Ostatni bastion Loary
Wycieczki po zamkach nad Loarą należą do wakacyjnej klasyki. Można tam zawsze spotkać także spore grupy Polaków. Coraz większą popularność zdobywają również wyprawy enologiczne czyli zwiedzanie winnic tego wspaniałego regionu. Sam jestem miłośnikiem (zwłaszcza w upalne dni lata) różowego d’Anjou, bardzo lubię jeść ryby w towarzystwie sancerre i wręcz entuzjazmuje się gdy na stole zjawia się bardzo chłodna butelka pouilly-fume’. Z radością więc powitałem nowy numer „Czasu Wina” poświęcony w dużej części właśnie winnicom z Doliny Loary. Oto fragment tekstu Doroty Romanowskiej:
„Wizyta nad Loarą byłaby zdecydowanie niepełna bez zajrzenia do najsławniejszych i zarazem najbardziej wysuniętych na wschód apelacji sancerre i pouilly-fume’. Prawdę mówiąc, burgundzkie winnice Cóte d’Or znajdują się w bliższej odległości, niż te otaczające Tours czy Chinon, administracyjnie należące do regionu Doliny Loary. W pobliżu maleńkiego Sancerre swą siedzibę ma prężnie działająca firma Saget La Perriere z 360 hektarami winnic położonymi w najważniejszych apelacjach Doliny Loary i należącymi do sześciu różnych posiadłości. Każda z nich ma swojego enologa odpowiedzialnego za powstające w niej wina. Tym samym tworzone w poszczególnych posesjach wina noszą typowe cechy danej apelacji.
A wszystko to nadzorowane jest od ponad 30 lat przez Jeana-Louisa Sageta, który w wieku 20 lat, po nagłej śmierci ojca, zmuszony został przez los do przejęcia rodzinnego biznesu, chociaż jego plany życiowe były zupełnie inne. Z konieczności porzucił swe marzenia o karierze wirtuoza trąbki i z zapamiętaniem oddał się uprawie winorośli i winifikacji. Obserwując, z jakim oddaniem pracuje i jak w ciągu tych kilkudziesięciu lat rozwinął firmę, wątpię, aby żałował, że nie został muzykiem.
Jeżeli dysponujemy czasem umożliwiającym odwiedzenie tylko jednego miejsca w okolicy Sancerre, udajmy się do wydrążonej w skale olbrzymiej jaskini, w której mieści się winiarnia należąca do posiadłości La Perriere. Pod okiem Philippe’a Reculeta powstają tu naprawdę wyśmienite wina, wśród których bezapelacyjną gwiazdą jest Megalithe Sancerre. Doskonałe dla tych, którzy spragnieni są posiadania w piwniczce białego wina nadającego się do
wieloletniego przechowywania. Potencjał rocznika 2009 Megalithe oceniany jest przez jego twórcę na 10 do 15 lat.
Chociaż w Sancerre najlepiej smakować powstające na miejscu słynne wina noszące imię samej wioski, a na drugim brzegu rzeki, w Pouilly sur Loire. najbardziej chyba prestiżowe wino całej Doliny Loary. czyb pouilly-fume’, to degustacja muscadetów, chinon czy różowych cabernetów powstających w posiadłościach należących do Saget La Perriere również dostarczy nie lada emocji. Warto przenocować w okolicy chociażby po to, aby o świcie na własne oczy zobaczyć stvnne poranne mgły zaścielające okolice. To od nich pouilly-fume’ wzięło drugi człon nazwy, który bynajmniej nie pochodzi od dymnych niuansów wyczuwanych w nim przez niektórych degustatorów.”
Warto sięgnąć po cały artykuł i pozostałe. I to przed wyjazdem na ewentualne wakacje nad Loarą.
