Zgadnij co gotujemy?(98)
Za trzy tygodnie setka czyli że od stu tygodni bawimy się (raz lepiej raz gorzej) w kulinarne zgadywanki. Dzisiaj ponieważ żar panuje na dworze a ja siedzę na werandzie i jestem mocno rozleniwiony, to nie będę się nad Wami pastwił i zadam trzy nietrudne pytania. Nagrodą za prawidłowe odpowiedzi na wszystkie trzy zagadki będzie kolejna wakacyjna książka wydana przez Readers Digest, tym razem dla odprężenia – kryminalna. Oczywiście z moją (niestety nie autorów, bo nie mieszkają nad Narwią tylko nad innymi odległymi rzekami) dedykacją i autografem przysłane na stały adres czyli internet@polityka.com.pl Oto pytania:
1. Do robienia bigosu, musaki lub innego dania długo duszonego na ogniu wymagane są specjalne garnki – czym się charakteryzują?
2. Czego używa do mieszania dobry kucharz smażąc cokolwiek na swojej wspaniałej patelni?
3. Papiloty to loczki zakręcane przez nasze babcie na papierki lub czyste szmatki, a papiloty w kuchni to??
Czekam na dobre odpowiedzi.
Komentarze
O, wszyscy śpią? Ja też bym jeszcze pospała, pogoda ku temu, ale muszę bułki z zamrażalnika wyciągnąć i studentki nakarmić
Moim zdaniem setka będzie za dwa tygodnie 😉 Chyba że przewidziana jest tygodniowa przerwa 🙄
Jak wiadomo, ksiązka od dwóch dni stoi na naszych półkach, więc dzisiaj sobie odpowiadam bezinteresownie. W Poznaniu zimno i wietrznie, nawet szczeniak nie napraszał się rano o dłuższy spacer. Chyba nie najlepiej się nam pogodowo wakacje zapowiadają. Nic to – w permanentnie przebudowywanym domku Ryby, jest bogata biblioteczka i nieźle zaopatrzona piwniczka. Dopiero teraz przeczytałam późno wieczorne komentarze, wczoraj padłam i nie miałam na nic siły. Wszystko dlatego, że miałam dobre serce i jeszcze Młodszą wrobiłam w dodatkową robotę. Otóż po południu zadzwoniła znajoma studentka (ta, co to jej pt Blogowisko tytuł tłumaczyło na angielski i niemiecki) z zapytaniem, czy pomogłabym jej w stylistycznej korekcie pracy, bo już siódmy raz promotor pokreślił na czerwono i czy może zabrać przyjaciółkę ? Tych poprawek nie jest znowu tak dużo, ale są nowe zasady (cytat bez łapek ale wyróżniony kursywą i po kropkach) Pani Doktor miała jeszcze inne uwagi upraszczające tekst , no i te poprawki zmieniają sens zdań i ona już nie wie co robić. Dobra, jak tego nie tak wiele, moga przyjechać. Boziu, Boziu – od pół do piątej siedziałyśmy nad tym do 9.00. Z przykrością wielką muszę przyznać, że uwagi promotorki świadczyły o bardzo nieuważnym czytaniu pracy – ot, rzucała okiem na jakieś zdanie, coś jej tam nie pasowało, wykreślała albo wpisywała inny zaimek – i naprawdę zmieniała sens całego akapitu Ponadto wykazała się ponad przeciętną „ostrożnością” w sprawach ideologicznych (np napisała, „ostrożnie z sakralizacją” i wyrzuciła zdanie stwierdzające, że przysięgi często dokonuje się na Biblie czy Koran) W rezultacie drobne poprawki wymagały zmian redakcyjnych na 21 stronicach. Za jakie grzechy, pytam? Późnym wieczorem wyrzuciłyśmy wreszcie prace, autorki i bzdurne pomysły promotorki z domu, ale wtedy już mi się nic nie chciało.
Świetna opowieść Starej Żaby o „końskiej:” imprezie. Ej, nie jeden dzień zawodowego życia spędziłam w stadninach w Racocie, Iwnie, Sierakowie. Pisałam już kiedyś o tym. QA „koński” temat przypomniał mi, że dawno zginął nam ASzysz i jego dwa koniki.
Nie śpię.
Papiloty… Ach, gdzież są niegdysiejsze śniegi… Kręcili mi na papierki, potem szyfonowa kokarda na baczność wiązana. Sukienka pt. „amerykańska”, białe rajstopki i lakierki.
Dziękuję za papiloty, Panie Piotrze, rozrzewniłam się.
Z bigosu „mamy” na obiad golabki, papilotow w swoim zyciu nigdy nie krecilam, ado gotowaniai mieszania w garnkach i patelniach mam swoje ulubione lopatki, lyzki i takie cos co nie wiem jak sie naywa, ale jest bardzo estetyczne, latwe w uzyciu i przywiazanam don bardzo.
Wracamdo pracy.
Pa – odezwe sie z domu.
Echidna – ta zapracowana
„a do” mialo byc
ale sie nawyrabialo: co slowo to literowka. Wybaczcie lecz poprawiac juz nie bede.
Oczywiście, że Nemo ma rację. Za dwa tygodnie będzie 100. A Pyra powinna wystartować, bo dziś jest zupełnie inna książka choć tego samego wydawcy.
A ja tymczasem plawię się w obfitości ryb narwiańskich. Już sfotografowałem i wkrótce pokażę. Będą na sobotni obiad. Nie na darmo kupiłem Zuzi nową wędkę. To okazała się przemyślana i procentujaca inwestycja.
1. Naczynie nazywa sie kokota.
2. So mieszania na ulubionej patelni sluzy ulubiony, ale znajacy swoje wlasciwe miejsce maz rzeczonej kokoty.
3. Papiloty w kuchni mamy wtedy, kiedy kokota idzie na sniadanie zaraz po porannej kapieli, a jeszcze przed ubraniem sie i pomalowaniem.
CO NARESZCIE WYGRALAM?
Kilkudniowy pobyt nad Narwią, na skraju Puszczy Białej, w domu z dobrą biblioteką, muzyką i w doskonałym sąsiedztwie! Gratulacje!
Jak zwykle jestem wczorajszy blogowo. Pinter zupełnie inny. Psychoanaliza trochę, ale odnosząca się do zdarzeń innego kalibru. Piszą wszyscy, że to o holocauście, ale mnie to nie bardzo pasuje. Na pewno dotyczy bardzo dramatycznych wydarzeń związanych z utratą dziecka. Mam wrażenie, że fabryka śmierci jest tylko skojarzeniem z własnymi tragicznymi przeżyciami Kobiety, a nie koniecznie wspomnieniami z obozu. Według mnie takie skojarzenia mogła wywołać nawet aborcja, do której Kobieta była przez Kochanka zmuszona. Podaję to jako przykład interpretacji biegunowo przeciwstawnej interpretacji najprostrzej. Mogła to być i pamięć o holocauście, ale jako jedna z możliwych interpretacji. Mam wątpliwości co do prostego tłumaczenia, ponieważ Kobieta nie chce być nazywana przez Partnera Kochaniem. Wyczytałem, że pomiędzy bohaterami a resztą świata powstaje mur. Ja widzę ten mur pomiędzy bohaterami, ale jest on budowany przez Kobietę. Mężczyzna stara się go burzyć i za wszelką cenę stara się zrozumieć, skąd on się bierze.
Żabo, ja oszukuję tylko trochę. Poduszka to zwyczajowy sposób karanych dzieci. Grochu nie gotowałem.
Heleno, gratuluję takiej wygranej. Myślę, że nad Narwią będziesz śniadała bez papilotów. Mam nadzieję, że Gospodarz nagrodził Cię wiedząc o Twoich problemach z ruszaniem się gdzieś dlej i załatwił, co trzeba.
Teraz już za późno na start, Gospodarzu miły. Kolegom podpowiem tylko, że papiloty w kuchni czasem manszetami nazywano. Raz tylko stosowałam osobiście, ale mi nie wyszły takie ładne, zgrabne i dobrze trzymające się kostki i zrezygnowałam na dobre. Jeszcze Wam zresztą nie powiedziałam, że w lodówce mam 30 „jaj sołtysa” – jak oznajmiła mi Haneczka wręczając prezent. Dzisiaj wieczorem przewidziana jest uczta jajeczna z prawdziwych jajek.
