Kołduny czyli zegarmistrzowska robota w… kuchni
Zajrzałem niedawno do pułtuskiego zamku i dałem się skusić tamtejszej restauracji na kołduny w rosole. Były naprawdę wspaniałe: cienkie, elastyczne ciasto pękało pod naciskiem zębów i uwalniało aromatyczny sosik oraz smak delikatnego baraniego farszu. Pomyślałem więc, że powinienem sam nauczyć się lepienia tych maleńkich pierożków a nie zwalać wszystko na Barbarę.
Nauka nie była łatwa i to nie tylko ze względu na wysokie wymagania stawiane przez nauczycielkę, która nie pobłaża i nie zgadza się (w kuchni) na żadne kompromisy. Kołduny zaś wymagają mistrzowskiej i delikatnej ręki. Zrobienie miniaturowego pierożka to przecież zegarmistrzowska precyzja. No i oczywiście najlepsze składniki czyli piękny kawałek polędwicy baraniej (może w ostateczności być wołowa), spory kawałek wzgardzanego w innych przypadkach wołowego łoju oraz dorodna cebula, ziele angielskie, majeranek, sól, pieprz oraz wyśmienity bulion wołowy .
Tajemnicą kołdunów doskonałych jest surowy farsz z połączonego posiekanego mięsa i łoju dobrze doprawionych leciutko podsmażoną cebulą z przyprawami. Nie mniej ważne w tym daniu jest ciasto. Niby proste: z mąki, wody i jajka, jak każde lecz musi być jednocześnie cieniutkie i elastyczne a nie pękające. Aby to osiągnąć trzeba połowę mąki sparzyć wrzątkiem i precyzyjnie połączyć z resztą.
Potem już wszystko jest proste: należy wyciąć małe krążki ciasta, nałożyć na nie po łyżeczce farszu, zlepić i wrzucać do wrzącego rosołu. Po wypłynięciu na wierzch odczekać dwie minuty i wyjmować na ogrzane talerze. Można podawać z masłem lub wrzucać je do środowiska naturalnego czyli do rosołu.
Kołduny
Na ciasto: 2 niepełne szklanki mąki, 1 duże jajko, sól, 1/2 szklanki wody na farsz: 35 dag polędwicy baraniej lub wołowej, 25 dag łoju wołowego, 1 łyżka masła, 1 średnia cebula, sól, pieprz, drobno utłuczone ziele angielskie, 4 szklanki rosołu z kostki lub tyle samo rosołu wołowego
1.Mięso i łój jak najdrobniej posiekać. Cebulę, bardzo drobno posiekaną lub startą na tarce jarzynowej, podsmażyć na maśle, dodać rozdrobnione mięso, w razie potrzeby wlać kilka łyżek przygotowanego rosołu, dodać wszystkie przyprawy do smaku.
2.Z podanych składników zagnieść ciasto na tyle miękkie, aby można je było cieniutko rozwałkować, po czym wykrawać z niego kieliszkiem do wina krążki (do 5 cm średnicy) lub kroić nożem kwadraty o boku 4-5 centymetrów, nakładać po odrobinie farszu, zlepiać boki i wrzucać na wrzący rosół.
3.Po 2 minutach od wypłynięcia na wierzch kołduny są gotowe. Można je podawać polane stopionym masłem lub jako smakowity dodatek do rosołu.
Komentarze
Świetny przepis, łatwy i szybki… Musze wypróbować…
Samemu robić… o rany! Ale zjeść można, i to z nieodmiennną przyjemnością, w „Dworku” w Grabównie koło Piły.
Mój ulubiony sklepik, czyli „Piotr i Paweł”, jest dla mnie ostatnio niedostępny z powodu remontu dojazdu, ciągnącego się (remontu, nie dojazdu) od miesięcy. Ale spotkała mnie przyjemność, bo sklepik zaczął wozić zakupy do domu. Zamówiłam przez internet niezły nabój (z kilkoma kilogramami proszków do prania na czele) i wreszcie nie będę musiała moimi krzywymi łapkami ładować wszystkiego do kosza, z kosza na taśmę, z taśmy do toreb, torby do auta, z auta do domu…
Zastanawiam się, co by zrobić dobrego na zjazd. Czy bigos jest obstawiony? Bo mi nieźle wychodzi.
