Ty baranie… ulubiony
Chcecie mieć gęste i piękne włosy – jedzcie baraninę. To właśnie mięso baranie (i oliwa) powodują (tak twierdzą medycy i historycy żywienia), że mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego znacznie rzadziej łysieją niż ludzie z innych stron Europy. A jeśli do tego dodać, że baranina lubi (i kategorycznie się tego domaga) być popijana dobrym wytrawnym czerwonym winem to przy okazji jeszcze macie gwarancję pozbycia się sklerozy, oddalenia zawału i paru innych okropnych plag gnębiących ludzkość.
Na dodatek hodowla owiec ma teraz dobrą w Polsce prasę. Pewien milioner zarzucił produkcję komputerów i handel nimi (najpierw i to całkowicie niewinnie posiedział parę miesięcy w śledztwie za to, że zaopatrywał szkoły w tanie komputery co wzbudziło podejrzenia władz) a zajął się wypasem owieczek i propagowaniem ich hodowli. Może dzięki niemu (zanim go znowu nie zamkną co jest w modzie) jagnięcina w sklepach będzie tańsza, bo nie będzie sprowadzana z Nowej Zelandii lecz ze wsi Podkarpacia czy Mazowsza.
A jagnięcina a nawet baranina to mięso wdzięczne i w kuchni i na stole. Tyle pysznych dań można z niego przyrządzić. I jakie odnieść sukcesy kulinarne.
Dziś zaledwie kilka przepisów. Dalsze mogą być na żądanie.
Baranina na sposób Prababci
Ponad 1 kg baraniny pieczeniowej, 1 duża cebula, 5 ziaren ziela angielskiego, 5 ziarn pieprzu, 1 listek laurowy, garstka cukru, 2 – 3 łyżki octu 10%, 2 ząbki czosnku, ewentualnie 5 – 6 paseczków słoniny, sól, 1 łyżka oleju, smalcu lub masła do obsmażania, 0,5 szklanki śmietany, pół łyżeczki mąki.
Mięso dokładnie obrać z tłuszczu i błon. Natrzeć mięso najpierw octem, potem cukrem. Obłożyć cienko krojonymi plasterkami cebuli, powbijać w mięso tu i ówdzie ziarnka ziela angielskiego i pieprzu, pokruszyć niewielki listek laurowy i kłaść na mięsie. Nakryć talerzykiem kamienną lub porcelanową miseczkę, w której będziemy marynować mięso, i wstawić do lodówki na 4 – 5 dni. Codziennie trzeba przewracać mięso, aby marynowało się równo. Po marynowaniu oskrobać z przypraw, naszpikować czosnkiem i ewentualnie słoniną. Na dobrze rozgrzanym tłuszczu nieco obrumienić ze wszystkich stron, podlać lekko wodą, dusić podlewając wodą w miarę potrzeby, w trakcie duszenia lub przed nim należy posolić mięso. Kiedy jest miękkie, wlać śmietanę rozmieszaną z mąką uważając, aby śmietana się nie zwarzyła lub nie potworzyły się grudki, zagotować. Podawać z buraczkami i łazankami.
Udziec barani dla króla
Udziec (najlepiej jagnięcy lub z owcy ), oliwa, czosnek, sól, pieprz, cukier, półsłodkie wino
Zdjąć błony i wyciąć łój z udźca. Dokładnie umyć mięso. Naszpikować przekrojonymi na pół ząbkami czosnku. Posmarować oliwą, posypać lekko pieprzem, solą i cukrem. Owinąć w folię aluminiową i włożyć do nagrzanego piekarnika. Piec licząc 1 godz. na każdy kilogram mięsa. Gdy udziec prawie gotowy polać winem i piec jeszcze kilkanaście minut.
Udziec jagnięcy z 40 ząbkami czosnku
Udziec jagnięcy do 2 kg., 3 obrane ząbki czosnku, 12 filetów anchois, 100 ml oliwy, tymianek, rozmaryn, pieprz,30 dag szpinaku, 30 dag brokułów, 200 ml rosołu, sól, 40 ząbków czosnku w łupinach
Wymieszać oliwę z ziołami i zmielonym pieprzem. Anchois zalać wodą i odstawić w chłodne miejsce na kwadrans. Wyjąć, osuszyć i pokroić na małe kawałki. Obrany czosnek pokroić na plasterki. Udziec wytrybować częściowo zostawiając kość podudzia. W otwór po kości udowej włożyć kawałki anchois i plasterki czosnku. Związać udziec nicią i posmarować oliwą. Piec w piekarniku w temperaturze 230 st. C licząc 25 min na każdy kg mięsa. Nie obrane 40 ząbków czosnku gotować w we wrzątku 5 minut. Wyjąć, ostudzić i obrać. Obrany czosnek wrzucić do rosołu i gotować przez kwadrans na małym ogniu. Czosnek wyjąć ? rosół zachować. Zalać rosołem umyte brokuły i gotować kwadrans. Można rosół uzupełniać wodą. Umyte liście szpinaku dusić w małej ilości wody i odrobiną soli. Osączyć. Upieczony udziec ułożyć na ugotowanym czosnku i podawać z brokułami i szpinakiem.
Udziec jagnięcy z calvadosem
Udziec jagnięcy, 19 dag masła, łyżka oliwy, 1/4 l gęstej śmietany, 100 ml rosołu z kury, kieliszek calvadosu, estragon, mąka, pieprz, sól
Umyty i pozbawiony łoju udziec natrzeć zmielonym pieprzem. Roztopić większą część masła w brytfance i obsmażyć udziec ze wszystkich stron. Dodać estragonu, brytfankę przykryć i dusić mięso pół godziny często je przewracając. Podczas duszenia posolić. Po pół godzinie udziec wyjąć i przechowywać w cieple. Zmieszać resztę masła z łyżką mąki. Z wystudzonego sosu w brytfannie zdjąć łyżką zastygnięty tłuszcz. Wlać calvados i rosół. Dodać – mieszając – masło z mąką. Dodać śmietanę i gotować jeszcze kilka minut. Polać udziec sosem i gotować jeszcze 5 minut bez przerwy polewając sosem spod mięsa. Podawać udziec pokrojony w plastry.
Komentarze
Gdyby Panu chciało się jeszcze pstrykać…
http://www.lowiecki.pl/forum/read.php?f=14&i=7080&t=7028
Chyba mi zezarlo wpis o baraninie… Nie nazwe WordPressa baranem, nieeee, to bylby komplement…
W kazdym razie, z przydlugiego wspomnienia zacytuje koncowke:
jesli nie chcesz mojej zguby, baranine zrob mi luby!