Pinter mnie zawsze poraza zwiezloscia, ale i wieloznacznoscia slow, zdan, ktore padaja miedzy ludzmi. Pierwssy raz widzialam Pintera na scenie wiele lat temu, w sztuce, ktora nazywa sie Old Times (Dawne czasy chyba bylo to przetlumaczone) i byla w doskonalej obsadzie, dwie moje ulubione aktorki: Jessica Tandy i Rosemary Harris. Byl jeszcze jakis maz, nie pamietam kto.
Jedna z bohaterek przyjezdza odwiedzic po latatch swoja zamezna juz przyjaciolke z lat studenckich, z ktora mieszkala w jednym pokoju w akademiku.
Kiedy we troje siedza w salonie ( a w kuchni za scena dusi sie w kokocie zapiekanka) i rozmawiaja o dawnych czasach, miedzy mezem a przyjezdna zaczyna sie toczyc dziwny pojedynek, kto odegral wieksza role w zyciu Zony. Przyjaciolka daje troche do zrozmienia, ze byly miedzy nimi lekkie zwiazki erotyczne, maz nie przyjmuje tego do wiadosci i nastawia plyte. -To z filmu- mowi, nucac piosenke – i podaje tytul.- Pamietam jak ogladalismy to razem, a po powrocie do domu kochalismy sie do rana.
Przyjaciolka zbiera swoje zastepy i mowi: Ogadalysmy ten film razem zaraz po premierze. A po powrocie z kina czytalysmy Rilkego. Przez pol nocy czytalysmy sobie wiersze.
Zapada cisza, w ktorej maz przetrawia te informacje i wtedy przyjaciolka dobija go ostatecznie: – Masz swietna zapiekanke, tfu, chcialam powiedziec masz swietna zone…
Skad on, kurcze wie takie rzeczy, ten Pinter?
Pyro – pomieszanie z poplataniem. Manszety nosi sie na rekawie, a papiloty na glowie.
Jak ja czekam na nowe wybory samorzadowe, to wy sobie nawet niewyobrazacie. Ten poznanski piorun w miotle, to juz chyba ostatnie szare komorki sprzedal. 500zl kary za siedzenie na trawie przed opera?!!!
Najwyrazniej nasza rada miasta juz problemow nie ma, wiec sobie nowe wymysla banda popaprancow.
uff… wykrzyczalam.
Dla nieznajacych Poznania wyjasnienie. Miedzy Teatrem Wielkim, Aula UAM, Zamkiem Wilusia i sw. MArcinem jest sobie parczek. Nie za duzy, z duza fontanna i fura trawy, na ktorej latem wysiaduja glownie studenci z pobliskich uczelni. Troche ich tam jest, bo UAM ma pare budynkow, prawie cala AE, Medyczna, ASP, Muzyczna, Politechnika jak raz chyba nie, ale tez czasem zdarza im sie wysiadywac dla towarzystwa.
Pokolenia poznanskich zakow na tej trawie siedzialy.
Rada Miasta wymyslila, ze to jest niszczenie trawnikow i za to nalezy wystawiac mandaty.
Jesli studenci maja choc odrobine oleju w glowie, powinni zorganizowac halasliwa demonstracje pod ratuszem. Albo masowe siedzenie na trawniku z transparentami. Nie ma co czekac na wybory. I nie placic mandatow. Niech sad 24-godzinny bedzie zawalony sprawami studentow, siedzacych na trawnikach. To skutecznie osmieszy Ratusz.
Z mojej zawodowej pracy pamiętam, że nie ma nic gorszego, niż „działacz społeczny” Wiem, że są potrzebni, że mają mnóstwo zasług i jednocześnie stanowią wrzód na siedzeniu dla administracji, służb profesjonalnych itp. Pamiętam rozliczne „ciotki rewolucji”, pokazowych kombatantów typu „no, to my wyszli z lasu i my strzyloli” i innych, nadczynnych aktywistów. Miałam nie raz ochotę wleźć pod biurko i się przyczaić, żeby w stosownym momencie ugryźć w łydkę. A z racji przydziału służbowego byłam z urzędu osobą współpracującą z rozlicznymi organizacjami społecznymi. Nasi radni muszą być z tamtymi blisko spokrewnieni : – nie będzie można palić na balkonach, bo zatruwa się sąsiadów, na przystankach tramwajowych już nie wolno (ale np ławek dla starszych na przystankach nie ma), na trawnikach siadać nie wolno, fontanny nie służą dzieciakom do kąpieli, a kosze do śmieci bywają opróżniane od przypadku do przypadku. Zupełnie nie wiem, jak działają takie mózgi zbiorowe – z jednej strony sensowne uchwały i niezłe gospodarzenie mieniem miejskim, z drugiej takie durnoty, że włos się jeży.
Nirrod,
Dzięki za wczorajszy przepis! Współczuję zderzenia z urzędnizą rzeczywistością…. 🙁
chemou
M.in. o aftach – http://www.resmedica.pl/zdart6006.html .
Pyro, jako leciwa Ciotka Rewolucji w zyciu nikomu nie zakazalam palenia na jego/jej balkonie, a nawet w moim wlasnym domu. Nie mialam takich uprawnien. Jedyna funkcja spoleczna jaka kiedykolwiek pelnilam, ktotko przed wyjazdem do Londynu, to dyrektor nowojorskiego oddzialu Kongresu Polonii Amerykanskiej, kiedy nieoczekiwanie dla mnie samej zostalam wysunieta i przeglosowana przez weteranow II ww, ktorzy chcieli dokuczyc endekom.
Ponadto pelnilam rozne honorowe funkcje, nadawane mi uroczyscie, ale jednoosobowo przez moja najblizsza przyjaciolke i sasiadke z kamienicy Irene Lasote. Byly to funkcje: honorowy dyrektor kampanii uwolnienia z wiezienia Mirka Chojeckiego(zakonczona powodzenie), honorowy dyrektor organizacyjny akcji oblepiania konsulatu PRL w NYC plakatami zawiadamiajacymi o wystawie Fasada i Tyly (zakonczona pwodzeniem), a takze honorowy dyrektor zbiorki pienieznej w czasie obchodow katynskich (zebralam wtedy prawie trzy tysiace dolarow). Wszystkie inne funkce pelnilam skromnie i w miare moich mozliwosci i cywilnej odwagi, bez specjalnego tytulu. Nie pamietazm, zeby sie ktos chowal przede mna pod biurkiem, chyba, ze nie zauwazylam, bo tak dobrze byl schowany.
Heleno – a może nie zdążyłaś nigdy urosnąć do wielkości owego wrzoda na siedzeniu? Sama mówisz, że zaszczytne funkcje pełniłaś w różnym czasie i krótko. Wierz mi – gdybyś owym dyrektorem Kongresu Polonii była przez 20 lat, zostałabyś postrachem społecznym.
Jak Jessica Tandy, to mąż Hume Cronyn, znakomity aktor (Kanadyjczyk).
Nie wydzierajcie się tak o świcie, spać nie można! Papiloty, kokoty i grube dno… idę dospać.
Aha, u mnie gorąco i po sporym deszczu (=parówa).
Moze, Pyro.
Alicjo! Oczywiscie, ze Cronyn! Jak moglam zapomniec!.
Chciałem jeszcze trochę + pod wczorajszym wpisem ale lepiej to przełknąć niż być ostatnim.
dobrego dnia
Quiz rozstrzygnięty. Nagrodę w postaci tomu kryminałów wygrał Jan z Nakła nad Notecią. To chyba debiut w „Gotuj się!”. Gratulacje.
A prawidłwe odpowiedzi to:
1 Taki garnek musi mieć grube dno;
2 Należy używać drewnianej łyżki lub szpatułki;
3 To ppergamin lub folia aluminiowa do zawijania produktów przed włożeniem do pieca.
PS.
Pawłowi i Wojtkowi dziękuję za wizytę i lody. O reszcie napiszę obszerniej.
Gratulacje dla „chyba” debiutanta.
