Jadłospis Ogrodów Sui
Yuan Mei był wybitnym poetą i jednocześnie starostą powiatu Jangning (dzisiejsza nazwa to Nankin) przed dwustu laty. Po przejściu na emeryturę kupił piękne górskie zbocze pod miastem i wybudował wspaniałą rezydencję. Nazwał ją – Ogród Sui. Tu mieszkał i tworzył do końca długiego życia.
Jednym z najbardziej cenionych dzieł poety jest nie zbiór wierszy czy wielka tragedia lecz księga zatytułowana „Jadłospisy Ogrodów Sui”. Księga ta zawiera podsumowanie wiedzy i doświadczeń żywieniowych Chin od XIV do połowy XVIII wieku. W niej też Yuan Mei opisał umiejętności kucharzy z których usług korzystał przez ostatnie 40 lat swego życia.
Rozdział pierwszy księgi to podstawowe informacje o właściwościach surowców, ich doborze i komponowaniu dań oraz stosowaniu przypraw. Drugi – zawiera 18 porad technologicznych np. jak utrwalać smak potraw, jak zapobiegać wytapianiu się tłuszczu z kaczki, skąd czerpać wiedzę kulinarną. Pozostałe 12 rozdziałów książki to 326 szczegółowych receptur: od przysmaków z gór i mórz, aż po proste dania – ryż, krupnik czy herbatę.
Z księgi autorstwa Yuan Mei smakosze korzystają do dziś. Trudno bowiem byłoby obyć się bez dobrej książki kucharskiej w kraju, w którym rośnie 17007 rodzajów warzyw, że o innych surowcach kuchennych już nie wspomnę. Niestety księga ta nie jest przetłumaczona na język polski.
Ale mam swoją ulubiona książkę o kuchni Chin. To dziełko naukowca i dyplomaty Ksawerego Burskiego zatytułowane „Tradycje i sztuka kulinarna Chin”. Książka ukazała się w 1995 roku i jest dziś osiągalna tylko w antykwariatach. Ale warto jej poszukać. Zarówno dla świetnych przepisów jak i dla tekstu z którego dowiedziałem się wielu rzeczy o historii i współczesności kuchni Państwa Środka. Tym zaś, którzy myślą o przyszłorocznej olimpiadzie dodam, że są tam adresy restauracji znanych autorowi. A wiem z wiarygodnego źródła, że to wybitny smakosz.
Zanim znajdziecie tę książkę – zapraszam do kuchni na moje ulubione kaczki.
Kaczka faszerowana wieprzowiną z grzybkami
Kaczka, 25 dag mielonej wieprzowiny, 4 suszone grzybki, 2 łyżki oliwy, 3 łyżki sosu sojowego, 2 cebule, 4 ząbki czosnku, 2 jaja, pół łyżeczki ostrej papryki, sól Kaczkę umyć i osączyć.
Sos sojowy zmieszać z solą i tą mieszanina natrzeć ptaka z zewnątrz i wewnątrz. Drobno pokrojoną cebulę podsmażyć na oliwie, dodać pokrojone w paski (uprzednio namoczone) grzyby, czosnek wyciśnięty w prasce i mięso wieprzowe. Smażyć aż mięso złapie kolor. Odstawić z ognia, wbić jaja, dodać sos sojowy i paprykę (może być inna ostra przyprawa np. cayenna). Nadziać kaczkę farszem, zaszyć i piec w piekarniku do miękkości i zrumienienia.
Kaczka lakierowana miodem
Kaczka, 2 cebule, 1 nieduży seler, szklanka słodkiego wina, 1 łyżeczka cynamonu, 6 łyżeczek miodu, sos sojowy, cukier, sól, ocet winny, szklanka rosołu.
Wymytego ptaka natrzeć solą. Zagotować rosół, wrzucić drobno posiekaną cebulę,starty seler, wlać wino i 1 łyżkę sosu sojowego, dosypać cynamonu i cukru. Chwilę pogotować. Gdy roztwór nieco zgęstnieje wlać do wnętrza kaczki. Zaszyć ptaka i posmarować z zewnątrz mieszaniną miodu z octem winnym i sosem sojowym. Piec na wolnym ogniu ok. 2 godzin, co kwadrans lakierując ją miodem. Krojąc kaczkę zebrać płyn z wnętrza i podawać jako sos do ryżu lub makaronu ryżowego.
Komentarze
Wszystko mi się spodobało – wspaniała opowiastka Piotra i obydwa przepisy. Hej, może i kiedyś zrobię tę lakierowaną kaczuchę? Na jakie święto albo inną okoliczność niecodzienną? Jak to musi pachnieć!
A narazie, moi Drodzy – proszę przygotować godne kielichy i – powiedzmy – o 16.00 wszyscy jednocześnie wzieśmy toast urodzinowy z PANA LULKA
wSZYSTKIEGO DOBREGO Nie martw się Panie Lulku, starzeją się ci młodzi – my – Ty i ja nabieramy tylko szlachetnej patyny. Zdrówko
Goscie odlecieli ale zapowiedzieli powrot wiosna.
Oprocz gesiego sezonu jest rowniez polowanie na kaczki. Dzikie kaczki. podobno na rozlewiskach wokol Wenecji jest teraz wspanialy sezon polowan. pisal o tym Hemingway. U nas w okolicach Güssing sa tez mokradla i niektorzy poluja. Sa jednak fermy kacze. Niezbyt wielkie. Kaczki to typowy drob hodowany w malych gospodarstwach. Sa one wtedy biologiczne bo jedza to co znajda w obejsciu.
