Cuchnąca róża z Las Pedrońeras
Bo czosnek najzwyczajniej w świecie śmierdzi – tak twierdzi John Barlow w swoim artykule o uprawie czosnku w Hiszpanii, zamieszczonym w „Czasie Wina”. Każdy bezwonny początkowo ząbek czosnku jest jak miniaturowa zapachowa i smakowa kapsuła czasu. Zapach czuć tylko po przekrojeniu lub zgnieceniu ząbków, kiedy uwalnia się allicyna, lotny związek chemiczny nadający czosnkowi charakterystyczną woń i smak.
Takie związki, znane jako metabolity wtórne, wytwarzają wszystkie rośliny z rodziny pallium (czosnek, cebula, por, szczypiorek). Odstraszają one drapieżniki, zarazki i pasożyty, przyciągając jednocześnie zapylaczy. Jako roślina sama w sobie czosnek lubi dobrze odsączoną gliniasto-piaszczystą glebę oraz potas i magnez, a to wszystko oferuje mu płaskowyż La Manchy. Arabowie nazywali te równiny „dzikość” lub „suchy ląd”, ale określenie „zmieniające się jak szalone”, lepiej będzie do nich pasowało. Czosnek potrzebuje zimna, żeby zakiełkować (nie trzymajcie go zatem w lodówce, bo to spowoduje przedwczesne wypuszczenie pędów). Sadzi sie go zwykle w środku zimy, kiedy na równinach La Manchy jest wściekle zimno, a temperaturze dobrze poniżej zera towarzyszą obfite opady śniegu. Za to później czosnek bardzo dobrze rozwija się w tym gorącym i suchym klimacie. Na szczęście równiny La Manchy pobłogosławione zostały klimatem ekstremalnie kontynentalnym i bezlito?snymi upałami w lecie. Jednym słowem – czosnkowa kraina marzeń. W centrum tego wszystkiego iezy miasto o nazwie Las Pedroneras.
Julio Bacete jest prezesem spółdzielni patronackiej Coopaman obejmującej sześciu producentów czosnku z Las Pedroneras i okolic. Urodził się tutaj i jest rolnikiem z krwi i kości, który – jak dociera do mnie podczas jazdy do jednej z kilku jego plantacji – nigdy nie opuściłby tej ziemi. Jego 15-letni syn pomaga teraz w polu, ale dla takiego młodzieńca jest to tylko zadanie, które wykonuje się raz w roku (przy mniej więcej 30°C – zuch chłopak!), a dla Julia ta ziemia o barwie ciemnej terakoty kryje w sobie magiczne wręcz bogactwo. Pomimo upału widzę dlaczego. Spoglądamy na równiny z wysokości porośniętego chaszczami pagórka, depcząc przy okazji pachnący dziki tymianek. Od tego miejsca bije jakieś harde dostojeństwo!
Równiny ciągną się kilometrami, symbolicznie tylko użyczając miejsca ludzkiej obecności, małym wioskom i wyniosłemu zamkowi. Gdzie nie spojrzeć, widać pola cebuli i czosnku, zboże, drzewa oliwne i charakterystyczne dla La Manchy, uprawiane nisko nad ziemią, winorośle. Dodatkowo można spotkać tu dzikie kuropatwy, przepiórki, zające i króliki, a także świetne pastwiska dla owiec i kóz. Pogoda jest tu trochę ekstremalna, ale to dzięki niej możliwe są te wszystkie kulinarne bogactwa.
Pierwszym czosnkowym daniem, jakiego spróbowałem po przyjeździe, było ajoarriero. Mówią, że rozpowszechnili je poganiacze mułów (arrieros), którzy przez wieki przewozili towary przez hiszpańskie wsie, całymi dniami biwakując na równinach i gotując swoje posiłki. Trochę suszonej ryby ugotowanej z ziemniakiem, zmielonej następnie na papkę z dodatkiem ząbka czosnku i odrobiny oliwy z oliwek. To wszystko. Ajoarrero jest obecne w menu w wielu miejscach w La Manchy, dekorowane często orzechami włoskimi i jajkiem na twardo. Rezultat? To danie o wiele bardziej subtelne i delikatne niżby się wydawało, o prostocie uwydatnionej kryjącą się w nim historią, coś na kształt historycznego terroir w najsmaczniejszym z możliwych wydań.
Na równinach La Manchy ogarnie cię uczucie, że wyśmienite regionalne jedzenie możesz tu dostać niemal wszędzie. Ta kuchnia ma w sobie coś potężnego, coś, co zabierze cię do czasów Don Kichota, do czasów kiedy składniki potraw dawała ludziom ziemia. Tak jest choćby w przypadku morteruelo: świńskiej wątroby i drobnej zwierzyny łownej gotowanych w bulionie (z czosnkiem), następnie przyprawionych na słodko i ucieranych na delikatny pasztet. I znowu terroir z turbodoładowaniem, i to jak fantastyczne. Chętnie bym to powtórzył, i ajoarriero, i morteruelo, choć w nieco innych okolicznościach…
To tylko fragment tego wielce ciekawego artykułu. Ale i tak pewnie wzbudzi dyskusję.