Jesli nie chcesz mego zgonu
to sens „archebulejonu”
wyłóż mi, bo ta zawiłość
łamiąc rozum wzmaga miłość
ale bez związku a baraniną
Ostatni raz baraninę jadłam wiele lat temu. Kiedy mięso było na kartki (2 ka na osobę) znajomy sierżant zaproponował mi połowę kupionego na wsi baranka. Kupiłam bez namysłu. Zamarynowałam, zwierzak był duży i starczył na dość długo. Była pieczeń z udźca, były kotlety baranie bite z kostką i mielone z karku i szaszłyki z łopatki. Wtedy się okazało, że niezależnie jak dobrze by ten baran nie był zrobiony, córki tego w buzię nie brały i demostracyjnie zatykały nosy wchodząc do kuchni.. Osobiście lubię baraninę i zapach mi nie przeszkadza, ale co z głupimi dyskutować? Potem, po zlikwidowaniu kartek baranina zginęła ze sklepów całkowicie. Przez ostatnie lata natknęłam się na nia tylko raz i nie był to najwyższy gatunek. Nie kupiłam. Podobno jest w Poznaniu sklep z baraniną, a raczej bywa w nim baranina, ale nie dotarłam tam nigdy. W pozostałych sklepsach nie ma tego rarytasu.
To lubie rzeklem, to lubie.
Udziec pieczony z ryzem i olbrzymia micha zielonej salaty.
Zglaszam propozycje na Zjazd. Zorganizowac pieczenie barana wedlug najlepszej na swiecie recepty gospodarza. Jesli niema mozliwosci w ogrodzie, to wynajac jakas restauracje najlepiej w pobliskim zamku i tam w sali rycerskiej zajadajac baranine i popijajac bialym wegrzynem dokonac wyboru Wielkiego Komtura. Ot takie rozgladniecie sie za kandydatem do Najwyzszego Urzedu przed kolejnymi wyborami.
Na sniadanie wczorajsze knedle na zimno z konfiturami zurawinowymi.
Jest zimno ale ma byc slonecznie.
Jak sie rozgrzeje i dojrzeje, to Wam napisze opowiadanie o 44 letnich chlopakach z Gdanska.
Pan Lulek
Mnie się zdaje, Madame, że to na oszustwie polega. Gdy dziki mają chuczkę i oddają sie amorom, to w całym lesie śmierdzi. Odyńce się strzela, oddaje do skupu i musi to gdzieś na stół trafić. A odór zabijają octem. Podobnie z kozami, gdzie cap capi śmierdzielnie i z owcami, gdzie od tryka wali baraniną. Obie płcie bardzo się zapachowo przywołują i jak im na młodoć idzie, to zaczynają do siebie pachnieć. Dlatego hodowla bez udziału samca i ubój we właściwym momencie, to najlepszy sposób na dobrą baraninę.
Z tymi sygnałami to i u nas coś jest na rzeczy. Im młodsza koza, tym głośniej na ulicy beeeczy i śmierdzi całą perfumerią. Tryki, to wiadomo – efekt axe 😉
Jak o udźcu baranim to ja bezwzględnie muszę!
Wytrybować – a jakże. Metodę częściowego trybowania i nadziewania wypróbuję natychmiast przy najbliższej okazji.
Najlepsza – moim zdaniem – marynada to cytryna (natrzeć mięso porządnie), oliwa (wiadomo z czego), czosnek (nie z praski tylko poszatkowany), sól morska, pieprz czarny, rozmaryn (świeży lub suszony).
Wstawić w marynadzie do lodówki – na następny dzień będzie gotowy.
Przed pieczeniem posmarować z góry masłem zmieszanym z zieloną pietruszką i posypać tartą bułką. Zrobi się chrupiąca skorupka.
Piec bez przykrywania w temperaturze 150 stopni C z termometrem wbitym w najgrubszą część udźca któremu to i tak różnicy nie robi.
Te usuwanie tłuszczu czy łoju z mięsa ma (miało) zapewne sens w zależności od jakości baraniny. Ja nigdy nic nie usuwam przed pieczeniem bo z tego te smaki i aromaty. Na talerzu można sobie wyciąż tylko po co?
P.S.
Mam doświadczenia z bezkartkową baraniną szwedzką i nowozelandzką (jedynie udziec) zarówno mrożoną jak i nie.
P.S.
I nikt mi nie przetłumaczy!
Obserwacja trafna Iżyku, ale coś jest na rzeczy. Są zapachy, których ktoś tam nie toleruje. Pyra np z chęcią zje gotowaną rybę ale nie znosi zapachu gotującej się ryby i nic tu dodatki aromatyczne nie pomagają. <ie przeszkadza mi zapach kozy, dziczyzny czy baraniny (no, chyba, że baran w wieku matuzalemowym i jego tłuszcz cuchnie już sam w sobie) ale Młodsza „je nosem” i baranina jej śmierdzi. Nic sie na to nie poradzi. Dla mnie udziec gęsto szpikowany czosnkiem, a przedtem leżący sobie w jarzynach occie winnym czerwonym z przyprawami, jest delicją. Dla moich córek nie (chociaż nigdy w życiu w ustaeczka dziewczęce tego nie brały) – smierdzi im i już.
Teraz odrobine polemicznie.
Piotr pisze i slusznie, ze do baraniny najlepsze jest czerwone wino. Znam te kombinacje, ale ja jadalem baranine z winem bialym ale bardzo wytrawnym. Bylo to o ile sobie przypominam w okolicach Batumi nad Morzem Czarnym. Wino bylo bardzo wytrawne. Prawie octowe ale do baraniny smakowalo wysmienicie. Pozostawiam do uznania Prezydium Zjazdu. Czy ewentualnie do rzeczonej baraniny, jesli ona zagosci, mam przyjechac z winem bialym czy czerwonym. Uhudler bedzie tak czy inaczej ale on pasuje do kazdego rodzaju jedzenia. Po prostu po nim naród wydaje odglosy typu Uhu, Uhu i tyle.
Teraz z innej beczki w ramach dyskusji przedzjazdowej.
Przegladnalem jeszcze raz kalendarz, który przyslal mi Slawek. Na ostatniej stronie nastepujace napisy.
projekt i wykonanie
Echidna z Krainy Oz
Dalej portret zwierzatka jako logo
echidna design
fotografie
Alicja Ozdoba Kingston
pierzyna
Pana Lulka
Pokazalem kalendarz znajomym. Byli zachwyceni pomyslem Zjazdów i oczywiscie kalendarzem
Dolaczajac sie do gratulacji dla Autorki proponuje nastepujaca zabawe.
Kazdy uczestnik Zjazdu winien od razu zamówic dla siebie odpowiednia liczbe egzemplarzy. Zaleznie od przewidywanego nakladu, wydawnictwo winno skalkulowyc cene za egzemplarz plus koszty wysylki i honorarium autorskie.
Zainteresowany na miejscu dokonuje przedplaty na przyklad w zlotówkach. Drobna rezerwa powinna pozostac do dyspozycji Prezydium Zjazdu. Wtedy mielibysmy szanse otrzymania kalendarza jeszcze w roku biezacym przed Sylwestrem. Jako wydawnictwo wewnetrzna chyba byloby zwolnione od podatków. Te kwestie winno wyjasnic Prezydium Zjazdu.
