Wróciliśmy, bo tęskniliśmy
Wróciliśmy w samą porę zanim nas tęsknota ze szczętem zżarła. A tęskniliśmy zarówno za rodzina jak i za przyjaciółmi. Więc jesteśmy już na miejscu i przez kolejne dni będziemy Was zamęczać wrażeniami i zdjęciami. A jest tych wrażeń moc.
Trochę czasu też potrwa zanim przeczytamy wszystko coście tu bez nas pisali. Nie wszystko skomentujemy, by nie odgrzewać starych polemik ale niczego nie pominiemy w lekturze. A widzieliśmy już, że mimo wakacyjnej pory nie próżnowaliście – zdarzały się dni obfitujące i w czterysta parę komentarzy. Już się cieszę z tej lektury. Dzięki niej jeszcze lepiej Was poznamy.
Ale wracajmy na Cejlon. Pierwsze zdjęcie pokazuje jak nas witano. Wszędzie, w każdym hotelu i na każdej plantacji, którą zwiedzaliśmy. Tylko girlandy kwiatów zmieniały się. Zawsze były jednak silnie pachnące i bardzo piękne. W większości – orchidee. Oprócz kwiatów za każdym razem dostawaliśmy też kielich zimnego soku. Najbardziej nam przypadł do gustu sok z papai z dodatkiem limonek. Wspaniale gasił pragnienie. I studził emocje. A tych nie brakowało. Głównie dzięki talentom cejlońskich kierowców. Tutejsze drogi są wąskie, kamieniste, kręte i pełne wybojów. Czasem, zwłaszcza w górach gdzie znajdują się plantacje herbaty, zewnętrzne opony samochodu wystawały już poza drogę. Woleliśmy więc jeździć nocą, by nie musieć zaglądać do przepaści. Każde auto nadjeżdżające z przeciwka leciało na czołowe zderzenie. I albo kierowcy w ostatniej sekundzie rozjeżdżali się na tzw. mijankach przelatując obok siebie w odległości centymetra, albo – gdy było nadmiernie wąsko – zatrzymywali się by ich pomocnicy (każdy szofer ma swojego asystenta właśnie do spraw mijanek) mogli pilnować manewru wymijania. Prze te kilkanaście dni widzieliśmy tylko jedno zderzenie (oczywiście czołowe) ale bez ofiar.
Drugi rodzaj emocji to spotkania z przyrodą. O kobrach (bardzo licznych), pijawkach na plantacjach (bardzo nieprzyjemnych) i małpach (bardzo natarczywych) opowiemy nieco później. Dziś popatrzcie na drzewo, które było domem owocowych nietoperzy. Zanietoperzenie krajobrazu jest tu bardzo silne. Te wielkie latające ssaki mieszkają na drzewach w pobliżu owocujących papai, mango czy fig. To ich śniadania i kolacje. Obiady zaś przesypiają wisząc jak i ich bracia w Polsce, głową na dół. W niektórych miejscach widzieliśmy je wiszące na drutach sieci elektrycznej.
Nie mniejsze emocje (zapachowo-smakowe) wzbudziło pierwsze spotkanie z durianem. O zjedzeniu tego owocu marzyłem od dawna. Kusiła mnie zwłaszcza opinia mówiąca, że to owoc tak śmierdzący, że nikt o zdrowym rozsądku nawet nie zbliża się do niego. A w niektórych azjatyckich miastach przed bazarami wiszą tablice zakazujące handlu tym śmierdziuchem.
Powiedziałem o tym naszemu przewodnikowi Jerremu, który zapamiętał to i gdy na stoisku przy szosie zauważył wielkie, zielone i z charakterystycznymi kolcami kule zatrzymał autobusik i po chwili przyniósł durian. Z zewnątrz nie śmierdział zbyt odpychająco. Dopiero po przekrojeniu na dwie połowy zaprezentował swoje zalety. Śmierdziało gorzej niż w wiejskiej sławojce nigdy nie sprzątanej po serii wesel i dyskotek. Przemagając silny odruch wymiotny wyjęliśmy ze środka spore kremowe kawały owocu zawierające wielkie pestki i – przemagając organizm spróbowaliśmy. To jest pyszne!!! Zjedliśmy wszystko. Cejlońskie porzekadło o durianie mówi, ze pachnie on jak piekło a smakuje jak niebo. To prawda.
Niestety nie było możliwości przywiezienia go do Polski. Żadna linia lotnicza nie wpuszcza z durianem na pokład. Musicie więc uwierzyć nam na słowo. Cdn.
Komentarze
O durianie czytałam w książce śp. profesora Szczepana A. Pieniążka. „Dookoła sadowniczego świata” to nie tylko naukowe sprawozdanie ale barwna opowieść o podróżach po świecie i przeróżnych często niezwykłych jadalnych roślinach.To od prof. dowiedziałam się o istnieniu np. synsepalu, który potrafi sprawić, że nasze kubki smakowe zwariują na chwilę i nawet gorzka pomarańcza będzie się wydawała słodka 🙂
Dzień dobry Państwu,
Nie wiem czego ten Antek mnie się czepia. Ja w technikum nie byłem wcale taki prymus z polskiego. A piszę jak umiem.
Mieliśmy wprawdzie w klasie maturalnej dobrego nauczyciela polonistę. Był poprzednio asystentem na uniwersytecie ale za coś wyleciał no i przyszło mu pracować z nami. Bardzo się starał i czasami było nawet ciekawie.
Jak tu Pan Redaktor pisze o tych owocach to przypomniało mi się, że ten nauczyciel polecał nam do przeczytania taką książkę „Portret duriana greja” czy jakoś tak.
Wpadłem do pracy zabrać komórkę bo kierownik chce, żeby można mnie było złapać w czasie urlopu jakby co. Tu prawie nikt się nie zna na tym skomputeryzowanym magazynie tylko ja trochę.
Do widzenia Państwu.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-08-18.html
Szczypior,
pisze -„Jak tu Pan Redaktor pisze o tych owocach to przypomniało mi się, że ten nauczyciel polecał nam do przeczytania taką książkę ?Portret duriana greja? czy jakoś tak.”
🙂 ,jakoś tak pomyślało mi się, że ten magazyn to albo nieporozumienie, albo zmyłka. Gratuluję.
Gospodarzu, wreszcie Państwo wrócili i możemy się spodziewać fascynujących opowieści o Sri Lance. Nie spotkałam dotąd nikogo kto tam był.
Gospodarzu! Czy to mój komputer ociemniał czy błąd nadawcy bo nie widzę omawianych zdjęć?
Helenko – słodkiego, miłego życia!
Szczypior , no to wszystko sie wydalo:(. Kierowniczka musi byc wsciekla!!!