Komentarze
Czosnek niech żyje !
Do sałat i sałatek,do warzyw na ciepło,do mięs,do ryb.
Do deserów i drinków nie daję 🙂
Papkę podobną do hiszpańskiej z ziemniaków i ryby suszonej lub świeżej(najczęściej dorsz) mają też Francuzi.Ten dobrze poczosnkowany,rozdziabany melanż zapieka się w piekarniku.
Może mało eleganckie,ale proste i smaczne danie:
http://www.marmiton.org/recettes/recette-photo_brandade-de-morue_12736.aspx
Gdyby czosnek nie istniał, trzeba by go wymyślić.
Wcale nie „śmierdzi”- ma specyficzny aromat, powiedzmy. Nie każdy jest zwolennikiem czosnku czy cebuli, u mnie w kuchni musi być i mało która potrawa się bez czosnku nie obejdzie.
Przespałam sie kilka godzin i jak to przed podróżą, jestem już na nogach i doglądam, co tu jeszcze trzeba…
Dzień dobry.
Trochę inne wymagania ma ten czosnek hiszpański z tymi, które opisują nasze poradniki ogrodnicze. Nie mam teraz pod ręką książki, ale pamiętam z dawnych lektur kiedy jeszcze w ogrodnictwo na 600 m. kw. się zabawiałam, że najlepszy polski czosnek pochodzi z Podkarpacia, gdzie górale sadzą go na zalewowych terenach nad potokami. Jest to czosnek o niewielkich główkach i ząbkach, bardzo ostry i aromatyczny, ceniony w kuchni, a szczególnie w wędliniarstwie.
Kuchnia regionalna ma swoje uroki wszędzie i przenoszenie jej potraw na inny grunt, w inne otoczenie, nie zawsze daje dobre rezultaty. Więc kto chce posmakować opisywanych specjałów, winien przeznaczyć na to jakiś wyjazd urlopowy.
W mojej rodzinie dzisiaj skończyły się szkolne wakacje – Młoda potuptała do roboty. Ma ósemkę poprawkowiczów o egzaminowania, na trzech różnych poziomach edukacji. Jutro ma wolne i może wyjechać na dworzec po Zgagę, w czwartek nasiadówkę konferencyjną, która może przedłużyć się i na piątek. Od poniedziałku – wiadomo, znowu zajęcia. I bardzo dobrze.
A, i jeszcze coś, a propos cebuli. Mam znajomego, który „nie znosi” i zawsze zastrzega, że cebuli w sałatce jarzynowej, wiecie – ziemniaki, warzywka i te różne, to on nie toleruje.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Salatka_jarzynowa.jpg
Toleruje i sam sobie pobiera dokładkę, byle mu tylko nie mówić, że tam jest cebula także samo zarówno 😉
Dzień dobry Blogu!
Już widzę Sancho Pansę w środku zimy dłubiącego w zamarzniętej ziemi dołki pod czosnek 😉
Hiszpanie z La Manchy potrafią myśleć i sadzą tego przedstawiciela rodziny amarylkowatych i rodzaju czosnek (Allium) – jesienią.
Rodzaj „czosnek” obejmuje ok. 700 gatunków, w tym jest cebula, por, szalotka, czosnek niedźwiedzi, szczypiorek i czosnek pospolity czyli Allium sativum, o którym mowa w dzisiejszym temacie.
Słynny fioletowy czosnek z La Manchy to jedna z odmian, uchodząca za najlepszą i najsmakowitszą – ajo morado. Produkuje się jej zaledwie 400 ton z tendencją malejącą z powodu taniej chińskiej konkurencji, a większość produkcji trafia do restauracji. Część zjada dwór królewski, trochę papież, niewielkie ilości można zdobyć w sklepach na świecie.
O zdrowotnych walorach czosnku wiadomo od dawna i co ważne – badania naukowe to potwierdzają.
A w okolicach Las Pedroneras jest najmniej zachorowań na wrzody i raka żołądka w całej Hiszpanii – twierdzą fachowcy z Madrytu.
Najlepiej jest jeść go codziennie w średnich dawkach (4 gramy albo jeden spory ząbek), a żaden wampir nie będzie miał do nas dostępu 😉
czosnek pycha i pachnie w jedzeniu ale niestety na drugi dzień człowiek nim pachnie mniej przyjemnie i z reguły tego nie czuje …
słonko piękne ale 13 stopni ciepła …
nemo w Hiszpanii zimy lżejsze ….
nalewki znany tu temat .. mnie zaciekawiła nalewka z jabłek i orzechów łuskanych włoskich …
http://www.ofeminin.pl/fiche/kuchnia/f36966-przepisy-na-nalewki-aronia-pigwa-orzechy-jablka-dzika-roza.html
może Kocimiętkę któraś za interesuje …
Nowy ciekawa jestem jaką decyzje podejmiesz …
Dzień dobry,
Czosnek pyszna rzecz 🙂
Na południu Francji popularny jest sos na bazie czosnku, aioli. Roztarte ząbki czosnku miesza się z oliwą, na wzór majonezu. Zaczyna się więc od żółtka (można dodać trochę musztardy, ale niekoniecznie). Czasami żółtko zastępowano miąższem z chleba, zeby łatwiej połączyć całość z oliwą. Macza się w tym surowe warzywa czy też je z rybą.
