Finlandia to nie tylko sauna
Wprawdzie ten kraj tak nieodległy od Polski odwiedziliśmy tylko raz to od tamtej pory jesteśmy jego wielkimi miłośnikami. I to tak dalece, że małą Finlandię urządziliśmy w swoim wiejskim domu. Wybudowaliśmy saunę z fińskim piecem i rozgrzewanymi kamieniami z lawy wulkanicznej, obok niewielki basen z zimna wodą, a z tyłu wędzarnię. A na dodatek korzystamy z tego dość często. W saunie pocimy się obficie i wydalamy z siebie wszelkie stresy, rozgrzani wskakujemy na chwilę do zimnej wody w basenie, a w wędzarni przyrządzamy szynki i kiełbasy, które uzupełniają w naszych organizmach wypocona sól.
Ale nie tylko ten obyczaj przypadł nam do gustu. Także i kuchnia fińska, o której mieliśmy dotąd dość mgliste pojęcie. Obfitość ryb występujących w tutejszym jadłospisie nie dziwi. Kraj morski ale także kraina 1000 jezior ( choć w rzeczywistości jest ich znacznie więcej, bo ponad 60 tys.) – jak nazywa się Finlandię, oferuje mieszkańcom wiele ryb żyjących zarówno w Bałtyku jak i w rzekach, strumieniach i jeziorach.
Zwiedzaliśmy najpierw okolice Helsinek a później północne regiony kraju w lipcu. I to zdeterminowało nasz jadłospis.
Najczęstszym poczęstunkiem z jakim spotykaliśmy się były raki. Lipiec bowiem jest okresem, w którym Finowie łowią i jedzą raki. Jest to istna orgia rakowa. Co prawda – jak twierdzą znawcy tutejszej kuchni – raków w fińskich wodach jest znacznie mniej niż przed laty, to smakosze nie przejmując się tym sprowadzają samolotami raki tureckie. Są one – podobno – nie do odróżnienia w smaku. My jedliśmy jednak raki wyciągane z pobliskiego strumienia. I były one pyszne. Uczty rakowe bywają jednak dość męczące, bo Finowie każdego raka popijają kieliszkiem lodowatej wódki. Jeśli policzy się, że na jednego smakosza wypada na ogół około 20 raków, to można sobie wyobrazić koniec takiej uczty.
Fińskie raki gotuje się podobnie jak i według polskich przepisów – w wodzie z koprem. Potem przez noc trzyma się ugotowane skorupiaki w tym wywarze, by podawać je nazajutrz na zimno z chlebem z masłem. Stoły na ogół są ozdobione pękami kopru oraz wiankami z kwiatów.
Równie wielką frajdą jest jedzenie własnoręcznie złowionego łososia podzielonego na dwie połowy i odfiletowanego, przybitego do deseczki postawionej pionowo w pobliżu ogniska, by upiekł się i uwędził jednocześnie. Cały tłuszcz z ryby wycieka, zostawiając niezwykle delikatne i smaczne mięso.
Wspomnieliśmy o fińskim chlebie podawanym do raków. Tutejszy chleb różni się od naszego i wyglądem i smakiem.
Podstawowy chleb pieczony jest z mąki żytniej z tzw. pełnego przemiału czyli z ziarna i jego łuski. Jest on okrągły i płaski a w samym środku ma dziurkę. Ów otwór jest niezbędny ze względu na to, że fińskie chleby w dawnych czasach wieszano na drągu na strychu by wysechł i długo nadawał się do spożycia.
Są też i inne gatunki chleba bardziej przypominające kształtem bochenki pieczone w polskich piekarniach. Czasem powoduje to zabawne pomyłki. Kupiliśmy bowiem pięknie wyglądający bochen o dźwięcznej nazwie kalakukko. Nikt nas nie uprzedził, że to nie jest chleb lecz raczej wielki pieróg faszerowany rybami, wieprzowiną i tłustym boczkiem. Prawdę mówiąc nie żałowaliśmy zakupu. Kalakukko to prawdziwy przysmak.
W lecie, które trwa tu niezwykle krótko, jest sezon na leśne jagody i grzyby. Z jagód warto spróbować arktycznych jeżyn. Są one znacznie bardziej aromatyczne i o bardziej intensywnym smaku niż jej polskie kuzynki. Są także czarne jagody oraz wspaniałe żurawiny. Grzybów zaś jest zatrzęsienie. I Finowie często z nich korzystają. Bardzo popularnym tu daniem są sałatki z surowych grzybów z cebulą, śmietana, sokiem z cytryny i przyprawami. Chyba najbardziej popularnym grzybem zbieranym od marca do maja są piestrzenice, w Polsce bardziej znane pod nazwą smardze. U nas są one pod ścisłą ochroną.
W Finlandii można je zbierać i na targowiskach jest ich w sezonie wiosennym pełno.
Wielkim przysmakiem jest fińskie mleko. Po wypiciu pierwszej szklanki przestaliśmy się dziwić, że Finowie niemal wszystko popijają mlekiem jak inne nacje wodą, piwem lub winem.
Ze smakołyków niedostępnych gdzie indziej należy wymienić szynkę i ozór renifera. Na północy są hodowane ich olbrzymie stada, a mięso bywa eksportowane i do innych krajów.
Komentarze
Z fińskich grzybów bardzo znane są kurki. Oprócz naszej, żółtej, bardzo popularna jest pomarańczowo szarawa. Latem na targach i w większych sklepach spozywczych są ich stosy. Cena, w zalezności od urodzaju, troche wyzsza lub nawet nizsza niż w Polsce. Nigdy nie próbowałem tych szarawych, choć parę razy byłem bliski zkupu. Ostatecznie przyzwycajenie i względy estetyczne przeważały. Poron jest pyszny w samej rzeczy. Nie będę się spierał o kolor, bo kolory nie wszyscy widzą identycznie. Tak czy siak szynka i inne mięsa z porona są bardzo ciemne. Moje dziecko kiedyś zostawiło w hotelowej lodówce cały zapas szynki z porona wieziony do Polski. Strata porównywalna tylko z moim, dobrym jak na owe czasy, aparatem fotograficznym pozostawionym w czeskim schronisku w Karkonoszach.
Warto też zwrócić uwagę na fińską gastronomię. Jak wiadomo, Finlandia nie jest krajem tanim, artykuły spożywcze też tanie nie są. Wyjątek stanowi wino, które jest o 30-40% tańsze niż w Polsce. Mówię o tych samych winach i tych samych rocznikach. Tymczasem w restaurcjach można zjeść całkiem dobrze za kwoty wprawdzie spore, ale na pewno niższe od porównywalnej restaurcji w Polsce. Oczywiście są i w Polsce tanie restauracje o znakomitej kuchni, ale jest ich tyle, co na lekarstwo. W Finlandii mopżna bardzo dobrze jeść ca 30-40 euro na osobę z przystawką, zup, daniem głównym, deserem i winem. Oczywiście można zjeść drożej, jeżeli chce się stek z krokodyla czy inne fanaberie. I nigdy nie jadłem w Finlandii czegoś źle przyrządzonego, chociaż nie powiem też, że podawano dania, po których krzyczało się „wiwat, kucharz”. Z drugiej strony fast foody są droższe niż w Polsce i dobrze im tak. Bardzo dobry obiad pracowniczy kosztuje 7-8 EUR, czyli 2 razy tyle co we Francji. Oczywiście tam, gdzie pracodawca dopłaca. We Francji z zasady praodawca organizuje stołówki prowadzone przez rok przez firmę, któr na ten rok wygrałaprzetarg, jeżeli mamy do czynienia z pracodawcą państwowym. Jest to często fatalne w skutkach, bo decyduje najniższa cena skutkująca z reguły najgorszym jedzeniem. W Finlandii wykupują z reguły abonamenty w kilku punktach gastronomicznych, a pracownik może jeść nawet każdego dnia w innym. W Finlandii dożywianie pracowników obejmuje też większość dużych firm prywatnych.