Ooo…! Szpatulka! To wlasnie moje ulubione do mieszania. Nie jest drewniana lecz z jakiegos tworzywa, pieknie czerwona i nic sie do niej nie przylepia. Kiedys naszla mnie mania na czerwone dodatki w kuchni. Kupowalam jak cos ciekawego widzialam. Nie zawsze byly to udane zakupy, ale szpatulka przypdala mi zdecydowanie do gustu. Dosc dlugo ja mam i o dziwo wcale nie jest zniszczona.
Teraz grzecznie ide sie pozywic. Grzecznie bo Wombat zaprasza do stolu to nie wypada by czekal.
Deszcz i przelotne pomruki burzy wypłoszyły mnie z ławki w moim mini-parku gdzie towarzyszyłam szczeniakowi w czasie jego biegania. Nikogo na horyzoncie, kto by mi głupola złapał, rzuciłam więc w przestrzeń „Radek, idziemy” – i pobiegł.Zupełnie sam, nie oglądając się na nieruchawa opiekę. Stanął przed drzwiami bloku, poczekał, aż otworzę drzwi i wezwę windę, a potem pokicał spokojnie po schodach do góry. Zostawiłam windę poszłam za nim klnąc w duchu schody, szczeniaka nie wychowanego i los. Za czorta nie dawał się złapać, kiedy widział, że dochodzę, wykonywał następne pół piętra podejścia. Na drugim piętrze dorwała go Młodsza, która po nas wyszła.
Takie precyzyjne dialogi pozostają precyzyjne i identyfikowalne (skąd on to wie?) pod warunkiem doskonałego aktorstwa. Dlatego parę razy Pinter mnie rozcarował, choć w istocie rozczarowywali aktorzy. I nie będę wchodził w to, ile w tym zasługi (winy) samego aktora, a ile reżysera. Wydaje mi się, że wieloznaczność wczorajszego spektaklu też jest zasługą twórców spektaklu. Kobieta była kiedyś bardzo blisko z jakimś mężczyzną. Dodykał ją pięścią i podsuwał dłoń do całowania, a potem złapał delikatnie za gardło. Każde zdanie Partner teraz Partnerce z gardła wyciąga, w kółko powtarza pytania, na które Ona odpowiada z trudem. Przyznaje, że mężczyzna był kochankiem pracującym w agencji turystycznej, ale również w jakiejś dziwnej fabryce, w której był bardzo szanowany i w której wszyscy byli dla niego gotowi na natychmiastową śmierć. Później Ona wspomina, jak mieszkając w Dorset (według Niego nigdy w tym hrabstwie nie mieszkała) widziała przez okno, jak ten jej kochanek prowadzi dużą gromadę ludzi w stronę morza. Na końcu ludzie wchodzą do wody i znikają w falach, a na wodzie unoszą się walizki. Kobieta wspomina też dworzec kolejowy, gdzie mnóstwo ludzi wsiada do wagonów pod kierunkiem jej Kochanka. Jest tam wiele kobiet tulących małe dzieci do piersi. Kochanek odrywa te dzieci i zabiera. Jej samej udało się zawiniątko z dzieckiem ukryć pod pachą i przejść. Kochanek jednak zdołał ją dogonić i dziecko zabrać, a ona to dziecko oddała. Znaczna część rozmowy jest filmowana przez Partnera, a obraz Jej twarzy w wielkim powiększeniu jest widoczny na półprzezroczystej ścianie.
Szpatułka nie może być z tworzywa, tylko z drewna. Do wszystkich drogich patelni, również tych praktycznie nieścieralnych, instrukcje głoszą, że szpatułki nalezy używać teflonowej, to znaczy pokrytej warstwą teflonu. Ale kucharze używają drewnianych i ja też używam drewnianej szpatułki lub łyżki. A to ponoć niedobrze, bo w drewno wchodzą różne zapachy i smaki i się przenoszą. Ale po rozstrzygnięciu konkursu czuję się ze stosowania drewna rozgrzeszony. A w kuchni znałem papilotki – cienkie foremki do mufinek. Po konkursie rozumiem, skąd ta nazwa zrobniała.
Stasdzku, najwyrazniej nie zapoznales sie jeszcze ze szpatulkami z miekkiego silikonu. Sa one genialne bo przybieraja ksztalt naczynia, wchodza w zalamanie miedzy dnem a scianka, wytrzymuja temp 380 st. C, swietnie sie myja pod kranem lub w maszynie, sa pod kazdym wzgledem przyjazne. Ja, ktora latami nie wnosilam niczegi do kuchni z plastyku, zrobilam raz wyjatek dla kupionej przed paru laty w Ameryce szpatulki wlasnie – z pieknego zoltego silikonu na drewianej raczce, a potem tak sie zachwycilam ,ze dokupilam niebieski pedzelek do smarowania oraz czerwony durszlag, ktory zajmuje malo mniejsca, bo sie sklada w harminijke i nie rdzewieje jak metalowe.
A ja ponieważ nie mam gara z grubym dnem – przy robieniu bigosu stawiam garnek na płytce (co w sumie na to samo wychodzi).
Czytam sobie „opowieści mojej żony” M.Żurawskiego i usmiecham się ciepło. Za chwilę wstawię do gotowania gruby makaron (rurka cięta), który posłuży do sosu z pieczonej łopatki. Obiad uzupełni pomidor i kwaszony ogórek. Mięso jest pychota – kruche, aromatyczne, mięciutkie ale nie rozłażące się (mój Szwagier preferuje mięso uduszone „na śmierć” Kiedy mamy razem zjeść potrawę mięsną, jego porcję przenoszę do rondelka, w którym może się nawet porozpadać na mus mięsny). Któryś z sąsiadów doprowadza mnie właśnie do amoku słuchowo. Nie wiem, czego on słucha. Do mnie w każdym bądź razie docierają wyłącznie basy, dudniące w warstwach betonu. Cholery można dostać. Takie dźwięki niemal na granicy słyszalności moga posłużyć jako tortura. Skutecznie.
Heleno, masz rację. Są świetne silikonowe, ale vide p. 2: Należy używać drewnianej łyżki lub szpatułki. Silikonowych szpatułek należy używać do czegoś innego, np. wygarniania kremu z miski lub podważenia pizzy w formie.
Ale dlaczego, na milosc boska? Ta, ktora mam jej specyficznie do mieszania na patelni i do zeskrobywania. Jest dosc twarda, zeby zeskrobac i dosc mieka, zeby wymieszac. No sweat.
Gospodarz, być może, sprawę wyjaśni. A może ja nie mam racji i przymiotnik „drewniany” odnosi się tylko do łyżki?
A jeszcze sa w sprzedazy znakomite miekkie silikonowe formy na ciasta, ktore mozna zgniesc w klebek i wcisnac do pelnej szuflady, a takze, ktore nie trzeba obsypywac maka przed wlaniem ciasta. Bo forme latwo sciagnac z ciasta, jak miekka lupinke, skorke. Przypomnialam, ze mam taka forme – perzent od Renaty, jak byla w Ameryce.
Mysle, ze te silikony to wielka rewolucja w kuchennych utensyliach. Mozna to wszystko kupowac nie martwiac sie gdzie ja to wcisne – mam malutka kuchnie.
Chwila, chwila. Stanislawie pytanko, chodzi ci o problem jezykoznawczy? Tzn. czy z definicji szpatulka jest drewniana?
Czy tez twierdzic, ze dobry kucharz uzywa tylko drewnianej?
Generalnie posiadam obie. Silikonowa do wygarniania jest genialna, do gotowania wole drewniana, ale ta moja silikownowa tez by sie nadawala.
Tylko taka sliczna jest, ze szkoda mi jej do sosow.
Te wspaniałe formy dotarły nad Wisłę, ale są cholernie drogie. Taka foremka do baby kosztuje kilkadziesiąt złotych, a co po jednej foremce?
Heleno z silikonu sa tez maty. Takie do ciastek i plackow „bezformowych”. Zgadzam sie to dla piekarzy cudowna rewolucja kuchenna.
Fakt tanie nie sa. Ja sobie kupuje powolutku. Gleboko pomyslalam, jaki format uzywam najczesciej i taki kupilam. Za jakis czas kupie kolejny.
