Kuchnia na ostro (Kulinarne pasje 5)
Rozmowa z Tadeuszem Olszańskim, autorem książek kucharskich, dziennikarzem (także sportowym), tłumaczem literatury węgierskiej.
Rozmowa z Tadeuszem Olszańskim, autorem książek kucharskich, dziennikarzem (także sportowym), tłumaczem literatury węgierskiej.
Komentarze
Właśnie obejrzałam sobie nowy odcinek i ten mi się zdecydowanie najbardziej Podoba. Zasługa w tym (oprócz Gospodarza) p. Olszańskiego, wspaniałego gawędziarza. Niektóre odcinki są po prostu martwe – bez dramaturgii, a Piotr jest tak poprawny, że aż żal patrzeć. No wreszcie coś się w tej scence działo. Mam „Nobel dla papryki” nie mam „kuchni erotycznej” Nic to – upilnuję w antykwariacie.
Panie Piotrze!
Przed chwilą dotarły do mnie Aforyzmy Ks. Jana!Poczułem się bardzo imieninowo! 😀 Dziękuję!
P.S
Moją ulubioną książeczką Pana Tadeusz Olszańskiego jest „Nobel dla papryki”. To się dobrze czyta i przyrządza!
a.j
Panom Andrzejom życzę szczęścia !
Teresa
Te ksiazke „Nobel dla papryki”, to chyba ja powinienem z dedykacja Autora w jezyku wegierskim otrzymac.
Jona podkiwanok, egeszegedre ! I to cala moja wegierszczyzna. Jak na 20 lat stazu to jednak niewiele.
Pan Lulek
Piotrze, wyjatkowo sympatyczny filmik, sztywnosci Ci ladnie ubylo, pewnie wasza komitywa z panem Olszanskim ulatwila sprawe, köszönöm szépen! (koszonom szepen, na wszelki wypadek, bo akcenty i inne robaczki wpress pewnie wetnie)
Andrzejom samego najlepszego
dziwne, nie wcial, pewnie tylko francuskich nie lubi?
Jakos tu dzisiej pusto.Czyzby wszyscy na andrzejki sie szykowali?Dziennikarz sportowyjest bardzo akurat,bo za chwile zaczyna sie sezon skokow narciarskich.
Kalendarz w tym roku nietypowy. Adwent pózniej jak zwykle. Sasiedzi wyszli z nerwów i juz powystawiali swiateczne oswietlenie wedlug zasady: wystawiamy sie. To i ja sobie wystawilem. Nie we Fraucymerze oczywiscie, tylko w oknie i to z obydwu stron. Wystawiajcie sobie Wacpanowie i to na ostro, niezaleznie od zewnetrznej temperatury.
Hartujmy sie nie dajmy sie
Pan Lulek
Piotrze
Zupa gulaszowa wg Olszańskiego – przepis mi podałeś – zebrała świetne recenzje moich dzieci. Dwa tygodnie temu ugotowałem i przekazałem studentom w słojach do Wrocławia. Tego samego dnia, wieczorem odebrałem pierwsze entuzjastyczne telefony. Nie skłamię, ale co rozmowa to temat zupy Olszańskiego jest poruszany.
A ja dziś pomyślałem o sobie. Wpadł mi w oko w sklepie mięsnym zgrabny kawałek wołowiny. Zmieliłem dwa razy, dodałem pokrojone w drobną kostkę twarde kiszone ogóreczki, grzyby marynowane, cebulkę, żółtka z wiejskich jaj, oliwę, trochę sardynki, musztardy, pieprz, sól. Skropiłem sokiem z cytryny i miska tatara gotowa. Na kolację i jutrzejsze śniadanie będę miał chleb z pachnącym masłem i pikantnego, solidnego tatara. Już mi kiszki marsza grają na myśl o tej wyżerce więc zostawiam komputer sąsiadki Kasi i pędzę do domu.
Pozdrawiam i spokojnej nocy
Czy wszyscy spia albo sie pogubili???
Andrzejkuja ❗
Ja właśnie wstałem od stołu.
Było dziarsko ale jarsko. Warzywa w piekarniku:
Kartofle (albo ziemniaki) pokrojone w łódki, marchew, cebula, paternak zwyczajny w odpowiednich kawałkach na blachę, na grecką oliwę (z oliwek – a jakże).
Posypane solą gruboziarnistą, pieprzem, suszoną bazylią i marjankiem.
Do tego „Pava rött i” – dziękuję nemo za imieninowe źyczenia.
Wylałem również stopiony wosk ale wywróżyłem sobie jedynie, że moja kolejka zmywać naczynia. Pozmywałem.
P.S.
„Pava rött i” to szwedzka gra słów. Dosłownie „flaszka z czerwonym w środku”.
W moim wypadku było to Barbera d’Asti Ca’Bianca. Mam jeszcze nieco na dnie kieliszka. Wznoszę toast za pomyślność wszystkich kulinariuszy a zwłaszcza kulinariuszek….
Oczywiście pasternak, P A S T E R N A K – ślepowronie!
A na deser figa z makiem?
No to Wy balujcie, ktos musi pracowac zeby mogl zyc ktos!
Na deser aspiryna i luli.
Tusia
Z ostatniej chwili:
Syn wziął się za deser. Smaży świeżego ananasa. Na maśle. Na cukrze. Właśnie otworzył butelkę żubrówki. Będzie flambé!
Do tego lody waniliowe.
Hm…..
Moze byc 🙂
Ludzie!
On tego ananasa pieprzy! Prosto z młynka.
zara tu stra
szno będzie…..
A sos na patelni (ten cukier, masło, sok z ananasa i t. p.) doprawił śmietanką kremówką….
znowu się pośliniłem.
O, mój ulubieniec!
Moja „Kuchnia erotyczna” jest troszkę popisana, popodkreślana, poznaczona, ale staram się drastycznie tego nie robić, ołówkiem lekko, bo przecież jest to książka pięknie ilustrowana! Już wiele razy polecałam, polecam raz jeszcze!
I zdrowie Andrzejów po raz pierwszy!
A teraz do kuchni – niech mi kto kompetentny wyjaśni, jak wygląda ser zgliwiały. Mój już pachnie podejrzanie i jest lekko żółtawy ( pokruszyłam go w miseczce i postawiłam do tego gliwienia). Czy to już to, czy jeszcze bardziej zasmrodzić sobie kuchnię ?
Na patelni zostało trochę tego sosu. Ze skaramelizowanym cukrem. Jako, że moja kolej na zmywanie – wylizałem do czysta.
Alicjo, ja za Toba, zdrowie Andrzejow! Mam tylko kawe i herbate w pracy, ale Zdrowenko Panowie!
Kto leje dzis wosk przez kluczyk???
Lena
To jest zarazliwe! Jutro ide po ananasa 🙂
Alicjo, pare godzin gliwienia powinno wystarczyc. Mozesz sprobowac niewielka ilosc lekko podsmazyc na masle. Jak sie rozplywa na gladka mase, to OK.
No wiec z miodami to nie calkiem prawda. Miody pitne sa czesto mylone z litewskimi jak podaja dostepne publikacje (zreszta ubogie, na co juz narzekalem). Mysle, ze co sie sprzedaje na Litwie (mocy nieraz pod 70 volt) to nalewki na miodach z ziolami. Dwie z nich sa dobrze znane, mianowicie Krupnik i Pruski miod, ktory jest po prostu nalewka na miodzie z imbirem.
Poza tym z Politechniki o rzut beretem byl Zloty Ul na Koszykowej i troche sie tam, szczegolnie zima, wypilo, wiec miody sycone (lacznie z pyszna Jadwiga) znam.
Witam.
Alicjo, chyba już nie uratujesz. Radziłem z olejem ugotować / podsmażyć /roztopić / „zeszklić”, a potem delikatnie na parze z dodatkiem kminku „dogotować”.
Dzięki za poradę, nemo, zaraz wypróbuję deczko.
Lena,
czy to aby nie panny na wydaniu mogą lać wosk przez kluczyk? Nie jestem pewna, ale…
O, wydaje mi się, że w sam raz – podsmażyłam z masełkiem i zaczyna się topić i „ciągnąć”. Dodałam łyżeczkę sody, wymieszałam, niech postoi, bo faktycznie Babcia Marysia podawała to ciepłe na chlebku. O kminku nie zapomnę.