Picie po każdym raku jest zrozumiałe, jeżeli odbywa się w piątek lub w sobotę. W tygodniu raczej mało piją, bo są bardzo obowiązkowi i nie przychodzą do pracy na kacu. Zdarza się natomiast, że wsiadają do samochodu po wielu kielichach. Jednk w Finlandii donoszenie na policję nie jest uważane za hańbę tylko za spełnienie obywatelskiego obowiązku. W rezultacie kierowcy wsiadającypo kilichu za kierownicę często nie zdąrzą nawet ruszyć przed przyjazdem policji. Dlatego najczęściej zostawiają samochód pod przybytkiem Bacchusa i pożyczają sobie jakiś rower. Często po użyciu rower topią w najbliższym jeziorze. I to nie jest uważane za kradzież.
o tak!
ukrzyżowany łosoś (przy ognisku)
i butelka zimnej Koskenkorvy (z potoku)
Biedny niewinny rower 🙁
Szyszkiewiczu!!! Gdzie jesteś?!
Jedną z największych orgii potraw rybnych (różne gatunki, różne potrawy) zaliczyłam właśnie w Finlandii. Po prostu nie sposób opisać tego bogactwa.
Drugą podobną orgią (ale o wiele większą rozmiarami) był jubel z okazji stulecia Deutsche Grammophon w Hamburgu, ale to już całkiem inna historia.
Jescze o fińskiej gastronomii. W Finlandii są liczne kawiarnie. Można tam zjeść bardzo smazne rożdżówki, odpowiedniki drożdżówek na cieśie francuskim, pyszne torty i róne ciasteczka. Do tego kawa średniej jakości z dzbanka lub niezłej z ekspresu. Obowiązuje samoobsługa, a wystroje sa różne. Ceny niższe ni w naszych kawiarniach z dobrymi tortami. W każdej z tych kawiarń można też zjeść lekki lunch, a wybór sałat, kanapek i pasztecików zazwyczaj duży. Podobne, ale z nie tak dobrymi tortami są kawiarnie w Szwecji. Tam z kolei kawa jest głównie z ekspresu, przy czym płaci się za użycie filiżanki, do której kawę można nalewać wielokrotnie.
Dzień dobry Państwu,
Przedwczoraj w trakcie rozwożenia towaru wysiadła nam skrzynia biegów w ciężarówce. Dlatego nie miałem czasu tu zajrzeć. Dzisiaj ciężarówka stoi w warsztacie a kierownik gdzieś pojechał to piszę.
Bardzo ładnie Stanisław pisze o Finlandii. Do nas przyjeżdżali kiedyś z Finlandii po palety. Najczęściej taki jeden Juha na którego wszyscy mówili Jucha.
Kiedyś zrobiliśmy sobie ognisko i piekliśmy kiełbaski. Juha przyniósł z samochodu (miał dużą Skanię z lodówką, maszynką do kawy i łóżkiem do spania) fińskiej kiełbasy. Trochę taka jak nasza serdelowa, tyle że w smaku inna. Nasza zwyczajna była chyba lepsza, bo Juha swojej nawet nie ruszył. Piwo też miał fińskie „Karhu”. Niezłe do tej kiełbasy.
U nas też rowery kradną. Zwłaszcza w sobotę, bo wtedy jak sie napiją to do domu nie mają siły iść. A czasem ładne parę kilometrów trzeba.
Jeszcze tylko pytanie do Stanisława: co to jest ten poron o którym pan pisze bo nigdy o takim zwierzęciu nie słyszałem.
Kuchnia fińska jest zdaje się tłusta i zwracają tam uwagę na gluten – http://www.pinezka.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1898 . Szok, że zamiast tabletek z apteki na skutki jadania glutenu przygotowuje się tam dania bez glutenu. U nas tylko dzieciom, a i te później się wdraża, by mogły doświadczyć wielu przypadłości ku chwale medycyny.
Moje pierwsze spotkanie z sauną miało miejsce w 1978 roku w fińskiej Laponii, gdzie na bezludziu jest sieć chatek-schronisk, często nad jeziorami. W takiej chatce jest izba z paleniskiem i narami do spania, a obok – sauna. Z chatek wolno korzystać bezpłatnie, jest nawet żelazny zapas drewna na opał, soli, cukru, mąki, zapałek, świeczek itp. Punktem honoru jest zapewnienie następnym wędrowcom suchego opału czyli narąbanie szczap leżącą przy kominku siekierką.
No więc natrafiwszy na taką chatkę postanowiliśmy rozpalić ogień w saunie i wypróbować na sobie skutki legendarnej łaźni. Byliśmy sami we dwoje, w promieniu 50 km żadnej siedziby ludzkiej. Znajdowaliśmy się w podróży przez Skandynawię już od ponad 2 miesięcy i co najmniej 2-3 razy w tygodniu natrafialiśmy na camping z gorącym prysznicem, ale te pokłady brudu schodzące wraz z martwym naskórkiem zaskoczyły nas niepomiernie. Skóra pod spodem była delikatna i jedwabista, a samopoczucie – fantastyczne. Wydawało nam się, że rozgrzaliśmy tę saunę maksymalnie, tymczasem później, gdy poznaliśmy prawdziwych Finów i skorzystaliśmy z sauny rozpalonej przez nich, pojęliśmy różnicę 😯 „Nasza” miała najwyżej 70 stopni 😉
Tereso,
ciekawy link. Dziękuję 🙂
Poron to renifer. Lapin poron, czyli renifer lapoński, został wpisany w Brukseli na listę potraw regionalnych. Inna popularną wędliną dla smakoszy jest szynka z łosia.
Teresa Stachurska dobrą linkę nam podała do pociągnięcia. Likier zarówno z jeżyny polarnej jak i z polrnej maliny jest pyszny, a przede wszystkim cudownie aromatyczny. Sprzedawany jest w butelkach o kształcie kolistym. Właśnie uświadomiłem sobie, że od kilku miesięcy już tych wspaniałości nie mam w domowych zapasach. Skończyły się też ubiegłoroczne zapasy trunków fransuskich. Może zostały ze 2-3 butelki wina. Idą ciężkie czasy. W Maroku żadnych zapasów sięnie uzupełni. A wyjazd jutro.
Ahaaa…
Z tego, o czym pisał ASzysz wynika, że kuchnia fińska jest nam bliższa, niż kuchnie innych Skandynawów i ma silne wpływy rosyjskie. Jednym stopniem to kuchnia pogranicza – kiszone grzyby, wędzone i suszone ryby, desery mleczo – ryżowe. Tak pamiętam to, co pisał nasz Kolega.Bardzo lubię raki i jest to jedyny jadany przeze mnie skorupiak. Gwoli ścisłości – nigdy ich osobiście nie mordowałam, zawsze jadłam gotowe, zrobione przez kogos innego i tylko w mazurskiej leśniczówce gotowałam zupę rakową na wywarze z gotowanych przez leśniczynę raków. Była b. dobra (przepis podałam Arcadiusowi w ub.roku) W tej leśniczówce to była rakowa wyżerka – raki gotowane były w wielkim kotle, leśniczy osobiście łamał szczypce i ogony (szyjki) i gorące mięsko lądowało na talerzu gościa (czyli Pyry osobiście) a w rondelku na spirytusowej maszynce było gorące topione masełko. Kęs nabity na widelec maczany był w maśle – i do otworu gębowego. Co zostało z raków , następnego dnia lądowało w sałatce albo poprostu było zjadane z majonezem i domowym chlebem. Dwaj synowie domu łowili te raki na kopy i tarmosili do domu. Póki żyły, Pyra trzymała się od nich z daleka.