A lyzki tez sa z silikonu – piekne bo z jednego kawalka kolorowego plastiku, bardzo „architektoniczne”. Zanim pojawily sie w Polsce, obdarowalam wszystkie kumy Rematki takimi lyzkami. Wzbudzaly bowiem zachwyt i zazdrosc jej kolezanek. No i te kolory glebokie, soczyste..
Problem jest językoznawczy. Czy w zdaniu: „Neży używać drewnianej łyżki lub szpatułki”, „drewnianej” odnosi się do łyżki i szpatułki, czy też wyłącznie do łyżki, a szpatułka z definicji jest dobra do mieszania niezależnie od materiału, z którego została wykonana.
Ciekawe, że też używam szpatułek silikonowych lub teflonowych do wygarniania, a do gotowania i smażenia używam utensyliów drewnianych. Myślę, że to sprawa przyzwyczajenia.
Slusznie, Nirrod. W Ameryce tez byly poczatkowo drogie – moja szpatulka pierwsza zakupiona w eleganckim sklepie William Sonoma kosztowala wtedy 10 dolarow (kiedy dolar stal wysoko). Dzos bardzo stanialy i mozna je kupic tez w sklepach wyprzedazowych. Ok. trzech-czterech funtow.
Nirrod, nie zalujsobie. One sa niezniszczalne. Moja po szesciu latach intensywnego uzywania i przebywania w zmywarce pare razy w tygodniu, wyglada dokladnie tak, jak wygladala kiedy ja kupilam.
PS. nie mam udzialow w fabryce silikonow. Po prostu uwazam, ze to znakomity wynalazek 🙂
Szpatulka odnosi sie do ksztaltu narzedzia.
Takie piękne łyżki silikonowe chyba pokazały się u nas najpierw w skandynawskich sklepach Duka, któr z natury nie należy do najtańszych, chociaż ceny nie są jeszcze szokujące, a towar w większości ładny.
Po informacji, że Helena nie posiada udziałów, chyba się zdecyduję na zakup jednej formy zaraz po urlopie. Gdyby informacja głosiła, że Helena posiada tkie udziały, może bym się zdecydował na dwie. A informacja o kształcie nie rozwiązuje problemu sensu zdania. Prosze Pna Piotra o rozstrzygnięcie.
Po obiedzie – sennie, pełniutko, łagodnie. Jak dotąd mam tylko rękawice – łapki z silikonu, ofiarowane mi przez Rybę. Sprawdzają się znakomicie. Można złapać rondel czy blachę z piekarnika i bezpiecznie przenieść gdzie się chce. Na formy i łyżki czaję się od dawna, ale rzeczywiście drogie. Chyba dopiero kiedy będę musiała jakiś sprzęt dokupić, bo poprzedni odmówił posłuszeństwa, no, to wtedy się zrujnuję.
Jak ja zwal tak ja zwal, ale z mojej czerwonej, silikonowej szpatulki jestem bardzo zadowolona. I jak Helena slusznie zauwazyla jest niezniszczalna. Poki co.
Drewniane tez uzywam i lyzki i szpatulki. A zapach o jakim wspominasz Stanislawie mozna doskonale usunac czyszczac je co jakis czas woda z dodatkiem soku z cytryny.
Pyro, poczekaj do wrzesnia. Masz u mnie zalatwiony prezent. Jaki chcesz miec kolorek?
Pyro, Sloneczko Poznanskie – czy Ty jutro udajesz sie w podroz? Jesli tak, zycze udanej podrozy, wspanialego wypoczynku i oczywiscie pogody. Dla Ciebie jak i dla Ani. A Radoslawka nie wypuszczaj samopas podczas popasow coby sie nie zadzial gdzies.
Przyszlo mi na mysl, ze mozna by jeszcze nazwac toto lopatka ino nijak lopatki nie przypomina. Szpatulka tak wdziecznie brzmi.
Szpatulka jest z lacinu – spatula, co chyba oznacza wlasnie lopatke.
Nie mam niczego silikonowego 🙁 Piszecie tak kusząco, że się szarpnę.
Przy okazji szarpania: życzę sobie mieć porządny nóż. Niech on mi kroi mięso i surowe warzywa łatwo i przyjemnie. Chcę tego używać intensywnie i niech nie tępieje od byle czego. Znudziło mi się ostrzenie na glinianym garze. Jakiej to cudo ma być firmy?
ps. Jeżeli to możliwe, niech cena nie zmusi mnie do spożywania kory i korzonków.
Ładny kod – a 333
Nie Echidno – nie zgubimy piesa. Odbył już dwie podróże samochodowe i lubi to. Lubi patrzeć przez okno, a uciążliwy jest o tyle, że wierci się niemiłosiernie na kolanach i grzeje, jak kaloryfer. Wyprowadzany jest tylko na smyczy (tego nie lubi) Wyjeżdżamy ok 4 rano i o 9.00 powinniśmy być na miejscu. To oznacza jakieś 2-3 postoje „dla psa” Ryba ma ogródek, wszystkiego 250 m kwadratowych ale to i tak więcej niż nasz 3 metrowy balkon. Tyle, że tam rosną starannie pielęgnowane kwiaty, a na naszym balkonie nie , bo im Radyjko zrobiło kęsim.
Helenko – kolor jest mi dosyć obojętny, bo z brązowymi meblami i blatami ładnie harmonizuje albo kontrastuje większość kolorów – ja nie lubię tylko brudnego musztardowego. Z przykrością piszę, że w najbliższych dniach będę rzadziej znacznie gościła przy naszym stole. Tam jest jeden komputer i będzie czworo maniaków komputerowych. Ryba już dzisiaj zapowiedziała, że wyznaczy dyżury na grafiku,
Mnie te zapachy w łyżce drewnianej nie przeszkadzają. Po umyciu i wyschnieciu praktycznie nic nie zostaje, najwyżej miły aromat ogólnokuchenny. A spatula to inaczej szpadel, od którego zdrobnienie „szpatułka”. Oczywiście żartuję.
Jakież na tym blogu kulturalne i taktowne towarzystwo. Nikt nie zareagował, że Pyra bzdury napisała. Ja czytam Żuławskiego nie Żurawskiego. Ten drugi pan nie napisał chyba niczego, tylko gania za piłką. Teraz dopiero szukając przeoczonych wpisów przetarłam oczęta kaprawe. A cóż za głupoty!
Sabatier sa bardzo dobre i daja sie latwo ostrzyc. Nalezy szukac na wyprzedazach (teraz!). Najdrozsze i najlepsze noze swiata sa japonskie Global. Zestaw kosztuje kilkaset dolarow, ale jak bylam dwa lata temu z moja Mama w takim wyprzedzaowym sklepie, to znalazlam komplet nozy w drewnianym pudelku Global za… 25 dolarow. KUpilam jej natychmiast (sama mam sabatiery) i ona nie moze sie nachwalic. Traktuje je z najwiekszym szacunkiem i trzyma w pudelku. Sa one zrobione z jednego kawalka metalu, zas raczka ma takie jakby luski , ktore zabezpieczaja przed slizganiem sie. Sa to noze w dobrej tradycji harakiri.
Przy sabatierach jak i przy global najwazniejsze jest aby je regularnie ostrzyc, nie zostawiac w wodzie w zlewie i nie myc w zmywarce. Ja olewam wszystkie te punkty , wrzucam do zlewu, do zmywarki, a ostrze, kiedy mam fantazje.
Mam tez inne noze – jeden maly szwajcarski, a jeden bardzo ostry, ktory ma ostrze i raczke w tym samym zoltym kolorze. Bardzo fajny nozyk. Jeszcze nie ostrzylam, a mam go od roku. Niedrogi.
Pyro, to Ci wybiore sama kolor i nie bedzie to brudno.musztardowy.
Haneczko my mamy global, ktorym zreszta nie jestem zachwycona (momi, ze darowanemu koniowi itd.), i Zwilling, ktory ma ceny rozne w zaleznosci o ciezkosci… raczki.
Dobre noże za niską cenę można kupić w Finlandii na wyprzedaży. Te normalnie średnio drogie są tak dobre, że w zupełności wystarczą. Nóż do krojenia mięsa będzie masywny i przy odrobinie wysiłku przekroi mniejsza kość czy mięso zamrożone. Do wędlin kroi w bibułkę, a do chleba najbardziej puszysty bochenek przekroi bez zgniecenia. Mam takie od 5 lat, nigdy nie ostrzyłem i działają jak nowe.