Komentarze
byłam sobie na takiej wycieczce ale dawno temu i w programie degustacji win nie było .. może uznali, że to żadna atrakcja dla ludzi z Polski .. natomiast jak byłam w Alzacji ok. 4 lata temu to degustacja była prawie obowiązkowa … my się zmieniamy i inni zaczynają to też widzieć … winny rynek w Polsce stał się godny zainteresowania dla winiarzy …
Dzisiaj temat dla Aliny !
Alino- rozwijaj szkrzydła 🙂
Nie jestem szczególnym miłośnikiem win białych. Potrafię jednak docenić smak niektórych. Pouilly fume znajdują się na czołowym miejscu wśród tych, które lubię. Różowe anjou to nie moja działka. Ale kiedyś na campingu wieczorem piło się bardzo przyjemnie jako napój chłodzący. Był czas, że różowe anjou było przez smakoszy traktowane jak kalifornijskie white zinfandel. Albo jak opel tigra przez samochodowych wyczynowców. Czasy się zmieniły, francuskie wina różowe stały się trendy.
Jolinek pisze, że dawno temu nie urządzano degustacji dla polskich wycieczek i trudno się z tym nie zgodzić. Bywały jednak wyjątki. Nie mogę odżałować wycieczki, którą ze strony wycieczkowiczów z naszego okręgu PZMot organizowałem (organizowałem od strony konsumentów, nie dostawców oczywiście), a w której nie mogłem wziąć udziały, gdyż już w terminie wycieczki byłem zapisany na inną imprezę w Anglii. Otóż był to I Caravaningowy Rajd Akwitanii przeznaczony w zamyśle dl;a organizatorów turystyki caravaningowej. Degustacje win bordoleskich w winnicach i centrach producenckich były podstawą całej imprezy. Trzeba było poświęcić jeszcze trochę czasu na spotkania z merami czy urzędnikami departamentalnymi, ale to był drobiazg. Zwiedzanie zabytków, jeśli starczyło czasu, nie było obowiązkowe. Koszt udziału – paliwo i opłacenie miejsc na campingach po mocno obniżonych cenach, jak to w dużej grupie. Tylko ten I rajd był praktycznie bezpłatny. Degustacje też gratis. To był rok 1990, początek przemian, wiele osób jeszcze nie miało paszportów waznych na wszystkie kraje nawet Europy. Trzeba je było załatwić w tydzień i to się udało. Dlaczego w tydzień? Bo całą pulę trzymała Warszawa, ale okazało się, że przeliczyli się ze swoimi potrzebami i coś tam zostalo dla prowincji. Zorientowałem się w porę i kilkanaście osób było potem zachwyconych. Przybyło też trochę miłośników wina.
Z miłośnikami wina jest tak, że nikt nim nie zostanie zanim dobrego wina nie spróbuje. Za socjalizmu najlepszym winem był Egri Bikaver w polskiej wersji importowej. Tak to określam, bo napszykład enerdowska wersja importowa była zupełnie inna, praktycznie nie do picia. Pijali rodacy jeszcze wina rumuńskie, bułgarskie i algerskie albo tunezyjskie. Północnoafrykańskie zdarzały się niezłe, ale w sumie rodacy uważali, że czerwone wina są kwaśne i pijali, jeśli się nadarzyły, wina słodkie i półwytrawne. Teraz spotykam się od czasu do czasu z sytuacją, gdy częstując kogoś winem słyszę, iż nie jest to wino wytrawne, bo nie jest kwaśne. Coraz częściej też spotykam w sklepach wina wytrawne, które mają polskie doklejki z określeniem „półwytrawne”. Towarzystwo degustujące wina w bordoleskich winnicach poznało, co to jest dobre wino. Myślę, że w rajdzie wzdłuż Loary też by w dobrych winach zasmakowali.
na przykład miało być
Prowadzenie winnicy nie przeszkadza chyba w chwilach wolnych oddawać się grze na trąbce. A jeśli prawdą jest, że rośliny pozostają w stanie pełnej gotowości to zapewnie nie są obojętne na muzykę.