Pana Gospodarza milo powitac po wakacjach, tylko cos zdjec nie moge sie doszukac. Pozdrawiam serdecznie wszystkich na blogu.
Witamy, witamy najserdeczniej! Niech sie szybko zdjecia pojawia. I oczekujemy sprawozdawczosci.
Co do imienin Heleny – nie obchodze, ale jak najchetniej przyjmuje wszystkie zyczenia od serca plynace. Bo przyznaje, ze raz do roku, to stanowczo za malo!
Heleno, to ja Cie austriacko pozdrawiam na te okolicznosc!
A wszystkim zycze udanego tygodnia, Gospodarzom – zeby ich szara rzeczywistosc nie przytloczyla 🙂
Serdeczne zyczenia dla Heleny.
Bardzo kurtuazyjny tytuł, ale mam nadzieję, że nie całkiem szczery 😉 Podróż po takiej okolicy powinna być tak fascynująca, że nie pamięta się nawet o wysyłaniu kartek, a co dopiero o tęsknocie… Brat mojego Osobistego podróżował kilkakrotnie na Cejlon i chyba nie tęsknił. Może to jednak wyjątkowo mało sentymentalny typ, bo bez problemu spędził z dala od rodziny cały rok na Mauritiusie. Poza tym jest od nas młodszy, może wiek też gra rolę?
Anyway, cieszymy się z powrotu i na serial sprawozdawczy. Nie będę pytać, co mówią na Cejlonie o Kaczyńskim 😎
Z zamiłowaniem do durianu jest Gospodarz w dobrym towarzystwie. Tygrysy go też podobno bardzo lubią 😉
Heleno, ja myslalam, ze Ty jestes ‚majowa’. Mimo, ze obchodzisz je bokiem przyjmij najlepsze zyczenia.
O, widzę, że Gospodarzy nie uprowadzono i nie poprosili o azyl! Ale na wypadek, gdyby po tak długiej nieobecności nikt nie mógł Ich rozpoznać, proszę pamiętać, że w obejściu są psy, które z takim zadaniem powinny sobie poradzić. 🙂
Znajomości z durianem wcale nie zazdroszczę. Zostaliśmy sobie przedstawieni na jakimś party w chińskim sklepie, w dziale mrożonek. Na początku był trochę chłodny, ale potem się rozgrzał i dał popis swoich możliwości. Nie wiem, czy to z powodu nosa wrażliwszego niż u ludzi, czy dlatego, że mi ten smak niebiański jakoś nie rekompensował wysiłku wstrzymywania oddechu, czmychnąłem z imprezy i dotychczas czmycham. 🙄
Nieobchodzącej – serdeczności od serca i ogona, może być nawet dużo razy w roku! 😀
Czekają nas fascynujące dni sprawozdania z podróży. Ceylon – bajeczna wyspa, chociaż nie chcę tam pojechać – w różne strony świata i owszem, ale tam gdzie kobry, pijawki i pająki, nie ma mowy. Tropiki nie dla mnie. Tylko ten ogród botaniczny z orchideami mi się śni po nocach. Resztę opowiedzą i pokażą mi odważniejsi ode mnie.
Helenie składałam już życzenia w tym roku 3 razy (dwa razy imieninowo i raz urodzinowo) i sądzę, że wystarczy jej moich dobrych życzeń na długo.
Na obiad dzisiaj sola, surówka, ogórki kwaszone, w planach jakieś kruche ciasteczka, żeby było co podżerać w razie niżówki psychicznej i tyle.
Wszystkim sie wydaje, ze ichnia wyprawa byla taka bezproblemowa. Podjalem decyzje wyslania ratunkowej ekspedycji. Najpierw rozmawialem z jaskólkami. Powiedzialy, ze owszem, poleca ale musza jeszcze potrenowac z mlodym rocznikiem. Sójki powiedzialy, ze owszem ale za morze, troche bedzie zbyt daleko, moze potem. Kategorycznie odmówily bociany twierdzac, ze one przynosza ladunki wylacznie w strone Europy i nie beda lataly z pustymi dziobami. Zanim wszystko zorganizowalem, Gospodarze wrócili cali i zdrowi. Opaleni tropikowym sloncem i napewno kulinarnie rozpsuci. Bardzo dobrze, bo teraz spokojnie beda mogli przygotowac stosowne menú na Zjazd. Oczywiscie i cejlonska herbate w kilkunastu wariantach.
Wiadomosc dla Alicji.
Twoje prosba jak zwykle jest nieodwolalnym rozkazem. Niestety w moim zabutelkowaniu nie znalazlem zadnej piersíówki. Wszystkie wziely i wyszly.
Znalazla sie natomiast miniaturowa, damska butelka z tych co to mozna wsadzic za cholewe kozaczka. Jesli w moim bagazu znajdziesz opakowanie z Twoim imieniem bierz jak swoje.
W oczekiwaniu na kolejne wiazace rozkazy.
Pan Lulek
Słuchajcie, właśnie sobie coś uświadomiłem. Oprócz Heleny chyba jeszcze wszyscy na blogu nie obchodzą dziś imienin. To ja serdecznie życzę Wszystkim wszystkiego najlepszego! 😆
Na Heleny imieniny – http://www.youtube.com/watch?v=gf3NmS0LJQA .
Sprawozdanie z wyjazdu zapowiada się bardzo interesująco! Osobiście- zdjęcia widzę i podziwiam.Tak jak Pyra, nie przepadam (mówiąc oględnie) za pająkami, pijawkami, a najbardziej za wężami. Będąc kiedyś w Tunezji, byłam na pokazie poskramiacza? węży i wyszłam na histeryczkę. Właściciel węży uparł się zaprzyjaźnić mnie ze swymi podopiecznymi 👿 ,podobnie zresztą jak czyni to moja córka ze swymi patyczakami 🙁
Heleno, pozdrawiam cię serdecznie z głębi serca. Masz rację- raz w roku to za rzadko!
Haneczko, mam pytanie dotyczące twego placka półkruchego z owocami.
Było napisane- 0,5 pojemnika kwaśnej śmietany (125 ml)
0,5 pojemnika= 125ml
czy
0,5 pojemnika, którego objętość jest 125 ml- czyli 62,5 ml?
O, Gospodarz wrócił! Znaczy… spózniliśmy się z zawładnięciem blogu, a mówiłam – działać, póki można!
Łamagi, psiakrew!
Nie jadę na Cejlon – bardzo liczne kobry 😯
A to ciekawostka przyrodnicza o tych nietoperzach – myślałabym, że do spania to one gdzieś w kącik jakiś, a najchętniej do pieczary, a nie sobie z gałązki zwisać głową w dół.