Dzięki Moguncjuszu, ale na pierwszy raz to mi się kojarzy Teresy i nemo przepis z przepisem Babci Marysi. Zobaczymy 🙂
Sprawozdam, jak poszło. Twój też wypróbuję, jak mi sie uda zapomnieć o białym serze gdzieś w kątku. Zazwyczaj zjadam go jako „kromkę” (zamiast chleba) z rzodkiewką lub ogórkiem.
Amator !
Mysle, ze pojecia sa pomylone. Co innego nalewki na miodzie a co innego miody sycone. Nalewka na miodzie, to moze byc i 100% a nawet wiecej jak kto lubi. Technika picia napitków powyzej 90 % jest nastepujaca. Trzeba nabrac pelno powietrza w pluca, potem wypic jednym ciagiem i poteznie chuchnac. Ostroznie, nie w kierunku otwartego ognia. Pierwsza reakcja jak po wypiciu wody a potem zawodnika/zawodniczke opuszczaja sily na ogól az do rana.
Slabsze napitki ponizej 75 procent, takie dla przedszkolaków, pije osobiscie malutkimi lyczkami i tylko na zakonczenie biesiady.
Miody sycone, po niemiecku nazywa sie to med, sa odpowiednikiem win owocowych albo mostu robionego z jablek lub gruszek ale to jest specjalnose w Austrii Most Viertel, w Niemczech Badenia Wirtenbergia, najlepiej w okolicach Stuttgartu. Nie mylic z jabcokiem z Warki ani J 23.
Ilu Amatorów tyle recept i smaków.
Byle z umiarem, co rekomenduje
Pan Lulek
To o pannach,to przesad.Jak z moim A bylismy mlodym malzenstwem to lelismy wosk przez klucz do srub.Sprawdzilo sie co do joty.
Lena zameldowala sie jako Tusia. W zwiazku z tym ona jest przynajmniej dla mnie od dzisiaj Tusia.
Piekne prawda ?
Ot takie nadanie imienia, na Andrzejki, wykonal ojciec chrzestny
Pan Lulek
wczoraj byla Trusia, ale, coz, kobieta zmienna jest, a teraz Lulek przyklepal Tusie z pozycji Don Corleone, wiec chyba tak zostanie
Alicjo, wiem że za późno ale może w przyszłości…
przepis specjalnie dla Ciebie przetłumaczony (skrócony nie autoryzowany)
Autor: unbekannt erfasst von Diana Drossel ** Gepostet von Diana Drossel Date: Tue, 21 Feb 1995 Stichworte: Kaese, Weichkaese, Kochkaese
0,5 kg suchego twarożku
5 dkg masła (lub 3 łyżki oleju)
2 szklanki mleka może być kwaśne (naprawdę)
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka soli
2 łyżeczka kminku
świeży pieprz
Twarożek przez 3 dni odcedzać, wymieszać z solą i sodą (twarożek powinien być całkowicie suchy i kruchy). Masę płasko rozlożyć w misce. W ten sposób powinien przez 3 dni w cieplym miejscu dojrzewać.
Masło (lub olej ) podgrzać w garnku i dodać twarożku, w niskiej temperaturze, mieszając podgrzać prawie do wrzenia, następnie (można na parze) cały czas mieszając dolewać mleka, doprawiając pieprzem i kminkiem.
Klucz do śrub?! I co to miało robić, ewabar???
Przepisy na ser zebrałam, bo czasem człowiek lata jak durny po wpisach i zastanawia się, gdzie coś ktoś…
I pyta się o to samo po raz piąty. No to idę atakować ten ser za chwilę… życzcie mi powodzenia!
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/01.Ser_bialy_smazony.html
@ ewabar,
vitam i ja. wiesz, tu sporo pisatych jest spod Szczecina. reszta ma to szczescie byc nad nami. choc i sa tacy z gory co im dzis snieg przeszkadza.
Pan Lulek
probowalem przed laty toto. chuchanie to w takich okolicznosciach jest zbyt delikatne. wedlug mnie powinien nastapic wyrzut powietrza by resztki cieczy nie powodowala rozerwania pecherzykow plucnych.
znam jeszcze dodatkowo kolapacz – jak slysze tak pisze
bylem na plazy. spacer w ciemno. mozna by toto opisywac bez konca. objecalem wypic za Andrzeja z Sz i biore sie do za toto.
Chłopcy już wyszli. Miś2 chyba juz w pbliżu Pułtuska, a paOOlore w podziemiach metra się pałęta więc mogę coś doradzić. My to bardzo lubimy. Więc może tak Alicjo:
Ser zgliwiały z kminkiem
4 szklanki pokruszonego białego sera półtłustego,15 dag masła, ? l śmietany, 2 łyżeczki soli, 1 łyżeczka kminku
Pokruszony biały ser posolić i odstawić w przykrytym ściereczką naczyniu w pokojowej temperaturze na 3 dni (aż sfermentuje). Następnie dodać masło i śmietanę. Utrzeć na gładką masę, dodać kminku, ponownie wymieszać i kształtować w małe, jednoporcjowe gomółki. Wstawić do lekko ciepłego piecyka i obsuszyć. Podawać następnego dnia.
Będziesz miała jutro na sniadanie!
Zamiast tego znaku zapytania ma być ćwierć litra. Co oczywiste.
Alicjo
Twoja strona www i linki melduja sie u mnie jako
Die Webseite wurde nicht gefunden.
???
Alicjo,a bo nie moglismy znalezc odpowiedniego.Taka 16 na ten przyklad bardzo sie nadala.
@Arkadius
Maldowałem też, bez reakcji, może będziesz miał więcej szczęścia 🙂 .
Za Andrzeja co na zmywaku domowym w Upsali
Co mu życzenia blogowicze już wszyscy składali
Antek też lampkę ( lub dwie…;) Sobe rano obali
Nie będę czekał sobie rana.
Teraz!!!!
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Ser_smazony/
Pełny sukces!!! I podaję Wam kawałek mojej zawieruchy z półtorej godziny temu.
Zrobiłam według wypośrodkowanych przepisów – to co wyszło, przypomina mi smak sera Babci Marysi, ale chyba powinnam podsmażać dłużej dla uzyskania nieco takiej przezroczystawej konsystencji, jaką pamietam, a tu mnie poganiał żarłok taki jeden, że na pewno już dobre. Ja to smażyłam jakieś 20-30 minut na bardzo małym ogniu, pod koniec, jak już się wszystko mniej więcej pożeniło, zwiększyłam deczko.
W moim wydaniu:
ok 25 dkg sera (dwa dni z groszem gliwiał w kuchni jak nic)
2 żółtka
łyżka masła
sól, pieprz, kminek, łyżeczka sody
Sodę wymieszałam z pokruszonym zgliwiałym serem jakieś 2 godziny przed smażeniem. A potem na patelnię masło, potem ser wymieszany z dwoma żółtkami i przyprawami i pracowicie mieszałam, aż mi wyszło, co widać. Tylko na gorąco 🙂
Jerzor już powymyślał, że można czosnku, można chili, kawałeczki szynki…
Arkadius,
nicht gefunden? Nie może być….
bo niektórzy funden:
Date/Time: Nov 30 2007 17:48:36 -0500
Request: GET /news/Gotuj_sie/Ser_smazony/thumbs/img_3268.jpg.jpg HTTP/1.1
Status: 200 (OK)
Bytes: 3202
Referrer: http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Ser_smazony/
Dotarłem przed chwilą do domu z wyyprawy do państwa Adamczewskich. Kolacja była przepyszna i wina wspaniałe. Możecie pozazdrościć 🙂
To nadawaj, a nie się tutaj wychwalaj, Misiu!
Szczegóły, szczegóły!
Nie spac. tylko nadawac. Fotografie. O pólnocy, dla calego swiata i dla tych co na drugiej pólkuli, niezaleznie jak liczyc wedlug poludnikow czy równolezników. Dla tych co spac z ciekawosci nie moga, dla tych co na morzu i w powietrzy ale maja dostep do internetu.
Calkiem zazdrosny, ze ominelo go uczestnictwo w uczcie gdzie Lukullus bylby dopuszczony najwyzej do zmywania naczyn.
Pan Lulek
Alicjo,
nicht gefunden? Nie może być?. a jednak tak jest.