Dla mnie niepowtarzalne sa nadziewana jablkami a jeszcze lepiej mandarynkami. Raz w roku kupuje na targu u znajomej gospodyni kaczke juz sprawiona z obcietymi skrzydlami i pazurami. Gotuje ryz na sypko. Obieram mandarynki, dziele na czastki. Obtaczam w mace i nurzam w miodzie plynnym. Najlepiej lekko podgrzanym. Faszeruje kaczke mieszanka ryzu z mandarynkami. Wkladam do Romer Topf. Duzy gliniany podluzny garnek i wstawiam do zimnego piekarnika. Podnosze temperature do 250 stopni Celsjusza. Trzyman 30 minut i wylaczam piekarnik. Chlodzi sie powoli do temperatury piekarnika 50 stopni. Romer Topf jest jeszcze bardzo goracy. Na stole na drewnianej lub granitowej plycie fachowiec wyjmuje z gara mieciutke czesci i wraz z nadzieniem rozdaje gosciom. Jest duzo sosu do polewania na talerzu. Moga byc ziemniaki pod najrozniejsza postaciom a nawet makaron typu Penne Regate na przyklad. Do tego mieszana salata albo jesli ktos woli czerwona kapuste z jablkami. Polecam wina czrwone typu Zweigelt. Blaufrankisch
albo Blauportugiese. Moze byc tez piwo najlepiej ciemne.
To dzisiaj jest przeciez 6 listopada. Jak tez ten czas leci
Pieknie Was pozdrawiam. Jutro napisze jak doszedlem do mojej ostatniej podrozy poslubnej gdyz jest to osobny historia
Pan Lulek
Panie Lulku,
życzeń będziesz miał tu napewno co niemiara. Więc ja przejdę do konkretów. Chciałeś mieć książkę Jacka Żakowskiego „Nauczka” – no to proszę, już masz. I to z autografem. Za chwilę poleci na pocztę. A Polska Poczta jest jak błyskawica… Dostaniesz pewnie w przyszłym tygodniu.
PS.
A Basia Cię całuje!
Oho!
A nie można tak po nocy, o trzeciej rano u mnie?! Już jest wtorek, szóstego listopada według kalendarza… a że z powodu wichury i deszczu nie mogę zasnąć, to lekutki toast winny będzie jak najbardziej:
Nieustające zdrowie Pana Lulka!
O Waszej 16-tej czyli mojej 10 rano poprawię, jak się obudzę, o ile zasnę…
Wyje za oknami jak diabli.
A propos chińskiego powyżej poety i kucharza wygrałam kiedyś książkę. W końcu ma się te chińskie koneksje…
Nieprzetłumaczona na język polski? Oj, pogadam ja z synową na ten temat!
Jeszcze raz – STO LAT, Panie Lulku!
Czy ja dodałam, że ściskam i całuję Pana Lulka gorąco? No, to dodaję!
Serdeczne życzenia z rozlewisk nadoodrzańskich przesyłam. Wszystkiego najlepszego Panie Lulku.
Pozdrawiam
Panie Lulku,
zdrowia na sto lat, apetytu na życie towarzyskie i oczywiście – kulinarne !
Panie Lulku,
żyj i gawędź nam tak długo, jak długo bociany powracać będą na łąki Burgenlandii.
A punktualnie o 16:00 piję zdrowie Panalulkowe najlepszą – bo Panalulkową – śliwowicą.
Ściski!
Panu Lulkowi zdrowia zdrowia i zapału w opowiadaniu przeżyć.
Dziękuję za Pragatip.
Meine Reise mit Herodot, którą zabrałem na moja podroż do Pragi, dokończę już tu na miejscu. Zaledwie zniknął z horyzontu Berlin a już pojawiła się Praga. Ją można z Kafką, ze Schwejkiem, na wiele sposobów. Ja miałem do dyspozycji tylko dwa wolne wieczory i spędziłem je z przyjacielem z reala, ale według wskazań przyjaciół z wirtualna.
Skoro się tutaj jest, to szkoda czasu na szukanie nowoczesnej kuchni. Nie pozostaje nic innego niż trzymać się folkloru. Praski folklor zbliżony jest do tego we Frankfurcie i w Berlinie. Być może zależy to od kawiarni, które są tak samo duże jak pełne. Na ścianach wiszą obramowane zdjęcia dziwnych ludzi. Bez wątpienia to ci, którzy siedzieli tu przede mną. Myślę ze są to ci z dziwadła stojącego po przeciwnej stronie ulicy. Banalne miejsce, ale pewnie jedyne w Pradze nie ulepszane barokowym lub młodzieżowym stylem.
Obowiązkowy spacer w towarzystwie tysięcy ludzi upewnia mnie w przekonaniu, ze to nie sama emisja CO2 jest zagrożeniem dla tej planety. Praga podobnie jak Florencja, Paryż, Venecja oraz inne ośrodki turystyczne cierpią na tsunami kiczu. Otaczająca tandeta i rupiecie dodatkowo wpływają na niekorzystne już powonienie. Naprzykrzająca się burza błysków z komórek oraz nieużyteczność tego, pozwala zgodzić się z teorią zagrożenia planety.
Ku przerażeniu dochodzącemu z sąsiedniego stolika zamawiam dla siebie ćwiartke kaczki z czerwoną kapustą i knedlami. Nie bardzo jestem w stanie zrozumieć, o co im chodzi. Czyżby godzina była nie odpowiednia?
Zanim kaczka została podana przypomina mi się opowieść, zapewne Pana Lulka, ze miejsce to było główną siedzibą Habsburgów z ich podwójnym ptaszyskiem w herbie. Jestem pełen uznania. Moja cześć była soczysta. Mięso świetnie oddzieliło się od ożebrowanego wraka. Równomiernie doprawione. To tyczy się także czerwonej kapusty. Natomiast te dwa knedle to preparat spożywczy. Mam nadzieje, ze po nich biologiczna uprawa roślin nie zostanie zaburzona. Proponowany Point ze stajni hmm, zastąpiłem świeżym, prosto z kija piwem. To pozwoli popluskać się kaczuszce po raz ostatni.