Dobranoc.
Dzień dobry…
dzień dobry …
o rany nowy wpis z nowym dniem o północy ..
kołduny uwielbiam … naprawdę dobre to jadłam w dzieciństwie u babci .. potem to tylko ze dwa razy się mi trafiły ale gdzie nie pamiętam … nikt ze znajomych nie robi ..
Jako łasuch pierogowy kołduny oczywiście też zajadam radością 😀
Jak gdzieś trafiają się w menu to zamawiam,ale bywa,że ciasto jest dalekie od ideału.W przyszłym tygodniu szykuje się jednak na jadlo wielkopolskie,a nie kresowe.
Tak czy inaczej robót zegarmistrzowskich w kuchni staram się unikać 😉
Z tego co tu wynioslem wynika, ze opisane kolduny, a kolduny litewskie to co innego?
Smacznie sie czyta, ale chyba lepiej nadlozyc drogi aby cos takiego sprobowac. No, chyba ze sie jest pelnokrwistym kucharzem i ewentualne niepowodzenie, mimo takiego nakladu srodkow i pracy, zaraz nie zniecheca ostatecznie – tak jak mnie w wypadku ciast wlasnego wyrobu. Zawsze te u innych sa lepsze.
Ladnego dnia zycze.
Budze Laure i wzywam do zajec.
Tyle lat robię różnego rodzaju pierogi i pierwszy słyszę, żeby do ich lepienia potrzeba było jakiejś (zegar)mistrzowskiej zdolności. Może to u mnie tak zawsze było, że wszyscy lepią i dlatego nikt się nie przejmuje.
A co do przepisu… Polecam wynaleźć sobie przepis bez jajka. Bez niego ciasto zachowuje dłużej świeżość i miękkość.
Kołduny jadałam w domach „kresowych” koleżanek w liceum. Owszem, smakowały ale stosunek mam jak do wszystkich pierogów : dobre, ale żadne cudo. Natomiast jedna z bardziej smacznych stron literackich, to reportaż Wańkowicza ze spotkania autorskiego w Jeleniej Górze – pierwszego spotkania z Kresowiakami w czasie pierwszej wizyty p. Melchiora w Polsce, po wojnie (1956r). Otóż p. Melchior wdał się z widownią w kołduńską dyskusję: obecni z oburzeniem odrzucili możliwość mielenia farszu przez maszynkę do mięsa. Fałsz i lenistwo. Tylko ręcznie siekane nadzienie i żeby po ugotowaniu kołdun naciśnięty językiem ” w sześci miejscach naraz sok puszczał”. Zaprosili Wańkowicza na takie kołduny (wołowe) i wyszedł ze spotkania wielce kontent.
A gdzie zdjęcie kołdunów? Opis bardzo sugestywny, ale ciekawa jestem jak wyglądały 🙂
Moja Mama robi pierogi z mięsem w bardzo podobny sposób. Używa surowego mięsa mielonego (wołowo-wieprzowego), a mąkę zaparza gorącą wodą (bez jajka). Takie kołduny, ale trzy razy większe 🙂
Nisiu, Dworek w Grabównie znamy i kochamy 🙂 Przemiłe miejsce z doskonałą kuchnią.
Dzień dobry, Dworek w Grabównie miło wspominam. W czasach licealnych spędziłam pół wakacji u koleżanek, których rodzice mieli duże ogrodnictwo w tamtych stronach. Pieniądze zarobione podczas zrywania ogórków często wydawałyśmy wieczorem w Dworku (to były wakacje, podczas których z przyjemnością żywiłyśmy się głównie chlebem z serkiem topionym – na śniadanie, obiad i kolację i zupą jarzynową o drugiej w nocy 😀 ). Do Dworku chodziłyśmy na barszczyk z pasztecikiem lub dwoma, trzema pasztecikami 🙂 i lody śmietankowe Calypso z polewą czekoladową 🙂 .
A kołdunów jeszcze nie jadłam.
Dzień dobry Blogu!
Dzionek cudowny z błękitnym niebem, goście wędrują w okolicach Muerren, Osobisty też wysoko w górach, ale służbowo, mam wychodne 😉
Kołduny bez czosnku, majeranku, ziela angielskiego? 🙄
I rosół z kostki? 😯
Ciasto bez jajka, mąka zaparzona wodą, najlepsze.
