Zgadnij co gotujemy? (74)
Kupiłem sobie przed paroma dniami książkę o kuchni pomorsko-wielkopolskiej. Autor Zbigniew Przybylak nazwał swoje dzieło „Tradycyjna kuchnia pomorsko-wielkopolska czyli od poliwek i golców po okrasy i pierniki”. Czytam tę książkę i czerpię z niej wiele przyjemności. Są tu bowiem nie tylko nieznane mi przepisy do wykorzystania ale także i opis nieznanych obyczajów. A najbardziej mnie bawią nazwy znanych potraw ukrywające się pod całkiem obcymi słowami. I to właśnie będzie temat dzisiejszego quizu. Oto pytania:
1. Dukane pyrki – co takiego?
2. Co to jest knobloszka?
3. A żylc to … ?
Odpowiedzi jak zwykle proszę przysyłać na adres internet@polityka.com.pl
ak zwykle kto pierwszy ten lepszy. Trzy prawidłowe odpowiedzi umożliwią wysłanie nagrody. A nagroda to książka Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki „Cień wielkiego brata”. Czekam więc!
Komentarze
Nie będę odpowiadała, bo byłoby to nieuczciwe. W końcu jak ktoś się wychował na knobloszkach, to nie będzie wyciągał łapy po panów Janickiego z Władyką, prawda?
W Poznaniu przez mgłę i chmurki przebija słońce ale jest chłodny, ostry wiatr.
Po poniedziałkowej grochówce i wczorajszych panierowanych pieczarkach dzisiaj na obiad będzie pieczeń wieprzowa z kminkiem i jabłkami. Nad wypełniaczem jeszcze pomyślę – albo gruby makaron, albo ziemniaki (dawno nie było) a do tego surówka z kwaszonej kapusty z orzechami. Ach, trzeba też zjeść jabłka z sosu.
Ja chciałem się ino z dniem wczorajszym rozrachować, bo problemy były.
Nie, nie byłem i nie jadłem. Znam tylko z relacji, że jadłospis mocno osobliwy, a ceny i jakość raczej zgodne. Pomysły na przyciągnięcie klienta bywaja różne. Nim wyrobi się markę, trzeba cos zrobić. Nawet nie wiem jak długo Kogutek działa. Znajomi dali znać mi, że po kilku kieliszeczkach karta dań budziła żywą wesołość, więc zacząłem szperać. Fsktycznie, można se poczytać i dlatego zapytałem szanownych o zdanie. Moje trzy grosze.
„Zadyma nad stawem” (ryby wędzone) – podoba mi się, „najwierniejszego towarzysza okowity” (śledzika), czy „króla niepodzielnego” (schaboszczaka) – rozymiem i nawet taką gierkę ze skojarzeniami pochwalam, ale sa tam perełeczki takie, że bym zabił!
Mówi p. Piotr, że grafomania i trudno się nie zgodzić. Choć z „grafomanią” trzeba b. ostrożnie, to przecież są: „Bażant polny do biegania juz nie zdolny”, czy „na górze jeleń, na dole róże, rozkosze za to z jedzenia duże”… Są i braki w wiedzy – „łania z torunia” czyli pieczeń z sarny. Jesli sarna, to nie „łania”, po prostu. Albo „polewka Huberta” (zupa myśliwska), która żeby być mysliwską MUSI w nazwie zawierać „św.” przed Hubertem. Jest rodział „dania ze szparag”, kóry ma problemy z deklinacją, a przecież nawet ja nie popełnię w tym słowie błenda!
Już mi się odechciało, więc na koniec pudła (dla mnie) absolutne:
„bałtycka kremówka” wywołuje u mnie raczej negatywne skojarzenia, a „czekadełko spod siodełka” zdecydowanie negatywne!
Brakuje mi tylko jakichś soczystszo-dorodniejszych pomysłów nazewniczych typu ” piękne, gdy topless lub w klubie na rurze, nasze wprost z grilla pieczone piersi kurze” lub „dla kardynała i dla biskupa duszona cała wołowa d*”.
Nemo, A. Szysz… zapraszam 🙂
nawet gdybym znowu nie zapomniala o tym, ze w srode jest konkurs, to Zgadzam sie i tak z Pyra.
A knobloszke to bym sobie zjadla… albo tak pyrki z gzikiem…
Witam w słoneczny poranek. 🙂 Aż boję się myśleć, że nasza Pyra może być dukana, więc na wszelki wypadek nawet nie sprawdzam, co to znaczy.
