Parę moich ulubionych adresów
Pojawiły się już pączki (na drzewach nie na półmisku) więc pora pomyśleć o wędrówka po stołecznych knajpkach. Przypomnę więc kilka moich ulubionych.
O tym, że dobrze trafiliśmy (ul. Puławska 16, tel. 22 849 44 42) przekonał nas fakt, iż przy sąsiednim stoliku siedzieli Włosi zajadający penne alla amatriciana (rurki z sosem pomidorowym, boczkiem i cebulą) oraz scaloppina al limone (filet ze schabu w sosie cytrynowym) i popijający ze smakiem białe wino. Omawiali jakiś projekt, rysując zawzięcie w rozłożonym bloku i gestykulując jak Marcello Mastroianni w filmach Felliniego. Kelnerzy i kelnerki w „Pappa-Grappa” sympatyczni, fachowi, nie nachalni, potrafiący doradzić w wyborze dań. Umieją też porozumieć się z gośćmi także po angielsku i po włosku. W trakcie lektury menu, aby nie wywołać skurczu żołądka pobudzonego spisem potraw, gościom poda się ciepły chleb i na spodeczku oliwę o wybranym smaku. Jest to przekąska nie wliczana do rachunku. Potem na naszym stole pojawiły się: frittura di carciofini (karczochy smażone), parmigiana di melanzane (bakłażan zapiekany w sosie pomidorowym z parmezanem i mozzarellą), tortellini prosciutto e funghi (pierożki w sosie śmietanowym z szynką i grzybami), spaghetti allo scoglio (makaron z owocami morza), saltimbocca (filet cielęcy nadziewany szynką i szałwią w białym winie), gamberoni alla griglia (krewetki z grilla), insalata di pomodori (pomidory z bazyliowym sosem) i wreszcie dwie porcje tiramisu oraz dwie kawy espresso. Z nowości musimy dorzucić tort ze szpinaku z parmezanem, różności rybne z grilla i przewspaniałe kalmary w cieście.
„Borpince” (ul. Zgoda 1, tel. 828 22 44) to zaadaptowane piwnice z ceglanymi stropami i ścianami pamiętającymi Powstanie Warszawskie, wygodnymi stołami, ławami i krzesłami. Obsługa sprawna, kompetentna i miła. Jak przystało na winiarnię, duży wybór tokajów i win z innych regionów. W karcie można znaleźć niemal wszystkie dania typowe dla węgierskiej kuchni. Z zimnych zakąsek zamówiliśmy półmisek wędlin dla dwóch osób (42 zł). Było to salami i węgierska paprykowana kiełbasa, ogórki, papryka, pomidory, żółty ser oraz dwie bardzo smaczne pasty. Obie zupy: rybna i fasolowa intensywne w smaku, pikantne i aromatyczne.
Pieczeń cygańska z karkówki (29 zł) ze smażonymi ziemniakami mogłaby być trochę bardziej miękka i wówczas byłaby idealna. Tak jak przepyszny gulasz z suma z kluseczkami (35 zł). Najbardziej znanym węgierskim deserem są płonące naleśniki z masą orzechową, polane gorzką czekoladą (Gundel palacsinta – 15 zł).
W restauracji „Mirador”, należącej do klanu Kręglickich, najbardziej przypadła nam do gustu pulpo i wspomnienie magret en salsa de orejones, co w polskim narzeczu oznacza pierś kaczki w sosie morelowym. Koniecznie trzeba wspomnieć o małżach św. Jakuba, które są najważniejszym daniem świątecznym w Santiago. Św. Jakub Starszy jest bowiem patronem miasta, a nawet całej Hiszpanii. Mirador (ul. Grzybowska 2, tel. 436 35 35) ulokowany w nowoczesnym biurowcu, choć mieści się nieco na uboczu, szybko zdobył klientelę na stołecznym rynku gastronomicznym. Mimo że nie jest to lokal tani. Ale płacąc za sopa de mariscos (zupa z owoców morza) 22 zł, a za sepia con habas (sepie duszone z młodym bobem) 39 zł, już po pierwszych kęsach wiemy, że warto było narazić domowy budżet na taki wydatek.
Lokal, do którego trzeba się wspiąć na pierwsze piętro pasażu handlowego, ma też – zapewne dla leniwych bądź nadmiernie otyłych łakomczuchów – bar tapas zlokalizowany na parterze. Tam – przyznać trzeba – można zjeść taniej. Ale i tu, i tu w prawdziwie hiszpańskiej atmosferze.
„Portucale” zlokalizowana jest na Mokotowie przy ul. Merliniego 5. Kuchnia portugalska jest dość bliska polskim gustom, a ceny w restauracji są niewygórowane.
