Gdzie okuń ma ucho?
Kupiłem łódkę. Całkiem zwykłą, wiosłową, mieszczącą swobodnie dwóch wędkarzy, dość stabilną i zrobioną z bardzo mocnych i elastycznych tworzyw sztucznych. Łódka jest własnością mego wnuka Jakuba. On też wybrał jej imię: Charon. Na moje pewne wątpliwości co do trafności wyboru pytanie, Kuba odpowiedział: – Wiem kto to jest Charon. A taka nazwa ma zaczarować rzeczywistość. To będzie superbezpieczna łajba. Nie wybieram się do Hadesu!
I co tu zrobić z przemądrzałymi nastolatkami? Jest więc stary grecki przewoźnik patronem naszych wędkarskich wypraw. Pogoda sprzyja, Wojtek z Przytoka dopinguje opowiadając, jak smaży podarowane płotki i okonie, ruszamy więc na połów.
Najpierw jednak sięgnijmy do starych ksiąg, by przygotować się na powrót z pełną siatką. Czytanie starych książęk kucharskich jest przyjemnością równą czytaniu poezji. A może nawet jeszcze większą. Oto np. w starej żydowskiej książce kucharskiej, wydanej w Warszawie w 1904 roku, można przeczytać:
Ryby muszą być dobrze oczyszczone, oskrobane z łuski i obmyte, aby z nich szlam zeszedł. Szczupaki po rozkrajaniu i wyjęciu wnętrzności winny być jeszcze raz z zewnątrz i wewnątrz wymyte, wątrobę trzeba pozbawić żółci, co u karpi trzeba trzeba czynić nader ostrożnie, gdyż, jeżeli żółć przy wyjmowaniu jej z ryby rozleje się, to cały karp nabiera gorzkiego smaku, którego nie można usunąć. Kiszki wyrzuca się, a wybrany z nich tłuszcz razem z ikrą lub mleczkiem kładzie się w świeżą wodę, którą aż do ugotowania często się dolewa.
Ryba, jeżeli jest duża, bywa rozpłataną na dwie połowy i pokrajaną w kawałki. Średnie ryby kraje się tylko, a z małych wyjmuje wnętrzności; zaś wszystkie soli się. Z karpi często nie zeskrobuje się łuski, w obawie o rozlanie żółci. Z początku nacina się grzbiet. Krew karpia zbiera się w półmisek z octem, kraje się na kawałki i kładzie w ten półmisek. Okuń trudny jest do obłuskania, trzeba go jedną ręką trzymać za głowę, a drugą skrobać nożem łuskę, zaczynając z ogona, wnętrzności wyciąga się przez uszy, przez co ikra lub mleczko i tłuszcz zostają wewnątrz.Stynki tylko się myje ale nie soli. Z lina nie zdejmuje się zupełnie łuski, tylko naciera się go parę razy solą dość silnie, zeskrobuje śluz nożem i dobrze się wymywa.
Ikrę barwen wyrzucamy, ponieważ szkodzi zdrowiu, a w maju wogóle barwen nie gotujemy. Łososia, sandacza, bieługę, mureny i inne ryby w tym rodzaju należy zmoczyć octem, i nie tak silnie posolić, ponieważ przed gotowaniem nie wolno ich drugi raz moczyć w wodzie.Morskie ryby trzeba skropić wodą, zwłaszcza gdy są suche i twarde.
No i co, przyrządzimy jakąś świeżo złowioną rybkę?
Komentarze
Panie Piotrze
Miałem na początku tygodnia pożegnanie koleżanki,która do Irlandii emigruje.Dość sentymentalna impreza-jak to pożegnania.Nastroju nie było do podjadania,więc tylko czeskie piwo i fajki.Ale na sam koniec akcent optymistyczny.Milczący przez większość biesiady młody człowiek zaczął z niezwykłą pasją mówić o gotowaniu.Mówił ze znawstwem i tak barwnie,że głód poczułem.Chłopak okazał się kucharzem pasjonatem.Zwiedził pół Europy ucząc się zawodu,praktykował w knajpach i podglądał kucharzy.Powiedział mi:”Gotowanie jest dla mnie sztuką,jest moją pasją.Wiedzę o kuchni ja po prostu z ludzi wysysam”.Pomyślałem,że to budzi nadzieję.Tylu ludzi z mego środowiska wyjeżdża mówiąc,że nie wrócą,że mają wszystkiego dość.Sam o tym myślę coraz częściej a tu chłopak pełen pasji wraca i przywozi ze sobą pomysł na knajpę rybną-śródziemnomorska.Przywozi ze sobą to co najpiękniejsze jest w Europie.Zaprosił mnie na zupę rybną-za tydzień otwiera.Na pewno przyjdę!