I tak oto Jean-Louis Saget, zakładając że oddaje się swej pierwszej pasji, może osiągać lepsze zbiory tym samym wzbogacając smak win np zaprawionych Mozarem.
http://www.youtube.com/watch?v=OKDcWyJaaoc
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzień dobry. Teraz nawet młodzieżowe wycieczki wożone są po winnicach i winiarniach. Pisałam o tym, jak to Młodsza przytargała w plecaku 11 butelek wina, kupionych w dwóch wytwórniach, z czego białe było najlepszym białym winem, jakie piłyśmy. Więcej by nie uniosła, ani nie miała dosyć pieniędzy, bo butelka kosztowała 11-15 euro za sztukę. Były i tanie wina stołowe, ale szkoda było na nie sił i pieniędzy. Jeżeli jedzie ktoś samochodem, to może kilka kartonów wina stołowego wrzucić do bagażnika, w czasie wycieczki autokarowej trzeba dokonywać selekcji i wyboru.
W Pyrlandii dzisiaj pada i ma padać cały dzień, a tu dzisiaj mecz Chorwatów z Włochami – oj, nie poszczęściło się pogodowo.
Chwała Młodej za zaangażowanie w słuszną sprawę. 11 butelek to niezły bagaż. Wiozłem 25 w bagażu podręcznym samolotem, ale to było dość dawno i wylatywaliśmy z Malagi, gdzie obsługa lotniska była zadowolona, gdy ktoś przekraczał limit hiszpańskim winem. Teraz autokar góruje wyraźnie. Młodzież się częstuje, owszem. Ostatnio była afera w Bytowie, gdzie wszystkich uczestników czynnych sportowej imprezy biegowej uhonorowano puszkami piwa. Większość biegających była nieletnia, ale organizatorzy nie czuli się upoważnieni do dyskryminacji wiekowej. Sponsorem imprezy był browar. Nie było jak sponsorowi uchybić.
Mercze Chorwacji zawsze są atrakcyjne. Na Euro 2012 szczególnie, a to za sprawą młodej przedstawicielki jednaego z chorwackich urzędów centralnych, która swoim patriotyzmem i radosnym podejściem do sprawy sprawia mnóstwo satysfakcji chorwackim kibicom z pobliża. Naraża się przy tym na niełaskę przełożonych, ale to betka wobec słusznej sprawy.
😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11928310,_POLSKA_OD_KUCHNI__Opowiesc_kelnerki__Wygazowane_piwo_.html
O widzę,że póki co skrzydła względem francuskich win rozwinął Stanisław,z czego oczywiście też się cieszę.Ja rozwijam,kiedy nadchodzi moment otwierania porządnej butelki 😉 a do tych pouilly-fume niewątpliwie należy.
Latorośl bardzo zadowolona ze swojej pracy na Euro.Wczoraj udzielała wywiadu dziennikarce z „Polityki”.Wieść niesie,iż w kolejnym numerze naszego ulubionego pisma 😀 będzie artykuł dotyczący między innymi wolontariuszy obsługujących mistrzostwa.
Moja córa ściska serdecznie antkową wnuczkę tak bezpośrednio zaangażowaną w te piłkarskie zmagania.
Echidno-jak miło Cię znowu poczytać 🙂
Echidna – ruski rok i kopę lat Ciebie nie było! Wiem, siła wyższa, ale tęskno do zwierzaczka.
Stanisławie – ta pani zrobiła furorę; o niczym innym się nie rozmawia; ach, jeszcze o tym, że Irlandczcy są gotowi płacić krocie za tzw przejściówkę albo adapter do podłączania ładowarek do europejskiej sieci. Im się wydaje, że u nas wszystko niemal za darmo – taksówka 5 euro? Piwo 1 euro – darmocha.
Kto pomyślał o interesie z przejściówkami, zarobił nieźle.
