Kogo lubię, kogo kocham, kogo…?
Dwumiesięcznik przeznaczony dla miłośników jedynego wspaniałego trunku dla smakoszy znów ukazał się na rynku i w moim domu. Znalazłem w nim i tym razem parę tekstów, które zainteresują większe grono smakoszy. Oto jeden z nich:
„Kiedyś (z ogromną radością) przeczytałam rozmowę z Janem Nowickim – pisze Justyna Nowicka-Bednarek w najnowszym numerze „Czasu Wina” – który powiedział, że prawdziwa kobieta musi lubić jeść. Jak lubi – znaczy, że jest fajna. Całkowicie podzielam opinię Wielkiego Aktora: wychudzone nieszczęśnice o ustach zaciśniętych w ascetyczną kreseczkę nigdy nie budziły mojej sympatii ani zaufania. Mam też swój „symetryczny” pogląd na temat mężczyzn: ci fajni – lubią pić. Nie, żeby tam od razu urżnąć się w trupa – sączyć, ciesząc się, że butelka jeszcze jest do połowy pełna.
Prosty przykład, jak działa upodobanie do wina: jak ktoś lubi pić, to powie, że czerwone wino korzystnie wpływa na serce. A białe? Też dobre na serce. Natomiast jak ktoś pić nie lubi, to zaraz wytłumaczy, że mu to szkodzi. Pierwszy jest optymistyczny, skupia się na budowaniu tężyzny fizycznej, drugi – wszędzie szuka pułapek i w dodatku hipochondryk. Z kim wolelibyście spędzić czas?
Czas, czas… Ten jest ostatnio trudny. Po pierwsze – go nie ma. Po drugie -jest go za mało. Po trzecie – uporczywe maszynki mielą go na pieniądz, pozostawiając jakieś marne okruszki, w których trzeba zawrzeć cały smak życia. Ale – dobre i to. Jak mówią: nieważne, co masz, ważne, jak umiesz to wykorzystać. Jeśli akurat nie wiesz, co robić, możesz pić wino i czytać Villona.
Dla mnie najciekawsze w jego historii jest to, że nikt nie wie, jak się zakończyła. Bo o jej początku i środku coś tam jednak wiemy. Choćby to, że urodził się w 1431 roku i naprawdę nazywał się Francois de Monteorbier, a przydomek „Villon” przybrał, by uhonorować swojego opiekuna Guillauma de Villona, kapelana w przylegającym do Sorbony kościele Saint Benoit le Betourne. Matka – sama bardzo biedna i niepiśmienna – oddala chłopca mistrzowi Guillaumowi. który musiał go bardzo polubić, bo nie raz i nie pięć wyciąga! z tarapatów. I to niemałych.
Na początku jednak wszystko szło po bożemu. Francois ukończył pierwszy poziom edukacji, potem drugi i został klerykiem. Niesamowity awans społeczny! W dodatku talent do tworzenia zgrabnych rymów dał mu wstęp na salony i zjedna! przychylność kobiet (w tym, zapewne, po wielokroć wspominanej w Wielkim testamencie pięknej Kasi…).
Niestety w 1453 roku w wyniku konfliktu między królem Karolem XVI a władzami uniwersytetu na Sorbonie wybuchły zamieszki: ludzie wiedzy regularnie tłukli się z ludźmi władzy, co doprowadziło do tego, że między 1453 a 1454 zakazano zajęć, a Francois, który aktywnie brał udział w bójkach, rozsmakował się w dzikim życiu i rzucił naukę. Bądźmy szczerzy: któż z nas wybrałby łacińskie księgi, gdyby miał do wyboru kobiety, wino i poezję. Zwłaszcza w wieku 20 lat…?”
Całego artukułu nie przytoczę, by nie odbierać pismu czytelników. Tylko dodam, że tekst pławi się w winie i udowadnia tezę o ludziach sympatycznych przytoczoną we wstępie. Autorka wie kogo wybierać na towarzysza uczt. A może i życia. Tylko miłośnika wina!
Komentarze
tak a propos wina to Restauracja w pensjonacie Vincent – Kuchnia i Wino w Kazimierzu współpracuje z piwnicą Marka Kondrata – Winarium …
http://www.restauracjakuchniaiwino.pl/pl/
Dawno temu doszliśmy na blogu do (słusznego) wniosku, że smakosze (nie mylić z obżartuchami) to ludzie sympatyczni, empatyczni, lubiący świat i innych ludzi. Jak inaczej wytłumaczyć Piotra suszącego grzyby dla Pyry et consortes? Albo Nemo wysyłającą gotowy farsz grzybowy do Australii dla Echidny? Fajni ludzie i tyle. Miałam przyjemność poznać wielu bywalców naszego Blogowiska. Różni są ale nijakiego sobka jeszcze nie spotkałam.
a tu parę słów o autorze książki ze środowej zagadki .. i przepis na małe co nieco ..
http://teatrgotowania.blox.pl/2012/01/Jak-Smakuje-Grzegorz-Lapanowski-Grzanki-z-jajkami.html
niestety nie wiem czy Pan Grzegorz również poleca wina do swoich zdrowych przepisów …
yyc- czekamy na kolejne odcinki bażanciego serialu.