A Arcadius gdzie nam zginął? Te raki przypomniały mi o zgubie, bo nie tylko ASzysz nieobecny od dłuższego czasu.
Fin z własnym piwem na ogół jest dobry do towarzystwa z innych powodów, niż ten napój. Najlepsze piwo fabryczne to Lapin Kulta (lapońskie złoto) IV. Pierwsze jest prawie bezalkoholowe. Kolejne stopnie oznaczają nie tylko większą ilość alkoholu, ale i zdecydowanie lepszą jakość od porzedniego. Lapin Kulta IV jest w zasadzie piwem eksportowym (skąd my to znamy), ale dostępnym w barach i restauracjach. Finowie kupują je masowo na promach. Jest w sumie zupełnie dobre. Zupełnie czymś innym jest piwo sahti nawiąujące do tradycji warzenia piwa domowego z dodatkiem właśnie fińskich jagód, jałowcai innych specjałów. Obecnie jest produkowane także w kilku małych browarach w środkowej Finlandii, a w Helsinkach serwowane w barze St. Urho’s Pub. Tego typu piwo produkowane jest też w Szwecji na Gotlandii i w Estonii.
Ja tam nie wierzę „wycieczkowym” ekspertom od Finlandii, przydałby się ASzysz!
Dzień dobry – i idę dospać.
Piwo serwowane przez Fina powinno mieć na etykiecie głowę misia en face. Też numerowane. IVA zawiera 5,3%, czyli o 0,1 wiecej niz odpowiednie Lapin Kulta. Też masowo występuje na promach i nalezy do najpopularniejszych, ale mnie Lapin Kulta odpowiada zdecydowanie lepiej. Miś (karhu) ma bardziej zdecydowany smk i może być lepsze do określonej zakąski. Pewnie do tych kiełbasek na przykład.
Moja córeczka wróciła z Szetlandów, gdzie narobiła trochę zdjęć. Jeśli kogoś te wyspy interesują, zapraszam do dwóch najnowszych albymów:
http://wintermute.fotopic.net/
A Pyra idzie teraz obiad gotować. Dzisiaj będą steki wieprzowe z szynki w sosie z kurkami (te, co to miały być dla Sławka z Wojtkiem) i duszone ziemniaki. osobiście wolałabym do takiego sosu gruby makaron, ale Młoda nie ma ochoty. Stanisławie, czy Młoda może wykorzystać fotki krajobrazowe z Szetlandów na swojej stronie geograficznej? Jeżeli tak, to proszę o nazwisko fotografa (fki) bo anonimów nie zamieszcza.
Nie tylko kuchnia ma naleciałości rosyjskie. Cała południowa Finlandia to architektura typowa dla północnej Rosji. Rzuca się w oczy przede wszystkim kolorystyka budynków. Jest to mniej widoczne w Helsinkach, gdzie architektura jest bardziej zróżnicowana. Ale w Hameenlinnie (Sibelius) czy Turku bardzo rzuca się w oczy. Rosyjskie restauracje są dość popularne. W Tampere mogę polecić spokojnie Natalie przy Hallituskatu 19. Restauracja to po fińsku ravintola.
Jeżeli ktoś znalazł czas na odwiedzenie Szetlandów, warto popatrzeć na ptaszka o wdzięcznej nazwie puffin. Bardzo ta nazwa do niego pasuje. Dlaczego nasi ornitolodzy nazwali go maskonutem?
Jeżeli ktoś lubi dużo mięsa, zapraszam do Plevna w starej fabryce w Tampere. Specjalność – kiłbaski podawana według rodzajów mięsa lub kraju. Do tego własne piwa na wzór czeski i nne. Porcje nie do zjedzenia, niezbyt drogo. Steki i kotlety całkiem smaczne i gigantyczne. Najlepiej się wybrać upewniwszy się, że będzie grał big band. Grają muzykę też różna – od dixilandu do Bawarii. Przebierją się odpowiednio do muzyki. W hali fabrycznej stoliki są na parterze i na piętre nad częścią parteru. Zdecydowanie lepiej pójść na piętro. To wszystko, jakby ktoś wybierał się do Tampere. Jeśli ktoś już się wybierze, warto obejrzeć dzielnicę Hervanta z fabrykami Nokii i Politechniką. Trzeba mieć tylko kogoś za przewodnika, żeby wiedzieć czego i gdzie szukać.
W Helsinkach warto wpaść do kawiarni Fasera. Nie tylko na ciastka, ale i na paszteciki.
Stanisławie,
bardzo ładne zdjęcia, a maskonur tak samo ładne jak puffin. Mnie najlepiej odpowiada Papageitaucher 😉
Może „nur” to za duże na niewielkiego ptaka, mógłby być maskonurek 😉
Na blogu kulinarnym warto wspomniec, ze maskonur w okolicach, gdzie wystepuje w obfitosci (na pewno w Islandii), jest zjadany.
Zdjecia przecudne.
Fazer przez z – koryguje czekoladowa łakomczuszka 😆
Fotografka nazywa się Aleksandra Wasilewska. Chyba nawet są podpisy na zdjęciach. A ja ciągle wracam do Finlandii, bo to kraj świetny do życia. Władze każdego miasta myślą przede wszystkim, co zrobić, żeby mieszkańcy mieli jeszcze lepiej. Dziwny kraj. A jeszcze jedna ciekawostka bardzo przydatna. Przy domach towarowych Stockamnn są tw. księgarnie akademickie z ogromnymi działami książek angielskojęzycznych. Jest w czym wybierać, a ceny śmieszne. Wielki album malarstwa za 20 EUR. Wielka encyklopedia wina za 40. Dałem plamę z Fazerem Oczywiście przez z. A maskonur nie jest małym ptaszkiem. Wysokość do 35 cm, a rozpiętośćskrzydeł 50. Nie mogłem wcześniej odpowiedzieć, bo odcięło internet na pół godziny.
Stanisławie,
to co Ci przeszkadza w nazwie maskonur? 😯 Według mnie jest ptakiem niewielkim, bo ma rozmiary gołębia i byle mewa śmieszka jest od niego większa 😉
Aha, tych księgarni trzeba szukać w pobliżu Stockmanna, bo zawsze jest to oddzielny obiekt handlowy. W Helsinkach bardzo blisko kawiarni Fazera.
Ciekaw jestem, jak maskonur smakuje. Patrząc na tego ptaka trudno myśleć o konsumpcji, ale krowa też jest ładnym zwierzęciem, gdy się uśmiecha. Króliki są milutkie, a zjadamy je bez wyrzutów sumienia. O małych owieczkach nie wspomnę.