Zaroiło się na Blogu od sklepikarzy, codziennie jakiś nowy się reklamuje 😉
Sorry, ziele jest 😳
W miejsce łoju lepszy jest szpik.
Podczas przerwy w pracy przeczytałam, pomarzyłam i poleciałam po swoje papu. Nie były to kołduny!
Przepis dzisiejszy przerabiałam parokrotnie. Najlepsze są – mym zdaniem – podane w rosole. Pyszota.
Jeżdżę mz’tą – pierogi to pierogi, mięso do kołdunów, jak to wspomniała Pyra, powinno być siekane, a nie mielone. Gotowanie w rosole dodaje dodatkowego aromatu i smaku jakich nie posiadają pierogi.
I – nie gniewaj się za uwagę – nie wszyscy potrafią lepić pierogi. Ciasto wychodzi za grube, za twarde itp. Dobrze przygotować pierogi to też sztuka, którą jak widzę posiadasz w stanie doskonałym. Gratulacje.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Tak, kołduny muszą być siekane. Mięso, oczywiście, całe nie mają prawa być krojone. Dlatego małe, bo na raz do buzi. Inaczej sok ucieka. I ciasto bez jaja. Ale zjem i robione inaczej, bo tez trafiają się dobre. Z zasady w gastronomii podają parodię kołdunów. Ale Dworek, owszem. Nie tylko kołduny. Kaczka bywa niezła. Tylko na winach nie bardzo się znają. Ale może to się zmieniło. Nie byłem dawno. Kiedyś jeździłem zimą do 2 razy tygodniowo do Poznania, więc nakładałem trochę drogi i trafiałem na obiad albo kolację.
Pytanie Nemo o majeranek absolutnie zasadnicze. Jak jeść kołduny pozbawione majeranku? Pytanie o mięso drugorzędne. Może być baranie albo wołowe, ale najlepsze wołowe i baranie 50/50. Tylko łój czysto wołowy, choć są i zwolennicy baraniego. Do tego jednak trzeba być przyzwyczajonym od małego, inaczej ciężko wchodzi.
Wykrawanie kieliszkiem jak najbardziej, ale dopiero po zlepieniu. Przykrywa się połówką ciasta drugą połówkę pokrytą punktowo farszem w odpowiednich odległościach i wykrawa kółka kieliszkiem o możliwie grubych brzegach. Więcej wałkowania, ale idzie szybciej.
Grabówno rzondzi!!!
😆
Z „Piotra i Pawła” przyjechał młodzian pięknie odzian i przytargał dwa pudła rzeczy niezbędnych do życia, jak na przykład wory proszków do prania, wielkie flachy Lenora i płynów do mycia wszystkiego co podleci, kosmetyki w ciężkich butelkach, przetwory w szklanych słojach, ziemniaki, sole, cukry oraz inne, mniej ciężarowe rzeczy. W tym świeża bagietka i dżemik „Bonne maman” – z gorzkich pomarańczy (dżemik, nie maman) . Zapłaciłam kartą (terminal miał w kieszeni). Ludzie – tak to ja mogę robić zakupy! A do osiedlowego sklepiku co jakiś czas wyskoczyć po świeży chleb, masło czy kuraka, no i zielone. Niech żyje sprzedaż obwoźna, oszczędzająca rączki i kręgosłupy starszych pań!
Ha, a mnie się przypomniało, że tamte, wańkowiczowskie kołduny miały „w sześci miescach sok puskać” nie puszczać – bo i gwara starych wilniuków była przyprawą do kołdunów.
A u mnie, jak planowałam , zupa z fasolki sparagowej (dziś znacznie chłodniej to i zupa zasmakuje). Chudy boczek świeży, na którym się zupa gotowała, został pokrojony w plastry, posolony, popieprzony, oprószony majerankiem u usmażony z dwóch stron na suchej patelni na złoto. Będzie jedzony z musztardą i pajdą żytniego chleba. W tej zupie są dwa ziemniaki ale ich nie widać, bo ugotowane w całości zostały pogniecione dokładnie widelcem i wrzucone na powrót do garnka.
Fasolka sparagowa wygląda trochę jak warstat…
Wiem, że literówka, ale i tak zabawna.
