Otwarcie nowego sezonu
Jak w teatrze, jesienią, otwieram nowy sezon. Po dłuższej wakacyjnej przerwie i dalekiej podróży. A wiadomo przecież, że podróże kształcą. I ta nasza wędrówka przez Czechy, Austrię i Italię nauczyła nas sporo. Ilustrowaną relację z wakacji zamieszczę w weekend. Dziś tylko parę refleksji ogólniejszej natury.
Zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach i miejscowościach na popas. Tu kawa, tam mała przekąska, a tu pełnokrwista kolacja. Za każdym razem gdzie indziej, przy innym stole i w odmiennym towarzystwie. Każdy posiłek był zupełnie inny od poprzednich ale niemal wszystkie (o wyjątku wspomnę na końcu) łączyło jedno – przyjazna atmosfera. Przy stole całkiem obcy sobie ludzie mówiący w różnych językach, wywodzący się z różnych kultur a nawet cywilizacji, nawiązywali natychmiast kontakt, byli wobec siebie serdeczni, udzielali porad gastronomicznych, topograficznych i obyczajowych ( te ostatnie dotyczyły na ogół gestów i słów tolerowanych bądź nie przez mieszkańców kraju, w którym biesiadowano), wznosili toasty za sąsiadów. Jednym słowem – stół wszystkich łączył. Tak było w czasie podróży w obie strony.
W miejscu stałego (przez 10 dni zaledwie) pobytu było jeszcze lepiej. Colazione czyli śniadania w hotelowym saloniku też były arcysympatyczne. Przy kilku stolikach siedzieli obok siebie, Niemcy, Austriacy, Węgrzy, Szwedzi, Czesi, Włosi i my – Polacy. Błyskawicznie nawiązano znajomości ale bez przesady i natręctwa. Bliższe koleżeństwo zawarliśmy z parą Lombardczyków, Szwedów i małżeństwem niemiecko-czeskim. Codziennie wymienialiśmy opinie o minionym dniu i doradzaliśmy sobie kolejne miejsca wypraw. Wieczorami spotykaliśmy się dość często na kolacji, bo wszyscy wybieraliśmy te same knajpki (oczywiście najlepsze w naszej wsi). Siadaliśmy wprawdzie przy osobnych stołach ale na tyle blisko, by można było porozmawiać, jeśli ktoś miał na to ochotę.
I znowu okazało się, że ucztowanie łączy. Piliśmy podobne wina, jedliśmy często te same dania. Wymienialiśmy na ich temat opinie. Często całkowicie odmienne lecz czasem także i zbieżne. Niekiedy, pod wpływem sąsiedzkich namów zmienialiśmy zamówienie i nagle odkrywaliśmy całkiem nowe smaki.
Bywało, że rozmowy dotykały poważniejszych tematów (choć nigdy polityczne) jak nauka, medycyna, historia czy kultura. Z każdej z nich ? jak sądzę ? wszyscy wynosili jakąś korzyść. Choćby z powodu poznania innego punktu widzenia.
Najważniejszym tematem była jednak zawsze kultura jedzenia, kuchnia regionu ( zarówno miejscowa jak i nasze czyli uczestników rozmów) oraz wymiana przepisów czy kulinarnych doświadczeń. A że wszystko było podpierane toastami wznoszonym najlepszymi w okolicy ( a być może i w świecie) winami, to wieczory MUSIAŁY być udane. I tak to było.
Ten rzewny ton wynika z nadziei, że i nasz nowy sezon blogowy będzie przypominał tę podróż. Wspólnie znowu będziemy wędrować wokół stołów i kuchni dzieląc się wszystkim co tam mamy. A zamykając każdy dzień z przyjemnością będziemy myśleć o kolejnym i tym, że miło dzielić się z kimś zaprzyjaźnionym przeżyciami.
A na koniec obiecana łyżka dziegciu: w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się by zatankować i rozprostować kości w pobliżu pięknego górskiego jeziora w Alpach na pograniczu włosko-austriackim. Na wielkim parkingu stało mnóstwo aut i autokarów. Ludzie mrowili się tam i sam, wewnątrz budyneczku mieszczącego sklep i knajpkę też było tłoczno. Zamówiliśmy kawę nie zastawiając się, że po stronie austriackiej espresso może być już nie takie dobre jak kilkanaście kilometrów wcześniej. I to była pierwsza kropelka goryczy. W przedsionku do toalety zaś natknęliśmy na damską polską wycieczkę wracającą z Rzymu. Panie w różnym wieku usiłowały zapłacić za korzystanie z przybytku najpierw polskim bilonem a gdy to okazało się niemożliwe targowały się o wysokość zapłaty jak by 50 eurocentów miało je zrujnować. W dodatku uważając, że nikt nie rozumie wspaniałej ich polszczyzny używały słów, których wstydzili by się nawet nasi parlamentarzyści.
Uciekliśmy stamtąd błyskawicznie i w dodatku milcząc. I wtedy pomyśleliśmy, że zła kawa, kiepskie dania (fast food) i stadna atmosfera sprzyjają takiemu zachowaniu. Do końca drogi już nie zatrzymaliśmy w żadnym podobnym miejscu.
No to do zobaczenia (i to dosłownie) jutro!
Komentarze
Miło widzieć gospodarza z powrotem w dobrym zdrowiu i humorze!
serdecznie witam gruszkowo i sliwkowo.
