Karnawał tuż, tuż…(odc.4)
Wizyta, rewizyta lub…?
Po wizycie należy spodziewać się zaproszenia do domów naszych gości. Jeśli nie dostaniemy zaproszenia na rewizytę możemy przypuszczać, że nasi goście nie chcą nawiązać trwałych stosunków towarzyskich. Nie jest to powód do obrazy ale sygnał, by nie uwzględniać ich podczas kolejnych wydawanych przyjęć. Zdarzają się jednak wyjątki. Czasem ktoś z przyjaciół lub znajomych nigdy i nikogo nie zaprasza do swojego domu. Czasem bywają poważne i uzasadnione powody takiego zachowania (np. ktoś ciężko chory w rodzinie). Jeśli znamy te powody to oczywiście możemy kontynuować życie towarzyskie nie domagając się zaproszenia i nie czując urazy.
Drugi problem to goście, którzy przyjąwszy zaproszenie – nie przychodzą. Jeśli nie podają później – przepraszając – uzasadnionego powodu (np. nagła choroba, wypadek, kataklizm w domu) nieobecności i braku zawiadomienia o tym należy skreślić ich z grona zapraszanych. To ludzie o złych manierach i kontakty z nimi zawsze grożą nieprzyjemnościami.
Wizyta w zoo
Domowe zwierzęta czy to psy, czy koty, podczas przyjęcia powinny być odseparowane od gości. Jeśli wśród nich są gorący miłośnicy zwierząt i wyraźnie tego chcą – możemy na wstępie spotkania zaprezentować im swego pupila i na tym koniec. Absolutnie niestosowne jest gdy podczas posiłku po stole wędruje kot, lub pod stołem waruje pies. Gospodarze choćby im serce pękało, muszą ulubieńca zamknąć w drugim pokoju lub – co raczej bywa kłopotliwe – unieruchomić przypinając na smyczy.
Palenie jest szkodliwe
Sam nie palę. Nie jestem jednak ekstremistą w tym względzie i nie pozbawiam moich gości możliwości uprawiania tego nałogu podczas wizyt u mnie. Nie dopuszczam jednak do palenia przy stole podczas obiadu lub kolacji. Dozwolone to jest w sąsiednim pokoju przy stoliku z drinkami lub kawą i orzeszkami. Tam stoją popielniczki, które wyraźnie sygnalizują miejsce do palenia. Nie należy do dobrego tonu wypraszanie gości z papierosami na balkon lub na klatkę schodową. Nie ma powodu by dymem, którego nie lubią gospodarze porażać sąsiadów.
Ja ci dam, ty mi dasz
Przy zwykłym spotkaniu towarzyskim prezenty nie są konieczne. Wystarczą kwiaty dla gospodyni. Jeśli jednak są to imieniny, urodziny, rocznica ślubu lub inna tego typu okazja powinniśmy przyjść z upominkiem. Nie należy przesadzać z jego nadmierną ceną. Ważniejsza jest pamięć o solenizancie czy jubilacie i – przede wszystkim – pomysł. A pomysł najłatwiej oprzeć na zwyczajach czy zainteresowaniach obdarowywanego. Trzeba pamiętać też czego nie należy darowywać np. pięknego nawet lichtarza i świeczki w domu, w którym niedawno miał miejsce pogrzeb, fantazyjnej popielniczki przeznaczonej dla człowieka, który rzucił palenie itp.
Otrzymujący prezent winien rozpakować go i podziękować. Pokazywanie wszystkim gościom każdego prezentu nie jest konieczne. Dary winny jednak stać w takim miejscu, by chcący mogli je obejrzeć. Jeśli w podarunku dostaliśmy butelkę trunku nie musimy jej natychmiast otwierać i rozlewać do kieliszków. Można ją odstawić do następnej okazji. Na dziś bowiem mamy przygotowany zestaw alkoholi specjalnie dobrany do podawanych potraw.
Pali się moja panno!
Czasem zdarzają się kulinarne kataklizmy. Lazanie z sosem bolońskim przypalą się, faszerowana ryba zamiast na półmisek trafia na podłogę, pieczony drób nie na stół winien pójść lecz na emeryturę, bo z powodu wieku jest taki twardy. Trzeba to przewidzieć i mieć w spiżarni lub lodówce parę produktów z których da się w kilkanaście minut przyrządzić coś wspaniałego. Np. szpinak lub rukola z rodzynkami, jajami na twardo, truskawkami i sosem winegret, risotto z jarzynami lub owocami morza (produkcja trwa tyle ile gotowanie ryżu czyli ok. 10 minut). W żadnym wypadku nie należy poświęcać wieczoru na opowiadanie gościom o przykrej przygodzie i zadręczanie siebie (a przede wszystkim ich) jękami upokorzonego kuchmistrza). Miałem przygodę z tak twardymi dzikimi kaczkami, których nawet mój sznaucer olbrzym nie potrafił pogryźć, przeznaczonymi dla bardzo prestiżowo dobranych gości. Kaczki przy nieudanej próbie krojenia zostały usunięte, a w zamian goście dostali do degustacji na czas poświęcony robieniu risotta najlepsze z moich win z najlepszymi serami jakie miałem w spiżarni. Czas im upłynął mile i niemal nie zauważyli zmiany menu.
Kto tak pięknie gra?
Miło jest gdy podczas przyjęcia słychać dyskretna muzykę. Tu należy kierować gustem gości i wg. tego dobierać płyty. Muzyka nie może jednak przeszkadzać w rozmowach czyli, że musi być bardzo stonowana. Jeśli przewidziane są tańce i są do tego warunki też trzeba z góry dostosować rytmy do potrzeb i możliwości gości. Jeśli mieszkanie jest małe lepiej zrezygnować z hasania niż nagle zestawiać nakrycie, zdejmować półmiski i wynosić meble do kuchni.
PS.
O Sylwestrze mało kto już pamięta, bo szykują się kolejne bale karnawału. Te zdjęcia więc może zainspirują balowiczów domowych do pracy w kuchni. Wielka pizza to robota Kuby (mojego wnuka) i to samodzielna (widać to od pierwszego spojrzenia na nierówno rozłożoną powierzchnię sosu pomidorowego). Ma on coś z dziadka – gdy zbliża się koniec roboty to gwałtownie przyspiesza, by móc zająć się czymś innym. Ale pizza była (podobno!) pyszna.
