Szparagi mogą być deserem

0Brwka_duza.jpg 

Na zdj. Willa Borówka  

Pierwsza kolacja w „Willi Borówka” była bardzo udana. Nie dość, że w miłym towarzystwie ponieważ gościli nas tam Agnieszka (autorka wielu zdjęć do naszych książek a także naszych portretów) oraz Kamil (wydawca naszych książek) to w pięknym miejscu Milanówka i w willi, która liczy sobie 105 lat. W 1903 roku Artur Hoser wybudował ten dom jako prezent ślubny dla swojej żony Władysławy.

Dzisiejszy właściciel budynek pięknie odrestaurował i otworzył tu wytworną restaurację. A jako, że jest Belgiem to oczywiście  menu jest też flamandzko-walońskie. Gotuje zaś świetna szefowa sprowadzona z ojczyzny właściciela.
W gorące dni można jeść na dworze, a goście z dziećmi nie muszą martwić się o potomstwo, bo jest tu pokój pełen zabawek i ogród. A i menu dziecięce w karcie także.

Z zalet „Willi Borówka” wymienić trzeba także niezłą kartę win. A przede wszystkim ich ceny. Tu bowiem wina są – w porównaniu z większością restauracji warszawskich –  po prostu niedrogie. Restaurator wychodzi ze słusznego założenia, że lepiej zyskać nieco mniej ale mieć pewność, że goście zamówią kolejne butelki oraz przyjdą tu na kolację jeszcze nie raz. Inni tego nie rozumieją i wina kosztują u nich wielokrotnie drożej niż w sklepie, nie mówiąc już o hurcie.  Wystarczy jako przykład cena wina, które z wielką przyjemnością piliśmy do kolacji. A było to moje ulubione pięcioletnie  Sancerre, które tu kosztowało 95 zł.

Nie opiszę całej kolacji ponieważ nie grzebałem w talerzach Agnieszki i Kamila uważając, że to nie wypada. Ale widziałem po ich twarzach, że są smakowo dopieszczeni. Zresztą polędwiczki wieprzowe i pachniały, i wyglądały bardzo apetycznie więc zadowolenie Agnieszki jest zrozumiałe. Węgorz na zielono (to danie Kamila) wpadł mi w oko i przy następnej wizycie na pewno go zamówię. Tym razem jadłem małże z selerem naciowym i ostrą papryką. W pierwszej chwili zestawienie delikatnych małży z piekielną papryką wydało mi się nadto ryzykowne. Po kilku chwilach uznałem je za bardzo udany eksperyment. Nieszczególnie podobały mi się frytki, bo choć Belgowie szczycą się ponoć najlepszymi frytkami na świecie, te były miękkie i całkiem bez wyrazu.

0Risotto.jpg  

Risotto z owocami morza, które jadła Basia zaledwie poprawne. Ta niska bądź co bądź ocena wynika z przegotowania ryżu. A my obydwoje lubimy ryż tak jak i makaron al dente.

Sporą porcję zachwytu zarezerwowałem na deser i dla deseru. Sorbet ze szparagów to rewelacja. Pucharek pełen lodowej masy pachnącej i smakującej jak słodkie szparagi wprawił nas w stan euforii. I choćby tylko dla tego jednego dania warto było wybrać się do Borówki. Jeszcze ze dwie takie wyprawy i będę gotów do napisania recenzji i przyznania gwiazdek w rankingu „Polityki”.

A tymczasem pokażę Wam urodę tego miejsca. Oto Willa Borówka!