Knajpę na knajpie napotkać można podczas przechadzki po krętych uliczkach Pragi. Niektóre są beznadziejne i puste, większość natomiast pękająco pełna. Tip PLulka to dowód na to, ze nie tylko mężczyźni pijący piwo mogą czuć się zmęczeni. Główne pomieszczenie to stodoła w kształcie litery L. Cztery rzędy ław z siedzeniami. Dupa przy dupie. Wszystko filozofy, którzy swoja wizje świata obwieszają na podkoszulku. Chętni czekają w sieni. Naprzeciw para, do złudzenia przypominająca Flip i Flapa. Deski wokół pomieszczenia chroniące ściany przed odrapaniem nabrały koloru dymu papierosowego. Na długich ławach tak ciasno, ze ten z vis a vis zjadłwszy gulasz z preparatem nie znalazł miejsca na odłożenie protezy na stole.
Najpiękniejsze w takich wypadach jest to ze się kończą. Pozostające po nich echo jest znacznie przyjemniejsze.
Wszystkiego Dobrego, panie lulku!
To miało być dużymi literami! Ach, ten pośpiech. Sorry.
Dziendobry!
Jestem ciekawa czy „moj chinczyk” za rogiem o tej ksiazce slyszal…
Panie Lulku wszystkiego Naj!!!
O 16:00, to toast bede wznosic herbata, ale za to wieczorkiem z tej radosnej okazji opijemy pana zdrowie 5 letnia holenderska jalowcowka.
A mnie w Pradze w którejś restauracji podobał się ten piesio. Siedział na ławeczce i czekał na pana, który poszedł do wygódki i nie bylo go z 10 minut. Piesio siedział, patrzył w odpowiednim kierunku i nic go nie obchodziło, pilnował miejsca.
W tej samej restauracji tuz przy drzwiach siedziało towarzycho z wielkim piesiem, i ten piesio miał miskę pod stołem, i niezle sobie podjadał. To chyba jakieś lokalne towarzycho, chociaż niedaleko centrum. Tu Wam wrzucam piesia z Pragi, pilnującego stolika pana:
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Praga/img_2385.jpg
Nie wstąpiłeś do Vejvodu, Arkadiusu, tam się biesiaduje do rana. A knedlicków się unika – to już nie to samo i se ne vrati! A chociaż absynt zakupiłeś?! Ja ostatnio znalazłam niebieski w Kingston, w głównym sklepie – żebym tak zdrowa była (a jestem!) 80$ za 0.75 butelkę!!!
Nieustające zdrowie Pana Lulka po raz pierwszy jak zawsze!
W Hadze jest mala wytwornia alkoholi nazywa sie van Kleef i rowniez produkuje Absynt. Kosztuje to jakies 30euro za 1l o ile dobrze pamietam. Zielony. Chociaz o ile sie nie myle prawidziwy absynt jest zabroniony… hmm. niech no ja sie zaprzyjaznie z googlem…
Dołączam się do serdecznych życzeń dla Pana Lulka – smakowitego i zdrowego życia. 😀
Ha moj przyjaciel G. (musze z przykroscia zauwazyc, ze wiki po angielsku zawiera wiecej informacji niz po Polsku) twierdzi, ze wraz z nowym wiekiem Absynt wrocil do lask. Z wyjatkiem USA. Tam nadal jest „diablem w butelce”
Panie Lulku drogi!
Wszystkiego co najlepsze i najbardziej smakowite!
Panu Lulianu:
Strucli/strudli na wiśniach bezpestkowych (do znudzenia pojadać)
Galicji i Lodomerii (w zarząd wziąć)
CK Dezerterów (w ogrodzie tolerować)
Austriackiego gadania (za często nie słuchać )
Wiedeńskiego walca (w szczególności: Nad Pięknym Mądrym Dunajcem tańcować)
Galicyjskiej biedy (nie zaznawać)
Rabacji Galicyjskiej (nie doświadczać)
Anny Austriaczki (pod pierzyną) zażywać
itp, itd, etc….
Wojtku z Przytoka,
Dawno Cię tu nie widziałem. Gratuluje, świetnego urlopu. aktiv urlop to jest to, co najbardziej lubię. Nie powinno się mopsić jak się ma czas wolny. Tylko nastukaj proszę gdzie można taki zamówić, może są jeszcze wolne miejsca w tym sezonie? Tez bym tak chciał według Hemingweyowskiego scenariusza spędzić parę dni urlopu.
Rano, kiedy wyruszasz, jest jeszcze mrocznie. To koniec października. Papierosowy dym oddany naturze pełną piersią wraz z mgłą wolno osiada na wrzosach. Ostatnie gwiazdy znikają z nieboskłonu. Zapowiada się pracowity dzien.
W oddali widzisz już kołyszące się korony drzew. Stamtąd dochodzi zawodzenie wilków. To robi wrażenie tylko na psie. Ty, ubrany w moro i z mechaniczną siekierą na ramieniu, dziarskim krokiem podążasz naprzód. Przyjaciel ze spuszczonym ogonem tropi ślady gumofilców, a numer ich czterdzieści i cztery. Drzewa to również przyjaciele. Dzisiejsze brzmienie piły usłyszą ostatni raz. One muszą runąć. Jesteś szczęśliwy, ze nie musisz tego czynić z gwiazdami……
Zapewnią pogodny nastrój w domu na nadchodzące miesiące.