A to dwa homary (nieduże, bo te wielkie pojechały na stoły wcześniej zamawiających, a zapobiegliwych w Warszawie było wielu), które udało mi się kupić.
W „rękawiczkach” przed piekarnikiem, a bez – po wyjściu na półmisek.
Najpierw trzeba było je przepołowić, potem wyczyścić z wnętrza przewód pokarmowy, oprószyć mąką i podsmażyć na oliwie, wreszcie zalać kieliszkiem białego wytrawnego wina, dodać kilka listków rozmarynu i piec przez kwadrans w temperaturze 200 st.C Rezultat całkiem niezły. Raz na rok można sobie pozwolić na taką rozrzutność!
Komentarze
Tereso Stachurska,
zakończyłam właśnie romans z Tristanem (romansowałam z 7 godzin). Wystarczy za wrażenia?
O masz, dalsza część manier. Przeczytałam, ale po szalonym romansie nie mam siły na komentarz, idę się wyspać. Dobranoc i dzień dobry Szampaństwu!
Kiedy tak patrzę na Piotrowe homary na białym półmisku przypomina mi się scena opisana przez Mirę Michałowską w jej „Od kuchni i od frontu”. A scenka owa wyglądała tak : ewakuacja (a właśvciwie ucieczka) z płd Francji do płn.Afryki w czasie wojny ludzi, dla których wpadnięcie w niemieckie ręce było nie do przyjęcia. Przemytnicza łajba wypełniona uciekinierami , brak środków higieny, wody, prowiantu. Do stateczku w pewnym momencie podpłynął rybacki kuter pełen gotowanych homarów. Wykupiono je w mig. Młoda studentka, jaką Mira wtedy była dotąd homarów nie jadła. Przypadający na nią rak leżał na kawałku starej gazety na pokładzie, a Mira nie miała pojęcia jak się za to zabrać. Głodna już była potężnie. W torebce miała „damski” mały scyzory. i tymże niożykiem zaatakowała zwierza. Wtedy z brudnego, nieogolonego tłumu na pokładzie ktoś wrzasnął potężnie „Panienko. Proszę natychmiast przestać” (po francusku oczywiście). Do jej kawałka gazety zbliżył się jeden z „turystów”, zabrał jej nożyk, zręcznie przeciął raka wzdłuż i powiedział surowo „Panienko, homara zawsze, absolutnie zawsze kroi się wzdłuż. Nigdy w poprzek”. I tak, wspomina pani Mira wśród wojennych niewygód odebrałam lekcję jedzenia homarów. Jedno z najdroższych dań świata jadłam palcami i scyzorykiem bez szampana, majonezu, a nawet soli z kawałka starej gazety.
Ładna opowieść, prawda?
Piekna opowiesc Pyro !
Czytalem Twoje troski dotyczace stanu zdrowia dziecka. Ania napewno zachrypla od spiewania na sucho bez picia grzanca. Homara mozna jesc z gazety ale spiewanie zima bez lyka grzanca moze sie zakonczyc tragicznie dla strun glosowych. Obserwuje dyskusje dotyczace sluzby zdrowia w Polsce. My tez mamy swoje klopoty. Dotycza one aktualnie opieki nad ludzmi starymi i niepelnosprawnymi. Cos na ten temat napisalem na prywatny adres Tuski. Balem sie, ze mi znowu wetnie. Byc moze ona wysle do blogu. Niesprawnosc systemów komunikacyjnych prowadzi do tego, ze czlowiek schodzi do drugiego obiegu.
Pieknego dnia zycze Tobie i przesylam pozdrowienia dla wszystkich znajomych z nadzieja, ze jak zwykle Marialka stanie na wysokosci zadania.
Pan Lulek.
Panie Lulku i Pyro,
można się ratować DO. Ostatnio poznańska Akademia Medyczna poświęca jej sporo uwagi…
Na chrypę polecałabym do picia dużo tłustego rosołu z żółtkami (jak bulion tylko żółtek więcej, w ciągu dnia może ich być i piętnaście). Ubite (na parze jak nie ma th) żółtka sztuk 5 z 50 gramami roztopionego masła i łyżeczką cukru też może być.
Alicjo,
więc książka Cię nie nudziła ?
Nie, homara najpierw sie nie przepolawia. Najpierw sie go ZABIJA.
PS To z zemsty za zamykanie kota w drugim pokoju. Co za pomysl szkaradny!
Teresa S. – Alicja śpi wreszcie, ale 7 godzin nudzić się nie dałaby rady. Może dzisiaj jej przypomnieć „Cudzoziemkę”?
Dodam tez i od siebie: niech kto sprobuje zamknac mnie w drugim pokoju, ja mu taka muzyke do kolacji zorganizuje, ze popamieta.
I drugie: nie chodze po stole jak sa goscie, Najwyzej przed ich przyjsciem sprawdze zy czego na stole nie brakuje.
Ależ ja nie zamykałem żadnego kota. Po pierwsze – bo go nie mam. A homar już usnął sam. Oczywiście, ze to obłuda ale każdy łakomczuch, chce czy nie, bywa obłudnikiem.
http://www.servicevie.com/01alimentation/AlimentVedette/AVf_HTML/HTML_400C/462P.html
jak widac z tym zabijaniem homara opinie sa podzielone, zas z kotem na stole raczej zbiezne, no chyba, ze jest to wpis Piotrowy z 28.05.2008 lub kolejne doswiadczenie Arkadiusza
Jak już o homarowych wspomnieniach (Piotrowe homary też już przecież do wspomnień się zaliczają) to ja jeszcze jeden homarowy leitmotiv; tym razem z tomu M.Wańkowicza (dokładnie tytułu nie pamiętam) ale chodzi o podróż w poprzek USA (chyba „Od Atlantyku do Pacyfiku” albo na odwrót.) Otóz pan Melchior od kogoś usłyszał, że gdzieś tam na wybrzeżu można kupić i zjeść grillowanego homara za 1$ – czyli jak pisze – za bezdurno. No i w każdej nadmorskiej miejscowości szukał tych homarów „za bezdurno”. A jeść lubił pasjami, płacić drogo – mniej. I chociaż dolar wtedy miał inną niż dzisiaj siłę nabywczą, jednak biedak nijak na te homary poniżej 20$ trafić nie mógł. Darował w Maine, Karolinie i gdzieś tam jeszcze, ale w Kaliforni wreszcie się złamał i kupił. O ile pamiętam był tak rozgoryczony, że nawet obficie polewając mięso gorącym masłem, twierdził, że „drogo i sucho”.