Przed chwilą wpisałam dytyramb powitalny i Łotr mnie wyrzucił, bo adres nie ten. Ja próbowałam wymazać adres Młodszej i wpisać własny – i Łotr na to nie pozwolił. Trudno – Starsza będzie się trwale podszywała pod Młodszą
Toasty wczorajsze spełnione szklanką soku jabłkowego z lodem, limonką i poczciwą wyborową (jakaś resztka stała). Starczyło na 4 toasty symboliczne.Podziwiam (jak już nie raz) dyplomatycznie taktowną „lekcję” Piotrową i obyśmy potrafili ja sobie przyswoić. Wzdycham „w tym temacie” do wszystkich Bogów – olimpijskich, etruskich, italiańskich , latyńskich i wszelakich innych. Amen.
Tak, Panie Redaktorze, coraz więcej jest zwolenników przekonania, że im gorzej się je tym gorzej się postępuje z jakością myślenia włącznie. Ja mam nadzieję jeszcze tę jakość u siebie poprawić, może się przecież przydać.
Pięknie pozdrawiam Pana, Teresa
Gospodarzostwo baluje i urlopuje a klasa robotnicza pracuje. Dzisiejszy przeglad zaprzyjaznionej piwnicy przyniósl plon w postac bardzo, bardzo starej sliwowicy. Beczulka stala omszala w kacie ale po obmyciu plesni i otwarciu znalelo sie cos czego nie powstydzilby sie najlepszy stól. Gospodarzostwo, jak wynika ze wstepniaka, nareszcie zrozumialo w calej pelni, ze wina najlepiej smakuja z tej ziemi na której aktualnie czlowiek przebywa. Nie dotyczy to oczywisci uhudlerów bo te se obywatelami swiata. Ciekaw jestem czy zostal uhudler juz poddany degustacji.
Przeczytalem wywiad z Prezydentem Walesa i zgadzam sie z nim w calej pelni. Premiera Tuska nie nalezy ruszac z miejsca tylko po prostu pozwolic mu rzadzic. Poza tym zasmucil mnie ton wypowiedzi Pana Redaktora Daniela Passenta, zeby wybierac mniesze zlo. Dlaczego zlo kiedy przeciez lepiej wybrac Najwyzsze Dobro. Czyzby sposród 40 milionów nie mozna bylo znalezc tego najlepszebo. Tego do którego ludzie sie garna, umie gotowac, zna obce jezyki i potrafi bezblednie znalezc sie w kazdym towarzystwie.
A nawet Zemsta Kurpiowska to dla niego zadna przeszkoda.
Pan Lulek
Skoro dzis o wlochach to
buona giornata
wszystkim
jak przeczytalem Gospodarza relacje to mi sie terz przypomniala przygoda parkingowa. wyjezdzalismy z livorno o swicie tuz po snadaniu. Kierowalismy sie dalej na poludnie. Autostrady juz wowczas nie nalezaly do tanich i wiechalem na droge komunalna. I cale szczescie jak sie po krotnim czasie okazalo.
po trzech kilometrach od livorno dotarlem na ogrodzony parking obok lasu. ogromna furtka stala otworem. ja musialem tam nawet jesli przejscie przez nia byłoby zabronione. musialem, poniewaz po posilku dostalem takich turbulencji ze w brzucho mi wszystko wilbrowalo. soki zoladkowe nie nadarzyly z trawieniem. te bulgotanie slychac bylo na siedzeniu pasazera, tak mi po czasie jak sie juz mozna bylo z tego smiac pasazer powiedzial. tak to bywa. a nie mialem w owym czasie tapicerki skorzanej. przyznam się ze przy dobrej pogodzie las jest wspanialym miejscem by się w ciszy wyproznic. dzis mogę to czynic po krolewsku w porcelane. a jest i po czym… ale lepiej ugryze sie w jezyk i wyjde na spacer.
smacznego dnia
Dziś zabawki dużych chłopców:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-09-25.html
Wspaniały tekst na rozpoczęcie dnia. 🙂 Już nie mogę się doczekać fotoreportażu!
A dlaczeg pan redaktor nie rozmawial z tymi przyjacielskimi wspolwczsowiczami o kaczorach? To taki wdzieczny temat.
Dzień dobry Państwu.
Bardzo ładny ten motocyk co pan Miś.Kurpiowski go pokazał.
Mój dziadek miał eschaelkę. Czarną stodwudziestkępiątkę. Zabierał nas z bratem czasami na przejażdżkę. Brat siedział na tylnym siodełku, bo był większy a ja okrakiem na baku przed dziadkiem. Na głowie miałem pilotkę z dermy a dziadek miał taką z prawdziwej skóry i okulary motocyklowe.
Motocyk na zdjęciu wygląda trochę jak ta eschaelka z podwójnym silnikiem.
Dziadek lubił razowiec z pokrojoną w kostkę słoniną. Latem często sobie pajdę posypywał szczypiorem który kroił takim składanym scyzorykiem co go zawsze nosił w kieszeni. Do tego lubił zerwać pomidora z krzaka.
Teraz eschaelek się nie widuje…
Albo ogórka – zależy co akurat rosło.
Dzień Dobry,
Radość wzbiera na powrót do regularnego blogowania Szanownych Gospdarzy!
Święte słowa Pani Tereso.
chemou
Gospodarzu,
witaj po urlopie 🙂 Czy można mieć nadzieje, że polscy autokarowicze nabiorą lepszych manier po poczęstowaniu dobrym espresso?