Jeżeli nadusisz myszką na „siebie” czyli na Twój nick-czerwony „Alicja” to będzie „nicht gefunden” ponieważ:
http://alicja.homelinux.com/Gotuj_sie
prowadzi w kierunku nirwany!
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/
To małe /news/ musi być. Widocznie gdzieś mi się zgubiło po drodze przy przemeblowywaniu, zapisując, nie zwróciłam uwagi, bo jak podaję sznureczki tutaj, to innym sposobem, a nie klikając na mój nick. Jakby co, to krzyczcie, dziekuję 🙂
I zamienny adres:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/
Czasami któreś serwery padają na chwilę, wtedy te drugie pracują, ale one automatycznie się podmieniaja w razie darki.
Panie Lulku!!
Nikt nie pobije Iżyka który to, jak zwykle na jednym oddechu,
pojechał do Pana z taką tytularną i wazeliniarską ale jakże zasłużoną oracją.
Nawet nie śmiem próbować!
Ja powiem krótko : Wodzu!!
Wodzu prowadź!! Na Kowno czy Wilno, na piwo , wsio rawno!! Idę za. 🙂
Lulku
Zdjęć nie robiłem bo byłem prywatnie a nie służbowo 🙂 Poza tym nie robię zdjęć w domach przyjaciół. Staram się uszanować prywatność ludzi którzy mnie zapraszają. Rano zadzwonię to pogadamy.
Ja robię zdjęcia – ale pytam, czy mogę upublicznić.
Franciszka Alsy wyraziła swoje mrrrrau…
Reszta upublicznionych też nie miała obiekcji.
Bardzo miło u A. dziś było,
dobrze sie zjadło i wypiło,
niedźwiadek z Misiem,
a raport wisiem
Pyrze i reszcie gawiedzi. O!
Kolacja dziś u A. w Warszawie
przebiegła w starannej oprawie.
Co racja, to racja,
kochani, kolacja
to nie śniadanie na trawie 😉
Były u A. móżdżek i wina,
frutti di mare con funghi, na
deser beza i czaj,
przedtem sałatka-raj:
na szpinaku truskawka. Finał!
Tyle w ramach skróconego raportu.
Dobranoc!
Ja już raport wysłuchałam wcześniej, no ale nie będę się wychylać. Zara zapiszę poezyje gdzie trzeba 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Poezje/11.Listopad/06.Uczta_u_Adamczewskich.html
Jestem doma, poczytalam, a kto lal dla nas wosk? HA?
Gniewam sie na wszystkich.
Tusia
Tusia !
Ratuj nas wszystkich. Ty jeszcze masz czas bo u Ciebie jest wczoraj. Lej zbiorowo ale od czasu do czasu indywidualnie. Po imieniu, czyli Nick – u.
Potem upublicznij i oczywiscie egzekwuj. Dla mnie poprosze specjalna, tylko pomyslna wrózbe.
Podczas podrózy do Katowic i Krakowa, przygotuje droge na pólnoc, juz na rok przyszly. Wlaczajac miedzy innymi kulinarne przerwy na slaskie kluski, Wierzynka bez „jobsów” i lody na rynku w Krakowie przy akompaniamencie Hejnalu Mariackiego. Byc moze uda sie zahaczyc o prawdziwa wiedenska kawiarnia gdzie wystapie jako c.k. tajny radca dworu in cognito albo wspólczesnie Hofrat a.D. Ty jako pochodzaca z Kresów otrzymasz jakas znakomita funkcje, stosowna do urody i pozycji
Znowu cos trzeba wymyslec z ucalowaniem raczek
Pan Lulek
Panie Lulku,
Litosci tylko nie nowa kule.. ja mam tylko 4 konczyny i jedno miedzypiersie.
O masz. Tu jedni nie śpią już, a inni jeszcze!
Podsyłam sznureczek do zebranej na Sąsiednim Blogu
improwizacji (jak to muzycy, wiecie…), wyszła opowieść kryminalna, ciąg dalszy chyba przewidują?
Występuje Komisarz Foma, Zeenowiew, Podhalański, Pak Hok O’seen i wiele innych postaci.
Zeby się gładko czytało, bez wskazywania autorów poszczególnych wpisów.
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/01.Podbijamy_Koree.html
Alicjo!!!
Mogłaś uprzedzić, jaki ładunek podsyłasz.
Stół się wytrze, koszulę wypierze,
ale klawiatura długo mi nie wybaczy tej kawy strumieniami bryzganej 😉
ja przepraszam… a zawsze mówię, żeby mieć osobny stolik obok na wszelkie napitki, daleko od klawiatury!!!
Zeenowiew też będzie zwracał większą uwagę na bobki od czasu tej przygody. Miejmy nadzieję, że przejrzy na oczy!
Musi – wszak CDN !
Witajcie
Własnie zadzwohił Miś 2 z entuzjastyczną recenzją kolacji u pp Adamczewskich. Zeznania PaOLOre i Misia 2 są zbieżne, więc nic prócz zazdrości nam nie pozostaje. Zazdrość ta (oczywista oczywistość) nie ma nic wspólnego z zawiścią mroczną i złośliwą – ot, taki smuteczek, że mnie tam nie było.
Andrzejowie zostali uczczeni. Tu, wszystkim lejącym wosk muszę najdelikatniej wspomnieć, że wróżby Andrzejkowe spełnbiają się wyłącznie pannom i co najważniejsze, pannom w stanie virgo intacta (dziewica nietknięta). Bacznie rozejrzawszy się po blogu nawet w najmocniejszych okularach kaleki takiej nie dostrzegam (dziewice „od ostatniego razu” nie liczą się zupełnie) Rozumiem, że jest to prawda wstrzasająca. Cóż na to poradzić?
Zostawiam teraz blog i wyruszam do sklepu, a potem będę kombinować jak uratować dzisiejszy obiad, na którym to miały być nóżki kurczęcia w ziołowym sosie. Nóżki po wczorajszym przygotowaniu okazały się fatalne -nie stare, zepsute, czy w ogóle podejrzane – po prostu niesmaczne, mięso się prędzej może rozlecieć, niż przyrumienić, sos obrzydliwy i całość najlepiej byłoby wydać zaprzyjaźnionemu psu. No cóż, będę kombinowała, a nuż ? W ostateczności zrobię mielone kotlety.
Cóż to za niesamowite okulary Pyro kochana posiadasz!
Tusia !
Cale szczescie, ze Ty nie jestes stonoga. Wtedy pewnie poszedlbym z torbami. Sródpiersie mam nadzieja osobiscie zagospodarowac, a to co tymczasem przygotowuje bedzie kanadyjskie made in Süd Burgenland.
Pyra jest jak zwykle zasadnicza. Na nia i Jej dziewczatka, tez bedzie najazd i malutka zemstewka. Ale to dopiero przy okazji najblizszego Zjazdu.
Pogoda jak drut. Berchmurnie, rano minus 7 stopni Celsjusza, teraz plus dziesiec w cieniu. Siedze i obcinam znaczki pocztowe na cele dobroczynne dla dzieci, nie moje tylko te w potrzebie.
Pora myslec nie tylko o Barbórce ale i Swietym Mikolaju
Pan Lulek
PaOlOre, troche więcej podobnego. Ale wez chłopie trzymaj napitki i najadki od klawiatury daleko, także samo zarówno od koszuli, bo ja nie biorę odpowiedzialności i nie chcę być pociągnięta za konsekwencje!
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/02.Kryminal_balet.html
Alicjo, dzieki za sznureczek. Pozwole sobie tylko zwrocic uwage, ze ten kryminal ma juz tytul „Borys na dworcu” 🙂
Bardzo lubię kuchnię węgierską
Alicjo !
Jestes wspaniala. Ze swej strony polecam Napój Milosny wlasnej produkcji. Ewentualnie moge zamienic odrobine za Sprzedana Narzeczona ale baz Smetany prosze. Potem moga byc oczywiscie Tance Polowieckie na brzegu Jeziora Labadkowego.
Osobiscie gotów jestem ubiegac sie o miejsce Ucznia Czarnoksieznika.
Pan Lulek
Muszę zrobić małą korektę, bo poproszono mnie o zmiane tytułu.
Zamiast kryminału mamy:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/02.Borys_na_dworcu.html
p.s. i mnie się zarzuca małostkowość….