Nemo, ptaszek bardzo mi się podoba i nazwa puffin mnie osobiście bardzo pasuje. Maskonur jest nazw bardzo zasadniczą, such. Tak to odczuwam. Co do rozmiarów są pewne różnice między wikipedią angiekską i polską, ale bardzo małe. Myślę, że tytaj Wikipedia nie kłamie:http://en.wikipedia.org/wiki/Atlantic_Puffin
http://en.wikipedia.org/wiki/Atlantic_Puffin
Podaję jeszcze raz, bo bez spacji nie będzie dziłało
Rybo,
Zajrzyj do poczty.
Stanisławie,
nazwa puffin nic nie mówi, sea parrot jest bardziej obrazowa, jak maskonur zresztą 😉 Ja te ptaszki widziałam na norweskiej wyspie Runde, gdzie gnieździ sie 100 000 par. Nadal uważam, że 50-60 cm rozpiętości skrzydeł to niewiele. Taki albatros ma 350 cm i to jest ptak 😎
Na Szetlandach puffin nazywa się Tammy Norie 😉
Nemo, obiektywnie masz rację. Ale my duzych ptaszków prawie nie mamy nad morzem. Od kiedy jest tu coraz więcej kormoranów, możemy oglądać cos troche większego. Są łabędzie, ale one mało fruwają. Nawet mewy śmieszki nie są tak liczne jak gatunki mniejsze. Już na wybrzeżu angielskim witaja nas ptaki zdecydowanie większe, nawet mewy większych gatunków.
Pyro nie wim czy zdajesz sobie sprawe ale masz elegancki obiad, gdyz dodanie grzybkow zawsze podnosi ekskluzywnosc dania. Mam wlasnie w rece przepis na danie dla „smakoszy” danie „wykwintne” itd. a chodzi tu o risotto z borowikami, my sie tak nie potrafimy chwalic i robic kariery na arenie swiatowej. Wiem, ze temat toto byl juz w wyczerpujacy sposob poruszany ale , ze jest pora grzybkow to dam przepis: 150 g swiezych lub 30 g suszonych borowikow, 1/2 peczka pietruszki, 1 cebula, 1 zabek czosnku, 80 g masla, 160 g ryzu, 1/8 bialego wina, 1/2 bulionu moze byc z kostki, sol, pieprz i 30 g utartego parmesanu.
Grzyby pokroic drobniutko, suszone najpierw namoczyc. Czosnek i cebule pokroic w kostke i dusic to razem z ryzem dodajac 30 g masla tak aby mial szklany wyglad, dodac biale wino a nastepnie bulion i gotowac mieszjac. Rozgrzac maslo na patelni i podsmazyc krotko dodac sol i pieprz. Ryz powinien gotowac sie 20-25 min, po ty czasie dodac do niego resztke masla i parmesan, wymieszac posoli itd. na koniec dodac grzyby i podawac posypane toto pietruszka.
Wiec moze zamiast kartofli lub grubych klusek mozna uzyc ryz w tej formie.
zzarlo mi… rozgrzac maslo na patelini i krotko podsamzyc w tym borowiki… 6 linijka od dolu
Stanisławie,
ja tu nawet nie mam morza 🙁 Jednakowoż ptactwa sporego tu dużo, różne kaczki, perkozy, wiele łabędzi fruwających z jednego jeziora na drugie, więc te proporcje są względne 😉 A jak się widzi w Norwegii kolonie ptactwa na klifach, to dopiero jest widok! Miliony mew i innych nurzyków (jak pingwiny), wrzask ptaków, szum morza i lisy zakradające się do gniazd na skałach… Tego się nie da opowiedzieć 🙂
Ryba zajrzała i już się przesyłki doczekać nie może. Nie mówiąc o tym, że skacze z radości. Misiu – za deskę kłaniam sie w pas i czołem biję – wiadomo w co :). U mnie dzisiaj na obiad słatka z warzyw – marynarz w rejsie (rano wypłynął z Petersburga do Norwegii. Może przywiezie jakiegoś łososia? Fajnie by było.) mnie nie chce się gotować. Ale nastawię nalewkę z 3 kg wiśni. Za przepis na prawdziwki i rydze dziekuję. Niedługo wyruszam na grzybki z koleżanką, która zna pewne miejsca – obiecała mi kurki, prawdziwki i rydze (te ostatnie na jesieni). Też nie mogę się doczekać. Co do ryb – mam ochote na łososia z rusztu. Niech ten marynarz więc wraca z rybą bo go skrócę o głowę.
Uwaga grzyby!!! Piestrzenica (Gyromitra esculenta) – „korvasieni” po finsku, to nie to samo co smardz jadalny (Morchella esculenta). Jest to o tyle wazne, ze ten pierwszy jest smiertelnie trujacy, o ile wczesniej nie podda sie go odpowiedniej obrobce. W Polsce nie poleca sie zbierania tego gatunku, w Finlandii jednak grzyby te sa uwazane za przysmak. Prawo naklada na sprzedawce obowiazek poinformowania kupujacego o odpowiednim sposobie ich przyrzadzania, czyli wczesniejszego kilkukrotnego gotowania, zmnienajac za kazdym razem wode i robiac to w przewiewnych miejscu lub pod silnym wyciagiem, poniewaz same opary tez moga prowadzic do zatrucia.
Mimo wszystko, zupa z piestrzenic jest wyborna 🙂
Wiem Doroto l. Wiem. Obiad był zresztą pyszny, a zrobiłam go tak : Steki wieprzowe posiekałam tępym tasakiem ( autentycznie – mięsa nie przetnie, ale można robić apetyczną kratkę) osypałam krupczatką osmażyłam w gorącym tłuszczu z obydwu stron do zrumienienia. Teraz między steki wsypałam pół dużej cebuli pokrojonej w kosteczkę i wrzuciłam słoik (jak mniejszy od dżemu) kurek w solance – bez solanki. Wkręciłam sporo świeżego pieprzu i wsypałam majeranek – łyżeczkę. Podlałam 0,5 szkl. wody i dusiłam na małym ogniu (jeszcze raz podlewałam w trakcie duszenia) Ziemniaki ugotowałam i ugniotłam z kilkoma łyżkami chudej śmietanki. Na kopczyk ziemniaków na talerzu kładłam grzyby i podlewałam sosem, a mięso położyłam na brzegu talerza. Było mniam, mniam, pychota.
Slina cieknie, rzeczywiscie mniam.
A ja sobie dzisiaj kurczaka z rożna w kiosku koło dworca zafundowałem. Trochę był niedopieczony ale oni tam tak często. Ludzie i tak kupują.
Do tego piwo.
Szczypior (to mac byc uznanie) ma zdajsie takie pioro jak pisarz Marek Nowakowski, prosze czesciej o reality
Eeee tam,
Piszę jak umiem. Marka Nowakowskiego nie znam ale może coś znajdę to poczytam. Jakiś tytuł?
Kiedys wypocilam tony potu w saunie,teraz nie moge,bo zdrowie nie pozwala 🙁 A Finlandia,to cudowny kraj tak samo jak inne skandynawskie.
Raki pamietam z wczesnego dziecinstwa,potem juz nigdy nie mialam okazji sprobowac.Zazdroszcze Norwegom,Szwedom,czy Finom,ze potrafili tak zadbac o nature,ze innym pozostaje tylko marzyc o czystych jeziorach,lasach i obfitosci runa lesnego!!
Kiedy w zeszlym roku chodzilam po polskich lasach na zachodnim Pomorzu,to wlosy stawaly deba na widok smiecia i wszelakiego badziewia!
Ciekawa jestem,czy uda nam sie choc troche zachowac czystych lasow i wod,czy czeka je zaglada?!