Pozdrawiam i życzę obfitych połowów.
Zazdroszczę i życzę smacznego!
Szanowni panowie Piotrze i Wojtku!!
Przychodzi mi poraz kolejny zajeczec,bo u nas rybke mozna lowic,ale glownie „sportowo”.Taka zdobycz mozna pomierzyc,foto zrobic i do wody znowu wypuscic.Ryb w zasadzie do domu nie mozna zabierac.Tylko nieliczni maja pozwolenie na polowy ryby w wodach srodladowych.No i nie musze wspominac,jak sa tu drogie.I pomyslec,ze jest to kraj lezacy nad morzem i mnostwem kanalow!!No,coz takie zycie.Jak jestem u mamy,to pierwsze co przyrzadzamy,to potrawy z ryb,zeby tylko najesc sie ich na zapas!!
Nic mi wiec nie poostaje,jak zyczyc udanych polowow i smacznej uczty!
Pozdrowienia.Ana
Szanowna Ano!
W porównaniu z Holandią to takie kraje jak Polska i Kanada jawią się jak oaza wolności. Grzyby, ryby. Ja rozumiem, mały kraj, ma w końcu 400 mieszkańców na 1 km kw., ale jednak czegoś żal.
Ano,Torlinie
A ja często napotykam opinie,że to właśnie Holandia jest oazą wolności dla amatorów pewnego głęboko odprężającego ziela podawanego również-trzymam się tematyki kulinarnej-w formie ciasteczek i herbatek. Jak wiesz spożywanie tych egzotycznych specjałów w kraju jest surowo karane.I podobnie jak Ty przyjeżdżasz pozbierać sobie legalnie grzybki i zjeść ryby prosto z rzeki, tysiące mych mlodych rodaków tłucze się autokarami by spróbować owe”ciasteczka”.Co kraj to obyczaj.Ważne,że możemy podróżować.
Pozdrawiam
Torlinie,Kanada jawi sie rajem na Ziemi.Holandia przy niej,jest krajem wielkosci chustki do nosa.Ale skamalabym,mowiac,ze nie ma swoich urokow!!! No moze nie jest rajem kulinarnym,ale za to rowerowym i ma rowniez piekna nature,chociaz w mikrowymiarze.
Co do ciasteczek i herbatek,o ktorych Wojtek wspomina,to nie probowalam i na prawde nie mam zamiaru tego robic,bo i one nie sa obojetne dla zdrowia!!!!Zapalic tam jakiegos haszyszowego „skreta” tez mozna,ale czy WARTO????Czy nie lepiej przeznaczyc te pieniazki na cos na prawde apetycznego……….
Pozdrawiam Was serdecznie -Ana
Ano
A ja spróbowalem-podobnie jak absyntu-ciekawość zaspokoiłem i zapomniałem o tym doświadczeniu.Masz w pełni rację-lepiej przeznaczyć pieniądze na coś naprawdę apetycznego.Miętusa(przepis dał mi Pan Piotr) niestety w sklepach nie było.Więc będzie gulasz z pomidorami,papryką i cebulą na doprawiony winem i barszczyk czerwony.Może śledzie?Mam taki na nie smak!
Serdecznie pozdrawiam
Wojtku z Przytoka, narobiles mi takiego smaku na ryby,nie zapominajac o naszym Gospodarzu,ze zaplanowalam rybe na jutrzejszy obiad!!!
Wlasnie wrocilam z ryba o bardzo egzotycznej nazwie-Pangansius???
