Gorący kartofel

Hiszpanie podbijając krainę Inków i Majów często cierpieli głód. Ale dla złota gotowi byli nawet umrzeć. Długo nie mogli się przekonać do małych bulw zwanych przez Inków patata, dziko rosnących na kukurydzianych polach. Jedne patata kwitły czerwono, inne miały kwiaty białe. Te pierwsze były dość gorzkie i nie zachęcały do jedzenia; te drugie – upieczone w żarze ogniska – tłumiły uczucie głodu, a nawet dawały uczucie przyjemnego nasycenia.
Pod koniec XVI wieku patata  – jak i wiele innych produktów zza oceanu – trafiły do Hiszpanii. Nie wzbudziły jednak zachwytu ani na dworze królewskim, ani w domach szlachty, ani mieszczan. Pierwszy transport bulw kupiono dla szpitala nędzarzy w Sewilli. I na tym koniec.
We Włoszech początkowo mylono je z truflami. Stąd nazwa – „tartufel”. Niemcy zaś tę nazwę zniemczyli i tak powstała dzisiejsza nazwa: „kartofel”. Kartoflami Niemcy karmili swoich ubogich w przytułkach i więźniów.
I  Francuzi opierali się jedzeniu kartofli. Uważano je za rośliny szkodliwe, wywołujące gorączkę. Minister finansów Ludwika XVI, twórca teorii wolnej konkurencji o skomplikowanym arystokratycznym nazwisku Anne-Robert Jacques de l’Aulne Turgot, rozdawał darmowe sadzonki kartofli włościanom i proboszczom. Później zaś, przejeżdżając przez obdarowane regiony, domagał się posiłków z kartofli. Nie na wiele się to zdało.
Lepszy pomysł miał przyjaciel Turgota, aptekarz i agronom Antoine Augustin Parmentier. Pracował jako pomocnik aptekarza, gdy jako dwudziestolatek znalazł się na froncie wojny siedmioletniej. Tak się nieszczęśliwie dla młodzika zdarzyło, że trafił do niewoli. Siedząc w niemieckim więzieniu przeżył dzięki kartoflom.
Po powrocie do Francji Parmentier stał się propagatorem tej egzotycznej rośliny. Gdy został aptekarzem w przytułku dla inwalidów wojennych w Paryżu, słynnym Hôtel des Invalides, postarał się o to, by podstawą wyżywienia stały się kartofle.
Ukoronowaniem działalności aptekarza było przyjęcie w Wersalu, na którym mógł on wręczyć królowi Ludwikowi prezent. Parmentier przyniósł bukiet kwiatów ukochanej rośliny. Król Ludwik XVI, słysząc wcześniej o pasji farmaceuty, przyjął bukiet z podziękowaniem. Jeden kwiat przypiął do sukni królowej Marii Antoniny, a drugi umocował w swojej butonierce.
W najlepszych paryskich domach ludzie, którzy chcieli uchodzić za elitę, pokazywali się z kwiatami kartofli przypiętymi jako ozdoba. Nawet paryskie kokoty wplatały je we włosy bądź przypinały do staników.
Dzięki królewskiej protekcji Antoine Augustin Parmantier otrzymał spory kawał ziemi, obsadził go kartoflami i… pilnie strzegł wzbudzając wielkie zaciekawienie chłopów. W nocy straży nie było, pojawiali się natomiast chętni do podkradania sadzonek. Tak kartofle trafiły na francuskie pola, a później stoły.
Do nas kartofle przybyły dzięki królowi Janowi III Sobieskiemu. Przywiózł je po wiedeńskiej wyprawie. Jabłka ziemne – jak je opisał Jędrzej Kitowicz w swej księdze Opis obyczajów za panowania Augusta III – dostał polski król od cesarza Leopolda I. Ten hodował kartofle w swych wiedeńskich ogrodach.
W Warszawie królewski ogrodnik Łuba zaczął uprawę kartofli na polach Nowolipek. Dostarczał je na królewski stół do Wilanowa i do kuchni magnackich.
Jak wszędzie, tak i w Polsce, do kartofli podchodzono ze strachem. Powód był zawsze ten sam: rosły pod ziemią i diabeł mógł w tym maczać swój ogon.
Prawdziwą karierę w Polsce zrobiły kartofle, zwane tu ziemniakami, za panowania carycy Katarzyny II. Ta znawczyni słowiańskiej duszy powtórzyła chwyt Parmentiera. Nakazała obsadzone kartoflami pola pilnować uzbrojonym sołdatom. Nie mieli oni jednak amunicji i otrzymali rozkaz, aby przymykać oczy na kradzieże. Nocami chłopi wykopywali to, co w biały dzień sadzili na strzeżonych polach. Chęć oszwabienia monarchini doprowadziła do tego, że dziś Polska jest trzecią w świecie po Chinach i Rosji potęgą kartoflaną.