Alicjo, to normalka nie tylko w Polsce. Jako student miałem koleżanki pracujące jako kelnerki w Londynie w amerykańskim barze Wimpy. Akurat przypadkiem spotkałem je w Londynie na ulicy. Były wstrząśnięte m.in. używaniem tego samego liścuia sałaty po kilka razy i zbieraniem zlewek napojów, aby je podać następnemu klientowi. Mięso przeterminowane o kilka miesięcy. Każdy orze jak może.
Wreszcie usłyszałam czysto zaśpiewaną, z wyraźną melodią, pieśń masową „Polska, biało-czerwoni”. Śpiewali sympatyczni bracia Irlandczycy. Muzykalny naród, wiadomo.
Różowe z Anjou kupiłam kiedyś, bo mi się kolor spodobał i polubiłam bardzo. Lekkie, smaczne, orzeźwiające, na lato w sam raz.
Jeszcze mi się trochę kiwa. Trójkąt Bermudzki był niespokojny, ale potwora widziałem tylko jednego. W lustrze.
Krystyno, dziękuję za Szaszkiewiczową! (zaznaczyła mi Ewa) Doskonale Ją pamiętam. Absolutnie „pure nonsensowo” szalona a jednocześnie szczera i prawdziwa do bólu.
Pyro Moja Wspaniała! Co to znaczy casus Cichal? Czy to coś wulgarnego?
Pyrenko najdroższa, nie chcemy być gorsi (gorsze) od Ciachala i gromko wołamy alleluja, alleluja!
I Radziowi: allelulaja, alleluja….
Cichalu, czy Ci nie żal, tak postponująco o Pyrze? Toż mnie grubsze słowo warg nie kala – każdemu wyliczę pociotków od Adama i Ewy poczynając, nie używszy jednego, brzydkiego słowa. Ba! Jeszcze i drogę życiową Mamusi, żoneczki i córek określę dokładnie, z uśmiechem, kulturalnie i Twój charakter rozłożę na czynniki pierwsze i włosy policzę metodą pojedynczego odkładania na stolik. Patrz narodzie i podziwiaj.
Byłam na pieskop-handlowej przebieżce krótkiej i zakupiłam byłam pasemko żeberek wołowych przecudnej urody, co z towarzystwie Radkowych skrzydełek i młodej włoszczyzny da rosół wielkiej doskonałości.
Obiad jednodaniowy z deserem zrobiłem.
Kartofla małego kupiłem i czerwoną kapustę. Kotlety z polędwiczki zrobiłem wczoraj.
No niby prosta rzecz: kotlet z kartoflem i zasmażaną kapustą…
Ale ja przywiozłem pekaesem z Paryża czerwone z zewnątrz i białe w środku : Plat a Four et Micro-ondes. Znaczy różne takie do zapiekania w piekarniku i micro-ondes.
Tylko micro-ondes nie mam i mieć nie będę bo się mię oczy powiększają od tego tam promieniowania jak patrzę ze bliska czy gotowe.
Wracajmy jednak do mojego obiadu jednodaniowego z deserem truskawka w śmietanie.
Ugotowałem al dente kartofla, pokroiłem w plasterki , położyłem na moje Plat a polałem śmietaną dołożyłem w środek suszonego pomidora w oliwie posypałem tartym serem, położyłem kotleta obok a na niego ser mimolette pomarańczowy jakiś. P osypałem oregano i rozmarynem i wstawiłem do pieca aby się zapiekło. na drugim plat a była kapusta z cebulą i aceto balsamico…
Mietka zaprosiłem żeby wpadł ale się odwołał. Teraz to już nic nima nawet truskawki wyszli.
Do widzenia bardzo!
http://www.rueducommerce.fr/m/ps/mpid:MP-ADDB7M3879502#moid:MO-ADDB7M5880321
Pyro, Ty mi włosów nie licz. Nie idź na łatwiznę. Ty mi ten casus objaśnij jako świcę o wieczornej porze…
Casus – w znaczeniu „ten przypadek, a nie inny”, przykład.