A skoro o Finlandii mowa,to i u nas ryba na obiad.
Wczoraj byla smakowita kura pieczona w piekarniku,z dodatkiem takowych ziemniakow,z zimnym piwkiem.
Dzisiaj do ryby bedzie rose 🙂
Pozdrawiam.
Stanislawie- piekne zdjecia.A co najwazniejsze nie widac na nich chmary turystow 🙂
Szczypior,
chcesz nam zaimponować tą odpornością na niedopieczone kurczaki? 😯 A może sprawdzić, czy nam Twoje zdrowie nie jest obojętne? Nie idź tą drogą, nie jedz takich kurczaków 😯
Szczypiorze, Marek Nowakowski, prozaista, mam na mysli jego dawne utwory min. „Raport o stanie wojennym” i te wczesniejsze, jego swietne spostrzezenia. Ostatnia ksiazka „Nekropolis” jest raczej slaba. Nowakowski, Hlasko i Brycht zasluzyli sie w literaturze polskiej, wykazywali swojego czasu tendecje zblizajaca ich ku nihilizmowi, negowali oficjalne widzenie swiata i kierowali swoje zainteresowania grupa znajdujacym sie na marginesie spolecznym, losom jednostki i opisywali brutalne zycie miejskiego przedmiescia.
Nie mylic Marka Nowakowskiego z publicysta Jerzym Markiem Nowakowskim z salonu24
Ja wiem, ale przeważnie mam mało czasu bo zaledwie parę minut do odjazdu kolejki. Kupuję więc kurczaka i to piwo i jem w przedziale.
Za późno na reklamację.
A imponować to ja nikomu nie chcę. Mówię jak jest.
Musze przyznać, że ja i mój ślubny uwielbiamy kurczaki z rożna. Ale wole je robić sama. Zawsze sa dopieczone i doprawione. Tylko tyle powiem. Szczypior, to łatwy przepis, jak chcesz to go podam.
Przeczytaj Nowakowskiego i mow lub spisuj jak jest.
Dodam, że ja dbam o zdrowie i zawsze jem w przedziale dla niepalących.
Muszę lecieć, bo mnie wołają.
Do widzenia Państwu.
Szczypior,
mów i spisuj, jak jest, a zostaniesz prozaistą albo nawet poeciarzem 😉
U nas już tylko przedziały dla niepalących 😎
Wiecie, jak dobrze tu mamy bez cerbera? U Passenta i Szostkiewicza ostatnie komentarze zamieszczono o północy 😯 Pewnie jeden admin poszedł do sklepu, a drugi poszedł go szukać 😉 Ten od Paradowskiej dołączył o 7 rano.
Chyba się znaleźli, bo nagle ruszyło 😉
Nie dla mnie sauna 🙁
Spróbowałam raz w Austrii, w hotelu, w którym mieszkalismy była sauna i spory, naprawdę spory jak na hotele, kryty basen. Wszyscy po nartach lecieli do tej sauny, no to ja z nimi. Omal nie umarłam, choć byłam najkrócej z wszystkich saunowiczów. Mój organizm nie znosi wysokich temperatur i koniec. Udar cieplny przy 42 C tez nie powinien nastapić, a u mnie i owszem.
Bardzo przyjemna pogoda (mają byc burze po południu) – lecę za róg, bo robiąc wczoraj zakupy zupełnie zapomniałam o papryce – a chcę dzisiaj zrobić stir-fry biusto-kurczaczo-warzywne na ryż.
A, i te konfitury cebulowe!
nemo, nie zdarza Ci sie czasem czegos zle odmienic? PROZAIK
W Finlandii widziałem (bo nie ośmieliłem się sprobować) najdziwniejszą sałatkę na świecie: pomarańcze z cebulą. Ludzie jedzą tam na ulicach pieczone kiełbaski, ale zawsze bez pieczywa. No i jeszcze te słone „cukierki” (salmiakki). Kiełbasa (kabanossi) kupiona w markecie, po zagotowaniu zupełnie się rozpuściła. Piwo wodniste (Lapinkulta IV – jedyne pitne). Tyle mam wrażeń kulinarnych po kilkumiesięcznym pobycie.
Alicja, już nie musisz robić kurczaczego na ryż. Zostało zjedzone pół godziny temu. Na samą myśl o saunie robi mi się to, co Tobie.
Pyro, w kwestii organizacyjnej. Na ile osób obiad w sobotę?
Doroto,
jak mi się zdarzy, to też możesz zażartować 😉 Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona 🙂
Hanuś – moje auto jest nieuchwytne. Wczoraj dzwoniłam, dzisiaj dzwoniłam
– nic nie wiem. Na wszelki wypadek nie licz mnie do obiadu. Jak przyjadę (?) to usmażysz mi jajko i już
Nie czuje sie urazona, bo w zasadzie mozna bylo ryknac smiechem czytajac takie przejezyczenie. Nie chce zeby Szczypior myslal, ze go wpuszczam w maliny. Na mnie podzialal jego wpis spokojny: A ja… jak z innego filmu, my tutaj o smakolykach, opis Pyry podzialal na mnie tak, ze zakretu do kuchni nie moglam wyrobic a tu ktos funduje sobie niedopieczonego kurczaka, bo nie ma czasu na sesje kulinarne, taki inny swiat, dla mnie to bylo jak poczatek opowiesci.
Pyro, bardzo, ale to bardzo nie podoba mi się ten znak zapytania.
Haneczko,
skoro zeżarte, to tym bardziej muszę zrobić kurczacze na ryż, bo czym spracowanego chłopa nakarmię ?!
Już niestety, przestało byc fajnie, zaczyna się parówa. A rano było tak rześko po burzy!
Muszę się pochwalić – dostałam prezent gwiazdkowy. Naprawdę – prezent pod choinkę, od Echidny. Zwierzaczek doszedł do wniosku, że jeżeli wyśle w sierpniu, to do grudnia dojdzie. Gwoli ścisłości jednak , wysłała pocztą lotniczą, więc tak długo nie wędrowało. Otóż dostałam czerwoniutką łopatkę z silikonu do patelni, rondli i innych garów. Od Heleny dostanę łyżkę, od Ryby mam pędzel – i proszę – Krewni-I-Znajomi-Królika wyposażają mu kuchnię.
Haneczko – ponoć mój kierowca dzisiaj przyjdzie wieczorem, więc jutro będę już wiedziała co i jak.
Obiad udany. Czwartkowy obiad Pana Lulka. Nie wszyscy goscie dopisali. Magdalena i Tomek nie mogli przyjachac. Jakies nagle sprawy zawodowe. Trudno, ichnia strata. Byli za to moi austriaccy znajomi. Jedna para z naszej miejscowosci a druga z Wiednia. Po dokonaniu ceremonii powitalnej udalismy do przedstawicielstwa firmy Ford i porwalismy im mikroautobus. W ten sposób obnizylismy znacznie koszty paliwa i ochronilismy nieco srodowisko naturalne. Szefowa firmy nie pozwolila sie porwac, tlumaczac zajeciami sluzbowymi. Wykupila sie tym autobusikiem. Nie ja bylem ofiara za kierownica. Cale szczescie. Role te wziela na siebie jedna z pan i za to zostala pozbawiona prawa placenia swojej czesci. Pojechalismy na wegierska strone do pieknego miasteczka Koesoeg. Znane jest z tego, ze podczas tureckiej nawaly na Wieden przed 300 laty nie poddalo sie i przeczekalo, az Najjasniejszy Pan, Jan III Sobieski zrobil to co wiecie. Miasteczko znajduje sie na liscie swiatowych zabytków kultury UNESCO. Prze kilku laty otrzymalo znaczne dotacje ze Wspólnoty Europejskiej i za te pieniadze odnowilo sie kompletnie. Magnes dla turystów z calego swiata i wiele dobrych rwstauracji w tym z wegierska ale zeuopeizowana kuchnia. Bawilismy jak trzeba i na szczescie nie bylo klopotów jezykowych bo obsluga mówila perfekt w jezyku niemieckim. Sam nie wiem dlaczego ale obslugujacy nas kelner znowu wzial mnie za Wegra. Podobna mówie po niemiecku z wegierska skladnia i akcentem.