Smakowitego dnia życzę.
Alsa – Nie bój nic. Pyra dukana nie będzie, zastanawia się natomiast, czy nie zamienić dzisiejszej pieczeni na szare kluchy z kapuchą. Może, może, może będzie jej się chciało trzeć ziemniaki. To uciążliwe zajęcie najczęściej odstrasza mnie od placków i szarych klusek. I niech mi nikt nie mówi, że można utrzeć maszyną – można, ale z takiej mazi dobrych klusek się nie zrobi. Więc jak? Trzeć?
Pyro, gdybym miała być dzisiaj na obiedzie u Ciebie, to głośno wołałabym: TRZEĆ! Ale tak, to nie wiem… Chce Ci się?
Jak już siadłam przy maszynie, to podzielę się z Wami spostrzeżeniami po wczorajszej lekturze „Gdańskiej książki kucharskiej”. (Mówiłam, że książki kucharskie służą przede wszystkim do czytania). Całe popołudnie prawie i wieczór poświęciłam wczoraj na „studia porównawcze”; porównywałam zaś gdańskie przepisy z dwiema książkami z tego samego okresu, czyli połowy XIXw, a więc z Ćwierciakiewiczową i Zawadzką. Mój egzemplarz „Kucharza wielkopolskiego ” jest późniejszy o 50 lat, a więc do porównań się nie nadaje.
Różnic zaś jest sporo i nie wszystkie wynikają z regionalizmów i dostępności produktów. To chyba coś więcej. Wygląda mi to na różnice kulturowe.
Tak np. w skład wszystkich (absolutnie wszystkich sosów) z wyjątkiem deserowych wchodzą sardele. O ile ma to jakieś odpowiedniki w przepisach warszawskich i kresowych przy potrawach z cielęciny, to przy np majonezach czy sosach do wątroby, dziczyzny itp wydaje się to szokiem smakowym.
Inna cechą charakterystyczną jest niesłychana ilość masła używana w kuchni. Nawet przyjmując, że przy stole w XIXw siadało ok 10 osób (Dziadkowie, rodzice, 6-ro potomstwa), to funt masła (430 g) w sosie mięsnym to naprawdę przesada. W ciastach ta ilość przechodzi w kilogramy (około, bo 2 funty?). A, właśnie ciasta : nie ma w przepisach zaczynu drożdżowego, który był podstawą ciast w centrum kraju. Gdańszczanie jako drożdży używali osadu drożdżowego z piwa. Są też liczne przepisy na ciasta kruche i francuskie
Jak było do przewidzenia liczne są przepisy na dania z ryb i nieco na dania z ostryg. Ostrygi zresztą służą raczej za garnitur do innych dań Sporo używano octów i to raczej winnych, nie zbożowych jak w centrum. Jest też kilka przepisów na nalewki i szkoda, że nie więcej, gdyż autor opracowania twierdzi, że w jednej tylko firmie przetrwało ponad 70 przepisów na sławne wódki gdańskie.
To już teraz wiecie czym zajmowała się wczoraj Pyra po pożegnaniu młodziutkiego wikarego, który chodził po kolędzie wczoraj (mój brat w dzieciństwie ogłaszał, że przyjdzie „ksiądz po kolanach”)
Popatrz Pyro jak się składa!
Parę dni temu pisałem:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=409#comment-47348
Dobrze by było gdyby ktoś nas tu oświecił co to z tymi sardelami takiego specjalnego….
Andrzeju, to samo, co z sosem sojowym, garum u Rzymian, czy sosem ostrygowym czy innym rybnym u Chinczykow etc. Sardele zasolone i sfermentowane byly i sa przyprawa popularna w wielu krajach 🙂
Moja rodzicielka jest szczesliwa posiadaczka ksiazki kucharskiej Marii Dieslowej. Jakos tych sardeli nie pamietam, za to babki „muslinowe” z 60 jaj to i owszem sa.
Co prawda „jajkowy” cholerterol nie szkodzi tak bardzo jak kiedys sadzono, nadal jakos 60 jaj w jednej babce…
No to już jestem oświecony i odtąd bedę mógł spać spokojnie.
Dziękuję nemo.