Odnotowałam postęp w detalicznym handlu ziemniaczkami (ave, Pyro!) – na woreczkach jest nazwa odmiany. Kiedyś cwaniurki pisały tylko „sałatkowe” albo „obiadowe”…
Nisiu-zakupy przez internet możesz zrobić w różnych supermarketach.
Jest to rzeczywiście duże ułatwienie,że miły młodzian przynosi wszystko pod Twój dach.
Może i Pyra mogłaby korzystać oszczędzając kręgosłup?
Ja mam bardzo dobre doświadczenia z Frisco oraz z http://www.alma24.pl
Danuśko, u nas Alma jest od niedawna i dopiero ostatnio zaczęła wozić, ale ja wolę francuskie od włoskiego i dlatego PiP. Oni też kiedyś nie wozili, dopiero jak otworzyli drugi sklep. U nas nie Warszawa, Koleżanko kochana. Poza tym ja mieszkam na zaodwłoczu (wynalazek językowy mojego eleganckiego dziecka) i nawet jeśli ktoś gdzieś dowoził, to nie do mnie.
Mam dzień gospodarczy. Zrobię sobie zapasik fasolki po bretońsku i moze jeszcze coś mi o głowy przyjdzie.
Na pewno wszyscy Łasuchowie jako dzieci podżerali co się dało gotującym obiad mamusiom. Zdarzyło się Wam wycyganiać od mamy trochę świeżo ugotowanego „pięknego Jasia”? Na talerzyk, odrobinka mała i łyżeczka cukru…
Jaś, ale bez cukru i masła – samiutki, z osolonej wody.
Cichal,
nadaj na blogu przepis na Twoją fasolę, bo ludziska nie wiedzą, co tracą! Ja się przyglądałam, ale nie zapisałam.
Dzisiaj obiad z lodówki, bo jeszcze dosyć pełna wszystkiego.
Nisiu, jako dziecko unikałam kuchni na wszystkie możliwe sposoby, dopiero jak Rodzice przelali swoje główne zainteresowanie na siostrę to mi przeszło 😉
Alicjo! Pytasz zapewne o bób? Przepis jest tak pojemny jak Twoja szafka z przyprawami (z prawej strony lodówki) Nauczyłem się w Sudanie. Bób uciera się z: czosnkiem, oliwą, bazylią, chili, lubczykiem, cebulą, pieprzem, solą i dużą ilością koperku. Proporcje dowolne. Oczywiście wygodniej miksować. Alicja ma blender, który i z gnejsu zrobi mus. Powstałą masą smaruję grubo kromuchę. Wot i wsio!
A teraz reportaż z przerwy w Zjeździe. Zwiedzanie kanadyjski Kaszubów i Wilno. Nikt mi nie potrafił wytłomaczyć dlaczego kaszubi emigrujący do Kanady w XIX w. nazwali jedną z miejscowości Wilno a kościół poświecili MB Częstochowskiej. Może Nemo lub Stanisław zaczerpną wiedzy z własnych głów i Internetu i tę zagadkę wyjaśnią.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Kaszuby#
…się nie chce rozewrzeć…
Bób oczywiście miałam na myśli, ale że o fasoli mowa była tu i tam, to mi się zafasolowało.
Lecę do chirurga z rąsią, a konkretnie łokietkiem zwyrodniałym. Ot, wyrodek! Zastanawiam się, czy by panu chirurgowi nie nakłamać, że mi się polepszyło…
Tera mi się rozwarło…oj, zmieniło się tam od czasu mojej bytności, pomników nastawiali, a nastawiali 🙄
Lecę.
Lato. Sierpniowy dzionek. Domek, karmnik, zeriba czyli ochrona przed sarenkami (malo skuteczna ale ile zabawy w ukladaniu takiej zeriby), kolacja na ganku (czasem wieczorkiem jemy przy zielonej lawie na skraju osikowego zagajnika 🙂 ) Po kolacji owoce (winogrona i papaya) kawka, herbatka koniaczek. Na zachodzie slonko chyli sie do snu za gorami.