Szczypior,
ja też pamiętam jazdy na baku, ale bez pilotki 🙁 Mój ojciec posiadał trofiejny motocykl BMW, wielki i silny, ale bez szybkościomierza i jakichkolwiek „zegarów”. Do tego dobudował sobie sam boczną przyczepkę i woził rodzinę nad lubuskie jeziora, bo sam był zapalonym wędkarzem. Na motocyklu (mówiło się „na motorze”) rodzice, w przyczepce trójka dzieci i pies. Pies i najmłodsza siostra wiedzieli, że na widok „lotniarza” trzeba się schować pod brezent 😎 Był też drugi, mniejszy motocykl zwany „ilo”. Po latach stwierdziłam, że był szwajcarski, marki „Cilo”, tylko literki C już nie było na baku 😉 Stryj jeździł na „Jawie”, sąsiad na wuefemce, a zamożny kuzyn Jackiewicz pojawiał się na „Iżu” lub „Junaku”… Potem przesiadł się do moskwicza.
Nemo,
Autokarowicze poczęstowani espresso nie nabiorą lepszych manier z tego to prostego powodu, że po kawie znowu im się zechce siku.
Przy następnym przystanku ustawi się znowu kolejka do toalety i zacznie się szukanie drobnych. Dalej potoczy się jak pan redaktor napisał.
Następnie okaże się, że gaweł niepotrzebnie gryzł się w język ale to zupełnie inna historia.
Toalety na szwajcarskich autostradach są w większości za darmo, a mimo to czyste i nie ma gorszących scen z szukaniem drobnych i targowaniem o wysokość opłaty. Jakość kawy nie ma więc wpływu na stadne zachowania podróżnych.
Moja siostra uskarżała się kiedyś na maniery jej wielkopolskiego teścia, który przy gościach zwykł był głośno rozgryzać kości kurczaka 😯 Jakież było jej osłupienie, gdy zaproponowałam podawanie dziadkowi porcji mięsa bez kości 😎
Swoją drogą, w czasach podróży z kartą kredytową, noszenie ze sobą pasujących drobnych w różnych walutach uważam za kłopotliwe. W poniedziałek ruszamy w podróż i muszę pogrzebać w szufladach i sprawdzić nasze resztki bilonu w kunach, forintach, koronach itd. Dobrze, że Słowenia nie ma już tolarów.
A pamietacie Panowie czasy kiedy to jeszcze porcelana bywala ale nie bylo papieru toaletowego. Znajomy Rosjanin wyznal mi, ze byly to czasy straszne, czasy niemalze fobii meskich, gdyz do pewnych celow trzeba bylo uzyc gazety min. „prawdy” a tam w tej prawdzie wystepowal symbol sierp i mlot i takie biedny mezczyzna przechodzil katusze, bo skojazenie nasuwalo mu poczucie niebezpieczenstwa i niepokoju o to na czym sie taka operacja sie skonczy.
Aaa.. witamy serdecznie naszego Guru Kulinarnego. Ja przy okazji juz oblizuje sie na mysl o wspomieniach z Italii. Szczegolnie tych kulinarnych.
Szczypior –
wyszlo szydlo z worka, a raczej rozwiazala sie zagadka dlaczego miewasz czkawke podczas jedzenia razowca. Podswiadomie wspominasz dziadka i stad to doznanie czkawkowe.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Mam wreszcie internet, za to nie mam czasu. Na nic. Obiadowo zjem podgrzybki duszone z bułką i dalej do orki. Motocykle – szał mojwej młodości. Wyszłam za mąż nie wiadomo czy za zindappa z przyczepą, czy za jego kierowcę. Potem była FumKA (WFM) potem Pannonia, potem WSK, a potem okazaliśmy się już za starzy na wczasy motocyklowe. Zjechaliśmy kraj wzdłuż i wszerz. Do pobliskiego lasu nawet w układzie – Syn 12-letni na bagażniku z tyłu, jedna Bliźniaczka między Stasiem, a pasażerką (czyli Pyrą), potem ów rycerz motocyklowy, na baku druga bliźniaczka. Żeby nie spowodować zawału wśród Niebieskich, z domu na motorze wyjeżdżał Ojciec z SAynem. Mama z córeczkami podjeżdżała autobusem do Piotrowa (dzisiaj stacjonują tu Jastrzębie), tam przesiadałyśmy się na motocykl w sposób wyżej opisany – i hajda w lasy mieczewskie, daszewickie, kórnickie. Młody człek był, odważny i głupi.
Pomimo wejscia do Europy pewne stare obyczaje pozostaja w róznych krajach. Sa zapewne odwieczene i pochodza prosciutko od cesarze Wespasiana z jego slynnym „pecunia non olet”.
Jedac do Stuttgartu poprzez Bawarie spotyka sie pode droga miejsca postojowe które maja pretensje byc czyms w rodzaju Rasststation. Wspomne chociazby Chimsee. Tam tez kasuja albo usiluje kasowac w czasach gdy ludzie maja karty kredytowe ale nie maja gotówki.
Podobnie, o ile sobie przypominam, jest w slonecznej Italii.
Zapewne identycznie jest w Afryce gdzie jak nie Kasabubu to i nie Mobutu. Za stodole wyjsc sie nie da bo niema takich budowli.
Stad biora sie olbrzymie fortuny a nie z jakiejs tam ropy naftowej czy innych plantacji kawy.