Ależ się ekskluzywnie zrobiło – nic, tylko homary i homary. Jadłam raz w życiu, już nie pamiętam smaku, ale pamiętam żywego homara w zlewie u Ewy. Uciekłam z kuchni do ogrodu, bo nie chciałam widzieć, co z nim się będzie działo. To ta w/w obłuda.
Czy ktoś pamięta, gdzie były przepisy na chrust? Chciałabym usmażyć z wnuczką w sobotę, a w Przepisach Alicji nie ma! Czy te p. Barbary to wg. przepisu z „Kuchni babci i wnuczki”? Proszę o pomoc. 🙂
Tak, to te same. Przepis ten pod tytułem „Faworki” jest w witrynie http://www.adamczewscy.pl lub w witrynie http://www.tok.fm w rozdziale Przepisy lub Kuchnie świata. Smacznego.
Dziękuję, panie Piotrze.
Alsa – tak, tamte są z tej ksiązki. Ewentualnie podaję jeszcze raz swój przepis
Przepis Babki Anny na chrust
3 żółtka
6 łyżek kwaśnej , tłustej śmietany
szczypta soli
krupczatka – tyle, ile przyjmie ciasto.
Wymieszać, schłodzić, wałkować, formować faworki, zostawić, żeby przesły (ok 15-20 minut) usmażyć, odsączać na ręczniku pap. posypywać cukrem pudrem (można z wanilią, cynamonem)
Zasada jest prosta – w stosunku do ilości żółtek, zawsze podwójna ilość łyżek śmietany. Np z 6-ciu żółtek jest potwornie wielka ilość (wystarcza gdzieś na 8-10 osób)
Rodzice mieli dacze w Hamptons na Long Island, tuz nad zatoka. W odleglosci pieciu minut od naszego domu, nad woda znajdowalo sie miejse – sklep z homarami, gdzie mozna bylo z ogromnego akwarium wybrac homara i poprosic zeby na miejscuy zostal ugotowany. Obsluga bardzo sprawnie je zaboijala i wrzucala do duzej kadzi z gotujaca sie woda, za chwile wyjmowano je, polwano duzo iloscia stopionego masla, zawijano w folie i wydawano. Nigdy potem ani przedtem nie jadlam tak znakoimitych homarow.
Mielismy na te Swieta homara thermidor – gotowca ze sklepu, bo tu nie sposob kupic zywego homara. No, nie umywal sie do tych z Hamptons.
Tamte bylt rewelacja. Jadlo sie je recamy, wydlubujac mieso i maczajac w stopionym masle, ktore splywalo po brodzie. Ubrania zabezpieczalo sie specjalnym plastikowym sliniakiem – inaczej nie sposob bylo tego jesc.
A na zakonczenie – duza miska salaty. HOmary sa najbardziej dekadenckim jedzeniem swiata.
A wode w ktorej gotowalo sie homary, okraszano suto maslem, potem wszystko wstawiano do lodowki, kiedy maslo stezalo, ostroznie zbierano je z wierzchu i ta aromatyczna substancje trzymalo sie w zamrazalniku do ryb – maslo homarowe, ach!
Dzięki, Pyro. A octu albo spirytusu nie dodajesz?
Zajrzałam do witryny adamczewscy.pl – ależ zmiany! Można wsiąknąć na cały dzień! Nie mogłam otworzyć przepisu na kaczkę z kapustą – coś jest na rzeczy czy ja taka? Smakowitego dnia życzę. 🙂
Witryna jest w przebudowie i jeszcze czasem szwankuje. Ale już wkrótce będzie gotowa z filmami, gawędami, kacikiem rozmów z internautami. A przepisów będzie ponad dwa tysiące i co tydzień nowe. Bardzo nas to ekscytuje. Niny to zabawa a pożytek z tego dla publiczności spory. Stałych gości jest ponad 6 tysięcy. Co prawda na blogu wejść jest miesięcznie parę razy więcej ale i witryna cieszy.
Alsa – nijakich dodatków, tylko tłuszcz musi być gorący.Alicja i Piotr mieli rację – lepszy czysty smalec ale nie mam, więc robię na olejach
Kocie P (nie wiem, czy Ci,Kochanie, Twój kot pozwolił ukraść mu tożsamość) fajna opiowieść. I co? Nie ma już tej posiadłości? Ale homary tam nadal sprtzedają? Więc może by przy okazji wizyty u Mamy? wypokusić się homarowo i już?
Czytam i czytam to Post Scriptum Gospodarza. Tak zerkam na tę pizzę 14-latka, tak sie jej przyglądam i badam i aż się zastanawiam, co ten Dziadek chce od chłopaka, że się od niego odżegnuje?? Jest placek, jest kiełbacha z pieczarami, a że sosu kielnią pod poziomnicę nie kładł?! No to co? Toć i dobrze, bo pizza nie lastriko, a efekt i tak ocenia się paszczą. Mnie ten placek ładniejszy, niźli te Wasze raki-mutanty.
Żegnaj nadziejo – wsiok do końca życia wsiokiem będzie, ale czy moglibyście smakosze sexsersko mnie poduczyć? Te homary mają kajdanki w dwóch kolorach. No to jak Wy tę płeć u nich identyfikujecie 😉
Sorry, nie zauwazylam, ze Pikus buszowal w internecie, a ja nie zauwazylam i wpisalam sie w jego dzialke.
Daczy juz nie ma, Pyro. Zostala sprzedana po smierci Ojca, bo Mama nie mogla jej finansowo utrzymac. Nie zalowalysmy jej, bo i tak nie jezdzilybysmy tam bez Ojca, ktorego byla nieustajaca duma i radoscia. Anna Frajlich napisala po smierci Ojca bardzo piekny wiersz stamtad dedykowany mojemu Ojcu i przywolujacy krajobraz widziany z okna:
Nad zatoka biale zagle
zwinne zagle
kto odplywa
kto odjezdza
–znika nagle….
Czas jak wiatry dmie
napina lsniace plotno
wiatr ustaje
czas ustaje
–juz za pozno…
A czerwona wielka tarcza
wpada w wode
jeszcze wola smuga swiatla
w nasza strone
jutro wstanie zlotym zaglem
z oceanu i poplynie
znanym szlakiem
w cel
nieznany.