Idylla 🙂
Sielanka sierpniowego dnia. Upaly w sam raz +26-29 *C
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Lato2012?authkey=Gv1sRgCLS3j7m4zsT1Ww#slideshow/5774325564636890578
Cichal tajny; jest tylko ramka, a nad nią Google +
dla poprawy trawienia po zjedzeniu porcji koldunow proponuje polgodzinna gre na flecie. tak czynil jkm friedrich w czasie wolnym od wojen. a nie jadal byle czego, aczkolwiek jestem przekonany, ze od koltunow raczej stronil. kojarzony jest frycek bardziej z kartoflami niz z wykwintnym jedzeniem, ale to raczej dzieki zabiegom reklamowym jakie czynil dla rozpowszechnienia kartofli. podczas inspekcyjnych wyjazdow demonstracyjnie jadal kartofle w wiejskich knajpach.
dzis takich kroli juz nie ma 🙁
Byku,
myślałam, że debiutujesz z ogórkami kiszonymi, a tu okazuje się, że masz już w tej dziedzinie spore doświadczenie. Zrobić obre ogórki kiszone to duża umiejętność, a i szczęścia trochę sie przyda. Niestety, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, aczkolwiek pewne próby podejumuję.
Pepegor ma rację, że lepiej nałożyć drogi i dojechać do kołdunów niż brać się samemu za lepienie, zwłaszcza kiedy brak zacięcia.
Zaoapatrzyłam się w miód przynajmniej na rok. Odwiedziliśmy dziś kuzyna, który mieszka w powiecie iławskim i wraz z żoną mają niewielką pasiekę. Miód jest rzepakowy i wygląda jak smalec. Białe smugi na miodzie to pyłek pszczeli. Tego miodu było w tym roku najwięcej. Oczywiście w takim miodzie jest też dodatek innych kwiatów, np. malin. Nigdy nie jest to zupełnie czysty miód rzepakowy, co akurat jest według mnie zaletą. Przy okazji miodu mówiliśmy także o krupniku , którym jestem bardzo zainteresowana, bo niedługo będziemy go przygotowywać. Gospodarze na pół litra spirytusu dają pół litra wody demineralizowanej i około 40 dag miodu. Ale można go dać jeszcze mniej, jeśli ktoś nie lubi mnieju słodki. Wskazane jest przepalenie miodu dla uzyskania ciemniejszego koloru. W tym wypadku utrata zdrowotnych wartości miodu nie ma zbytniego znaczenia,, bo w krupniku nie chodzi o witaminy i minerały. A spirytus należy zagotować. Gatunek miodu jest obojętny, lepiej tylko żeby nie zawierał pyłku kwiatowego/ czyli tych białych smug/, bo pyłek nie tonie i może wygladać nieapetycznie dla osób nieznających właściwości miodu. Aby krupnik był naprawdę smaczny, należy odczekać nawet rok. Wcześniej słyszałam opinię, że wystarczą trzy miesiące, ale kuzyni twierdzą, że to absolutnie za mało. No i podali mi zestaw przypraw, których używają. Niestety, nie mogłam spróbować ich wytworu, bo ma taka sławę, że rodzina zabrała wszystko co było jeszcze w domu. Kuzynostwo to tacy ludzie, którzy przy wyjeździe gości zastanawiają się, czym by jeszcze ich obdarować. A zatem oprócz miodu, który zamówiliśmy i opłaciliśmy, dostaliśmy po dużym słoiku miodu a także tegtoroczne kurki marynowane. I sadzonki poziomkotruskawek/ albo truskawkopoziomek/ . Roślinki te owocują dwa razy w roku, teraz po raz drugi. Owoce wyglądają jak truskawki, a smakują bardziej poziomkowo. Czego to ludzie nie wymyślą…
Cichalu, zmień dostępność na „każdy mający link”, bo żeby zobaczyć „publiczny” nie wiedzieć czemu chce, żeby się zalogować 🙁
Rozpisałam się i narobiłam sporo literówek. Przepraszam.
ooo!
