Luksus stosunkowo późny
„Przed XV czy XVI wiekiem nie było w Europie prawdziwego luksusu żywnościowego ani wyrafinowanej kuchni. Pod tym względem Zachód był zapóźniony w porównaniu z innymi cywilizacjami.
Kuchnia chińska, która podbiła dziś tak wiele restauracji na Zachodzie, ma bardzo długą tradycję z prawie nie zmienionymi od tysiąca lat regułami, zwyczajami, wymyślnymi przepisami, ogromnym zmysłowym i literackim wyczuleniem na rejestr smaków i ich kojarzenie, z szacunkiem dla sztuki jedzenia, który podzielają chyba tylko Francuzi (w zupełnie innym stylu). Tak, kuchnia chińska jest zdrowa, smaczna, urozmaicona i pomysłowa, doskonale potrafi wykorzystywać wszystko, co dostępne, niedostatek mięsa kom-pensują świeże jarzyny i proteiny zawarte w soi, a dodatkową zaletą jest sztuka sporządzania wszelkiego rodzaju przetworów. Ale Francja również może się pochwalić swoimi tradycjami kulinarnymi z różnych regionów, a w ostatnich czterech czy pięciu stuleciach swoją inwencją kulinarną, smakiem i pomysłowością w wykorzystywaniu rozmaitych lokalnych produktów: mięsa, drobiu i dziczyzny, zbóż, win, serów oraz jarzyn, nie mówiąc już o odrębnym smaku masła, smalcu, gęsiego tłuszczu, oliwy i oleju orzechowego czy też o wypróbowanych metodach sporządzania domowych przetworów.
Problem polega na czymś innym: czy tak się żywiła większość ludzi? We Francji na pewno nie. Chłop sprzedaje często więcej niż nadwyżkę, a przede wszystkim nie je tego, co w jego produkcji najlepsze: żywi się prosem i kukurydzą, a sprzedaje pszenicę; raz w tygodniu jada soloną wieprzowinę, a zanosi na rynek swój drób, jaja, koźlęta, cielaki czy jagnięta… Tak samo jak w Chinach, świąteczne obżarstwo przerywa tu monotonię i niedostatek codziennego wyżywienia, a także podtrzymuje sztukę kulinarną ludu. Tylko że pożywienie ludu, czyli przytłaczającej większości narodu, nie ma nic wspólnego z przepisami z książek kulinarnych na użytek uprzywilejowanych. Ani też z ułożoną przez smakosza w roku 1788 listą francuskich specjałów: indyk nadziewany truflami z Perigord, pasztet z gęsich wątróbek z Tuluzy, z czerwonych kuropatw z Nerac i ze świeżego tuńczyka z Tulonu, skowronki z Pezenas, studzienina z głowizny z Troyes, bekasy z Dombes, kapłony z Caux, szynki z Bayonne, gotowane ozory z Vierzon i nawet kiszona kapusta ze Strasburga… Nie ulega wątpliwości, że w Chinach jest tak samo. Wyrafinowanie, rozmaitość, a nawet po prostu sytość są dla bogatych. Sądząc po ludowych porzekadłach, mięso i wino oznaczały bogactwo, dla biedaka jeść to „żuć ryż”.
Kiedy mówimy o wielkiej kuchni w niegdysiejszym świecie, to zawsze mamy na myśli stół luksusowy. Jest jednak faktem, że ta wyrafinowana kuchnia, znana wszystkim starym cywilizacjom, chińskiej od V wieku, a muzułmańskiej od XI – XII, na Zachodzie pojawia się dopiero w XV stuleciu w bogatych miastach włoskich i staje się tam kosztowną sztuką rządzącą się własnymi regułami oraz wymagającą odpowiedniego decorum. W Wenecji bardzo wcześnie senat protestuje przeciwko wystawnym ucztom wydawanym przez młodych szlachciców i w roku 1460 zabrania bankietów, których koszt przekracza pół dukata na głowę. Banchetti, rzecz jasna, trwają dalej. Marin Sanudo zanotował w swoich Diarii menu i koszt niektórych z tych iście książęcych uczt organizowanych w radosnych dniach karnawału. Jakby przypadkiem odnajdujemy tam dania zakazane przez Signorię: kuropatwy, bażanty, pawie… Nieco później Ortensio Laudi w swoim Commentario delie piu notabili e mostruose cose d’Italia, drukowa-
nym i wznawianym w Wenecji od 1550 do 1559, ma kłopoty z wymienieniem wszystkiego, co może radować podniebienie smakoszy we włoskich miastach: kiełbasy i serwolatki bolońskie, macedońskie zampone (rodzaj szpikowanej golonki), przekładance z Ferrary, cotognata (ciasto figowe) z Reggio, ser i gnocchi (kluski) z czosnkiem z Piacenzy, sieneńskie marcepany, florenckie caci marzolini (sery marcowe), luganica sottile (wyborna kiełbasa) i tomarelle (farsze) z Monzy, fagiani (bażanty) i kasztany z Chiavenny, ryby i ostrygi z Wenecji, nawet wyborny chleb, excellentissimo (sam w sobie będący luksusem), z Padwy, nie zapominając o winach, które będą się cieszyć coraz większą sławą.