Przy wejściu – półki z portugalskimi winami, mało w Polsce znanymi, lecz nie ustępującymi winom hiszpańskim. Jest też specjalność portugalska – wino zielone (butelka od 35 zł), wytrawne, leciutko musujące, świetne do ryb i drobiu. W karcie jest na kieliszki i naprawdę warto spróbować.
Karta dań dość rozbudowana, lecz bez przesady. 13 propozycji przystawek, 8 sałat, 5 zup, 12 dań rybnych i 16 mięsnych.
Z zakąsek wybraliśmy sardynki w cieście (10 zł) i kotlety wieprzowe w ostrym sosie pomidorowym (11 zł). Owe kotlety okazały się jednym, ale bardzo dużym, cienkim kawałkiem wieprzowiny przypominającym nasz kotlet schabowy.
Natomiast dorsz z rusztu (35 zł) w sosie śmietanowym, z cebulą i ziemniakami pure można polecić osobom najbardziej wymagającym. Duża porcja, podana w gorącej kamionce, ryba soczysta, dosmaczona. Flaczki z boczkiem i białą fasolą nazywają się dobrada (34 zł) i trochę przypominają fasolkę po bretońsku. Podawane są z ryżem, co w pierwszej chwili zaskakuje, lecz okazuje się dobrym pomysłem.
Na deser zamówiliśmy ciasto francuskie z orzechami portugalskimi i migdałami (16 zł). Wspaniała masa orzechowo-migdałowa w cienkim cieście podawana na ciepło i skontrastowana bardzo smacznymi lodami i bitą śmietaną.
Komentarze
Zbyt to ważne, zdaje mi się, aby umieścić to na końcu wczorajszego watku. Ktoś szukał przepisów na trunki z duszą? Pre bardzo:
„Łza komsomołki
Lawenda 15 g
Werbena 15 g
Woda kolońska „Las” 30 g
Lakier do paznokci 2 g
Płyn do płukania ust 150 g
Lemoniada 150 g
Składniki należy w ciągu 20 minut mieszać gałązką wiciokrzewu.
Charakterystyka:
Doskonale aromatyczny, pity w dwóch porcjach na przemian odbiera dobrą pamięć i zdrowy rozsądek.”
i
„Duch Genewy
„Biały bez” (woda kolońska) 50 g
Środek przeciwko poceniu się nóg 50 g
Piwo żygulowskie 200 g
Lakier na spirytusie 150 g
Charakterystyka:
Doskonały bukiet smaku. Powstrzymuje złe moce wywołane przez Balsam Kanaański.”
Z powyższego wynika, że ów Balsam też trzeba prześwietlić, zatem:
„Balsam Kanaański (zwany potocznie „srebrnym liskiem”)
Denaturat 100g
Ciemne piwo 200g
Oczyszczona politura 100g
Charakterystyka:
Lisi kolor, umiarkowana moc i trwały, niezwykły zapach. Wyzwala w pijącym wulgarność i ciemne siły…”
I niech ktoś powie, że to był zwykły pijak! jerofiejewa wyrywa się takiemu zwyczajnemu, potocznemu osądowi, ale tylko przez dzieło. Tylko przez dzieło, bo zasrańców w pretensjach do sztuki i z nałogami, które kalecza bliskich, to świat jest pełen.
Mastrojani p. Gospodarza, to w „wielkim zarciu” ma taką zwrotną scenę. Ten konsumpcjonizm narasta, to jedzenie się kumuluje, to obżarstwo wyżyn sięga, az wreszcie marcello stoi do nas tyłem w garazu przy bugattim, się odwraca… z paterą makaronu. Tu mi pękło i film poszedł w stany „niedobrze mi” 🙁
O kuszeniu w Wielkim Poście zamilczę. Przeczytałam nocne wpisy – Helena i Lulek do 3.00 w nocy gadali na blogu, a i kilkoro innych też wtedy aktywność przejawiali. Ci z za wielkiej wody, to normalne, ale reszta?
Antek – przepis wypróbuję jeszcze dzisiaj i proszę o więcej ( mówiłeś, że w razie zainteresowania…) Dzisiaj też nastawię na likier kakaowy z przepisu od Nemo, z kawowym gorzej, bo nie mam kawy świeżo palonej. O półrocznym okresie leżakowania nic nie mówię, bo niemal każda nalewka taki ma i dawno się przyzwyczaiłam. Dlatego robi się takie wytwory z odpowiednim wyprzedzeniem.