A na ucho Ci powiem,że codziennie jestem na ulicy Przy Bażantarni.
Nazwa upamiętnia bażantarnię,która znajdowała się kiedyś w tych okolicach i należała do króla Jana Sobieskiego.
Zatem bażanty popieramy 🙂
Małgosiu-oj,zazdrościmy wspaniałego wieczoru w Atelier Amaro.
Oj,zazdrościmy !
My w sobotę degustowaliśmy kuchnię zdecydowanie mniej wyrafinowaną-kaszanka z naszego wiejskiego sklepu i do niej czerwone,chilijskie wino.
Wszystko w towarzystwie nadbużańskich sąsiadów,świergolącego wiosennie ptactwa oraz wiewiórek szalejących po okolicznych sosnach.Wczoraj deszcz wygnał nas dość wcześnie do Warszawy,co pozwoliło nam przećwiczyć z Latoroślą wykonanie dania równie prostego,co smacznego,takiego jak placki z jabłkami(przez Pyrę zwane oładkami).Następnym razem będzie smażyć sama,ale jak znam życie to nie dla nas,a dla Ukochanego 😉
Dzien dobry,
Wciaz moje komentarze moga wygladac jedynie jak krotkie meldunki o tym, ze jeszcze istnieje, ale podczytuje Was regularnie. Zaraz znowu jade do City.
Jak lubie takie wpisy, jak dzisiejszy, czytam, jakbym o sobie czytal. Czerwone wino uwielbiam, dzien bez niego, to dzien stracony.
Moze nie jestem wielkim smakoszem wyszukanych potraw, ale dobre przeciez tez lubie.
Tomik Villona lezy zawsze na mojej szafce nocnej, jest „pod reka”.
O innych szczegolach mego zycia nie wspomne, ale tlo, o ktorym pisala Pyra w urodzinowych dla mnie zyczeniach, tez lubie od zawsze. 🙂
Alinko – musze Ciebie rozczarowac, nie bedzie fotek z brazylijskiej imprezy. Bylo to prywatne przyjecie z okazji 50 urodzin jednej urodziwej Brazylijki. Blog jest jednak ogolnie dostepny, a nie wszyscy sobie zycza byc pokazywanym na swiatowym forum. Zapytalem, ale entuzjazmu nie widzialem, musze wiec to uszanowac.
Piszę, piszę i wszystko znika…
O już wiem, gapa ze mnie…
Więc jeszcze raz. Wspomniany wyżej François Villon nie kojarzy mi się z radością życia, wręcz przeciwnie. Nazywany potem „przeklętym poetą” (poete maudit) zaginął bez śladu w wieku 31 lat. Śpiewał go m. in. Georges Bra s sens ( 🙂 )
Wino bardzo lubię 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Ip7fIB4aOeA
Nowy, oczywiście rozumiem. Udanego dnia 🙂
Jaki sympatyczny tekst, tymbardziej ze jestem zaproszony dzis na degustacje win austriackich zorganizowana przez konsulat Austrii. Samochod z oczywistych wzgledow zostaje w domu. Do tego ma byc u nas ponad 20*C, podczas gdy w Calgary jak wiemy z wpisow YYC nadal mrozy i sniegi. Dziwny ten swiat! W maju znowu krotki pobyt w Warszawie i mam ochote zrobic rezerwacje w Atelier Amaro tylko zaczynam sie obawiac, ze moze lokal jest przereklamowany. Polecana przez blogowiczow „Kuchnia Smakow” na Mazowieckiej byla rzeczywiscie fajna, ale moim odkryciem byl nieduzy lokal „Na Brackiej”. Daja tam polska kuchnie, ale zamiast tradycyjnego rustykalnego wystroju wnetrze jest nowoczesne. Ladnie, smacznie i niedrogo. Polecam.
Do Villona nawiązuje tez pieśń Okudżawy. Chyba jedna z jego najpiękniejszych.
Poczytałem piatkowe. Wygląda, że coś w rodzaju tunguskiego metora musiało spaść na Stół, ale już ślady prawie zatarte.
Historia piłki nie jest tak tajemnicza i prawie na całym świecie w starożytności lub najdalej w średniowieczu można znaleźć. Anglicy nie mają powodu do dumy. U nich była to gra plebejska zakyzawana co jakiś czas przez panującego. Nieskutecznie, jak widać, skoro kolejne zakazy były potrzebne.
We Włoszech odwrotnie. Gra popularna w kręgach arystokratycznych. Ferrara chyba może wchodzić w rachubę z racji bliskości Wenecji, gdzie calcio było najpopularniejsze. Prawda, że i we Florencji.
Piłki bywały różne, ale pęcherze zwierzęce i kule uszyte ze skóry dominowały. Jeden z naszych przeciwników goszczenia EURO 2012 w Polsce nigdy nie używa terminu „piłka nożna” tylko „kopanie świńskiego pęcherza”. Osobiście na dobry mecz raz na kilka lat mogę popatrzeć, ale cała instytucja związkowa i kulturowa zupełnie mi nie odpowiada. Zastanawiam się, czym zastąpić stadionowe „ustawki” w razie likwidacji lig piłkarskich. Gdy czegoś takiego nie było, łatwo było dostać w ryj gdziekolwiek wracając do domu późną porą. Teraz jednak rozrosło to się do tego stopnia, że ustawek już nie starcza dla wszystkich chętnych i znowu coraz częściej dają po ryju gdziekolwiek 🙁
Romek, Atelier to nie jest miejsce gdzie idziesz się najeść, raczej popróbować ciekawych smaków, zestawionych z odpowiednimi winami, albo wódkami, nacieszyć oko formą. Czy jest przereklamowane, nie wiem, ale jest zupełnie inne niż reszta warszawskich restauracji.