Ania, cudowna nowojorska poetka byla kolezanka z roku naszego Gospodarza. I jakis czas byla sektretarka mego Ojca. Wygonil ja z pracy aby zrobila doktorat. Dzis jest sama profesorem.
Iżyku – Pyra też wsiok i na dodatek wsiok ortodoksyjny, ale wyrafinowanie innych mnie nie przeszkadza. Przeciwnie – mogę pożyć trochę luksusowym życiem innych.. To takie bezbolesne ubarwienie codzienności, boć przecież gdybym nawet miała na te homary, to i tak pewnie zafundowałabym sobie dużego sandacza w masełku albo cielęcą nerkówkę albo antrykot zapiekany pod sosem chrzanowym.No, nie przesadzajmy z pyrową skromnością – zami9ast antrykota mógłby być comber sarni z rydzami.
Heleno, wiersz wzruszająco nostalgiczny. Rok Gospodarza w ogóle , bodajże, osiągnął niezłe wyniki. Zawsze mnie to zastanawiało, kiedy jeszcze pracowałam w technikum : jak to jest, że bywają b.udane i bardzo kiepskie roczniki. Statystyka uczy, że średnia powinna byc podobna, wszak populacja zawsze składa się ze zdolnych, średniaków i matołów m/w w stałych proporcjach. A skąd! Zdarza się rocznik cudownie otwarty, zaangażowany jak nie w naukę , to w jakies inne zainteresowania (sport, teatr, turystyke – różnie), a potem 2-3 l;ata posucha. Beznadziejnie poprawni, szarzy, leniwi albo i nie – ogólnie mili ale do niczego. Taki jakiś fenomen.
To jeszcze pestka. Ale jak to sie stalo, ze ja z calym niemal rocznikiem jestem zakumplowana, choc nigdy nie bylo mnie na UW, a rocznik jest ode mnie starszy 3-4 lata?
No bo popatrz: Renata, Ludwik L., Ania, Hala (Roman), Elka (Zaleska), i troche dalszych znajomych.
Wczoraj zrobilem skok w bok, no i natychmiast sprawozdalem. Tuska jednak padla bo jej nie sluzy ten kanadyjski klimat. Poniewaz w „Polityce” tyle nowych tematów spolecznych pozwalam sobie wtracic swoje trzy grosze w postaci wczorajszego listu nieco osobistej tresci.
Moja mila !
Dzisiaj wykonalem skok w bok.
Odwiedzilem moja osobista przyjaciólke w jej domu spokojnej starosci. Pani ta, 83 letnia, autorka niedopitej, wielkiej ilosci, trunków dla Armii Czerwonej wydala podwieczorek dla syna i synowej oraz kilku innych osób z najblizszego otoczenia. Zalapalem sie i ja. Wyskokowych trunków nie bylo. Kawa na rózne sposoby, herbatki oraz inne napitki bezalkoholowe. Najrózniejsze ciasteczka z cukierni w Stegersbach.
Przy stole, specjalnie na ten cel zaaranzowanym, grono zacnych gosci. Na poczatku wzajemne przedstawianie sie z uzyciem pelnej tytulatury. Padlo kilku profesorów, inzynierów dyplomowanych, radców normalnych i tytularnych i innej mieszanki miejscowej. Z moimi tytulami móglbym co najwyzej popychac wózeczek z napojami i zakaskami. Z zasadniczych powodów nie bylo to party stojace. Niektórzy goscie na kólkach. Czlonkowie rodzin w zasadzie w stania pozwalajacym stac o wlasnych nogach, ale chyba niektórzy mieliby klopoty ze wzniesieniem jedynego toastu jaki wyglosila beneficjentka czyli Karolina ( pseudonim Linczi ). Z wysokosci swojego pojazdu oglosila rozpoczecie przyjecia i wydala polecenie aby natychmiast przejsc na „ty” i na potem odlozyc cala tytulature. Role serwujacych, napitki, koszyczki z ciastkami pelnil personel pielegniarski. Lepsi od zawodowych kelnerów bo i wiedzieli czego goscie potrzebuja. Rozmowa przy stole skoncentrowala sie na ostatnich decyzjach rzadowych dotyczacych opiekunów dla ludzi starszych i niepelnosprawnych. Z dnie 1 stycznia 2008 wykonywanie czynnosci pielegnacyjnych prywatnie jest nielegalne. Nikt nie wie ile naprawde osób i z jakich krajów bylo przy tym zatrudnionych. Niektóre szacunki podaja liczbe 60 tysiecy z najrózniejszych krajów, glównie osciennych. Niektóre zwiazki daleko wykraczaja poza stosunki oficjalne. Czasami trwaja kilka dlugich lat. Rózne opinie i propozycje padaly za stolem. Mieszkancy tego domu maja zapewniona spokojna przyszlosc. Po pierwsze maja juz zapewnione miejsce a po drugie razem z rodzina znalezli sposób finansowania pobytu. W zaleznosci od klasy takiego domu pobyt miesieczny kosztuje dwa do trzech tysiecy Euro. Oczywiscie juz przed Swietami ruszyla lawina chetnych a o kazde miejsce ubiegalo sie kilku fatygantów. Wszystko wskazuje na to, ze wkrótce beda z tego profitowali sasiedzi z krajów wschodnich oferujac na swoim terytorium dobrze wyposazone domy dla starszych ludzi.Podobno jakas niemiecka firma proponuje dla starszych ludzi staly pobyt w Tailandii z pelna obsluga medyczna, wlaczajac transport do Europy doczesnych szczatków w eleganckiej urnie albo rozsypanie popiolów nad oceanem. Cena miesieczna jeden tysiac Euro.
Zauwazylem, ze poczynajac od pewnego wieku ludzie zupelnie otwarcie rozmawiaja na temat smierci a teraz dodatkowo zaczynaja kalkulowac
Na zakonczenie, mój sasiad przy stole, cos na ucho poszeptal jednej z dziewczyn obslugujacych, dyskretnie wsuwajac do kieszeni calkiem niemaly banknot.
Po chwili wniesiona szampanki napelnione jak sie okazalo woda kranówa. Zebrani wzniesli zgodnie toast za pomyslnosc rzadzacej ekipy z zyczeniami, zeby i ich wszystkich spotkalo to samo.
