Oczywiście list mój jest podpisany. Do biura poselskiego już wczoraj napisałam, jutro napiszę jeszcze do diecezjalnego biskupa p.ACz – on jest takim „pokazowym” katolikiem (poseł, nie biskup) obrońcą krzyża i w ogóle figurą przy komży – no, to niech go pouczą. Tym paskudom się wydaje, że im wszystko wolno, bo nikomu nie chce się użerać. A chała! Jestem ciekawa ile zamieszania potrafi zrobić jedna, samotna i wściekła staruszka. Choćby tyle, żeby macierzysta partia }”takiego syna” zastanowiła się przy tworzeniu list kandydatów, czy opłaca się inwestować w gościa, wokół którego snuje się smrodek,
Ach, pomalu u mnie w glowie leci, a chcialem jeszcze Belle zapytac w zwiazku z dalszymi detalami.
Wskazowka na talmudyczne zrodlo mielonej ryby na szabat (chodzi chyba o to, ze dlubanie w rybie i wylawianie osci bylo w szczegolnej wykladni zbyt „pracowite”, aby bylo do pogodzenia z tym szczegolnym dniem) jest dla mnie, ktory „zydowszczyzne” (przepraszam za kolokwializm) zna wlasciwie tylko od strony Horacego S., lub Salci L., jest poszerzeniem wiedzy na ten temat.
Zafrapowala mnie jednak wzmianka o tej szczegolnej okazji do zblizenia. Do tego musze jeszcze wrocic.
Kocie – dziękuję, miałaś rację – poszło.
Nemo – miałaś traumatyczny przełom roku, a góry jeszcze raz pokonały człowieka.
nemo
5 stycznia o godz. 20:18
Bardzo przykre. Mam porównywalne wspomnienia z gór, dawno temu.
„raz, kiedys, holofernes, zmeczony judyty narzekaniem, rzekł:
okej, graszdanka, obcinajcie łeb…”
No, dalsze nurtowanie nie ma sensu, bo debata przesunela sie i innym kierunku.
O wypadku nadają media, ale nawet te bulwarowe bez taniej sensacji i żerowania na uczuciach. Zresztą zaraz potem jakiś psychopata w kantonie Wallis postanowił załatwić porachunki rodzinne i zastrzelił trzy kobiety oraz zranił kilka osób, a to temat ciekawszy dla mediów.
Dziś, po raz pierwszy od tygodnia, pojechaliśmy trochę w góry. Pogoda była przepiękna, ale żałowałam, że piersiówka z koniakiem została w domu 🙁 Trasa biegowa była znowu twarda jak beton i zlodowaciała, szybka jak tor bobslejowy 🙄
Jutro pójdziemy tam z przyjaciółmi powędrować po grani. Rakieciarze wydeptali szlaki, śnieg po deszczach jest twardy, można iść bez rakiet. Podeszliśmy kawałek w butach do biegania, i tam, gdzie w ubiegłym roku zapadaliśmy się po uda, dziś szło się znakomicie i o połowę krócej. Pogoda ma się utrzymać.
Nemo – w czasie Warszawskiego Mini-zjazdu martwiłyśmy się Twoją nieobecnością. Myślałyśmy, że bawisz w stolicy. /tak nam się wydawało/, a tu takie nieszczęście. Bardzo, bardzo smutno.
Teraz dopiero zobaczylem o tym wypadku w pieczarze i o akcji ratowania. To, myslalbym, jakis okropnie nebezpiecxny zawod.
Barzdo smutne, ale zrobiliscie wszystko co bylo mozna.
Pare dni temu ogladalem w tv wielka akcje ratowania, ale nie ludzi tylko 60 koni ze straszliwej powodzi. Tez wszyscy sasiedzi pomagali, w tym Zara Philips ( wnuczka krolowej, corka ksiezniczki Anny) wraz z mezem. I udalo im sie wszystkim wyprowadzic konie na wyzsze i suche tereny, choc zwierzeta okropnie sie baly i czasami stawialy opor, gdyz woda siegala im do nozdrzy i czasami zalewala glowy. Akcja ratowania trwala tez wiele godzin. POtem wszyscy poprzynosili koce i opatulili konie, zeby sie nie przeziebily. Byly tez bardzo wyglodzone i kazdy kto mial podzielil sie wlasnymi zapasami siana.
Bracia i Siostry – Oneg Shabbat. Powinno być radośnie, a nie wściekle. Perfekcyjnie przyrządzona ryba bez miłości to jedynie ryba. Proszę się nie bić, proszę się nie przezywać, proszę się nie oskarżać.
Sąsiadki Sister – Thank You 🙂
Pareve Placek
Cosik mi się zdaje, że miałam klasycznego gefilte fisza na Wigilię. Był to szczupak w całości – znaczy, skóra w całości, nadziany własnym zmielonym mięskiem i misternie uwinięty na półmisku, a galareta (nie wiem z czego, ale podejrzewam, ze poszli na łatwiznę w tym Chiefie) utrzymywała zwój w stanie zwojowatym. Nazywało się to kompletnie bez sensu „sztufada ze szczupaka w auszpiku” i musiałam prosić kelnera przyjmującego zamówienie, żeby i powiedział, co to takiego.
Goście twierdzili, że pyszny – ja byłam taka zmarnowana, że nawet drania nie spróbowałam. Wygladał imponująco i stanowił ozdobę stołu. Zwłaszcza ta zębata szczupacza morda.
Eh, Placku,
nie przesadzasz? Oszczędź trochę tej oliwy na większe konflikty 😉
Nikt się tu przecież nie bije, ani nie przezywa.
Albo ja czytam nieuważnie i mam problemy z percepcją 🙄
Gdyby ktoś chciał sobie wyobrazić skalę wydarzenia, to tu jest mały plan tej okolicy
Upiekłam chałkę na jutrzejsze śniadanie z przyjaciółmi.
Po tym winie zaprogramowałam czasomierz na 40 minut zamiast na 30 🙄 Niewiele brakowało, a by się przypaliła, ale intensywny zapach mnie przywołał do rzeczywistości i wyjęłam ciasto z pieca w 38. minucie. Wygląda chyba nawet lepiej niż zwykle 😯
Od teraz będę piec chałkę 38 minut 😉
Kolację zjadłam, a na widok chałek Nemo, chcicę jakowąś poczułam; imponujące.