Pan Lulek
Pyruniu! Natychmiast zobaczyłam to oczami duszy! 😆
mi sie tu bardzo podoba. mysle o tym parku do ktorego na spacery chadzam. ale jak tak dalej pojdzie to jestem zmuszony zmienic spacerowe reviry. troche bedzie zal. spora polana, oczko z woda i rozlozyste wierzby dookoła. raj w zentrum miasta. jak sie okazuje nie tylko dla mnie.
jest tak jak wczoraj przypuszczalem. ten czlowiek, ktory skarpetki mial widoczne lecz dopasowane, jest z pewnoscia dealerem, tyle ze nie samochodowym. dialog z klientami prowadzi krotki i rzeczowy. jedna reka z papierowym nominalem wyprostowana druga przygotowana na odbior malenkiej torebeczki. szybko i dyskretnie. wariat z niewariatem. ten ostatni spostrzegl mnie. i odziwo poznal.
w tym samym miejscu o tym samym czasie, to mi sie podoba, powiedzial.
on wie dokladnie o co mi idzie. wedlug niego jestem idealnym typem do tej roboty.
potrzebowales tych 24godzin na wysondowanie srodowiska. skinalem tajemniczo.
jak niewiele potrzeba by blizniego rozbroic znawstwem czleka.
ja to nie lubie motorow bo one to tak pach pach pach… robia. ja jezdze roverem. to nie moj tylko sasiada. ten sam sasiad od ktorego maialem te cudowne garnki za grube tysiace. takie byly drogie a domyc ich nie schlo. a ten rover to tez podobny do motocykla na zdjeciu. siedzi sie jak na herleyu. lapska wysoko sie trzyma, jak panisko jezdze. i ma porcelanowy dzwonek. sporo przygod mam z tym wehikulem. kiedys sie nimi podziele. moze w niedziele?
na dzis koncze, nie lubie nadgodzin.
Gaweł,
czy Ty mieszkasz w B.? Z tą dilerką to uważaj. Możesz dostać zuker zamiast koksu 😎
Mobutu Sese Seko? Chwala Bogu, ze nie ma 😉
W Afryce, to zalezy gdzie i jaka toaleta. Mysle sobie, ze chyba jeszcze tam za toalete nie placilam…
Witam Gospodarza i Malzonke.
A gdzież to biega nasz wieczny szczeniaczek Bobik?
Wczoraj w TV obejrzałam film „Nasz chleb powszedni” o przemysłowej produkcji żywności (kurczęta od wylęgarni do rzeźni, łososie, świnie, krowy, słonecznik, jabłka, pomidory, szparagi, papryka itd.). Bez słowa komentarza, fascynujące zdjęcia, monumentalność hal i pól, sterylność i chłód. Maszyny sortujące pisklęta, „odkurzacze” zbierające wielotysięczne stado kurczaków na rzeź, ludzkie automaty przy taśmie…
http://www.unsertaeglichbrot.at/jart/projects/utb/website.jart?rel=de&content-id=1130864824949
Zajrzyj pod stół (albo na kanapę) a Bobik się odezwie! 😀
Życie szczeniaka wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Tyle każą mu robić różnych rzeczy (a jeszcze drugie tyle sam chce), że czasem czasu na wszystko nie starcza. Ale wygląda na to, że chwilowo idzie ku lepszemu, czyli ku temu, że szczeniakowi dnia przybędzie. Jeżeli przypadkiem z jakimiś prawami fizyki albo astronomii się to nie zgadza, to tym gorzej dla tych praw. 😆
Miś donosi:
Strzelając z łuku usłyszałem nad sobą znajome głosy. Pierwszy tej jesieni ogromny klucz żurawi.
Zanosi się na wczesną zimę 🙁
Zawsze gdy słyszę odlatujące żurawie ogarnia mnie melancholia i chęć ucieczki na południe. Muszę poczekać cierpliwie do przyszłego piątku …
Czy Szczypior z bratem nazbierali już wystarczającą ilość szyszek i kolków na zimę?
Mis jak zwykle narozrabial. On zawsze tak. Na przyklad pisze o seksmisji a potem ucieka na chójke albo o motorach czyli harleyo podobnych rowerach. Zanim znowu ucieknie na kolejna chójke przypomne stara piosenke z Galicji i Lodomerii czyli ze Lwowa a potem z Wroclawia.
„Moja babcia ma motocykl/stare pudlo sprzed stu lat/jezdzi na nim jak na krowie/za kierownik rogi ma…
No to teraz niech ten Mis rusza z ta swoja rura na poszukiwanie Babci.
Kiedys udajac sie w podróz zabieralem ze soba dyzurny plecaczek wypelniny gazetowymi lirami, dostojnym markami albo wszedzie chodzacymi dolcami. Teraz zabieram tylko podkuwke rodem z ulicy Stalowej w Warszawie a w niej mosiezne centy. Na wszelki wypadek.
Mój znajomy Italianiec powiedzial, ze kiedys, jakis samobójczy rzad usilowal zrobic porzadek z ta strona obslugi ruchu turystycznego. Nie dal rady, upadl. Jakby nie bylo, jest to klasyczna strefa chyba nie szarej w kolorze gospodarki. Bezpodatkowa.
Haslo tego padnietego rzadu brzmialo nastepujaco.
Grande Italia,
Grande turismo.
Moze gdyby poddac ten rodzaj uslug globalizacji i przesunac je do innych krajów to by sie udalo. Tylko jak by to wygladalo w czasie.