A tak w ogóle, to ruina:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2012-06-12.html
Nisiu! A propos Anjou. Krzysiu Litwin miał taki tekst w Piwnicy; księżna d’Anjou jest krnąbrną (mówił ze swoją cierpiętniczą buźką) Wiem co zrobię. Będę ją lał i musi mnie pokochać…
Pyro! Uczęszczałem kiedyś (dawno, dawno temu) do przedwojennego liceum z łaciną. Ty mi nie wyjaśniaj. Ty się wytłumacz dlaczego ja?! Za starość? Toż to seksizm au rebours!
Witaj, Kapitanie!
Już się martwiłam, że rekiny Cię na obiadek, albo co…
Jak Cię piekły uszy ostatnio, to całkiem słusznie, bo obgadywaliśmy Cię z Kpt.Markiem, przy schaboszczaku z kapustą, a jak 😉
Cichalu, a skąd wiesz, że to z łaciny. Mnie się na przykład podoba casus w wersji tureckiej. Dla Turka casusu to szpieg, a szpieg to po powrocie do łaciny casus belli być może. Tylko jak jest casus Cichal to szpieg jakoś nie przystaje.
Cichalu – czy Ty naprawdę chcesz, żeby kobieta po tygodniu pamiętała „co autor miał na myśli?” – albo przypomnij, albo zapomnij.
Stanisławie (12:40),
ja miałam nadzieję, że to już przeszłość, ale okazuje się, że nie.
Ale i tak nie przestaniemy jadać w restauracjach, zwłaszcza włóczykije, skazani na nie – prawda?
Trzeba tylko czymś mocniejszym zdezynfekować 😉
Marku – masz już takie urodziwe naczynie do zapiekanek, jak Alicja. A przy tym ostatnim zdjęciu dobrze, że umiejscowiłeś ruinkę, bo już się zdenerwowałam, że Kurpie tak wyglądają.
Znam restauracje, w których takie rzeczy nie uchodzą. Mam nadzieję, że stanowią większość.
Zamieszczane dla publiki zdjęcia powinny być podpisywane, bo skąd ja mam wiedzieć, gdzie, co i po co? No!
O rany!
Dziecka kupiły samochód! A odżegnywały się, że nigdy w życiu 🙄
„Nigdy nie mów „nigdy”. Ciekawam, co ich tak sparło…
Cichal… toż on jest casus bellissimo, a może nawet Apollo z Bellac!
Witam, nie polecam wrażliwcom restauracyjnym.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11928310,_POLSKA_OD_KUCHNI__Opowiesc_kelnerki__Wygazowane_piwo_.html
Wspominając wczorajszy wieczór z Lisą, przyszło mi skojarzenie z książką Marqueza „Miłość w czasach zarazy”.
Lisa zarzeka się i zawsze podkreśla, że ona i Frank to tylko przyjaźń i tak dalej (wcale nie musi się tłumaczyć, po co?), ale to nieprawda.
Trzeba naprawdę kogoś kochać, żeby mimo własnych chorób i wieku dosyć podeszłego odwiedzać prawie codziennie człowieka, który jest w szpitalu – zakładzie właściwie, zamkniętym dla pacjentów z Alzheimer, i który tylko czasami ją poznaje, przeważnie nie.
A sam pobyt w takim miejscu przyprawia o depresję – wiem, bo też bywaliśmy tam do czasu, kiedy Frank przestał Jerzora rozpoznawać, bo mnie przestał rozpoznawać zanim zabrano go do szpitala.
Lisa ledwie może chodzić, ale codziennie jeździ do szpitala i trzyma pieczę nad tym, co tam z Frankiem się dzieje.