U mnie na śniadanie jeden skromny gołąbek . Żadnego obżarstwa: koniec chleba początek wody, jak to w poście…
http://kulikowski.aminus3.com/
Fajny ten gołąbek, taki napuszony jak kulka piórek. Do mnie na balkom przylatuje para gołębi i szukają miejsca na porodówkę. A wstrętna pani domu wielki koszyk stojący na szafce, idealny na gniazdo, odwróciła do góry dnem. Mój Mąż dokarmiał ptaki mimo protestów sąsiadów, o ptaki się przyzwyczaiły. Teraz, mimo że ja im jedzenia nie wystawiam, przylatują stale.
Ciekawostka dla ciekawych
!00 dni rządu (PiS)
http://www.matka-kurka.net/post/?p=529
Prośba do Iżyka o link do jego pensjonatu. Bardzo mi potrzebny i w zbożnym celu.
Nie trzeba linku, Piotrze. Trzeba nacisnąć na Iżyka i już. Ma fajną stronę
Izyk !
Daj ten link, spokojnie. Ja na wszelki wypadek zapalilem swieczke.
Trzeba czuwac. Koniec konców post.
Pan Lulek
Nemo! Oczywoscie, ze salicylowy! To slowo mi ucieklo i odezwalo sie „etylowym”, bo wiedzialam, ze nie „metylowy”. Salicylowy indeed! Nie nysle, aby u nas w aptece byl do zdobycia czysty, ez salicylu czy jak mu tam.. No, ale zapytam pania Dzudzinska, aptekarke.
Z frontu godnego powitania Nicolki: Pani dochodzaca zostala przekupiona aby odsunela u E. kanape na kolkach, fotel na kolkach i stojacy w kacie wozek inwalidzki i umyla pod nimi podloge. A nawet przejeta odpowiedzialnoscia zadania, z wlasnej inicjatywy przetarla polki w lodowce, o czym mnie trrymfalnie poinformowala. Nie mialam juz co robic! Alleluja! Moge sie zabrac za wymyslanie przystawki na utrzejszy obiad powitalny.
Pyra Wam powie dlaczego spirytus apteczny nie nadaje się do picia. Nie jest dodawana do niego żadna trucizma ani w ogóle nijaki dodatek, prócz 2-4% wody destylowanej. Ale on jest produkowany z bezwodnika alkoholu etylowego. Ile by do niego wody nie dodać – 2 – 20- czy 50% i tak będzie powodował nieznośną suchość w ustach. Miałam przyjaciółkę pracującą w Instytucie genetyki roślin PAN. W kabinach szczepień wszystko, łacznie ze ścianami spryskiwano spirytusem w celach aseptycznych. Oczywiście chłopacy próbowali coś z tego obficiew lejącego się strumienia zużyć w celach własnych. Po kilku próbach dali spokój i tylko uprzedzają znajomych, że do 96% alkohol uzyskuje się na drodze normalnej destylacji i oczyszczania. Ten wyżej stężony, produkuje się z bezwodnika i jako taki, nie nadaje sie do spożycia – wyłącznie do aseptyki i celóqw technicznych.
Tu jest cala prawda o etanolu, bezwodniku (alkoholu absolutnym) i jego produkcji.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Alkohol_etylowy
Tzw. bezwodnik czyli 100% alkohol po otwarciu butelki sam sie zamieni w zwyczajny spirytus wchlaniajac wode z powietrza, az do utworzenia mieszanki azeotropowej 95,6%. Dam glowe, ze nikt nie odrozni nalewki robionej na spirytusie rektyfikowanym od robionej na absolutnym z dodatkiem tych kilku procent wody. Woda w spirytusie ze sklepu tez jest destylowana.
Uczucie szczegolnej suchosci po spozyciu rozcienczonego alkoholu absolutnego bierze sie raczej z myslenia magicznego (swiadomosc nielegalnosci) niz z wiedzy chemicznej. Mnie suszy po kazdym 🙁
Nemo, uzywalem kiedys do analiz etanolu „suszonego” na benzenie, zapewniam Cie, ze nalewki na tej bazie tracaja dieslem, potem zabieraja wode z mozgu, no i suszy, bo musi
Miło mi się Państwu pochwalić, że w tym tygodniu w kolekcji „Polityki” ‚Cała Polska czyta dzieciom’ będzie do kupienia książka, którą tłumaczyłam: „Most do Terabithii” Katherine Paterson. Polecam wszystkim dzieciom (i wnukom) w wieku 10 -14 lat. Paterson jest wspaniałą amerykańską pisarką dla dzieci, laureatką wielu międzynarodowych nagród.
A wczoraj na kolację dla przejezdnych gości był kurczak (piersi pokrojone na niewielkie kawałki) z boczniakami podsmażonymi na patelni i garścią suszonych prawdziwków. Suszone grzyby łamię na małe kawałeczki i dopiero potem moczę i gotuję. W ten sposób unikam krojenia śliskich grzybów. Do kurzcaka z dwoma rodzajami grzybów dodałam sól morska z płatkami chili i śmietanę. Do tego kuskus, który podobno jest makaronem, a nie kaszką.