Nisiu – ja, jak wiadomo w temacie ryb gotowanych jestem po konsumenckiej stronie, ale zainteresowana tematem poryłam nieco w książkach. I co mi wyszło z tego? Ano, że ryba w skórze nadziewana farszem z niej samej, to ryba w galarecie albo auszpik z ryby. Natomiast taka ryba gotowana (sam farsz) w serwecie, potem krojona w plastry, to „talarki z ryby” u p Teslara „talarki z ryby na Wiliją”. W# tej XIX w książce od Inki są ryby do bufetu „po żydowsku” i wszystko tam, jak u Kota i Belli ale wywar jednak z całą włoszczyzną – to ja już nie wiem.
Tak czy inaczej, sztufada jest pieczenią wołową szpikowaną słoninką, hehe.
Z tą włoszczyzną to już są warianty poszczególnych gospodyń – jedna nie da tego, druga owego… To samo z przyprawami.
Nieżyjący już znajomy moich rodziców podejmował mnie kiedyś w Izraelu zmodyfikowaną przez siebie, „hinduską” wersją gefilte fisz – na ostro, z curry, ale też z rodzynkami. Pycha 🙂
Czyli boeuf a la mode 😉
Stufato = duszony na wolnym ogniu
Czyli klasyk bawarskiej kuchni Boefflamott 😉
4 godziny w piecu i mięso jest miękkie jak masło. Dobrych kawałków (łopatka) nie trzeba nawet szpikować słoniną.
Sztufadę robią i ze schabu, a jak się uprą, to widać i ze szczupaka 😉
Pyro,
gastronomia to sztuka, a artyści miewają fantazję 😉
Nemo – Moim skromnym zdaniem to nie ja przesadzam, a naśladowcą świętego Franciszka także nie jestem. To miał być nowy, lepszy rok, a już pierwszego dnia Cichal przestał mnie lubić (a lubił mnie, oj lubił), a Kot podrapał Gospodarza do krwi, sam przyznając, że tak naprawdę Jego Starej fish gefilte nie jest, a leniwa fisz. Pyra nie tylko posła ale i siebie samą przezywa. Gdy czytam słowa takie jak łajza, idiota, świnia czy buc nie jestem zaszokowany. Zasmucony jestem.
Yup.
Odwrócony krzyż z rybą kością w gardle mi staje, ale to ja przesadzam. Kochany był ten stary Zilbersztajn, bo dzieciom smakołyki przynosił i o żydowskiej Wielkanocy opowiadał. Piękne to było, tylko taka jedna przeciwko chałce z szynką protestowała.
Gimme a break, do kaduka, chyba że przesadzam 🙂
Gospodarz nie ma koszernej kuchni, a zatem ugotowanie przez Niego jakiejkolwiek koszernej potrawy nie wchodzi w rachubę. Wnoszę o łagodny wymiar kary. Co prawda „fish” to ryba angielska, ale przecież Go za to nie pobiję 🙂
Nie tylko wieprzowa żelatyna nie pasuje do ryby, ale i polityka faszerowana religią.
Polecam gehakte fisz
Cała uczta
Kucharki, Adrienne Cooper, nigdy nie zapomnę
A ja polecam fish and chips w barze na Szetlandach… tylko uważajcie, żeby Wam octem nie polali!
Nic mi nie pasuje do niczego.
Wszystko do wszystkiego też bynajmniej 🙄
Pyro Prosiłem cię wcześniej: daj spokój z pisaniem listów. Poglądów takich ludzi nie da się zmienić. Mają je wdrukowane na stałe.
Wolę wierzyć w to że o zdjęciu pan Poseł nie wiedział, nie zauważył, że bez jego wiedzy zostało wklejone i zalinkowane .
Najbardziej smutne z całego zdarzenia jest to , że dla nikogo z jego ponad trzech i pół tysiąca znajomych zamieszczona grafika z odwróconym krzyżem nie stanowiła problemu. Dziś wylogowałem się z Facebooka na stałe. Okazuje się , że może być to bardzo niebezpieczne miejsce. Ja w czymś takim nie chcę brać udziału.
Pyro po przeczytaniu wcześniejszych twoich wpisów dotyczących ACz zaczynam żałowąć że podzieliłem się informacją o jego koncie na FB . Teraz jestem już pewny , że za obronę ks Bonieckiego zeżrą mnie z butami. To ich miasto i mają pełnię władzy. Takich rzeczy się nie zapomina.
http://www.tokfm.pl/blogi/rp-chlewnia/2013/01/facebook__swiat_orwella_w_xxi_wieku/1?bo=1
http://www.instytutobywatelski.pl/blogi/tak-stoje-inaczej-nie-moge
Marku
Pyra ma rację, pisząc listy i protestując. Obywatel POWINIEN dać głos, jeśli coś mu się nie podoba. To jest wręcz obowiązkiem, głosowanie to jedno, a wymaganie od posła czy wybranych dotrzymania obietnic – to najpierwsze.
Ja tu wydzieram się (kulturalnie, ale zawsze stanowczo), jeśli coś mi się nie podoba.
Nie można myśleć – o, ja biedna mróweczka, ode mnie nic nie zależy, co mój głos znaczy… Znaczył w wyborach, więc od wybranego oczekuję, a co!
A moze, niech by sie w tej Ostrolece troche rozbuchalo. Pan Cz. modli sie aby sprawie nie nadac rozgolosu. Jestem pewna, ze do parlamentu dostal sie „psim swedem” poniewaz wiekszosc miala nadzieje ze glosuje na pana hrabiego, dla ktorego honor i szacunek dla adwersarzy ma znaczenie pierwszorzedne. A tu taki psikus….
Oj! Chyba sie zagolopowalam. Wszak tutaj nie miejsce na takie dysputy.