W dużym skrócie jak poniżej
http://www.youtube.com/watch?v=TtxavitYyCI
Plus sok z cytryny
La Mancha zimą
Czosnek w tamtej okolicy sadzi się pod koniec października do początku grudnia. W mojej – pod koniec września. Dzięki ostatniej, surowej zimie i upałom w lecie mamy w tym roku nadzwyczaj piękny czosnek z dużymi ząbkami.
La Mancha wiosną W tym tygodniu panują tam temperatury rzedu +33 do +36 stopni.
Sos aioli jest świetnym dodatkiem do fondue chinoise.
Dzień dobry,
potrawa na koniec lata, do której czosnek z La Manchy jest najlepszy 😀 : http://www.youtube.com/watch?v=pG4ooF5ZipU
dzisiaj na TVP2 bardzo dobry film pt. „Królowa” .. polecam jesli ktoś nie oglądał ..
U mnie dziś na obiad antrykot wołowy (steki) z masłem czosnkowym.
Świeże masło rozetrzeć z przeciśniętym ząbkiem czosnku, dodać trochę papryki, soli, pieprzu i dużo drobno posiekanych ziół (pietruszka, bazylia, szczypiorek). Na usmażonym steku kłaść łyżkę tego masełka.
Dobre też do chleba.
Nemo-aioli dobre też do fondue burgundzkiego,co Alina może potwierdzi 🙂
Jolinku-dzięki za „cynk”.Ten film już oglądałam,ale z przyjemnością obejrzę raz jeszcze.
Dzień dobry 🙂
Sos z musztardy, oleju i czosnku roztartego z solą robię do surówki ze słoikowej fasolki szparagowej, z pomidorami, ogórkiem konserwowym, papryką i cebulą. Podaję do zrazów i pieczeni.
Buraczki podsmażane z cebulką i ze śmietaną to oczywista oczywistość, mam to po Babci 😉
Chętnie służę za bazę grzybową i każdą inną. Przechowam i dostarczę, zgodnie z dyspozycją. Polecam się uwadze Sz.P. 🙂
Danuśko, potwierdzam 🙂
Za grzybami tęsknię, również suszonymi… 🙂
Tak wygląda najlepszy czosnek świata
Hiszpania jest największym producentem czosnku w Europie, w ubiegłym roku 125 000 ton.
Ten fioletowy ajo morado stanowi nikły procent produkcji, ale zawsze można się pocieszyć różowym hiszpańskim lub francuskim. A zanim się sięgnie po chiński – rozejrzeć się za lokalnym lub posadzić jesienią w ogródku. Można też sadzić wiosną, ale w naszym klimacie będzie miał małe główki z wieloma małymi ząbkami. Kogo irytuje obieranie takich maleństw, ten może sięgnąć po praskę i przecisnąć ząbki bez obierania. Czosnek daje się łatwiej obierać, jeśli przedtem przyciśnie się go do deseczki płaską stroną noża
Są jeszcze sposoby z potrząsaniem w plastikowym pudełku lub między dwiema metalowymi miskami (garnku z pokrywką), ale po wypróbowaniu odrzuciłam. Mój czosnek musiałam potrząsać co najmniej 30 sekund, taką ma solidną łupinkę 🙄 Metoda z potrząsaniem jest może dobra, gdy potrzeba dużo obranych ząbków.
Eh, zapomniałam się i dałam dwa linki 🙄
Tak wygląda najlepszy czosnek świata
Hiszpania jest największym producentem czosnku w Europie, w ubiegłym roku 125 000 ton.
Ten fioletowy ajo morado stanowi nikły procent produkcji, ale zawsze można się pocieszyć różowym hiszpańskim lub francuskim. A zanim się sięgnie po chiński ? rozejrzeć się za lokalnym lub posadzić jesienią w ogródku. Można też sadzić wiosną, ale w naszym klimacie będzie miał małe główki z wieloma małymi ząbkami. Kogo irytuje obieranie takich maleństw, ten może sięgnąć po praskę i przecisnąć ząbki bez obierania.
Czosnek daje się łatwiej obierać, jeśli przedtem przyciśnie się go do deseczki płaską stroną noża
Są jeszcze sposoby z potrząsaniem w plastikowym pudełku lub między dwiema metalowymi miskami (garnku z pokrywką), ale po wypróbowaniu odrzuciłam. Mój czosnek musiałam potrząsać co najmniej 30 sekund, taką ma solidną łupinkę 🙄 Metoda z potrząsaniem jest może dobra, gdy potrzeba dużo obranych ząbków.