Nirrod – też mam Dieslową i ta ilość żółtek z dawnych ksiązek, to nie jest na 1 babę, a na kilka (chyba ze 3). Po podaniu składników występuje formuła – „lać w formy”. Sama kiedyś robiłam babę muślinową i petynową – w każdej o ile pamiętam było 12-15 żółtek. Z ciekawości robiłam, dzieląc żółtka w stosunku do ilości mąki. Owszem, udały się, były smaczne, ale zrobiłam je tylko raz. Nie warta była skórka za wyprawkę. Smazcne i owszem ale żadne cudo. Szkoda jajek i godzinnego tarcia.
Niedaleko Gdanska, jadac w kierunku na Koscierzyne jest miejscowosc Przodkowo w której zachowala sie stara tradycja, o dziwo bardzo popularna równiez w niektórych rejonach Austrii. W niedziele, glowa rodziny jesli pracuje daleko i przyjezdza na weekendy do domu zabiera obowiazkowo cala rodzine na obiad do miejscowej restauracji. W czesci Dolnej Austrii o nazwie Waldviertel jest to tak zdecydowanym obyczajem, ze mój przyjaciel Willi który mial tam restauracje zamykal je zawsze w poniedzialek a w niedziele mial urwanie glowy. Bohaterem niedzielnego spotkania jest glowa rodziny a malzonka ma dzien wolny od pracy i tylko zaprasza rodzine i znajomych na podwieczorek i obowiazkowa kawe. Pracuja ludzie w Wiedniu albo innym miescie. Na wsiach nadal jest malo roboty. Drobne warsztaty prowadzone sa przez rodziny a obcy nie ma zadnych szans. Teraz wiele sie zmienilo z wyjatkiem tego, ze instytucja pendlerów pozostala. Jezdza do pracy zarówno mezczyzni jak i kobiety. Wielu ma wynajete mieszkania w duzym miescie ze wzgledu na koszty parkowania samochodu i bliskosc dojazdu do pracy. Na wsi pozostaje rodzina i drugie mieszkanie. Statystycznie wyglada, ze male miejscowosci wyludniaja sie. Tylko statystycznie. W ciagu tygodnia jest malo ludzi. Ruch zaczyna sie w piatek wieczorem i trwa caly weekend.
Jedzenie w tych dniach jest miejscowe ale bardzo smaczne i zaden kucharz czy kucharka nie odwazy sie sknocic potrawy. Wina tez miejscowe ale i z innych okolicznych winnic. Teraz po otwarciu granic w obydwie strony rozkreca sie maly ruch. Odnajduja sie stare rodzinne zwiazki, czasami pogubione nawet po Pierwszej Wojnie Swiatowej nie mówiac o czasach pózniejszych. Jeszcze kilka lat a bedzie sie jechalo do tego lekarza który jest w bliskosci nie mówiac o zakupach które juz teraz robi sie po obydwu stronach. Kiedy Slowenja wprowadzila Euro, ruch przygraniczny zmienil calkowicie charakter. Jest wewnetrznym. Na cale szczescie zacieraja sie granice i nastepuje epoka wymiany przepisów kulinarnych.
Pogoda cesarska a na termometrze 13 stopni Celsjusza. kto by tam czekal na kalendarzowy poczatek wiosny.
Pan Lulek
Albo nasz serwer nawala, albo nikt nie chce dobrej książki!? Nie ma żadnych odpowiedzi. To pierwszy taki przypadek. No ruszcie Kochani głową. Bo inaczej wygra Pyra(gdy ją poproszę), ale czy należy poddawać się bez walki?
Ja znam odpowiedz prawidlowa.
Na pytanie:
co to jest Pyra. Prawidlowa odpowiedz brzmi.
Nie co tylko kto.
A ja wiem ale nie powiem.
Bo Knoblauch to czosek
I to wystarczy
Pan Lulek
mialo byc czosnek. Oczywista oczywistosc.
P.L.
Pyra ksiązkę ma, a nawet wielka estyma, jaką darzy Autorów nie wymaga „dwojenia” dorobku (tu mordka)
Gumowska pisze, że „pyrki” wcześniej zwały się „perki” i pochodza od Peru. Ciekawe.
Wordpress mnie ochrzanił i kazał zwolnić. No Wiecie…?! Ja poprosze z kierownikiem!
paOlOre takowoż xięgę już posiadł był,
ale dla ułatwienia podpowie, że żylc to ani chybi Sulz.