Juz dalej nie nudze
Pan Lulek
Jakby jeszcze Pan napisał, gdzie w Warszawie można taką baraninkę kupić?… Oprócz Makro, gdzie króluje jagnięcina z Nowej Zelandii.
a z reszty tego barana-owcy-jagnięcia
można zrobić navarin czyli gulasz(?).
– mięso pokrojone w kostkę zrumienić w garnku żeliwnym
– posolić, popieprzyć, trochę pasty pomidorowej dodać i liść laurowy
– oprószyć mąką nieco albo niekoniecznie
– wody dolać albo rosołu ledwie co i niech się gotuje pod przykrywą
Pa patelni też żeliwnej zrumienić sporo cebuli, pokrajanej w grube talarki marchwi oraz przynajmniej tyle samo pokrajanej w zgrabną kostkę brukwi.
Sru! – wszystko to z patelni do tego żeliwnego garnka i niech sie maceruje. Parę ząbków czosnku wrzucić żeby było jeszcze smaczniej. Moga być zioła – na przykład rozmaryn.
Po jakimś czasie jak już prawie gotowe to wsypać garść zielonego groszku – może być mrożony.
Klasyka!
P.S.
I nie zapomnieć „zdeglasować” patelnię po wrzuceniu zawartości do gara. Oczywista oczywistość!!
Ja, Madame, zaciągam się aż zapachem kilkudniowej marynaty 🙂 , a nie mogę, no po prostu nie mogę zapachu gotowanych jajiek i zapachu takiego dobrze kilkudniowego majonezu. Jak Gospodarz pisze , że jajka ugotować, drobno pokroić itd, to czołem należnie biję, ale już czuję ten siarkowodór, odór, odór… Jak te dwa zapachy-zbuków i majonezów połączą, to aż głowę od stołu odwracam. Yhhh!
Z dalekiej skandynawii piszą
„- oprószyć mąką nieco albo niekoniecznie”
A toć tu, A.Szyszu, główna różnica między techniką duszenia i ragout. Czy Pan Szanowny próbował kiedy zagęszczać sos samą czystą mieloną słodką czerwoną papryką?
Panie Piotrze –
na poboczu baraniej drozki dzisiejszego tematu mam male pytanie. Pytanie zwiazane ze wspanialym prezentem jaki niedawno otrzymalam od Pana. Obecnie jestem na etapie wczytywania sie w przepisy – w mysl zasady: najpierw poznac, pozniej wprowadzic w zycie – i ot, zagwostka. Dlaczego przy gotowaniu zup (np. rosol) w skladnikach podaje Pan dodatkowo kostki rosolowe lub vegete? Czy warzywa, przyprawy i mieso nie wystarczaja? Przyznam sie szczerze, ze uzywam kostek bulionowych jako podstawy zupy „na gwozdziu”, gdy pozny (super pozny) powrot do domu sklania mnie do predkiego przygotowania posilku. Lecz gdy gotuje prawdziwa zupe nie korzystam z tej deski ratunku.
Jakies specjalne wzgledy smakowe?
Zaciekawiona
Echidna
Iżyku,
Ja zawsze oprószam – choćby odrobinę – ale purystą nie jestem i jakby ktoś nie chciał oprószać to bić się z nim nie będę. Nie zachowam również urazy aż do śmierci.
Sztuczki z mieloną papryką spróbuję przy okazji bom do tej pory nie próbował.
Krotkie powroty do minionych tematow:
Ad 1
antku –
8 lutego (W poszukiwaniu patrona bazaru) wspomniales o swym szczerym zdziwieniu i zaskoczeniu cenami czeresni, w tym australijskich, na bazarowych straganach. Ma odpowiedz byla jedna z koncowych i zapewnie ja przeoczyles. Zatem powtorka z czeresniowej rozrywki – caly cytat:
„Witam Was w nastroju kawowym – bo to i przerwa w pracy na ten szlachetny trunek i kod dzisiejszy zalatuje naparem kawowym: ?cafa? jest. A co!
antku – azem sie zakrztusila wyzej wspomnianym napojem gdym przeczytala o tych czeresniach z Australii. Dyc to lgarstwo pierwszej wody. (A moze chwyt reklamowy?) Niejednokrotnie wspominalam o brakach pewnych owocow na tymze kontynencie. Scislej mowiac, czesciowych brakach, choc takich na przyklad poziomek to nie uswiadczysz. Wracajac zas do czeresni – nie ten klimat by zakladac super-hiper planatacje. Takie co to oplaca sie wysylac zbiory za morza i oceany. Za sucho. Ze o wieloletniej suszy nie wspomne.
Nie oznacza to jednak iz sadow ?czeresniowych? w Australii nie ma. Sa ino na malutka skale i nazwa sad nie bardzo odpowiada temu co znamy z polskich sciezek. Na takie planacje mozna sie wybrac i zebrac samemu owoce. Wtedy rzecz jasna placi sie mniej niz w sklepie. No i trzeba wiedziec dokladnie kiedy i gdzie. Kiedy – bo sezon jest bardzo krotki, gdzie – bo jest ich niewiele. Plantacji.
Coby nie byc goloslowna podaje link do Cherry Growers of Australia z tabelka sezonu.
http://www.cherries.org.au/3637950/victorian-cherry-association-cherry-season-mat.htm
A ze nie chce patrzec przez pryzmat wlasnych jedynie doswiadczen i wysnutych z nich wnioskow, skontaktowalam sie w tej sprawie z sekretarzem ww organizacji (Mr. Tony Allen). Byl nie mniej zdziwiony niz ja. Szczegoly ma przeslac do mnie via Email. Wowczas zdokumentowane wiesci ?zapodam? na blogu. Lecz to juz po moim powrocie z wywczasow.
Ad 2:
A ktoz to jada i gra w brydza w tym samym czasie? Podczas przerwy – tak lecz podczas gry – nu-nu. A przepisy na zakaski wspaniale. Ino prosze ich nie stawiac w poblizu graczy – tych zakasek rzecz jasna. Chyba ze dla zebranej publiki co to musi sie czyms zajac – w ciszy i skupieniu graczy nie mlaskajac pojadac.
Pozdrowiatka od siedzacego na walizkach zwierzatka
Echidna
Echidna – na walizkach? Czyżbyś się do starego kraju wybierała?
Echidno, zycze Ci milych spotkan z diablem T. 🙂 I nie omieszkaj duzo fotografowac.