No to u mnie jutro kaczka. Najzwyklejsza, z nadzieniem z watrobek, masla,
natki petruszki /duzo/ i tartej bulki. Dyzurne i szczypta nutmeg. Do tego czerwona kapusta z jablkami i proszeni goscie.
Dzien dobry,
Krystyno, Bello,
Dziekuje za wyjasnienie sprawy agaru. Pytanie zadalam bez przewiniecia komentarzy, a wpis Belli musial prawdopodobnie czekac na moderacje jako nowy.
Pyro,
Mnie cieszy, ze sa ludzie ktorym zalezy.
Nemo,
Przykro mi.
No i masz babo placek (przepraszam Placka). Marek – na Boga Ojca! Przecież to tylko dlatego jest „ICH” miasto, że wszyscy inni gębę w kubeł! Ja nie mam z tym miastem nic wspólnego – mieszkam o setki kilometrów, ani mi kto brat, ani swat. A kraj jest jeden i dla wszystkich. Mam prawo oceniać postępowanie ludzi wybieranych w wyborach powszechnych tym bardziej, że zgodnie z prawem polskim p ACz nie jest posłem Ziemi Ostrołęckiej ani Kurpiów nawet, tylko przedstawicielem całego kraju, a więc i moim.Jeżeli się pewnych zachowań nie zdusi w zarodku, to może nastąpić tylko eskalacja. A ja nie chcę!
Kolejna odsłona działalności facebookowej posła:
http://www.moja-ostroleka.pl/ostroleka-artykul,1357407418,3.html
Placku, odzywaj się częściej to ja już nie będę musiała, a moje myśli w Twoich palcach wyglądają o niebo lepiej.
Doroto z sąsiedztwa, ależ zdaję sobie sprawę z pożądanej nieobecności wieprzowiny, przyjmijmy, napisałam, że żelatyna nie będzie wieprzowa. Jak napisała Małgosia W. do czasu kłopotów z „szalonymi krowami”, żelatyna była głównie wołowa.
Obraz Jana Styki
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/ScrapbookPhotos#slideshow/5830288057657288722
Placku,
dzięki za przypomnienie niezapomnianej Adrianne Cooper, swego czasu częstego gościa festiwali w Krakowie i Warszawie. Już ponad rok, jak nie żyje, drugiej takiej nie będzie.
Dzisiaj Boże Narodzenie wg kalendarza juliańskiego. Jeżeli jest wśród nas, albo podczytujących Gości ktoś wyznania prawosławnego, greko-katolickiego (w starowierów nie wierzę) to najlepsze życzenia.
no, tak, nie bez kozery mowi sie: kuchnia poltyczna…
@pyra, to chyba kierenski w pamietnikach napisal, ze tak wlasciwie to jego rzad obalily kucharki ,a we francji tez mowi sie, ze nie obyla sie bez nich zadna rewolucja 😉
typowy przyklad clash of cultures widzialem kiedys, zreszta w polsce, w hotelu „poznan” w poznaniu, gdy jeden arab podskoczyl przy stole, niczym ukaszony przez tarantule,
bo zaserwowano mu sznycel…wieprzowy.
Byku – ja gotuję, ale nigdy w życiu nie czułam się kucharką – ani rewolucyjną, ani żadną inną. Nie ten poziom zawodowy. No i ja lubię gotować.
Trzydzieści pięć lat temu przyrzekłam sobie uroczyście : nigdy więcej żadnej ideologii; niech się inni wygłupiają, Ja będę żyła wyłącznie jako dość przyzwoita jednostka i ewentualnie będę baczyła żeby ideologie nie zaczęły rządów w moim kraju.
U mnie namiastka zimy, bo mokry śnieg pobielił trochę ziemię i drzewa, ale już w Sopocie, dokąd wybraliśmy się na przechadzkę, padał deszcz. A parasol, który na stałe leży w samochodzie, został w domu. Zresztą na molo było ślisko od deszczu, a na tymczasowym lodowisku wprawdzie pustki, za to muzyka ogłuszająca , ale nie zagłuszająca ogregatu chłodzącego. Wkrótce więc dołączyliśmy do pożeraczy kalorii w Domu Czekolady.
Sopockie widoki są dość znane, ale ja bardzo lubię ciekawostkę w postaci niebieskiego drzewa. Ja znam tylko to jedno, bo przejeżdżam obok niego, ale jest ich więcej. http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://x.garnek.pl/ga8493/4ecbe89c58557a10091307a3/niebieskie_drzewo_sopot.jpg&imgrefurl=http://www.garnek.pl/katka12/10091307/niebieskie-drzewo-sopot&h=800&w=654&sz=105&tbnid=ya8XAmuKiWk9TM:&tbnh=97&tbnw=79&prev=/search%3Fq%3Dsopot-%2Bniebieskie%2Bdrzewo%26tbm%3Disch%26tbo%3Du&zoom=1&q=sopot-+niebieskie+drzewo&usg=__peJ_wnzqvcdpw5ZSLCrLI023iEU=&docid=MY2ooEVEtIhp4M&hl=pl&sa=X&ei=vH7pUP-MCIbJsgbolYDoBg&ved=0CC4Q9QEwAA&dur=2258
Widzę, że wciąż powraca temat wieprza 😉 Jakby kto się dziwował, dlaczego w kulturach bliskowschodnich nie jada się go, to źródła tego zwyczaju najpewniej wynikają z gorącego klimatu i dobrze w nim rozwijającej się trychinozy.
witam cie byku i ciesze sie zes jeszcze przy zyciu 😆 w nowym roku
uff! uszedles w goracym okresie wszelkim rytualnym mordom 😆
dbaj o siebie, wszak sam widzisz, ze na wieprza malo kto ma ochote 😆
Alicjo,
to rzeczywiście jest zdjęcie sukulentu, konkretnie euphorbie tirucal czyli wilczomlecza ołówkowego
http://www.google.pl/search?q=euphorbia+tirucalli&hl=pl&tbo=u&rlz=1G1TSEH_PLPL502&tbm=isch&source=univ&sa=X&ei=F57pUKecCfD64QS1zYCgCA&ved=0CDIQsAQ&biw=1280&bih=625
Cichalu, dziękuje za zdjęcia.