Jest postrachem całego personelu – znając Lisę wiem, że tak jest, bo ona nie popuści, co się Frankowi należy, musi być i koniec! Przy okazji dba o cały oddział. Ona nie odpuszcza na zasadzie – cokolwiek się dzieje, trudno, ale póki żyjemy, się nie dajemy!
Yurek,
wrzuciłam wcześniej ten sznureczek 😉
Ach, te kobiety…Pyro zapomniałem, ale jeszcze pogadamy! Nu pagadi!
Nisiu! Bo się rozpuknę!
Alicjo, weź Skype plz
Alicjo przypomniałaś mi o okuliście, dzięki.
Danuśko, przede wszystkim gratuluję pieknych zdjęć z Norwegii. Popodróżowałam dzięki Tobie i bardzo mi to poprawiło nastrój, dziękuję 🙂
Moja wiedza w winiarskiej dziedzinie jest naprawdę skromna. A Stanisław szeroko rozwinął skrzydła i niewiele mogłabym dodać. Może tylko to, że lubię Pouilly Fume na aperitif albo do ryby.
Echidno, wróciłaś z ładnym muzycznym akcentem. Tak, wino i muzyka świetnie współgrają 🙂
Cichal,
żem, ale Tyżeś nie 🙄
Yurek,
o mnie okulista też się pyta 😉
A jeden z alzackich producentów wina święcie wierzy, że muzyka dobrze wpływa na jego winnice i używa jej zamiast chemii…
http://musique-pour-soigner-les-plantes.weebly.com/uploads/5/1/5/9/51596/vigne_en_musique_est_agricole_16-11-2007.pdf
Alino,
ja tych reklamujacych się, że moje krowy więcej mleka dają, moje roślinki wspaniale rosną, bo recytuję im wiersze, Beethovena z taśmy puszczam (to już kiedyś grali i widać – ograli) chemią nie wspomagam… miedzy bajki kładę takie pierdoły.
Jedyna rzecz – jak masz okazję sprawdzić, poznać miejsce i tak dalej.
Nie wierzę w żadne wielkie produkcje bez wspomagania chemii, na zdrowy rozum to nie może się udać.
Dlatego warto mieć zaprzyjaźnionych z ogródkiem, ulubionych wędkarzy, tych co hodują jedna lub dwie świnki „dla siebie”, no i bezcenny kurnik, koniecznie! 🙂
Zaznaczam, że mogę być w mylnym błędzie, ale niekoniecznie. W końcu jestem ze wsi i te rzeczy znam od podszewki, także weterynaryjnej, tylko to jest stara podszewka, 60-70 lata, kiedy niektórym weterynarzom zależało.
Alicjo. nie mam swojego komputera.Jestem na Ewinym. Otwórz Skype, ja zawołam
Cichalu, otwarty jezd. skype
Połaziłam po Norwegii, miejscami z dużą ostrożnością. Bardzo przepaściste te fiordy 🙄
Dzisiaj jednak pstrąg, nie sola 😉
Alicalineczko. jesteś na szaro a nie na zielono Ja jestem Ewa Ci itd
a moje kaktusy powtarzaja ciagle, ze lubia, jak im spiewam;
moze nie maja odwagi powiedziec prawdy?
@ Stanisław,
ciekawie jest z tym winem Egri Bikaver. Znalazłem wersję dla Krakowskiego Kredensu w cenie ok. 40 zł. Różnica z polską wersją importową niesamowita. Jak to możliwe? Ta sama marka a tyle wersji 😯
http://winniczek.eu/bin/?PAGE=567&RET=568
Alicjo, moje trzy kropki wskazywały, że traktuję to z przymrużeniem oka 🙂
mają poczucie humoru ci Irlandczycy … 🙂
https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/s480x480/527758_10150958200499629_573421282_n.jpg
@eme:
ale pan mi przypier…gratuluje!
a wczesniej jaki nik pan mial @dorotol?
Alino,
odczytałam prawidłowo, tylko mi się napisało więcej z rozpędu 😉
Zachwalane jako eko i tak dalej omijam z daleka.