Ilu osobom ofiarują energie? Są tego warte by je palić?
Myślisz, ze tego nie rozumiesz. Ale tak jest dobrze, ze nie próbujemy jeszcze we wszechświecie dłubać. I słońca i księżyca i gwiazd sprowadzać do naszego poziomu. Wystarczające zło to to, gdy powracasz do domu i natrafiasz na krany. Przypominają piersiówkę, której zawartość dodawała sił i podtrzymywała na duchu, gdy rżnąłeś jedną za drugą kłodę. …….
pozdrawiam
Po prostu wstyd Iżyku. Że Pan Lulek w latach to już możesz mu każdy bubel habsburski pod pierzynę wsadzać? Wiadomo, że dziewczę nieco wybrakowane było. Daj Lulkowi samodzielnie wpadać w tarapaty pierzynowe. Może lepiej wybierze? Przecież gust ma na tę rzeźbiarkę jasnowłosą, co udowodnił.
Drogi Panie Lulku,
Dolaczam sie do grona gratulantow z najlepszymi zyczeniami urodzinowymi i garstka wspomnien cieplej jesieni u Ciebie. Niech zaowocuje wspanialym winem, olejem z pestek dyni i udanymi efektami gruszkowania, jablkowania itd.
A pod pierzyne nie wpuszczaj byle kogo, Pyra ma racje.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/LulekIOkolica
Arkadiusu, urzekly mnie te wilki wyjace w koronach drzew 😉
Wojtku,
To ja też podłączę się pod temat drewnoopałowo-przygodowy.
Sam nie jestem bez winy, bo właśnie przedwczoraj rozładowałem i ułożyłem w dość kształtną bryłę osiem metrów sześciennych drew półmetrowej długości. Brzoza i sosna głównie – bo taki tu drzewostan i tym palę.
Wspominałeś kiedys o dębinie. Jak się toto pali i czy nie szkoda?
Tu zgodnie z dłuuuuugą (od 1558 r.) tradycją poczęta w okresie wielkomocarstwowości szwedzkiej lasy dębowe należały zawsze do króla. Mało tego – chłopi płacili podatek żąłędziowy (żołędny?) za świnie które żywiły się tym co z dębu spadło.
Dębina była surowcem strategicznym, z niej to bowiem budowano flotę która tej wielkomocarstwowości była i przyczyną i niejako gwarantem.
Do dziś istnieją lasy dębowe zasadzone kiedyś z myślą o przemyśle stoczniowym.
P.S.
Piły motorowej Husqvarna wprawdzie nie mam ale mam krajzegę czyli piłę tarczową na prąd trójfazowy – liczy się?
P.S.
Żeby nie było całkiem niekulinarnie, to mój szef pokazał mi niedawno naklejkę z polskiej wódki Dębowej (Złoty Dąb czy jakoś tak) którą małżonka przywiozła mu z wycieczki do Polski. Brrrr….
P.S.
Panie Lulek! Trzymaj się Pan jak najdłużej!
Arkadius
Jestem wzruszony. Oddałeś nastrój i klimat mojej siekierezady jakbyś był ze mną w leśnym, bagiennym uroczysku. Czytałem i wracałem duchem zza urzędniczego biurka do lasu – tam gdzie rżnąc pnie piłą byłem tak szczęśliwy i wolny. Sam na sam z naturą.
Nic nie musisz kupować. Zapraszam Cię, ale w przyszłym sezonie (tegoroczny deputat niestety wyrąbałem), na siekierezadę. Masz gdzie spać i co jeść. Dostaniesz kawał lasu i piłę – będziemy ciąć we dwóch a pnie z hukiem walić się będą w pryskające błoto. A potem, w dymie ogniska przepijać będziemy z piersiówek zakąszając smolistym dymem „Mocnych”. I wyjdzie nam to na zdrowie!
Pozdrawiam serdecznie
Dotarłem szczęśliwie z Lulkówki do Misiówki cały i zdrowy. Dokładnie tym samymi środkami lokomocji i z tą samą obsługą. Autobusy i kierowcy byli ci sami . Takie deja vu, tylko w odwrotną stronę . Nawet byłem jedynym pasażerem jadąc z Łodzi do Warszawy. Jadąc w tamtą stronę też nie było nikogo.
Drogi Panie Lulku jeszcze raz składam urodzinowe życzenia i dziękuję za wspaniałe chwile spędzone w twoim towarzystwie.
Ajajaj, złajany, ajaj, cofam Annę A. spod pierzyny, bom do wikipedii zajrzał i gebę jej ujrzał. A fuj! Maszkara!
W pamięci miałem A. Austriaczkę z książki o muszkieterach (trzech) sprzed jakichś 40-stu lat, gdzie była ilustracja pokazująca piękną kobietę, i tyle.
No to kogo by tu, Czcigodne Kumy, wystarczająco piękną i żeby jeszcze z majestatem, i żeby jeszcze z CK austriactwem, raić? Która byłaby godną? Sam przecież jubilat nie poradzi, sam nie wybierze. Może cały babiniec Kara Mustafy spod Wiednia? Wąska ta PanaLulkowa pierzynka… 😉
A kartofelki w Nemo galerii słusznych rozmiarów. Mieli Austriacy w swej historii „wojnę kartoflaną” (1778r.) i stąd pewnie tak rozwinęli uprawę, co? 🙂
Andrzeju, nie bede tu analizowac dlaczego (prawie) kazdy facet po piecdziesiatce odczuwa przemozna potrzebe powalenia lub chocby przerzniecia jakiejs klody, najlepiej pila mechaniczna, bo do klasycznej recznej potrzeba dwoch facetow i koordynacji… Faktem jest, ze i moj osobisty posiada pile marki husqvarna i chetnie jej uzywa. W dniu 50 urodzin otrzymal ja wraz z pelnym wyposazeniem drwala (kask, ubranie, haki, kliny)- od rodziny i przyjaciol. Przyznam, ze facet powracajacy z lasu, pachnacy zywica i dymem ogniska, ma w sobie cos pociagajacego… 🙂
PS. Krajzega jest tez OK.
nemo,
ty się przestań wyrażać!