Silikon sylikonem, a drewnianych przyrządów bym jednak nie lekceważyła. Jakieś 10 lat temu nastała modą na plastykowe i szklane „deski do mięsa” – bo to, Panie, drewna się nie domyje, a to salmonella w drobiu, a to może być i tasiemiec na marchewce… Jednym słowem drewno w odstawkę. I co się okazało? Zwykłe, bukowe deski kuchenne były znacznie bardziej „jałowe” niż doszorowane w detergentach plastyki i szkło. Ponoć w drewnie surowym sa naturalne antybiotyki, które zapewniają wyższy poziom bezpieczeństwa antybakteryjnego. Osobiście używam drewnianych, chociażby dlatego, że po nich noże nie zgrzytają.
To ze piesa nie zgubicie to sie rozumie samo przez sie. Ino coby on sie nie zgubil. Tak nawet na troche. A ze psiaki tych tam samyczy nie lubia – wiadomo. a coz to za farajda gdy nie mozna powachac tego czegos (cokolwiek by to bylo) co jest tuz-tuz, bo cos trzyma i nie puszcza.
Wspanialej pogody Wam Moje Drogie zycze.
Szpatulka, spatula, lopatka – przypomnialy mi kartke zawieszona na drzwiach wejsciowych do bloku. Samorzad blokowy uzyskal pozwolenie na budowe parkingu. A i mjejsce zostalo przyznane. Warunek – kosztow budowy i wykonania spoldzielnie nie podjela sie. O to mieli zatroszczyc sie zainteresowani lokatorzy. No i pojawila sie wspomniana karteczka o tresci: ” Kto chcem miec miejsce na parkingu niech przyjdzie z wlasnymy opatamy”. Tu nastepowala data i godzina. Nie wiem jak „tymy opatamy” kopali. Fakt – parking powstal.
Mam jedma plastikowa mala deseczke do rozgniatania czosnku, do pokrojenia pomidora czy posiekania ziol. Wpada codzoennie do zmywarki i w tem. 65 stopni i w tabletkacj do maszyny wychodzi z pewnoscia kompletnie sterylna, jak reszta naczyn. Reszta desek jest z drewna, ale dlatego, ze ladnie wygladaja w kuchni, a nie dlatego, ze sa bardzo higieniczne. Po krojeniu surowego miesa czy drobiu szoruje szczotka i mydlem i plucze goraca woda z kranu.
Z ta sterylnoscia nie warto przesadzac. Potem czlowiek jedzie na wycieczke do Indii i zamiast podziwiac Tadz Mahal, lata poszukujac bezskutecznie kibla, bo dopadla go „zemsta Montezymy”.
Montezumy, nie -zymy
Stanisławie, Finlandia odpada. Moi panowie jadą w sierpniu na rowerach do Szwecji i Norwegii, ale zakupem noży obarczać ich nie będę.
Właściwie powinnam. Z ciekawości, co przywiozą. Pan mąż przed laty przywiózł mi stamtąd wymarzone ogrodniczki. Jak on to zrobił, nie wiadomo, ale były na dwie haneczki.
No tos miala dwie pary
Haniś – a może on miał wtedy właśnie zapotrzebowanie na podwójną Haneczkę? Koniecznie niech Ci kupią noże – szwedzkie też są pierwszorzędne, a i fińskich może być dostatek. Salinger to czyja firma? Nie mam pojęcia, ale noże mają dobre
echidno,
nie wiedziałam, czy płakać ze śmiechu, czy z żalu. To był 1985 rok!
No, miałby się z pyszna, gdybym sprostała tym spodniom!
Dlatego haneczko, firma Marks i Spencer miala kiedys na scianie ostrzezenie, skieriwane wyraznie do mezczyzn: Nigdy nie zgaduj rozmiaru biustonosza swojej ukochanej.
Za to ich kocham.
Tutaj piękne konie Starej Żaby :
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/UntitledAlbum05
Sluchajcie, sluchajcie ! Poslanka Sobecka domaga sie sprowadzenia „prochow Norwida” na Wawel. Dlugo bedzie tych prochow szukala, bo one nie istnieja.
Juz taki pomysl byl z 10 lat temu, kiedy to wciagnieto w cala afere nawet owczesnego ambasadora we Francji, Stefana M. – tez zreszta juz nieboszczka jak Norwid. I jemu tez nikt nie powiedzial, ze cialo Norwida wrzuconi do wspolnej jamy jak ciala wszystkich nieszczesnikow z przytulku sw. Kazimierza .
Najsmieszniejsze, ze nikt wtedy nie pomyslal aby podpytac prof J.W.Gomulickiego co o tym mysli. Po przeczytaniu tej wiadomosci w PAPie, kiedy przestalam sie smiac, zadzwonilam natychmiast do tego wybitnego norwidysty, aby powiedzial co mysli. Powiedzial o pomyslodawcach, ze to banda nieukow, pelnym tekstem, nie oszczedzajac ambasadora. I ze on juz nie ma do nich sily. Wszystko poszlo w eter.
Ech, nie ma juz Pana Juliusza Gomulickiego!
Heleno na to juz slow brakuje.
Alicjo, Zabo ladne zdjecia. Czy mi sie wydaje czy, za tym gniadym sie jeszcze jakies takie srokate paleta?
Nieuk, nie nieuk – nikt nie wie wszystkiego. A pomysły „władz” rozmaitej bywajątakie, że specjaliści milkną zamurowani ogromem dyletanckiej buty. Wspomina naczelny architekt Poznania w okresie międzywojnia, Czarnocki (autor wielu znanych budynków w tym Domu żołnierza), jak to w czasie realizacji tego obiektu, powstał wielki, społeczny komitet budowy, jak zbierano pieniądze i materiały (m.in. jedna z firm wielkopolskich ofiarowała dębowe parkiety do całego, wielkiego gmachu) Budynek ma kształt litery T i powstał na nieużytkach (wtedy, dziś to ścisłe centrum miasta). Podłoże było różne i zastosowano aż trzy sposoby fundamentowania – palowanie, ława fundamentowa, kesony betonowe. Na połączeniu różnych cz ęści budynku zaprojektowano dosyć wielką wieżę kwadratową, mieszczącą jedną z klatek schodowych i hole przejściowe. Otóz zgodnie ze sztuka budowlaną między wieżą, a skrzydłem reprezentacyjnym zaplanowano szparę dylatacyjną, czyli pustą przestrzeń, pozwalającą budynkowi na swobodne „pracowanie” nie powodujące pękania ścian, które wystąpiłoby przy sztywnych łączeniach. Wojsko, dla którego gmach przeznaczono z piękna biblioteką, kinem, salami klubowymi etc nie dokładało niczego, prócz regularnych a głupich awantur. Pan major czy pułkownik na budownictwie znać się nie musiał – mógł po prostu zapytać. Nie. Urządził dziką awanturę społecznikom i budowniczym, że buduj,ą z lenistwa z dziurami. Sprawa stanęła w Ratuszu i u biskupa. Nawet kiedy Czarnocki wyjaśnił, że takie budynki zawsze tak sa budowane , a tynki „dziurę” zasłonią, wojskowy dostojnik nadął się jak indyk i pozostał przy swoim. N.B. wojsko w końcu wyasygnowało kwotę aż 5 tys złotych (budynek kosztował 870 tys wg cen z 1938r)
Bardzo Szanownego Gospodarza przepraszam: to w takim razie jak nazywa się takie coś ze wystrzyzonego papieru – pasek papieru, mniej więcej do polowy szerokosci gesto ponacinany nozyczkami, potem po tych naciętych paseczkach przeciąga się ostrzem nożyczek, żeby się wywinęły i takim czymś owija się wystającą kostkę z kotleta albo koniec nogi upieczonego drobiu?? Nie jest to PAPILOT?
A kotleciki jagnięce w papilotach to pod folią aluminiową były na stół podawane?
Myślę, że to znaczenie papilotów jest starsze.
Mam u Disslowej na ilustracji i kość pieczeni z sarny, i dwie nóżki upieczonej gęsi przybrane w ufryzowany papier.