Odpukac , ranek sloneczny i bez sniegu.
Bazant wyraznie ma swoje miejsce kolo bramy. Na poludniowo-zachodnim rogu krzakow przy drodze dojazdowej (taka polna drozka) po ktorej lubi lazic. Ma tam chyba spokoj i widok taki na 3/4 kola a za soba krzaki. Jak sie naje w jednym z ONZ-owskich punktow dozywiania bazanta idzie sobie i siada wygodnie w suchej wysokiej trawie, tak ze go nie widac i na swiat spoglada ze swojej bazanciej perspektywy. Wczoraj sie ruszyl niemal dopiero jak na niego nadepnalem. Coraz mniej sie boi. Moze zacznie nas odwiedzac na ganku.
Zrobilismy tez zakupy ogrodnicze. Ziemia, nasiona i co potrzebne. Bedzie rozmaryn, bazylia, szczypiorek, oregano, salaty rozne, koperek, pietruszka i juz nie pamietam co jeszcze. Pierwszy raz z nasion a nie juz odrosnietych sadzonek. Ciekawe co wyjdzie. Szukamy tez krzakow na plot (od frontu zeby ulice zaslonic), beda maliny na plocie od zachodniej strony no i pnacza jakies na dom i wiate z kazdej strony. Wszystko co w tym klimacie rosnie i do tego szybko, bedzie wykorzystane. Maliny, kazdy nam mowi rosna tu jak chwasty co nas cieszy. Sloneczniki i inne kwiatki najchetniej gorskie moze sie udadza ale sarny niestety chodza wiec kto wie. Bedziemy musieli sarnio-odpo-rne kwiatki tez sadzic. Na oknie w kuchni jutro powstanie mala wylegarnia ziol 🙂
Ot tyle.
Wróciłam z hektarów. W cieniu 23C. Nie miałam zamiaru brać się za porządki ogródkowe, ale wlazły na mnie i tyle. Piękna pogoda, więc trochę zrobiłam.
YYC,
maliny rosną jak chwasty, są inwazyjne. Moje też są pod płotem, ale co roku muszę część wyrywać, bo zagłuszyłyby mi zioła i wlazły na porzeczki oraz tam, gdzie nie powinny. Dzisiejszy dzień nastraja do robót ogródkowych, więc po herbatce lecę znowu.
Pogodnego dnia wszystkim 🙂
To mam jeszcze pytanie w sprawie malin-czy krzaki należy przycinać jesienią,czy też niech sobie rosną jak chcą ? My przycięliśmy krótko i teraz z niepokojem patrzę,czy odbiją 🙁
Danusiu, ogrodniczką nie jestem, ale znalazłam coś takiego
http://www.e-ogrody.pl/Ogrody/1,113408,6151592,Przycinanie_krzewow_owocowych___poradnik.html
Przycinać można wiosną lub jesienią, ja zawsze to robię wiosną – wycinam na wpół suche i „zmarnowane”, a poza tym skracam tak od dużego palca, mniej więcej o 1/3.
Nie bój żaby, Danuśka, maliny nie tak łatwo wytępić, wręcz odwrotnie! Pewnie, że odbiją, a przycinać warto, bo wtedy owoc jest jak należy, jak puścisz je na żywioł, to z czasem owoce będą coraz mniejsze.
Z tego co wiem Basi siostra przycina jesienia krotko. Wiec pewnie nie bedziesz miala problemu.
Jutro i po ma byc mokry sniej i deszcz ale potem, jesli sie sprawdzi, cieplej i slonecznie az do 21*C w niedziele. Trzymam kciuki 🙂
Jak pomysle ile mnie czeka roboty (grabienia, czyszczenia, sprzatania, siania, pikowania, przeszczepiania, grilowania, hamakowania etc) to mysle, ze snieg ma czasem urok 🙂
O przypomnialo mi sie, mamy tez miec aronie czyli ladnie zwace sie po angielsku huckleberries (huckleberry). Kto nie pamieta Huckleberry Finn’a i Toma Sawyer’a Mark Twain’a 🙂
A my z Finna zrobimy nalewke. Tzn z huckleberries. Juz czuje jej smak siedzac pod drzewkiem na naszej polance w Sikorowym Lasku. Dookola stadko bazantow (juz drugie pokolenie). Sarny przyuczone nie zjadaja nam kwiatkow i ziolek. Na drzewach zielone gile znaczy sie czerwone robiny. Kojoty pilnuja terenu a koty lapia myszy.
Gril sie rozgrzewa, wino chlodzi, mieso marynuje, Basia opala. Mark Twain pisze kolejne „Adventures of YYC”. Swiat jest piekny.