A jak Twoje kaktusy Pepegorze?
Znakomite śledzie mi się zdarzyło znaleźć w „Baltic Deli”, mówię o tych z suszonymi pomidorami. U nas w Baltic kosztują 6.99$
Mnóstwo cebuli (tak lubię!), sporo ziół, no i suszone pomidory, wszystko w oleju. Najlepsze śledzie „ze słoika”, na jakie udało mi się kiedykolwiek trafić i po wytrawnej stronie. Jeszcze bym je trochę przyostrzyła, ale i tak są dobre. Chciałam znaleźć zdjęcie, znalazłam to:
http://dlalejdis.pl/artykuly/sledzie_domowe____a_jednak_niezupelnie
Jagoda,
pytałam o Twojego sukulenta, bo ja mam podobną roślinę, ale te patyczki są chudziutkie i roślina jako taka wcale nie jest wybujała, a Twoja bardzo mocarna na oko, z fotografii sądząc.
Mam to od lat, świsnęłam kumie z doniczki (jak prawie wszystkie rosliny, które mam – w ilościach zresztą 😉 ) i nie wiem, jak to się nazywa.
Ale patrz, jak ślicznie te moje chudzieńkie patyczki kwitną czasami:
http://alicja.homelinux.com/news/Kaktusik.jpg
Alicjo, zazdroszczę śledzi. U nas takich brak. Muszę sam robić! Na szczęście nie muszę sprawdzać cebuli czy jest political (religion) correctness!
Posyłam obrazki zimowe i chleb irlandzki z rodzynkami na piwie
A my dalej na narty!
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/Zima2013#slideshow/5829978191459570754
Cichalu,
zabezpieczę parę słoików dla Ciebie.
Cichalu – zima śliczna (u nas nie uświadczysz) a już chleb wygląda pięknie. Mnie tylko w chlebach irlandzkich przeszkadza to, że one zwykle na sodzie, A ja nie przepadam za wypiekami sodowymi.
U mnie też zima piękna, ale wszystko zaczyna spływać powoli, u nas „guronco” +2C.
Jerzor poleciał biegać 🙄
Ja z książką na kanapkę.
Zima u nas 2 stycznia 2013, było wtedy cuś koło -20 z nakładem.
To dla naszego ulubionego Zwierzątka z antypodów, Echidny. Otóż ta miejscowość PERTH się nazywa 😉
Mniej więcej w połowie drogi z Ottawy do Kingston.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4805.JPG
No i zobacz, jak nie dopilnuje, to wzywaja mnie do tablicy.
Jagodo, wiekszosc kaktusow porozdawalem miedzy sasiadow, a zatrzymalem co cenniejsze – a te sa zwykle te najmniejsze. Umowilem sie z sasiadami, ze wiosna przyjde po zaszczepki tej, czy tez innej spezies.
Alicjo, Ty masz rhipsalis, tzn tzw „prawdziwy” kaktus, Jagoda ma euphorbie, tzn „tylko” sukulenta. http://de.wikipedia.org/wiki/Rhipsalis
Trzej Królowie przejechali dzisiaj w licznym i barwnym orszaku od pl.Zamkowego do pl.Piłsudskiego:
http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1678711,orszak-trzech-kroli-przeszedl-przez-stolice-zdjecia,4206663,id,t,zid.html#galeria
Wybraliśmy się,więc w południe na Krakowskie Przedmieście i mieliśmy okazję obejrzeć królewskie oblicza na żywo i z bliska. Wróciliśmy do domu z okolicznościowymi koronami na głowach 🙂
Impreza odbywała się też zresztą w innych polskich miastach.
Danuśko – Trzej Królowie rozhulali się, jak Polska długa i szeroka. U nas też jeździli z paradą.
Wiecie Wy co, Przyjaciele? Te obiecane naszym panom nalewki na potencję, są jakoś chyba kazionne. Raz pisałam – klawiatura wysiadła; teraz pracowicie nastukałam obydwa przepisy (fatalnie si pisze, bo z nowej, zbroszurowanej książki) czego się jednak nie robi dla kolegów – nawet jeżeli wyglądają, że ho,ho! No i stukałam, coś trąciłam i frrrr – w czarną dziurę. Trzeci raz chyba nie napiszę. Mogę co prawda sama nastawić, a potem wręczać upominki, ale….taki pokaz braku zaufania? Nie uchodzi.
Senkju, Pepegor!
Zapytaj o coś „na jedzonym” (jak mawia Jerzor), zaraz dostajesz odpowiedź 🙂
Po spacerze Traktem Królewskim w doborowym,królewskim towarzystwie zjedliśmy królewsko-rozgrzewający obiad i pojechaliśmy obejrzeć kucharkę,która wprawdzie nie gotowała dla króla,ale dla prezydenta.Wymagania chyba jednak podobne 😉 http://www.filmweb.pl/film/Niebo+w+g%C4%99bie-2012-654388
Ten film trzeba koniecznie oglądać po obiedzie.Ci,którzy interesują się kuchnią nie będą się na nim nudzić,chociaż recenzent jak wyżej nie zostawił na filmie suchej nitki.
A chleb udał się znakomicie 🙂
U źródła tego sukcesu leżą zakwasowo-piekarnicze dokonania Magdy i Małgosi. Dzięki Dziewczyny !
A co myslisz Pyro,
jak ma pomoc, to moze moce nieczyste sa w grze? Kto wie, jak sie to ma do planu PB?
Witajcie,
Właśnie rzuciłam okiem na stronę restauracji p. Gessler http://www.slodkislony.pl i zaczęłam zgrzytać zębami… Nie, nawet nie od różu. Zęby same się zaciskają na widok „ratatui”, „vinegreta”, „fetucini” i „pasha” 😯 . Na tym tle ogórek kiszony w kanapce śródziemnomorskiej czy”pierozki z cielecina” to drobiazg. Może jestem przeczulona, ale nawet taka celebrytka jak p. Gessler powinna chyba znać język polski albo przynajmniej oryginalne nazwy potraw? Niechlujstwo językowe się kłania i bynajmniej nie zachęca do wizyty w wyżej wymienionym przybytku.