Kuchnia francuska zyskuje sławę dopiero w późniejszych czasach, po rozbrojeniu „artylerii głodnych brzuchów”, czyli za Regencji, albo i jeszcze później, w roku 1746, kiedy to „ukazała się wreszcie Cuisiniere bourgeoise (Kuchnia mieszczańska) Menona, cenne dzieło, które słusznie czy niesłusznie miało z pewnością więcej wydań niż Prowincjałki Pascala”. Od tej pory Francja, a raczej Paryż, staje się wyrocznią kulinarnej mody. „Ludzie nauczyli się u nas jadać wykwintnie zaledwie od półwiecza”, twierdzi pewien paryżanin w roku 1782. W 1827 inny paryżanin oświadcza, że „sztuka kulinarna poczyniła przez ostatnie trzydzieści lat większe postępy niż przez całe poprzednie stulecie”. Ma on bowiem przed oczami wspaniały spektakl wielkich „restauracji” paryskich (tamtejsi szynkarze od niedawna przemienili się w „restauratorów”). Moda rządzi kuchnią, tak jak rządzi strojem. Słynne sosy z dnia na dzień tracą poważanie i odtąd mówi się o nich już tylko z uśmiechem pobłażania. „Nowa kuchnia – pisze szyderczo autor Dictionnaire sentencieux (1768) – polega w całości na sosach i wywarach.” Precz z dawnymi zupami! „Zupę jadali niegdyś wszyscy, a dziś odrzuca się ją jako strawę mieszczańską i przestarzałą, pod pretekstem, że bulion osłabia mięśnie żołądka.” Precz z „zielskami z warzywnika”, jarzynami, uznanymi przez „subtelne stulecie za pożywienie gminu!… Kapusta nie jest przez to mniej zdrowa ani mniej smaczna”, chłopi jedzą ją przez całe życie.”
Wiedzą co dobre. A teksty Braudela są poprostu bardzo dobre.
Komentarze
Dzień dobry.
Do Polski nowe trendy dotarły dość wcześnie za sprawą Bony Sforzy. Jak wszędzie nie była to kuchnia dla ludu, a i szlachta w jarzynach nie od razu gustowała. Prawdę mówiąc nie zagustowała w pełni nigdy i jarzyny podawano z kawałami mięsa, niby to z garniturem (pulpety, kotlety do okładania jarzyn, kiszki i obalanki). Kuchnia codzienna na wsi i w mieście była monotonna i dość uboga. Chleb też bywał luksusem. Na co dzień wystarczały polewki, kasze (na śniadanie z mlekiem, na obiad zawijana w kapustę albo polana skwarkami i grzybami, na kolację odsmażana). Znane też były potrawy głodowe, wykorzystujące dziko rosnące rośliny, bukiew, kłącza tataraku i perzu itd. Dopiero uprawy ziemniaka zapobiegły klęskom głodu i pozwoliły na szeroki chów świń i drobiu. Ta prosta kuchnia też bywała smaczna, ale rzadko była pełnowartościowa i urozmaicona. Nawet w domach wielmożów codzienne jedzenie domowników nie było porywające. W.Jaruzelski, E.Sapieha, Dzieduszycki wspominają, że dzieci codziennie dostawały na śniadanie mleko, chleb i powidła domowej roboty. Urozmaicone były obiady i obfitsze kolacje. Natomiast gości podejmowano z gestem. Ogółem można powiedzieć, że dzieci we dworach i pałacach nie znały głodu ale i zbytków żadnych – chyba, że czas był świąteczny, albo w rodzinie obchodzono jakąś uroczystość.
Człowiek jedynie dwa i pół dnia nie siedział przy komputerze,a tu proszę tyle się wydarzyło.
Krysiade- rocznicowe uściski !
Za dwa lata szykujemy się zatem na złote gody 🙂
Jolly Rogers- ucałuj swojego siedmioletniego sportowca 😀
Alicjo-witaj na stałym lądzie !
Nemo-fantastyczne grzyby !Jak je zagospodarowałaś ?
W naszych lasach około wyszkowskich nadal królują kurki.Zatem na śniadanie tradycyjnie jajecznica z owymi,a druga garść do niedzielnego obiadu.Prawdziwków jak na lekarstwo.Gościmy na włościach dwie małe Francuzeczki w wieku 3 i 8 lat.Ta starsza szuka grzybów z wielkim zaangażowaniem i odnosi sukcesy.Obydwie natomiast wcinają z ogromnym apetytem wszelkie kurkowe dania.
Wczoraj oprócz uczty dla podniebienia delektowałam się też ucztą dla ducha-„Don Giovanni” w Operze Kameralnej.
Przestawienie wystawione w ramach corocznego Festiwalu Mozarowskiego.Niestety przyszłość zarówno festiwalu jak i opery
stoją pod znakiem zapytania,co jest faktem niezwykle przygnębiającym, bo poziom spektakli jest bardzo wysoki,a publiczność to docenia i wali drzwiami i oknami.Bilety na wczorajszy wieczór zostały kupione przez znaną Wam już kuzynkę Magdę już w marcu !
Sala wypełniona do ostatniego miejsca fotelowego i podłogowego.