Skoro tak,to możecie wpadać latem na maliny !
Najlepsze takie prosto z krzaka.Przyciętego jesienią 😉
Jesli we wrzesniu sa maliny to sie zapowiadamy. Uscisle we wrzesniu 2013 🙂
yyc-aż się prosi o jakiś mini-maxi blogowy zjazd w Twoim Sikorowym Lasku. Dlaczego to Calgary jest tak daleko ???
Umowa stoi- wrzesień 2013 🙂
Sobie uswiadomilem, ze tak sie szykujemy na nasz ogrod ziolowo-pomidorowo-ogolno-warzywny ale kiedy wiekszosc bedzie gotowa do spozycia my bedziemy na drugim koncu Kanady i tyle radosci z ogrodka :-).
Sasiedzi i znajomi skorzystaja.
Zapraszam. Lasek mam nadzieje a raczej polanka w lasku za domem powinna byc gotowa na poczatek lata. Musze pograbic zobaczyc co pod spodem duzej ilosci lisci i trawy i wyrownac bo pod stopami jakos koslawo. Ale to tylko kwestia czasu wiec jakbys byla w okolicy to zapraszamy.
Daleko jest fakt, ale sie pocieszam, ze na Ziemie Van Diemana (Van Diemen’s Land) jeszcze dalej 🙂
Jolinku,
Pan Łapanowski zachwalał głównie polskie produkty spożywcze – ze szczególnym uwzględnieniem jaj zielononóżek, oleju lnianego, rzepakowego, smalcu, gęsiego również, dobrego masła… reszty nie pomnę. O trunkach tam nie było ale i tak bardzo przyjemnie się czyta i stosuje 🙂
2013 zatem 🙂
Sobotnią wycieczkę sponsorowała literka „A” jak arkoza:
http://www.eryniag.eu/2012/04/5740/
Wracając do malin, moje przycinam wiosną, bo to jakaś taka odmiana, która owocuje od lipca do pierwszych mrozów. Nie znam nazwy, bo te krzaczki są „dostane”. Mnie jakoś tak szkoda przycinać do samej ziemi – znajomy hodowca (ma wielkie pole malin w pięknych rządkach) robi tak, jak ja – obcina zmarniałe pędy do samej ziemi, robi drobną przecinkę, a resztę równa tak mniej więcej mnie do pasa. Ale jego maliny są tylko lipcowe.
Nagrabiłam się dzisiaj i namachałam mietłą – mała posesja, a tyle do roboty 🙄
I to dopiero początek! +26C w cieniu, zakwitły hiacynty, wszystkie żonkile, forsycja przekwita. Fiołków pełno, tylko białe się jeszcze nie pokazują, tulipany już mają pąki. Jeszcze 2-3 takie dni i wszystko się zazieleni – ale się nie zanosi, na jutro zapowiadają ok.10C
Co na obiad? Gruba Kryśka by podpowiedziała…
Czy może ktoś podać jeszcze raz datę tegorocznego zjazdu?
Nowy chyba 1-2 września …
a tu …
http://www.luxlux.pl/artykul/najlepsza-restauracja-swiata-duzo-zdjec-21791?utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
Nowy – nie pamiętam ale to jakoś „łykend przełomu” – sam koniec sierpnia/ na wrzesień.
Nie wiem czy mam to proponować do przemyślenia, czy podejmiemy temat za miesiąc. Rzecz dotyczy finansów: od początku składka zjazdowa wynosi 100 złotych od osoby + przywożone niespodzianki, ciasta, alkohole, specjalności. Zastanawiam się, czy nie podnieść składki do 120/łeb? W końcu to i owo zdrożało w ciągu 5 lat porządnie (energia!). Rzecz do dyskusji. A tak sobie myślę pojadając KIEŁBASĘ przysłaną przez Żabę. W żadnym razie nie mogę tego napisać normalną czcionką – pysznie doprawiona, upieczona w gorącym dymie jabłoniowym. Jak ta żaba będzie taka hojna, to na jednym świniaku się nie skończy.
cdn
Dziękuje
Próbowałam naciągnąć Eskę w ub.r., a Żabę dzisiaj na produkcję kiełbasy zjazdowej. Chyba nic z tego – w sierpniu za ciepło, trzeba by liczyć kilogram/osobę. bo trochę się zje ale i paczkę do domu każdy chętnie zabierze. Przyjedzie 20-25 osób, tzn, że potrzeba ok 40 kg mięsa (30 kg wieprza i po 5 dzika i b.dobrej wołowiny) Kiełbasa w trakcie obróbki traci 25-30% wagi, czyli gotowej kiełbasy byłoby z tego ok 30 kg. I kto to będzie w sierpniu robił? A jest to wielkość optymalna, bo 5kg stanowi honorarium tego, który wędzi. Jak dotąd Żaba chodzi wokół „lelenia” dla Zjazdu, ja już zadeklarowałam ozory (zabiorę ugotowane – jeden może stanowić wędlinę, drugi może pójść w sos i stanowić alternatywę obiadowo-kolacyjną dla ok 6 osób.