Jak upiec czosnek
Byłam z piesem i zakupiłam pyzy drożdżowe – gotowce, śmietanę i pieczarki. Obiad z głowy; będą pyzy z pieczarkami w śmietanie. Młoda już jedzie do domu. Wszystkich poprawkowiczów puściła z czystym sumieniem – wystraszyli się i wreszcie nauczyli, czego trzeba. A ja za pół godziny potuptam ostrzyc wełnę na głowie. Mam rezerwację fryzurową (chociaż nie robię fryzury). Zgaga jutro zostanie pewno nakarmiona racuszkami z jabłkami albo czymś podobnym. W czwartek natomiast trzeba jej dać solidny posiłek, jako trening przedzjazdowy.
wierzeje skrzypi
reka oparta na desce
teraz wita kormoran
Od rana (temat dzisiejszy w podświadomości) pęta mi się po łepetynie cytat :
„I byłem gotów – o zgrozo! –
Za Dulcyneę z Toboso stanąć do walki”.
Co to jest? Z czego to jest? Umiałam na pamięć i skleroza dopadła biedną Pyrę.
Adam Asnyk
„Karmelkowy wiersz
Bywało dawniej, przed laty,
Sypałem wiersze i kwiaty
Wszystkim dziewczątkom,
Bom myślał, o piękne panie,
Że kwiat lub słowo zostanie
Dla was pamiątką.
Wierzyłem – zwyczajnie – młody,
Że jeszcze nie wyszło z mody
Myśleć i czuć,
Że trocha serca kobiecie
Świetnej kariery na świecie
Nie może psuć.
Aniołków brałem na serio
I z śmieszną donkiszoterią
Wielbiłem lalki,
I gotów byłem, o zgrozo,
Za Dulcyneę z Tobozo
Stanąć do walki!
Lecz dziś komedię salonu,
Jak człowiek dobrego tonu,
Na wylot znam;
Z serca pożytek niewielki,
Więc mam w zapasie karmelki
Dla dam.”
No to komu w droge, temu czas!
Nadam z drogi. Do zobaczyska.
Alicjo, szczęśliwej podróży!
Czy odór czosnku ma znaczenie, jeżeli nie wtrząsa się go luzem, co poniektórzy w istocie mają w zwyczaju? W perfumach też mamy składniki cuchnące, a jednak całość pachnie. Był taki dowcip: co do kupy pachnie, a z osobna śmierdzi. Z osobna lew, koń i ja, Czosnek pachnie w potrawie jednak na innej zasadzie, raczej takiej jak składnik perfum. W potrawie jest to tylko składnik wielkiej całości.
Wczoraj Ukochana zebrała z drzewek, przydźwigała z Córeńką, obrała, pokroiła i rozgotowała 21 kg jabłek. Ja ponakładałem mus do słoików. Wyszło 14, czyli 1,5 kg na słoik. Będą szarlotki jesienią i zimą.
Zjazdowicze szykują się do Błot, my do Mediolanu. Wybraliśmy termin najlepszy z możliwych, albowiem w czasie naszego pobytu wypadnie Formuła1 w Monza.
Po powrocie opiszemy, co jedliśmy, o ile uda się zjeść coś dobrego, a jest to we Włoszech całkiem prawdopodobne.
W sobotę byliśmy kolejny raz w Strefie Kuchni Świata w gdyńskim Hotelu Nadmorskim. Kolejny raz jestem im winien same pocghwały. Mule bardzo dobre, zupa tajska z krewetkami świetna, consomme z kaczki z grzybowymi pierożkami Won Won bardzo dobre. Ale pierogów Won Won było w zupie mało, więc jeszcze pozwoliłem sobie na ravioli ze szpinakiem i szynką. Pokryte drobno krojonymi w kostkę pomidorami, rukolą i parmezanem – bardzo obficie. I to był strzał w 10. Tak znakomitych ravioli nie jadłem jeszcze nigdy.
Dzień dobry. 😀
Już spakowana i gotowa do drogi. Na razie do Siostrzenicy – zająć Jej wannę. 😉
Jako, że od Niej na dworzec jest „rzut beretem”, to zostaję na noc a raniutko do Pyrlandii. 😆
Pyro tylko żadnych obfitości ani solidności na piątek nie szykuj, ja mam bardzo skromne „moce przerobowe”.
Wszystkim podróżniczkom i podróżnikom (nie tylko zjazdowym), życzę przyjemnej, bezpiecznej podróży. I oczywiście szczęśliwego powrotu na „łono”.
Blogowiczom nie podróżującym samych pogodnych dni. !!!! 😆 😆
Nowy, Tobie życzę trafnej decyzji. 😀 Abyś był po prostu szczęśliwy z wyboru.
moja tuba:
repeat/apjat/cofka´ – „znowu pada…”
Wczoraj stanęła u nas na krótki popas nieco zdrożona Żaba. Z oczywistych względów nie dostała Won Won 😉
Nowy, zapamiętaj, jesteś w wieku młodzieńczym 😀
Tęsknię do Zjazdu. Do tych, którzy będą i to tych, których nie będzie też.