W drodze powrotnej wstapilismy do zaprzyjaznionego ogrodnictwa i nabylem droba kupna krzak bambusu. mam w ogrodzie wkopana stalowa beczke to bede mógl posadzic zawodnika bez obawy, ze rozlezie sie po calym ogrodzie.
Kar umownach nie bylo. Pani kierowczyni zostala automatycznie zwolniona z placenie, podwójnego deseru i lufy.
Biedni ci za kólkiem. Na pocieszenie otrzymala nagrode pocieszenia w postaci butelczyny sliwowicy mojej wlasnej roboty
Pan Lulek
O masz. U Pana Lulka obiad czwartkowy, a przed chwilą mój zadzwonił i przypomniał mi, ze przecież czwartek to tradycyjnie „dzień niejedzony” u nas, bo robi się zakupy w polskim sklepie, jest świeży chleb i mozna sobie różne dobre rzeczy do tego chlebka zakupić. Ja optuję za matjasami tylko lekko solonymi, żadne tam zalewy, sama sobie przyrządzę z cebulą i śmietaną. Faktycznie, zapomniałam, że to czwartek. No to teraz lecę robić konfiturę cebulową 🙂
p.s.Jedzony to ten dzień jest, tylko jedzony inaczej 😉
Panie Lulku rozpuściłeś się nam zupełnie. Codziennie inna impreza towarzyska, a w soboty i niedziele produkcja. Jak my sobie z Tobą damy radę na Zjeździe? Czy Lena przyjedzie ? Miała skrobnąć i nic.
Dzień dobry.
@dorota l.
„Przeczytaj Nowakowskiego i mow lub spisuj jak jest.”
Prawda 🙂 .
Dorzucił bym jeszcze Jana Rybowicza: „Samokontrola i inne opowiadania” oraz „Wiocha Chodaków”.
Czy J. Rybowicz wydał inne opowiadania, powieści?
Z Marka Nowakowskiego warto siegnac po „Wesele raz jeszcze!” , „Ksiaze Nocy” i wczesny zbiorek opowiadan „Robaki”. Jeszcze pameitam ladne opowiadanie pisane w stanie wojennym, ktore sie nazywalo sie bodaj „Papuga”. To byl kiedys niezly pisarz, nie wiem jak teraz. Czytalam niektore wywaiady z nim i jest mi kompletnie obcy.
Ide pocieszac Chlopcow po odlocie Bobika. Kot P. zalamany, nie wiem czy kotlet jagniecy bedzie dostatecznym zadoscuczynienem. Raczej watpie.
Ko….. Rybowicz napisal jeszcze „Szkice do biografi”, jego wiekszy dorobek to wiersze.
Heleno masz racje to nie ten sam czlowiek, pisarz??????
Wczoraj była Francja i prośba Doroty o przepis na coś słodkiego .Proszę bardzo- przepis na
jabłka w cieście po francusku
Jabłka (najlepiej antonówki) obrać, wydrążyć gniazda nasienne i pokroić w pół centymetrowe plastry.
Skropić je cytryną, dodać rum, cukier puder, cynamon i odstawić na pół godziny.
Zrobic ciasto z 20dag mąki, 1 szkl. białego wina, piany z 2 białek i 2 żółtek delikatnie wymieszać dodać szczyptę soli i cukru.
Plastry jabłek zanurzać w cieście i smażyć na oleju.
Posypać cukrem pudrem.
Pyszne są też na szampanie.
Pyra !
Tuska czyli Lena nie przyjedzie, poza tym ma troche klopotów zdrowotnych.
Moze to i niezbyt ladnie ale pozwalam sobie zapytac, czy moge liczyc na poduchy czy mam przyjechac z wlasna.
To wszystko nie jest nic innego jak tylko ciezka dola biednego, spracowanego emeryta z Burgenlandii Poludniowej.
Oczywiscie, ze weekend zapowiada sie pracowicie. Moje brzoskwinie dolatuja na gwalt. Musze zaczac rozdawac po sasiadach.
Pan Lulek
Lulek Pan – poduchy oczywiście są i czekają. Tej samej firmy, co pierzyna, wymaganego rozmiaru i jakości. Przywiozę oczywiście
Tereso!
Donoszę z pola (ilustracje pózniej). Dusi się lekutko, jak należy. Zrobiłam z 1.2 kg nieco szlachetniejszej cebuli białej, a nie takiej kuchennej, zwykłej. Wyszło mi 4 cebule 😯 bo one są duże.
Ponieważ więcej cebuli, dodałam tego i owego więcej, cukru brązowego nie miałam, więc dałam rafinowany, biały, ale część zastąpiłam miodem, a co. Dodałam nieduży kieliszek czerwonego sangiovese, dwie łyżki przecieru pomidorowego i dwie łyżki ostrej dijon. Nie byłabym sobą, gdybym nie walnęła łyżki wielokolorowego, świeżo zmielonego pieprzu, którego w przepisie nie było, ale… do odważnych świat należy, otruć się nie otrujemy 🙂
Tylko pospieszyłam się z balsamicznym, zamiast dać pod koniec, dałam na koniec mieszania wszystkiego, ale to już trudno. Co wyjdzie, to wyjdzie 😯
Doniosę, jak Pan Lulek.
p.s.Oczywiście finlandię dodam pod koniec.
nemo juz spalaszowalam polowe ciasta, dzieki za przepis, Malgosiu dziekuje za Twoj, tez wykorzystam.
PYTANIE:Kto musi jadac na zlot jechac,lub leciec przez Berlin, mam trzy i 3/4 miejsc do spania, zapraszam, mieszkam w centrum Zachodniego Berlina, dojazd z lotnisk i autostrady wygodny.
Pewnie sie znowu naraze: Zlewkrwi czyli Zlewokrwisty! Najpierw byl zlew potem krew, potem akwarium, to co prosze jest w tym akwarium piranie?
Doroto l – przez Hamburg leci chyba tylko Alicja z Jerzorem. Oni nocleg mają zaklepany. Helena leci prosto do Warszawy. Jak tam z Nirrod nie wiadomo, bo urlopuje. Nemo się wyłamała, dla Sławka za daleko. Proponuję jednak u Alicji zrobić pod-stronkę , na której się wywiesi ewentualnie oferowane noclegi. NP wiadomo, że Pan Lulek może nocować 2-3 osoby, Pyra – pojedynczo (albo parę, która się zmieści na 1 tapczanie), Echidna kiedyś też zachęcała pojedynczą osobę, ale kto się wybiera na to miejsce, gdzie ludzie chodzą do góry nogami?