Kończąc przydługi wpis, uśmiechnę się do Was :
Na rysunku, w małżeńskim łożu para zajęcy. Sądząc po różnicy koloru poduszek – pani i pan. Pan rzuca kwestię „Albo weźmiesz tabletkę od bólu głowy, albo wyginiemy”
I jeszcze:
Kierowca w nocy, na ulicy nie zauważył leżącego człowieka i przejechał go. Zatrzymał się natychmiast, otwiera drzwi i pyta :
„Panie, stało się coś Panu? Żyje Pan?” Postać otrzepała się, przewróciła na drugi bok i mówi „A co? Będziesz Pan zawracał?”
Ja w sprawach Zjazdowych jestem za 31.08-02.09, albo 09.09.-11.09. Dostosuję się, mnie pasuja obydwa weekendy.
Do płatności i tak dalej nie mam zastrzeżeń. Może coś ugotujemy z Tereską, a może zawitam tylko flaszkowo. Nie wiem, czy będę pojedynczo, czy podwójnie, Jerzor sie zdecyduje gdzieś na 2-3 tygodnie przed wyjazdem, jak będzie trzeba bilety zakupić.
I pewnie to będzie uzależnione od tego, czy zabierze rower, czy nie. Rower dla mnie na polskich drogach to horror, ale on powiada, że wie, gdzie jeździć. Nie wątpię w jego umiejętności, do licha! Drogi są , jakie były, a szaleńców na drogach przybyło.
Po 4 latach udało się zachęcić kolejny leśny rarytas do kwitnienia. W naturze występuje w buczynach karpackich. Łaskawie w tym roku wydał 2 kwiatki. 😈
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/ZywiecGruczoOwaty?authkey=Gv1sRgCLCrtIKDtdnwSQ#5732073665533047762
Irku – gdzie Ty te cudeńka oswajasz? Masz kawałek lasu?
Mam działkę w tzw. ogródkach działkowych i to założoną na ugorze po budowie drogi. Ściągam rodzime rośliny i próbuję je zaadoptować. Oczywiście nie dotyczy tych pod ochroną !!! Po 20 latach tej zabawy zrobił się leśny klimat.
Dobry wieczór Blogu!
Rowerem po północno-zachodniej Polsce? Zdaje się ryzykowne 🙄
Zimno, ponuro, ale przestało padać.
Mam już 180 przepikowańców, ale to jeszcze nie koniec…
Chyba pora posadzić dynie (w doniczkach).
Nasz Hindus jest pierwszym w swojej wsi, co latał samolotem 😎
Aby z tej wsi wydostać się w świat, należy najpierw iść pół godziny do brodu, przeprawić się przez rzekę (okrągłą bambusową balią lub pieszo po pachy w wodzie), a za rzeką jest (2 razy dziennie) autobus do miasta odległego o 30 km. Czasem można się załapać na ciężarówkę przywożącą do wsi towary i zabierającej ryż, kokosy i kurkumę na sprzedaż.
Wieś leży u podnóża gór, ale nasz gość nie zna bliższej okolicy, bo tam nikt nie włóczy się po lesie bez potrzeby. Można się natknąć na tygrysa, kobrę, słonia, więc dzieci mają się trzymać blisko domu, a dorośli po pracy odpoczywają słuchając radia. Od 10 lat gapią się wieczorami w telewizję satelitarną. Zwykła państwowa nie dociera, bo pagóry zasłaniają 😉
Temat wina u nas chwilowo nieaktualny, bo gościa nie chcemy demoralizować, a do indyjskiego jedzenia i tak najlepiej pasuje herbata.
Nemo – opowiadaj dalej.
Żeby to tylko po pn.zachodniej – ale i po Dolnym Śląsku i wszędzie po drodze 🙄
Kiedyś (ze 30 lat temu, boczne drogi) jeździły ze 3 samochody na krzyż na godzinę, i to w porywach. Teraz jeździ o wiele więcej i im kto bardziej wypasioną furę ma, tym bardziej uważa, że szosa jest jego! Jeżdżę co roku, to widzę tych władców szos…i coraz więcej przydrożnych mini-kapliczek po rowach. Fury są w ilościach, a szosy takie same.
Przestawiałam kaktusy na parapet. Jeden taki (przeflancowałam go 24 lata temu jako pacholę z pustynii Arizony, zdążył się rozrosnąć nieco) chybnął mi się, odruchowo złapałam dłonią…
On ma spore igły, ale rzadko rozstawione, tych jakoś uniknęłam, ale trafiłam na gorsze, bo malutkie igiełki w takich pęczkach. Będę miała co wyciagać z łap przez najbliższe godziny.
U mnie dzisiaj chyba deser na obiad – mam 4 kolby kukurydzy słodkiej.
o zesz ty Nemo!!!
takimi rarytasami mnie straszysz? fuj, fuj, fuj,
rzucilem rower juz dawno dawno temu. dla zdrowia. podobnie rzuca sie i papierosy. natomiast od scubanskiego a moze raczej od cubanskiego zapachu nie da sie uciec nawet na fuerte. wprawdzie sygnowany jest made in france, ale czuc wyraznie smak cygara na nadgarstku.