To fakt stwierdzony, że kartofle przyjechały tu z Peru. Inkowie je w Andach uprawiali a Cortez (lub jego kumpel Pisarro jak kto woli) im mieczem odebrał kartofle, kukurydzę, paprykę, ziarno kakaowe. I wszystko to zrobił dla własnej chwały i naszego pożytku.
PS.
Nadal nie ma odpowiedzi. Oj bo sprzedam książkę z autografem na bibliofilskiej giełdzie. A tymczasem lecę do domu, bo mi kurier przywiózł jakąś przesyłkę z Poznania.
No toć wim, ino ta etymologia 😉
Jeśli umyślny z Poznania, to ani chybi jakieś kipu w supły i węzły powiązane od Perskiej (od Peru, nie Persji) Madamy.
Iżyk prawie utrałił. Tylko nie od Madamy a od Monsieura, i nie węzły ze sznurka jeno z metalu, a napis głosi: „www.adamczewscy – pyszne przepisy” i będzie nalepiony na bagażniku mojego auta by namawiać innych kierowców do wizyty na witrynie. Część juz nawet przykleiłem i chciałem pochwalić się Zuzi, a ona (nie zważając na Dzień Dziadka) zapytała: Czemu tak krzywo?
Czy to nie oburzające?
Każdy, kto ma czarne podniebienie to wie, co to zylc. Dlatego i ja to wiem.
Jestem przed sformatowaniem rozumu. Może pomoże.
Do zylca trzeba miec czarne podniebienie ? 😯 Wlasnie poslalam odpowiedzi, bo przykro bedzie autorom nagrody 🙁 Jeszcze gotowi pomyslec, ze ich nikt nie chce…
Knobloszka to moglaby byc parowka, tak cienka, ze pasuje do dziurki od guzika (Knopfloch) 🙂
U mnie dzis po wczorajszej szarudze ani sladu, sucho slonecznie i blekitnie, a ta odrobina sniegu, co pobielila pagorki – juz zniknela. Marna ta zima u nas 🙁
Dzisiaj Dzien Dziadka !
Serdeczne Zyczenia dla Piotra i autozyczenia dla mnie. Czy przewiduje sie równiez dzien Pradziadka. Jesli tak, to podejmuje rokowania z moja wnuczka.
Te parówki, to napewno maja cos wspólnego z czosnkiem a nie dziurka od guzika. Poza tym to i tak guzik mnie to obchodzi.
Jesli kazdy da kawalek poprawnej odpowiedzi, to chyba Piotr ustanowi nagrode zespolowa.
Pan Lulek
No nareszcie. Jak Was poprosić to się pieknie spisujecie. Przyszło dziesięc odpowiedzi. I aż dziewięć prawidłowych. Pierwszy przysłał paOLOre i napisał tak: Odpowiedzi dla redakcji:
1 ? To puree z kartofli.
2 ? To kiełbasa czosnkowa.
3 ? Galaretka czyli zimne nózki.
I bardzo dobrze. A nagrody nie zaniosę na pocztę tylko wsiądę w pociąg i pojadę do Wiednia. Na powitanie – książka! Dziś zaś gratulacje!
Dzień dobry.
Poszło mi się spać przed zagadkami. A zresztą – pyrki dukane?! Nie słyszałam. Podobnie jak Alsa się wystraszyłam, że nie daj Boże coś krzywdę Pyrze robią.
U mnie piękna zima – wczoraj dopadało świeżego puchu, dzisiaj -5C i ostre słońce. Taka zima moze być, byle nie duło i nie mroziło zbyt mocno.
A u nas Dzień Dziadka był wczoraj!
Po raz pierwszy chyba tak długo nie było odpowiedzi na zagadki. Nareszcie wiem, co to dukane pyrki. 🙂
dukane pyrki to ka-ka-kartoofle 🙂
Panie Lulku, najlepsze zyczenia! Z parowka w dziurce od guzika to byl zart 😉 Moje odpowiedzi byly prawidlowe, ale dobrze, ze wygral paOLOre, bo redakcja zaoszczedzi na wysylce (zawsze te lotnicze polecone 😯 )
Na Pomorzu na zylc się ciągle zylc mówi :))
Andrzeju ze Szwecji,
znalazłam Twój adres mailowy, a jak już znalazłam, to nie omieszkam z niego skorzystać.
Lepiej cudze dzieci uczyc, jak wlasne wychowywac.
Jest to zdanie mojej osobistej wnuczki. Nauczycielki in spe.