Jestem; wyglądam w przybliżeniu, jak Piksel w czerwcu (tylko Piksel ładniejszy). Zgago – to już postraszyć nie można?
Nowy – pamiętamy o Tobie nieustająco.
Alicjo, Stanisławie – do najbliższego spotkania.
Zgaga napisała do Nowego … „Abyś był po prostu szczęśliwy z wyboru .. ” i przypomniał mi się taki dialog z książki …
– A nauczyłeś się, jak żyć? To przecież też jest filozofia. Jaką ty masz?
– Zdobyć tyle szczęścia, ile się da. Nie krzywdzić bliźnich. Nie narzekać. W tej kolejności.
Alicjo lećcie szczęśliwie …
Jolinku, zapisałam sobie ten dialog. Też bym chciała właśnie tak, w tej kolejności.
Alicjo, szczęśliwego lotu.
Mam wrażenie, że dwa pierwsze są znacznie łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli trzecie przesunie się na pierwsze miejsce 😉
Nemo (13:14) pokazała, jak obierać czosnek a tu poniżej szef robi podobnie, radząc pomoczyć wcześniej czosnek w letniej wodzie (5mn), co ma ułatwić obieranie.
http://www.bing.com/videos/search?q=Ail+dans+l'atelier+de+chefs+en+film&docid=4907662249164836&mid=BD7D77A706764EC58DC9BD7D77A706764EC58DC9&view=detail&FORM=VIRE6
haneczko ale jak uważasz by nie narzekać to możesz przeoczyć chwile szczęścia a odwrotnie jest możliwe … 😉
Może tym razem
http://www.bing.com/videos/search?q=Ail+dans+l'atelier+de+chefs+en+film&docid=4907662249164836&mid=BD7D77A706764EC58DC9BD7D77A706764EC58DC9&view=detail&FORM=VIRE5
Asia niezawodna zawsze, a Pyra zniesmaczona własnym, wtórnym analfabetyzmem. Asnyk był dla mnie bardzo ważny kiedyś, a potem niemal o jego wierszach zapomniałam. Ot, nieco kabotyńskie „Gdybym był młodszy, dziewczyno”, o tym fijołku, co to za wcześnie, o tym świętym ogniu na ołtarzach tradycji i już wszystko. Tyle mi zostało z ulubionego niegdyś poety. Wstyd i hańba.
Ostatnia próba
http://www.youtube.com/watch?v=jQogFrmCyxk
Zegarek naprawiony.
W pierwszym sklepie, do którego zajrzałam, od razu sukces.
Trafiłam na starszą panią (w piątek udaje się na emeryturę), która jeszcze się na tym modelu zna i potrafiła znaleźć odpowiedni sztyft, wmontować sprężynkę i całość złożyć na nowo. Za jednych 10 franków. Nie obyło się bez małego zgrzytu, bo kiedy zaczęłam narzekać, że po 25 latach firma już nie dokonuje napraw tego modelu, pani rzekła:
No cóż. Części zapasowych (do zegarka, nie bransoletki) naprodukowano na 10 lat, tych zegarków rozdano chyba ze 700, każdy oddał swój ze 3 razy do serwisu, to i części się skończyły. Ale czegóż oczekiwać od zegarka za 375 franków…
😯
Ten zegarek kosztował 1600, sami go wybieraliśmy!
Doprawdy? 🙄
Po wyjściu ze sklepu przypomniała mi się cała historia…
25 lat temu Osobisty obchodził jubileusz 10-lecia pracy („ślubu” ze swoją firmą 😉 ) i pracodawca postanowił obdarować go i innych jubilatów zegarkami. Dał każdemu wolną rękę co do modelu i marki, oczekując tylko powiadomienia, w którym sklepie i na jakim zegarku ma zarządzić wygrawerowanie stosownego napisu, i zapłacić. Jubiler miał załatwić wszystko i wysłać do pracodawcy prezent gotowy do wręczenia na uroczystej imprezie. Limit cenowy sięgał 3 000 Fr.
Wybraliśmy się więc w rajd po jubilerach w poszukiwaniu odpowiedniego modelu. Pierwszym sklepem był ten, w którym dzisiaj byłam. Pani (być może ta sama) przywitała nas uprzejmie i dowiedziawszy się, że interesują nas zegarki, zmierzyła oboje bacznym wzrokiem i, nie pytając o przedział cenowy, wyciągnęła szufladkę z różnymi modelami. Wszystkie w cenie 100-200 Fr. (najniższy chyba przedział)
Zdeprymowani popatrzeliśmy po sobie, powiedzieliśmy pani, że za drogie, w tył zwrot i tyle nas widziała. Nie byłam w tym sklepie całe ćwierćwiecze, aż do dziś, taką poczułam awersję.