YYC – Van Diemens Land – proszę uprzejmie.
http://www.youtube.com/watch?v=dg0UHkLIkGg
Oj, nie radzę ryzykować przyjazdu do północno-zachodniej Polski. Dziki Zachód przy nas to mały pikuś. Wszyscy nachlani jeżdżą, prawo jazdy ma jeden na dziesięciu, policja w całości skorumpowana i strasznie nie lubi obcej rejestracji. Tyle jest pięknych, cywilizowanych krajów. My tu jakoś się wytniemy na własną rękę i wtedy już będzie można zaorać.
oczywiscie KYSTYNO
z mojej strony byla to, tylko i wylacznie, no, powiedzmy sobie lekka podpucha
wielki uklon z mojej strony, za zrozumienie.
jesli jeszcze kogos interesujea moje tato, to z wielkim smutkiem powiadamiam, ze na razie nic z tego nie wyszla. wprawdzie zaplacilem zaliczke w kwocie polawy przyszlego wykoanego dziela. artystka wprawdzie przygotowala projekt na podstawie odcisku obu lydek w wosku. nastepnie zeskanowala toto, w compie dopasowala optymalny wyglad 3D w ruchu. i wszystko byloby fantastycznie gdyby nie dala dupy w dawkowaniu. przyszedlem o umowionym czasie. za poznie nie bylo. jej sasiad byl wczesniej i powiadomil 112.
mam nadzieje ze jesli artystka wykuruje sie pod wlasciwa opieka wykona zomowiony obrazek
Irku – z Nowym stworzylibyście niebezpieczną parę pasjonatów zielska wszelakiego
alez naklepalas dyrdymalow Nisiu.
czuje wrecz odraze, jak cos takiego podczytuje.
i tak sobie juz po trzeciej tekilli mysle ze to tylko bzbury jakich na calej planecie jest pod dostatkiem.
ALE NIE W POLANOWIE
TO NIE MOZLIWE
TAM JEST CORAZ LEPIEJ
I NIKT MNIE O TYM NIE JEST W STANIE ….
przekonac odworocic i t d itp
no dobrze, dam wam spoko na dzis, wiem juz ze i jutro bedzie pieknie na atlantyku, i co jeszcze ….
to ja, a nie kto inny z was, na nim bedzie glowna postacia.
rybki ktore sie w nim kryja ju z Przyjecielem rozpracowywujemy w roznych postaciach
Danuśka,
o przycinanie malin najlepiej jednak spytać ogrodnika, bo odmiany malin są różne. Kiedyś przeważnie były maliny owocujące na pędach dwuletnich, czyli tegoroczne pozostawiało się na przyszły rok, a owocujące w tym roku zasychały po zbiorach, więc były do wycięcia. A teraz są i takie odmiany, które owocują wielokrotnie.Warto więc wiedzieć, co się ma.
W temacie zjazdu : to fakt, że z kiełbasą byłoby zbyt wiele pracy i zachodu. A wiadomo, na kogo by to spadło. Ja mile wspominam pieczone jagnię przygotowane przez znajomych Żaby, którzy sie w tym specjalizują. Może być powtórka i w tym roku. O tym, że żywność jest coraz droższa, wie każdy, kto robi zakupy, zatem i koszty zjazdowe z tego powodu będą wyższe.
A ten dostal 7 lat na Van Diemen’s Land bo mu sie spodobaly jej blyszczace jak brylanty oczy. Trzeba placic za nieroztropnosc mlodosci…. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=DfsgHyymG8E
W mojej miejscowości i w sąsiednich prowadzony jest remont drogi/ w sumie ok. 15 km/. Uciążliwe jest to bardzo, ale mają powstać także chodniki i podobno ścieżki rowerowe. Pierwsze efekty już widać. I dopiero wtedy odważę się jeździć u nas rowerem. Ruchliwa droga, nawet gdy kierowcy są zdyscyplinowani, jest zbyt niebezpieczna.
YYC,
z przyjemnością czytam Twoje przyrodnicze relacje. Niepokoją mnie tylko te kojoty, bo obawiam się, że bażancie potomstwo może je bardzo kusić. A lisy ? Może ich tam u was nie ma. Patrzę na sprawę może zbyt katastroficznie, ale miałam bardzo przykre doświadczenie przed prawie dwoma laty, kiedy to lis pożarł kolejno dwa młode żurawie. A żerowały wraz ze swoimi rodzicami blisko naszego domu i często je obserwowałam. To był jeden z milszych widoków. Ale ubiegłorocznym młodym udało się dorosnąć.
YYC, u nas to chadza z takim tekstem:
Gdy przed dziobem wyłonił się Belfast,
Znów mnie wiatry pognały na ląd.
Porzuciłem żeglarską kompanię,
Miejskich ulic pochwycił mnie prąd.
Zabłysło mi słońce fortuny,
Szczęście w kartach darował mi los.
Pięknej dziewki blask oczu poruszył mnie,
Wyciągnąłem ją, diabeł wie skąd.
Ach, piękna, smukła jak kliper,
W jej ramionach znalazłem swój port.
Kiedy nocą w barze tańczyła,
Kochałem, wzdychałem jak czort.
Jej oczu blask szybko omamił mnie,
Jak lunatyk popadłem w jej moc,
Lecz nie dla mnie już nocą tańczyła, gdy
W trzosie nagle zjawiło się dno.