Andrzeju,
widze, ze od rana jestes aktywny, bo i temat jest interesujacy 😉 Kocham baranine w kazdej postaci i tylko raz zdarzylo mi sie kupic prawdziwie cuchnacego barana i to u miejscowego starego rzeznika 🙁 W trakcie smazenia sznycli z pieknego udzca rozszedl sie „aromat” nie do opisania, a my na dodatek mielismy gosci 🙁 Na szczescie byli to grotolazi, wdzieczni za kazda potrawe, ale ja nie zdzierzylam, poszlam nazajutrz do rzeznika, ktory mnie uprzednio zapewnial, ze to jagniecina, zapytalam, czy wygladam na az taka idiotke i zapewnilam, ze noga moja wiecej w tym sklepie nie postanie i innych klientow tez uprzedze. Nie wiem czy moj bojkot, czy konkurencja supermarketow sprawily, ze sklep ten niebawem zamknal podwoje, a moze stary rzeznik nie znalazl nastepcy…
Co do baraniny w Polsce, to przypuszczam, ze raczej nie bedzie tansza niz nowozelandzka, bo ta jest na calym swiecie bezkonkurencyjna. Hodowla owiec nie moze juz byc bardziej optymalna pod wzgledem wielkosci stad, terenow zielonych do wypasania i marketingu. Chyba ze koszty transportu wzrosna niebotycznie. Mieso jest swietne, a w Europie naprawde dobra baranina (ze slonych lak Francji) jest o wiele drozsza. Polityka EU zmusza do eksportu (dodatek eksportowy dla producentow) i we Francji baranina miejscowa jest zawsze drozsza od „produktu CE” czyli europejskiej (hiszpanskiej, niemieckiej etc.) To samo w Niemczech. Nad Morzem Polnocnym wypasaja sie tysiace owiec, a w sklepach udzce z Nowej Zelandii i EU 🙁
Do udzca robie podobna marynate, jak Andrzej Sz. ale dodaje tez tymianku, a mieso szpikuje calymi zabkami czosnku. Czasami robie baranine po „mongolsku”. Wowczas kroje mieso (poledwica lub udziec) w mala kostke i marynuje z drobno posiekana cebula i czosnkiem w sosie sojowym z dodatkiem chili (ostroznie dozowac) przez kilka godzin. Calosc smaze krotko i ostro na mocno rozgrzanej oliwie. Mieso powinno byc rozowe w srodku. Podaje z czerwona kapusta i ryzem lub ziemniakami pieczonymi na blasze w grubych plastrach z czosnkiem, oliwa i rozmarynem (i sola, rzecz jasna).
Przed chwilą zadzwonił z drogi Marek Kulikowski. Już jest w Pułtusku, jutro będzie w Bolonii gdzie spotka się z Mag-Meg, a w drodze powrotnej pojedzie przez Wiedeń i zobaczy się z PaOLOre. Targa ze sobą oczywiście aparat fotograficzny i własne ambicje dobrego fotografowania. Niech Mu się darzy. Szerokiej drogi.
nemo,
Racja z tymi owcami hodowanymi. Są jednak jeszcze oazy na tej pustyni. Sąsiadka moja owce hoduje. Całe lato „pasąąą się pasąąą”
http://www.piwnica.webtuning.pl/piosenki/patelnia.html
na łąkach przed domostwem a wieczorami śpią w rogu pod płotem zbite w stado. Końmi się nawet nie przejmują tylko pobekują w różnych tonacjach.
Mój kolega z pracy – Arab z Iraku jeździ czasem do drugiego takiego pasjonata w pobliżu (też pracownik naszej fabryki) i zarzyna mu te owieczki sprawnie na miejscu. Można więc kupić połówkę albo i całego co mi się bywało – zdarzyło.
Andrzeju Sz – jak tam Twój urodziwy konik? Teraz już pewnie dorósł. Pokaż go.
Nie wszyscy oczywiście jeszcze zbaranieli – na szczęście.
Doktorant z którym spotykamy się w pociągu i autobusie w drodze do pracy hoduje na przykład bydełko na rzeź.
Parę tygodni temu odstawił pierwsze pięć sztuk do pobliskiej (20 km) rzeźni. Tam też były rozbierane tusze. Następnie sam z żoną stał i pakował rozebrane detale w skrzynki które to potem zostały rozprowadzone wśród przyjaciół i znajomych.
W ten sposób on uzyskuje satysfakcję z dobrze wykonanej roboty oraz godziwą cenę za mięso.
Wczoraj rano w autobusie opowiadał z błogim uśmiechem na twarzy, że przez dwa dni zajadali się wołowiną jakiej dotychczas w życiu nie udało mu się skosztować.
O lokalnym rzeźniku czyli właścicielu sklepiku spożywczego w naszej wsi pisałem już kiedyś. Na pytanie mojego syna czy nie ma przypadkiem cielęciny na farsz do pulpetów odpowiedział – po chwili – pytaniem „czy może być młody łoś?” poczem wyjął z chłodni dorodny kawał młodej łosiny, przepuścił przez maszynkę i podał….
Pyro,
Koń ma się dobrze. Wyrosło mu długie zimowe futro. Korzysta z każdej okazji by wytarzać się w błocie – o co tego roku nie trudno. Wyrósł juz na dużego konia i zaczęliśmy go uczyć chodzić w lejcach.
Najprzyjemniej jest podczas spaceru w lesie (spacer z koniem – ludzie!!!) kiedy nażre się gałęzi świerkowych. Bardzo ładnie mu z pyska pachnie.
Jak zrobię jakie zdjęcie to pokażę.
Tyle na dzisiaj.
O Jezu, A.Szyszu, o Jezusku… Młody łoś… mmm…
A u nasz to gupie memorandum na łosie wciąż jeszcze gupio trwa! Pogłowie łosia, że ho, ho, ale pewnie do 10 lat pociągną ten zakaz.
Nioeźle tam się w tych szwecjach powodzi, jeśli z łosia pulpety?
Smigamy za wode do Tasmanii na 10 dni. Takie zapracowane wakacje coby przepoczac nieco przed kolejnym nawalem roboty, coby oczka nacieszyly sie zielenia i odpoczely od wielogodzinnego sleczenia przy komputerze – scislej jego ekranem, pobyczyc sie nieco i zwiedzic co sie da. Plany porobione, co z nich wyjdzie zobaczymy na miejscu.
Oczywiscie ze obfotografuje – co do diabla t. nic obiecac nie moge. Nie znam zwyczajow futerkowego. Alisci postaram sie zwyczajem „starozytnych indian” wytropic.
Panie Lulku – dziekuje
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Jak tak, to lepiej się wyśpij. Diabeł, jak diabeł lubi nocne życie.
Iżyk,
Sam się prosisz żeby ci dokopać.
Mam znajomych co nigdy nie jedzą wołowiny, bo lodówka zawsze pełna łosiny.
Ona hoduje psy rasy Kleiner Münsterländer
http://www.grasidingens.se/html/munstern.html
Oboje polują – stąd ta łosina. Kiedyś robiliśmy wspólnie wielkie „chili” zgodne z amerykańskimi receptami. Zamiast wołu był łoś. Zarówno to „chili” jak i te pulpety opisywałem tu kiedyś ale nie mam czasu szukać.