Wiem,ze jest to ryba morska z Wietnamu.A jak smakuje dowiem sie jutro.
Pozdrowienia.Ana
Ps.Panie Piotrze obiecalam,ze napisze jak smakowalo moje wino marki Moralinos.Otoz wino,to ma ladny gleboki kolor.Jest mocno wytrawne,lekko cierpkie.Ma wyrazny owocowy zapach.Najlepiej smakuje schlodzone do tem.14-15 st.Chyba pasuje doskonale do makaronow,grilowanego miesa i warzyw.Mysle,ze jest to przyzwoite sredniej klasy wino..
Serdecznie pozdrawiam Ana.
Do barszczyku,na oddzielnym talerzyku, ziemniaki ubite i polane tłuszczem ze słoninki ze skwarkami.To na marginesie wczorajszej dyskusji o ziemniakach do której się nie włączyłem-afera taśmowa mnie zniesmaczyła i jak to moje dzieci mówią”załapałem doła”.
Jacku ja podobnie jak Ty dużo jem,mało tego-jem późną nocą olbrzymie kolacje.Ważę 70-73 przy wzroście 173,więc jest chyba ok.Jedzenie wcale nie musi się wiązać z tyciem.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę atrakcji kulinarnych
Natychmiast, zanim Pani zacznie przyrządzać tę pangę (tak ten smakołyk nazywa się w Polsce), podaję przepis. Przywiozłem go z Sardynii. Nie jest trudny a daje fantastyczne rezultaty.
Filety pangi gotować 5 minut w wywarze warzywnym. (Może być vegeta.) Wyjąć(niedogotowaną) i odłożyć. Brytfannę lub naczynie żaroodporne wysmarować oliwą i ułożyć tam rybe. Odrobinę posolić, doprawić pieprzem, dodać na wierzch każdego fileta grudkę masła i całość grubo przysypać startym parmezanem. Teraz do piekarnika i w temperaturze 180 st. C trzymać ok. 20 minut. Wyjąć gdy ser się rozpuści i zrobi się z niego złocista kołderka.
Jeść popijając białym chłodnym winem (może też być rose). O rezultatach powiadomić przyjaciół. Smacznego!
Panie Piotrze,
Przepis wygląda interesująco i jutro zamierzam go wypróbować. Przyznaję, do tej pory pangę traktowałam standardowo czyli w panierce. A czy do posypania owej rybki można użyć innego sera?
Pozdrawiam,
Ewa
Można, np. pecorino, (lub inne twarde) ale parmezan jest najlepszy. Jeszcze raz smacznego.
Ana, boj sie Boga, w jakim Ty kraju mieszkasz?! „Trawa” czlowiek nie wyzyje! Emigruj do Kanady!
U nas (prow.Ontario) tez nie mozna lowic do oporu, trzeba miec wykupiona karte wedkarska. Na szlachetne duze ryby jak szczupaki, sandacze i tym podobne jest ograniczenie, bodaj 6 sztuk na polow. Za to drobiazg typu okonie i plotki bez ograniczen. Ten drobiazg jednak, jak juz kiedys ustalilismy, jest naprawde mniammmmm…..
Ja mam przepis na zupe rybna, ale taka, w ktorej lyzka stoi, w sumie jest to jedno solidne danie, a robi sie prosto i szybko.
4-5 cebul pokroic bardzo z grubsza, podsmazyc na oleju. Kilogram-poltora pokrojonych na dosyc spore kawalki filetow dowolnych ryb wrzucic do gara razem z podsmazona cebula, dolac ok 2 litry wody, dorzucic z grubsza pokrojone 5-6 sporych slodkich papryk oraz dodac troche ostrej – ja dodaje jedna jalapeno (z jednej polowki nie wyciagam pestek).
Zamieszac, dodac sol, pieprz, z pol glowki czosnku, garstke bazylii suszonej lub duzo swiezych listkow, listek laurowy, troche ziela angielskiego, lyzka-dwie sproszkowanej papryki slodkiej. Na koniec litrowa puszke pomidorow (moga byc swieze, obrane ze skorki), troche je pokroic lub jakos rozdrobnic. W sumie cale gotowanie zabiera jakies 20 minut z plusem, bo ryba gotuje sie szybko.