W tancbudzie co wieczór pijany jak wór
Wielkie modły wznosiłem do gwiazd,
Czarny barman na kredyt do kufla lał,
Z każdą kreską nadchodził mój czas.
Toczyło się koło fortuny,
Ja zostałem na dnie – taki los.
Gdzieś w portowej dzielnicy, spłukany do cna,
Naganiaczom sprzedany za grosz.
Cóż, whisky Belfastu wypita do dna,
Gdzieś na morzu ocucił mnie wiatr.
W doborowej, żeglarskiej kompanii
Smukły kliper mnie poniósł do gwiazd.
Ach, piękny, smukły to kliper,
Pośród żagli znalazłem swój dom.
Kiedy z falą harcuje,
Gdy idzie na wiatr,
Przypomina mi tancerki pląs.
Słowa Jarosław Zajączkowski, a śpiewali Krewni i Znajomi Królika, czyli tegoż. Dawno temu. Zanuć sobie, zobaczysz jak miło idzie!
|
|
|
|
Ogonku, przejąłeś się? To żarcik był niewinny.
Nisiu – w kilku zwrotkach pierwszy wers sprawia mi kłopoty rytmiczne. Widać nie mam talentu.
Pyro, przedpłacisz za nas? Mamy już bilety. Dla tradycji przywiozę jakąś tekilkę…
Żabo, zaklep dwa miejsca nad ogierami, proszę!
Z tego wszystkiego (o drogach i kierwocach) przypomniało mi się, że jak dzisiaj albo jutro nie uaktualnię prawa jazdy, to będę musiała wyrabiać na nowo, a to nie taka prosta sprawa. Wprawdzie nie jeżdżę, ale gdybym kiedyś była zmuszona, to wolę mieć to prawo, bo jazdę wystarczy tylko jeszcze raz przećwiczyć przez kilka dni (ja tak mam, kierowcowanie mnie nie kręci i zresztą nie jestem zmuszona).
Pognałam do rzeczonego biura, jeszcze było czynne.
Pomorze Zachodnie wcale nie jest jakimś wyjątkiem – chodzi mi o drogi boczne, bo te inne są dobre i bardzo dobre (jak np. Szczecin – Myślibórz, nowiutka!). Drogi 2-3 rzędu, bez pobocza, którego i tak nie ma jak zrobić, bo tuż przy drodze rosną drzewa, a wyciąć je – szkoda! To użytkownik powinien się dostosować. Jedziesz mniej więcej w miare przepisowo, a tu ci nagle na tyłku siedzi fura i diabli kierowcę biorą, bo z naprzeciwka też coś sie ciągnie długim sznurem, no i on cie nie ma jak przeskoczyć. Powszechne mijanki na trzeciego przyprawiają mnie o zimne poty. Tak jest jak Polska długa i szeroka, zwykle jadę (wożona jestem!) od północy na południe, czasem w bok do Warszawy, Krakowa itd. O rany, dzięcioł!
Cichalu – pytanie z lekka obraźliwe. Tradycyjnie też jakąś butelczynę dostaniesz (tylko nalewki są słodkawe co nie co)
Podeszłam, jak najbliżej mogłam – i leje, tak że nie ma co oczekiwać pięknego foto, ale…
http://alicja.homelinux.com/news/img_1581.jpg
Nie chciałam podchodzić bliżej, żeby go nie płoszyć (i niech się naje na tym pniaczku), a zbliżenia bez statywu wychodzą, jak wychodzą 🙄
Ptaszek jest wielkości kury.
Alicja – czy to ta cholera robi wielkie dziury w drzewach? Jak to on, to go nie lubię.
Alicjo, ten dzięcioł ćwiczy przed Twoim dzisiejszym świętem. 😀
Życzę Ci przede wszystkim zdrowia, smakowitego życia i jeszcze wielu, wielu rejsów na Darze Młodzieży i innych żaglówkach. 😆 😆
Jutro z samego rana muszę wyleźć z domu i nie zdążyłabym Ci życzyć, dlatego doczekałam do teraz. 😀
Dobrej nocy BB.
No, ładna ptaszyna!
A ja dzisiaj byłam na zakupach w Realu i wróciłam przez Gryfino – czasem tak mi się zdarza. Kusiło mnie, żeby wjechać w chęchy nadodrzańskie i wjechałam – bardzo dziwne dziwokątki tam są, wcale malownicze. Muszę się wybrać specjalnie. O stanie dróg (o ile były) lepiej nie mówić, ale widoczki w porządku. W ogóle kraina nadodrzanska na odcinku Szczecin – Siekierki bardzo piękna jest, jakby kto nie wiedział. Lubię tamtędy jeździć.
Ło matko, znowu przyspieszyłam święto – ogromnie przepraszam. 😳 Baaaardzo Cię przepraszam. 🙁
Alicjo, 18 bm. przeczytaj sobie życzenia, bo one są na stałe.
Nisiu – a dokumentacja?
Dobranoc wszystkim. Jutro rano życzę Alicji, potem dopiero wieczorem zgłoszę się na toast.
On robi dziury w drzewach, które trzeba leczyć – są to spróchniałe drzewa, w których rządzą sobie jakieś robale. Zdrowego pniaka nie tknie, bo i po co. Koło mnie jest sporo starych, przeżartych przez robale drzew. A dzisiejszy obiadek zajadał z ulubionego konara, który tam juz gnije dobrych parę lat.