Alicjo-a dzisiaj znowu o naszych ulubionych Francuzach,którzy od wieków znają się na kuchni 😉
Dzień dobry Blogu!
Obudziłam się z bólem głowy 🙁 Na niebie ani chmurki, wieje silny wiatr ze wschodu, który w przeciągu kilku godzin ma zmienić kierunek na południowo-zachodni i przynieść upały. Na razie jest +13.
„…Ludzie nauczyli się u nas jadać wykwintnie zaledwie od półwiecza”, twierdzi pewien paryżanin w roku 1782″
Sama widzisz, Danuśko, że to dopiero niecałych 300 lat 🙄 😉
Co robię z grzybami?
Prawdziwki suszę w suszarce o 4 sitach (z ostatniego zbioru wyszły dwie serie), kilka zjedliśmy lub zjemy z patelni (rozgrzać masło z oliwą, plastry borowików zrumienić z obu stron, wcisnąć ząbek czosnku, dodać sól, pieprz, zieloną pietruszkę – gotowe)
Kurki po części rozdałam, część zutylizujemy jak borowiki lub w sosie śmietanowym. W sobotę byliśmy na kolacji u przyjaciół w Bernie, więc porcję kurek zjedliśmy razem do ragu z sarny, a drugą zostawiliśmy im na później, bo oni na razie grzybów nie zbierają. Dzień przed naszą wizytą przyjaciółka zakończyła właśnie rozpoczęte górską wędrówką wakacje efektownym powrotem z tych gór, a mianowicie lotem helikopterem do najbliższego szpitala 🙄
Wystarczył jeden niewłaściwy krok i „poszły” wiązania po obu stronach kostki 🙁 Po 2 godzinach oczekiwania na swoją kolej założono jej szynę i zalecono wizytę u chirurga za tydzień. I tyle wakacji. Przyjaciółka pracuje w departamencie zdrowia 😉
W sobotę pstrąg tęczowy faszerowany w galarecie, pomidory faszerowane sałatką z tuńczyka, pieczarki faszerowane migdałami i innymi pysznościami. Pasztet produkcji Ukochanej. Chrzan z jabłuszkiem i śmietaną oraz sos tatarski do wędlin i pasztetu. Polędwiczki wieprzowe duszone w sosie serowym bleu d’Auvergne z pure ziemniaczanym doprawionym m.in. znaczną ilością imbiru. Trunki różne według gustu. Na deser diabelec. Osiem kaw, jedna herbata. Potem dwójka dodatkowych gości, w tym jedna Chinka, już bez kawy i herbaty.
W niedzielę ciastka w cukierniokawiarni w Malborku. Spóśćmy zasłonę ta te ostatnie.
Tyle faszerowania 😯 Pracowitym ludziom się chce, w mojej (polskiej) rodzinie też są tacy (takie) 😉 Gdybym ja tutaj zaczęła z tyloma przystawkami, to moi goście mieliby wyrzuty sumienia i nie chcieli przychodzić, bo narażają mnie na tyle zachodu 🙄
Idę robić obiad. Za pół godziny będzie gotowy.
Dzien dobry,
Jolinku, Danusko,
Jeszcze raz dziekuje w imieniu Odsasa.
Co do ogladania igrzysk to tylko w TV na razie, ale Jeff sie cos pod (nie)wasem tajemniczo usmiecha, moze jakas niespodzianke w zanadrzu chowa, bo co do biletow droga oficjalna nabycia nie zostalismy wylosowani :(.
Nemo,
Zutylizujemy?! Borowiki i kurki?! Tak bez szacunku, chlip, chlip …
Od urodzaju sie musi w glowie poprzewracalo…
Jak w sierpniu/ wrzesniu do Polski zawitam, a grzyby beda to bede czcila kazdy znaleziony a zjadliwy okaz ;).
Jolly Rogers – sierpień/wrzesień? To może przyjedziesz na zjazd? Odsas się ucieszy na konie (a my na dzieciaka)
Witam Blogowiczów 🙂
Wrócilismy z synem z pięknego Ustronia i okolic, w skrócie-codzienny basen w Skoczowie, wycieczki do Wisły, Cieszyna, Parku Dinozaurów, Chlebowa Chata, wjazd na Czantorię,zdobycie Równicy i Baraniej Góry itd. to wszystko my czyli Rodzice i nasze autystyczne dzieci….świetne wypoczynkowe miejsce, uzdrowiska, domy wypoczynkowe w kształcie „piramidek” o wdzięcznych nazwach Złocień, Malwa, Róża, Maciejka, szpital reumatologiczny no jestem pod wrażeniem jak piękne są Beskidy…
miałam chwilę strachu bo podczas wspinaczki na Baranią Górę mój syn nieoptrzenie zarysował nogę zardzewiałym kolcem drutu okalącego pastwisko, na szczęście rana była płytka ale czar dnia dla mnie lekko prysł teraz traktuję to jako „przygodę”, później wrzucę jakieś „pamiątkowe” zdjęcie
pozdrawiam 🙂
Stanisławie,
Diabelec?