Mam nadzieje, ze i Torlin by sie tym najadl 🙂
http://alicja.dyns.cx/news/Food_stuff/Fish_stew/hpim2048.jpg
Panie Piotrze,za przepis na pange,serdecznie dziekuje!Zeby go wykonac,musze jeszcze postarac sie o parmezan.Na pewno zrealizuje ta recepte i przekaze uwagi mojej familii!!
Alicji,rowniez dziekuje za mile slowa,ale na druga emigracje juz sie nie pisze!Przyjdzie sie zadowolic szpinakiem i holenderskim sledziem!!
A propos zupy rybnej-ja rowniez przyrzadzam ja w prawie identyczny sposob.Spozywamy ja zagryzajac ciabata.
Pozdrawiam wszystkich.Dobrej nocy.Ana
Kochane łakomczuchy!
Ale macie tematy, tylko ślinka mi leci. Ja nie jestem dobrym przykładem przepisodawacza, gdyż ciągle kombinuję i za każdym razem robię inaczej – ze mnie wieczny eksperymentator. Ale najczęściej zupę rybną robię troszeczkę inaczej, przede wszystkim gotuję rodzaj bulionu z części ryby, warzyw i dużej ilości cebuli, odcedzam to, w międzyczasie to co Wy wrzucacie do garnka ja daję rozdrobnione na patelnię i przysmażam, później to miksuję, dorzucam do bulionu, dodaję drugą część ryby i dogotowywam. Moją najukochańszą rybą gotowaną jest tołpyga. Dajcie spokój, idę coś zjeść.
Torlin, to jest blog dla tych, co lubia dobre jedzenie 🙂
Popieram eksperymentowanie, sama tak robie, a ta zupa skads sama mi sie zrobila, czytalam rozne przepisy na takie, smakie i owakie zupy, a w koncu zrobilam z tego, co bylo pod reka w danym czasie. Lubie ja na ostro, stad jalapeno, lubie tez czosnku sporo, ale nie kazdy musi to lubic i mozna powymyslac cos nowego, pozamieniac.
Twoj przepis wyprobuje nastepnym razem. Wracajac do przepisu na pange – w zasadzie to mozna zastosowac do kazdej wiekszej ryby, tak mysle. Prosty przepis – koniecznie napisz Ana, jak wyszlo!
Alicjo!
Ja Cię bardzo proszę, Ty po mnie nie powtarzaj eksperymentów, bo ja jestem wariatem kuchennym i nie biorę odpowiedzialności za swoje czyny. Ja kiedyś sam siebie otruję i będę miał za swoje. Ale ostatni pokaz nawet mi się udał, zrobiłem duszonego leszcza w sosie śmietanowym z grzybami i kukurydzą – bardzo mi smakował. Poprzednio eksperymentowałem z groszkiem – nie bardzo. Ja Cię bardzo proszę – Ty się najpierw głęboko namyśl, zanim po mnie cokolwiek powtórzysz.
Serdecznie Cię pozdrawiam – jeżeli mieszkasz w prowincji Ontario, to pewnie w Toronto. Zgadłem?
Co tam, raz sie zyje – zaryzykuje, w Twoim przepisie nie widze zadnych substancji trujacych 🙂
Nie zgadles – Kingston!
Alicjo!
Znalazłem na mapie i w Wikipedii, bo – przyznaję się – ze nie słyszałem o Kingston. Teraz to juz jestem mundry. Ponadstotysięczne miasto w hrabstwie Frontenac nad jeziorem Ontario z uniwersytetem Queen’s. Ale patrząc na mapę, do wszystkich wielkich ośrodków masz niedaleko; Toronto, Montrealu i Ottawy. I nawet, jakbyś chciała uciec za granicę, to amerykańską też masz pod bokiem Nigdy nic nie wiadomo. Może zbierzesz za dużo grzybów lub złowisz za dużo ryb? Wtedy taka zielona granica jak znalazł (lub wpław przez Ontario).