A teraz tradycyjnie – idę dospać.
Alicjo, głową w dół? 😯
Bobik. Bardzo mi przylro, ale szwankuje logika. Wszyscy inni na blogu nie obchodzacy dzis swoich imienin robia to under false pretences
Ja natomiast absolutnie uczciwie. Wiec niech mi tutaj nikt sie nie wtrynia ze swoim nieobchodzeniem. Kazdy moze sobie wybrac jakis inny dzien nieobchodzenia. Mie akurat moj.
Ja dzis niczego nie obchodze, ale zbieram zyczenia, najuczciwiej jak potrafie. Minus Pyra, skoro wyczerpala tegoroczny przydzial i bede musiala czekac do 2 marca.
PS Odmawiam wstawiania mordek.
Zara zara… jeszcze nie poszłam dospać… Ja obchodzę, cokolwiek jest do obchodzenia, a Helena wzięła i pogrubiła. No to ja spróbuję odchudzić
Heleno, ale teraz wycofać życzenia dla Wszystkich byłoby już nieuprzejmie. To wobec tego dokładam jeszcze jedne dla Ciebie, żebyś w sumie wyszła na swoje. 🙂
PS. Co masz przeciwko mordkom? 😯 Pytam nie bez kozery, bo jak wiadomo sam jestem posiadaczem czarnej, kudłatej w il. szt. 1
Mordki tylko w realu! Jak najwiecej. A nie jakies takie, ktore upominaja do poczucia humoru.
Od jutra zaczynam opieke nad dwiema morkami – jedna sie nazywa Toby, druga Muffin.
Małgosiu, odpowiadam w imieniu Haneczki, bo byłam przy plackach – to ma być pół kubeczka (cały ma 25o ml, więc w zakres wchodzi 125) Placek naprawdę dobry. Wczoraj zdrowie Haneczki i jej Ulubionego Pyry wypiły winkiem.
Ja mordki wirualne traktuję nie jak upominaczy, tylko jak dodatkowy środek wyrazu. W końcu jak się komunikujemy w realu, to też używamy dodatkowych środków. Już nie mówię o mimice czy postawie ciała, ale bywają i takie środki jak podrapanie za uszkiem albo trzepnięcie ścierką (wrrrr!). Mnie się te blogowe mordki wstawiają automatycznie, w zgodności z tym, jaki mam wyraz mordki własnej przy pisaniu. 🙂
A skąd Muffin? O Tobym było, ale Muffin jakoś przegapiłem. Czy to płeć nadobna?
Bylam w pracy, przyszlam do domu a tu mnie przy drzwiach wita uprzejmie listonosz i wrecza przesylke od Pana Lulka, doszla pieknie zapakowana i wsystko w niej bylo skrupulatnie posortowane i podpisane. Panie Lulku za surowce w celach powiekszenia stanu wegetacji sie podobna nie dziekuje, dziekuje za uprzejmosc i zaangazowanie.
Bobik Muffin drapie.
Pyrze tam mordki nie wychodzą, mimo samouczka. Niegramotna taka i już. W razie potrzeby w tych nawiasach wpisuję : tu mordka) i musi wystarczyć.
U psów powiedzenie „pies go (ją) drapał” ma oczywiście całkowicie inne znaczenie niż u ludzi. 😀
Nie, Muffin jest on. Mieszka pietro wyzej w tym domu. Poszedl na wewnetrzna emigracje, kiedy Starzy sprowadzili do domu 4 lata temu Toby’ego. Odtad Muffin wychodzi na spacery oknem w sypialni, wraca drzwiami, omijajac Toby’ego jak zaraze. Toby ma surowy zakaz przekraczania granicy miedzy pietrami domu.
Ja tego do konca nie rozumiem – te zakazane rewiry. Jakby pozwolili Toby’emu spotykac sie z Muffinem kiedy ten pierwszy byl jeszcze szczeniaczkiem, jakby pozwolili Muffinowi samemu ustanowic reguly spotkan z mlodszym bratem, to nie byloby tego ustawicznego pilnowania granic, a chlopaki traktowali sie nawzajem z szacunkiem.
Muffin ma wlasny pokoj – z fotelem do spania, lozkiem, kuweta i miskami z woda i jedzeniem. Rodzina widuje go tylko wieczorami, bo w ciagu dnia nie ma co robic na gorze. To po co miec kota,jak sie nie ma z jego towarzystwa przyjemniosci?
Najgorsze , ze identyczny uklad panowal w poprzednim domu na tej ulicy, gdzie opiekowalam sie Poppy i KC (Kathy’s Cat), wymawia sie „kejsi” .
Gorszylam sie wtedy i gorsze sie teraz. Ta praktyka ma chyba cos wspolnego z tym, ze niektorzy ludzie maja za duzo pomieszzczen w domu.
Moje chlopaki moga chodzic wszedzie procz stolu obiadowego. A i ze stolem jest sprawa problematyczna, jak mnie nie ma w poblizu. Dlatego mam stol kamienny, ogrodowy. Wystarczy dobrze wytrzec.
Po co miec zwierzeta w domu jak sie nie daje im wszystkich praw domownika? Niepojete.
Pyro,
piszesz, że Ci mordki nie wychodzą, naciskasz spację, potem dwukropek, potem nawias otwarty i znowu spacja i masz 🙁
Wesoło Ci jak nie wiem, to piszesz tak: spacja, dwukropek, lol, dwukropek, spacja. Przecinków nie piszesz 😆
A czy wieczorami jest czas na glaskanie Muffina?
Mam niejasne wrażenie, że z tym Muffinem to typowy przypadek piekła wybrukowanego dobrymi chęciami. Ponieważ Muffin był na początku obrażony na szczeniaczka, to postanowiono usunąć wszelkie możliwe źródła konfliktów i szczeniaka chronić, a kocie prawo do obrażalstwa respektować, czyli dać własny pokój i miski. Oczywiście świadczy to o nieznajomości zwierzęcej psychiki, ale jest w jakiś sposób very british.
