Śledź to nie tylko zakąska

Dania  niegdyś  była mocarstwem. Tron królestwa Danii władał Norwegią, Szwecją a nawet dość odległą Estonią. Potem Dania gwałtownie zmalała i dziś zajmuje niewielki skrawek północnej Europy. Niby to Skandynawia (ostatnio połączył półwysep Jutlandzki ze Szwecją gigantyczny most przez morze), ale także forpoczta Niemiec. Kraina spokoju i obfitości. W tym także produktów rolnych oraz ryb. Hodują Duńczycy mnóstwo trzody. Na każdego mieszkańca przypada co najmniej dwie świnie. Jedzą więc obywatele tej krainy przede wszystkim właśnie wieprzowinę i ryby. Tych zaś łowią   rocznie niemal 2 mln ton. A tu prym wiodą śledzie. Zwłaszcza wędzone czyli piklingi.

Najbliżej Polski leży duński Bornholm.  To piękna wyspa. Na wiosnę i w lecie wspaniale się po niej podróżuje rowerem. Liczne wodospady i strumienie przydają wyspie uroku. A  kolorowe domki  sprawiają, że człowiek czuje się jak w krainie z bajki. Wrażenie to potęgują jeszcze warzywa, jajka i inne produkty z miejscowych gospodarstw wystawiane na stoiskach przed domami (czasem nawet w znacznej odległości od zabudowań) z przytwierdzoną ceną i pudełkiem na pieniądze.

Turyści sami wybierają towar i płacą a gdy trzeba – sami sobie wydają resztę. No i czyż nie jest to kraina szczęśliwości?

W każdej miejscowości wyspy są wędzarnie. To tu produkowane są najpyszniejsze bałtyckie piklingi. I wędzone i sprzedawane są one parami. Świeże ryby patroszy się pozostawiając im głowy, by później połączyć parę śledzi wpychając łepek jednego w skrzela drugiego. I dopiero w takiej postaci wiesza się nad ogniskiem, w którym żarzy się olszyna. To właśnie wióry olchy nadają rybom specyficzny aromat i delikatny smak.

Naszym zdaniem najsmaczniejszy jest pikling prosto z wędzarni gdy ryba jest jeszcze gorąca a tłuszcz cieknie po palcach. Ale polecamy także solone i suszone w słońcu na morskim wietrze o potem rzucone na patelnię z odrobina tłuszczu Na talerz trafiają z dodatkiem musztardy. Wystarczy do tego kawałek  świeżego, gorącego chleba by uczta była pełna.

Sposobów przyrządzania dań ze śledzi jest w Danii tyle ile dni świątecznych. Żony rybaków zawsze dbały bowiem o to by nie karmić mężów monotonnie. Taki Duńczyk bowiem znudzony jednym daniem mógłby – i to co gorsza z obfitym połowem – mógłby przycumować w innym porcie u zupełnwie inne gospodyni.

Z dań nieznanych w żadnej innej – poza duńską – kuchni w zachwyt wprawił nas chleb węgorzowy. W okrągły placek drożdżowego ciasta wgniata się dokładnie oczyszczonego i oczywiście wypatroszonego, pozbawionego łba węgorza. Ryba musi być mocno posolona. Zaś jej tłuszcz wystarcza by chleb doskonale się udał bez udziału masła czy śmietany.

Chleb węgorzowy pieczony jest od święta. Częściej można trafić na omlet z kawałkami tej ryby. Też warto spróbować.
Zwiedzając Kopenhagę czy inne miasto nie trzeba się martwić o jedzenie. Kioski z gorącymi kiełbaskami stoją dość gęsto. A jeszcze więcej punktów sprzedaży podąża za turystami. Ruchome budki na kółkach oferują nasze ulubione kiełbaski zawinięte w boczek oraz kiełbaski z curry. Jedyny mankament w takiej ulicznej przekąsce to niebezpieczeństwo jakie kapiący sos zagrażający spodniom lub bluzkom.

Duńczycy biją jednak rekordy w zjadaniu dania znacznie bardziej bezpiecznego: smorrebrod! Pod tą piękną nazwą kryją się zwykłe kanapki. Choć prawdę powiedziawszy te kanapki zasługują na większy szacunek. Są bowiem kolorowe, aromatyczne i bardzo, bardzo smaczne. Wystarczy powiedzieć, że można na nich znaleźć wszelkie tutejsze smakołyki: wędzonego śledzia lub łososia, pasztet z wątróbki czy doskonały ser, wędzone żeberka wieprzowe lub plasterek pieczonego schabu. Czasem nawet jajecznicę. A wszystko ozdobione pomidorkami lub zieleniną. Zaletą i to niemałą smorrebrod jest ich niewielka cena.

Do popijania oczywiście piwo. Też duńskie.