Wrócilem wiec do domu pelen mieszanych uczuc, czy naprawde wyjdzie ten toast politykom na zdrowie
Pan Lulek
Bo średnia, Madame, to byt teoretyczny. Na tym ten (umówmy się) haos polega, że da sięw nim znaleźć górki i dołki. Choć statystyka nie łże, to wedle jej „sredniej” swiat wypełniony jest obojnakami. A bajdełejejm płci, to w spr. homarów jakiś pomysł?
„haos”… się zastanawiałem czy wstawić chaos, czy hoax i wyszło jak zwykle…
Prosze nie pouczac Pyry i wziac pod uwage, ze Einstein aczkolwiek nie dorósl jej do piet, to jednak dostal Nagrode Nobla. Wszystko jest zatem wynikiem teorii wzglednosci.
Z kól dobrze poinformowanych dowiedzialem sie, ze komitet nagród ma zniesc Pokojowa Nagrode a na to miejsce wprowadzic nagrode dla ludzi zajmujacych sie problematyka karmienia ludzi.
Wedlug zasady, jak glodny to zly, a jak sie naje to spi.
Prawda wszechobejmujaca i ponadczasowa.
Pan Lulek
Iżyku – wyszedł Ci chaos w Hadesie, no i cóż z tego. To się jakoś nazywa , ta tendencja, że wszystko zmeirzsa do chaosu (jedna z teorii fizycznych) Ale Pyra nie intelektualistka i zapomniała była. O,O,O, – atrofia?
Nie, nie atrofia (to zanik) a tamto diabrelstwo nazywa się inaczej, chyba na „e”. może entropia?
Pyra, nie zadzieraj. Jesli nawet atrofia, to jeszcze niezupelna. Prawo fizyczne glosi: „entropia dazy do nieskonczonosci”. Nauczylem sie ale do dzisiaj nie wiem o co chodzi.
Pomimo stosownych tytulów
Pan Lulek
Panie Lulku – to jesteś Pan jednym z wielkiej rzeszy ludzkości. Nie wiem, czy autor teorii rozumie ją „po drabnomu” – łacznie z konsekwencjami. Ale obowiązuje. Nie denerwuj się. Ani ja, ani Ty, ani nikt z naszych bliskich sprawdzenia teorii nie doczeka.
Już przejrzałam na oczy. Namawiałam sokoła, żeby powtórzył wczorajsze w śniegu – z rana było ponoć -25C. Usłyszałam jakieś wymówki i na tym się skończyło.
Cudzoziemki nie mam, jedynie Tristana. Nabyłam go drogą kupna parę lat temu, nawet niedrogo się cenił, 26zł. I gdzieś go tak sprytnie wstawiłam na półkę, że dopiero wczoraj Wasze uwagi o Kuncewiczowej przypomniały mi, że przecież gdzieś Tristana miałam.
Odszukałam, odkurzyłam i wdałam się w romans. Z takiego tematu można zrobić łzawy gniot, albo dobra książkę. Czytałam to ze 30 lat temu (z okładem) i pamiętam, że podobało mi się, równie wartko czytało mi się teraz, za jednym posiedzeniem. Następne czytanie przewiduję za 30 lat.
Entropia to jak wrzucasz dwie skarpetki do pralki, a wyciagasz jedna. Druga sie rozpadla na atomy, atomy sie zmieszaly z reszta prania.
Jak się Państwu podoba?
@toan pisze:
http://news.bbc.co.uk/2/hi/health/6271833.stm – „Hiszpanka” wymordowała więcej ludzi niż Pierwsza Wojna Światowa!. Naukowcy do dziś – „nie rozumieją całkowicie powodów natury śmiertelności grypy z 1918r.” – a może wygłodzenie i przymusowy wegetarianizm – czego naukowcy nie mogą brać pod uwagę ABSOLUTNIE – w świetle naukowych zaleceń dietetycznych . No i jak zwykle szperają w genach . Genetyka bardzo wielu i skutecznie oduczyła myśleć!
Jak genetyka oducza myśleć? – w dużym uproszczeniu.
Przełomowym odkryciem było kilka lat temu ustalenie genomu ludzkiego i nic z tego nie wynika . Co to jest genom – to tylko i aż zbiór receptur biochemicznych!.
Czyli to nic innego w uproszczeniu, jak np: Książka Kucharska 700 przepisów”.
Czy codziennie korzystacie z 700 przepisów?. Czy codziennie robicie obiad 100 daniowy?. Z pewnych receptur korzysta się codziennie, ale tylko w PRZYPADKU – gdy macie składniki na potrawę!. Czy zrobi sie schabowego z krewetek, czy można coś zrobić z krewetek, gdy nie ma się do dyspozycji krewetek? Właśnie dlatego GENY Z GENOMU uruchamiają się wyłącznie pod wpływem substratu!
Co robią naukowcy, a czego żaden kucharz się nie podejmie?
Naukowcy wyciągają z genomu jeden gen: np: warunkujący szybkość przyrostu paznokcia w lewym najmniejszym palcu lewej kończyny u szympansa i badają, ale co nie wiedzą, bo ta szybkość uzależniona jest nie od tego genu, ale od uruchomienia go warunkowanego stężeniem aminokwasów siarkowych! Nie ma siarkowych – nie ma uruchomienia genu, nie ma przyrostu paznokcia.
Kucharz – człowiek praktyczny nie będzie się wysillał i robił koktajlu krewetkowego, gdy nie ma do dyspozycji krewetek! A kucharz to nic innego jak Twój organizm – w uproszczeniu -nie uruchomi genu z genomu, gdy nię będzie substratu! I to prawie wszystko na temat genetyki, a genetyka, to nic innego jak BIOCHEMIA!
PS. Nie podałam źródła, oto ono:
http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=844.msg11552#msg11552
Entropia to miara nieuporzadkowania ukladu.
Czyli wzrost entropii oznacza wzrost balaganu…..Walczymy z tym, walczymy, zeby choc troche ten wzrost powstrzymywac. Z drugiej strony, zawsze bedziemy tym opanowywaniem chaosu zajeci, no wiec dobrze, inaczej byloby nudno…
Kucharko, to jest to! Kobiecego umysłu potrzeba do tak skomplikowanych pojęć. Mężczyzna wymyślił i zostawił nas z tym bałaganem i chaosem. Pan Lulek, razem z doktoratem nauk technicznych i patentami też nie kumaty. Dopiero my, kobiety – sercem zrozumieny, na talerz wlejemy i porządek jakiś jest.