Pyro,
Ja bardzo chetnie, ale tym razem przyjezdzamy tylko na tydzien i to na drugi koniec kraju (puszcza Bialowieska). Jak bym sie na trzy dni urwac chciala a nie daj Bog Odsasa wziac ze mna, to by Rodzicom przykro bylo.
Diabelec od koloru ciasta. Ciasto czekoladowe na bazie kakao, Ukochana dodaje czekoladę zamiast części kakao. Pieczone na sodzie czy proszku do pieczenia, ale czekolada jakoś ten zapach zabija. Jest puszyste i bardzo wilgotne. Przekłada się kilkoma warstwami kremu cytrynowego na bazie masła i budyniu z dodatkiem alkoholu. My bardzo lubimy.
Przepis podobny do murzynka ale trochę uszlachetniony.
Piękne są Beskidy, piękne Karkonosze. Piękne Bieszczady, a Tatry w ogóle ho ho. Jakoś urozmaicony krajobraz ładniejszy od bezkresnych równin, które sławili nasi poeci. Góry też sławili zresztą.
Ewo,
może to ciasto? Też faszerowane 😉
Nasz sobotni deser to był spacer do niedalekiej lodziarni z lodami na wynos. Do wyboru 2 opakowania styropianowe po 500 ml (trzy smaki) i 750 (cztery). Wybraliśmy fior di latte z lawendą, kawowe, marakuja i panna cotta. Fantastyczne. Lodziarnia słynie z 50-metrowych kolejek, ale tym razem (między dwiema ulewami i zimno) nie musieliśmy czekać dłużej niż kwadrans, który i tak byłby nam potrzebny na podjęcie decyzji, bo wybór był wielki i trudny 🙄
O, Stanisław już odpowiedział.
Stanisławie,
mam nadzieję, że nie uraziły Ciebie ani Twojej żony moje żarty, do których prowokują mnie polskie przyjęcia. Po tych, które znam z autopsji, pozostają zawsze góry łakoci na następne dni 🙂
Koleżanki Warszawianki-poczta czeka !
Dziś na obiad: duszony w białym winie karczek cielęcy (z wczorajszej kolacji), ziemniaki, fasolka szparagowa (reszta z piątku), kalarepka w pomidorach (świeża, zostało na jutro). Obiad już zjedzony.
Muszę pójść po śmietanę do bezów i dzikich poziomek na podwieczorek.
Szkoda, że nie pojawia się już Gruba Kryśka z jej inspirującym jadłospisem 🙁
Stanisławie,
moim zdaniem bezkresnymi równinami najlepiej zachwycać się oglądając je z gór(y).
Tak, z góry najlepiej. Albo z pokładu, koniecznie czegoś niskiego, bo z pokładu 15-pokładowca to już nie to. Powierzchnia morza oglądana z jachtu bywa bardzo urozmaicona.
Nie uraziłaś, Nemo, sam czasami zastanawiam się, po co Ukochana tyle tego robi i tyle pracy w to wkłada. Ale wyraźnie Ją to cieszy. Nasza córka ma podobnie, a i nasz Krzyś lubi czasem coś upichcić i nie zabierze się do tego, jeśli nie stanowi wyzwania. Zaczynał jeszcze w szkole podstawowej od pizzy.
Danuśka odpisałam … )
Krysiade obchodziła rocznice poznania swojego przyszłego męża .. o ile pamiętam to w tamtym roku była 45 rocznica ślubu … na 50 trza zrobić jakiś zjazd blogowy … 🙂
Jolly myślę, że będzie niespodzianka … 😀
Marzenko cieszę się z Waszego udanego wyjazdu .. w Ustroni też się kiedyś dobrze czułam jako wczasowiczka …
wprawdzie to przepis z truskawek ale jagody też mogą być dobre .. dzisiaj kupiłam po 15 zł za kg .. i widziałam pierwsze prawdziwe grzyby z lasu (kurki są w ciągłej sprzedaży) …
http://kuchnianadorobku.blox.pl/2012/07/Truskawkowy-prawiedzem.html
Witajcie, Szampaństwo!
Szampan też był, wypity na statku, a podarowany przez naszego Sławka paryskiego. Sławek nam zorganizował nie tylko przejazd z Paryża do St.Malo, ale był naszym przewodnikiem po St.Malo i w ogóle bardzo się postarał. Wdzięczność nasza nie ma granic – ja zapraszam do Kanady wszystkich naszych blogowych przyjaciół, którzy urządzili nam nam pobyt we Francji (tych, którzy nie mogli być – też zapraszam, oraz ich przyjaciół!).
Elap z Bernardem przyszli następnego dnia rano, kiedy odbijaliśmy od nabrzeża. Miło, kiedy na pożegnanie machają znajome osoby 🙂
Nisia z Krysią zeszły ze statku wczoraj i odleciały do Warszawy, tylko sporym popołudniem, nie tak nikczemnie w środku nocy, jak ja 🙄
No ale ja mam trochę dalej.
Przejrzałam zdjęcia dosyć pobieżnie, kulinarnych jest sporo, a przebojem było świństwo z rożna. To było na specjalne przyjęcie kapitańskie, z okazji 30-lecia Daru Młodzieży.