Panie Piotrze, niech mi Pan daruje, nie moge sie powstrzymac. Uslyszalem Golasa:
Gdzie okun ma ucho ?
Tam, gdzie pan mozesz pana majstra w… nos pocalowac !
A przy okazji: dawno, dawno obiecal Pan wyprobowac podgrzebki z krewetkami i szafranem. Bylo ?
Serdecznie pozdrawiam. Uokun.
Oczywiście, że było. I natychmiast też była publiczna powtórka. Osiem osób (same bywałe w świecie profesory) zachwycało się i smakiem i kolorem. Podlewane to było sancerre galinot – co też miało duży wpływ na zachwyty! Dziękuję za przepis. I czekam na dalsze.
Panie Piotrze,Alicjo i Torlinie,informuje,ze panga zostala skonsumowana!!
Przepis Gospodarza doskonaly!!Do wywaru dodalam odrobine pokruszonej kostki bulionu rybnego.Na koniec posypalam potrawe bardzo drobno pokrojonym koprkiem.Ponad to byla jeszcze salata zielona i ziemniaki a la duchesse(gotowe).Za przepis jeszcze raz dziekuje.
Ps.Przypominam sobie,ze pare lat temu moj maz wybral podobna potrawe,we wloskiej restauracji,w Szczecinie.Zreszta bardzo lubimy potrawy zapiekane z serem.
Pozdrowienia.Ana
Panie Piotrze,
Gratuluje odwagi. Przeciez moglo nie wyjsc i wtedy osiem bywalych podgrzebkow by wyszlo, i skandal jaki ? Sancerre galinot, prostaczkowi, co ugrzazl w napowskim i sonomowskim grajdole, niewiele mowi, gdzie to robia ? Chcialbym sprawdzic. Zazwyczaj, co przywoza z Europy, Chile, Australii, czy Nowej Zelandii kosztuje slono, a nie umywa sie do kalifornijskich. Tez lubilem „wysadzic sie” z gotowaniem, kiedy mielismy gosci, ale pasozyty przylazily, zarly, chwalily, a sami z rzadka zapraszali do jakiegos Charlies Crab i tyle. Przeedukowana rodzinka popadla w popaprane wegerianstwo, rogi im wyrosna, mleko beda dawac i tyle. Ale dla Pana wyciagne z pamieci cos dobrego. Dziekuje za odpowiedz. Okon.
Tak to bywa w życiu gdy człek jest gościnny, to nie zawsze może liczyć na rewanż. A sancerre galinot to przednie wino z Doliny Loary. Jest dość ostre i wspaniale się nadaje do przegrzebków i innych delikatnych owoców morza.
Kiedyś, przed paroma laty, byłem z ówczesnym ambasadorem w Paryżu, a dziś byłem ambasadorem, i byłem ministrem o pięknym imieniu Stefan a moim przyjacielem od lat sudenckich,w portowej knajpce w Honfleur w Normandii. Tam mimo wsparcia dwoma butelkami owego sancerre polegliśmy przy stole nie zjadłszy nawet połowy dwuosobowego półmiska owoców morza. Była to bowiem piramida (wielkości grobowca Cheopsa) składająca się ze ślimaczków i ślimaków, kreweteczek i krewetek, langustynek i na szczycie wielkiego kraba. To była piękna porazka. Choć na szczęście nie skończyła się zgonem.
Panie Piotrze,
Szczerze Pana lubie, my kind of guy ! Janusz i ja zawsze kunkurowalismy, kto kogo przezre i przepije ale, z cala zgraja przy stole, nigdy nie mozna bylo dojsc ile ktory i czego wiec targi trwaly, ktory lepszy. Los obu nas rzucil do Zurichu, hotel bodajze Goring, z piekna orientalna restauracja. Przyszedl kelner i zaczelismy zamawiac, po numerkach, bo by sie pogubil. Czekamy, czekamy i, po chyba czterdziestu minutach, pytam: gdzie nasze danka ? A kelner: bardzo przepraszam, myslalem, ze mamy zaczac kiedy cale towarzystwo przyjdzie. Zaczelismy niszczyc co przynosil, podlewajac sake i ostrymi przyprawami, bo obaj lubimy „sechuan style”. Herr Ober i dwoch asystentow przygladali sie z daleka uwaznie, robiac po cichu zaklady, ktory ktorego. W pewnym momencie Janusz szepcze: stary, Moczar tam stoi… Ogladam sie, nic nie widze. Za chwile, on znowu: stary, oni sa obaj z Wyszynskim ! Ogladam sie – nic nie widze. Jak trzeci raz zaczal, obejrzalem sie, ale natychmiast z powrotem oczy na niego, a ten parazyt laduje mi pelna lyzke hot oil do talerza. Musial przysiegac, ze od tej pory bedzie publicznie przyznawal, ze go przezarlem. I slowa dotrzymal.