Jednakże nasz ulubiony sklep, w którym wówczas dokonaliśmy wyboru i gdzie potem robiliśmy wszystkie inne jubilerskie zakupy, przekłuwanie uszu czy oddawali coś do naprawy, przestał istnieć w ubiegłym roku 🙁
No i dziś oceniono nasz ówczesny wybór na 375 franków 🙁
Po chwili zastanowienia przypomniało mi się na pociechę, że 25 lat temu kolej na Jungfraujoch obchodziła 75-lecie i faktycznie pracownicy dostali wówczas po zegarku Certiny, ten sam model DS, ale stalowy i w tańszej wersji, mój teść też taki otrzymał, mamy go w spadku… Teraz wiem, ile wart 😉
Oczywiście wówczas szkoda nam było „wyrzucać” cały dozwolony limit na zegarek, wybraliśmy więc tę tytanową Certinę za 1600, a za resztę pojechaliśmy na wakacje.
Osobisty cały szczęśliwy z naprawionej bransoletki, a w dzisiejszej poczcie – zaproszenie na kolejny jubileusz. 35-lecie 😎 w październiku.
Pyro,
ani analfabetyzm, ani wstyd czy hańba. Pamięć już nie ta, więc należy potraktować siebie wyrozumiale. Zresztą przy takim ogromnym natłoku informacji nie może być inaczej. A przy okazji zawsze możesz sięgnąć po wiersze Asnyka , odkrywając je na nowo, albo dziwiąc się, że gust Ci się zmienił.
Przywieziono mi dziś od mojej siostry spory koszyk jabłek i małych gruszek. Pomyślałam, że jeśli dokupię jeszcze śliwek, będą mogła wypróbować konfiturę grecką. Przepis podawała Żaba. Wygląda mniej więcej tak : śliwki, gruszki, jabłka w równych częściach zasypać cukrem w stosunku wagowym 1:1. Smażyć oddzielnie przez pół godziny, a nastepnego dnia wszystkie owoce połączyć i ponownie smażyć przez 20 minut.
Tego jeszcze nie robiłam, ale wezmę się do pracy dopiero po zjeździe. Owoce spokojnie doczekają. Tylko ostatnie papierówki trzeba będzie szybko zjeść.
ja to się szybko uczyłam a potem zapominałam .. jedyny mój atut to to, że kojarzę i wiem gdzie znaleźć jakby co .. 😉
nemo z zegarkiem prawie pół życia to nie dziwie się radości Osobistego …
Krystyno przepis Żaby jak zwykle prosty tylko czemu tyle cukru …
Jolinku, temat do miłej dyskusji 🙂
Też chcę zrobić grecką, po Zjeździe. Odpytamy Żabę z cukru osobiście, Krystyno 😀
Od czosnku do Asnyka,sami widziecie,że przychodzi nam to z łatwością 😀
Poczytałam sobie przy okazji,z lekkim rozrzewnieniem, trochę jego wierszy.Miło powspominać.
A cytat wrzucony przez Jolinka z akcentem na NIE NARZEKANIE powieszę chyba jutro nad biurkiem mojej koleżanki,prawie dwadzieścia lat ode mnie młodszej.
Narzekanie i krytykowanie bliźnich to jej ulubione zajęcie.
Zainspirowana wczorajszą pyrową polędwiczką z podsmażonymi śliwkami wrzuciłam na patelnię te właśnie ingrediencje plus antonówkę pokrojoną na kawałki i odrobinę miodu.Też dobre !
Co do haneczkowej fasolki z różnościami podawanej do zrazów,to święta prawda.Jak na spowiedzi mogę zeznać-były zrazy i była rzeczona fasolka 🙂
Dzisiaj trzeba będzie wznieść toast za wędrowca na szlaku,bo duża część Blogu przez najbliższe kilka dni będzie zajęta podróżowaniem.Dobrej drogi dla wszystkich !
A&J – spokojnej podróży.
Haneczko – dzisiaj w południe było Twoje ciasto z kruszonką, okruszką, jak sprostował Ogonek, który nas zwizytował w podróży do swoich Rodziców. Byliśmy też w Połczynie, żeby wreszcie uruchomić mój Internet, co jak widać się udało. Byliśmy na świetnym espresso (Cafe 33) Zgodnie stwierdziliśmy, że w Połczynie hodują się niezmiernie ładne dziewczyny o charakterystycznych szafirowych oczach z ciemną obwódką…iii grzecznie wróciliśmy do Żaby. Jutro będzie Pepegor!
Pyro! A nie pomawiaj, że Ty Asnyka o kabotyństwo. Sam wielokrotnie żem sobie szeptał „Gdybym był młodszy dziewczyno…” No i już nie muszę! A dlaczego, to Ewy spytaj…
Cichal, on to pisał jak miał trzydziechę!
😎
A propos wieku – Alicja! Baczność! Nasz Komendant skończył wczoraj czterdziechę!!!
W moim domu pachniało wczoraj co niebądź wigilijnie – kapucha i grzyby suszone. Robię ten nasz rodzinny bigos. Dzisiaj dodam skwarki boczkowe, śliwki i mięsko z pieczonej golonki, bo mi zostało, a bigos jest wszak sztuką resztek.