Francuzi tam byli (dwóch oficerów łącznikowych), zajadali i pili (sami w darze przynieśli na dar skrzyneczkę stosownego Chateauneuf-du-Pape), a ponieważ akurat siedziałam z nimi przy stole, zapytałam o opinię na temat jedzenia. Świństwo w takiej postaci zjada się we Francji na wielkie okazje (śluby, jubileusze i te rzeczy), powiedzieli. No, myśmy też z okazji 30-lecia mieli wyjątkową okazję, chyba wszędzie na świecie to tylko na specjalne okazje, bo musi być duzo luda, zeby podawać takie jedzenie.
Idę dospać, potem zajmę się zapiskami (czytanie nie jest obowiązkowe, podobnie jak oglądanie zdjęć).
U nas straszliwa susza 😯
Tak wyszuszonego ogródka to ja nie pamiętam, chociaż Jerzor się boży, że podlewał – i wiem, że podlewał, ale na to nic nie zrobisz…
Dzień dobry,
Ślinka mi leci na widok grzybów nemo.
Danuśko, „uroczy Francuzi” i ich kuchnia mówią Ci :merci 🙂
Danuśko, „ulubieni” zamienili się w „uroczych”. To chyba nie szkodzi? 🙂
Alicjo-to prawda wieprzek z rożna jest też znany we francuskiej kuchni i najczęściej jest to „cochon de lait” to znaczy świniaczek-dzieciaczek, który żywił się jedynie mlekiem matki,co zapewnia mięsu znakomity, delikatny smak.
Alino 🙂
Bronię innych nacji pod względem kuchni, uważam, że nikt nie ma raz na zawsze nadanego tytułu do bycia najlepszymi, jeśli chodzi o jedzenie. Jest to kwestia indywidualnego smaku, czyż nie?
Mnie smakuje cały świat, a Francja wcale się w tym moim smakowym świecie nie wyróżnia – akurat tak trafiło, że dla mnie to nic specjalnego. Francja potrafi się promować, obiegowa opinia, że najlepsi, wyrafinowani smakowo (co to znaczy?), jeśli chodzi o kuchnię i tak dalej i tak dalej.
Wszyscy lubią mówić o jedzeniu i wszyscy kochają jeść, i biesiady przy stole, nie tylko Francuzi.
Każda kuchnia jest warta uwagi, warta spróbowania
Nie wierzyłam ale widać rację mają ci, którzy Pyrę o sklerozę i gapiostwo podejrzewają. Dzisiaj na obiad „bałagan z patelni” czyli polędwiczki z marynaty, warzywa na patelnię, ryż naturalny, a na deser kruche babeczki z bitą śmietaną i borówką amerykańską (malin nie było). Przygotowałam deser, paterę wyniosłam do dużego pokoju i zabrałam się za zrobienie bałaganu. I zamiast na wielką patelnię wlać oliwę, nalałam dobrze 50 g wisielca pomarańczowego. Obydwie butelki stoją obok siebie na szafce i złapałam nie tę, co trzeba. Nie wylałam, guzik i pętelka – w gorzałkę wlałam oliwę i dalej robiłam jak zwykle. Wyszło całkiem nie najgorzej
Każda kuchnia warta jest uwagi
Czyżby ktokolwiek śmiał twierdzić coś innego?
Mowa jest o wyrafinowaniu, różnorodności, dbałości o szczegóły, ogólnie – o kulturze jedzenia i kulcie dobrej żywności…
Spróbujmy porozmawiać o serach w kraju, gdzie jeszcze do niedawna rozróżniano ser biały i żółty 🙄
Tu sery tylko jednego regionu I wszystkie do kupienia…
Pyro, 😀
ja kilka dni temu też pomyliłam butelki (obie od czerwonego wina, ale w jednej oliwa, a w drugiej – jeszcze wino ) i chlusnęłam wina do garnka z pokrojonym kabaczkiem i wciśniętym ząbkiem czosnku 🙄
Myć? Nie. Dolałam oliwy, dodałam pasty pomidorowej i wyszło znakomicie 😉
Kafelkowa Lizbona
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3176.JPG
Nemo – czyli zrobiłaś dokładnie to co ja, tylko u mnie była w butelce aromatyczna nalewka. Stoi na szafce, bo wieczorami idzie jako aperitif na kilku kostkach lodu i z wodą gazowaną oraz plastrem pomarańczy. Jako składnik potrawy raczej przewidziana nie była.+
Pyro,
ale do aromatyzowania sosu do crepes Suzette na pewno by się nadała. Mam jeszcze resztki pomarańczówki od Pana Lulka i właśnie do tego jej używam.
Idę po śmietankę. Pogoda przecudna, wiatr się uspokoił.
Że beszamel do pieczonych warzyw,
że befsztyka nie trzeba za bardzo wysmażyć.
Że sauterne do gęsich wątróbek,
że winegret nie lubi niedoróbek,
że czosnek z pietruszką do żabich udek.
Że kasztany do indyczej pieczeni,
że calvados smak smażonych przegrzebków,
jakże miło zmieni !
Że kozi ser na ciepło to do sałaty,
że wołowina w czerwonym winie
najlepsza na urodziny taty.
Że słodkawy królik najlepszy w musztardzie,
że koniak smakuje świetnie po owocowej tarcie.