Torlin !
Korzystaj z moich doswiadczen. Kiedy bedziesz na Wgrzech zamów u szefa kuchni cos wedluj jego smaku. Dostaniesz tyle soli i papryki, ze i caly gasiorek tokaja Ci nie pomoze. Najlepiej próbuj od razu tankowac z Balatonu.
Potem opity i objedzony bedziesz spiewal:
Hej Juliszka
Hej Juliszka,
Ty czarne oczy masz
Charakter masz jak papryka,
Lecz serce zlote masz.
O ile sobie przypominam, to spiewal te piosenke jeden Chlopak z Sosnowca, który mial za malzonke Marthe Egger. W Warszawie wyprzegali mu konie od karety i publika ciagnela karete az do Hotelu Europejskiego. Do dzisiaj sa tam wspaniale ciastka z kremem. Szczególnie napoleonki.
Lasuch
Pan Lulek
Lulku
Niestety okres świetności kawiarnia Hotelu Europejskiego ma już za sobą . Czasy już nie te i nowi właściciele wydzierżawili kawiarnię komuś z miasta. Owszem stoliki ładniejsze ale czar prysł. Kawa jak wszędzie, ciastka poprawne z dość zwyczajnej cukierni . Dość pospolicie i zwyczajnie. Kawę dawniej mieli najlepszą w Warszawie a teraz szkoda słów. Orbis był jednak marką samą w sobie.
Napoleonki jednak najlepsze były w zakopiańskiej Samancie
O czym donosi:
Ciasteczkowy Potwór , Obżydliwy Serowiec Miś 2
Pyro kochanie, czy mozesz mi wytlumaczyc co sie w moim ojczystym kraju dzieje? Znow sie smieja. Ty jestes na miejscu i lepiej wiesz.
Buzia,
Lena
Mniam! Mniam! Mniam! Wpodłek piknie podziękować Ponu Pietrowi za piknom zupke pomarańcowom 🙂
A teroz muse uciekaca, bo zaroz wnuki bacy i gaździny do chałupy wejdom 🙂
Lena,
kto i z czego się śmieje? Zerknęłam w gazety, ale na razie nic mi nie wynika…przegapiłam coś?
To jest czarujące,kiedy dwoch starszych panów (mowa była o wnukach!) z takim żarem dyskutuje o kuchni erotycznej ,ostrych zupach węgierskich i gruzińskich przyprawach do pasztetu.Brawo!Oto prawdziwy smak życia. Gratulacje dla gospodarza programu.
Zbliza sie Barbary wiec melduje sie barbara.
Ci dwaj dyskutanci, to chyba nie sa Twoi wnukowie. Chyba, ze uratowalas sie z tej wiezy i biegasz po swiecie za swoimi, w tym przypadku mlodymi, wnukami. Jutro wyjezdzam do Katowic, wpadne do klasztoru franciszkanów. Nie na zawsze, oczywiscie, ale chce zobaczyc kosciól w któram cala konstrukcja dachu zrobiona jest ze starych stempli kopalnianych które to stemple uratowaly sie za wstawiennictwem Barbary co ja mimo tego skreslili z listy swietych.
Oto jak chodza wyroki losu oczym donosi
Pan Lulek
Alicjo,
Pan Prezydenti Pan Premier, a ja ostatnio nie na gazetach tylko na internecie.
Panie Lulku!
Ja na Węgry w swoim czasie wjechałem 16 razy, zjechałem całą ziemię węgierską, byłem w Debreczynie, Segedynie, Peczu, Egerze, Veszprémie, ale również w Aradzie, Koloszvar, Segesvár, Nagyszeben. W Budapeszcie specjalnie jeździliśmy na drugą stronę Dunaju do Budy, bo była tam w tych latach halaszcsarda (karczma rybna) ze znakomitą halaszle. Ale najwybitniejszą dla mnie zupą obok powyższej i gulaszowej była jokai bableves. Jest to zupa fasolowa, ale z kolorowej fasolki, wszystko oparte na golonce, mięsie i tłustej kiełbasie. Cudowna bomba cholesterolowa. Ale drugie danie po czymś takim musiało być leciutkie. Uwielbiam węgierskie kluseczki i wszystko jedno, co do tego.
Ale zmieniło się na Węgrzech od moich czasów. Mój syn spędził wakacje z dziewczyną na Węgrzech i opowiadał, że w restauracjach i knajpach pytają się, czy ma być na ostro, średnio czy łagodnie. Jejku, dawniej wszystko było na ostro, jak się komuś nie podobało, to mógł nie przyjeżdżać. Świat się kończy – halaszle łagodne!!!!!
Tak po porządku, eeepp…
Bardzo przyjemny ten dialog redaktorsko-kucharski i rację mają, którzy na początku piszą, że jeden z lepszych. Szczególnie ta „sumitacja mitygacyjna” o nożu w gębie-mogli skręcić dubelek, ale po co, skoro pomyłkowa błahostka czaru obu dodaje? eeepp…
A.Szysz, jak zwykle, bawiąc się w kuchnię bawi się i słowem (to lubię), z czego wynoszę, że ta żubrówa chyba nie cała do flambirkia poszła? eeepp…
Od kilku dni zza stodoły wiatr wonie morowe nawiewa i muchy pobudził. Coś gnije, mówię, a Kierownictwo nos wyciągając oczęta piękne przymkło… snif, snif i z uśmiechem: „Nieeee… To Kanada tak pachnie żywicą. No i starym zgliwkiem wali” Patrzcie, jak to zapach przez bieguna przeleciał. eeepp…
I inni jeszcze innych jeszcze moc cało i naręcza spraw potrącają, a ja chciałem, że wczoraj Dobra Żona gar piękny (11l.) z pseudożeliwa mję kupiła. Gar taki, co to i smażyć i dusić i gotować i jeszcze nawet do piekarnika wstawić można. Od wczoraj już planowałem, że dzisiaj będzie jedno danie jednogarnowe i przemyśliwałem, co by tu za akademię okolicznościową z okazji obchodów inauguracji. Będzie kura. Kura będzie najpierw obsmażona, potem podduszona, potem z warzywami uduszona i na koniec z przyprawami doduszona. eeepp…
Właśnie zacząłem rozstawiać w kuchni namiot, właśnie wykułem i zahartowałem noże i właśnie miałem zwabić z lodówy kurę, gdy Kierownictwo palec wzniósłszy do góry rzekło: pierogi.
Łzy w oczach.
-Jak to tak „pierogi”, kiedy tu ten namiot w malwy ozdobny, i nóż wyklepany, i ten garnek taki drogi, i nawet ta kura do garnka ochotna też zdumiona – mówię, a warga mi lata. Popatrzyła, a palec wycelowany w sufit począł celować w moją klatkę z piersiami. Pierogi.
Sama mąkę zagniotła z czym trzeba, sama mięso onegdaj gotowane skręciła, sama lepiła, gotowała i podała…
Mówią, że „oberża” to słówka francuskie, a ja wiem, że oberża od „obżarstwo” pochodzi! Było jak w oberży – dobre, dobrze i dużo. Dużo. dobrze i dobre. I dlatego teraz tak eeepp…
Mam Wam dziś co opowiedzieć o „kulinariach”.
Skończył nam się gaz ( nie był uprzejmy nas uprzedzić). Oczywiście zapobiegliwość nakazywałaby trzymać zapasową butlę ale miejsca brak. Z konieczności zapoznałyśmy się z ofertą dań przyrządzanych wrzątkiem. Kuskus- ok.
Ale makaron w sosie i zupy warzywne… Nigdy tego nie jedliście, prawda? Nie próbujcie! Proszę, zaklinam i uprzedzam…
Bo ten straszny posmak pozostanie Wam w gardle. Czego doświadczam.
Same dramaty kulinarne.
Mam uszka zamrożone. Nie mam barszczu czystego. Wysłałam chłopa do sklepu polskiego po koncentrat w słoiczku, taki wiecie, od Krakusa, bo te uszka za mną chodzą dziś, a dzisiaj barszczu nie zakiszę w trymiga.
Chłop wraca z dwoma słoikami kapusty kiszonej, torebką barszczu czerwonego (nieczysty on ci, pełen farfocli) i torebką BURAKOW SUSZONYCH.
Gdzie koncentrat, pytam?