Polski spirytus można jak najbardziej legalnie dostać w Niemczech w rosyjskich sklepach i spokojnie przewieźć samochodem dokądkolwiek.
Drodzy spirytualiści,
Pamiętam nalewki na spirytusie używanym w laboratorium przyszpitalnym do dezynfekcji stołów i temupodobnych w latach słusznie minionych jednag z takim sentymentem wspominanych.
Nie zawsze dane im było odestać swoje sześć miesięcy – niemniej jednak były bez zarzutu.
Zdaniem dwudziestopięciolatków spragninych niekiedy chemicznego wspomagania oczywiście. Uczucie suchości pojawiało się dopiero rankiem następnego dnia i przeważnie nie było efektem myślenia magicznego a raczej braku umiaru połączonego z zasobnością gąsiorka w którym te nalewki mieszkały.
Spirytusu salicylowego używała moja babcia do faworków – jak nie było tego „spożywczego”.
Sentymentalne wspominki mają zabójczy wpływ na poprawność pisowni.
jednag=jednak
a propos kuskus, do puchaly, zaden makaron, reszta tutaj:
http://www.couscouscatering.com/
Andrzeju,
uczucie suchosci po „absolutnym” mialo byc szczegolne, a ja tez uwazam, ze to raczej skutki braku umiaru, bo alk nic lub malo kosztowal 😉
Dzis pieke znowu to ciasto czekoladowe, ale w wiekszej formie, a potem pokroje na kawalki. Chyba juz nigdy nie zrobie bez chili. Moja wybredna rodzina +Geolog wchlonela wczoraj te babeczki z sosem, jagodami i lodami i powiedziala, ze taki deser moge rowniez podac ewentualnym gosciom, pod warunkiem podwojenia wszystkich skladnikow.
Puchalu,
ja tez uzywam grzybow wczesniej rozdrobnionych. Grzyby, jesli sie zbiera samemu, najlepiej jest pokroic cienko juz przed suszeniem. W takiej formie susza sie szybciej, lepiej przechowuja, latwiej mocza i szybciej gotuja. Jest tylko jeden problem. Nigdy nie wiem, ile wziac, gdy potrzebne sa 2 grzyby w barszcz 🙁
Gwoli absolutnej jasnosci dodam, ze nie suszenie sie bralo z magicznego myslenia, a jego uzasadnienie 🙂
Link, jak widać, wreszcie jest i też mi się podoba 🙂
Puchala
Ksiązki z amerykańskiego tłumaczyć, a takich rzeczy nie wiedzieć?! Aaaa…, literatura dla dzieeeci… Kuskus to kluski, tylko arabom ciężko było „klusklus” wymówić 😉
Kuskus nie kuskus, u mnie za oknem tak:
http://alicja.homelinux.com/news/img_3853.jpg
Wiosna?! Jaka wiosna, pytam?! Magiczne myślenie chyba…
nemo,
Dobrze by było gdybyś opisała eksperymenty z tym ciastem czekoladowym. Ja stosowałem również czekoladę doprawianą chili już w tabliczce ale nie jestem pewien czy efekt był równie dobry. Piekłem to ciasto jedynie dwa razy więc trudno powiedzieć – u Ciebie zanosi się na częściej.
P.S.
Oczywiście w żadnym wypadku nie będę pytał o uboczne skutki konsumpcji – jakżebym śmiał!!
Wy tu o etanolu a u nas wiosna.
Widac juz skutki zimy. Sasiadka, która jest samotnie wychowujaca cztery pociechy, kazda od innego tatusia, wyplatala sie z zimowych futerek i co powiecie. Dobrze jej zima sluzyla bo zrobila sie pojemniejsza w pasie. Mnie przy tym nie bylo, ale na wszelki wypadek zdebialem. Pomyslalem sobie, ze chyba nie wpadnie jej do glowy, zeby dla dzieciaków, lacznie z tym w drodze, szukac od razu dziadka. Tym bardziej, ze usmiechnela sie do mnie jakos przyjaznie. Na cale szczescie, sasiadka zaprosila mnie na herbate, co zwykle oznacza duza porcje miejscowych nowin. Pierwsza nowina, to jej wlasny przyjaciel zdecydowal sie na rozejscie z zona. Ma nowy samochód i pewnie stara zona nie pasowala mu do nowego samochodu.