Że mus czekoladowy,to deser nie tylko
dla dzieci jest pyszny i jakże zdrowy 😉
To wszystko wie od kołyski francuskie pacholę,
bo jada te dania przy rodzinnym stole.
”
Tak kleciłam te rymy i przy okazji pomyślałam sobie,jak wiele kulinarnego słownictwa zapożyczyliśmy od braci Francuzów.
Co też chyba o czymś świadczy 🙂
Podczas minionego weekendu słuchałam kulinarnych uwag goszczącej u nas 8-letniej Morgane,rodem z Owernii.Wypowiadała się o smaku
różnych potraw.Byłam zadziwiona ogromem jej gastronomicznego słownictwa,bo zapewniam Was,że NIE ograniczało się ono jedynie do: „ojej,jakie pyszne”albo „fuj,niedobre,nie będę jeść”.
Okazuje się, że w Polsce istnieje pierwsza księgarnia poświecona wyłącznie kulinariom – Books for Cooks. Coś dla zbieraczy takich pozycji. Są książki polskie i zagraniczne. Można zamówić tytuły z całego świata. http://www.booksforcooks
Nie dokończyłam adresu http://www.booksforcooks. pl
Może teraz ? http://www.booksforcooks.pl/
Wybraliśmy się do jagodowej farmy. Niestety borówki były już mocno przebrane, więc byliśmy krótko.
Wieczorem grill i ognisko w którym piekło się „marshmallows” takie wałeczki białej, wacianej masy (co tam w środku, to nie mam pojęcia) Częściowo się rozpuszczały. Kładło się to na kawałek czekolady i między krakersy. Dzieci je uwielbiają. Ja wolę to co stoi obok…
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/DzieciVII1202#
Cichalu, coś się nie otwiera 🙁
Danuśko 😀
Krystyno, tu jeszcze parę słów o wizycie w Cafe Melon. Bardzo ciekawe miejsce, szkoda, że trochę daleko, ale z drugiej strony – moze i lepiej, nie kusi. Niektóre pozycje dość drogocenne…
http://mmintafood.wordpress.com/?s=cafe+melon
cichal u nas dzieci też to lubią … to są takie pianki o różnych smakach z cukru, żelatyny, skrobi kukurydzianej, aromatu i barwnika .. wkłada się je najczęściej w wafelki (takie od andrutów) i można robić … w mikrofali .. na blasze w piekarniku .. a ostatnio dzieci szaleją z tym na grillu ..
Małgosiu, przejrzałam załącznik Barbary a tam właścicielka kawiarni-ksiegarni opowiada, że pomysł na księgarnię narodził się, kiedy domowy zbiór książek kucharskich przekroczył 300 pozycji… 🙂
Wzorem Sowy P. szukam porady:
Co zrobic z poporcjowanym krolikiem?
Jolinku. Skład tego „specyjału” jest powalający. Dlaczego dzieci lubią takie swiństwa? W czasie dzieciństwa moich dzieci szlagierem była oranżada w proszku. Też paskudztwo. Moją delicją w czasie wojny był chleb z cukrem…
Nie dodałem, że jak BYŁ chleb i cukier jednocześnie
A u mnie kwiatki szaleją
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/KwiatyWDomuIWOgrodzie#
Jolly,
oprószyć lekko mąką, obrumienić na oliwie, dorzucić kilka małych cebulek i kilka ząbków czosnku, gałązkę rozmarynu lub tymianku, albo jedno i drugie oraz liść laurowy, podlać białym winem, posypać słodką papryką, posolić i dusić do miękkości (trochę potrwa). Gdy miękkie dodać śmietanki, doprawić solą i pieprzem do smaku, posypać siekaną natką pietruszki, podawać np. z polentą.
Jolly – na stronie pp Adamczewskich jest „królik wg Piotra” – całkiem udane danie
Ewo – nie otwierają mi się Twoje kwiatki
Właśnie piję napój z wody, pomarańczówki i lodu – smaczny i chłodzi, a dzisiaj ciepło
Alino 😀
No cóż to powinnam otworzyć sklep, ale ja niestety nie umiem rozstawać się z książkami i nie tylko 🙁
A mnie się kwiatki Ewy otworzyły – urocze, natomiast zdjęcia Cichala ani drgną!
Ewo – ładny spacer wsród tego kwiecia, podziwiam też domowe okazy, czy to królowa nocy?
Ewo,
kwiatki nie otwierają się.
U mnie pięknie rozkwitły rudbekie. Bardzo je lubię także dlatego, że są bardzo trwałe. Niestety, uaktywniły się bardzo komary, których do tej pory prawie nie było.
Jolly,
moje próby z królikiem nie bardzo się powiodły, więc nie będę ich powtarzać. Po prostu tego mięsa nie potrafię dobrze przyrządzić. A bez problemu mogłabym je kupować od osób, które hodują króliki. Ale jest bardzo dobrym składnikiem pasztetu.
Właścicielka księgarni książek kulinarnych do swoich ulubionych książek zalicza dzieło Monatowej. Taka też księga leży u Starej Żaby w kuchni na wysokiej lodówce, zawsze pod ręką. Przejrzałam ją co nieco i mam nadzieję, że we wrześniu znów ja sobie powertuję.