Mnie się podoba definicja Heleny z tą entropią. To by tłumaczyło, dlaczego w skarpetowej szufladzie mam cztery skarpetki samotne. Gdzie tamte drugie cztery od pary wsiąkły? W czarną dziurę chyba…
Kucharka, wyraznie jednostka cywilizowana jest, pelna kultury i wygladzonych definicji, dla mnie entropia, to burdel, ktory ma sie tym lepiej, im jest wiekszy, bo mu to stabilnosc zabezpiecza, kazdy uklad dazy do wiekszej entropii, bo mu razniej i na dluzej, hej
Izyk pytal o kolorowe kajdanki, wiec wtrace: wynikaja z lenistwa, albo nawalu roboty polawiajacych, gumka na szczypce i juz nikogo nie uszczypnie taki w palec bolesnie, tudziez nie pozbawi kleszcza pobratybca w akwariumie ze strata dla sprzedawcy, fachowcy dokonuja delikatnej operacyji na sciegnie miedzy dwoma ramionami kleszcza, ktora to pozbawia raczysko zdolnosci bolotworczych i nadaje im aspekt estetycznie wskazany- nature, poza tym gotowac z gumka fuj, szczegolnie niebieska
Heleny poetycko patetyczna definicja tez do mnie mocno przemawia, chapeau bas
… e tam, Sławek, burdel to chaos!
-17C. Ale się ociepliło od rana, o całe 8 stopni 🙂
kwestia nazewnictwa, ja sie specjalnie nie upieram, ale -17+8 to juz niezly chaos, trzym sie cieplo i nie wystawiaj Jerzora, jesli sie krzywi, musi, ma powody, np. snieg za bialy?
Madame, ja Tobie w sukurs szedłem na okoliczność różnic w rocznikach młodzieży.
Sławek 🙁
A figasa, zdrajco płci jedynie słusznej i piewco definicji poetycko patetycznych! Bacz, że Kanał Angielski na Twojego LaMansza powiedzą, a entropia byłaby dopiero, gdyby miast jednej z dwóch skarpetek – kot cały ze stiralnoj maszyny wylazł i to z bałałajką. Bo etropia nie zna logiki i choć sama jest wypadkową splotu ścierających się sił, to związków przyczynowo-skutkowych nie uznaje. To badacz tejże entropii usiłuje znaleźć prawidło i tu klasyczny przykład: 100 groszków białych i sto czarnych wstrząśniętych i wymieszanych, a następnie przesypanych do próbówki nie da słupka szarości, tylko przetykane szarością ale przecież wyraźne skupiska czerni i bieli… Hoax? A skąd – najprawdziwszy chaos, bo tenże nie zna praw, ale i ich braku. To tylko ten cud jakim jest rozum i jego skłonność do porządkowania wrażeń, każe nam wyłapywać elementy porządku – tu skupiska odcinających się kolorów.
Sławek 🙂
Do czego służą te kajdanki, to ja wiem ale Gospodarz wyraźnie zaznaczył ich kolorem płeć homarów. No więc jak wy, tychże smakosze, odróżniacie homarzych chłopców od dziewczynek?
Jeśli homary to raki, to i raczmy je rymem raczym z „Raków” Kochanowskiego – „Folgujmy Paniom, nie sobie, ma rada”. 🙂
Maniery. Tutaj generalną zasadą jest, że u nikogo w domu się nie pali. Generalną mówię, bo na pewno są domy, w których gospodarze palą, i są domy, w których nawet maja palarnię, duuuuuże domy zazwyczaj 🙂
Ta ciągle zawężająca się przestrzeń gdzie można było zapalić, była jednym z powodów machnięcia ręką na dymek (łatwo się mówi, rzucać było TRUDNO).
Z ZOO mam problemy. Koty są OK, koty olewają gości, co najwyżej sprawdzą, czy gospodyni podała świeże masełko gościom na śniadanie.
Ale psy! Wielki collie rzuca się na mnie z radosnym powitaniem, a ja ledwo dostoję i myślę, zaraz mi szlag trafi moje wytworne rajstopy za 15$, a dopiero pierwszy raz je ubrałam! Bywało, oj bywało, bo jak taki piesek człowieka radośnie obskakuje, to różne rzeczy się dzieją. Jestem zdecydowanym wrogiem ZOO, przepraszam Owczarka, że obsobaczyłam pieski, ale zdarzało mi się obsobaczać co bardziej zaprzyjaznionych właścicieli, machając przed nosem zruinowanymi rajstopami – bez skutku. Rybki, kanarki i papużki moga być. Rybki na stole zwłaszcza 🙂
Zmorą jest muzyka, bo mało kto rozumie termin – dyskretna. Pan domu lubi jazz i ten jazz zaiwania tak, że trzeba się przekrzykiwać. Mam znajomych Polaków (dwie pary), moja generacja, którzy jak się zejdą, to lecą przeboje naszych rodziców. Te wszystkie tanga Milonga i tak dalej, najchętniej na *full blast*. Lubię ich i to bliscy znajomi, więc wytrzymuję, ale mnie to drażni, mogą sobie takie seanse urządzać tylko dla siebie, a nie uszczęśliwiać resztę gości.
A w gościnę się udając, zawsze zabieram butelke wina lub, gdy okazja nadzwyczajna, jakąś bardziej wyrafinowaną butelkę czegoś. Prezentami staramy się nie obdzielać wśród naszych przyjaciół i znajomych, chyba że jest to drobiazg, książka, jakieś CD, kwiat w doniczce, jeśli wiemy, że pani domu lubi i doceni.
Lobstery kupuję(nieczęsto, tylko kiedy są tanie) ugotowane mrożone. Pewnie nie to samo co świeże, ale na bezrybiu i homar lobsterem, więc co się szczypać.
Ilekroc odwiedzam dom z psem, przynosze kosc zelatynowa albo zabawke. Dlatego jestem zawsze witana jak Sw. Mikolaj cum Ukochana Ciocia.
Kiedys przed wyjazdem do Polski wybrakam sie do sklepu po zabawke dla Malego Renaty (zolty labrador, juz nie zyje) i okazalo sie, ze sklep zlikwidowali. Nie zdazylam pojechac do miasta do innego. Wiec przyjechalam bez prezentu.