Druga wazna nowina dotyczyla tej wielorodnej sasiadki. Chodza sluchy, ze tym razem poszla na zaciesnienie stosunków sasiedzkich. Sasiad z tej samej klatki schodowej zostal sam, gdyz wlasna malzonka pojechala na obóz narciarski. Nie wiadom, sama czy w jakims towarzystwie. Sasiad zostal sam na gospodarstwie. Zgodnie z panujacymi obyczajami zapasowy klucz od mieszkania byl w posiadaniu akurat tej aktualnie nawiedzonej sasiadki. Stalo sie to co musialo sie stac. Sasiad zatrzasnal drzwi i kiedy wracal z pracy, zauwazyl, ze niema klucza od mieszkania. Zapukal do sasiadki i Amor wypuscil strzale. Ponoc buzliwie powtarzali wariant zapomnianego klucza i Swiety Duch poblogoslawil. Pani spodziewa sie piatego potomka. Zona tego pana nie jest zachwycona ale on znalazl wymówke. Podczas kilkuletniego malzenstwa nie obdarzyla go potomkiem, a tu jest jasny dowód jego jurnej meskosci. Ciekaw jestem jak potoczy sie dalej ta historia, tym bardziej, ze ten pan juz z góry uznal te nienarodzone dziecie, tlumaczac to ciekawoscia, czy on jako mezczyzna jest w nalezytym porzadku. No i jest.
Mój komentarz jest nastepujacy. Ta bezdzietna pani powinna usilowac tez znalezc sie w odmiennym stanie, ty bardziej, ze lekarze nie znalezli podobno zadnych przeciwskazan.
Bylo nie bylo wszystko pozostanie w tej samej klatce schodowej, a na wiosne jak znalazl.
Pan Lulek
Nemo, Andrzeju – kiedy był ten przepis na ciasto czekoladowe z chili, bo może i ja bym zrobiła?
Pyro, tu Ci wstawiam:
60 g ciemnej czekolady
125 g niesolonego masła
1.5 dl mąki pszennej
125 + 100 g cukru
2 jaja
1 łyżeczka cukru waniliowego
0.5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 suszone chili (ancho lub chipotle)
2 dl dobrego czerwonego wina
1 kawałek cynamonu
1 gwiazdka anyżu gwiazdkowego (gwieździstego?)
Czarne jagody, maliny i lody waniliowe
Z wina, 100g cukru, cynamonu i anyżu ugotować sos – zredukować do połowy objętości. Ostudzić, odcedzić.
Chili namoczyć w zimnej wodzie przynajmniej z godzinę. Czekoladę stopić w kąpieli wodnej razem z masłem. Nie lizać!!!!
Jajka utrzepać z cukrem i ostrożnie wymieszać z masłoczekoladą, dodać wymieszaną z cukrem waniliowym i proszkiem do pieczenia mąkę.
Dołożyć drobno poszatkowane chili.
Upiec w foremkach cztery babeczki (przepraszam za infantylizm) w temperaturze 175 stopni C przez 7-10 minut. Dobrze by było gdyby w środku były (te babeczki znaczy) nieco wilgotne, klejące się – nie wysuszone na kość stare baby znaczy?
Teraz oczyścić owoce, wymieszać z sosem i ułożyć na talerzu. Do tego te czekoladowe kulinarne wybryki i po kulce lodów waniliowych.
Pyro,
przepis skrupulatnie jest zanotowany w :
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Według alfabetu, to znaczy na „C” 🙂
A tutaj treść, bo akurat mam pod ręką:
Andrzej Szyszkiewicz pisze:
2008-02-21 o godz. 19:08
nemo
pisała na tych łamach niejednokrotnie o tej bardziej wyrafinowanej kombinacji czekolady i chili. Chciałbym tylko przyklasnąć – choć termin ?przymlasnąć? wydaje mi się bardziej właściwy – i przytoczyć receptę zaczerpniętą z książki o winie i jedzeniu której autorem jest Michel jamais:
60 g ciemnej czekolady
125 g niesolonego masła
1.5 dl mąki pszennej
125 + 100 g cukru
2 jaja
1 łyżeczka cukru waniliowego
0.5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 suszone chili (ancho lub chipotle)
2 dl dobrego czerwonego wina
1 kawałek cynamonu
1 gwiazdka anyżu gwiazdkowego (gwieździstego?)
Czarne jagody, maliny i lody waniliowe
Z wina, 100g cukru, cynamonu i anyżu ugotować sos – zredukować do połowy objętości. Ostudzić, odcedzić.
Chili namoczyć w zimnej wodzie przynajmniej z godzinę. Czekoladę stopić w kąpieli wodnej razem z masłem. Nie lizać!!!!
Jajka utrzepać z cukrem i ostrożnie wymieszać z masłoczekoladą, dodać wymieszaną z cukrem waniliowym i proszkiem do pieczenia mąkę.
Dołożyć drobno poszatkowane chili.