Danusiu – gratuluję chleba. Jakoś nie starczyło mi cierpliwości. A bardzo lubię domowy chleb.
Pepe – nie wiem, czy pomoże ale Chińczycy chwalą.
Doping to doping Pyro i wyklucza z uczestnictwa w… olimpiadzie, np.
Kontestuję panią Gessler z następujących powodów:
– pretensjonalna do bólu, co się wyraża w okropnie kiczowatych dekoracjach i w tych właśnie kartach dań, co to wkurzyły Ewę
– droga niepomiernie (tatar prawie 50 zł, a ja jadłam kotlety jagnięcie co mi wyszły 20 zł od gryza)
– żadna rewelacja smakowa
Niestety, i tak chodzę do jej Gara (tam były te kotleciki), bo kiedy się kończą koncerty w Filharmonii, to na pogaduchy z kumosiami tam najwygodniej – przez ulicę. Ostatnio zamówiłam pizzę i była ona znakomita (ciasto cienkie i kruche, bene, bene).
Dobry wieczór Blogu!
Weekend na śniegu przywrócił nas trochę do równowagi. Słońce, wysiłek, endorfiny, rozmowa z przyjaciółmi… i już człowiekowi lepiej. Przyjaciele zabrali na wędrówkę tradycyjne ciasto „trzechkrólowe”, ale nikt z nas nie został królem 🙁 Zjedliśmy prawie wszystko, został jeden kawałek dla ich córki i pewnie w nim jest figurka króla 😉 Jeszcze się nam taka sytuacja nie zdarzyła.
Dzień zaczął się dość chaotycznie, bo w momencie, kiedy kończyliśmy przygotowania do śniadania, a goście stali w progu, zadzwonił telefon i okazało się, że policja do zamknięcia sprawy wypadku potrzebuje prywatnych rzeczy ofiary, tymczasem nikt nie wie, gdzie jest Jej portmonetka, obrączka etc. Sprawdziliśmy wśród rzeczy zdeponowanych w naszym garażu (jej towarzysz wyprawy dał nam plecak z różnymi przedmiotami do zabrania po akcji ratunkowej) i znaleźliśmy. Trzeba to było dostarczyć policji, potem mogliśmy się zająć naszymi planami, ale sprawa tego wypadku zajmowała nas znowu cały dzień. Jest tyle dręczących pytań, w piątek będzie pogrzeb…
Przeżycia ostatnich dni nie dają nam spokoju.
Byliśmy pierwszymi osobami (bo mieszkamy najbliżej), które z termosem gorącej herbaty wyszły naprzeciw kolegi, który wydostał się z jaskini i wszczął alarm. To nam zdał pierwszą osobistą relację, z nami czekał na przybycie policji i pierwszych ratowników w helikopterach. Potem to my odebraliśmy na dworcu męża i rodziców ofiary, zawieźliśmy w góry i towarzyszyliśmy im w nocnym marszu przez zaśnieżony las do otworu jaskini. Byliśmy z nimi, gdy ratownicy wydobyli na powierzchnię ten niewielki ubłocony kokon z ich najbliższą osobą w środku… Na bielutkim świeżym śniegu, w ciszy i ciemności rozświetlonej migotaniem świec, pod mroźnym, rozgwieżdżonym niebem… Potem zejście za toboganem wiozącym Ją w dół. Te tragiczne, ale też piękne obrazy wbiły się w pamięć na zawsze…
Przepraszam, rozklejam się, a to nie mój styl 🙁
Ewa…
ja omijam z dziesięciometrowym kijem (to takie powiedzenie u nas) stronę i opowieści tej pani, podrzucane tu i ówdzie w gazecie.
„Celebryta” to jest słowo-klucz. Wystarczy być, wystarczy firmować nazwiskiem.
Oj, chyba naprzeciw koledze…
Pora zająć się czymś innym. Może obejrzę jakiś kryminał 🙄
Nemo,
Nie masz za co przepraszać…
A propos nazewnictwa, to po polsku prawidłowo będzie chyba „gefilte fisz” 😉
Wielkie mi co…każdy ma prawo się rozkleić i to jest bardziej ludzkie, niż udawanie Olafa Mocarnego.
Nemo-przecież to normalne,że się rozklejasz.Rozumiemy to doskonale,
na pewno nie jest łatwo otrząsnąć się po takich przeżyciach..
O p. G. nawet gadać mi się nie chce, chociaż ja się u niej nie żywię. Dla mnie odrażający typ kobiecości. Podobno jednak dla TVN-u zarabia masę forsy.
Pepe – jak zrozumiałam, te nalewki nie działają na zasadzie dopingu tylko regulacji krążenia, dotlenienia tkanek itp. Pełna okresowa kuracja, to 1 l nalewki -na 20 dni po 50 ml dziennie. Druga z nalewek (na kolcowoju) jest dawkowana jeszcze oszczędniej – 20 ml i działa anty-miażdżycowo, pomaga również na nagłe rozbłyski przed oczami (to właśnie objaw miażdżycowy) Irka może zainteresują nalewki na rucie (anty-reumatyczne) i kilka innych
Nemo – wstrząsające przeżycie; szczególnie scena nocn przed jaskinią i ten powrót za toboganem. Straszne, smutne i piękne.
No, nie jest łatwo, Danuśko.
Dziękuję Wam za zrozumienie. To tak falami mnie nachodzi, ale już mi trochę lepiej.
W drodze pod dzisiejszą górę spotkaliśmy wędrującą z córką wdowę po Ponurym Chłopie. Wracały już z trasy, którą skróciły, niespokojne z powodu dziwnie działającej automatycznej skrzyni biegów w samochodzie, którym przyjechały na halę. Po dłuższej debacie doszliśmy do wniosku, że lepiej tym autem już w dół nie zjeżdżać (droga jest kręta, stroma i wąska) i wysłać po nie pomoc drogową. Niewiele brakowało, a Osobisty zawróciłby i zawiózł je do domu naszym samochodem, ale panie doszły do wniosku, że któryś z wracających narciarzy je zabierze, a jak nie, to poczekają na nasz powrót. Obie sympatyczne i atrakcyjne, więc po naszym powrocie już ich nie było 🙂
Nemo, używacie toboganów, nie akii?