Wobrażam sobie żabie udka w papilotach…
– z wystrzyżonego
albo
– ze strzyżonego
O tym pisałam dzisiaj z rana Stara Żabo, o papilotach z papieru albo manszetach ( taka nazwa też występuje) pisałam też, że mnie się nie udały – spadały z kostek i nie wywijały się tak ładnie. W książkach starych jest wymóg : z glansowanego papieru . Babkom śliski papier błyszczący się trzymał, a mnie zwykły, biały nie chciał.
Pyro, lece do banku na rozmowe z menadzerem,ale wrzuce tylko, ze i na Twoja opowiesc Norwid mial odpowiedz:
Niejeden szlachcic, widzial Appolina
i skopasowa milejska Wenere,
a wyprowadzic nie umie komina,
w ogrodzie krzywo zakresla kwatere,
budujac spichlerz czesto zapomina
ze Uzyteczne nigdy nie jest samo.
ze Piekne wchodzi – nie pytajac – brama….
Pewnie jakas interpunkcje pomylilam, ale nie mam czasu sprawdzic. Lece.
W moich garach mieszam sama, co mi w rękę wpadnie – czy drewno, czy inna łyga, religijnie nie traktuję niczego.
Czas na coś weselszego – ileż można dzielić na czworo łyżki, szpatułki i noże!
To co – może teraz tłuczki? 😉
Nirrod, ten Faust to arab. Bardzo przystojny.
U mnie po krótkiej przerwie znowu przeszła ulewa, wszystko się lepi, tak wilgotno. Ale pomidory wreszcie zaczęły wyraznie rosnąć. Marnie mi to wszystko wygląda 🙁
Haneczko, mój Tato tez kupil mojej Mamie spodnie narciarskie na dwie. Mama złośliwie mawiała, że widocznie zapamiętał ją jako wysoką, tęgą blondynę. Widać chłopy tak mają.
Nirrod, dobrze Ci się wydaje – srokate tam łazi , puszczę je do Alicji, bo ładne, choć łaciate
Pyro, poćwiczę z różnymi gatunkami papieru. Pół wieku temu Ciocia jakiś dobry papier miała. Pewnie z przed wojny się zachował. Jak coś znajdę to dam znać.
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Papiloty02/photo#5221024479933942018
Prawie udało mi się dzisiaj wyjść o godzinę wcześniej.
Zliczyłam kasę, pozamykałam pudło i wszystko co trzeba, zamknęłam matkę, ubrałam cywilne ciuchy, grzecznie powiedziałam wszystkim do widzenia i wyszłam. Pan mąż powinien być, a nie był. Spojrzałam na zegarek przy torbie. Była 16:35. No to pytam, czemu nikt nic nie mówił, a oni że zwyczajnie zgłupieli. Wróciłam, pootwierałam, siedzę.
W zasięgu wzroku mam cztery zegary. Dwa widzę właściwie bez przerwy. Gdzie ja byłam kiedy mnie nie było, a kasa zgadza sie co do grosza?
UWAGA!
Uzupełniłam ten album o nowe zdjęcia.
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/UntitledAlbum05
No a gdzie ASzysz?!
Haneczko,
gdzieżeś Ty matkę zamknęła?! 😯
I nie pomyślałaś, że ze spodni na dwie haneczki mogłaś zrobić dwie spódnice – z jednej nogawki i z drugiej 😉
A propos Norwida, to o miejscu i sposobie pochówku uczyłam się na lekcji j.polskiego w ogólniaku. Pamiętam do dziś, bo wydało mi się niesamowite, zeby tak wielkiego poetę ot, jak śmiecie… Ale przecież Mozart, o ile się nie mylę, też został pochowany w zbiorowym grobie. I takie to „byli czasy”, normalka.
Witajcie
Intuicja mnie nie myliła. Przed chwilą pod sklepem przyuważyłem dziewczynkę kilkuletnią z moją suczką Zuzią w objęciach. Mimo, że pies wyrósł przez ostatnie dni zachował charakterystyczne znaki tj obwódki ciemnobrązowe wokół oczu i drobną przepuklinkę na brzuchu. Dziecko mi wyznało iż szczeniak został znaleziony na łące pod lasem gdy spał smacznie na suszącym się sianie. Oczywiście Zuzia zostanie u nowych właścicieli, bo zarówno ona jak i dziecko wyglądały na zachwycone swoi towarzystwem. Suczka była wykarmiona, wykąpana i miała nowiutką obrożę przeciwpchelną wraz ze smyczą. Widać, że nowi właściciele o nią dbają. Mamę dziecka poprosiłem tylko o wizytę u nas przy okazji spaceru aby Ewa mogła naocznie przekonać się, że pies nieźle się miewa. Przyznaję, że ciężar mi z serca spadł.
Pozdrawiam serdecznie
Stara Żabo – już nie będę robiła kotletów cielęcych w papilotach ani sarniny ani nóżek bażancich – jedyny myśliwy w mojej rodzinie dawno nie żyje, kupić to ja tego nie kupię, a przyjęcia tego typu też przestałam wydawać. Umiem za to zrobić bażanta w piórach – teraz to też wiedza raczej mało przydatna, nawet córki nie sa ciekawe
Haneczka znalazła samą siebie, a Wojtek szczeniaka zdrowego i zadbanego. Hurrraaa!
Żabo – konie, wiadomo, jedne z najpiękniejszych stworzeń świata
Dzień dobry.
Muszę to wkleić i zadać pytanie: co to jest i jak to powstało? 🙂
Najlepsze jest 3 pytanie 🙂
1 Gehen Sie bigosu, musaki oder andere Gerichte duszonego lange auf dem Feuer erforderlich sind spezielle Töpfe – was sie charakterisiert?
2. Was früher zu mischen ein guter Koch smażąc, alles auf Ihrem prächtigen Pfanne?
3. Papiloty zu loczki zakręcane durch unser babcie auf Papier oder einem sauberen Tuch, und papiloty in der Küche?
Alicjo – na temat takie to byly czasy (inne) – przypominam polecana przez Gospodarza bodajze w kwietniu ksiazke prof. Stommy „A jesli bylo inaczej”
Będzie ciężko, Wando TX, bo książki to ja targam z Polski. W księgarni torontońskiej czy w Ottawie nie ma wielkiego wyboru, za to ceny… Z konieczności muszę się ograniczyć do pozycji, na których mi szczególnie zależy, a i tu zazwyczaj tego brak, a tu nakład wyczerpany 🙁
Kojaku, świetny tekst 🙂 Babelfish?
Dzięki uprzejmości Haneczki przeczytałam nowość p. Ludwika. Wstrząsu nie doznałam, bo wcześniej czytałam np prof. Geremka. Pomyślałam jednak, że niezależnie od wielu przeczytanych, mądrych i grubych ksiązek i tak tkwi w nas obraz dawnych wieków zaczerpnięty z beletrystyki I nic się na to nie poradzi – początki Piastów to „Stara baśń”, „Srebrne dzwony” i „Bolesław Chrobry”, z następstwem dziejowym też nie lepiej. I na nic wysiłki odbrązawiaczy – zawsze będzie gdzieś, z tyłu głowy „Emilia Plater” co to i dziewica i bohater i zawsze tkwi tam Sowiński w okopach Woli i wiele innych tego typu mitów narodowych. Wstrząs przeżyłam raz i to z błachego powodu. Mam w domu „Dzieje Poznania” kilkutomową kobyłę i z niej to się dowiedziałam, że w XIII w rajcowie miejscy byli tak hojni, że opłacali aż 6 (sześciu) strażników miejskich (po 3 na zmianę), podczas gdy Gniezno, Giecz i Kraków zadawalały się 4 żołnierzami. I dopiero na tym tle owe 500 pancernych oddanych przez Bolesława Chrobrego Ottonowi III ukazuje potęgę oddziału. Jeżeli komuś się wydaje, że naprzeciwko siebie stawały armie kilkusettysieczne, to odsyłam do tego typu ustaleń.