Kwiatki Ewy już się znalazły.
Małgosiu, ja też jestem do tej biblioteczki przywiązana. Nici z księgarni 🙂
Dziekuje,
Nemo, czy Chablis sie nada?
Moim specjalem dziecinnym byly:
kogiel mogiel
Visolvit i vibovit Milton palcem (poslinionym) z torebki wyjadane
cukierki ‚miszka kosolapy’
Ewo, śliczne te kwiaty i jaka różnorodność!
Potwierdzam – królowa nocy i hoja.
Krystyno – u Żaby (u mnie tez) leże książka Disslowej „Jak gotować”. Monatowej nie mamy (ja kiedyś pożyczałam od Inki. Ona ma bardzo stare wydanie – zaczytane, z podartymi jedwabnymi okładkami i zżółkłymi, kruszącymi się kartkami)
Jolly, ja proponuję poporcjowanego poskładać, naciągnąć skórkę i wypuścić. 😉
Ale jeśli się nie uda, możesz tak :
– poporcjowanego natrzeć czosnkiem ( tak z 5 ząbków) utartym z solą, odstawić na chwilę
– oczyszczony i umyty szpinak sparzyć osolonym wrzątkiem, ja bym dał na całego królika, takiego do 1,5 kg, 1-1,2 kg szpinaku
– poporcjowanego oprószyć mąką i obsmażyć na maśle
– połowę szpinaku włożyć do wysmarowanego masłem naczynia
takiego co go łotr nie puszcza na łamy, wiecie, tego co się żarowi nie kłania
– na to rzucić sparzone, obrane ze skóry, pokrojone w kawałeczki ze cztery dojrzałe, czerwoniutkie pomidory, takie po max. 10 deko
– rozłożyć poporcjowane, nakryć resztą szpinaku i polać masłem z obsmażania
– na kawałkach poporcjowanego pokłaść plasterki cytryny
– naczynie, to które się żarowi nie daje, przykryć folią aluminiową,
matową stroną do góry
– ciach do pieca na jakąś godzinę w około 180 stopni, pod koniec zdjąć folię by trochę odetchnęło
– będzie bardzo smaczne, nam smakuje z ziemniakami purre
– do tego koniecznie czerwone z butelki, np. rioja
Poporcjowanego można też w musztardzie, też będzie smaczny.
Dobry wieczór!!
Jolly,
w zasadzie każde wytrawne białe się nada, choć chablis jest bardziej do ryb i owoców morza. Może być riesling, pinot grigio, chardonnay…
Na kilo mięsa jakieś ćwierć litra, resztę można wypić do kolacji 😉
Ewy ogród bardzo sympatyczny, kaktus imponujący, taki śnieżnobiały.
Ogród sympatyczny i… nieco zachwaszczony 🙄 Grunt, że pszczołom się podoba 😉
królik a´la byk:
sporcjonowanego króllika zamarynowac na kilka godzin z dodatkiem oliwy, soku z cytryny, rozmarynu, rozduszonego zabka czosnku, swiezo zmielonego pieprzu;
blache wysmarowac tłuszczem i wyłozyc plasterkami surowej, wedzonej szynki
(serrano, parma, schwarzwald etc);
połozyc na to porcje królika;
dwie duze cebule, funt pyr pokroic w ósemki
i wypełnic blache wkladajac to pomiedzy czesci królika;
wsadzic do rozgrzanego na 180 °C piekarnika
i piec podlewajac od czasu do czasu białym, wytrawnym winem(chablis – okej);
gdy mieso zacznie odchodzic od kosci zwiekszyc ogien do 220 °C
i piec jeszcze do zarumienienia(ok.10 min.);
do tego pasuje jak ulał mizeria.
smacznego!
Ewo, wspaniałości. U mnie wczoraj zakwitła też 5 królowa nocy tego lata. A w ogrodzie im większa różnorodność i zachwaszczenie,tym większa radość dla owadów i innej żywiny 🙂
moja tuba:
„o, mój rozmarynie, rozwijaj sie..”
Jolly
Robie czesto krolika wg przepisu, ktory podala Nemo. Jest bardzo dobry. Czasami dodaje tez pieczarki.
To jeszcze jeden królik: podzielonego królika zalać w misce zsiadłym mlekiem, albo maślanką albo jogurtem i na dobę wstawić do lodówki. Potem osączyć, osuszyć, natrzeć zmiażdżonym czosnkiem i solą, posypać tymiankiem i jeszcze na godzinę – dwie trzymać w lodówce. Rondel wysłać kilku plasterkami tłustego boczku ew. słoninki, rozłożyć części królika, skropić tłuszczem wstawić do piekarnika na 180-200 stopni. Podlewać w razie potrzeby. Po ok 40 min. do rondla wrzucić 6 rozgniecionych jagód jałowca i średnią cebulę pokrojoną w talarki. Piec następne 40 minut, sprawdzić doprawienie mięsa i sosu, odkryć rondel i zrumienić mięso. Kiedy królik zupełnie miękki, do 100 g śmietanki wlać 3-4 łyżki ginu (jałowcówki itp) w tej miksturze roztrzepać czubatą łyżeczkę mąki, wlać do sosu, zamieszać, zaparzyc.