Ona powiedziała (pani sklepowa), że jak to kupię, to już koncentrat niepotrzebny – powiada chłop.
Ja, że mnie nie są potrzebne buraki suszone, bo ja kupuję żywe buraki, które rzeczywiście są tanie jak barszcz, a on mi tu suszonych 10 dkg. za całe 3$.
A bo sklepowa powiedziała, że ta torebka to jak kilogram żywych…
Toż kilogram żywych kosztuje jakieś 80 centów!
Idę zrobić ten barszcz z torebki. Suszone powrzucam do jakichś zup. No ale sami powiedzcie, gdzie tu logika?! Ekonomika?!
A, i jeszcze sobie pomyślałam – niezbyt rozgarnięta pani sklepowa, bo chłop oprócz tego, co mu wcisnęła, domagał się jeszcze koncentratu, a ona zamiast wcisnąć mu ze dwa słoiczki powiedziała, że niepotrzebny…
Hej, u mnie na jutro alarm pogodowy zapowiadaja 🙁 Nowy termin meteo: Wetteralarm 😯 Wiatr, znaczy sie, bedzie, 130 kmh, a moze i wiecej – orkan znaczy sie 🙁 A moje dziecko pociagiem bedzie wracac 🙁 Dzis czekam na slubnego i jego kolegow trzech czy czterech, az z jaskini wroca i do stolu zasiada. Mam gar soczewicy gotowanej z warzywami, fooccacie z suszonymi pomidorami w oliwie, boczek i poledwice wedzona gotowana, salate endywie frisee (taka postrzepiona) i krem karmelowy (brule) bez polskich akcentow. W naszym miasteczku dzis wielki jarmark adwentowy z grzancem bialym i czerwonym, wata cukrowa, serem na zimno i goraco, roznymi zupami z sagana na prawdziwym ognisku, kielbaskami z grilla, nalesnikami i goracymi waflami i innymi lakociami, bufet indyjski i chinski itd. Do tego kramy z ozdobkami, dekoracjami, skarpetami, swetrami, kalesonami, miodem, wedlinami, serem gorskim, jarzynami i warzywami bio i czym tylko dusza zapragnie. Nie braklo stoiska banku, biur podrozy i Armii Zbawienia. Lulek czulby sie w swoim zywiole. Wsrod szczegolnych atrakcji: dwie kozy i cielatko, osiol, dwie lamy z mlodymi i dwa wielblady, pieknie puchate i milczace, jak w filmie Stuhra „Duze zwierze”. A moj aparat foto w jaskini 🙁 Zwierzatka wszystkie mieszkaja w okolicy, a z lamami mozna odbyc treking wysokogorski. Nie wiem, do czego sluza wielblady, nie bylo kogo zapytac, ale wygladaly na nieuzywane 😉
Bylo jeszcze stoisko ze swieza oliwa z Toskanii, extra vergine niefiltrowana. Cena 13 Fr z 0,5l (ca 28 zl).
Alicjo, tak to już jest z chłopami….
Moja Matka wysłała kiedyś Ojca na zakupy (ściągawka była a jakże): prosta sprawa: jakieś mąki, cukry, proszki do pieczenia, olejki oraz sałaty, marchewki i świeży ogórek. Wszystko było Ojcu znane, był fachowcem od zakupów (ekonomista z WSE w Sopocie, Transport Morski ) znał wszystkie firmowe opakowania żądanych produktów (pomyłka wykluczona). Jeden hak się znalazł: ogórki, śWIEżE? W sklepie nie rozróżniają czy świeże czy nieświeże, wszędzie tylko napis ogórki (który mojemu Ojcu bardzo ułatwiał zakupy, ale nie w tym przypadku). No to Matka przeprowadziła szybki, teoretyczny kurs rozróżniania ogórków według kryteriów świeżości: „miękkie ogórki, które się łatwo zginają zostawić w sklepie”. Po dłuższym czasie Ojciec zjawił się z zakupami. Stwierdził, że wszystkie ogórki BYŁY świeże, ale żadnego nie kupił ponieważ wszystkie się połamały.
No ale tutaj o pryncypia chodzi, o pryncypia, Moguncjuszu! Najpierw kupić, co kazałam, bo to ja urzęduję w kuchni, a potem dać sobie wcisnąć, co pani Irence się uwidzi! Ja bardzo szanuję jej sugestie, ale …
Torlin !
Ja z Toba nie chce sie klócic. Sam nie wiem ile razy bylem na Wegrzech. Srednio biorac bywam co tydzien zeby wydac moja wegierska rente. Poza tym moi tesciowie sa Wegrami. Kazde jakos przezylo 93 lata i trzymaja sie dobrze. Ostetnio bywam rzadko w Budapeszcie ale bywalo, ze bylem tam jak w domu. Ja tylko pisze na podstawie mojego doswiadczenia. Kiedys pisalem Wam jak mój tesc, nie umiejacy do dzisiaj gotowac niczego poza woda, która zreszta regularnie przypala byl w rodzinie francuskiego Profesora Sorbony wegierskim kucharzem. Jego kucharzenie jak mi mówil zawsze polegalo na tym, ze do tego co ugotowal pomocnik rodem z Lotaryngii dosypywal dwie kopiaste lyzki soli i garsc papryki. Lat 20 ternowalem wegierska kuchnie jako konsument i tez nie zszedlem z tego swiata ale mam takie doswiadczenia jakie mam.
Pieknie Cie pozdrawiem. Prosze zwróc uwage, ze teraz w kazdej wegierskiej restauracji stoi na stole sól i papryka która do gotowanie dodaje sie i tak na samym koncu, zeby potrawa nie miala gorzkawego posmaku.
Uklony
Pan Lulek
… no to może myśmy z pomocą Tadeusza Olszańskiego wysublimowaliśmy sobie tę węgierską kuchnię?
Nigdy nie byłam na Węgrzech, więc sie nie wypowiadam, ale kuchnia węgierska według Pana Tadeusza mi smakuje, a jeszcze dodaję więcej ostrej papryki i więcej czosnku, niż zaleca Pan Tadeusz. To ja zupełnie coś powykręcałam, skoro Pan Lulek twierdzi, że to tylko sól z papryką 🙁
Tak robi moj A.Kaze sobie pisac karteczki,kupuje co ma zapisane i 150 innych rzeczy.
A u nas bylo tak: Bl.p. Ojciec mojej E, zostal wyslany do Marksa i Spencera po gotowe danie. Zapisano: chicken tikka. Przyniosl ze sklepu cos co sie nazywa Chicken tikka masala. Roznica jest taka , ze chicken tikka jest sucha, zas chicken tikka masala jest w gestym mokrym sosie, Pozwolilam sobie zwrocic na to uwage. Obraza byla wielka, zwlaszcza, ze odnotowalam na marginesie, ze szczypiorek zakupiony jednoczesnie byl kompletnie zgnily i nadawal sie jedynie do kosza. Potem siedzielismny we trojke przy stole i Ojciex E. co pol minuty wyrazal poglad, ze w gruncie rzeczy chicken tikka masala jest o niebo lepszym daniem niz zwyczajny chicken tikka.
Od tego czasu w roznych sytuacjaxch domowych, kiedy cos wyszlo nie tak jak chcialysmy, ale nie zamierzamy przyznawaxc sie do bledu, mowimy chorem: chicken tikka masala.
Ja będę przywoływać suszone buraki 🙂
nemo,
u Ciebie orkan, u mnie blizzard. Trzymajmy się jakoś,
psiakoś!
No i prosze bardzo. Wyraz tu sie czlowiecze to zaraz z tego wyjdzie: chicken tikka masala. Chyba, ze to ja jestem taka ciemna masala.
nemo ! podrzuc troche tej zimy i do mnie ale bez wiatru. Sadze jednak, ze skoro tak wieje, to moze porobic takie zawiewajce sniezaki jakie sa na dalekiej pólnocy albo poludniu w okolicach biegunów. Potem mozna spodziewac sie pieknej bezchmurnej pogody ze sloncam jak zlota patelnia.
Po huraganie prosimy wiec o zdjecia, wlaczajac sprawozdanie z akcji samowykopywania sie.
Wiosenny, jako ten szczypiorek
Pan Lulek
Heleno droga !