Co Wy na to. Dozyje pradziadostwa, czy zejde jako zwykly dziadek.
Pan Lulek
Co Pan takie rzeczy poddaje w wątpliwość, Panie Lulku – jeśli wnuczka postara się o wnuki, to pewnie, że dożyje Pan pradziadostwa, przed czasem nie można się ot tak, wypisać!
Ha! Zamowilam Strach i wlasnie dzisiaj doszedl. Bedzie co czytac!
Ależ Nemo, to nie skąpstwo lecz umiłowanie reguł spowodowało, że do Austrii a nie do Szwajcarii pojedzie książka. Zresztą bilet do Wiednia kosztuje więcej niż przesyłka w Alpy! A książki nadal są i będą w quizach. Są szanse.
Lulku drogi! Obie z D. jesteśmy zdania, że dożyjesz szczęśliwego pradziadostwa.
D. robi pyszną kawę, za chwile przyjeżdża do nas wspaniały piec- koniec z niedogrzanym mieszkaniem! Słowem, baaardzo miły wieczór…
Jak byscie mialy pierzyne, to piec nie bylby potrzebny i srodowisko naturalne zaoszczedzone. Zdradzcie jak jest robiona ta kawa.
Moze cos nowego na forum kawiarskim.
Pan Lulek
Panie Piotrze, prosze mi tu nie imputowac zawisci czy innych niskich uczuc. Ja wiem, ze paOLOre slusznie wygral, ciesze sie i gratuluje mu z calego serca 🙂 Ja po prostu mialam wyrzuty sumienia, ze te przesylki sa takie drogie! Skoro jednak gotow jest Pan osobiscie wozic nagrody (np. do Wiednia, choc bilet taki drogi 😯 ) to juz mi te wyrzuty mijaja 😉 Jednakowoz na przyszlosc zaakceptuje ewentualne wygrane wyslane zwykla poczta. Niedawno doszla do mojej siostrzenicy w Wielkopolsce paczka ode mnie, wyslana calkiem zwyczajnie i potrzebowala tylko (!) 10 dni 😉
Wygrałem? Oł Dżyzas! Hurrrrra! Merci vielmals!
To nic, że xiążkę taką już posiadam.
Ta wygrana przecież będzie z autografem, którego
posiadana nie posiadała, więc owa posiadana a nieposiadająca
zmieni wkrótce właściciela na równie godnego posiadania jej.
Bardziej niż książka cieszy mnie, oczywiście, że wkrótce
znowu spotkam sympatycznych zdewirtualizowanych BA&PA 🙂
No, dobrze juz dobrze. Niczego nie imputuję. Ale proszę wygrać wówczas gdy bedę się szykował w drogę do Bazylei. Mamy tam bardzo bliskich przyjaciół (wybitnych biologów).
Do Dory – nawiązanie do poprzedniej notki Pana Piotra.
Co do tego dziwolągu – zgoda.
Co do słownika ortograficznego – nie!
http://so.pwn.pl/lista.php?co=dewolaj
Lulku drogi!
D. mówi, ze piec konieczny, bo trudno chodzić w pierzynie cały dzień.
Pyszną kawę robi w ekspresie ciśnieniowym i twierdzi, że sekret tkwi w mocy kawy. Tak twierdzi, a ja nic nie wiem!
Dzień dobry wieczór.
„Dukane pyrki – co takiego” „… To puree z kartofli.”
A dla mnie to zawsze były, są i będą tłuczone (miażdżone) ziemniaki.
To jest coś innego niż wykwintne „puree”.
Oświadczenie:
Tym stwierdzeniem nie podważam i nie mam zamiaru w przyszłości poważyć zaakceptowanego przez Pana Adamczewskiego rozwiązania zagadki kulinarnej „Zgadnij co gotujemy? (74)”
KoJaK Kasze(e)be(e)
@Pan Lulek 2008-01-23 o godz. 12:20
„… jadac w kierunku na Koscierzyne jest miejscowosc Przodkowo …”
Szanowny Panie Lulku,
mój Dziadek urodził się w Przodkowie, pracował na Polskiej Kolei w Wolnym Mieście Gdańsku (mieszkał z rodziną w Sopocie).
Moja Mama często o tym mówiła, że po powrocie Dziadka z „trasy” w niedzielę były obowiązkowe odwiedziny jakiejś restauracji albo cukierni/lodziarni. Tradycja przejęta przez Niego od rodziców, była pielęgnowana, … a moja Mama była jednym z ośmiu dzieci.