Krystyno,
jak my blisko siebie klepiemy 😆
pomimo ze to sezon ogorkowy nie przewiduje tego warzywa w dzisiejszym menu. jest natomiast zukinii, bardzo podobne. do tego pol kilo szpiczastek kapusty, marchewka, kalarepa, garsc szczypioru z tym bialym na dole i troche miodu, takiego nie bialego jak u Krystyny, lecz cieply zoltawy, na ktorym to wraz z porcja masla zostalo toto powyzsze zblanszowane i teraz garuje sie jeszcze godzine na lekko nagrzanej plycie.
to u gory, bedzie tylko dodatkiem do tego co teraz nastapi. prawie kilogram jagnieciny na oleju wraz z czosnkiem, tymianem, rozmarynem i jeszcze czyms takim co zapomnialem jak sie zwie podpieklem na patelni ze wszystkich czterech stron. teraz grzeje sie toto w piekarniku na 135°C, z ktorego dochodzi kuszacy zapach wywolujacy slinotok w ustach.
jak dojdzie i jedno i drugie to poloze to drugie na to pierwsze i bedziemy jesc ( we czworke ) i popijac, i wspominac wspaniale chwile spedzone wczoraj i dzisiaj na wodzie.
moze to nie jest po krolewsku ale na pewno po kajciarsku 😆
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Kaszuby#
Dałem „publiczny” dostałem komunikat „dostępny dla wszystkich w Internecie”
Alicjo! Otwiera sie?
Cichalu, nie 🙁
cichalku,
spokojnie nie daj sie podpuszczac!
o t w i e r a s i e
a to dowod na to ze sie otwiera i cichalka podpuszczaja
Ewie też się nie otwiera. Co robić? Dawniej wszystko było bardziej proste. Teraz Google coś „udoskonaliły” i się chrzani
Nakliknąć na czerwonego Cichala i wszystko się otworzy
Placku, zdrówko Szanownego Pana!
I moc 😉 najserdeczniejszych!
🙂 🙂 🙂
Cichalu,
czy bób powinien być obrany ze skórek?
Znowu dzieją się dziwne rzeczy. Moje posty nie wchodzą.
Próba: Jagódko. Można z albo bez
Nemo. Otwiera sie ale bez napisów. Co robic?
Cichalu,
zdjęcia sa podpisane.
Pijemy zdrowie Placka – Jubilata! Oby zdrów był, dowcip Mu nie tępiał, wena nie opuszczała i żeby częściej przy naszym stole siadał!
Bardzo interesujący reportaż Cichala – jak to się nawarstwiały różne kręgi naszej emigracji w Kanadzie; wyciąg z historii Polski ostatnich 150 lat.
Nemo – jesteś niezawodna!
Placku,
http://www.youtube.com/watch?v=us3dQ0nnlHY
i uscisków moc 😆 😆 😆
@krystyna:
mam nie tylko przepis m.in. na ogorki, ale nawet szkic jak wygladaly pomieszczenia kuchnnne mojej prababki na wsi w siedmiogrodzie(zarzadzala i gotowala – w dobrych czasach- dla ok. 60 osob) 😉
Placku – wszystkiego najlepszego!!! 😀 http://www.youtube.com/watch?v=uCBI2phyfEc
Cichalu,
dziękuje 🙂
Czy znasz kapitana Andrzeja Urbańczyka?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Urba%C5%84czyk_(%C5%BCeglarz)
W tym roku mija 55 rocznica wyprawy tratwą przez Bałtyk, której przewodził. Z czterech śmiałków żyje on, na Hawajach. I doktor Jerzy Fischbach, który jest dyrygentem chóru Włodka. Tratwa Nord wyruszała z Łeby. Władze Łeby zaprosiły Jurka i jego chór na obchody tej rocznicy. Pojechaliśmy sporą grupą na osiem dni na majówkę. Za autokar zapłaciły władze Łeby. Pensjonat opłaciliśmy sami. Około czterdziesci osób w wieku od 2 lat 😉 do 83. Wspaniała zabawa, mnóstwo wrażeń i przeżyć. A przede wszystkim wspomnienia i wystawa poświęcona temu niezwykłemu wydarzeniu. Koncerty, wycieczki, brydż. Kapitan Urbańczyk kontaktował się z nami przez Internet. Jaki ten swiat mały 🙂
pardoksalne, ze poczatek nowoczesnej kuchni wegierskiej jest wynikiem kleski w wojnie z turkami(1526); takze ciezkie lata niewoli przyniosly cos dobrego:
papryke, pomidor, ziemniaki, kukurydze…
Mam nadzieję, że Pan Redaktor zaszczyci 🙂
http://www.europejskifestiwalsmaku.pl/
Międzynarodowy festiwal smaku i sztuki organizowany przez Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego, Miasto Lublin, Kresową Akademię Smaku z Lublina oraz Polską Akademię Smaku z Poznania.