Alicjo,
dzisiaj trochę eksperymentowałem z tłumaczeniem polskich tekstów na język niemiecki przy pomocy google.de, i to jest wynik tłumaczenia pytań Gospodarza 🙂
Jeszcze lepszy 😉 rezultat otrzymałem przy tłumaczeniu aktulnego wpisu Owczarka Podhalańskiego.
Janie z Nakła – moje gratulacje!!!
Pyro, bażant w piórach? Czemu nie? A od papilotów się nie odzegnuj, bo nie wiadomo co komu pisane i kiedy co będzie gotował.
Ja nie cierpię skubać drobiu, chociaż jak muszę to muszę. Kiedyś w zamierzchłej przeszłości dostałam kilka dzikich kaczek z Bieganowa (poznańskie, koło Środy), one były „z dzikich”, ale karmione w wolierach. Zaczęłam skubać, przy trzeciej się wpieniłam i zdjęłam pierze ze skórą. Ponoć grzech ciężki, ale i tak były doskonałe.
Kojak M., rzeczywiście wspaniałe!
Hurra dla Zuzi, ktora sie odnalazla!
Dobrze, ze trafila w dobre, kochajace rece. Niech sie chowa zdrowo. To jakcys fajni ludzie, skoro wzieli „bezdomnego” zagubionego pieska.
Alicjo, pewnie ze tego uczono w szkole sredniej! Nawet jak sie nic nie pamieta z zycia Norwida, nawet Marii Kalergis, to sie pamieta przytulek sw. Kazimierza i zbiorowa mogile!
Kojaku,
podobne rezultaty – jeśli nie weselsze – otrzymałbyś z Babelfish. Pamiętam, jak trafiłam na to i jaka to była zabawa 😉
Każdy z tych auto-translatorów tak wesoło tłumaczy. Ale jeśli kapkę z języka się kuma, to można sobie mniej więcej treść odczytać. I można się pomylić!!!
Pyro,
Kraszewskiego się czytało gładko, (zwłaszcza za młodu, ja to czytałam w podstawówce pasjami, wszystko , co było w bibliotece), ale ciekawa jestem, ile osób przebrnęło przez 6 pakownych tomów Gołubiewa. Nie dość, że „drastycnych scen” (jakby to wyszczekał Owczarek) tam nie brak, to jeszcze osobliwy język. Bolesława dostałam od Alsy i przeczytałam ciurkiem, z przerwami na sen.
Kilka lat temu przyjechała z Francji koleżanka z wizytą i zgadało się o książkach.
Ach, powiada Lidka, mama ciagle mi przysyła książki, za co jestem wdzięczna, ale ostatnio takie jakieś badziewie o Chrobrym mi przysłała, sześć tomów, wyobrażasz sobie?! Wywaliłam do kosza!
Ja na to wywaliłam 😯 , bo akurat byłam po lekturze i zachwycona, po drugie, zdumiała mnie opinia lingwisty, wykładowcy uniwersyteckiego. Ja bym myślała, że to właśnie znakomity kąsek dla lingwisty!
Dzisiaj o chmurze gradowej a nie o papilotach. Nawet niespecjalnie o garnku do gotowania bigosu i podobnxch potraw.
Bawilem swego czasu na Uralu w miescie Swierdlowsk. Kiedys w poblizu byla olbrzymia, zapomniana ktastrofa nuklearna ale ludzie po pewnym czasie wrócili. Podobno do dzisiaj wszystko jest napromieniowane. Pewnie dlatego jestem taki swietlisty. Ural slynal zawsze ze znakomitych wyrobów zeliwnych. Na dnie garnka, od zewnatrz byla zawsze odlana cena w ówczesnych rublach i kopiejkach. Bedac zatem na Uralu nabylem zeliwny garnek z pokrywka.
Srednica garnka wynosi 22 cm a wysokosc 12 centymetrów. Waga, kilka solidnych kilogramów. W tych czasach na lotnisku Szeremietiewo nie bylo jeszcze detektorów a kontrola celna odbywala sie po lebkach. Mialem pecha bo Pan Celnik dorwal sie do mojego garnka, który usilowalem zabrac jako reczny bagaz. Co to takiego zapytal. Garnek. Proste odpowiedzi sa najlepsze w dyskusji z wladza. Na co. Kolejne pytanie. Do gotowania kapusty. Nie uzylem slowa bigos, zeby nie podpasc. I ja mam ci wierzyc kolejne, juz podejzliwe pytanie. Jak sobie chcesz odpowiedzialem jak czekista czekiscie. Mozesz sprawdzic. Zatrzymal cala kolejke. Stalem nad tym garnkiem i myslalem czym to sie skonczy. Wrócil po kilku minutach z jakims przelozonym i pilnikiem w reku. Piluj, wydal rozkaz naczalnik. Celnik zapilowal. Garnek i pokrywke a tu spod ciemnej warstwy, jak to u odlewu, wyszlo zeliwo. Piluj z drugiej strony. To samo. Djabli nadali mówi, zeliwo. A cos ty myslal. ze co. Myslalem, ze zloto. Teraz tak przemycaja zloto. Glupole mówie. Przeciez zgodnie z przepisami mozna wywozic jeden zloty przedmiot. Nigdzie nie powiedziano jakiej wielkosci. Porozmawialismy jak to mówia od duszy i cala barylke zabronionego kawioru zabralem na poklad. Zwykla Lulkowa manipulacja. Garnek jest nadal w moim posiadani i jesli trzeby moge przywiezc na Zjazd jako dowód prawdy.
Rzecz jednak o gradowej chmurze. Jak zwykle we srode, Pani Dochodzaca nie z wlasnej winy zameldowala sie na pokojach ale z calkowicie kwasna mina. Co jest pytam. Klopoty?. Ano tak. Jej córce odmówili wynajecie mieszkania. Wlasciciel znalazl kogos bardziej odpowiedniego. Stare mieszkanie musi opuscic do konca pazdziernika. Urlop zarezerwowany. Zapytalem jakos przez przypadek, z kim córka jedzie na ten urlop na wyspe Capri. Z kolezanka. Dalo mi to do myslenia. Róznokierunkowo. Pocieszylem Szefowa mojego gospodarstwa, ze nie jest zle i wytlumaczylem wiele mozliwych wariantów. Po pierwsze, jesli ta córka, pani samotna w wieku lat 32, jedzie z przyjaciólka to one sa tak zaprzyjaznione, ze moga razem troche pomieszkac w Wiedniu po powrocie, byc moze nawet na stale. Jesli zas jest to tylko powierzchowne kolezenstwo, to istniej szansa, ze co najmniej jedna z nich znajdzie sobie jakiegos pana albo pania z Wiednia i bedzie wolna chata. Pani Gosposia rozchmurzyla sie. Przyjela z ulga mój wywód i nagle wypalila, ze jestem dzisiaj zaproszony ze wspólna wizyta na obiad u przyjaciólki jej syna. Ta mloda pani ma salon kosmetyczny w niedalekiej wsi. Sama robi zabiegi, wyrobila sobie dobre imie i klientki przyjezdzaja z dosyc daleka. Nawet ze Slowenii, Wloch i Wegier. Nie moze opedzic sie od roboty i w najblizszym czasie planuje zatrudnic uczennice. Pójdziemy we trójke na obiad. Tylko zebys nie próbowal placic, mówi. Dzisiaj jestes moim goscie. Po obiedzie cos ci pokaze dodala. Tego pewnie jeszcze nie widziales. Pracowala caly dzien jak mrówa. Tak, ze ucieklem do ogrodu. Potem pojechalismy jej samochodem. Nie próbowalem wysiadac pamietajac o opiece mojego Djabla Stróza. Jechala pierwszy raz w charakterze kierowcy. Chyba powinna startowac w Formule 1. Obiad byl bardzo mily we trójke w wiejskiej restauracji. Miejscowa kuchnia. Pychota. Potem byla niespodzianka. Zawiozla mnie do swoich znajomych pod sama wegierska granice na kawe i deser. Malutka miescina, tuz przy granicy. Czysciutka, zadbana z gminnym osrodkie w centrum. Specjalizycja, wakacje dla turystów z krajów Wspólnoty Europejskiej. Sam sposób zorganizowania i uruchomienia projektu, sztuka mistrzowska. Zrobili wszystko miejscowi, wlasnymi silami za Unijne pieniadze. Teraz sa nadal pracowici, ale interes kwitnie. Zeby zdobyc miejsc trzeba zapisywac sie z rocznym wyprzedzeniem.