Swego czasu podleglem szkoleniu zawodowemu w miescie Monachium w przedstawicielstwie europejskim firmy japonskiej. Nazwy firmy ani jej produktów nie wymieniam z zasadniczych wzgledów. Zeby nie wcielo.
Jednym z pierwszxch tematów bylo nawiazywanie stosunków sprzedacy z klientem. Stosunek moze byc bezposredni typu oko w oko. produkt w tym przypadku nie odgrywa zadnej roli albo posredni przy pomoca stoiska, regalu, pólki, kosza itp. W tym przypadku wyglad towaru moze odgrywac pewna role, poza tym wystepuja takie obowiazujace dane które niestety utrudniaja sprzedaz jak data produkcji albo co gorsza douszczalny termin spozycia i inne czynniki utrudniajace. Sprzedajacy uzywa róznych metod dla pokonania tych przeszkód na drodze klienta do kasy. Jedna ze stosowanych metod jest tak zwany rezonans seksualny. Zjawisko dotychczas nie opisane w literaturze przedmiotu i na ogól chetnie przemilczane a znane w gronie fachowców. Daje przyklady. Warzywa i owce sprzedaja o wiele lepiej panie.To samo dotyczy na przyklad obslugi barów.Tu zaznacze, ze szczególnie wazna rzecza jest wlasciwe eksponowanie wygladu sprzedajacego. Mam na mysli na przyklad smiale dekolty pan barmanek. Z kolei wiadoma jest rzecza, ze damska bielizne i buty znakomicie sprzedaja panowie ale z zasadzie tylko w sprzedazy bezposredniej czyli oko w oko.
Pan ów o którym piszesz nie jest ciemna masala tylko jasna ofiara rezonansu seksualnego zastosowanego przez sprzedawczynie. Jedynym sposobem unikniecia zagrozenia zakupu przechodzonej pietruszi nie mówiac juz o mozliwosci utraty pana jest albo radykalna zmiana zródla zakupów albo co najmniej wysylanie na zakupy tego pana podczas innej zmiany kiedy w sklepie nie wystepuja chwilowo takie zagrozenie.
Meska natura zawsze byla slaba i podatna jest na wszelkie manipulacje
Pan Lulek
Panie Lulek, zwaz ze kiedy pijesz Coca-Cole masz w garsci pelnowymiarowa babe, 6×9, wedlug starogreckich proporcji. Ksztalt tej buteleczki powstal chyba jeszcze w latach piecdziesiatych. Mial rowniez pasowac do dloni. W szescdziesiatych przyjeli rygorystyczne zasady unikania sex appeal w promocjii, maja target group 12 – 24, i sa tu szlachetnym wyjatkim do dzis.
Panie Lulku. do spania juz, bo droga daleka. Pamieta, kluski, Wierzynek i lody.
A tu zima, zima na swiecie zima.
Tusia
Panie Okoń do spania już, bo kto to słyszał aby po nocy łazić i stukać w globus z drugiej strony.
Panie Misiu Balujacy,
Ja pracuje intelektualnie, a Ty sie rozbijasz transportem po Polsce i Europie, miody spijasz, nalewki pedzisz, kobity emablujesz, po sasiadkach latasz, od rana do wieczora w szampanskim humorku, dogadzasz sobie wykwintnymi potrawani, a proletariatu blogowego do stolu nie dopuszczasz i reportazy odmawiasz, bo „audiencja byla prywatna”, a kto wie ile z tego po nocy…
Nie mecz ojca, Misiu i bierz sie za obrazki…
Drogi Okoniu
Zejdź na ziemię ze swojego doskonałego świata budowanego z mozołem przez całe życie i podziel się z nami życiem prostych amerykańskich milionerów ze Środkowego Zachodu. Kup cyfrowy aparat za kilkaset dolarów i pokazuj świat w którym żyjesz a o którym my biedne szaraki możemy pomarzyć. Oczywiście rób to tak aby nie naruszyć swojej „PRYWATNOŚCI”
Mówienie że tego nie robisz bo nie potrafisz wetknąć kabla usb do komputera i wrzucić zdjęć do albumu picasa jest zwykłym mydleniem oczu.
Zobacz jak to robią w Ameryce
http://www.durhamtownship.com/portfolio/index.php
Pozdrawiam i życzę owocnej pracy fotograficznej
Ale wybrales, Misiu, Pensylvania… Najgorszy, najdluzszy, najwredniejszy okres kwitnienia kwiatkow, drzewek i rabatkow w calym kraju. Obsmarkiwalem sie tam okrutnie od rana do wieczora, lzy mie z oczow lecieli,bo pylek kwiatowy niosl sie ze wszystkiego co roslo. To lzawienie przeszkadza jezdzic i widziec odometer, i dlatego jest wszedzie 50, a za jedna mile powyzej, placisz ponad stowe. Zwlaszcza na Turnpike.
Probowalem Twoich rad. Ale – pieniadze na cyfrowy aparat dostane kiedy wysprzatam u siebie, Picasso album sciagalem z polki, w leb mnie wyrznal i mam sliwe, a kiedy zaczalem wypytywac malzonkie gdzie mam usb, zeby sobie kabel wetknac, zarobilem sliwe z drugiej strony. Na milionera ogloszenie dalem. Narazie zglosil sie jeden, co ma miec i drugi co mial, ale przepuscil w Burgenlandii. Jak sie zglosi jakis pasujacy, opisze Ci go z gory na dol.
Ależ panie Lulku! Ja w ogóle nie widziałem tego wszystkiego w kategorii sporu pomiędzy nami i mój wpis miał być jedynie ciekawostką, a nie głosem w burzliwej dyskusji. A poza tym ja nie bardzo mogę się wypowiadać autorytatywnie o aktualnej kuchni węgierskiej, bo ostatni raz na Węgrzech byłem w 1979 roku czyli prawie 30 lat temu.
Pensylwania może i najgorszy ze stanów ale zdjęcia kobita potrafi zrobić genialne. Fotografuje według zasady : Do 20 mil od domu.
Moja Babcia gdy skończyła 65 lat kupiła sukienkę „na śnierć”.
Oczywiście zdążyła podrzeć z 15 ale zawsze była przygotowana. Dożyła do 86 mieszkając sama , robiąc zakupy ,opiekując się tabunem prawnuczków , jeżdżąc po całej Polsce na wszystkie możliwe wycieczki autokarowe organizowane przez zakład pracy syna. W międzyczasie miała kilka poważnych operacji…
Okoniu rusz tyłek , jeszcze przed tobą dwie dekady . Może czas zrealizować młodzieńcze plany i pokazać światu to co w tobie najlepsze. Spacery z aparatem odmładzają. Chętnie zrobię wystawę twoich prac.
Misiu, moze to jest pomysl z ta sukienka? Moja Babcia Michalina kazala sobie szyc co kilka lat nowa „kreacje do trumny”. Dozyla lat 94. Co jakis czas zegnala sie uroczyscie z rodzina, bo zdawalo jej sie, ze ostatnia godzina wlasnie nadeszla. Po kilku takich spektaklach rodzina zaczela sie wzbraniac przywozic ksiedza, tlumaczac Babci, ze ostatnie namaszczenie nie moze byc powtarzane, bo sie zdewaluuje. Po, na ogol nocnym, po.egnaniu rodziny i przeproszeniu z wszystkimi, Babcia wstawala rano i jakby nigdy nic udawala sie do swoich zajec w ogrodzie i karmienia ulubionych krolikow. Moze to poczucie bycia przygotowanym na wszystko dawalo jej spokoj i dlugie lata w zdrowiu…
Znowu wcielo mi wpis w którym moim zdaniem nic takiego nie bylo.
Uprzejmie prosze Wysokie Kierownictwo czasopisma „Polityka” o spowodowanie wyrzucenie tego wspólpracownika WordPress na ZBITY PYSK
Pozostajcy przy swojej prosbie
Pan Lulek
A propos pomyłek kulinarnych- mój ojciec ( na marginesie- ze wsi pochodzący ) proszony przez matkę o przyniesienie z ogrodu natki pietruszki przynosił natkę marchewki. Moja matka nigdy nie mogła się nadziwić ” jak on się uchował”.
Panie Lulku, jeszcze nie wyjechales? Pamietaj, by nie uzywac slowa „po.egnanie”, mnie przedtem tez wcielo, stad ta kropka zamiast „z”.