Założę się, że w co trzecim angielskim domu jest jakiś ludzki domownik, który ma własny pokój, fotel, łóżko, talerz, etc. i widuje rodzinę tylko wieczorami. Ekscentrycy, ekscentrycy… 😀
Moje koty mają wszystkie prawa i z nich korzystają, ale po stole nie chodzą i z niego nie kradną, choć nie trenowaliśmy ich w tym kierunku 😯 Chyba wyczuwają instynktownie, że to strefa tabu i personelowi też się coś należy. Stół balkonowy jest już inaczej traktowany i jeden z kocurów potrafi nawet siedzieć na drugim końcu i przyglądać się, jak Osobisty je śniadanie, ale też nie kradnie i nie żebrze. One wiedzą, że nie muszą prosić, im się NALEŻY, więc z godnością czekają…
POdobno jest. Ale kot lubi nie tylko glaskanie. Lubi uczestniczyc w zyciu domu, rodziny: sprawdzic kto obcy szczeka na podworku, dopilnowac kurczaka w piecu, obwachac gosci, zaopiekowac sie akwarium, przeczytac list na wycieraczce, rozpakowac zakupy, zdeponowac zdobycz w bucie, powachac kwiaty w wazonie, powitac po powrocie z pracy, rozrzucic troche pchel po dywanie, sprawdzic czy bielizna zostala dobrze wyprasowana, pokierowac remontem w kuchni, – slowem roboty od groma i troche. A trzeba jeszcze obejrzec w telewizji Attebourougha, w bolu i placzu utulic, zadbac o rozwoj duchowy domownikow.
Konfiskowalabym koty ludziom, ktorzy nie potrafia docenic swego sczescia z posiadania zwierzyny. .
U mnie kot Piko sypia na stole, jak wychodze z domu to wracajac zastaje go wypoczywajacego.
Faktycznie, nemo. Kradna tylko koty bardzo glodne, albo takie, ktore dostaja strawe w okreslonych godzinach.
Jesli syty kot wchodzi na stol, to jedynie w celach inspekcji, a nie zeby cie pozbawic obiadu. Owszem zdarzalo sie w mojej kuchni, ze upieczony kurczak wyladopwal na podlodze, ale przynzaje, ze podloga nie byla przedtem wypastowana i chodzilo glownie o to by ja przetrzec kurczakiem i zeby sie blyszzcala na przyjscie gosci. . Ani kurczakowi to nie zaszkodzilo, ani gosciom – przy zachowaniu odpowiedniej dyskrecji.. l
Studzenie emocji komunikacyjnych kielichem zimnego soku. Oj, to piękny sposób. Ale chyba tylko na Cejlonie. A jak bardzo bym życzył nie tylko sobie by skutkowało to w każdym jednym przypadku na planecie.
Wydarzyło się to przed niespełna miesiącem i przyznam się szczerze, ze do dzisiaj nie przestałem o tym myśleć.
Jakim sposobem rozumowania kierują się niektórzy użytkownicy powierzchni asfaltowych w północnej części krainy szczęścia na wschód od Odry?
W zasadzie mogłoby być to bez różnicy w przypadku kończącym pobyt na tej planecie, ale póki co jestem jeszcze jej lokatorem i chciałbym wiedzieć, jakie przemiany dokonują się u niektórych kierowców w mięśniu który lekarze na ogol mózgiem zwą.
Zanim doszło do tego decydującego przypadku minęło mnie, jadącego na rowerze, dziesiątki zwariowanych dusz wyprzedzających bądź mijających na grubość lakieru aż w pewnym momencie nastąpiło głuche uderzenie bocznego lusterka w kierownice mojego jednośladu. Salta w powietrzu do przodu próbowałem wielokrotnie wykonywać na wodzie. Lecz zaprzestałem po wielu nieudanych i bolesnych próbach.
Tym razem w locie wyprzedziłem rower i po obrocie 360° stanąłem jak wryty w grząskiej mazi przydrożnego rowu. Naturalnie ze moja łepetyna zrozumiała od razu ze żadne kolano mi nie brakuje, ale od strachu w brzuchu zagotowało mi się ze złości. Podobnie jak dziesiątki razy dotychczas rozglądać się zacząłem za moim mordercą.
Ale tym razem było inaczej. W odległości niespełna dwustu metrów dostrzegłem zamknięty przejazd kolejowy. Poziomy szlaban pomalowany w barwy narodowe zatrzymał ruch samochodowy. Towarowe wagony przesuwały się z wolna jeden za drugim. Wystartowałem ponownie. Tym razem z buta. Żadnego bólu w nogach. Teraz mam już tego z rozpieprzonym prawym bocznym lusterkiem.
_ Jak wpadłeś głupolu na to by ryzykować moje życie?
Podczas kiedy patrzeliśmy sobie przez otwarte okno w oczy nabrałem przekonania, ze on już wie, ze ja wykąpany jestem w złości i to, ze przeżycie tego niebezpieczeństwa przeniosło mnie w trans, którego pohamować za nic nie byłem w stanie. Ludź ten, wyglądający na czterdziestolatka, rozpoznał z pewnością we mnie rowerzyste mijanego przed niespełna minutą. Dziś wydaje mi się ze postąpił słusznie trzymając mordę na kłódkę. Nie ma żadnej odpowiedzi która tłumaczyłaby takie wydarzenie. A poza tym, każdą jedną odpowiedz w takiej chwili przyjąłbym za impertynencje. Widział jak z plecaka wyjmuje scyzoryk. Po raz drugi postąpił słusznie i usłyszałem tylko trzask zamykania drzwi i szum podnoszenia się bocznej szyby. Poza tym nic nie słyszałem, ale czułem za to jak wchodzi w moje ciało terminator. Spojrzałem jeszcze na wagony kolejowe. Dalej toczyły się smętnie i końca nie było widać. Obszedłem z wolna dookoła samochód z ostrzem przylegającym do karoserii. Wyraźnie i dogłębnie zaznaczona została wysokość mojego nadgarstka. Przy okazji policzyłem koła i zacząłem od przedniego lewego. To nie jest łatwe zadanie do wykonania. Lecz przy czwartym doszedłem do wprawy. Rezerwowe zostawiłem w spokoju. W tym uniesieniu nie zwróciłem uwagi jaka to nobliwa i wypasiona fura. Zanim sygnał dźwiękowy oznajmiał podnoszenie szlabanu zdążyłem tylko przydrożnym kamieniem powciskałem siedzące na przedniej masce liczne komary. Byliśmy kwita.
milego tygodnia 🙂
Mój najmłodszy kot tak dokładnie kontrolował sąsiada podlewającego kwiaty i karmiącego zwierzynę pod naszą nieobecność i chodził za nim dosłownie krok w krok, że ten czuł się nieswojo i zamykał go na czas „obchodu” w łazience 😯
Matka Maurycego sypiała pod naszą nieobecność na stole, ale jej nie „wychowywaliśmy” od małego.
I jaki byl ciag dalszy? Siedzial koles za ta szyba?