Chwala Najwyzszemu, nie zatroskany, chociaz wlasnie deszczowy
Pan Lulek
My też mamy podobne wspomnienia z granicy Włosko-Austriackiej. Kompletne pustki dawnego przejścia granicznego i taka informacja.
Wklejam po raz pierwszy zdjęcie z picasweb, więc nie wiem czy się uda
http://picasaweb.google.com/Malpiszka/WidoczekZPodrozy#5249960645422008546
a może by tak bez kodu,malia i szczęki? zjadlo mi a nie lubie sie powtarzać.!!!!
Dzień dobry wszystkim i witam oficjalnie Gospodarzy po dalekiej podróży. W domu najlepiej, wiem coś o tym 🙂
U mnie piekny wrześniowy dzionek, 21C, słoneczko, ani chmurki. Słychać gęsi kanadyjskie, ćwiczące do odlotu. U mnie było winobranie, szumna nazwa, a zaledwie 5-litrowa miska, bo mam tylko jeden nieduży krzaczek. Na winnicę trzeba z hektara, lepiej dwa, a nie taki spłachetek jak ja mam, i to głównie w cieniu.
Czyli tradycyjnie po wino – za róg.
Mój Dziadek miał Junaka. Kiedy przyjeżdżał z Bielawy na ryby, na Bartnikach słychać go już było od Kamieńca prawie. Kiedy Babcia dosiadała tylnego siedzenia, Junak też siadał.
Współpracownik Ojca miał Iża. Często na siedzeniu zostawiał papierosy marki giewont, żółte opakowanie z brązową głową górala. Raz mnie podkusiło, zwędziłam chyba ze dwa papierosy i poszłam nas stawy, by tam w szuwarach zakurzyć, po raz pierwszy, w dojrzałym wieku lat pięciu. Jak się skończyło – do przewidzenia. Dobrze, że woda w stawie była i można się było obmyć na miejscu.
Grucha,
kod miał coś usprawniać, ale już zapomniałam, co to było, naklęliśmy się na to usprawnienie niewąsko, każdy z nas bez wyjatku, chocby w duchu 😉
Trzeba być po prostu uważnym i sprawdzać.
A bez maila? Nie zalogujesz sie 😉
P.S.Komunikat dla Arkadiusa: otóż rozwikłała się zagadka tajemniczego pojawienia się lakieru do włosów w Waszej dziupli, przekaż Przyjacielowi. Bożyłam się, ze nie mój, bo nie używam, co jest zgodne z prawdą, ale uzywam piankę czasami. Tymczasem u siostry podmieniłam jedno z drugim – nie przyszło mi do głowy sprawdzić w sakwojażach, czy mam piankę, tylko poszłam w zaparte. W ten sposób siostra została z pianką, Przyjaciel z lakierem, a ja z niczym 🙁
p.s.2 Kody to jeszcze nic, ale jak ŁotrPress ni z Gruchy ni z moreli wrzeszczy, że za szybko wrzucam komentarze (np minęło 24 godziny, rzadko, ale zdarzało mi się tak długo milczeć), no to już w żywe oczy łże po prostu.
Lulek no co ty, na chójce w zimie siedzieć się nie da, wszystkie kolki z trzęsiawki by pospadały , nie mówiąc o przyszłorocznych szyszkach. Latem to i owszem . Widoki na przyszłość lepsze i machójowego powietrza dla zdrowotności się człowiek nawdycha. A i flachę ktoś przyniesie , dla towarzystwa napić się każe .
Z motorem jak z chójką : zimą się nie da .
Zrobiłam sobie drobną przerwę, bo muszę się do czegoś przyznać. Moje grzechy mają nierozerwalny związek z naszymi motocyklami. Nikt mi pewnie dzisiaj nie uwierzy, że motocykl mógł wzbudząć uczucia wielkie i gwałtowne. Jej Bohu, tak było. Nigdy w życiu nie byłam zazdrosna o żadną babę, w każdym razie nie w związku ze ślubnym małżonkiem. Facet się nie nadawał, żeby drzeć o niego koty z inną babą – nie tańczył, nie miał wdzięku towarzyskiego, spalił każdy dowcip i trzymał się boku połowicy, jak rzep. Ale raz w życiu byłam piekielnie zazdrosna i to o motocykl – ten pierwszy. To, co mój mechanik domowy wyczyniał z tamtą maszyną, to był obłęd w drobną kratkę – czyścił, oliwił, dokręcał, polerował, głaskał, pieścił cholerstwo 3 godziny przed każdym wyjazdem i trzy po powrocie. Amoku dostawałam. No i doczekałam się kiedyś – czteroletni wtedy Staś ubrany na niedzielny wypad z rodzicami w porcięta i białą koszulkę tkwił jak przylepiony przy pucującym swoją miłość Ojcu. Chciałam szkraba zabrać, bo jak w banku było, że za pół godziny będzie wysmarowany jakimś czarnym mazidłem nie do sprania. I co usłyszałam ? „Mamuś , idź sobie. Ty się nic nie znasz na męskich sprawach”. Poszłam. Koszulka była do wyrzucenia, dzieciak do szorowania proszkiem, a Tatuś zniesmaczony, że też zawsze musi na rodzinę czekać! Sic. On Czekał? To ja dwie godziny zaciskałam zęby.