Upiec w foremkach cztery babeczki (przepraszam za infantylizm) w temperaturze 175 stopni C przez 7-10 minut. Dobrze by było gdyby w środku były (te babeczki znaczy) nieco wilgotne, klejące się – nie wysuszone na kość stare baby znaczy?
Teraz oczyścić owoce, wymieszać z sosem i ułożyć na talerzu. Do tego te czekoladowe kulinarne wybryki i po kulce lodów waniliowych.
Oczywiście nie muszę dodawać (więc po jakiego ? dodaję?), że im lepszej jakości składniki tym lepszy efekt.
Zaręczam, że warto i jest jak w tej oto starej, zakurzonej piosence:
http://www.youtube.com/watch?v=G3NQ5Tfm3AA
Też się pospieszyłam z przepisem, ale mnie przystopowało, że mój komentarz czeka na akceptację 😯
…ano tak, sznureczek do strony oraz drugi do piosenki, którą Andrzej Sz. polecał 🙂
Iżyku,
nie tylko z amerykańskiego i nie tylko dla dzieci, ale faktycznie o kuskusie chyba jeszcze nie tłumaczyłam. Z rozkoszą przetłumaczyłabym książkę kucharską.
A tu link do Wikipedii. Wiem, wiem, to nie jest stuprocentowe źródło wiedzy:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kuskus
Dziękuję. Wykorzystam jak będę miała składniki. Coś mi świruje moja nowa przecież mysz komputerowa. Mam kłopoty z przesuwaniem tekstu na stronie. Wygląda, jakby tekst był obdarzony własnym życiem – faluje i przesuwa się trochę niezależnie od myszy. Z utrzymaniem kursora w miejscu należnym też coś tam nie wychodzi. Może za 10 minut po zresetowaniu ustrojstwa będzie lepiej.
Nemo,
ostatecznie można wziąć kostkę grzybową Knorra 🙂
Puchalu, 😯
Puchalu, zawzielas sie dzis, by przyprawic co poniektorych o pulpetacje? 😯 Znasz amerykanski, to poczytaj to zrodlo:
http://en.wikipedia.org/wiki/Couscous
Mam nadzieje, ze to nie Twoje tlumaczenie jest w wersji polskiej 😉 semolina-wheat, pasta-like to nie to samo co makaron 🙁
„rolling and shaping moistened semolina” brzmi jak przepis na makaron, non?
Al dzisiaj w sprawie deserow…
Zwykle wygladaja lepiej niz smakuja…
Ale lubie patrzec na wyroby na stronie Passions Gourmandes, chef o nazwisku Christophe Michalak wypieka takie cudenka…
a.
No masz! Znów mi przerabiają! To chyba wordpress się mści za dobre słowa.
Puchalu.
No, jako zupełny w tych sprawach lajkonik, nie będę polimeryzował. Wczoraj dyskawery (chyba sajęs) w cyklu „jak to jest zrobione” pokazywał produkcję i mówił, że ani kasza, ani makaron, tylko kluski.
Po cichu powiem Ci, że jeśli Kapitan mówi, że nie makaron, to nie makaron. Koniec, kropka i dogmat! Do Niej PWN dzwoni w sprawach erraty, a Discovery zdejmuje ramówkę! 🙂
To ja, w mordeczkę, odkąd poznałem kus-kus myślałem że to kaszka pszenna. A to makaron!? W dyskawery to różne cuda pokazują, ale ciekaw jestem jak ci arabi ten kus-kus w czasach przedtelewizyjnych sobie wyrabiali? Takie małe kluseczki-kuleczki, to tak chyba w dwóch palcach trzeba kręcić? A ile kuleczek-kluseczek trzeba aby się najeść? Ile nakręcić kciukiem i wskazującym? Jakaś ściema z tymi kuskluseczkami.
Zacierki to można skubać i kręcić ręcznie, tak! Większe są!
Ale takie kuskusiane?
Chyba że arabom robili je chińczycy. 😉
z dyskdzokejem sie spierac nie bede, ale gosc z naprzeciwka mowi, ze to kasza, pszenica grubo mielona, kropla oliwy, nieco wody, niech spuchnie, po ok. pol godzinie gotowane na parze w garnku przewidzianym, potem sypkie, jak piasek, kto mnie tu udowodni obecnosc makaronu?
moze dyskdzokej poznal innych Arabow? z Islandii?
Negli Stati Uniti il cuscus ? conosciuto come tipo di pasta… (…)per la sua rapidit? di preparazione.