Czegoś takiego, co może fachowo nazywa się akia albo pulka, ale potocznie mówi się tu „tobogan” i wszyscy wiedzą, o co chodzi.
Nemo, nie wiedziałam, że byłaś tak blisko tej tragedii. Brak słów, współczuję bardzo.
Nemo,
nie ma powodu wstydzić się ludzkich uczuć. Trzymaj się.
Alicjo,
pepe wszystko wyjaśnił.
Podczytuję prasę polską. Jestem ateistką, ale nie spodziewałam się takich słów od, moim zdaniem, w miarę postępowego biskupa Pieronka:
„ateiści doprowadzili kraj do ruiny. Niech siedzą cicho”
Ekskjuzżemła?!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13151957,Bp_Pieronek_Ateisci_doprowadzili_kraj_do_ruiny__Niech.html
Chroń mnie Panie Boże od wszelkiej religii….
Faktycznie, juz zapomnialem.
Wczoraj sie odnosilem do przeczytanego, ale nie dokonczylem, bo Nemo doniosla o tym, co sie stalo – nie wypadalo juz tak, jakbym chcial dalej.
Nastrojowo teraz poprawnie, bo Dionne Warwick z odtwarzacza, bo odkopalem w piwnicy.
Jasne, ze masz, Nemo Twoj wstrzas, ale z tego co wywnioskowalem, nie macie z tym wypadkiem jakiegokolwiek zwiazku. Ze nie zapomnisz – nie mamy, na szczescie – doswiadczen traumy wojennej i mamy takie pojedyncze doswiadczenia.
Pan Bóg, jeśli istnieje, nie potrzebuje pośredników pomiędzy nim i człowiekiem. To ludzie stwarzają rytuały i potem toczą wojny o to (patrz – dyskusja o gefilte).
Religia to nic innego, jak polityka, usiłująca zebrać swoich wiernych w klamerki. Nihil novi.
Moje doswiadczenie „kluczowe” mialo miejsce trzydziescipare lat temu, gdy za plotem mojego ogrodka, oswobowka zderzyla sie czolowo z ciezarowka i bylem pierwszy na miejscu wypadku. Czlowiek za kierownica byl miedzy siedzeniem a kierownica praktycznie „zamkniety”. Dychal jeszcze, ale ze wszystkich jego otworow w twarzy juz krwawil i nie bylo nadzieji dla niego.
Pisze o tym tylko dla tego by podzielic sie doswiadczeniem, ze wbrew temu co bym oczekiwal po sobie, zabralem sie do czynnosci ktore uwazalem za sensowne, nim dojechala pomoc techniczna (zadzwonil kto inny, pod oknem ktorego to mialo miejsce). Probowalem wiec cofnac siedzenie, aby umozliwic wyciagniecie delikwenta i nie obchodzilo mnie wcale, ze zakrwawilem cale me odzienie. Potem i tak straz musiala mechanicznie rozciagac woz i ciac pila blache.
Czlowiek w tym czasie umarl.
Ciekawe doswiadczenie, ze w takim wypadku udalo mi sie wylaczyc zupelnie caly subiektywny bagaz i moglem dzialac zupelnie sensownie w stosunku do sytuacji.
Pepegor – to chyba normalne i powszechne, że w sytuacjach ekstremalnych mobilizujemy się do pomocy, akcji ratowniczych, itp. Reakcja przychodzi później, po ustąpieniu przyczyny stresu – wtedy mogą wystąpi dreszcze, płacz itd. To bardzo ważna funkcja mobilizacji w razie zagrożenia. Często opowiadają o tym sanitariusze wojskowi po powrocie z frontu, ratownicy w pożarnictwie i inni.
Sub sole, Alicjo. Spod wspaniałego słońca wróciliśmy z nart. Góra nie wielka, ale obróciłem 16x i nogi też wlazły mi do podniebienia. Ewa snuła się po okolicznych pagórkach na biegówkach. Wzbudzała podziw tonkinowymi kijami, nieznanemi w XXI wieku. Ja też oldshoolowo, bo w jeansach. Z narciarskich niestety wyrosłem. Narty i buty też były oglądane z zaciekawieniem przez współwyciągowiczów, bo są z końca wieku ubiegłego.
Wcześnie przeczytałem tekst Doroty, dlaczego świnina jest obrzydliwa! Absolutna racja. Wiele przepisów religijnych ma korzenie higieniczno-zdrowotne. Tylko dlaczego są obserwowane w dobie badań weterynaryjnych i lodówek?
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/Narty2013#slideshow/5830404229175662450
Pepegor,
w takich sytuacjach działa się jak automat, o ile zna się podstawy ratowania w określonych sytuacjach, to, czego nas uczono w szkole czy ja jakichś szkoleniach BHP.
U mnie po pierwsze włącza się – trzeba działać, już, natychmiast, i to robię automatycznie. Dopiero potem się rozpadam, bo muszę odreagować jakoś cały ten stres. Dokładnie to, co opisałeś.
Tu obrazek jednego takiego rowerzysty, co to znamy, huknął w niego motocyklista, a rowerzysta nie pamięta 2 tygodni swojego życia.
http://alicja.homelinux.com/news/Wypadki.jpg
…a ja go ratowałam i pielęgnowałam przez te 2 tygodnie i potem jeszcze. W ogóle nie kojarzył, mdlał w łazience (wyeliminowałam zamek, żeby się nie zamknął od wewnątrz) i łaziłam za chłopem 24/7 , żeby sobie dodatkowej krzywdy nie wyrządził niechcący.
Cichal,
do Miami lecita?
Nemo, ciocia mojej Starej, a cioteczna siostra mojej babci, Wega tez byla geologirm i tez zginela w czasie ekspedycji – spadla z bardzo wysokiej sciany skalnej. Wlasciwie nikt do dzis nie wie czy byl to wypadek, czy samobojstwo – bo zbieglo sie to z rozpadem jej malzenstwa. Zostawila dwoch synkow – 6 i 8 lat, z ktrorych ten mlodszy, Sasza mieszka dzis w Walii i ma wlasna rodzne i dwu synow.