Ja tych kotów czasem jednak nie rozumiem. Po cholerę spać na stołach, jak w domu są łóżka i kanapy? 😯
Kot M. uwielbia podlewanie kwiatow na zewnatrz. Przed drzwiami stoja dwie ogromne donice z hortensjami. Kiedy biore polewaczke do reki, M. ustawia sie w tym miejscu gdzie nadmiar wody wycieka strumczyczkiem. Wtedy go lapie i pije. Robi to dla zabawy, gdyz ma w kazdym pokoju (procz livingu) miske z woda (nerki!) . Ale najbardziej kocha te spod hortensji.
Arkadiusu-Terminatorze,
to jesteś lepszy ode mnie 😯 Ja tylko przejechałam szafirem z pierścionka po karoserii czarnego mercedesa, który szturchnął mnie zderzakiem przed zamkniętym szlabanem 😎 Facet nie odważył się otworzyć okna ani buzi. My, cykliści w amoku… 😎
Stol daje lepszy punkt obserwacyjny. Kiedys takim punktem byla lodowka, ale teraz jest zastawiona skorupami. Poza tym koty lubia spac tam, gdzie rzekomo nie wolno.
Trzymał telefon w garści. Tak mi się tylko wydaje ze mógł dzwonić po pomoc drogową. Ale pewny nie jestem. 😀
Wode sie pije tez siedzac w wannie, czeka sie aby mu otworzono kran, z ktorego ma leciec delikatny srumyczek wody, to nie wazne, ze pupsko bedzie mokre, osuszy sie je w lozku personelu.
Arcadius, gratuluje choc i jednemu i drugiemu sie udalo, w Niemczech taki by sie niewykrecil od sadu i czarnych punktow a Ty bys odpowiadal za wandlaizm.
Najlepszy punkt oberwacyjny jest na dywaniku w przedpokoju, tak żeby mieć oko na wszystkie pomieszczenia. Oczywiście drzwi, włącznie z wejściowymi, obowiązkowo mają być otwarte.
Rada dla cyklistów: a wrzucić takiemu dżygitowi do auta ze dwa rozkrojone duriany. Skutek bardziej piorunujący od przejechania ostrym po karoserii 😀
Bobiku, łóżka i kanapy to zbyt konwencjonalne i może dla psów atrakcyjne, ale dla kota? 😯 W ciągu dnia kot może spać na łóżku, fotelu bujanym, kanapie, oparciu od kanapy, regale, dywanie, parkiecie, trawniku, pod krzaczkiem, w skrzynce z suszącą się melisą, w pojemniku ze świeżo zebranym praniem, na gazecie, na klawiaturze, na robótce ręcznej, na krosnach, na balustradzie, na krześle, na taborecie, w kartonie po butach, torbie na zakupy, otwartej walizce, w umywalce, na daszku, w karmniku dla ptaków… Dnia brakuje 😯
Co do picia wody, to już chyba był na blogu publikowany komunikat Wspólnej Komisji Kotów i Psów, że te krany, hortensje itp. to tylko niewinne rozrywki, a do prawdziwego picia nadaje się tylko uczciwa kałużanka.
I jeszcze w szafie najlepiej na czarnych swetrach i bluzkach
Nemo, teraz zrozumiałem. Nie chodzi o porządne wyspanie się, tylko o danie upustu wynalazczości. To co innego! To mniej więcej tak, jak u nas wynajdywanie najlepszego miejsca na ukrycie kości – pod ulubioną różą mamy, pod krzakiem nie całkiem jeszcze dojrzałych malin, w dziurze wygryzionej w fotelu, w wybebeszonym do tego celu bucie… 😎
O, tak, w szafie. I jeszcze w otwartej szufladzie, i na sandałach personelu i na środku przejścia do łazienki…
Bobiku, to jest chyba sprawdzanie aktualnego pola magnetycznego, które musi być bardzo zmienne i kapryśne, skoro koty sypiają ponoć tam, gdzie nie ma „promieniowania”, albo wręcz przeciwnie 😯
Bobik, koty przesypiaja w ciagu doby az 14 godzin.
A jeszcze można spać na kolanach personelu, na brzuchu personelu, na piersi, na plecach, na biodrze leżącego na boku, na stopach – siedzącego, na karku – schylonego nad robotą…
Na glowie personelu w nocy i dreptac lapami wyrywajac personelowi wlosy, mruczac przy tym
Kiedyś spanie zaprzyjaźnionej, sąsiedzkiej kocicy w naszej szafie zakończyło się pięcioma kociętami w tejże szafie i zerwaniem (nie przez nas!) dobrosąsiedzkich stosunków. Sąsiadka obraziła się na kocicę, że miała większe zaufanie do cudzej szafy, niż do własnej. Za co obraziła się na nas, to już tylko jej było wiadome. 😯
Dla podrozujacych do Polski: w handlu mozna dostac za trzy do czterech zlotych krem do Tiramisu, dolewa sie tylko mleka i nawet niekonieczne jest ubijanie tego elektrycznym ustrojstwem, wystarczy cos do ubijania piany. Krem samkowo jest nawet udany tylko polskie biszkopty sa waciaste, lepiej jest uzyc krazkow do tortu. Jest tez b. dobra, lisciasta herbata Lipton z dodatkiem El greya ale minimalnie. Sa tez smaczne i tanie ryby o nazwie panga.
Natomiast podroznicy udajacy sie w glebiny kraju, muszacy opuscic drogi glowne niech nie uzywaja nawigatora, lepsza jest dobra mapa, nawigator prowadzi na przelaj po drozkach nie do przejechania albo np. na porm przez rzeke, ktory plynie 2 razy w ciagu dnia i to jeszcze kiedy wystarczy chetnych.Moi znajomi smieja sie, iz sa to przyszle, zaplanowane autostrady.
Bobiku,
taki sam „numer”, choć nie w szafie zrobiła pewnego roku rzeczona matka Maurycego, lafirynda jedna 👿 Sąsiedzi oddając niewdzięczną wraz z czwórką przychówku patrzeli dziwnie, ale nic nie mówili. Nie uwierzyli chyba w nasze zapewnienia, że ona tak ma i że w taki sposób wprowadziła się do nas pozostając tymczasowo na stałe. Nawet nie nadaliśmy jej imienia. Prowizorka trwała 14 lat.
Gdyby jeszcze ta Bianka, która u nas powiła, chciała się do nas na wprowadzać, to może jeszcze sąsiadkę mógłbym zrozumieć. Ale ona potraktowała nas jako porodówkę, przychówek zostawiła potem pod naszą opieką, a sama poszła do domu coś przekąsić i się przedrzemać. I o co się było obrażać, jak nawet rachunku za usługi medyczno-wychowawcze nie wystawiliśmy? 🙄
Zapasy skompletowane. Dojechal uhudler z Eisenberg. Ten jedzie w podróz jak specjalnosc z miejsca zamieszkania. Ten sasiad, prywatnie uhudlerownik, tez pedzi. Dalem mu spróbowac i otrzymalem zaproszenie jesienia na wspólny, pracowity, dzien i wieczór. Ma inna aparature i robi to troche w zacofany sposób. Wymaga najwyrazniej fachowej pomocy.