Ktos stanal po mojej stronie. W sprawie zwiazanej z Przodkowem. Donosze dalej, ze tam w tej miejscowej ciastkarni byly a mam nadzieje, ze i sa nadal wspaniale ciastka. Jezdzilem kiedys czesto do Koscierzyny a dalej do Grzybowa.
Potem kilka lat do miejscowosci Feuersbrunn w Weinviertel. Na pólnoc od Wiednia. W polowie drogi, jeszcze na poludnie od Dunaju w malej miejscowosci jest równiez cukiernia w której maja najwspanialszy strucel jablkowy jaki kiedykolwie jadlem w zyciu. Jadac do naszych przyjaciól, winiarzy, gdzie odbywaly sie regularne posiedzenia klubu przjaciól ich wina, zawsze kupowalisny karton tego strucla. Kilkanascie osób bylo czlonkami tego ekskluzywnego klubu. Zamkniete towarzystwo. Bez mozliwosci przyjmowania nowych czlonków, tyle, ze wolno bylo zabierac ze soba przyjaciól na posiedzenia. Kazdy przywozil cos ze soba do jedzenia. Picie bylo na miejscu. Zaloga kazdego samochodu miala ofiare, która w danym dniu miala prawo wypic tylko jedna cwiartke wina. Krótko mówiac jeden pil. drugi jechal. Zalogi byla na ogól dwuosobowe. Chybe, ze ktos zabral ze soba przyjaciól. Kiedys jedna z pani zabrala ze soba caly autobus emerytów. Tylko kierowca nie pil. Do dobrego tonu nalezalo na zakonczenie zabrac ze soba kilka kartonów wina. Kiedy zmarl stary Anton, syn zaczal produkowac wina typu baricks a na dokladke amerykanie wyniuchali jego piwnice i prawie calosc zbiorów zaczela ladowac w USA. Nie bylo co pic to i klub przestal funkcjonowac. Tradycja umarla.
Nie rozumiem tylko jak Marialka i D. beda chodzily ubrane w pierzyne. Jesli, to chyba we dwie. Poza tym, to po co, kiedy maja juz ogrzewanie.
Ichnia sprawa.
Nie zazdroscie Piotrowi wyprawy na Wieden. Ostroznie tylko z XVI Bezirkiem, bo tam pelno Turków ale i doskonaly jarmark. W kazda sobote, gdzie mozna kupic rózne róznosci do jedzenia.
Znowu nocny Marek, czyli
Pan Lulek
Panu Lulkowi nocnemu markowi
podsyłam rzut z lotu ptaka na Przodkowo. Jak jest w GoogleEarth, to znaczy, że istnieje :
http://alicja.homelinux.com/news/Przodkowo.jpg
… co było do okazania i okazała
Alicja
Panie Lulku,
Widze, ze cos przegapilam bo nie rozumiem tej tresci:
„Nie rozumiem tylko jak Marialka i D. beda chodzily ubrane w pierzyne. Jesli, to chyba we dwie. Poza tym, to po co, kiedy maja juz ogrzewanie”.
Prosze o dokladne wytlumaczenie!!!!!!
Tuska
Pan Lulek,
Chyba Pan nie wysyla swojej? Bede bronic wlasna brona!
Tuska
Żartujćie sobie, żartujcie, a tu zwalił się najbezpieczniejszy samolot transportowy świata i zginęlo 20 lotników, w tym d-two dwóch baz wojskowych. Największa katastrofa lotnictwa wojskowego od 50 lat. Dawno już nie znam ludzi w bazach w Mirosławcu i Świdwinie ale obyczaj przecież się nie zmienił : Kiedy przez osiedle pilotów idzie „Święta trójca” (d-ca, z-ca d/s polit, lekarz – teraz pewnie poz 2 zamieniona na kapelana) wszystkie kobiety w jmieszkaniach sięgają po krople nasercowe, a osiedle zamiera : do kogo pójdą?
Ech, przybędzie na cmantarzach napisów „zginął śmiercią pilota”
Cholernie żal.
KoJaku Mogumcjuszu,
dziekuję za oświadczenie i odpowiadam tym samym: „oświadczam, ze nie jestem przywiążany do eleganckich zwrotów i odpowiedź kartofle tłuczone uznałbym za prawidłowe. ”
Nie słowo tu ważne a rezultat na talerzu.