Za to w ogródku istna wiosna ludów, znaczy kwiatów i przemian różnych. Jeden klematis (rózowy Pillu) zmienił miejsce i wylądował w przeogromnej donicy pod ścianą (myślę o napisaniu kryminału, bo w tej donicy spokojnie można upchnąć niedużego nieboszczyka i jeszcze ziemią przykryć). Karłowaty miłorząb odmaszerował do ogródka przyjaciółki. Mam drugiego, dużego, to mi nie szkoda. Hortensje szaleją. Ognik dostał takich kolorków, ze radość bierze. Mnóstwo owocków, będą ptaki miały pożytek. Różne inne roślinki powędrowały na różne miejsca. Jeszcze jutro ostatnie szlify i bydzie!
My też pijemy za wędrowca na szlaku. Dziś nasz wnuk skończył 20 lat i wędruje (przez góry pieszo a potem innymi środkami lokomocji) z Turcji do domu. Sprawdzał swoją znajomość języka tureckiego i twierdzi, że daje sobie nieźle radę. To po angielskim i hiszpańskim jego trzeci język. Chwyta je jak papuga.
A my tęsknimy!
W moim domu nie pachnie, a w czwartek nawet zaśmierdzę troszeczkę. Podroby to przepyszne jedzenie ale ich przygotowywanie wonne nie jest. Dobrze, że Młoda w czwartek do roboty pójdzie, bo w domu by się z lekka awanturowała, a raczej demonstrowała niesmak i obrzydzenie. Głuptas jeden. A jej się wydaje, że ona w środku pachnie, jak ten róży kwiat? Nisiu -będę Cię prosiła o konsultacje nożno-medyczne; mogę? Ogrody szaleją u Nisi, u Haneczki, a za miesiąc … smutek i żal. Nie przywiozę w tym roku żadnego deseru ale przytaskam sporą ilość wiśni z nalewu – są z pestkami więc się do deserów nie nadawają, ale chłodnym wieczorkiem można je z powodzeniem pogryzać.
Piotrze – z przyjemnością wypiję za młodego mężczyznę, którym Kuba stał się nie wiadomo kiedy.
skończył 20 lat i wędruje (przez góry pieszo a potem innymi środkami lokomocji) z Turcji do domu.
O ileż tam po drodze fajnych gór! — Ja bym i z pół roku wracała!… 😀
Zdrówko!!! 😀
widze, ze na zjazdowym stole pojawiaja sie powoli zakaski,
a @cichal sie raczy…
Zatem za zdrowie naszych wędrowców !
Mój toast wznoszę tarninówką od Haneczki 🙂
Już za chwilę się niestety kończy 🙁
W tym roku nie będzie nas na Zjeździe,ale tak czy inaczej lubię czytać o tych wszystkich przygotowaniach 😀
Podczas naszego sobotniego,nadbużańskiego spotkania Gospodarz już nam opowiadał co nieco o podróży swojego wnuka.Dzisiaj natomiast ściskamy Kubę urodzinowo!
No toś mię Nisiu zdołowała!
Dostałem od Żaby ogromniastego kalafiora oblanego bułłęczkąą. Popijam kwaśnym mlekiem (prawdziwym) od Eski i jest mi dobrze…
Pod podłoga hałasują ogiery. Deszcz zaczął szumieć na dachu.
Wsi spokojna…
Zdrowie wszystkich wędrowców. 🙂
Ja wyruszam w czwartek rano via Szczecin.
Rewolucje w ogrodach. To stałe zjawisko. Po dzisiejszym WSW /widły szpadel woda/ krzyża nie czuję 👿
Od dzisiaj w podróży jest Alicja, od jutra Zgaga i Pepegor, w czwartek zaczyna peregrynację Irek, a w piątek Krystyna, Zgaga c.d , Inka, Pyra, Marek M. pp Adamczewscy, w sobotę dojadą Haneczki, po południu Alicjo-Jerzory, wreszcie w niedzielę dobije Eska. Cztery dni bractwo będzie się kotłowało wszędzie – a potem powroty też rozciągnięte w czasie. Niby kraj nasz nieduży ale proponuję zakup blogowego helikoptera – co Wy na to?
Helikopter, jes, jes, jes!!!
😆
Cichal, nie martw się. Według tamtych kryteriów panaasnykowych, to my wszyscy już jesteśmy nieboszczycy.
Po mojej rewolucji ogrodowej boli mnie portfel bardzo okropnie.
A ja już jezdem (cogito ergo zum)
Cracoviensis sum!
Helikopter 😀
Wchodzę
Witam, mogę zaproponować.
http://miscelaneacafeteriadamonicanubiato.blogspot.com/2009/07/turismo-mil-v-12-sovietico-adaptado.html
Krystyno, od lat robię dżem z jabłek, śliwek i gruszek i nie miałam pojęcia, że grecki 🙄 Układam warstwami pokrojone owoce posypując każdą warstwę niewielką ilością cukru. Wstawiam to wszystko do piekarnika (180 stopni) na godzinę, półtorej kilka razy. Ulubiony dżem mojej rodziny 😀
Zdrowie Wędrowca! Wszystkiego najlepszego!