Wiatr sie wzmaga, snieg znikl do wysokosci 1500m, bo jest cieplo, a slonce przeswieca przez chmury. Idziemy na spacer nad jeziorem, zanim galezie zaczna fruwac w powietrzu 🙁
Szczesliwej podrozy na Slask i takiegoz powrotu! Uwazaj na polskich drogach!
PS. Dzis na sniadanie jedlismy Twoj miodek kremowy, fantastyczny! 🙂
Wczoraj serwer nie łączył z „Polityką” pd popołudnia do późnego wieczorsa i tak mi przeszła piękną dyskusja „koło nosa”. Dzisiaj niebo zxapłakane, leje jak z cebra i na dodatek nieźle duje. Kulinarnie melduję, że Wojtek narobił nam wielkiego apetytu tatarowego i co prędzej też zrobiłam miskę wcale nie małą, ale przyszła Wnusia moja z Mężem (szli na spóźnione Andrzejki) i przypięli się do tego tatara, jak do mamki. Dobrze, że było sporo. Przy tatarowej okazji zmieliłam też bardzo ładny kawałek szynki wieprzowej, z której dzisiaj będą mielone kotlety na obiad. Nie wiem na czym to polega, że mięso mielone w domu smakuje w kuchni zupełnie inaczej, niż to oferowane przez sklep. Na kolację zaś szykuję roladki z francuskiego ciasta z szybką i ze serem. Upieczone i podane na gorąco są miła odmianą. Butelczyna wina kalifornijskiego stoi na regale i pewnie będzie w sam raz do tych roladek
Za wszystkie zyczenia pomyslnej drogi dziekuje. Przeczytalem mój poprzedni wpis i zatrzaslem sie z oburzenia na samego siebie za tak paskudne grubianstwo. Wycofuje czesciowo tresc. Prawidlowy zapis winien brzmiec:
na przednia czesc twarzy prezesa organizacji WordPress, która zapomniala, ze to jednak klient jest królem decydujacym o istnieniu wielu rzekomych poteg.
Jeszcze nie rewolucjonista, tylko
Pan Lulek
Mój nieżyjący już zaprzyjaźniony makarz były ułan na pytanie kolegi po co mu laska w wieku 80 lat gdy chodzi wyprostowany jak struna , odpowiedział że nosi po to by go w poprzek trumny nie położyli 🙂
Pyro, jak mielesz w domu, to widzisz CO. Mielone w sklepie jest z roznych okrawkow itp. Chyba ze Ci zmiela na miejscu kawalek, ktory sobie zyczysz. U nas tak robia i za kazdym razem zmieniaja „wnetrze” maszyny, zeby sie nie mieszalo z poprzednim rodzajem miesa. Poza tym mielone „z fabryki” zawiera duzo tluszczu, ktory nie tylko sam jest juz nosicielem smaku, ale i latwo sie utlenia (jelczeje).
Bą-żur (żeby było kulinarnie).
U mnie sypie. Panie Lulek, Ty tam nie wołaj o śniegi spod Eigeru, tylko przenieś sie do Leny. Będziesz Pan miał zimę do maja. I to podobno w tym roku ma być ciężka, oj ciężka!
Marialko, ja dalej się nie mogę nadziwić, jak to się stało, że chłop kupił wszystko tylko nie to, o co mi chodziło i o co prosiłam. I że Pani Irenka odmówiła (chyba w dobrej wierze, ale mogła przedzwonić do mnie, klientów nie było, oprócz rzeczonego J.) sprzedania koncentratu, bo „już nie trzeba”! Ja bym tam wcisnęła ze 3 słoiczki, będąc na jej miejscu 🙂
Kochana Alicjo,
Popatrzylam przez okno i widze, ze jestem zasypana. Czekam do switu, lopata w raczki i fru.
Pyro, jak deszcz Ci nie jest mily wpadaj tutaj bo jak mowi moja kolezanka, zabawa zapewniona do maja.
Alicjo,z moim chlopem jest dokladnie tak samo!
Przyniesie wszystko,ale zadnej rzeczy o ktora prosilam 🙁
U nas goraczka zakupow,bo w Holandii juz za pare dni Sinterklaas!!
Po sklepach pelno Mikolajow zCzarnymi Piotrusiami,rozdaja pepernotjes i cukierki milusinskim.Szkoda,ze pogoda sprawila psikusa , leje,dmie, jednym slowem pod psem!!Zastanawiam sie jak dlugo jeszcze bedzie panowal w mojej krainie Sinterklaas,bo juz czuje sie goracy oddech Sint Claus,ktory prezentami obdarowuje w Swieta Bozego Narodzenia??
Niektorzy nawoluja,zeby swieto 5-go grudnia uczynic,swietem panstwowym!! Ciekawam,kto zwyciezy? Chociaz w moim domu juz sie rozgoscil Kerstman 😆
Pozdrawiam wszystkich.
http://www.kerstman.com/
iJezus w wersji podcast 😉
U nas jest spora „kolonia” holenderska i 5. grudnia bedzie chodzil Sinterklaas a nastepnego dnia Samichlaus ze swoim asystentem Schmutzli (w Niemczech Knecht Ruprecht) 🙂
Alicjo no i czemu Ty się dziwisz? Jerzor posłuchał dobrych rad doświadczonej sklepowej. Czy Ty w sklepie spożywczym sprzedajesz, żeby Ciebie słuchał? Mógł sobie tak pomyśleć, nieprawdaż? Może nigdy w życiu suszonego buraka nie widziałaś- a tu proszę: niespodzianka! Możesz wypróbować.
A i zapomniałam uprzejmie donieść, ze dowiozłyśmy sobie gaz, jest wspaniale- zupa prawdziwa!
No i Ty mnie namawiasz na suszone buraki, Marialko, a sama się cieszysz z zupy *prawdziwej?!
A propos, dodałam trochę tych suszonych buraków do tego torebkowego barszczu. Suszone warzywa smakują jak trociny (po ugotowaniu, bo przed nie próbowałam).
Pewnie, że jest to jakieś wyjście w sytuacji bezwyjściowej, ale jak można kupić żywe…
Poza tym zima. Pada śnieg. Służby się zaniedbały i nie odśnieżają, pierwszy raz widzę takie cuś tutaj. Sniegu z 5 cm na drodze, niewiele, ale żeby służby tego nie usunęły?! Nawet (i dobrze!) solą nie posypali, a zwykle jak zapowiedz opadów śniegu, to sypią jak najęci.
Alicjo,
Drogowcow zaskoczyla zima! Nie pamietasz tego sloganu? Bylo jeszcze cos jesienia o plachtach i sznurku do snopowiazalek, rok w rok to samo. No juz ide sie odkopywac, u Ciebie 5 a ja na oko widze u mnie 15 cm.
O, la, la i dana dana.
No, Leno – ale to nie tutaj!
Tymczasem żwawo właśnie pierwszy pług przeleciał po mojej Bath Road. Chyba moje zdziwienie wybiło służby ze snu zimowego 🙂
ludzie pomozcie, grzebalem, grzebalem i sie nie dogrzebalem do recepty na zupe gulaszowa, wstyd mi, ale mam straszna ochote nie majac pojecia, wiatry tu i deszcze, nic tylko zupa, pierzyna i trunek, niech sie Kto zlituje, ja mam „tylko” trunek, zupa w sferze mzonek, Lulek i tak nie pozyczy, a od trunku, az plakac sie chce, podeprzcie zuczka
z tej ochoty, nawet mrzonke zjadlem
Tu pogotowie ratujące głodnych. Ależ proszę Sławku. Gotuj i jedz.
Zupa gulaszowa
25 dag wołowiny bez kości, 10 dag cebuli, ząbek czosnku, sól, 1 kg ziemniaków, 2 pomidory, strąk słodkiej papryki, ostra papryka w proszku, 5 dag smalcu
Posiekaną drobno cebulę podsmażyć na smalcu, dosypać (po przestudzeniu patelni) sproszkowaną paprykę, a następnie podsmażyć umytą i pokrojoną w kostkę wołowinę. Dodać drobno posiekany czosnek, obrane ze skórki pomidory, posolić i zalać wodą tak by zawartość garnka wystawała. Posolić do smaku. Dusić na wolnym ogniu uzupełniając wodę. Gdy mięso prawie miękkie wrzucić obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Teraz zalać tak by wszystko zniknęło pod wodą. Doprawić solą i ostrą papryką do smaku. Gdy ziemniaki zmiękną podawać z czerwonym wytrawnym winem.