To chyba rozumie kazdy 😉 Jak fachowcy od makaronow wszelakich mowia, ze tylko w Stanach kuskus traktowany jest jak rodzaj pasty, bo jest rownie prosty w przygotowaniu, to sprawa jest chyba jasna 🙂
Izyku, 😳
nemo,
Jag dla gości to do tego deseru otworzyć flaszkę
http://en.wikipedia.org/wiki/Commandaria
Chociaż może dla gości to szkoda tego wina?
Ja też w Nemo, jak w Zawiszę. To, co kupuję w polskich sklepach, to kasza pszenna, preparowana (zalać wrzątkiem i jeść) Ja lubię od czasu do czasu, dziecko nie bardzo. Mówi, że bez smaku
A na inny temat, to jak na dłoni widać, jak bardzo jest potrzebne prawo o „związkach partnerskich”. Otóż dzisiaj, nagle, zmarł jeden z sąsiadów, który od 20 lat mieszkał na „kocią łapę” z pewną panią. Dzisiaj nie chciano jej udzielić informacji w szpitalu , do którego zabrała go karetka (nie zdążył żywy dojechać) ani w szpitalu nie mogła załatwić formalności, ani w zakładzie pogrzebowym. Policja ściągała dorosłą córkę tego pana, z którą żył jak pies z kotem. Konkubina nie miała żadnych praw. Jak się córcia uprze, to nawet o dacie i miejscu pochówku nie zawiadomi.
Nemo, ja pojalem, ze w Stanach, to oni nawet paste do butow uwazaja za przysmak, a jak kiwi, to witaminizowana nielotnie ( uwaga podwojny cynk )
🙂
A. Sz. szabelka, goscia,
takie cuda sie spija w waskim gronku
Zeby jeszcze więcej namieszać, to dorzucę Wam bulgur 😉
Kuskusu nie trzeba gotować, wystarczy zalać gorącą wodą (półtora szklanki wody na szklankę kuskusu, jak mało, to zdziebko uzupełnić). Bulgur nawet zimną, może kuskus też, ale nie sprawdzałam.
Jak zwał tak zwał, oba dobre, a u mnie ciągle sypie 🙁
Pyro, ten temat w innych landach juz dawno pochowany, zalosc cisnie, ze u nas jeszcze nienormalnie
ide cos wazyc, spotkanie z lodowka, to dla mnie przygoda, wiem, co wlozylem, nie wiem, co zostalo,
Alicjo, normalka, kuskus powinien byc sypki, wiec sypie
Ludzie, przestancie z tym zaufaniem, bo nie udzwigne takiego ciezaru 🙂 Lepiej po leninowsku: Dowieriaj, no prowieriaj 😉
Andrzeju, piles to juz, te Komandorie?
Co do eksperymentow z deserem, to co chcesz wiedziec, jesli nie skutki 😯
wieczorne dobry wieczór
od znajomego Araba dowiedziałem się o kus-kusie
wyrabianym jak makaron
ale przecież wiadomo, że pszenica itd
więc moi drodzy
jest niestety (albo stety) i tak, i tak
może te narody formę onej nazwali kus-kusem
a potem każdy robił z czego miał
:::
to wszystko dywagacje z pamięci, z głowy, czyli z niczego
:::
pojechałem dziś na spotkanie branżowe – gastronomiczne
jedna taka firma organizowała
zjechało się braci kucharskiej kilka setek
bo to okazja i poplotkować
a i podpatrzeć to i owo
:::
konkurs stołów wielkanocnych był
nawet nie powiem, smakowity
choć brakło mi ćwikiełek, chrzanów, sosów różnorakich
i szynki z kością, coby była stołu ozdobą
no i niestety na zimno wszystko było
a mi się stół wielkanocny na gorąco kojarzy
śniadaniowo, żurowo, białokiełbaśnie
:::
już się cieszę na jaja
:o)
Pyro, zgodnie z zyczeniem… 🙂
Publikuję przepis na kakao dla dorosłych zaszyfrowane jako Łzy Mulatki.
10 deko dobrego holenderskiego niesłodzonego kakao
1 łyżeczka świeżo zmielonej kawy
1/3 laski wanilii
3-4 migdały ( mogą być gorzkie)
3/4 litra spirytu
75 deko cukru
1/2 litra źródlanej wody
Wanilię i migdały drobno posiekać lub utrzeć w moździeżu, przełożyć do wyparzonego słoja.
Dodać kakao i kawę, zalać spirytusem, szczelnie zamknąć, odstawić na tydzień
codziennie potrząsając. Następnie przecedzić płyn przez papierowy filtr do kawy.
Osad zalać niewielką ilością wody, wymieszać odstawić na 30 minut, przefiltrować, dolać
do spirytu.Resztę wody zagotować z cukrem, wymieszać z kakaowym spirytem, wstrząsnąć
i dać spokój na tydzień.Potem delikatnie zlać przez bibułę do wyparzonych butelek.