Mnie dziś ten …. Łotr na moim własnym blogu dwa razy powiedział, że za szybko wrzucam, a był to mój pierwszy wrzut tego dnia 👿
Pyro,
kiedy moja 2-letnia siostra przyszła do domu w niedzielnej jedwabnej sukieneczce z góry na dół usmarowanej olejem z motocykla, nasz ojciec był rozanielony i mówił z zachwytem do mamy: Patrz, wiedziała, gdzie nacisnąć!
Nie wiem, jak to się nazywa, ale w tym motocyklu było takie coś, że jak się to nacisnęło, to kapał olej (albo paliwo ?) 🙄
Z za szybkim wrzucaniem to jest, jak więcej niż jeden komentarz wchodzi jednocześnie na blog. Łotr nie rozróżnia, że to z różnych kierunków, a nie z jednego komputera 🙁
Brzucho z miasta Junaków
:::
u nas w domu zawsze była Pannonia ..z przyczepą
całe wybrzeże zjeździliśmy
ojciec, mama i ja z bratem
auta ojciec nigdy nie posiadał
jak wracał z pracy
aksamitny głos Pannoni od razu dawał się wychwycić uchem
:::
do dziś mam biurko zrobione z dwóch podstaw
maszyn do szycia Stoewer
a to była fabryka co się zowie
auta robiła, motocykle i maszyny do szycia
po wojnie właśnie tam robiono Junaka
Czy nie została komuś przypadkiem jakaś kość do obgryzienia? W Sąsiedztwie zapowiedziano mi, że na nic mięsnego nie mogę liczyć. 🙁
Głód, straszny głód mi doskwiera,
żebro przez skórę przeziera,
a na sąsiedzkim Dywanie
gnieżdżą się we-ge-ta-ria-nie! 🙄
W swym zaślepieniu nieczułem
chcą mnie nakarmić brokułem! 😯
Jak siłę mieć do pisania,
gdy szczeniak z głodu się słania? 😥
Bobiku, u mnie kość i kotlety od niej masz zawsze.
Zgroza, niech to gnat strzeli
jak Bobik nie dozyje niedzieli
co prawda warzywa bywaja
tez i w pieskich daniach
zeby jednak psine tylko
do warzyw naklaniac, zgroza.
No to się narobiło Alicjo.
👿
Jaja strusie to mały pikus przy tym, co się narobiło. Sam nie wiem jak to odkręcić.
Widziałaś minę przyjaciela? jak o tym rozmawialismy.
Lepiej było toto schować wyrzucić zapomnieć, a nie wozić wte i wewte. Przyjaciel od początku cos podejrzewał.
Twoje wyjaśnienie przemawia mi do rozsądku. Brzmi to prosto i logicznie. Ale nie wszyscy tak mają i takie rzeczy ponimają.
Sprawy poszły za daleko, przez nieporozumienie. Dziś w południe dzwoniłem w tej sprawie do adwokata. Poleciła mi go nasza wspólna znajoma. Prowadził i jej sprawy. Ma doświadczenie w tego typu przypadkach, załatwia je w ciągu dwóch trzech tygodni. Właśnie wróciłem od niego. Uspokoił mnie ze sprawa nie będzie długo trwała. 😥
Dobre i to. Rach ciach ciach i po bólu.
Nic mi innego nie pozostało. Teraz mogę iść i się urżnąć.
Całkiem spokojnie .
a dobrze że zjadło wcześniejszy mój wpis bo prawdę pisząc głupi był i tyle. morąg i bobik mi przypomnieli że miałam zostać wegetarianką. nawet troche wytrzymałam ale najbardziej brakuje mi wtedy soli . bo nic nie jest tak słone jak kiełbasa.
wiem, że sie pewnie zastanawiacie czy ja tez tak mówię jak piszę. odpowiedam więc, że czasmi tak ale czasmi nie. w związku z wegetarianizmem mam prosbę aby ktos sie wypowiedział czy to zdrowo czy nie bo moja latorośl twierdzi że mięsa niczym się nie zastąpi. chociaż ma mniej szkół skończonych nizja to mu jakos wierzę bo teraz mlodzi wszytko ponoć wiedzą.
arcadiusu cos Ci się stało?
Jest taka delikatniejsza sol selerowa tzn. z dodatkiem smaku selera, gotowana kukurydza posolona ta sola jest bardzie wyrafinowana w samku. Wiec moze tak, niby warzywny dodatek do warzywka.
przynajmniej 3 razy w tygodniu miesko powinno zawitac na stol i nie rezygnowac z wedliny
Arkadiusie,
wyczułam grozę sytuacji. Skąd lakier do włosów w domu, pyta Gospodyni, która nie używa, a ta druga kobita, legalny gość, się wypiera. Konkluzja – to musi być trzeciej!!! A może i czwartej!
Obśmiałam się, jak siostra zapytała, czy czasem nie zwinęłam jej lakieru, zostawiwszy pianke w zamian. Nie o takie rzeczy wojny wybuchały 😯
Na dzień dzisiejszy – duże pranie zrobione.
Wielkie i dogłębne mycie wielkiej lodówki – zrobione.
Wielkie porządki w niewielkiej łazience – zrobione.
Winobranie zrobione, nie moja wina, że mało wina.
A na obiad schabowe – wymoczone w mleku (Babcia Marysia Alsy), panierka od Chmielewskiej plus mazgnięcie masłem na koniec, do tego ugniecione ziemniaki i własny ogórek kiszony, jeszcze przed wyjazdem. No ale do obiadu to niech ja się zabieram!