Sławek,
od razu pomnóż składniki przez 5 i zrób gar tej zupy – odgrzewana, smakuje jeszcze lepiej!
Ja zwykle robię ok 7-8 litrów, nie na nas dwoje, ale i we dwójkę poradzilibyśmy 🙂
Pomidory na końcu, jak już mięso będzie dochodzić (bo pomidorom wiele nie trzeba). Ja często używam pomidorów z puszki w sosie własnym – też dobre. O, i to jest jedna z tych potraw, w której łyżka smalcu jest nieodzowna 🙂
Oliwa to nie ten smak, ale też może być, jak ktoś się uprze.
Roladki z francuskiego ciasta wysały znakomite. Wypiłyśmy do tego butelkę muskatu i teraz nasycone i leniwe czekamy dnia następnego, Na tv cuktura obejrzałam „Wesele” i jak zwyklllle nieżyczliwie pomyślałam o Rodakach. Wesele mnie w ogóle wprowadza w nastrój rewolucyjny. Żegnam się do jutra.
Witam w mieście. 🙁
U Was śniegi straszne!!
A u nas na wsi drogi odśnieżone!
Kilka do wyboru:
http://picasaweb.google.pl/antekglina/PolskieDrogi
Mżysto, mglisto, dżdżysto, chmurnie, pięknie…
Pięknie, antosiu 🙂
Bardzo póznojesiennie. U mnie już przestało sypać, a i służby ruszyły. Zapowiadają nam ciężką zimę, ciekawam (o nie, nie ciekawam!), jak wyjdzie, zeszłoroczna była ponoć najcieplejsza w ostatnich 120 latach.
Pyra nastawiona rewolucyjnie, Pan Lulek niby „jeszcze nie rewolucjonista”, ale tym samym sugerujący, że może się przeistoczyć…
A ja wczoraj oglądnęłam „Rozmowy kontrolowane” po raz kolejny i uśmiałam się setnie. Postanowiłam wyciągnąć ze zbiorów wszystkie komedie i serwować sobie częściej, bo to dobry deser.
Dzisiaj ruskie (Pani Irenka wcisnęła, made in Poland, „jak od mamy!”), sałata, a potem jakiś filmowy komediowy deser oraz Pelee Rouge 2006, kanadyjskie z Peelee Island Winery. Daaaawno juz nie piłam kanadyjskiego wina, pan J. skądsik to przytargał.
p.s. I się chwalą (Pelee Winery) że hodują tylko europejskie *vitis vinifera* winogrona. Spróbujemy, to sie dowiemy. Otworzyłam, niech oddycha.
Pierogi z serem zrobiłem pierwszy raz od powrotu od Pana Lulka. Z prawdziwym polskim serem twarogowym wyszły znakomite. Przed chwilą odsmażyłem całą patelnię. Były „jak od mamy”
Przy okazji zrobiłem domowy makaron jutro będzie do gulaszu z łopatki.
Mam nadzieję ,że Okoń się nie obraził . Mógłby zeskanować trochę swoich negatywów i pokazać kawałek świata który zwiedził.
Mis 2,
Czy moglbys zeskanowac te pierogi z serem? Widokiem sie najem 🙂
Antku,
Twoje drogi śniegu nie widziały, a jeśli – to nie pamiętają…
Piotrze, dzieki, przechwycilem, teraz mysle, skad wziac smalec, we wtorek zeskanuje targ, bedzie dobrze, damy rade
Wlasnie wrocilismy z kolacji u helwecko-rumunskich geologow. Byl ser raclette (od chlopa, ktory im wynajmuje mieszkanie) na goraco, ziemniaki w mundurkach (z naszego ogrodu), pyszna zielona papryka nadziewana kapusta i tak ukiszona (od rumunskiej tesciowej), rumunskie kiszone ogorki (inne niz polskie), wino biale rumunskie, cujka i herbata, a na deser reszta wczorajszego kremu karmelowego. Rumunska zona teskni za swoja ojczyzna i nie moze sie doczekac swiat, kiedy oboje udadza sie na 2 tygodnie do Rumunii. Mlody maz pyta, jak ja przed laty radzilam sobie z tesknota za Polska? A ja juz zapomnialam, jak to bylo 🙁 Ale chyba nie za bardzo tesknilam, bo ciagle bylismy w rozjazdach lub zapraszalismy krewnych i przyjaciol z kraju i pokazywalismy im Helwecje, sami jezdzilismy 3 razy w roku do Polski, wiec jakos dalo sie wytrzymac, a potem przywyklam 😉
Zapowiedziana wichura jeszcze nie nadeszla, na dworze +7°C (!), lekki wiatr i pojedyncze krople deszczu, dziwnie jakos…
Widze, ze wszyscy sa na chodzie, szaleja przy garnkach, Owczarek zalapal sie na depresje, no i my idziemy do przodu!
Jeszcze kilka dni i Pan lulek sie pojawi. Teraz nie ma dostepu do internetu, ale gdy wroci to bedziemy miec nowe opowiesci.
Jak nie będzie smalcu – trudno, użyj czego tam chcesz, byle nie margaryny, Sławku.
Misiu, te moje „jak od mamy” pierogi, to moja mama by się obraziła, ciasto grube, a i farsz nie taki – co do ciasta to rozumiem, bo mrożone i w dodatku importowane z Polski, no to musi byc w miarę grube, żeby się nie rozleciało. Ja nawet jak zamrażam, robię ciasto… no, akuratne na mój gust 🙂
Nigdy nie robiłam pierogów z serem, zazwyczaj ruskie albo z kapustą (kiszoną) i grzybami, ze dwa razy zrobiłam z kaszą gryczaną i grzybami, też dobre.
A, i z owocami sezonowymi, truskawki lub wiśnie, najczęściej wiśnie, wiadomo, kto tym się zażera 🙂
Polskie komedie tamtych lat!! 🙂
Tak! śmieszne zawsze!!!
Pamiętacie taki dialog z ,, Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?”
Józef Nalberczak i Marian Łącz
„””” – Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
– No, ubierasz się pan.
– W płaszcz, jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
– Fakt.
– Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
– I zdążasz pan?
– …nie. Ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan, ma najszybszy transport. Inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu. A potem to już mam z górki. Bo tak: w 119, przesiadka w trzynastkę, przesiadka w 345 i jestem w domu. Znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma.. To jeszce mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu i góra 22:50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać.”””””
http://www.youtube.com/watch?v=nSYei2Xr_Bc
Śnieg to te drogi widziały że ho, ho! Robią się nieprzejezdne dla przyjezdnych, bo i kto z nich, z nas!, posiada traktor?? Nikt. A miastowym samochodem bez groźby zawiśnięcia na podwoziu, albo urwania czegoś tam pod spodem nie należy!! Chyba że na pomoc przyjedzie Antek – kolejny już w okolicy 😉 – były już sołtys i przejedzie swym pługo-
ciągnikiem potrzebny kawałek drogi. Ale w tym sezonie jeszcze tak nie było. Powrót z wiejskich pejzaży jest przykry. Nie dość że trzeba do miasta,to jeszcze na dodatek ciemno, za szybą mokro a organizm nasycony świeżutkim wiejskim powietrzem niecierpliwie domaga się snu.
Trzeba więc spać.
Idę się ogolić, zjeść śniadanie….
Dobranoc. 🙂
Jutro „Dzień świra”
Oj śmieszne, śmieszne….!! I straszne.
Kto nie widział, koniecznie!!!
Każdy facet znajdzie tam kawałek siebie. Ja też 🙂
Ja mam całkiem pokazną filmotekę polskich filmów, starych i nowych. A wśród nich te, co wymieniłeś, antku. I właściwie wszystkie o Miauczyńskim, nie wszystkie komedie, oczywiście. „Chłopaki nie płaczą” też 🙂
Oczywiście nie zapominać należy o trylogii Sylwestra Chęcińskiego o „Samych swoich”. Może Wy to macie w telewizji od czasu do czasu, ale zupełnie inaczej oglądało mi się to po paru dekadach.
A „Rozmowy kontrolowane” też w reżyserii nieocenionego Chęcińskiego.
cisza