Po deserze, moja Szefowa miala cos do obgadania z gospodarzami a ja poszedlem zobaczyc gospodarstwo. Krowy, jak krowy z wybiegiem na lake. Do tego owce i kilka swin. Wszystko na wolnym wybiegu. Pelno ptactwa. Rózne rodzaje. Kury, gesi, kaczki. Za kilka dni przyjezdza zaprzyjazniona rodzina z pólnocnych Niemiec. Zabieraja ze soby jakichs Francuzów z Afryki. Na odpoczynek.
Najbardzie ze wszystkiego podobal mi sie kompostownik. Duzy, pojemny. Teraz pusty. Bedzie napelniony jesienia a wiosna wszystko pójdzie na pole. Pod koniec wizyty pani domu zapytala czy podobalo mi sie gospodarstwo. Jesli tak, to co najbardziej. Kompostownik odpowiedzialem zgodnie z prawda. Pani dolala mi kawy, dolozyla sernika wlasnej roboty i odezwala sie w obecnosci meza i mojej Dochodzacej.
Gdybym byla wdowa, to bym sie kolo ciebie zakrecila.
Pan domu zmarkotnial a ja stracilem jezyk w gebie
Pan Lulek
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Norwidowka/photo#5221073128655439986
A to co nam się porypało? Teraz zajrzałam do mojego przewodnika encyklopedycznego po literaturze polskiej i tam napisano, ze Norwid został pochowany w Ivry, a dopiero potem w Montmercy – nie dziw, ze nam się mięsza. I jeszcze, ze garść ziemi z jego grobu została przewieziona na Wawel.
Sobecka znowu chce, żeby o niej było głośno? Zostawić prochy w spokoju…
No to ja sie tez zabawilam w tlumaczenie – z angielskiego na polski. Kazalam przetlumaczyc jeden z najslynniejszych czterowierszy w poezji amerykanskiej, Philipa Larkina:
They fuck you up, your Mum and Dad,
They do not mean to, but they do;
They give you all the faults they had
and add some extra, just for you.
I oto rezultat:
They fuck you up, your Mum and Dad, nie znaczy, ale nie, oni Ci wszystkie grzechy mieli i dodać kilka dodatkowych, tylko dla Ciebie.
Ciekawe, ze polski translator uznal, ze nie jest w stanie przetlumaczyc pierwszej linijki tekstu! Jakby postal troche pod moim oknem , to by sie nauczyl.
Czy ktos ma dalsze propozycje – z jezyka Szekspira na jezyk Norwida?
Celnicy to temat na 3 dni co najmniej. W zasadzie zawsze byli w porządku, jezeli nie usiłowało się ich oszukać. Kiedyś w Bratysławie kupiłem całą stertę trefnego towaru – bieliznę damską i ubranka dziecięce. Wyprułem wszystkie metki. Jechałem do granicy w Karkonoszacvh prawie całą grudniową noc – śniezyca i mgła. Gdy o 4 rano czeski celnik zapytał, czy coś kupowałem, wskazałem kupkę z wyprutymi metkami. Celnik powiedział dobra, dobra i machął ręką
Nareszcie doczytałam! Sławek przestał się hazardować i znowu jest. 🙂
Świetlisty Pan Lulek w dalszym ciągu prowadzi badania naukowe nad kompostownikami i to z jakim skutkiem! 🙂
Niedługo w TV „Piękny umysł” – nie byłam w kinie, to chyba sobie obejrzę.
Pyro, udanego urlopu.
Wszystkim smakowitego wieczoru. 🙂
I odwrotnie:
Litwo, my Fatherland! You are as health. How much will you need kochac this August only know who you utracil.
This August???????
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Hazard/photo#5221089264115855714
No i sie wydalo. Mickiewicz byl mniejszosc seksualna, bo najwyrazniej kochal niejakiego Augusta.
Skradajacy sie srokacz okazal sie byc kobyla i do tego rozmnozona. Pieknie, pieknie.
Wiwat Zuzia!!!!!
Sławek dzisiaj występuje w podwójnej roli : raz jako kusiciel i raz jako manipulator. Niech mu będzie. Z rosyjskimi celnikami też znam kilka historyjek ale wszystkie dotyczą dziejów zamierzchłych, bo lat 70-tych. Lulek jak tak dalej pójdzie, przyjedzie na zjazd z przyczepą złomu. Policzmy : sześć patelni, gar żeliwny, kociołek do gotowania gulaszu, trójnóg do tegoż, nie pamiętam co tam jeszcze było, ale było – i to ma wszystko przywieźć jeden mały samochodzik z Lulkiem i Tuśką w środku? Z powrotem to samo + 3 poduchy? Chyba jednak ta przyczepka będzie konieczna.
Heleno,
toż Nirrod wyłożyła pięknie, skąd ten August 🙂
A dla Pana Lulka przyczepka konieczna, przecież Pyro, on w międzyczasie zdąży zakupić jakieś dodatkowe piernaty, a pamiętasz, że jego pierzyna zajęła cały bagażnik?
No to nara, u mnie para (parówa, znaczy się).
Miałem na myśli i łyżki, i szpatułki drewniane. Ale też jestem – jak Helena – wielbicielem silikonu w kuchni. Pokazywałem na blogu formy do pieczenia bab i stolnice do wyrabiania ciasta, które potem można wraz z tym ciastem wkładać do piekarnika. To wspaniały wynalazek. No i prostota w chowaniu tego wszystkiego do szuflady.
Teraz te silikonowe utensylia są już i w innych sklepach, tańszych niż Duka. A w dodatku są one znacznie trwalsze niż inne, więc warto wydać te parę złotych i mieć je w kuchni.
Pyra żegna się już dzisiaj. Jutro odezwę się z innego miejsca. Trzeba się spakować i przespać.
Ja nie jestem zwolennikiem silikonu jeszcze w innej sytuacji. 😀
Ja używałam sporo silikonu w moich przygodach z renowacja chałupy. I woszem, ale zależy, do czego, i bywa przereklamowany. Na przykład najko uszczelnienia w łazience, na których nigdy nie osiada pleśń. Nieprawda. W moim klimacie, a zwłaszcza kiedy jest taka sauna jak dzisiaj, osiada. Zebym nie wiem, jak myła, płukała i tak dalej. Zmora po prostu i bez chloru (najlepiej) sie nie da obejść.
Dysleksja na starość czy co?! Jak ja ponawypisywałam?! 😯
Owszem, jako ….
O, ale świetnie działa jako uszczelniacz zewnętrznych okien zimowych! U nas to niezbędne, bo chałupa stara i równie stare okna, a nie chcemy ich zmieniać, bo mają swój styl. Wszystkie szpary można pięknie silikonem uszczelnić, tubka za parę $.
Wyraznie Pyra jest w zmowie z Tuska. Do tego mam ja zabrac ze soba. Jak przyjedzie, to biore jak swoja i koniec. Poza tym ja nie wymyslilem calej listy przedmiotów które powinienem zabrac ze soba. Na dokladke pojawil sie nowy temat. Czy lepiej mieszac bigos drewniana kopyscia czy czyms innym. Pozostaje przy wariancie drewnianym z lipowego drewna. Nabede takowa na chlopskim targu i dolacze do bagazu. Pozostaje w zwiazku z tym otwarty temat, czy nalewki lepiej mieszac drewniana lycha, wielokrotnego uzytku czy metalowym przedmiotem. W zadnym przypadku nie wolno stosowac przedmiotów ze sztucznych tworzyw. Nawet silikonowych. Wyrób ma byc biologicznie czysty i zabytkowy.
O tej porze niewiadomo czego zyczyc. Dalszego dobrego snu czy juz porannego wstawania.
Pan Lulek
Panie Lulku!
I w tym całym szpatulowo-łyżkowo jakimś tam zamieszaniu zapomniano o poczciwej kopyści! A czasami, w pieszczotliwym wydaniu – kopystce 😉
A mówiłam – nie rozdzielać tłuczka na czworo!
Wybieram się do wyrka poczytać, a potem pospać. Dobranoc! I dzień dobry!