A tu jeszcze ciekawy artykuł: jak zarobić na proziaku. Nie ma błędu 🙂
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,12243764,Kuchenna_rewolucja_na_Podkarpaciu__Jak_zarobic_na.html
no, tak, tutaj bohaterowie oceanow,
a ja o garach…
Jagódko. Andrzej Urbańczyk to mój wielki guru! Jego „Nawigacja lekka, łatwa i przyjemna” jest moja żeglarską bibliąne wskazówki. „!00 mil bez sztormów” to następne wskazówki mojego żeglarskiego zegara!
Z pośpiechu (gotuję cynaderki a la Cichalese) cosik mi poprzeskakiwało. Ale czytelne?
Kwintesencja. Andrzej Urbańczyk wielkim żeglarzem jest. Może nie robi pijarowego szumu, jak paru innych, ale JEST!
Placku, wszystkiego najlepszego i gromkie Sto Lat!
Zwirz jakiś pogryzł mi był kolano damskie – tu, w domu – a nic nie widziałam żeby latało, pełzało itp. A bąbel jest i swędzi, jak nieczyste sumienie. Teraz pójdę wyprodukować papierosy na jutro, a przy okazji posłucham sobie etiud Skriabina. Podobają mi się, ale ja nie muszę się uczyć jak należy je grać. Studenci szkół muzycznych przeklinają, ja nie muszę.
Drugim skromnym gigantem oceanów jest Jerzy Tarasiewicz. Teą tratwą przez Bałtyk a potem odkrytą szlaupą ratunkową z Batorego przez Atlantyk. Teraz mieszka na wyspie Templation w Islamorada w łańcuchu wysp Keys, Floryda. Dwa lata temu wraz z Alicją i Jerzorem odwiedziliśmy Go dwukrotnie. Do Key West i z. Były rozmowy nocne, jedzonka wyspiarskie i zadzieżgnięte nowe przyjaźnie. Ja Jurka znam od wieków…
Jest coś nadzwyczajnego w tych wilkach morskich 🙂
Tarasiewicz łatwiej się kojarzy z „Chatką Puchatków” tak nazywała sie ich tratwa.
W Łebie stoi tratwa, kolejny Nord, na której Urbańczyk powtórzył wyczyn z młodości.
Jagódko. Jeśli tak podziwiasz ludzi morza, to może sama spróbujesz? Zapraszam na Ocean!
Wpadnij, to obgadamy sprawy 🙂
najlepsze kolduny jadlem w „griszy”;
bylo takie, wowczas nowo otwarte, bistro niedaleko rynku jezyckiego, w poznaniu,
gdzies na przelomie lat 70/80 ubieglego tysiaclecia;
karta byla bardzo prosta pare zup i, bardzo odwaznie jak na tamtejsze czasy, salatki;
pamietam, ze tanio nie bylo, ale czysto i smacznie.
p.s.
no i pierogi! zapomnialem o pierogach…
z poznania nie zapomne tez salcesonu i smalcu ze skwarkami –
nigdzie lepszych.
no i pyzy…to byl dla mnie poznan od strony kulinarnej;
pyzy i gesina.
chociaz ja, osobiscie, wole kaczke, bo jestem leniwy…
Oj jesteś leniwy byku, jesteś. A może niechlujny? Nawet nie chcesz uszanować Poznania…
Mnie się otworzyło bez żadnych hokusów-pokusów wkrótce potem (17:43) , ale nie miałam czasu nic napisać, bo musiałam gnać do chirurga ortopedycznego.
Któren, po oględzinach łapy i przestudiowaniu wyników kłucia mego przedramienia przez takiego jednego specjalistę, orzekł był, że on by się wstrzymał jeszcze z operacją, jak nie mam musu. Ja nie mam musu – dokuczliwe to jest, ale nie wyję z bólu, chociaż właściwie cały czas czuje zarazę.