Po wyjezdzie kolejnych gosci czyli syna z zona i chyba jednak nie partnerka dla Bobika czy Radka, która wrzuca na waga chyba 100 kilogramów, przystepuje do wykonania listu przewozowego.
Zapowiadam czego nie bedzie. Nie bedzie nalewki jezynowej. Musi dostac.
Po drodze okaze sie czego jeszcze nie bedzie.
Arkadiusie, ja bede jechac samochodzikiem Nazareti. Nie szybciej anizeli 300 kilometrów na godzine. Bez systemu nawigacyjnego ale pod oslona Ducha Swietego. Czy na wszelki wypadek zabrac ze soba siekierke, drewniane widly rodem z Siedmiogrodu czy polówke cepów. Klasycznych dwurecznych. Z powrotem to nie bedzie klopotów. Podobno Pyra kupila dla mnie trzy poduchy. Przykleje tasma ze wszystkich stron i jakos sie doczlapie.
Magdalen zyje bo pisze na blogu. Zabiore ja w charakterze swiadka z dyktafonem w reku.
Popatrzcie sobie na zdjecie. Jaka to laske wynalazl Marek z ta rura. Uwaga dziewczyny. On ma luk najnowszej konstrukcji i bedzie robil za Amorka.
Calkiem niezazdrosny
Pan Lulek
Kod mi się trafił 3ae3 🙁 🙁 O, tyle mi wyszło z mordki moja Nemo!
Pyro, spróbuj jeszcze raz, tylko z tym drugim nawiasem, to zaraz Ci się humor poprawi 😆
In juz robil za Amorka, Panie Lulek. Z chojkowym rezultatem.
Brawo, Pyro 🙂
Jak umiesz na smutno, to i na wesoło Ci wyjdzie 😀 (to jest spacja, dwukropek, D i spacja)
🙂 <–dwukropek i nawias zamknięty, Pyro
Arkadius,
Twoją opowieść skopiowałam i przesłałam Jerzu – niech czarno na białym sobie przeczyta, że nie ma co żałować męskiej decyzji zostawienia roweru w domu. Ja wolę siwieć normalnie, a nie z określonych powodów.
Szczypior,
to nie był „Portret Duriana Greja”, tylko Duriana Graja ;).
A poza tym przypomniało mi się, jak to moja koleżanka w połowie lat 80-tych emigrowała do Kanady. Nieoficjalnie, więc trzeba było, żeby wyjechała z Polski do jakiegoś kraju i stamtąd starała się o emigrację. Wyjechała na zaproszenie innej mojej przyjaciółki do Niemiec. Osiadła we Frankonii i czekała na moje papiery ze związku Polaków i tak dalej. Załatwiłam wszystko, sprawą zajęło się odpowiednie biuro, wysłali papiery i czekamy. Czekamy, biuro do mnie dzwoni, że trochę przydługo trwa tej koleżance wysyłanie potrzebnych dokumentów z jej strony. Głupio. Kamień w wodę, śladu po babie ni ma. Dopiero po roku się odezwała. Wyszła za mąż za prawdziwego Bawarczyka (on i jego rodzina tak twierdzą) o nazwisku Sczypior. Od razu mówię, ze nie zgubiłam „z”, tak to nazwisko się pisze. Wymawia się – Cipior 😯
Panie Lulek
A czy nie prościej, miast tylu rozmaitych przedmiotów zabrać tylko polówkę? 😀
Naturalnie nie jedna jak również i nie dwie. 😀 Nie myślę tu o Magdalen w kawałkach. Jestem przekonany, iż znacznie lepiej prezentuje się w całości. 😀
Mam nadzieje ze cali i zdrowi spotkamy się na mecie. 😀 😀
Alicjo, portrety Grajów to są w Sąsiedztwie, na Dywaniku. Tutaj Gospodarstwo, jak odzipnie, to nam pewnie pokaże cejlońską fotkę jakiegoś Greja. Może Earla? 🙂
Słusznie Alicju 🙂
Postrzelałem , dziadek przeżył. Idzie nieżle.
Problem z tarczą . Jak zwykle. Musi być porządna.
Się zapaliłem do łucznictwa. Drżyjcie sąsiedzi. Zrobiłem próbę na 35 metrów. Trafiłem w środek 🙂
Doczytałam wpisów i już się cieszę na przeszukiwanie PanaLulkowych sakwojaży 🙂
To Magdalena z Panem Lulkiem przyjeżdża? Może potrzebna będzie wiadoma deska 😉
Zamiast robić coś pożytecznego, to ja, jak to przy poniedziałku – nic nie robię, tylko obwąchuję moją nową zabawkę. Mogłaby być serbrna, a nie taka biała. Czarna mogłaby być. Ale biała?!
No nic, jest jaka jest, najważniejsze, że działa. Będę sprawozdawać na gorąco. O, i teraz wiem, czego naprawdę mam w tej torebce pilnować 🙂
Wlasnie spostrzeglam moja kombinacje herbaciana, rzeczywiscie wysmienita…
Dorotolu, Twoja kombinacja brzmiała dumnie i z hiszpańska, a i Grekiem trochę zatrącała. 🙂
era internetu, my sie wszyscy oduczymy pisac klepiac na tych klawiaturach
Tylko bez deski prosze. Jesli zas to nie deske do surfowania. Poza tym specjalista od desek jest Mis. Kiedys donosilem, ze Jego Osobowosc dokonal swego czasu dewastacji lózka dla gosci. Zapasowa deska juz nie jest potrzebna. Sam wyreperowalem a próbe wytrzymalosci przeprowadzil szwagier. Wraz ze szwagierka. Warstwowo.
Poddawac sie bede kierownictwu Magdaleny. Tomek zostanie w ich domu z czterema kotami.
Miejmy nadzieje, ze nie dostanie kota z zazdrosci
Pan Lulek
Dorotolu,
a żebyś wiedziała! Niedawno wysyłałam do kilku dziewczyn coś i musiałam ręcznie napisać instrukcje, co mają z fantem zrobic i tak dalej – miałam kiedyś naprawdę bardzo czytelny i nawet elegancki charakter pisma (mój Wujek i Tata pisali pięknie, kaligraficznie, ja też tak chciałam!). To, co wyszło spod mojego pióra (długopisu) wyglądało OKROPNIE!