Ostatnie z pulpetów – zamrożonych na surowo – jedliśmy ze smakiem kilka dni temu.
Co kraj to obyczaj….
Polska owieczka:
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/PoludniowaPolskaMaj2006/photo#5049503651289211842
I owieczka helwecka, na wysokosci ca 2200 mnpm
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/JesienWMojejOkolicy/photo#5126711714751025106
Hm. widać „urodziłem się” na blogu zdecydowanie po „chili” i pulpetach
A munster to ten tym wyżła, co ja akurat chcę mieć.
Obity, sprany i skopany leże i kwiczę – łooosia…, łoooosia…, kawaaałek…
🙂
nemo,
Te helweckie na wysokości to zupełnie jak z „Niebieskiej patelni” Dymnego
P.S.
Czy ja się w końcu wezmę do roboty?
Andrzeju,
w tym ferworze polowan i gotowania zapomnialam Ci podziekowac za ten bardzo piekny tekst Dymnego 🙂 Bardzo do tej okolicy pasujacy, choc te owieczki chodza samopas i pasterz pozbiera je pod jesien dopiero. Ale jest tez w mojej blizszej okolicy taki pasterz chodzacy ze stadem na tej wysokosci albo i wyzej, jeno zdjec jego nie mam 🙁 No i w butach on chodzi…
Izyku,
ten Münsterländer niezly jest, ale losia Ci w pysku nie przyniesie 🙁
Iżyku,
dziękuję za wczorajsze wpisy. Zaniosłam je do „Pieniądze to nie wszystko”, szczególnie, że jest jeszcze megalomania. Świetne.
Nemo
Ja to noszę od czasu flensburskiego piwa i ciągle zapominam:
tam jadłem duszone kartofeln z brukwią lub rzepą, przy czym tego drugiego było więcej niż ziemniaków. Na jakichs boczkach, skwarkach czy okrawkach i chyba z curry lub kurkumą. Czy Kapitę z czymś to może kojarzy?
http://www.baie-mont-saint-michel.fr/fr/le-mouton-de-pre-sale.php
a takie znacie? mieso juz solone na pastwisku, Nemo wspomniala, tutaj podoba mi sie obrazek z St. Michel w tle, tu oczko dla Lulka
O jagniecinie z St. Michel to ja juz tutaj kiedys pisalam.
Jakie to bylo pyszne…
Przyznaje bez bicia, ze tak tak jak Mloda jem nosem. Baranina z tej okazji wstepu do domu nie ma. Za to jagniecine moge w kazdych ilosciach.
panie adamie,
napisal pan ze zamykanie jest w modzie. to chyba fragment z jakiegos zaprzeszlego felietonu. przypominam ze od paru miesiecy mamy nowy rzad, ktory nie zamyka (co wiecej – wypuszcza). prosze poprawic bo ktos moze pomyslec za dzisiejszy felieton to jakis odgrzewany kotlet (barani).
Zanim udam się w zacisze kuchenne (muszę wymyślać obiad dla Ani, która w „pysk” jarzynówki pt „marchewka z groszkiem” nie wzięła) w rezultacie ja będę zupowała i dzisiaj, a dla panny-córki? Chyba pulpety w sosie pomidorowym f-my Pudliszki. Ona mówi, że lubi. Niech ma. Ja z kolei nie jadam ze słoików, chyba, że na biwaku. A więc zanim schowam się w kuchni i wyłączę komputer chciałam jeszcze powiedzieć Iżykowi, że jak mi czasu stanie, to poszukam „Przebojów światowej kuchni” gdzie owe ziemniaki z brukwią figurują i jutro mu to przepiszę. U nas się też kiedyś coś podobnego jadało jako dodatek do sztukamięs („Noce i Dnie”)
A moze którys ze Szwecji przywiózlby Gospodarzowi takiego malego zywiutenkiego losia, najlepiej parke nie spowinowacona. U nas hoduja lamy z Ameryki Poludniowej, strusie, pytanie czy z napewno z Australii, to móglby Gospodarz tez zajac sie praca spolecznie uzyteczna i zalosic sie. Dachu nie potrzeby, spod sniegu jedzenie same wydlubia, w bagnach nie utona. Taka szwedzka odmiana. A moze i zaczelyby sie zadawac z miejscowymi. Bylyby male jak znalazl. A przy tym co za pochodzenie.
Kosiarka do trawy wystartowala. Pierwszy pokos, stare liscie, galazki przez wiatr oblamane no i pelen zapalu do roboty.
Pan Lulek
-23C , to po pierwsze primo.
Po drugie primo, przyjemnego urlopu Echidno i nie zapomnij o piasku 😉
Po trzecie primo, Panie Lulku, kalendarze robi się „PO” zjezdzie, a nie przed. Może dla odmiany Pan zająłby się zmontowaniem następnego ? 😉
Kalendarz do druku przygotowała jak wiadomo Echidna i do pobrania jest on tutaj (dla przypomnienia):
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/
Poszukać „Kalendarz 2008.pdf” w spisie.
Po czwarte, baranina. Ja nie wiem, co komu smierdzi, może faktycznie kupujecie jakies przechodzone barany, u mnie jagnięcina nowozelandzka zrobiła furorę. Nie robiłam świeżej (bywa też w sklepach), tylko zamrożoną. Rozmrażam i w mocno chłodnym marynuję dobę, bo nie jestem pewna, czy rozmrożone mięso mogę marynować dłużej, a dobę już wypróbowałam. Przyrządzam ziołowo-czosnkowo, rozmaryn, tymianek i szałwia, dobry jest ocet jabłkowy do marynaty, albo jakiś inny owocowy, oliwa, sól, pieorz. Mocno szpikuję przynajmniej główką czosnku, ząbki przekrawam na pół. Tyle, że udziec waży zwykle ok. 2.5kg, więc opłaca się na większy obiad, a nie dla dwójki. Aromaty podczas pieczenia tak zamarynowanego udzca są przepyszne, jak można mówić o smrodzie?!
Podobnie jak Andrzej Szyszkiewicz niczego nie wycinam, bo na młodym udzcu i tak jest mało tłuszczu, i on sie przydaje w trakcie pieczenia. Wytopi się.
Alicja !
Nie badz taka oziebla. Skad niby bierze sie – 23 stopnie. Moze chodzi o szerokosc geograficzna, albo nie stopnie Celsjusza. Chyba, ze ja jestem tak zahartowany. Mozliwe, ze mój termomer jest popsuty bo wskazuje + 12 stopni Celsjusza. W cieniu.