Chyba jednak nie kupimy. Zadzwonił (podczytujący nas) znajomy Pyry znający realia tych latających potworków. Czasowo opłacić by się to mogło Irkowi, warszawiakom i Markowi. Reszcie nie bardzo – np Pyra : w samochodzie 4-5 godzin z przerwą na kawę czy papierosa. Helikopter – godzina przebijania się przez miasto, trzeba być godzinę przed lotem – razem 2 godziny, lot 40 minut, lądowanie w Miłosławcu albo Debrznie – trzeba dowieźć do Błot 45 – 60 km. Razem 4 godziny znacznie drożej, niż samochodem. Helikopter ponadto trzsie, jak furmanka na kocich łbach i zimno, jak w lodówce. To potwierdzam z autopsji, a salonki nam nie dadzą przecież…
Wędrowcom – szczęśliwej drogi i samych wspaniałych wrażeń!
Też się dzisiaj przemieszczałam, nad Pilicę. Grzybów brak, za to nazbierałam szczawiu 🙂
Małgosiu – może coś więcej na temat tego dżemu, czy to się robi w jakimś większym naczyniu, miesza się od czasu do czasu? Ciekawy sposób, samo sie robi, takie lubię!
Basiu, robię to hurtowo w prawie największym garze (największa średnica), zwykle kupuję po 3 kg owoców i zużywam kilogram cukru. Nie mieszam, dopiero na sam koniec jak wkładam do słoików.
Małgosiu, dzięki 🙂 Świetny przepis i czuję, że efekt smakowity…
Pyro, moim zdaniem latałaś zepsutym Mi2. I może pilot był taki sobie.
A co powiesz na takie cacko?
http://www.bellhelicopter.com/en_US/Commercial/Bell429/1291148327129.html#/?tab=highlights-tab
I dlaczego lądowanie w Mirosławcu? Śmigło może kicnąć na Żabinym pastwisku!
W dawnych czasach przylatywał znajomy helikopter (czyli gwarowo: śmiglak) i siadał za owczarnią.
Dzisiaj przysypiam. Zaraz zamknę psy – Krótki z Bingo wyskoczyły jeszcze na popółnocne pobieganko i teraz szczekają gorliwie na coś – i już przenoszę się pod kordełkę.
Wróciłam koło północy i pojechałam do córki rozładować pudła z rzeczami, głównie dla dzieci. Pogadałyśmy ze dwie godziny w spokoju, bo większość dzieci spała, tylko najmłodszy marudził. jak już dojechałam do domu, zrobiłam przegląd kuchni i jeszcze zaczełam gulasz, i zagotowałam konfitury z moreli. Zeszło mi do prawie piątej. To chyba już ostatnia tegoroczna porcja.
Cukru dlatego do konfitur daje się w stosunku 1:1, bo jeżeli jest on jedynym konserwantem, to stężenie musi być nie mniejsze niż 55%. Wtedy konfitury, nawet w przykrytych celofanem, albo pergaminem naczyniach, się nie psują, nie fermentują i nie pleśnieją, i mogą w doskonałym stanie przetrwać kilka lat.
Dzisiaj przyszła paczuszka od Jolly Rogers. 😀 Z herbatą i kawą. Chaliera! nie mam stosownych wytwornych filiżanek! Znaczy mam, śliczne i bardzo stare, fajanse i porcelanę, niestety głównie z powodu wojen zdekompletowane, ale są w Warszawie, dotąd nie miałam ich gdzie bezpiecznie wstawić, teraz mam kredens, ale równiez mam wnuki.
Rety! Jak cichal genialnie zajmuje sie się maluchami! Tylko potem nie może mówić, taką ma chrypę 😀
No, mówiłam! Za owczarnią!!!
Dzień dobry Wszystkim,
No mówie Wam – wyszłem dzisiaj z nerw całkowicie. W robocie znaczy się, więc nie wiem co to dalej będzie, ale na szczęście ta druga fabryka, o której wczoraj wspomniałem, jest i czeka. Jutro pewnie wszystko się rozwiąże. Kto chce niech trzyma – za pomyślność.
Sierpień to miesiąc w którym mam najwięcej jakiś dodatkowych prac. W jednej z nich poznałem Rosjankę – młoda, ładna i przemiła kobieta. Przez te lata pobytu tutaj to nie pierwsza osoba przybyła z tego wielkiego kraju. Poznałem ich kilkoro. I zawsze się zastanawiam dlaczego w Polsce traktujemy ich jako Ruskie, Ruscy itd pogardliwie, a tutaj odnajdujemy się jako serdeczni sąsiedzi, nigdy nie spotkałem innej reakcji. 🙄
dzień dobry …
Piotrze niech się Młodemu wszystko udaje .. 🙂 .. piękny wiek i taki rozwojowy … 😉 ..
Nowy trzymam … wszystko się uda jeśli bardzo chcesz …