P.S.Arkadiusa impresje berlińskie u Doroty obejrzałam, dzisiaj dodam swoje, tylko jeszcze nie wiem, o której.
Bobiku 🙂 juz tu kiedys pisalam, ze Kama przybiega do kuchni skoro tylko uslyszy, ze kroje kapuste. I czeka niecierpliwie niemal jak na kostke.
Tu dowod, ze zadowolona zajada:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008Kama?authkey=s4ajRA-lxQo#slideshow
Kostki natomiast zazwyczaj zakopuje „na ciezkie czasy” w ogrodku.
Taki to wegetarianski pies.
Podajcie jakis fajny przepis na buraczki, bo mam kilka i muszę je zrobic wreszcie (efekt porządków w lodówce, przed wyjazdem dostałam tak ze 2 kg.). Lubię marynowane, nigdy nie robiłam .
może pan ADAMCZEWSKI kiedyś napisze o tym czy warto jeść mięso czy nie. musze isć trochę pomieszkać więc jak szczypior/ który sie ze mnie wysmiewa/ mówie Państwu ;; dobrej nocki.
buraczki utrzec na tarce na wiorki, posolic popieprzc, zalac octem i odstawic chyba tak a moze inaczej
morągu chyba inaczej
to kupic w sklepie gotowe, u mnie w domu buraczki byly tarte na miazge i podawane na cieplo, byly smaczne
a Szczypior to sie z nikogo nie nabija to powazny i zyczliwy ludziom mlody czlowiek
Też pranie – 5 kompletów pościeli, 5 dużych obrusów , serwetki, 2 kąpielowe ręczniki i 1 kąpielowe prześcierado,l drobiazgi bieżące Uprać, co trzeba wykrochmalić, znieść do suszarni, powiesić. Dobrze, że ręczniki prAłam na bieżąco, po każdej zmianie.
Dodatkowo robię obróbkę redakcyjna publikacji mojego Dziecka (109 stronic wydruku), myślę, że jutro skończę poprawki. Trzeba wyrzucić 3 stronice i na to miejsce napisać 1 nową, zeskanować jeszcze dwie mapy i obrobić (to już nie ja. Niech zrobi, kiedy wróci) Podsumowanie na 3/4 kolumny napisałam, bo Panna nie zdążyła Zeby to-to napisać musiałam przeczytać opisy analityczne 17 stronnic zestawień mapek x 6. Nie mogłam pisać z niczego, czyli z głowy. Czuję się nadal zupełnie durna ale nomenklTURę OPANOWAłAM W STOPNIU DOSKONAłYM.
Alicjo – do marynowania bierze się buraczki z przerywki – max 2 cm średnicy. Marynuje tak samo jak inne warzywa.
niekoniecznie z przerywki, inne narody kroja na plastry i marynuja
Buraczki blogowe – sprawdzilam, nie pamietam kto zapodal.
Tyle tylko, ze one do natychmiastowego spozycia:
10 połówek orzechów pekan lub włoskich, 2 łyżki octu balsamicznego, łyżeczka cukru, łyżka masła, 4 upieczone lub ugotowane buraki, szczypta soli.
1. Orzechy posiekać niezbyt drobno, podsmażyć na złoto na suchej patelni. Odłożyć.
2. Buraki obrać ze skórki i pokroić w plasterki lub w paski, jak frytki.
2. Na patelni rozgrzać masło, dodać ocet balsamiczny i cukier. Kiedy powstanie sos dodać buraki i dusić, aż buraki wchłoną go w całości. Posypać orzechami i wymieszać.
Buraki takie podawać gorące, od razu.
Dla milosnikow zwierzat roznych:
dzis na spacerze nad pobliskim strumyczkiem miejskim „obsadzonym” po obu stronach domami zobaczylam bob cat’a czyli rysia.
To bylo piekne zjawisko, szczegolnie w skoku poprzez wcale nie takie niskie ogrodzenie.
Nad tym strumyczkiem rozna inna zwierzyna stala mieszka: ptactwo, zolwie, weze. Sa takze kojoty, widzialam je bardzo blisko domow, jak i przemykajace sie ranna pora. No ale bob cat – tam gdzies w Guadalupe Mtns albo w Big Bend jak najbardziej. Nawet w lokalnej „Prezerwatywie”. Ale tu? Tuz przy ludzkich siedzibach?
Trafiłem na toaletowe tematy. Wtrącę więc swoje 3 grosze.
1.Na dworcu w Pradze, w drodze do toalety dogonił mnie jeszcze pewnie bardziej potrzebujący i tubalnym głosem spytał, pewnie sadząc że pyta po czesku: a gdziiie tu mużskaja toalieta??
Widziałem go wcześniej, poczułem rodaka, odwróciłem głowę, znam twarz!! zaraz!!, tylko jak on się nazywa….
odpowiedziałem również po czesku, pokazując ręką duże świetlne tablice ze stosownymi napisami: o tam , na górze!!
Póżniej żałowałem że nie odpowiedziałem : ja ne mówim po cesku, ja mówim po serbskochorwacku!!
Ale przepadło…Spojrzał na mnie jakoś dziwnie- zrozumiał przecież po czesku!! i popędził, a ja za nim…on po schodach, ja za nim, on do kibla, ja za nim, on do kabiny……ja za nim
nie wszedłem ale ciekawe co sobie pomyślał??
