Co można sobie załatwić poszcząc

Miałem w ten weekend na wsi gości. Tak ich raczyłem, że aż sam przytyłem. Teraz przez parę dni nie będę wchodził do kuchni, a i o jedzeniu myślę niezbyt chętnie. (Są jednak szanse, że mi to szybko minie). Zwłaszcza jeśli dzień lub dwa poposzczę. I tak narodził się ten postny pomysł!

Słowo post to pożyczka z niemieckiego fasten. Słowo przynieśli niemieccy mnisi, którzy  w chrystianizacyjnej misji przeprawiali się za Odrę na wschód. Na dobre jednak sam post wprowadził w  X wieku święty Wojciech. Nie było to jednak – jak wiemy z historii – zadanie łatwe. Ale też dzięki temu Wojciech zyskał dwie literki przed imieniem. Częste i rygorystyczne posty były widomym wyrazem wierności nowej wierze, a więc kolejni władcy dbali o ich przestrzeganie w szczególny sposób. Za czasów Bolesława Chrobrego osobom łamiącym post wybijano przednie zęby.

Post oznaczał przede wszystkim zaniechanie jedzenia mięsa, tłuszczów zwierzęcych, niekiedy nawet jaj i mleka. Zaprzestawano także zabaw oraz wszelkiej wesołości i – w czasie wielu postów – także pożycia małżeńskiego. 

Posty uważano za dodatkową formę poświęcenia się Bogu, za istotny argument dołączany do próśb kierowanych do niego, a w końcu – jako wyjątkowe, dolegliwe, a zatem zasługujące na nagrodę – poświęcenie suplikanta. Przez wieki za ważny dowód skuteczności komunikacji z Bogiem poprzez posty uważano historię książęcej pary – Władysława Hermana i Judyty. Uprosili oni sobie potomka (późniejszego Bolesława Krzywoustego) właśnie poprzez wytrwałe i częste posty (w tym przypadku chodziło wyłącznie o jedzenie).

W XIX wieku  było w Polsce około 100 postnych dni w ciągu roku. Nic więc dziwnego, że w naszej kuchni wymyślono tak wiele dań bezmięsnych, iż stały się one polskim znakiem firmowym. Dania z kasz, grzybów, warzyw, jaj, ryb to istne arcydzieła kulinarne. Także z doskonałych ryb słynęła polska kuchnia.

Dla biedaków pożywieniem wiernie towarzyszącym przez 40 dni oczekiwania na Wielkanoc  były śledzie. Nic więc dziwnego, że w ostatnim dniu postu czekał je marny koniec: wieszano śledzia na suchym drzewie, jak pisze ksiądz Jędrzej Kitowicz, „karząc  go niby za to, że przez sześć niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim”.

Znaczenie postu jest ważne zarówno w religii, obyczaju czy historii, jak i w kulinarnej tradycji. Za ważną uznawano także jego wartość dla zdrowia. 200 lat temu „najznamienitszy kucharz” Jan Szyttler, autor kilkudziesięciu książek kulinarnych wydawanych  w ogromnych jak na owe czasy nakładach i dzięki temu niezwykle popularny, pisał: 

To się zgadza z ogólnem zdaniem lekarskiem, że pokarmy rybne lub jarzynne, byle dobrze urządzone, nie tylko nie są dla człowieka szkodliwe, ale nadto, zdrowiu pomocne.

W ten sposób poszczący od razu otrzymywał nagrodę za swoje poświęcenie, uzyskując  dodatkowo  korzyści zdrowotne.

Obecnie w kościele katolickim, który przed wieloma wiekami wprowadzał posty, zakazy zostały rozluźnione. Wierni w dużej mierze zwolnieni są z obowiązku poszczenia. Dopuszcza się nawet jedzenie mięsa w Wigilię, co w polskiej tradycji jest czymś niesłychanym. Silny jest  jednak obyczaj: nawet osoby, które nie mają motywacji religijnej, w piątek częstokroć zjadają raczej kanapkę z serem niż z wędliną, a na obiad rybę zamiast befsztyka. W niewielu też domach na wigilijną wieczerzę, który to posiłek od stuleci bywał postny, pojawiają się dania mięsne. Jak zaś nakazuje wielowiekowy obyczaj, posiłki w Wielki Piątek, zawsze skromne i bezmięsne, są takie i dziś. Wielkopiątkowe dania bywają jednak unikalne, niezwykłe podkreślające wagę tego dnia. Polskie posty bywały  bardzo  smaczne. Ale ponieważ  były to zawsze posiłki skromniejsze, dzięki nim rósł apetyt na wielkanocne smakowitości.

Tak zapewne będzie i w moim przypadku.