Ostatnio kobiety nie moga mnie zrozumiec. Wyglada na to, ze Ty tez. Otrzymalem od Slawka przesylke dwu kalendarzy. Identycznych. Piekne wydanie na eleganckim papierze wszystko razem zszyte jak w prawdziwej drukarni. Kiedy pokazalem znajomym, to ich zamurowalo. Zarówno strona projektowa jak i techniczna. Na Zjazd przywioze jeden egzemplarz ale tylko do pokazania. Drugi wyslalem dla Tuski. To chyba niezbyt daleko od Ciebie najwyzej kilka tysiecy kilometrów. Jak Ci sie spieszy, mozesz wpasc do niej i zobaczyc. Albo wyslac jakas ekspedycje z psim zaprzegiem albo w renifery. Zreszta ja nie wiem co tam u Was jest aktualnie w modzie. Wyobrazam sobie, ze kazdy z uczestników Zjazdu przemysli sobie ile chcialby miec egzemplarzy. Jesli chodzi o moje rozliczenie ze Slawkiem, to ono bedzie mialo plynny przebieg. Mnie chodzi o kalendarz roku 2009 z motywami II Zjazdu. Z góry zamawiam 3 egzemplarze. Sadze, ze Echidna moze zrobic projekt a Slawek zorganizuje na przyklad we Francji techniczne wykonanie. On juz ma wprawe i wie jak to zrobic. Do mnie przesylka od niego kosztuje 10,5 Euro. Mozna policzyc ile do kogo i zrobic przyzwoita kalkulacje. Wedlug zasady. Dobrze interesy tworza dobre przyjaznie. Ja napewno nie jestem w stanie zrobic czegos takiego jak zrobil Slawek a znowu stawanie po prosbie glupio wyglada. Kto chce moze sam wykorzystac przyszly projekt Echidny. Ja nie dom rady i koniec. Po prostu licze na kogos kto ma techniczne mozliwosci i innym tez radze.
Zbaranialem od tych baranów i zamówilem w sklepie kilogram miesiwa na pieczen. Troche dla mnie a reszte wrabie kotka Muli która przepada za surowa baranina bez przypraw.
Zbaranialy
Pan Lulek
Alicjo jagniecina nowozelandzka czy baranina? Jagniecina nie smierdzi. Baranina potwornie…
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Leg_of_lamb/img_2113.jpg
Z żadna baraniną sie tutaj nie spotkałam, tylko z „lamb”, co jest jak wiadomo, młodzieżą baranią. W ogóle w kulinariach nie spotkałam się z innym określeniem na baraninę, tylko „lamb”. O ile pamietam , w domu u mnie mówiono, że baran w ogóle nie nadaje się do użycia w kuchni, ani stara owca też. I jeżeli w domu była „baranina”, to zawsze z młodych sztuk. Może dlatego mi nic nie smierdziało i nie obrzydło przed czasem.
Dziecko zadzwoniło, że wraca wieczorem dopiero, bo zapomniała o posiedzeniu kom.organ.zjazdu absolwentósw. A ja, paskudna paskuda, zwróciłam uwagę na nienajwyższą formę Pana Lulka ostatnimi czasy. No, co jest Panie Lulku? Co za namolny pęd do kalendarzowej sławy? Honorarium w przelewioe to jeszcze można zrozumiećale kupczyć przyjaźnią? W łeb i do kąta!
Tu młodszym ode mnie i od Pana Lulka podpowiadam, że JA moge mu naurągać, bo to mój równolatek, ale niech się Wam nawet nie marzy!!!!
A swoją drogą przypomina mi się Igor Śmiałowski, który wspominając wielkiego Jerzego Leszczyńskiego opowiadał, że stary Mistrz bardzo niechętnie zezwalał mówić sobie „TY”. Niechęć do bruderschaftów tłumaczył młodzikowi” następująvco
„Bo to, widzisz Pan, znacznie łatwiej jest powiedzieć
Ty baranie!
niż
„Panie baranie”
Panie Lulku,
oziębła to jest Arktyka i stamtąd nam podsyła swoje oziębłości, żeby ja kolka sparła.
Smiem także zauważyć, że to Pan mnie nie rozumie. Proszę spojrzeć na poniższy link – nie muszę jechać do Tuśki, bo kalendarz od dawna mam na ścianie obok i nawet już nieco spostponowałam go ołówkiem i długopisem.
W moim wpisie wyżej podałam sznureczek, gdzie można ten kalendarz w formacie pdf pobrać, można to nagrać na dysk i zanieść do firmy, żeby wydrukowała, albo jak się ma dobra drukarkę, samemu wydrukować na dobrym papierze i spiąć zszywkami.
Podobnie z książką kucharską blogowiczów – Echidna zrobiła to również w pdf i kto chce, może pobrać książkę z tego samego miejsca, gdzie jest kalendarz i sobie wydrukować. Echidna żeby nawet chciała, nie jest w stanie dla wszystkich wydrukować, bo ani czasu, ani mocy przerobowych. Może następnym razem rozłożyć to inaczej. Echidna przygotuje graficznie jako pdf, a ktos inny zajmie się drukiem.
Można pomyśleć, jest sporo czasu.
http://alicja.homelinux.com/news/Kalendarz/
A poniżej macie cały kalendarz, z tym, że to jest wersja *specjalna* Pyry.
http://alicja.homelinux.com/news/Kalendarz_Pyry/
Wyglada na to, ze ostatnie slowa nalezec beda do Slawka. On dysponuje mocami przerobowymi i przydzialem na papier oraz dostepem do poczty.
Na cale szczescie czasu jest dosyc i mozna spokojnie powiedziec.
Slawku, uzewnetrznij sie w stosownym czasie.
Oczywiscie ostateczna decyzja nalezy do Prezydium Zjazdu.
Pan Lulek
W każdym razie Panie Lulku, pierwszy kalendarz z pierwszego Zjazdu jest (do wydruku cały czas) i Echidnie mamy do zawdzięczenia, ze przyszło jej do głowy w taki sposób Zjazd uwiecznić. A co do drugiego kalendarza, to najpierw musi sie odbyć zjazd, musimy znowu sie obfotografować i tak dalej – i dopiero wtedy nastapi część edytorska i tak dalej.
Teraz nie ma wyjścia, musimy tradycję kontynuować 🙂
Iżyku,
Ja wiem, że kopiącego nie powinno się kopać ale nie mogę się powstrzymać.
http://kuchnia.na102.com/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=478
Pozdrowienia z kraju dzikich zwierząt i takich ludzi…
Andrzeju Sz. Czy wybierasz się na Zjazd? Jeżeli tak, to może przywiózłbyś trochę tego uroczego zwierzaka? Jestem ogromnie ciekawa czy smakuje tak samo, jak jeleń.
U nas też są osie, zwane dla odróżnienia moose – na szczęście przez ocean nie wolno przewozić żadnych wiktuałów, poza zapuszkowanymi, zabutelkowanymi i zasłoikowanymi fabrycznie (w przypadku moose’a musiałabym płacić nadwagę!).
Ociepliło się znacznie, tylko -16C.