Po miesiącu można już pić, najlepszy po dwóch, a po trzech już go nie ma!!
I tak ma być bo z upływem czasu traci, a nie zyskuje na walorach smakowych.
A coś łatwiejszego,z wódką. Nawet Helena może zrobić jak lubi słodkie napitki…
2 puszki słodzonego mleka skondensowanego wstawić do rondelka, zalać wodą
do 3/4 wysokości i gotować na małym ogniu 3-4 godziny. Wodę uzupełniać
według potrzeb. Wystudzić, puszki otworzyć, wydłubać to ze środka, wymieszać
z 1/2 litra czystej wodki. Można pić natychmiast!!
Może się lekko rozwarstwiać, przed każdym użyciem więc proszę wstrząsnąć!!
To robiłem,z jednej puszki i ćwiartki wódki. Słodkie, takie krówko-toffiowe w smaku.
Wg przepisu z tej ksiązki robiłem włoskie nocino, orzechowkę z okolic Parmy.
Dobre było, ale potrzebne są zielone orzechy. Poczekamy….
Brzucho, ja tez, kiedys Piotr mnie ofuknal, ze jaja na blogu, to tylko wielkanocne, wiec teraz juz przedmozna
tez wole na cieplo te swieta
sławku
ale oby nie przegrzać tematu
żeby nam te święta do świąt bokiem nie wyszły
:::
od kiedy się sprowadziełem do Olsztyna
znajoma mojej lubej
ma ulubiony gryps na radzie pedagogicznej
pyta wprost lub esemesowo
– co jedliście?
:::
kilka dni temu się struła więc na diecie „zero”
wpada do nas i mówi
– jeść nie mogę, ale chociaż posłucham
– co jedliście?
:o)
nemo,
Pewnie, że piłem. Jakżebym mógł inaczej polecać? Co prawda ten Miszel też poleca to samo ale mi polecił mój syn zanim poleciał w świat.
Ale już przyleciał….
http://systembolaget.se/SokDrycker/Produkt?VaruNr=2040
Kolor: brązowy wpadający w zieleń
Zapach: Lekko przypalany, suszone śliwki,rodzynki i czekolada
Smak: Bardzo słodki, nieco przypalony, wyczuwalne rodzynki, figi i migdały
Zastosowanie: podawać do deserów, szczegolnie zawierających orzechy lub czekoladę.
Zdecydowanie szkoda dla gości.
P.S.
Skutki są zawsze interesujące.
Brzucho, a co jedliscie? sledzie w zadymie? mam nadzieje, ze oszczedziliscie jej szczegolow w kontekscie diety O
Russin, fikon och mandel – to musi być dobre 🙂 Rozejrzę się w mojej okolicy.
zacząłem wymieniać obiadowe menu
a bidulka, krzyknęła tylko
– nie mówcie! nie mówcie! znowu mi niedobrze
:::
– ziółek sprzyć? – spytałem
Andrzeju,
Commandaria w Twoim sklepie 114Skr=19,7373Fr, w moim – 20Fr 🙂
Drogi Slawku,
niestety nie uda mi sie chyba przyjechac na Zjazd Blogu, ale postaram sie wyslac tam specjalnie dla Ciebie pudelko mojej ulubionej pasty do butow kiwi w (moim ulubionym) kolorze czekoladowym
Pewnie, ze nemo ma wiedze nieograniczona, ale czasem po cichutku jak nie widzi to ja troche sprawdzam…
Wyjelam wiec paczke couscous moyen ze spizarki i czytam opakowanie, ale nic z tej pisaniny w szesciu jezykach nie wynika.
Niemniej jednak zainspirowana couscousem, i skoro go juz mam na wierzchu, zrobie go jutro na obiadn nasacze go roslkiem z kury. Do tego ze dwie lyzki surowego masla na koniec, bo couscous to lubi.
Tylko co do tego?
Pewnie bedzie pyszny i z pasta kiwi, ktora moi sasiedzi podobno sie tak delektuja…Mniam
a
Kochani, Wy o jedzeniu, spirytucie i pascie do butow a ja biedna chora. Grypsko mnie napadlo, czyje sie jak ostatnia wywloka a spalam 24 godziny ciurkiem. Teraz poturlam sie troszke, zrobie cos do picia, tabletki i wracam do luli.
Trzymajcie kciuki za Tuske.
Leno, oby Ci te tabletki ulgę przyniosły! Zdrowiej szybko! 🙂
Leno,
trzymam kciuki. Dopiero co przewalczyłam przy pomocy antybiotyku jakieś paskudztwo, które rzuciło mi sie na gardło i oczy, tak że rozumiem Twój ból. Zdrowiej szybko.