Ale ja juz od lat piszę tylko i wyłącznie na komputerze, tyle, ze łaskawie zaadresuję kopertę, zwykle dużymi literami – no i kartki świąteczne. A byłam osobą, która listy pisywała codziennie, kilometrowe – teraz to też robię, ale na komputerze.
Bardzo też sobie chwalę, bo nic nie muszę kreślić, łatwo edytować tekst, a pamietam, ile to kartek szło do kosza w pisaniu na piechotę 🙂
A ja tak się zastanawiam nad tytułem. To jakbyście nie tęsknili, tobyście nie wrócili?
wychodze, ide na ulice….
Dorotol, uważaj na latarnie!
:)D Próbuję dalej. Właśnie rozmawialiśmy o Zjeździe – Młodsza, nasza zaprzyjaźniona jednostka – kierowczyni i wasza pokorna służka. Straszne rzeczy nam powychodziły i teraz musimy porządnie zaplanować wszystko. Jeszcze dzisiaj dzwonię do Marialki i będziemy myślały wspólnie. O rezultatach powiem we właściwym czasie. Zachmurzyło się i Ania poszła z psem, bo potem może być nieciekawie. Ja byłam z nim dwa razy po godzinie, żeby mógł się wybiegać.
Pyro, dzięki .
Pyro, tym razem był jeden nawias za daleko. Dwukropek i duże D, czyli : D tylko bez spacji pomiędzy, dają śliczną mordkę, o taką 😀
Ale może mnie dlatego uśmiechnięta mordka dobrze wychodzi, że właśnie idę robić paellę? Troszeczkę oszukaną, ale mi się i tak całe jestestwo na myśl o niej uśmiecha 😀
Pyro, zrób spacja, potem dwukropek ,potem D i znów spacja.wyjdzie 😀
Mordkę mniej radosną zrobisz tak samo jak tę nieszczęśliwą, tylko nawias w drugą stronę, czyli spacja:)spacja 🙂
A jak dwukropek zamienisz na średnik to mrugniesz okiem
spacja;)spacja czyli 😉
A ja dalej poniedziałkuję – ziemniaki są do odsmażenia, ryba od wczoraj usmażona, sałata zrobiona, nawet wysiliłam się na zrobienie galaretki wiśniowej (z torebki, produkcja polska). I zabawiam sie moja zabawką!
https://mail.google.com/mail/?ui=2&ik=0dea2a507f&realattid=f_fk1dfd040&attid=0.1&disp=inline&view=att&th=11bd6e96e8b0c54c
Jak juz się chwaliłam, to wybaczcie. To-to się naprawdę przyda na wyjezdzie! I na Zjezdzie. Reporter przy tym będzie!
Bobiku, autentyczna paella. Najlepiej w Hiszpanii jak Hemingway pisal w „Komu bije dzwon” albo w siedzibie Magdaleny i Tomka w Perchtoldsdorfie. O ile pamietam zawsze w piatek przy Wienerstrasse. Calkiem u góry. Idac z rynku po lewej stronia. Pasarz Raiffeisenbank. Do tego muzyka katalonska. To byl mój Perchtoldsdorf, na cale zycie. Tak jak Sluzewiec i Mokotów. Albo Praga Pólnoc i inne kraje i miasta.
Ech czasy, czasy. Mrozka tez wywialo na Lazurowe Wybrzeze.
Wyobrazam sobie co tez bedzie na Zjezdzie.
Kto wpadnie w niezapowiedziany sposób. Ulica Woronicza, czy moze BBC w cyklu programów, zanikajace obyczaje albo kreacja nowych gwiazd „Polityki”
Ladowanie na Tarczy Antyrakietowej Model 08.
Pan Lulek
Żeby nie było, że ja nic, tylko zabawiam sie zabawką, to robię ser topiony według przepisu Pyry, mam akurat ok 20 dkg zgliwiałego dobrze sera. Kusi mnie przepis Kojaka Moguncjusza, ale to następnym razem, jak zakupię ser w większej ilosci.
Poczytałam sobie te przepisy – Pyro, otóż ten ser chyba nie ma żadnych konserwantów, bo gliwieje pięknie, a poprzedni topiony, który zrobiłam, udał się nadzwyczajnie. Ser kupuję w „Bałtyku”. Nad jez. Ontario, oczywiście 🙂
Wrocilam, przelecialam Ku´damm, kupilam se kurki z Polski
Tak wszyscy ćwierkacie o kotkach i o paellach, a przywitaliście powróconych i stęsknionych Gospodarzy?
Trutututu, trutututu
http://www.youtube.com/watch?v=sbtFpB9yskk&feature=related
Dorotol, czyli ulicznica zwyczajna 🙂
Tylko nie wydziwiaj, sama mówiłaś, że wychodzisz na ulicę!
No tak na to mi przyszlo na stare lata, mieszkajac w centrum nie moge wyjsc na pole.
Ja wychodzę na dwór, Dorotol 🙂
Gospodarzy witać… oni dwa zdania poswięcili naszemu dobremu prowadzeniu się, (a prowadzilismy sie, pomimo utarczek – czyli, potrafimy sobie kryzysowo zadziałać!), i w ogóle RECENZJI naszej książki nie było 🙁
Na co oczywiscie czekamy, czekamy 🙂
Pewnie, że witamy 🙂
Ale była okazja zawładnąć blogiem?! Była! Powtarzam – łamagiście są… Mówiłam – kota nie ma, tańcować?! To się wdali w potyczki, zamiast imprezować.
A propos – witam Marię – nie przypominam sobie, żebym widziała wpisy Marii na tym blogu, dlatego witam 🙂
Alicjo – ty przestań namawiać do puczu (chyba, że masz plantację chójek pod nosem) bo gdzie by przegrani poszli na zsyłkę? Z kim zostałyby nasze koty i psy? A jeżeli Piotr prócz herbaty przydźwigał jaką kobrę? Po za wszystkim wolę zło, które znam, a wiem ja jaką tyranką byłaby np Alicja? Wyszłoby, jak w piosence Młynarskiego o wójcie (co to wójta się nie bójta) a skończyło się smutnie :D)
Pyruniu, ważna rzecz przy mordkach: one powinny być oddzielone od wszystkiego, więc i od nawiasa, spacją! (np. tak 😀 )
A nie daloby sie tych cejlonskich smierdzieli jakos zapuszkowac????
Zawsze mialam wielka ochote sprobowac tego slynnego owocu,ale przyjdzie „opisem” sie obejsc 😉
A na kolejne wrazenia z podrozy,to mam wielki „smak”jak mawiala moja babcia!!
Hej.