Na obiad gęsty fish stew z 1 kg dorsza i 0.5 kg łososia, oba samce mrożone filety.
Alicjo, jak rozpoznajesz płeć filetów 😯
Chce tu uscislic, ze gdy mowa o baraninie, to tak naprawde chodzi o mieso jagniece, bo innego nie ma tu w sprzedazy. Wszystko to Lammfleisch, a stare barany i owce trafiaja do puszek z jedzeniem dla kotow, oczywiscie tez jako „Lamm” 😉
No, sama powiedz nemo – dorsz, łosoś. Samce!
Dorada, sielawa, płotka – każdy widzi, że samice 😉
A z baraniną tutaj też tak jest. Starych baranów ani owiec w sprzedaży nie ma.
W tamtych dobrych czasach, szczególnie 50-70te, nie tylko w kosmosie, ale i tajdze radzieccy ścigali się z kanadą na łosiach. Co rok ogłaszano nowy rekord. Jeśli tylko kanada ustrzeliła rekordową sztukę, to zaraz towarzysze musieli większa kropnąć. W sensie systematycznym jest to wciąż ten sam łoś, ale radzieccy odnaleźli u swoich takie cechy, że utworzyli aż nowy podgatunek i do tego słusznie przodujący.
A.Szyszu – to nie tak. Ja te konie o temperamencie krowy oglądam prawie, naprawdę, prawie za każdym razem. Przyglądam im się badawczo i przez lornetkę i przez lunetę, tylko palucha od bodaj 8-miu lat nie można zginać. Pewnie ze 2 roki to jeszcze potrwa. Jeśli mnie kopiesz to tym, że ja Ty to sobie jesz, a ja se ino popatrzę 🙁
Gospodarza coś nie widać? A topinambur w Wiedniu kupował.
Nie widać ale będzie widać. Spędziłem dziś studio tv z kucharzem Karolem Okrasą 11 godzin. Nagraliśmy tylko dwa programy. A ma być 17. Teraz idę do mojego radia czyli TOK FM by gadać o poście. Jestem wykończony . A jutro znowu mam studio TVN i „Politykę” bo robię felieton i „Politykę i Obyczaje”. To chyba wariactwo żeby w tym wieku robić tyle rzeczy naraz. No i przez to zaniedbuję przyjaciół. A w czwartek już będziemy ( z Basią i Kubusiem) w Berlinie. Tam odetchnę. Chyba że mnie będą ganiać po całym mieście.
Ale jeszcze jutro spotkamy się w sprawie quizu. Pa,pa!
…jak znam życie, będą w Berlinie ganiać, oj będą 😉
p.s. Niektórym na tzw. emeryturze wydaje się, że teraz to dopiero mają czas na wszystko!
Izyku, Twoj adres, to jakis bubel, inne opcje wchodza w gre, ale nie podejzewam ich istnienia,
baran, baran, buc,
witam wieczornie
smakowicie się widzę dziś rozwija dyskusja
baraninka barania, cóż jest lepszego?!
kiedy jeszcze pływałem w flocie handlowej
miałem szefa (kuchni) który czesto w porcie zamawiał kilka kartonów
wspaniałych udźców baranich
na statku, wywiesza się tygodniowe jadłospisy
aby marynarz, mógł poczytać (rozrywka)
i jakby czego nie lubił, to mógł zamówić „zastępcze”
(na ogół schaboszczak)
no i jak na kolację pojawiały się pieczone giczki baranie
takich „zastępczych” mieliśmy dwadzieścia parę na trzydziestu matrosów
co wcale nie oznacza, że redukowaliśmy ilość giczek wkładanych do pieca
kuchnia wypełniała się cudnym aromatem
a my z Mietkiem (bo Mieczysław mu było)
siedzieliśmy z niewielkimi nożykami
dłubiąc, strugając, ścinając, żując
aż nam się te giczki skończyły
na ogół gdzieś w południe dnia następnego
plan mieliśmy taki chytry, że baranika była w spisie na sobotę
bo wtedy mieliśmy okazję wychylić ten kartonik piwa
przez sobotni wieczór i kawałek niedzieli
zwyczajowo, kucharze mają wtedy nieco lżejszy dzień
aha!
uprzejmie donoszę
że zmieniłem kolorki u mnie
poszukałem czegoś z dodatkiem pomarańczowego
ale jak najbardziej czytelnego
dzięki za wszelkie sugestie
Ufffff…
Dopiero dopadłam klawiatury. Wy tu, moi drodzy, o baranach, płci filetów i emeryturze. Ledwie nadążam.
O baranach pisać nie będę bo nie mam wiedzy.
Idąc Waszym tropem wiem już, że spożyłam kobiety ( kobietę?) na wczorajszy obiad ( panga jest WYŁĄCZNIE płci żeńskiej jak sama nazwa wskazuje).
A jeśli chodzi o emeryturę, to zamierzam być na niej aktywna, ale na wszelki wypadek aktywna jestem na codzień, niczego nie odkładając.
I namiętnie karmię się różnymi zupami. Ostatnio lubię krupnik.
Pozdrawiam Was przeserdecznie, pa!
W tej nowej witrynie trudno sie odnalezć. Gdzie jest chleb?!
Podajcie mi podstawowy przepis na chleb, bo nie mogę znalezć, a potrzebny zaraz. Będę tu jeszcze szperać, ale jak ktos ma pod ręką? Andrzeju Szyszkiewiczu?! Inni?!
Alert odwołany, sięgnęłam po książkę 🙂
„Chleb Piotra”.
I nastał dzień barana. Jadalny znak zodiaku. Baran, rak, lew, byk, ryby.
A czy panny są jadalne? Jadalne pewnie nie, ale zjadliwe to tak.
Czasami pewnie nawet bardzo zjadliwe…. 😉
Echindo! Przypomniałaś czereśnie! Uwierzyłem sprzedającemu że one australijskie, nie studiowałem napisów na pudełku. A temat ich cen wydał Ci się na tyle poważny że zaangażowałaś pana Allena ze stowarzyszenia czeresienników, pewnie nałożą embargo!? I koniec zimowo- czereśniowych radości na polskich bazarach… Com uczynił…. 🙁
Albo całe zbiory przetransportują do Polski !! 🙂
Nasz czereśniowy sezon zaczyna się u nas z półroczym do Twojego opóźnieniem. Więc jest jeszcze przed nami!!! 🙂
Ale wróćmy do aktualiów. Przypomnieliście Wiesława Dymnego – dzisiaj 30ta rocznica jego śmierci.
Ja sobie posłucham jak jego teksty śpiewa Ewa Demarczyk, a wy posłuchajcie sobie na przykład…..Majewskiego!!!
http://www.wrzuta.pl/audio/xyY0yy4Gnf/28_na_przyklad_majewski
Obiecałem wczoraj że dam przepis na cuchnienie z ust!!!