W rodzinie tej bylo sporo geologow, w tym rodzona mlodsza siostra Babci, ktora pomimo 75 lat wciaz chodzi co roku w eskepdyxje z mlodymi studentami, na Syberii. Bo jak ktos kocha swoj zawod z wielka pasja, to mie ma dla niego juz ze sie jest za starym aby powiedziec sobie „dosc”.. Ilu ludzi moze tak o swoim zyciu powiedziec?
I jest w tym moze jakies pocieszenie – ze ta smierc zdarzyla sie w biegu, wtedy ied sie robilo cos co sie kocha, kiesy sie bylo ukontentowanym i szczesliwym.
Tak, za wxzesnie oczywiscie. 🙁
Ty Alicjio, znakiem tego, tego Jezora, nam tak znanego ratowalas?
Czekaj, kiedy to bylo, i – nie zmadrzal?
Eh, glupio mi jakos wyszlo
Nemo, dzięki za info. Akia to jest. U nas już nie używa się pojęcia toboganu. Byłam ciekawa.
To było Pepegoru w 1999r. Wjechał w Jerzora motocyklista 19-letni, dostał „wielką” karę 90$, a ja zostałam z całym ambarasem.
Wypadek był tuż przy pracy Jerzora i przy szpitalu (na szczęście!), odwieziono go te 50 metrów do szpitala.
Ja przyjechałam natentychmiast (zawiadomiona przez szpital), on z łóżka na pogotowiu mi melduje, że już właśnie się zbiera, nic się nie stało, gdzie jest mój rower, muszę do domu 🙄
Od tamtych pór na wszelki wypadek – kask ochronny na durny łeb.
Nisiu. Górale i starzy (tacy jak ja) narciarze, mówią tobogan (topogan) w dalszym ciągu.
Alicjo, w piątek jedziemy do Sarasoty (zach. Fl) Łódka jeszcze poczeka. Konieczny duży remont po ostatnim, ostrym sezonie.
Dorota z sąsiedztwa
6 stycznia o godz. 14:54
wieprzowina jest spozywana w wielu krajach tropikalnych i subtropikalnych afryki, ameryki,azji i oceanii od tysiecy lat, bez jakis katastrofalnych skutkow,
dlatego nie wydaje mi sie, ze higiena jest jedyna przyczyna tego zakazu…
sam, n.p., nie znosze jablek na surowo (jako szarlotka albo calvados – bardzo prosze)
i czasami, patrzac na kopie obrazu cranacha, adam i ewa(wisi przy wejsciu do kuchni), zastanawiam sie, czy psychologia nie gra tu jakiej roli 😉
Cichal, bo ja się prowadzam z młodymi ratownikami…
A serio – pewnie po prostu nie znałeś akii, kiedy weszły do użytkowania w GOPR-ze już jeździłeś na nartkach gdzie indziej, więc przeoczyłeś zmianę sprzętu i przy okazji nazewnictwa. Nie wiem od kiedy one są, ale dwadzieścia dwa lata temu jak robiłam film o Karkonoszach, to nam w zimie chłopaki sprzęt filmowy wozili po górach akią. I wszyscy, nawet najstarsi, nazywali toto akią. Co najstarsi mają teraz tyle lat, co Ty.
Z formą „topogan” wewogle w życiu się nie spotkałam. Górale związani z ratownictwem mówią „akia”, bo to jest akia, nie tobogan.
Dobrej nocy!
I o co się tu spierać?
O synonimy?
„Tobogan z najwyższej półki”
– Od trzech lat marzył mi się taki sprzęt… – przyznał naczelnik Grupy Podhalańskiej GOPR Mariusz Zaród, dodając, że akia „Fjellpulken”, rodem z Norwegii, po raz pierwszy została zaprezentowana podczas zimowej olimpiady w Lillehammer.
Przekazanie sekcji nowotarskiej z siedzibą na Długiej Polanie nowego sprzętu ratowniczego w postaci wysokiej jakości toboganu, odbyło się uroczyście, choć bez fanfar. Po poświęceniu sprzętu przez ks. proboszcza Mieczysława Łukaszczyka, maszynę w używanie (poprzez zerwanie taśmy zabezpieczającej ślizg) przekazał ratownikom fundator – burmistrz Marek Fryźlewicz.
Cichal ma rację.
Ludzie przyzwyczajeni do tradycyjnych nazw używają ich również wobec kolejnych wersji i unowocześnień, często jako synonimu urządzenia w ogóle.
Pierwsze odkurzacze firmy Elektrolux stały się w Polsce synonimem odkurzacza jako takiego i można mieć elektroluks Zelmera a nawet elektroluks Elektroluksa 😉
A w Szwajcarii używa się nowoczesnych sań ratunkowych i mówi na nie „Rettungsschlitten” albo „Toboggan”, chociaż to są podobno akie.
Nisiu. Dla mnie górale to ino tatrzańscy, jakoz i narciaze. 40 lat temu Toprowcy w Goryczkowej kładli panią do akii i mówili – teroz lekućko zwieziemy paniom do Kuźnic tym piyknym topoganikiem…
Eh, nie mogę spać 🙁
Pepegorze,
nie wiem, co rozumiesz przez stwierdzenie, że nie mamy z tym wypadkiem najmniejszego związku.
Fakt, nie byliśmy przy tym, gdy ta dziewczyna spadała 40 metrów i nikt z nas nie jest za ten wypadek odpowiedzialny w jakimkolwiek bezpośrednim sensie (materiałowym, wyposażeniowym czy szkoleniowym), ale znaliśmy ją od co najmniej 10 lat, jej męża, dzieci…
Ratowania i wydobywania kogoś z jaskini dokonują ratownicy ze Speleo-Secours czyli wytrenowani aktywni członkowie speleoklubów, znający się i zaprzyjaźnieni. Tego nie zrobi żadna inna firma czy organizacja zewnętrzna, bo taka jest specyfika tego sportu. Nawet lekarz udzielający pierwszej pomocy czy stwierdzający zgon musi być wyszkolonym speleologiem.