Przez pierwsze dwie zimy piłowałem odziedziczone wraz z nowym domem kłody drewna długości metrowej na pół, bo do pieca nie mieściły się dłuższe niż 50 cm. Piłą ręczną! Jednoosobową! (marki Sandviken – my mężczyźni po pięćdziesiątce też jesteśmy uczuleni na markę)
Cożem się namachał tego mi NIKT nie odbierze.
A z tym wyposażeniem współczesnego samuraja to masz rację, jest bardzo macho ale ja nie mam. Mam za to układ z właścicielem lasu i on mi dostarcza drewno już powalone, jedynie do porżnięcia, rozłupania i pukładania w zgrabny sposób.
Proza, że tak powiem.
P.S.
Powrócę sobie którego dnia z lasu pachnacy żywicą i dymem z ogniska. Zobaczymy co moja pani na to…..
PS. Moj ojciec mowil na pile tarczową „cyrkularka” i nie pozwalal nikomu zblizac sie do niej, kiedy ciąl klocki na zime. Natomiast rąbanie drzewa siekierą i ukladanie w pryzmy bylo moim dozwolonym i ulubionym zajeciem, gdzies tak od 10 roku zycia. Lubie do tej pory wziac dobra siekiere do reki i zmierzyc sie z jakims klocem…
Zima idzie bo zeszło na tematy opałowe. W Polsce rano, wszędzie po drodze był biały mróz. Na składowiskach węgla pustki. Będzie wczesna zima.
Dziendobry,
szczegolne pozdrowienia dla Pana Lulka, najlepszego Panie Lulku, niech sie Panu darzy.
Bardzo mi przypadla do gustu panska kaczka (moje ulubione mieso, choc nie za czesto je jadam): przepis prosty a smakowity. Kaczka lubi mandarynki, pomarancze i jablka, nieprawdaz?
a.
Andrzeju
Też lubię palić brzozą, to kaloryczne drzewo i do tego oczyszcza przewody kominowe i urządzenia przy kominkach, kozach itp. Sosnę używam tylko do rozpałki bo zatyka sadzą kominy. Na rozlewiskach nad Odrą (starorzecze) rosnie dębina, buk, grab czyli twarde drzewo liściaste. Ono wysezonowane świetnie się pali i można je kupić w normalnej cenie drzewa opałowego. Lasy dębowe są standartowo czyszczone z posuszu , prześwietlane więc z zakupem nie ma kłopotu, tym bardziej iż na sprzedaż wystawiają drzewo popróchniałe miejscami albo konary. Na mokradłach rośnie olcha której zaletą jest to, że nie wymaga sezonowanian i pali się nawet wilgotna. Podstawowym opałem w mojej okolicy jest jednak akacja traktowana tu jako drzewny chwast i czeremcha. Latem całe rodziny czyszczą lasy z samosiejek akacji i czeremchy płacąc za tzw „gałęziówkę” niewiele pieniędzy. Pieńki mają zwykle do 20 cm średnicy a to już niezły opał.
Ps. Nie mam niestety krajzegi i muszę pożyczać od chłopów ich „wynalazki” w których za pasy przenoszące napęd robią przysłowiowe gumy od majtek. Strach na tym robić (bez znieczulenia)
Nemo
Jak zwykle trafna obserwacja. Coś jest kręcącego w obalaniu pni – oczywiście jeśli facet koło 50 -tki robi to dla przyjemności. Podejrzewam, że zawodowcy od piły nie dożywają w zdrowiu tego wieku.
Pozdrowienia
Potwierdzam – facet z lasu, z piłą, wiatrem we włosach i najlepiej śpiewający ballady sznapsbarytonem, to jest to.
Opał na tapecie, a umnie zaczął padać śnieg 🙁
Facet z lasu
http://youtube.com/watch?v=AO1HEyxjlNA
Oraz wersja niemieckojęzyczna:
http://youtube.com/watch?v=ZR7RHgdVTCg
Bardziej podoba mi się wersja w uszance. http://pl.wikipedia.org/wiki/Uszanka
do Andrzeja Sz – czy się taki z lasu swojej Pani spodobasz zależy od tego, czy jest czuła na archetyp najlepszego łowcy mamutów w hordzie. Ja jestem (byłam ?) bo to wiadomo, że dzieci głodne spać nie pójda.
Co Wy tu jakieś androny wyplatacie… pachnąca żywicą to jest Kanada, a nie facet wychodzący z lasu po siekierezadzie! U mnie są 4 graby do ścięcia, i to w trybie przyspieszonym, bo wzięły i uschły na niesłuszną chorobę (dutch elm disease), a że stoja przy drodze, to zagrażają. Ponadto jeden świerczek, też chory aż zrudział, i jeden dąbczak się wcina między garaż nasz i sąsiada. Roboty a roboty, i to po mokradłach nie trzeba latać!
P.S.Zakupcie tylko extra-mocne, bo nie mam na stanie. I absynt jakby co, najlepiej (najekonomiczniej) jednak z Czech.
Czekam na tę zbiórkę toastową o europejskiej 16-tej, jeszcze zdążę wskoczyć pod prysznic według moich wyliczeń.
Facet w uszance i z pila, to jest to 🙂
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Uszanka
Andrzeju, dzieki za wersje niemiecka, jest bardzo stylowa.