Slawek zareagował entuzjastycznie, pewnie już krztusi się z braku tlenu. Tyle godzin biedaczysko nie oddycha.
Przepis prosty jak kogiel-mogiel, bo również dwuskładnikowy.
By było wiernie zacytuję: „Sekret na szkorbut i cuchnienie z ust. Weź wina Francuzkiego starego, chrzanu tartego według potrzeby, zmięszy razem, niech moknie przez 24 godzin, tym potym dziąsła wymyway. Doświadczony sposób.” Z winem pewnie nie będziesz miał problemu, co z chrzanem, nie wiem! Ale jeśli jest problem, proponuję metodą Arkadiusa płukać usta szklaneczką samego wina. Pewnie kilkanaście razy dziennie wystarczy.
Można tak jak koń Andrzeja Sz. pogryzać świerkowe gałązki – bardzo ładnie potem ponoć z pyska pachnie!
Ale to już ostateczność – taka końska kuracja. 😉
Ja teraz dla próby, jako ten antek doświadczalny, wysmaruję sobie dziąsła przygotowanym wczoraj preparatem!
Na palec wskazujący nabieram, do uszt fkładam, szmaruje dzionszła sz prawej, lefej, gura i duł, nabieram raz jeszcze ,paluch ża żęby fkładam,
sz tyłu dzionszła szmaruje tesz.
Teraz próba oddechu! Przykładam do ust zwiniętą w łódeczkę dłoń…hucham huuuuuuu…..wącham…….pięknie jest!!!!!
Wprost poezja z ust mych dycha.
Bużka więc Wszystkim! 😉
Z tym chlebem na pół gwizdka, bo w książce Piotra nie stoi, w jakiej temperaturze piec, ino żeby piec. I że najlepiej w prodiżu 😯
A ja tu takiego ustrojstwa nie posiadam. Trochę zmodyfikowałam przepis, żadnych orzechów ani innych słoneczników (zeżarte), więc zioła (marianek, oregano, kminku deczko, bazylia) oraz główka czosnku – obrane ząbki luzem wrzucone.
Spece nasi od pieczenia chleba,
dopiero wstawiłam do nagrzanego 180C piekarnika, podpowiedzcie, czy to je OK. Za radą Andrzeja Szyszkiewicza wstawiłam też naczynie z wodą, bo kiedyś narzekałam, że skórka mi nadmiernie się przypieka, a raczej „wysycha” na parę milimetrów. A jakby co, to wina i tak będzie po stronie Autora przepisu, jako ze winniczek zawsze musi być 🙂
Co innego lamb a co innego mutton.
Mutton rzeczywiscie tylko dla amatorow z uwagi na ten zapach. Dlatego w zwyklych sklepach nie wystepuje.
Z jagnieciny tez jest znakomita szybko smazona watrobka.
Przynajmniej dla mnie.
a.
Wątróbka musi byc świeża, czyli hodowla w pobliżu.
U mnie na wsi (sic!) nie ma takich możliwości. Tymczasem przykryłam moje dwa chlebki folią, żeby się nie spiekły z wierzchu za bardzo. Wyrosły ładnie.
Tymczasem mróz zelżał, za to zapowiadają 20-30cm śniegu. Juz jesteśmy w białych okopach od jakiegoś czasu, urosną po dach?! 😯
Alicjo,
Dopiero co wróciłem z lotniska – obieżyświat wrócił do domu a bagaż ciągle jeszcze w Londynie.
Piec do chleba powinien mieć 225 stopni przy wkładaniu a potem obniżyć do 200.
Andrzeju,
skorygowałam, co najwyżej wyjdzie zakalec, a winniczka, który temperatury nie podał, wszyscy możemy wskazać palcem 🙂
Tak a propos, zauważyłam że w naszych blogowych /Przepisach nie mamy nic o chlebie! Pamiętam, ze podawałeś swoje przepisy, wrzuć kiedyś albo napisz na mój email, bo przecież przepisy na chleb musimy mieć!
Tymczasem pozbieram barany i wrzucę do /Przepisów, i od razu uprzedzam, że wszystkie przepisy będą w porzadku alfabetycznym jako *baranina* (barani udziec, baranie ragout, baranina po mongolsku i tak dalej). Nie rozdzielajmy baraniny na czworo 🙂
Alicjo,
z czego chcesz chleb zrobić?, i na czym (zakwas, drożdze, proszek do pieczenia) ? Przepisów mam ze trzydzieści i sprawdzone.
Chleb z serem i sokiem pomidorowym.
500 g mąki pszennej
70 g drożdży
1 łyżeczka soli
125 ml soku pomidorowego
125 ml wody
40 g masła lub oliwy
100 g żółtego sera rozdrobnionego (na tarce?)
1 jajo
Zagnieść ciasto, przełożyć do formy (ew. 2 mniejsze). Gdy ciasto podwoi objętość wstawić do piekarnika 200’C na 45 min. Rosnąć ciasto też może w piekarniku na 40-50’C.
Chleb toskański.
1,5 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki białego wytrawnego wina
3/4 szklanki oliwy
4 jajka
10 dag parmezanu tartego
2 gałązki oregano
10 dag orzechów włoskich (rozdrobnionych)
1/2 łyżeczki soli
2 ząbki czosnku
10 dag zielonych oliwek bez pestek
40 g drożdży (może być opakowanie suszonych)
Ten podawać na ciepło.
Chleb pszenny biały
400 g mąki pszennej
40 g drożdży
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
2-3 łyżki oliwy
250 g wody
Można ten skład „przyozdobić”, ziołami, ziarnami. Można dodać trochę ziemniaków gotowanych, albo twarogu.
Przepis na szybki zakwas
1 szklanka mąki żytniej
1 szklanka letniej wody
2-3 dag drożdży
1 łyżeczka cukru
Wszystko wymieszać, zostawić na 12 godzin. Następnie dodać mąkę pszenną, itd. i zagnieść chleb.
Chleb pszenno – żytni
350 ml wody
100 g mąki żytniej
300 g mąki pszennej
50 g drożdży
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
30 g oliwy
Można dodać kminek, kolendrę (!), i co kto chce.
CHleb mieszany
ok. 200 g zakwasu
700 g mąki pszennej
200 g mąki zytniej mieszamy je razem w wodzie rozrabiamy 100 g drożdzy pamietając ze temperatura wody zalezy od pogody i temperatury przeważnie jest to 24oC dodajemy 100 g soli i dokładnie wszystko mieszamy do uzyskania masy ciasta ma być niee za sztywne nie za luźne odstawiamy do zagarowania w zaleznosci od temperatury w pomieszczeniu cisto powinno powiekszyc swoj rozmiar o polowe gdy to uczyni wkladamy do pieca o temp. 180oC pieczemy jakies 40-50 min smacznego. :]
do Chleb pszenno – żytniego tereso nigdy w zyciu nie daje sie cukru lub oliwy :] pozdrawiam.
sam jedz to baraninr