Pakowanie w toku. Ano, to prawda, że brak turystów jest wyjątkową atrakcją turystyczną. Można takie miejsca znaleźć nie tylko na Szetlandach, w Norwegii czy Finlandii, ale również we Włoszech, Francji i Hiszpanii, tylko trzeba dobrze szukać. Ale i te zatłoczone trzeba czasem ogladać, bo warto. Właśnie się dowiedziałem, ze córeczka nadal nie ma teleobiektywu, a jastrzębia, puffiny i ptaki na klifach wykadrowała z wielkich przestrzeni.
Nemo, mieszkam nad morzem i tak mi się brzeg morski z małymi ptaszkami kojarzy. Ale te wszystkie ptaki, o których piszesz, pamiętam. Na wsi nad ogrodem oswicie lata orzeł bielik, a niedaleko można spotkać czaple i żurawie. Perkozy pamiętam z lat 50-tych, gdy dużo żeglowałem po jeziorach. W ostatnich latach nie widziałem żadnego.
Ja chyba oszaleję. Czwarta burza! Dobrze, że mam sangiovese pod ręką… a jak Jerzor do domu się przytelepie na rowerze swoim cudnym, i kiedy – nie wiem. Czy juz mówiłam, że mimo zeszłorocznych układów, że koniec z zabieraniem rowera do Polski, zaczęły się naciski? Jak nie mówiłam, to mówię i cholery dostaję na samą myśl.
Mam listę zadeklarowanych zjazdowiczów i z tego mi wynika, że tylko Sławki na trasie Paryż- Warszawa potrzebowali by oddechu po drodze, w Berlinie na przykład. Ale Sławki się nie zadeklarowały :(((
A my faktycznie, lecimy do Berlina, a stamtąd na Pomorze do brata Jerza, a potem na Kurpie.
Oczywiscie mogę stworzyć podstronkę – tablica ogłoszeń, jakby co. Hm… to jest dobry pomysł, nie tylko w tej sprawie 🙂
Czy ktos ze zjazdowiczów potrzebyje namiarów, które juz rozesłałam jakis czas temu? Jeśli – to służę chętnie, proszę dać mi znać najlepiej na email:
alicja.adwent@gmail.com
Lecę po to sangiovese, bo przecież sie nie da… niechby padało, tylko te błyski i grzmoty, psiakość!
A widzicie?! Do Hamburga, a nie do Berlina! Pyra lepiej wie ode mnie, gdzie lecę, no ale gdy burza huczy wokół mnie… 😯
To prosze Alicjo umiesc mnie na tej liscie, 3 miejsca do spania i jedno do przecierpienia nocy jak ktos musi, adres mail juz masz. Berlin jest ladny a moja czesc wyjatkowo!
Gdzie jest Arkady, gdzie go wywialo, moj telefon mowi mi, ze jego numer nie egzystuje…..
Stanisławie,
szczęśliwej podróży i miłych wrażeń!
Nie wytrzymałam i między dwiema burzami wyskoczyliśmy w nasze leśno-górskie wertepy sprawdzić, co z grzybami. Po godzinie mieliśmy po 2,5 kg kurek i prawdziwków oraz garść rydzów, które od razu usmażyliśmy na kolację. Wracaliśmy wśród błyskawic i grzmotów, a krowy spokojnie pasły się na swojej hali nie zwracając na nic uwagi, szczęśliwe, że nie ma gzów i much. Teraz Osobisty czyści te grzyby i szykuje do suszenia, kurki chyba rozdam. Pod jedną choinką znalazłam chyba z 7 borowików 😎 niektóre pełne ślimaczków 🙁 W innym miejscu krowy zeżarły kapelusze trzem dorodnym prawdziwkom, ostał się jeden cały i trzy trzonki 🙁
Najpierwe poziomki, teraz grzyby, ja tu zgrzytam zebami z zazdrosci, chyba sie przeprowadze do Szwajcarii
I zaczynają się jagody 😉
Doroto,
na Ziemi Lubuskiej są lepsze miejsca grzybowe i poziomkowe, niż tu. Tutaj trzeba wielkiego samozaparcia, odwagi i znajomości terenu, czasem można nawet złamać nogę na wykrocie, jak mój Osobisty kilka lat temu 🙁 Potem zbierał grzyby ze szczudłami 😯
Alicjo, jak dzieło?
Gdyby kiedykolwiek i komukolwiek miejsce do spania z wiktem i opierunkiem, to się zgłaszam w ilości 2 lux, 4 prawie, 6 olaboga ale damy radę.
Nemo, nie przypominaj mi grzybowo mojej rodzonej Ziemi L., bo dusza łka 🙁
Nemo, ze szczudłami po wykrotach?
Haneczko,
moja też łka 🙁 Żeby było śmieszniej, to mój Osobisty nauczył się zbierania grzybów właśnie w lasach lubuskich i dopiero potem odkrył, że w Alpach też rosną 😉 W Finlandii musieliśmy nieraz najpierw wyzbierać grzyby, a dopiero później rozbijać namiot na wolnej polance 😉
Tereso,
on taki jest, dwa razy robili mu nowy gips, bo pękał 😯 Noga była złamana nad kostką, ale bez przemieszczeń. Gdy dwie zimy temu złamał kość w stopie (przy wyrębie drzewa u przyjaciół po francuskiej stronie), to z gipsem i szczudłami wędrował po górach 😎
Grzby – moja miłość i pasja. Teraz mogę zbierać grzby z laską w jednej ręce, składanym stołeczkiem w drugiej i koszyczkiem na sznurku na szyi chyba? Nie mam się co złościć. W takiej suszy, grzybów w Pyrlandii nie ma. Oj Nemo, szkoda, że to nie bliżej, natychmiast bym o te kurki aplikowała. A dlaczego Ty ich nie mrozisz na zimę, albo nie zaprawiasz w słoiczkach? Przecież ja dzisiaj zrobiłam obiad z zeszłorocznych grzybów.
J. dotarł w deszczu i burzy, po drodze zebrał ranionego robina (ptak), nie wiem, co sie stało, w każdym razie wyglada na to, że robin ma połamane nóżki, leżał na skraju drogi. Wypakowałam pudełko od butów papierem toaletowym, podstawiłam zakrętke od słoika z wodą. Poradzcie, co robić dalej?
Wystawić pudełko do ogródka może? Przecież w chałupie ptak na pewno czuje sie w stresie. Co myslicie?
Haneczko, nie złość się – jak powiedział mój kierowca, prawdopodobnie przywiezie mnie do Ciebie w niedzielę między 15.00 a 17.00, ale upewnię się dopiero w sobotę (sic)
Chyba musiałabyś mu nóżki usztywnić jakimś patykiem jeśli złamane i koniecznie do ogródka, ale w miejsce, gdzie by go Twoje szopy nie dorwały ani inne lisy.
Nie czekając na podpowiedzi, wyniosłam robina na ogródek – koło porzeczek, bo tam mógłby sobie jakies robaczki ewentualnie, a mokro i tak jest. Niemrawo, ale wytoczył się z pudełka i dopiero wtedy zauważyłam, że on ma przetracony grzbiet, nisko, co nazwalibyśmy u nas – krzyże. Starał sie wznieść do lotu, złamana nóżka moze by mu w tym nie przeszkodziła, ale widać było, że nie da rady. No trudno. Jak sobie poradzi – to świetnie, a jak nie, to przynajmniej niech jest u siebie, a nie w domu. Pewnie walnął w jakis samochód i stąd uszkodzenie, zdarza się .