Emerycie – bez byka nie było by się z kim bóźć.
Taaa…, i od czego tu zacząć.
A więc, z Danusinych zdjęć wynika, że „sola” osobistego wędkarza to ryba, co „robiła” kiedyś jako zwykła flądra – dawno tu na to zwracam uwagę. Nie jestem rybakiem i nie wskażę jaki to podgatunek i czym się różni od tych bałtyckich, różni się jednak przede wszystkim ceną. Sola, po łacinie, skoro już przy tym jesteśmy: solea solea http://de.wikipedia.org/wiki/Seezunge . Zawsze się dziwiłem, dlaczego danie z solą w Polsce jest tak tanie. O ile za prawdziwą solę płacę tu z reguły ok. 25 euro za kg, to flądropodobne kosztują w sezonie i mniej niż jedna trzecia tego. Mimo tego – też dobre.
Resztki,
moja LP, jak jeszcze nie potrafiła sklecić zdania po niemiecku dostała fuchę w tutejszym barze operowym i na oddzielnym ministoisku podawała wino musujące pod nazwą sekt, a na żądanie i prawdziwego szampana, bo na to wystarczył uśmiech. Wtedy to dowiedziałem się, że tam odgrzewają kawę. Dwadzieściaparę lat temu parzyło się kawę we wielkich ilościach, aby w naporze przerwy między aktami móc podołać zamówieniom. Zaszokowało mniewtedy, że coś takiego może mieć miejsce, że nadmiaru się nie wylewa, tylko puszcza do obiegu następnego dnia.
Frank i Lissa,
Alicjo, to ten Frank jeszcze nadal?…
Ta Lissa przypomina mi moją LP, co była postrachem pobliskiego domu opieki. Nasza Paula (kufel!), leżała i nie miał jej kto podać szklanki wody.
Widzę horyzont, formularze wypełnione, jutro wrzucam do poczty.
Danuśko,
gratuluję wrażeń, piękne zdjęcia, wychodzi mi ale na to, że z powodu wędkowania, już nawet do Norwegii nie warto się wybierać.
Wielka produkcja bez wspomagania chemii, być może z udziałem sprzedajnych weterynarzy, z egipskimi trąbkami.
Alino – To wszystko dzięki Danuśce. Rozwinęłaś skrzydła, a skończyło się na starej podszewce. Wstydź się, motylu jeden.
(Motyle także mają trąbki)
Byku – Nieładnie; zdenerwowałeś Emeryta. Innemi słowy – hańba.
Echidno – Jazz? No wiesz? Jak śmiesz? Hello 🙂
Pepegorze,
jak najbardziej, Frank fizycznie radzi sobie całkiem doskonale. Gorzej z tym innym, na literę „A”.
Z kufla Pauli jeszcze nikomu nie dałam się napić piwa, chociaż sama parę razy się i owszem, napiłam.
Placku 😉
Pepegorze, może wróć do pracy? Zatyrasz się na tej emeryturze 😉
A, pytają mnie bez przerwy, czy będę jeszcze coś robił.
Jak na teraz, to czas by wyplewić wreszcie ogródek.
Niebo niebieskie nade mną…
http://kulikowski.aminus3.com/image/2012-06-14.html
Ta Plackowa Aida przypomniała mi wzruszającego szczecińskiego Nabucca, gdzie za pułki babilońskie (a może kohorty, czy co oni tam mieli) robiło sześciu tancerzy z kijami, którzy latali dookoła dekoracji.
Plackowa Aida jest zniekształcona internetowo, a szkoda.