Alicjo, szkoda ze tak daleko mieszkasz. Moj maz chetnie przeprowadza takie operacje i jest rozchwytywany przez znajomych, bo robi to umiejetnie. Extra-mocnych nie potrzebuje.
No, pozbieraliście sie do kupy, coby zdrowie Pana Lulka wypić czy?ś w miarę szlachetniejszym od wody?
Ja gotowa spod prysznica , odziana a jakże, jeszcze 10 minut zostało!
No, pozbieraliście sie do kupy, coby zdrowie Pana Lulka wypić czy?ś w miarę szlachetniejszym od wody?
Ja gotowa spod prysznica , odziana a jakże, jeszcze 10 minut zostało!
Wyszło podwójnie, psiakość. Mój ścinać to może nie, ale za to uwielbia rąbać pniaczki na kominkowej wielkości polana. Coś te chłopy w sobie mają…
Lecę po kapeczkę wina na toast ogólnoświatowy za zdrowie Pana Lulka! Już czas!
Mam sliwowice od Lulka. Jego zdrowie!
Niech żyje!
Niech żyje!!
Niech żyje!!!
Mam tu cos na toast:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Arkadius/photo#5129671023211944962
Spełniłam – Lulku, tak trzymaj
Andrzeju, alez jestesmy punktualni!
16:00
Za zdrówko solenizanta! Raz!
No to jeszcze raz!
Oby mu się…
dla Pana Lulka:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/PLulkoweSwieto
Zdrrrrrrrrrrrrrrrowie Pana Lulka!
Zdrowie Pana Lulka!!!
A gdzie solenizant?
No właśnie….. my się tu nabrzdąkamy jak pasikoniki, a Jubilat pod pierzyną z Bóg wie kim!
ukrywa sie. Zdrowie Pana Lulka!
nirrod,
póki pamietam, proszona jesteś o kontakt emilowy.
alicja.adwent@gmail.com
Punktualnie, jako Pyra przykazala wznioslem toast za zdrowie Pana Lulka. Wszystkiego najlepszego zyczylem. Pewno dziwicie sie jak to mozliwe. Normalnie jak to przy prezentach i na uroczystosciach. Rozpoczne od pierwszego prezentu ktory w dniu wczorajszym Przygotowal Mis 2. Oczekiwalem nalesnikow ale to co On przygotowal przechodzi wszelkie wyobrazenia. Na poczatku oswiadczyl, ze przygotuje nalesniki tyle, ze niema twarogu. Ruszylem zatem na poszukiwanie twarogu i znalazlem kilka gatunkow sposrod ktorych wybralem typu krem. Zapomnialem oczywiscie o jajkach ale kilka bylo jeszcze w domu. Wrocilem z twarogiem a on wystartowal do robienie ciasta. Popatrzal na ten twarog i zmienil zamiary. Beda pierogi powiedzial. I zaczal. Okazalo sie, ze to nie taka maka jak trzeba. W domu byla tylko maka gatunku 800 czyli szalenie drobna. Nie chciala sie w zaden sposob kleic. Wypadalo pojechac na dalsze lowy. Zlowilem make uniwersalna typu 480. Ta byla optymalna i Mis zaczal robic nowe ciasto. To pierwsze wyladowalo w postaci kuli w lodowce. Ta druga byla optymalna. Kleila sie jak nalezy i pewnym czasie odklejala od reki. Walek, aczkolwiek austriacki byl w sam raz. Po wywalkowaniu ciasta zaczal lepic pierogi z twarogowym nadzieniem. Zrobil olbrzymia liczbe. Jedlismy z cukrem. Miala byc kwasna smietanka ale trzeci raz juz nie chcialo mi sie jechac. Jedlismy z dokladkami, tak smakowalo a reszta poszla na dzisiaj do lodowki. Mis odjechal a ja zostalem z zapasami. To byl ten wspanialy dzisiejszy obiad. Jeszcze lepsze anizeli wczoraj. Przyrumienione z obydwu stron, popudrowane byly niebiem w gebie. Godne co najmniej stolu angielskiej krolowej. Jadlem bez fraka muchy czy zwisu ale z nalezytym smakiem jako to urodzinowy obiad. Na deser otworzylam butelke znakomitego francuskiego wina ktore przywiozl paOlOre z zaleceniem wypicia w dobrym towarzystwie. Siadlem wiec przed duzym lustrem przy konsoli, zapalilem swieczke i stwierdzilem, ze naprzeciwko siedzi jakis podstarzaly typ. Wygladalo na to, ze to ja. Potem zatelefonowal Pan Fachowiec i zameldowal sie z usluga przestawienia telewizora z systemu analogowego na cyfrowy. Kto nie wie, tak jak ja, o co chodzi moze popytac fachowca jesli jest taki w poblizu. To byl moj urodzinowy prezent od syna ktory wszystko zdalnie zorganizowal. Teraz bede mogl ogladac polska telewizje tylko nie wiem jakie programy. Prosze o rade.
O godzinie 16.00 zgodnie z rozkazem Pyry wypilem kieliszek tego znakomitego wina z podziekowaniem dla wszystkich ktorzy nie zapomnieli, ze od dzisiaj jestem o rok starszy.
Dziekuje Wam wszystkim za piekne wpisy, za prezenty ktore juz otrzymalem i za te ktore sa w drodze.
Wszyskim Wam zycze rowniez wszyskiego najlepszego z nadzieja, ze spotkamy sie w jeszcze wiekszym gronie na nastepnym Zjezdzie blogowiczow.
Jubilat
Pan Lulek
W tym lustrze Panie Lulku, byliśmy my wszyscy i na pewno nas Pan tam dojrzał.