Pyro,
chójek ci u mnie pod dostatkiem 😉
Pewnie, że tryanizowałabym, a co! No, nie namawiam do puczu, bo Gospodarz wrócił i nie ma się co, przegapiliśmy okazję 🙂
Zajrzała tu też nalevka, ale nie wiem, czy pierwszy raz 🙄
Nalevko,
żeby tu zaistnieć, trzeba uparcie się pojawiać i manifestować swoje istnienie 😎 Dzięki za info o synsepalu, nie wiedziałam, że coś takiego istnieje i wytwarza mirakulinę 😯
Nalevkę pamietam, ale rzadko się pojawiała, może ze dwa razy.
Z zapuszkowaniem cejlońskich śmierdzieli – to samo miałam na myśli, Ano Wiatrakowa!
Poza tym domagam się ściślejszych zeznań – czy to słodkie, kwaśne czy jakie, to niebiańskie?
Podobno smakuje, jak intensywny budyń waniliowy, a świeżo zerwane z drzewa – pachnie przyjemnie 😯
Podobno w Singapurze gość, który wniesie toto do hotelu, musi płacić za pokój dodatkowo przez tydzień, bo tyle trwa wietrzenie 😯
Konsystencja durianu przypomina surowe ciasto drożdżowe. Jedzony w dużych ilościach może wywołać biegunkę, wymioty i gorączkę 😯
Duranu w realu na oczy nie widziałam, a wietrzenie mojej kuchni potrwa nie wiadomo jak długo. A było tak – jak zeznałam wyżej, na obiad była ryba, ziemniaki, ogórki itp. Ziemniaki w siatce zostały 4 (w tym duży) czyli na styk. Wydawało mi się, że w pudle skrzyni pod stołem jeszcze jakieś ziemniaki były. No i były w postaci obrzydliwie śmierdzącej cieczy w plastykowym worku. Worek wyrzuciłam, wodę wylałam, podłogę wytarłam na mokro, okna na przestrzał; wietrzyło się kilka godzin i jeszcze trochę śmierdzi. I to wszystko bez duranu osiągnęłam.
Pyro, 😆
Ja dziś wyrzucałam na kompost zgniłego (na grządce) fenkuła. Dobrze, że to było na dworze 😯 Gorzej, niż pięć zgniłych ziemniaków, które rozlazły mi się pod palcami przy wykopywaniu. Wszystko przez te deszcze 🙁
Alicjo, gratuluję nowej skrzynki kontaktowej. Zdrowa znoś.
Nalevce jest niezręcznie wtrącać się do rozmów tak szacownego towarzystwa Czuję przed Wami respekt (być może z racji młodego wieku i braku życiowego doświadczenia 🙂 ) i co najważniejsze mam pewne obawy przed wyrażaniem własnego zdania – bo albo się nie znam, albo wydaje mi się że się nie znam 🙂 Może za jakiś czas odważę się zająć określone stanowisko w prowadzonych tu dyskusjach.
W sprawie rauszu nic się nie dzieje? Mimo moich starań… Się naszukałam i na próżno.
Hmm, coś zjadło wszystkie kropki. Ale nic to. Tekst pozostał czytelny a to najważniejsze.
Nalevko, na doświadczenie warto brać poprawkę, wszak ono wciąż jest weryfikowane. Już prawda i za chwilę – po prawdzie, okaże się, że domek z kart to był.
jestem bardzo kontenta że co rusz widzę swoja podobiznę a moja popularnosć wciąż wzrasta. tylko skromność moja wcale nie skromna . Zrobię sobie wakacje bo od nalewek glowa się kiwa a od jarzyn tylko chudnie i swieci /pestycydy/. A tak chciałam zostać literatem ehhh,,, pozostała tylko literatka.!!
Nalevko,
nie rżnij głupa, skoro nas czytasz, to wiesz, ze tu każdy może praktycznie wszystko. I Koty, i Psy, nie tylko ludzie, nawet warzywa 🙂 To czego się czaisz? 😉
U mnie następna burza 🙁
Liselotta od Franka z naprzeciwka wróciła od córki z Berna, przywiozła czekoladki szwajcarskie dla Jerza (zeżarł!) jak zwykle, pogadałyśmy naprędce, a dogadamy sie przy okazji.
Durian da się zapuszkować (warto zapamiętać do dalszych rozdziałów powieści) jak również zamrozić. Po otwarciu lub rozmrożeniu cuchnie dalej i dla mnie w smaku nie takie znowu mecyje, żeby warto się z tym smrodliwcem męczyć. Ale to może dlatego tak mi się widzi, że nie znoszę budyniu waniliowego, a i za surowym drożdżowym przepadam tak sobie. W każdym razie nie mogę z czystym sumieniem polecić. Gdyby ktoś jednak koniecznie chciał spróbować – ja go kupowałem w sklepie u Chińczyka, który tak naprawdę jest Wietnamczykiem. 🙂
Zapomniałem donieść: paella była przepyszna. Oszukaństwo polegało na braku muli i dodaniu indyczyny, której jako żywo w żadnym hiszpańskim przepisie na paellę nie widziałem, ale za to widziałem w lodówce. Idę trawić! 🙂
http://gala.onet.pl/0,1501023,1,1,patrycja_volny_kaczmarska,wywiady.html .
A czy p. Kierownik moglby sprobowac opisac smak durianu troszke dokladniej? Pyszny jak:
melon
brzoskwinia
arbuz
kremowka
troisty najdojrzalszy brie
najlepsze maguro albo inne pyszne sushi
krwisty befsztyk z poledwicy
CZY JESZCZE INACZEJ ???
Czytam Was regularnie, niestety nie mam czasu na codzienne pogadanki, przepraszam gospodarza za
kompletnie niezwiazany wpis ale zwiazany z „kotowatymi” – poogladajcie i posmiejcie sie – moj jest dokladnie taki sam :
http://www.youtube.com/watch?v=w0ffwDYo00Q
W Rumunii, niestety zapomnialem w jakich okolicach robia sliwowice o takim zapachu, ze umarli uciekaliby z cmentarza gdyby ktos polal ich groby. Serwuje sie w naczynkach o ksztalcie chemicznej kolby. Kieliszek bez nózki czyli musi byc wypite do dna. Zapach jak pisalem okrutny. Kiedy jednak wypije sie jednym, niewielkim ciagiem calosc, za chwile uczucie jakby sie bylo w siódmym niebie. Znakomite na zakonczenie biesiady skladajacej sie z ciezkich dan.
Durian zac smakuje cakiem normalnie. Po prostu jak durian i juz.
Pan Lulek
Każdy z nas ma inaczej reagujące kubeczki smakowe więc i inaczej odczuwa smak tych samych potraw. Mnie durian smakował jak najsłodszy melon połączony z ulubionym włoskim deserem, którym jest panna cotta.