Pyro, a gdzież ja bym się złościła!? Odwołałam tylko orkiestrę, dzieweczkę w krakowskim stroju i czerwony dywan. Kopytek z kapustą po mojemu nie odwołałam. Zagulgoczę dopiero kiedy NIE PRZYJEDZIESZ 👿
Przyjadę , Haneczko. Jeszcze Ci nadojem, jak nie wiem co. Proszę dla mnie zostawić kopytek z kapustą.
Pyro, ja wśród Skorpionów żyję. One to dopiero nadojadają!
To ilustracje, Tereso:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Konfitura_cebulowa/
A próbowałaś?
Alicjo, w razie potrzeby możesz francuskie ciasto (niesłodzone) pokroić na kwadraty np radełkiem do faworków i na każdy kwadracik nałożyć tej konfitury. Potem 0,5 godziny potrzymaj je w gorącym piekarniku i będziesz miała ciastka cebulowe. Kruche też dobre.
Tereso,
oczywiscie próbowałam, bo przeciez pieprzyłam jak najęta! Całkiem – całkiem, jak na mój smak, no ale… musiałam dopieprzyć 🙂
To ja teraz będę musiała kruche ciasto robić?! 😯
Pomysł przemawia do mnie, znając smak i konsystencję, i to by sie dobrze pożeniło. Teraz tylko się zmusić do upieczenia kruchego ciasta… 😉
🙂 , nie teraz. Podałam coś na czarną godzinę, jakimś gościom, czy co…
Albo na wizytę 🙂 , zamiast tortu.
A! Te ciasta to trzeba nakłuć widelcem. Nie wiem po co, ale się stosowałam.
Do Ziemi Lubuskiej ciagnelo mnie zawsze i krajobraz i grzyby i jeziora, lasy i ryby. Wypowiem sie tylko w skroci co mnie w tym roku spotkalo w realu bo mi i tak nikt nie uwierzy, grozby, szantazowanie sms-ami, okradziono mnie, ciagle stali jacys ludzie pod brama i chcieli pieniedzy bo maja klopoty, jak odmawialm to byly grozby itd., dom wariatow i globalizacja cala para.
Wracajac do landschaftow:z ryb to rybacy przynosili mi karasie, nigdy tego przedtem nie znalam i raz sprobowalam bylo obrzydliwe. W krajobrazie tworzy sie wysypiska zlomu, owocy w tym roku nie ma nikt nie ma czasu na uprawe ogrodow, z reszta oni nigdy nie sadzili niczego sami, woleli ukrasc, nawet u wlasnego ksiedza. Praca w ogrodku nie pasuje tez do tipsow i zainteresowan podawanych przez globalny konsum, poza tym kradnie czas potrzebny na telewizje, pijanstwo, znecanie sie nad dziecmi i santazowanie lub okradanie otoczenia. Jak teraz sie poniemieckie drzewa powykanczaly niepielegnowane to nie ma nic. Mialam tylko podkradane tym razem przeze mnie papierowki z papierowki posadzonej przez moich rodzicow i 15 wspanialych wisienek, slodkich, goracych od slonca z naszej swiezo posadzonej wisni. Wszystko co dla oka piekne i apetyczne dla podniebienia zjadaja slimaki. Wycieczki na grzyby tez pozostaja wspomnieniem, bylo za sucho.
Doroto I.
Jakoś mnie, chociaż w latach ostatnich bywam w Polsce często, nikt nie szantażuje sms-ami (nie mam komóry), nikt ode mnie nie chce pieniędzy, a wręcz przeciwnie. Przytoczę zdarzenie sprzed 4 lat, kiedy dojechałam trochę za pózno, bo mój Brat zmarł, kiedy lądowałam w Warszawie. Potem dom, juz na Dolnym Sląsku, a dokładnie – spora gminna wieś. Pewnie już o tym klepałam tutaj. Poszłam po coś do sklepu – zostawiłam portfel, rozkojarzona. Karta kredytowa, chyba z 800$ w gotówce (wybrałam, były potrzebne) i jakieś tysiace złotych niewielkie. Pani Kasia tego samego dnia doręczyła osobiście portfel, chociaż mnie znała tylko z doskoku, kiedy bywam u mamy. Chciałam Pani Kasi odpalić „znalezne” – nie dało się, dopiero poprzez siostrę udało mi się, juz po moim wyjezdzie.
Są ludzie i ludziska. Zazwyczaj spotykam ludzi.
Inna sprawa, która mi leży na sercu, to moje ukochane Bartniki, tak jak dla Ciebie Twoje miejsca.
Zawsze je odwiedzam, a ostatnio co roku prawie, bo ciagle tam się włóczymy. Nie masz pojecia, jak zapłakałam nad Bartnikami ostatniego roku. Ale sprawa ma się tak – nie ma się kto tym zająć. Młodzi weterynarze niespecjalnie, zeby gdzieś na jakiejś wsi – nawet nie wsi, bo Bartniki to insza inszość – siedzieć.
Teraz został tam mój kolega ze szkoły, który skończył weterynarię. Jest tam sam. Ciągle wyjeżdża w teren do chorych zwierząt, a obejściem, przepięknym za moich czasów i pózniej – nie ma kto się zająć.
I jeszcze jedno – karasie to dobra ryba – podobnie jak klenie czy karpie, musi być łowiona w odpowiednim czasie, to wiem od Dziadka Józefa, z którym chodziłam na ryby, serio 🙂
Wrzucę za chwilę parę zdjęć na umotywowanie moich teorii bartnickich.
Nie za chwile, ale wrzucę – goście weszli w dom!
Dzień dobry .Potwierdzam . to co wczoraj powiedział Pyra (22:50) ? grzybów w Pyrlandii w lasach nie ma. Są natomiast w niektórych marketach w przystępnej cenie suszone grzyby MUN ( Tao_Tao ) .Kupiłam wczoraj do dzisiejszego obiadu (duszony tuńczyk w sosie grzybowym ) . Tam w sklepie , gdzie sprzedają te grzyby jest taka ulotka , że regularne spożywanie grzybów mun poprawia krążenie i zapobiega powstawaniu zakrzepów we krwi . Wiecie coś o tym ??
Alicjo, zamykam oczy i mowie sobie, ze to nie jest przyklad calej Polski, nie chce w to wierzyc. Sama sobie posulam humor wspominajac o tym co sie wydarzylo. Nie bede jednak sie angazowac w ich sprawy, nie bede przywozila rzeczy dla dzieci, nie bede placila stawek za prace, ktore nie ponizaja czlowieka, nie bede dawala zaliczek i zostawial kluczy osobom nawet jak teraz znanym prze ponad rok, nie moge jednak wozic ze soba maszyn i chowac materialow budowlanych w piwnicy w Berlinie. Juz pal licho te rzeczy i materialy i tak przepili, klucze wymienie ponownie. Ale podarowalam rower 11 letniemu chlopcu, wyslali go na szose w drodze na zakupy, bo sami byli pijani, nadjechal TIR, potracil go i chlopiec zginal na miejscu. To mnie dobilo. Ziemia Lubuska jest piekna ale lubuskie ma cale rzesze ludzi nieucywilizowanych, ktorych agresja jeszcze sie powiekszyla, ale nie piszcie mi, ze to z biedy, biedny to jest emeryt, ktory pracowal cale zycie, ci to czwarta juz generacja ludzi, ktorzy nie osiegneli pewnego pulapu cywilizacyjnego a pracy ich nigdy nikt nie nauczyl. Zamykam temat. Trudno, szkoda pisac, denerwowac Was i siebie sama.