Nieustające zdrowie!
Nie pamiętam czy Wam już opowiadałam o lustrze – jak co, udawajcie, że czytacie po raz pierwszy.
Ojciec mój naszykował jakieś napitki z okazji imienin mojej Mamy i moich urodzin. Przyszła piekielna śnieżyca (27 grudnia) i goście nie dotarli. Tato usiadł przed lustrem z karafką porterówki (ciężkie to jak diabli) i smętnie wznosił toasty „Na zdrowie ci Heniu” Obie z Matką zaśmiewałyśmy się do łez, a Rodziciela tak ululanego widziałam tylko raz – właśnie wtedy.
Jak już tak rozochociliśmy się w składaniu życzeń to jest jeszcze jedna osoba, która na gratulacje zasługuje. To Dorota Szwarcman z siąsiedztwa. Otrzymała ona od Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków „Medal za Zasługi dla Muzyki Polskiej”. Gratulacje Sąsiadko!
Szanowny Panie Lulku,
składam Panu najserdeczniejsze życzenia urodzinowe.
Dużo zdrowia i pogody.
P.S. Byłbym tego nie uczynił bom tu dawno nie zaglądał i przebywałem w nieświadomości ( 🙂 ), ale grasuje po blogach Polityki pewna energiczna niewiasta zza Wielkiej Wody i przywołuje do porządku. Jako, że reprezentuje ona mocarstwo atomowe, trzeba się z nią liczyć.
Szanowna Pani Doroto Szwarcman z sasiedztwa.
Gratulacje Medalistko.
Widzieli w jakim dniu dac taki Medal. Dokladajac sie do nagrody napisze dlaczego i jak odbylem moja chilowo ostatnia podroz poslubna.
Sprzezam sie w sobie
Dla Ciebie
Wujek Pan Lulek
O 16 byłem daleko od kompa – paliłem w piecu. Ale toast w intencji Pana Lulka piwem wzniosłem. To znaczy wzniosłem butelkę w kłębach dymu bo cugu nie było. Jeszcze raz – zdrowia Panie Lulku!
Pani Doroto gratuluję. Mam kompleks bo nie umiem pisać o muzyce. Może raczej nie śmiem – taki los ludzi, którym słoń na ucho nadepnął. Pani pięknie i ciekawie pisze, zazdroszczę troszkę.
Pozdrawiam
Pani Doroto, Gratulacje!. O muzyce nigdy dosc. Czytam z zainteresowaniem, sama nie pisze bo wole słuchać i czytac madrzejszych ode mnie „w tym temacie”
Piotrze drogi, dzieki wielkie, bardxzo sie przyda i bedzie inspiracja nawet w malej kuchence. Jeszcze raz dziekuje.
Ja dzis skromnie, przerobiłam reszte rosołu ma pomidorową z lanym ciastem, a Sasiad zadowolił sie reszta wczorajszej sztuki miesa. Ale zaraz`wyruszamy na kolację do przyjaciół, więc czuje sie usprawiedliwona.
A warszawie snieg pada…
Poslusznie melduje, ze e-mail wyslany. A paczka kasztanow dla Pyry czeka na wyslanie…
zeen, myslisz, ze za Alicja stoja cale Chiny?! 😯
Pani Dorotce gratulacje i najlepsze zyczenia dalszej owocnej dzialalnosci na niwie, aby ugor nie powiekszal swego zasiegu 🙂
nemo,
nie całe Chiny, ale z 50 osób… 🙂
I pół Kanady, a to już dużo, terytorialnie rzecz biorąc!
Zaraz, niech sie obejrzę do tyłu… stoją? Stoją! Murem!
Ale Kanada nie ma Bomby, czy moze sie myle?
Alicjo
Dzieki za przypomnienie kórnickiej degustacji czeskiego absyntu „Diabel”. Sprawiłaś mi nim we wrześniu wiele przyjemności. Dziś, po Twojej dygresji o absyncie, wróciły wspomnienia nocy w portugalskim Lagos gdzie oszołomiony klimatem południowych nocy piłem drinki z absyntem w otwartych do rana szkockich (?) klubach. Te nazwy – „Kalaschnikow”, „B 52”. Czy nie czas tam wrócić i zanurzyć się w klimatach szaleństwa? Jeszcze raz zdrowie Pana Lulka.
Pozdrawiam Krainę Pachnącą Żywicą.
ma, ale jeszcze nie wie, zanim drwale sie obudza?…:)
Oj nie, nemo,
to nie te atomy, bombki to my tylko na choinkach wieszamy. Ale słynna jest Kanada z elektrowni atomowych Candu. Mam tu nawet pod ręką, rzut beretem, Darlington. A w innej (Bruce Power, nad jez. Huron) pracuje mój przyjaciel, który „zabezpiecza bezpieczeństwo”, czyli, szerzej mówiąc, opracowuje scenariusze, co by było gdyby – i jak temu zapobiec. No i zapobiega, zanim ktoś coś wymyśli, w nim cała nadzieja!
Podeślę odpowiedni artykuł za chwilę. Wojtku, Ty sie ciesz, że to był portugalski Lagos, a nie nigeryjski. Jerzor coś na temat tego drugiego mógłby Ci powiedzieć. Pozdrawiam równie serdecznie i mam nadzieję, że następnym razem jezioro (niekoniecznie Kórnickie) nie będzie zamknięte na kłódkę 🙂
OK, znalazłam rzeczony artykuł:
http://www.wme.pwr.wroc.pl/wywiad_Kulik.htm
Następnym razem koniecznie Alicjo musimy te bramy sforsować, kłódki i łancuchy zerwać i popłynąć przed siebie – ku arboretum. Mam taką pewność.