Wielki, potężny, gruby, w pokrzywionych butach….twarz znajoma tylko ja ją pamiętam w okularach!!
Póżniej zobaczyła go Antkowa. To Semka, powiedziała.
Tak, to był on, Piotr Semka.
Kto wie to wie, kto nie, poszuka.
2. Czeski toaletowy humor…męska toaleta w nowym, szklanym centrum handlowym, w sali pisuarowej kilkanaście stanowisk, a nad nimi…..
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Toaleta#
Była kobieta z lupą, latarką, wznosząca oczy do niebios….
W wersji z gospody na przedmieściu Pragi wygląda to tak : nad pisuarem na ścianie czarne ramy, wewnątrz odmalowane cztery kształtne, czerwone damskie usta. Jedne mówią komiksowym dymkiem : i to ma być te twoje 20 centymetrów?? A pozostałe usta robią hi, hi, ha,ha, he,he….
3. a co można zobaczyć w męskiej, w gospodzie Prvni Pivni Tramway??
Poszukajcie sami, kto cierpliwy znajdzie….jest tam elegancko wykafelkowane, żadnych bazgrołów na ścianach.
zwierzetom sie podobno nie chce juz polowac, przyblizaja sie do miast i innych ludzkich siedzib bo maja tutaj mozliwosc zdobycia pokarmu, w koncu im tez wolno poszperac, jak jade rano do pracy to na dzien dobry mijam panow z rozrzutna fantazja, grzebia w koszach na smieci, wyciagaja z nich butelki po piwie, przykladaja je do ust, wypijaja ostatnie krople i wrzucaja do kosza, a przeciez skoro juz sobie zadali fatygi zeby te butelki wygrzebac to mogliby je zatrzymac i zaniesc do sklepu, sprzedac i miec na cale piwo ale oni maja gest.
temat toalety to temat rzeka jak sie okazuje, mnie dla toalety publicznej opuscila jedyna i najwspanialsza kobieta mojego zycia, ale o tym to juz jutro.
Gospodarzu – pozdrawiam.
Was wszystkich – tez pozdrawiam.
Mysli, co je szlag trafil przed chwilá, zupelnie blahe i niewazne (ale moje!!!) niech przepadná w kloace internetu…
A ty, cholerny durniu! – wordpresie jeden – idz do dupy!
WordPress to powinno byc najnieprzyzwoitse przeklenstwo!
Panie Piotrze! Zaczéla Alicja, wiéc ja tylko mysl pociágné – czy on jest konieczny? Czy z nim jest blogom Polityki lepiej?
Ja nic nie krochmalę, rzadko co prasuję. Uwielbiam moja suszarkę thumble-dry – wrzucasz i po 40 minutach (lub godzinie) wyciagasz suche , wcale tego nie musisz prasować, podkoszulki i różne takie od razu na wieszak i do szafy, czasem jakis tam egzemplarz (koszula czy wyjątkowo wredne spodnie, niekoniecznie „w kantkę”) trzeba z lekka potraktować zelazkiem. Z lekka! A pościeli też nie traktuję ekstraordynaryjnie – po cholerę, byle była czysta, miękka i bawełniana! Krochmalonej nigdy nie lubiłam, była zimna, sztywna i odstraszajaca od wyrka. Ile się człowiek napracował, zanim rozgrzał taką pościel!
Urżnąć się nie dało.
Dlaczego to sami zobaczcie, tu na dole:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/NawetUrznacSieNieMozna#slideshow
chciałem zrobić napisy ale policja przyszła do góry i oznajmiła ze zaraz prąd wyłączają.
idę do wyra.
sam …
nie wiem czy to dobre?
Zdążyłem z napisami póki nie wyłączyli prądu:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/NawetUrznacSieNieMozna#slideshow
uf
Ludziska,
WordPress to jest program blogowy, szeroko (jak widzę) używany – nie będzie jego, bedzie jakis inny, cholera wie, czy lepszy, czy gorszy. Czy „Polityka” wybierze ten czy inny, to jest bez znaczenia, nie ma ideału i tyle. Trzeba pilnować tych cholernych kodów i tak dalej. Proszę bardzo, mogę stworzyć (zreszta mam stworzone) takie forum na moim serwerze, ale siłą rzeczy będzie to ograniczone, bo nie firmowane przez „Politykę” czy coś innego.
Nie narzekajmy, całkiem niedawno nie było takiej możliwości – a teraz jest 🙂
Antku
jeszcze nie wylaczyli
ale jesli to ty do nas tylem stoisz? to masz cos!!!
w koncu ta okularnica ma podstawe by sie dobrze przyjzec przez szkielka
🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Berlin-2008/
Takim kodem nie pogardze: 44ee
Siedze w pracy, popijam kawe i czekam na klienta. Alez to zabrzmialo! No nadal czekam na spoznialskiego.
Ale macie „temata”. Wankowicz – Mistrz Wankowicz – opisywal dworek gdzie na domku z serduszkiem widniala tabliczka z przepieknie kaligrafowanym gotykiem, gloszaca:
„Tu w gruzy padaja
Co nam w kuchni wysmazaja”.
Albo jakos tak podobie (ksiazki pod reka nie mam coby sprawdzic).
antek –
powitac. Czy tylko takie wspomnienia z Pragi? A papu gdzie? A popitki gdzie?
Echidna
Alicjo, nie zapomniałaś! Ciekawa jestem Twoich wrażeń przy czytaniu „Obywatelki”. Napiszesz?