Jolly Rogers
23 lipca o godz. 19:07 , poskładaj w całość i wypuść.
Dobry wieczór, Ewo – pszczoły czują się w Waszym ogrodzie jak w raju 🙂 . U nas też komary są już bardzo aktywne. Niestety. 🙁 Chwasty też sobie rosną. Po tych deszczach rosną, a komary nie pozwalają na pracę w ogrodzie. Mam wymówkę 🙂
Kiedyś mieliśmy hoję w kuchni, blisko kuchennego okna. Pewnego dnia mama ujrzała sznureczek mrówek ogrodowych wędrujących do kwitnącej obficie woskownicy. Podążały za zapachem. 🙂 .
Jolly – vibovit był dobry 🙂 http://mlodelata.pl/eksponat/728/vibovit
Irek też mnie pocieszył w sprawie chwastów w ogrodzie 🙂
Dziekuje raz jeszcze,
Antku, skorki nie ma :(.
Mam cztery przepisy, wszystkie smakowite, krotka wyliczanka I krolik Pyry na pierwszy ogien. Mamusia w miedzyczasie przepis jak Jej nadeslala, jeno bez jalowca I ginu. Ja zrobie z w/w.
Roja wina nie ma, ale nabylam znakomite Cru Des Cotes du Rhone.
Jolly, proszę bardzo, trzeba tylko przenicować…. 😉
Lepiej późno niż wcale…
Dziękuję Pyro za namiar na Angorę, została zakupiona, podarowana i zarchiwizowana przez zainteresowaną.
Agatka ukończyła szczęśliwie pierwszy rok edukacji, zaliczyła już pierwszą kolonię, teraz odpoczywa z rodzicami.
Też bym tak chciał.
Antek – żebyś był piękny, jak młody Cichal – to nie będziesz uroczą 8-latką z przekornym uśmiechem, więc nie możesz mieć tych samych prerogtyw.
Pyro, bo się znowu rozpuknę!
Cichalu – no i czego? Przecie ja o prehistorii…
Stary Ci już nie pasi?! Paskudo Ty moja Roztomiła!
Cichal – teraz to Ty jesteś człowiek
– interesujący
– z charakterem i życiorysem
– pan bardzo przystojny
i nikt Ciebie nie będzie obrażał lekkim tonem „Sliczne chłopię” Ja bym się nie odważyła (tu mordka)
Dziędobrywieczór na rubieży!
Oto jestem w postaci ugotowanego zewłoka. Nie dla mnie upały lizbońskie. Niech żyje klimat umiarkowany.
Oczywiście, na razie tylko się melduję na z góry upatrzonych pozycjach, jutro będę doczytywać i dopisywać.
Nauczyłam się jeść ośmiornicę!!!
@nisia:
co tam upaly lizbonskie, teraz ida szczecinskie 😉
Byku, nie denerwuj mnie tak strasznie!
Kiedy wpływaliśmy do Lizbony, nie tylko było pełne słońce i w cieniu 40, to jeszcze wiał wściekły, gorący wiatr. Mówię Wam, kuchenka z termoobiegiem. I my jako pieczyste.
Od wychodzenia ze statku w dzień dostawałam zapaści. Lepiej było wieczorami i nocami.
Idę się gruchnąć na kanapce z odnóżami w górze. Najchętniej zawiązałabym je sobie na supeł.
Home, sweet home!!! 😆
Nisiu – jesteś z nami i nic złego Cię nie może spotkać. Upały ponoć idą ale u siebie to się da przeżyć. Tegoroczna aura jak stara histeryczka – nie zna umiaru.
Obrigada, Pyruniu, obrigada!
@gospodarz:
w europie,do wybuchu wojny trzydziestoletniej (1618) najlepsza kuchnie na polnoc od alp mieli czesi i niemcy;ale po tej kompletnej jatce na czolo wysuneli sie francuzi
i chyba do dzisiaj prowadza peleton razem z wlochami…
Plus portugalska szynka, presunto, bardzo proszę!
@nisiu,
kochana,
redy przed point-noir tobie nie zycze; jak tam ogrodnicy?
Jacy ogrodnicy, bo jestem troszkę oderwana od życia???
pisalas przecie duzo o twoim pomorskim ogrodzie;
chyba kto podlewal?
czy tez masz automatycznego ogrodnika, tak jak romney?
Aaaa jasne. Mieszkała u mnie pani, która doglądała zwierzyńca i podlewała ogródek. Poza tym byli ogrodnicy, owszem, przesadzili aukubę nie tam gdzie trzeba, za to róże się spisują i mają nowe pączki. Znowu robi się busz i trzeba będzie ciąć bez litości. Mam plany na kolejne róże.
A tu coś na dobranockę, bo strasznie to ostatnio po mnie łaziło.
http://www.youtube.com/watch?v=kt2kLKHdo7g&feature=related
Do jutra, Kochani!
Dobrej nocy
dzień dobry …
Nisiu witanko … 🙂
ewo musi być cudnie siedzieć wieczorem w takim ogrodzie z winkiem … 🙂
Alicja masz zadanie spisać przepisy na królika .. i jakiś jest zaległy tylko nie pamiętam jaki … 😉