Żeby nie było – umówiona byłam z dochtorem na 13:30. Przezornie przyszłam o 13-tej, żeby się zarejestrować – o 13:30 byłam zarejestrowana. I teraz poczekalnia u pana dochtora, równą godzinę, przyjął mnie o 14:30. I to nie dłubał w nosie, tylko symultanka, przyjmowanie na dwa gabinety (w jednym się przyjmuje, drugi przygotowywany na następnego pacjenta).
Czas mojej wizyty – 4 minuty 🙄
Tak, że nigdzie nie ma lekko, swoje trzeba odsiedzieć.
W poczekalni ludziów jak mrówków, głównie starsi ludzie (młódka się znalazła :roll:) z połamanymi kończynami, a to rąsia, a to nózia, a to bioderko…Prawie każdy, wychodząc (lub będąc wywożony na wózku) z gabinetu usłyszał radę – i chodzika używać, chodzika! Laska to za mało!
Rany, co nas czeka 😯
A propos kołdunów, ja bym chętnie lepiła, i to nawet w ilościach, podobnie jak uszka przed Wigilią i czasami pierogi, ale też dużo, bo nie opłaca mi się rozkładać stolnicy i robić ciasto, farsz na 30 pierogów, o uszkach nie wspominając.
Poza tym to jest robota refleksyjna, chyba, że ma się towarzystwo do gadania. Ja wolę sama.
Nigdy nie robiłam kołdunów, jadłam chyba ze 3 razy w życiu we wrocławskich restauracjach, nie narzekałam wcale, ale znawcy znający kuchnie litewska kręcili nosami troszkę.
a tak DZIEŃ DOBRY ..wieczorową porą chciałem powiedzieć
Brzucho, Kochany – o tej porze, to Ty przyszedłeś postraszyć może?
Dokonałem konserwacji rzeźby. Była pokryta grubą warstwą czarnego brudu i srebrnej farby. Oto efekt mojej pracy:
http://nadzwyczajny.blogspot.com/2012/08/moja-konserwacja.html
Placku, ależ najlepszego i najpiękniejszego wszystkiego!!! Serdecznie bardzo!
Marek – robotę konserwatora można ocenić, kiedy zna się stan wyjściowy. O tym krucyfiksie mogę powiedzieć, że konserwator uszanował artyzm i estetykę twórcy. Rzeźba piękna – szczególnie głowa i te resztki polichromii nieźle wydobyte – gratulacje, Marku.
@cichal:
wiem, że do drinka słomki podać ci nie muszę 😉 …
krucafiks!
Rzeźba była pokryta w całości srebrzanką . Ktoś po wojnie pomalował ją w ten sposób . Rzeźba musiała wisieć w przydomowej kapliczne gdzie palono świece – stąd gruby bardzo trudny do usunięcia nalot sadzy. To jeden z najpiękniejszych ludowych krucyfiksów jakie widziałem.
Witaj Brzucho, powsinogo jedna 😉
Plackowi – NAJLEPSZEGO!
Marek,
jakie to stare, tak pi razy drzwi?
Druga połowa XIX wieku. Może być starszy.
Robicie jakiś zjazd?
pewnie pytam po enty o to 🙂
Robimy – ostatni dzień sierpnia i wrześniowa niedziela – praktycznie robimy od piątku, do niedzieli przed południem.
Marku, piękne, o ile Męka Pańska może być piękna. Czy będziesz na Zjeździe? Jeśli nie to jak Cię poznać?
W Żabich Błotach?
W Żabich Błotach
Brzucho Yeeeeessss
Ze Szczecinu to niedaleko jest o ile pamiętam
a dokładnie miejscowość się tak nazywa
..czy tak bardziej umownie są to Żabie?
Miejscowość – Zajączkowo, stadnina Żabie Błota. Ze Szczecina pojedzie Nisia – umów się z Damą.
To jest tuż pod Połczynem Zdrojem
Brzucho, ląduję w Szczecinie 13 sierpnia. Możemy się razem zabrać do Żabich Błot. czekam na kontakt
Z głębi serca dzękuję 🙂
Placku – same serdeczności lecą z Kurpiów do Toronto. Sto lat!
Właśnie nie wiem jak z tymi delikatnymi rękami do robienia kołdunów, uszek czy innych maleństw. Mój syn (kucharz) łapska ma dość konkretne, a takie cuda potrafi nimi zrobić, że wierzyć się nie chce. To chyba technika i miłość do zawodu!