Kiedy więc jednemu z nas przydarzy się nieszczęście, to odczuwa się to jak wydarzenie w rodzinie i nie sposób jest odwrócić się plecami i czekać, aż sprawę załatwią anonimowi fachowcy od ratownictwa górskiego.
Wypadki w jaskiniach zdarzają się nadzwyczaj rzadko, poprzedni był 14 lat temu, ale akcja ratunkowa jest zawsze niesłychanym wyzwaniem pod każdym względem, tak technicznym i kondycyjnym jak i psychologicznym.
Po akcji rozmawiałam z psychologiem z tzw. Care-Teamu, które teraz często obejmują opieką i wsparciem duchowym zarówno rodziny ofiar jak i ratowników po szczególnie traumatycznych wstrząsach. Osoba ta była pod wielkim wrażeniem, jak silne są więzi i osobiste zaangażowanie grotołazów oraz znakomita organizacja akcji we współpracy z policją i ratownictwem alpejskim. Towarzyszyła już rodzinom po wielu różnych wypadkach i dramatycznych katastrofach, ale czegoś takiego jak u grotołazów nie spotkała nigdy.
Mnie się to wydawało takie oczywiste…
Cichal, pewnikiem górali tatrzańskich jest trochę na świecie i mówią różnie. Ci, których trafiłam, bardzo przyjemni zresztą mówili tak (ratownicy), ci Twoi inaczej. W Karkonoszach nie słyszałam słowa tobogan ponad 20 lat. Dlatego pytałam.
Nemo, nikt się tu nie spiera. Gadamy sobie przyjaźnie na temat sprzęty ratowniczego i jego nazw rozmaitych. To ciekawe, że tu i tam wciąż funkcjonują nazwy sprzętu, który został zastąpiony przez inny o innej nazwie.
Zjawisko, o którym piszesz, jest mi znane, nasi kierowcy za granicą zawsze „jeździli na cepeenkę”.
Byku, masz racje, ze wzgledy higeniczne nie byly chyba najwazniejszym powodem zakazu jedzenia wieprzowiny. Ja czytaem jakies wytrlumaczenie w jednej z ksiazek Harolda Kushnera, ale po siodmej w tym roku nieprzespanej nocy jestem tak skolowany i zmeczony, ze nie chce mi sie w tej chwili szukac i przypominac.
Dzień dobry Wszystkim,
Czas z Dzieckiem mknie tak szybko, że nawet nie mam czasu doczytać, co tu się działo dzisiaj. Dlatego pewnie nie na temat dzisijszych dyskusji, ale parę słów o nas. Tuż przed Nowym Rokiem odwiedziliśmy Filadelfie, a w niej czasu starczyło tylko na miejsca najważniejsze, tam gdzie działa się Historia – Deklaracja Niepodległości, Pierwsze Sądy, Parlament. Bez tego nie byłoby dzisiejszych Stanów, wszystko działoby się zupełnie inaczej. W Filadelfii był ten wielki początek.
Później Sylwester – mam do dzisiaj wyrzuty sumienia, że nie zdołałem dojechać do Państwa Cichalów, ba, nawet nie mogłem do Nich zadzwonić. Córka z Koleżanką pojechały na Times Squear, a ja zostałem, tuż przed dwunastą znajdując miejsce, gdzie coś do picia i uczczenia Nowego Roku mogłem znaleźć. Zamówiłem, wypiłem życząc sobie i wszystkim dobrego Nowego Roku, wszystkiego nowego od Nowego!
Później był koncert blues’a, koncert na ktorym Alicja powinna być. Dzieci dojechały i siedzieliśmy zasłuchani, pijac „drinki” jednego za drugim do 4 rano. Wiem, że było bez tańców, bez garniutrów i musze, ale było niezapomnianie! Wszystko to działo się na Greenwich Village. Bardzo, bardzo zachęcam wszystkich, którzy są lub będą w Nowym Jorku do odwiedzenia tego magicznego miejsca.
Na szklankach, w których podają alkohol napis – „każdy chce iść do nieba, ale nikt nie chce umierać”. Będąc na Greenwich Village ta prosta myśl nabiera szczególnego znaczenia.
Wczoraj znowu pojechałem z młodzieżą do Niu Jorka. Poszliśmy do etiopskiej restauracji, o której tutaj już kiedyś wspomniałem. I znowu bardzo dobre jedzenie podane na płatach słynnego etiopskiego chleba „injera”, pieczonego z mąki uzyskiwanej z rośliny tef. Jest on bardzo popularny w biednej Etiopii, gdzie jada się go rano, w południe i wieczorem. Chleb ten jest raczej plackiem o gumowatej konsystencji i kwaskowym smaku, nam służył głównie za sztućce, których tutaj się nie podaje. Wszystko je się rękami.
https://picasaweb.google.com/takrzy/WizytaDziecka#
Po dobrym, etiopskim posiłku, ze zdjęciami obsługującej nas dziewczyny z samej Adis Abeby, znaleźliśmy zatłoczony pub, gdzie postanowiliśmy uzupełnić brakujące w organizmie płyny. Mnóstwo ludzi, hałas, muzyka i prawdziwa atmosfera magicznego Greenwich Village. Oczywiście, że wypiliśmy co kto lubi… i trzeba było wracać. Na szczęście dopuszczalne limity wypitego alkoholu po którym można jechać samochodem są duże i tolerancyjne, bez przygód wróciliśmy do domu.
Dzisiaj zabrałem młodzież do okolicznych winnic, niech skorupka za młodu nasiąka….
Było miło, z muzyką na żywo, z butelką dobrego czerwonego Shiraz, z tryskającą od młodych młodościa było naprawdę sympatycznie.
Po powrocie zrobiłem coś brazylijskiego – słynną Caipirinha. Polecam Wszystkim!!! Mocne i dobre.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Caipirinha#slideshow/5830579278251858210
Dobranoc 🙂 🙂 🙂
Niepokoi mnie nieobecność od jakiegoś czasu Ogonka. Pojechał w dość niebezpieczny, z tego co słyszałem, kawałek świata. Lepiej więc, żeby się odezwał.