Oj tam. Nie ma to jak łabądki z jeziora 😉
Młodsza dzisiaj wieczorem występowała jako kibic. Nie na stadionie, tylko w strefie kibica i w knajpach. W strefie kibica musiała oddać do depozytu parasolkę, a kumpel scyzoryk – jedno i drugie to potencjalna broń. Wróciła w żałobnym nastroju po klęsce Irlandczyków. W tych Ajryszach Poznań się zakochał: jest ich dużo, piją jak smoki, ale śpiewają, dowcipkują, a nie robią za myszy co to po pijaku idą kotu mordę obić. Szalenie sympatyczni, a już portier hotelu, który zobaczył dwóch panów ok 60-tki wychodzących z pokoju na zielono i dosiadający wielkich, dmuchanych kucyków, omal nie skończył tragicznie ze śmiechu. Tak więc miasto ich pokochało, a tu przyjdzie się żegnać. Żal.
Jak tam Danuśki wolontariuszka? U nas największą radość wolontariuszom z informacji turystycznej zrobił Rosjanin, który miał jedno pytanie : czy macie pandę? Mamy, To jak dojechać do tej pandy? Bo był już w wielu ogrodach ZOO i jeszcze nie widział pandy.
Pyro,
dobry gość to gość na krótko 😉
No masz. Sprawdzą ci geny (za ok.400$) i powiedzą ci, co masz jeść, żeby żyć sto lat albo i więcej 😯
(wiadomość z głównego dziennika tv)
Po tamtej stronie Wielkiej Kałuży jest już nowa data – wszystkim Jolom, Jolantom i Jolinkom WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Z życzeniami dla Haneczki i Jolinka czekam jednak do rana. Teraz ogłaszam ciszę nocną po tej stronie kałuży.
Pyro-moja wolontariuszka jutro robi za gwiazdę 😉
Dziennikarz z „Polityki” przyjeżdża po raz drugi i będzie robił kolejne zdjęcie ekipie,w której pracuje Latorośl.
Z jej relacji wynika,że kibice przylatujący do Polski zachowują się bardzo wesoło i sympatycznie (Grecy już na lotnisku odtańczyli zorbę wciągając do tańca właśnie wolontariuszy).Jedynym niechlubnym wyjątkiem byli niestety Rosjanie,ich zachowanie już na lotnisku nie wzbudzało sympatii.
Pepegorze-widzę zatem,że mój Osobisty Wędkarz ma zdecydowanie większą wiedzę o rybach słodkowodnych niż niż tych z bardziej lub mniej słonych mórz.I nie mam się co dziwić,bo od kołyski łowił ryby
w strumykach,rzekach i jeziorach,a nie w morzach czy też innych oceanach.
Jak wiecie byłam w Jordanii. Pierwsza porcja zdjęć z pustyni Wadi Ramm.
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/WadiRamm?authkey=Gv1sRgCIHiovu0sYm7hAE#
Zapytaj się go może wprost, Danuśko.
Może on uważa, że skoro Polacy flądrę uważają za solę, to on musi się dopasować?
Pepegor! My Polacy flądrę uważamy za flądrę. Chyba żeby była gospodarna…
Czekam na Zjazd, żeby wreszcie się napić z mężczyzną!
Zrobiło się „lyrycznie”
http://www.youtube.com/watch?v=Pl48SJXcWtc&feature=related
Na wideło nie patrzcie, ale posłuchać warto.
http://www.youtube.com/watch?v=5EFp6v_5wJ0
dzień dobry …
haneczko Kochana ściskam Cię serdecznie i niech wszystko o czym marzysz się spełni z nawiązką … 🙂
miło, że młodzież blogowa tak się sympatycznie udziela na EURO .. a o Irlandczykach wszyscy tylko dobre słowo rozsiewają ..
Małgosiu Jordania warta wakacji … 🙂
Placku tęskniłam za Tobą po cichutku ….
dziękuję za życzenia i do wieczorka … 🙂
a Irlandczycy po przegranym sromotnie meczu śpiewali to …
http://www.youtube.com/watch?v=efkTrPxSi7g
wzruszają … nic dziwnego, że Polacy się zakochali w takich kibicach …