Pies powital mnie radosnie, ale oczekiwal, ze otworze walizke i wyjdzie z niej jakas cudowna niespodzinka dla psa. I trzebaz bylo widziec, kiedy pokazalam mu, ze w walizce nic dla niego nie mam!!! Jego ogon, ktory przed chwila krecil sie jak kolowrotek posmutnial straszliwie, wielka morda opadla i pies polozyl sie kolo mojej walizki. Nazajutrz rano pognalam do najblizszego sklepu i kupilam mu najdrozsza zabawke jaka tam byla – kwakajaca pluszowa kaczke. Nie rozstawal sie z nia az do mojego wyjazdu.
Na zawolanie „Kaczka!” przynosil ja natychgmiast i kwakal, kwakal, kwakal az nas uszy bolaly.
Kiedy kilka miesiecy pozniej znow znalazlam sie w Gdyni Maly dostal duza plastikowa piszczaca marchewke. Kiedy w Borach Tucholskich szlysmy na grzyby, Maly (wraz z nastepnym pieskiem, przygarnietym znajdka Milasem Kundela) towarzyszyl nam trzymajac w pysku marchewke.
Az gdzies ja zgubil w haszczach. Szukal i szukal, ale odnalazl dopiero po trzech czy czterech dniach. I przestal z nia wychodzic, bo pamietal ile sie nadenerwowal zguba.
Maly byl Anglikiem, urodzonym w bardzo cieplej kochajacej kuchni pani farmerki. Byl najslodszym psem jakiego kiedykolwiek dane mi bylo znac. Wciaz za nim tesknie.
Izyk, Ty sobie wzgledem mnie od zdrajc sobie nie folguj, na Twoje groszki wystarczy roze przytoczyc:
http://www.google.fr/search?hl=pl&client=firefox-a&channel=s&rls=org.mozilla%3Afr%3Aofficial&hs=uMq&q=demarczyk+groszki&btnG=Szukaj&meta=lr%3Dlang_pl
z ta pcia, to jakby zmyla, niebieski sugeruje wiagre, wiec poniekad nie samice, a tu patrz Pan u tych robaczkow zmyla, z jajami samica sie jawi, wiec entropia sie sprawdza i zadna Lamansza tu nie stanowi, przyczyno-skutki nie maja racji bytecznej, klopot jest tylko, jak kot z maszyny wyskoczy robiac na drutach brakujaca skarpete
Kot to w butach, a skarpety sporo kotów ma od urodzenia i nie będą dziergać dodatkowych.
Ale jak słowo daję, skarpety w pralkach giną. Kiedyś korzystałam z pralni „na mieście” – i też mi regularnie wcinało jakąś skarpetę w Czarną Dziurę. Warowałam przy pralce, nie wychodziły stamtąd! Niechby ktoś wreszcie wyjaśnił to zjawisko.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i składam serdeczne życzenia wszystkiego smacznego w Nowym Roku. Tymczasem mama prosiła żebym pokazała Wam jaka piekna zima była tego roku w Tatrach. Od razu uprzedzam że dopiero tesatuję ten aparat i jeszcze nie znam jego możliwości. Co do homarów – jadłam raz i nie powiem ile czau zabrało mi szukanie mięsa. W górach za to żywiłam się boczkiem, kiełbasą, pasztetem i nadziewana gęsią – wszystko robione na wsi we wschodniej Polsce – pychota.
A oto obiecz\ane zdjęcia
http://picasaweb.google.pl/ania.kodyniak/TatryHalaOrnakSylwester200708/photo?authkey=_pabBaIpCf4#5151327652245403314
Młoda,
ależ piękne te kryształy! Takich lodowych cudów to ja nie widziałam, w dodatku wygląda to na duże!
Mlodsza, jest niezle, foty niektore super, powinnas przecedzic, zeby ilosc nie lazla w jakosc, aparat wyraznie sie sprawdzil, czuj duch
Kupią „aparacik” i ludzi denerwują. Kolega posiadacz poważnego sprzętu twierdzi, że nie da się zrobić „aparacikiem” dobrego zdjęcia. Tylko Leica … średni format Haselcośtam i 4×5 cala najlepiej Plaubel z najlepszą optyką na świecie…
Nastały ciężkie czasy dla zawodowców 🙁
Kolega ostatnie zdjęcie zrobił bardzo dawno temu, ale sprzęt posiada najlepszy na świecie…
Dzięki za dobre słowo. Sławek – podobno najtrudniejszą rzeczą jest dzisiaj wybieranie zdjęć. Tego naprawdę nie potrafię. Podoba mi sie to cóż – zostawiam. Co do zdjątek – kryształy rosły każdej doby a ostarniego dnia były większe od sporej dłoni ale wtedy nie bylo juz słońca więc nie robiłam. Dopiero ostatniego dnia przekonałam sie że mój aparacik posiada jakiś program o nazwie śnieg – w ogóle go nie używałam 🙂 dlatego są takie niebieskie. No i 3/4 zdjęć jest robione „na automacie”, dopiero potem wytłumaczono mi że lepiej robić na jakimś tam programie i dopiero ostatnie 10 czy 15 zdjęć (zbliżenia Błyszcza) są robione tym programikiem. A zupełnie szczerze – uwielbiałam robic zdjęcia Prakticą i Pentaxem i boję sie tego nowego aparaciku gdzie praktycznie nic ode mnie nie zależy. Powiem szczerze że to było jeszcze piekniejsze niestety nie umiałam oddac tego na zdjęciach.
Jeszcze raz dziękuję
Przyklad Heleny ze skarpetka jest bardzo dobry, poniewaz pokazuje tez nieodwracalnosc procesow, w ktorych entropia wzrasta.
Bo niestety – owe atomy, na ktore skarpetka sie rozpadla, w zaden sposob nie zechca same z siebie z powrotem zintegrowac sie nie tylko w skarpetke, ale nawet we wloczke z ktorej moznaby nowa skarpetke udziergac….
Co do palenia, to w US jest zdecydowane NIE, podobnie jak napisala Alicja o Kanadzie. Na przyjeciu w ogole nikt nie pyta czy albo gdzie moze zapalic. Palacze ktorzy nie moga wytrzymac, nic nikomu nie mowiac dyskretnie wychodza na chwile na dwor, bez wzgledu na pogode, po czym zuja gume mietowa…
Mlodsza, Tu sie nie tlumacz, Ty kontynuuj, poczytaj instrukcje Leniuchu, zadatki masz przyzwoite,
Misiu, Plaubel? moze kumpla nie stac na Sinar? tylko troche kpie, kto dzis robi foty takim sprzetem?