Ja tez dotrzymam i w nastepnym wpisie: kaczuszka, jak w Suzhou.
Przed paru laty polskich ambasadorow nie widywalem, ale Sancerre Galinot poszukam i zdam sprawe, jak nalezy.
A teraz – do kaczuszki !
Panie Piotrze,
Dla Pana i wszystkich: kaczke, z zawiazanymi lapami, bez zadnych namaszczen, do piekarnika na 1.5 godziny w temperaturze okolo 350 Farenheita. Skluc ptaszka widelcem, zeby nie pekal i piekarnika nie zaswinil. Od czasu do czasu przewrocic. Ulozyc na kratce, na duck pan (taka owalna miska). W misce woda, zeby para nawilzac.
Podgrzac duza gleboka patelnie (plaski wok) z lyzka oleju roslinnego i na niej: odrobine poddusic dwie stolowe lyzki miazdzonego czosnku, dwie stolowe lyzki drobno siekanego imbiru, troche czarnej sfermentowanej fasoli (niekoniecznie), cwierc szklanki siekanego szczypiorku.
Kiedy to lekko zmieknie, dodac pol szklanki sosu Hoisin, pol szklanki czerwonego wytrawnego winka, pol szklanki gestego sosu sojowego, cwierc szklanki cukru (najlepiej brazowy, z trzciny). Kiedy zacznie sie gotowac, wlozyc tam kaczuszke i przewracac z boku na bok przez jakies 15 minut.
Wyjac ptaszka, dac mu nieco ostygnac i pokroic w podluzne paski (julien) i male kawaleczki. Wrzucic te male kawalki z powrotem do goracego sosu i tak mozna nakladac na talerze.
Jeszcze lepiej: te male paski i kawalki zarolowac w nalesniki. W kazdym: pasek swiezego ogorka i kilka szczypiorow. Nalesnik macza sie w sosie Hoisin i pogryza. Jesc na golasa, albo z duza serweta pod szyja.
Przysiegam, to jest duzo latwiejsze niz wyglada. Nauczylem sie w pietnascie minut, w restauracji w Suzhou za $20, ktore uszczesliwily szefa.
Smacznego, dziekuje i prosze o wiecej pogaduszek o dobrym jedzonku. Panski blogobzarciuch Okon.
P.S. Zanim pokroi sie w male kawalki, mozna sprobowac zdjac ostroznie przypieczona skorke i podac oddzielnie – to jest dopiero cymes !
Wet za wet. Przepis za przepis. I też z kaczki.
W głębokiej patelni rozgrzać oliwę, podsmażyć 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę, dodać pokrojoną w paski zieloną lub czerwona dużą, słodką paprykę, dodać pokruszone migdały, orzechy, rodzynki, krążki marchewki, polać sosem sojowym i dusić.
Kaczkę podpiec i wyluzować kości. Tłuszcz usunąć. Mięso pokroić na małe kawałki i wrzucić na patelnię. Dodać ostrą przyprawę (np. cayennę, tabasco, peperoncino lub w ostateczności czarny pieprz) do smaku i (na 1 kaczkę) 10 łyżeczek cukru. Dusić aż kaczka zmięknie a cukier rozpuści się lekko karmelizujac.
Gratuluję zwyciestwa!
A moja porażka, której doznałem z Normandii miała miejsce w 1996 roku. Wówczas spotkania z ambasadorami przy stole nie były katastrofą.