Zgago,
nic nie szkodzi – ja mogę świętować przez tydzień 😉
Cichale i Ewo! Oczywiście zaklepuję nad ogierami. W tym roku (i da los, ze w nastepnych też) oba siwe. Na miejscu Czandora stoi Statut.
Zjazd wypada na pierwszy weekend września, czyli 01.09.2012. Oczywiście zapraszam na wcześniejszy przyjazd, jak kto może i chce 😀
Wczoraj wróciłam z Jaszkowa (koło Brodnicy, ale tej poznańskiej), Mała Ala z Majkiem startowała w dziecięcym Pucharze Polski. Wypadli w połowie stawki, ale są szczęśliwi. Majk skacze wagony (czyli duże i szerokie przeszkody, wymagające solidnego odbicia) bez zająknięcia, a takie zwykłe stacjonaty (pojedyncze, pionowe) traktuje lekceważąco. Ma jeszcze do wakacji czas na poprawę, a potem wraca do swojej stajni, a Ala po wakacjach przesiądzie się na większego.
Miałyśmy bardzo smutną sprawę: Sylwia ze swoją koleżanką i trzema psami poszły w czwartek poprawiać ogrodzenie. W najdalszym kącie, przy drodze (betonce równoległej do mojej) przybiegly do nich psy z gospodarstwa położonego po drugiej stronie drogi. Młodsza suka husky pobiegła za nimi na podwórze i natychmiast została postrzelona, pewnie przez właściciela. Dziwczęta zawiozły ja do weterynarza do Połczyna, ale on nie ma rentgena, więc tylko dał jej kroplówkę, bo już była bardzo słaba. Na drugi dzień pojechały do lecznicy do Świdwina, okazało się, że dostała postrzał z przodu i przynajmniej dwie śruciny z pięciu, były śmiertelne.
Policja, zeby zacząć działać, potrzebowała dowód, czyli śrut wydłubany z psa. Lekarz z Połczyna się zawziął i jakimś cudem po trzech godzinach dwie kuleczki znalazł. Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy.
Teraz są takie maliny (np. odmiany Polka i Polana), ktore się przycina w jesieni „do golego” i na wiosnę wypuszczają nowe pędy, które owocują. Dawne odmiany trzeba bylo rozpinać na drutach i wycinac wszystkie stare pędy (dwuletnie).
Pyro, dokumentację zrobię kiedyś ekstra, teraz po prostu wracaam z zakupów…
Hej, Łasuszki, kto tam nie śpi: czy można Waszym zdaniem zostawić niedogotowane nóżki na noc? Na rozum jeśli nawet zrobi się samoczynnie galaretka, to i tak jak się ją jutro podgrzeje, będzie można kontynuować gotowanie. Czy tak???
NO I ZA CO MNIE NASOBACZYŁA, ŻEM OBRAŹLIWY, NO ZA CO???
Kto obsobaczał?! 😯
Cichalu,
u nas dzisiaj sauna jak nie przymierzając, na Florydzie 🙄
Ja wreszcie usiadłam na czterech i poczytam do tyłu, bo dotychczas to z doskoku.
Nawiązując do dzisiejszego tematu (u mnie jeszcze dzisiaj!) chciałam powiedzieć, że u mnie w domu jest jeden, co lubi zjeść i nawet się obżerać 🙄
Ja lubię jeść, ale mam granicę, poza którą nic nie przejdzie, bo za chwilę poczuję się obżarta i będzie mi bardzo źle na wątpiach.
Moje zdanie na temat wina jest znane 😉
Jeszcze do tematu 😉
Za moich czasów na ogniskach , zlotach i obozach harcerskich w czasach nastoletnich bardzo, przy ognisku brano się za ręce, tańczono w krąg i podśpiewywano taką piosenkę:
„Mam chusteczkę haftowaną – wszystkie cztery rogi
kogo kocham – kogo lubię, rzucę mu pod nogi.
Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję,
a chusteczkę haftowaną tobie podaruję!”
W kręgu stała osoba (raz tej, raz tamtej pci) z rzeczoną chusteczką i w odpowiednim momencie rzucała pod nogi obiektowi wzdychań ową chusteczkę. Poczem klękali oboje na tej chusteczce i się cmokali cokolwiek wstydliwie acz z zadowoleniem raczej, i był to jeden szybki cmok. A ile wspomnień!
Krystyno, tez sie obawiamy spotkania koyoto-bazanciego. Moze jakos sie omina szczesliwie. Kolezanka sasiadka mowila, ze lisy sa tez ale my ani sladow ani samych lisow nie widzielismy poki co.
Bazant zjada co mu sypiemy no i inne ptactwo sie zlatuje. Pojawily sie tez w ilosciach wrobelki elemelki i sie szczebiot niezly zaczal 🙂
Po odspiewaniu irlandzkich kawalkow czas spac 🙂
yyc,
niema krokodyli gdzie są rekiny.
Twoje kojoty wykluczają może lisy.
dzień dobry …
wiosna kwitnie i świergoli u blogowych przyjaciół co bardzo cieszy … 🙂