Kumpel kupił z likwidowanej spółdzielni w Warszawie robił sporo kiełbas na diapozytywach 4×5 cala . Od kiedy wymyślono zdjęcia cyfrowe , nikt nie chce się bawić w wołanie, skanowanie na skanerach bębnowych itd. Kumpel dużo gada o fotografi ale mam wrażenie ,że się kompletnie wypalił i boi się nacisnąć spust. Jak widać posiadanie sprzętu to nie wszysko. Fotografowanie musi sprawiać przyjemność, mnie filozofia do tego by zrobić zdjęcie nie jest potrzebna. W Discovery Channel leciała ostatnio seria filmów o historii fotografii . Kolega się zachwycił i odgraża się ,że już wkrótce zacznie robić, ma pomysł ale nie chce zdradzić jaki . Ciemnie zrobił rok temu , profesjonalną na poddaszu dworu który wybudował . Wywołał dwa zdjęcia w ciągu roku …
Witaj dawno nie pisana Młodsza!!
Zdjęcia tych tworów lodowo śniegowych są warte zazdrości!!
Co tam za bóstwa na tym Ornaku panują? Mróz, wilgoć, słońce i wiatr??
Wszystkie pewnie razem połączone tworzą te cuda. Pięknie Ci tam było!!
Teraz pora abyś spróbowała swoich sił w zdjęciach pozowanych
i portretowych. Mama pewnie podeśle Ci jakiś godny treningu obiekt. 🙂
Powodzenia!!!
Zrobienie pokazanego przez Alicję Jerzoorzeła w takich warunkach śniegowych obarczone jest pewnie baaardzo dużym ryzykiem. 😉
Gaciorki trzeba mieć pewnie gęsto utkane. I choćby i z wikliny!!!
I gęsim puchem podbite.
A dla wszystkich właścicieli kotów, którzy zamykają je na czas wizyt
w drugim pokoju, dedykuję ostrzegawczy filmik.
Wyobraźcie sobie : poranny sen……w głowie syndrom dnia poprzedniego…….i przychodzi ON, Wasz głodny i spragniony czułości ulubieniec :
http://www.youtube.com/watch?v=GmwqpHsMExg
Pyra Mlodsza! Nie odganiaj tylko Pyry zasadniczej od komputera.
Marek, pokaz tym innym gdzie pieprz rosnie. Po Trzech Królach otrzymasz od nas nowe zadania bojowe. Zdradze tylko, ze chodzic bedzie o album.
Pan Lulek
A propos kotow w domu podczas imprezy: dawno temu robilam w domu sylwestra, kot (wtedy tylko jeden) samorzutnie wydelegowal sie do lazienki i jakos szybko o nim zapomnielismy. Grubo po polnocy jeden z kolegow wchodzi do pokoju blady i trzezwy jakby wlasnie zaczynal i mowi dziwnym glosem: chyba jestem pijany, bo chcialem tylko wytrzec rece, a ten recznik na pralce tak sie na mnie popatrzyl! Do rana nie mogl dojsc do siebie, kolega, nie kot oczywiscie. Chwile potem byla kolejna interwencja – kolezanka wstydzila sie skorzystac z WC, bo ponoc kot patrzyl wyzywajaco…
Jeszcze pare lat pozniej wypominalismy koledze, zeby, zanim wytrze rece, sprawdzal, czy recznik sie na niego nie patrzy 🙂
Heleno, stwierdzilam empirycznie, ze entropia skarpetek w praniu nie istnieje. Wszystkie one gdzies sa: a to w nieuzywanej dawno powloczce na poduszke, a to w rurze od suszarki, a to pod psim poslaniem, a to w nogawce od dzinsow, z ktorych sie juz wyroslo…
Majac psy trzeba byc przygotawanym, zeby sie za nie wstydzic wobec gosci. Pies to tylko pies: a to skoczy na noge, a to powacha pupe, a to sfajda sie na garden party w trakcie posilku (nawet na smyczy)…
Wiem co mowie, bo mam dwa…
Swietej juz pamieci moj Kot Felix tez byl nie lepszy i zdechla mysz lub na wpol zaduszona wiewiorke przyniosl gosciom po pochwale…
Ot swiat zwierzat…
a.
meg_mag !
Wycierac rece w kota albo miec zahamowania, to male piwo. Mój kot Kaktus, czarny z biala latka na szyi zrobil kiedys cos lepszego. Sasiadka sprosila gosci do ogródka. Wieczorem, lato, cykady graly jak oszalale, w malym ogródku male party z grilowancem. Wszystkie koty daly noge z wyjatkiem Kaktusa. Przyszedl pomagac. Siedzial kolo grilowiska i podjadal co spadlo ze stolu na trawe. Apetyt to on mial, jak maly …… , (zeby nie wciela obyczajówka). Pod koniec przyjecia sasiadka usilowala zalozyc na bosa noge drewniak ogrodowy. Cos poczula noga i nosem i nagle zaczela wrzeszczec jakby ja obdzierali ze skóry. Kaktus dal noge. Tak daleko, ze wyladowal u organisty w niezupelnie sasiednim ogrodzie. Czasami go spotykam. Wita sie, ale wybral nowa rodzine gdzie pewnie wiecej wolno i nie wrzeszcza z powodu drobiazgów.
Zeby bylo wesolo, w Amsterdamie jest dzielnica uciech nie dla dzieci która nazywa sie Katendreck, czyli kocie …. (znowu zeby nie wcielo)
Pozdrowienia dla recznika do rak i reszty zwierzynca
Pan Lulek
Marek, Antek, Mlodsza Pyra i inni. Zaczynacie pisac kamerami i innym sprzetem o którym nie mam zielonego pojecia.
Czy Wy mnie juz obrazacie? czy jeszcze nie.
Pora zaczac spac czy wstawac
Pan Lulek
Jakimi kamerami, Panie Lulku – normalnymi aparatami fotograficznymi! Nie lepiej zobaczyć, co złapali obiektywem, niz czytać opis i polegać na własnej wyobrazni?
Pora spać, u Pana Lulka prawie rano!