Pozdrawiam i dobranoc (jak to na wsi z kurami)
Wojtek,pa
Hop hop! Zdrowie Wujka Lulka! A ja nawet nie wiedziałam, za kogo piję dziś to piwo w samolocie 😉
Dzięki za gratulacje (skąd Pan wie, Panie Piotrze?).
Jak powrzucam zdjęcia, będzie też cóś dla łakomczuchów!
Bo mi w „Polityce” za to płacą żebym wszystko wiedział. A teraz wiedzą już wszyscy.
Oho!
Następnym razem zabieramy narzędzia pomocnicze, łomy i wytrychy do otwierania jeziora, niekoniecznie Kórnickiego!
A u mnie tymczasem grad był walił wielki jak groch.
Ciekawam, jak to niektórzy rowerzyści z pracusi przyjadą…
Spóźniony jak zwykle jestem…..ale o szesnastej to ja nawet małego ksztyczka jeszce nie mogę….
Nieświadom tej ogólnoświatowj akcji :
Panie Lulku !
Sto lat w zdrowiu i wiecznej radości!!
Sto lat z Warszawy!!!!!
Życzy Antek wraz z zaczytaną w Pańskich opowieściach małżonką mą !!!
Ona tu za plecami krzyczy :
Niech nam pisze jeszcze sto lat!!!!
Naleję sobie karniaka !!
Naleję sobie i mą.
Ktoś jeszcze tu pije??
Też mam piłe spalinową……..
O kurcze….. 🙂
Wpis Sławkowy 2007-11-05 00:58
Wczoraj chciałem Cię spytać : czy ty chłopie jesteś dzisiejszy?
Dzisiaj mogę tylko spytać : czy jesteś wczorajszy??
Może jak ten chrabąszcz? Majowy.
Ot takie pytania mnie naszły bez sensu….
antku, ja 05.11.07. o 0.58 bylem bardzo wtedy dzisiejszo dyskretny, pilem, dzielac sie nienahalnie z Wami moje imieninowe bulki, dyskrecja, zaraz za wredoctwem jest moja ulubiona slaboscia, na chrabaszcza, to ja chetnie klenia dla sportu, bo na talerz, to on nie bardzo,
jesiennie s.
Jo byk sie kapecke boł, bo słysołek, ze w kuchni chińskiej pies moze być równie dobrze jedzącym, jak i jedzonym.
Zdrowie Ponlulecka!!!! 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Owczarku, Ty sie nie obawiaj, kto by takie kudly do gara pchal?:)
A więc Sławku drogi, kolejny toaścik za Twoje !!!!
zimowo a.
Hej tam reszta !!!
Kolejna okazja !!!!! HOP! HOP!!
Antku, witaj w towarzystwie drwali i ich milosnikow (-niczek)! Ciekawe, czy nasz Gospodarz ma na swojej wsi pile lancuchowa, krajzege, czy chocby reczna jednoosobowa? Czy moze kaze sobie drew naciac i narabac?
Panie Lulku, u mnie dzis na kolacje Riesling z Somlo, tego samotnego wulkanu na wegierskiej plaszczyznie. Bardzo dobre winko, w sam raz do risotto z prawdziwkami. Twoje nieustajace zdrowie!
Sslaweczku, tto jja ttez sie dodolaczam. Czemus sie fffczoraj nie pppprzyznal? 😉
Ten riririsling szyypko dziaala 😉
hop hop in meine Kopf
Witaj nemo!!
Gdyby tak wszyscy żądni rżnięcia zjechali i maszynki rżnąco-rąbiące swe zwieźli!
Pewnie by lasów w okolicach Pułtuska zabrakło?
Ale drewna Gospodarzowi by przybyło.
Na lata!!!!
A że nastrój urodzinowo – imieninowy, na sto lat!!
nemo! w trzy minuty? od jasnej głowy do splątanego języka??
Błyskawiczny ten riesling.
Cyba że dolałaś Panalulkowego wzmacniacza? 🙂
Panie Lulek! Sto lat w zdrowiu i szczesciu! Ide napoczac butelke czerwonego na Pana czesc!
Lulkowe bybylo przedtem i popotem 🙂 Przeez te popodwojne okazzje 🙂
U mnie tylko siekiera, zadnych pił łańcuchowych! Porządna siekiera, zaznaczam.
Tymczasem otworzyłam wino, bo jak to kucharz bez otwartej butelki wina w kuchni, a tu J. zapowiada, ze zaraz roweruje do domu.
Aktualnie śnieg z deszczem. No to… niech jedzie, to tylko 15 km!
Na kuchni dochodzi kasza gryczana plus pieczarki i prawdziwki od Tereski, będą w sosie. Co nie zrobiłaś wczoraj, zrób dzisiaj, takie moje hasło, zdrowie Pana Lulka nieustające i za nieustające sukcesy Doroty z Sąsiedztwa!
A to się okazji namnożyło! No to jeszcze raz – wszelkej pomyślności i smakowitego życia Panu Lulkowi, Dorocie z Sąsiedztwa i Sławkowi!
ladnie sie Towarzystwo sponiewieralo, i to tak w srodku tygodnia, miedzy rznieciem, sznapsbarytonem, przednia okazja i tymi 15 km w sniegu, ze ( nie ) wspomne o muzykalnych medalach, ladnies Lulek zachachmecil, sprowokowales pijanstwo, takie, ze juz niektorzy ( patrz Nemo ) belkotac zaczeli, ale niech tam, jesli Nam sluzy, to jeszcze raz: stolacisko w blogowisko,
Piotrze odpusc to rozwydrzenie, mialo byc po chinsku, a wyszlo, jak zwykle, czyli fajnie, do tego Mis dojechal, wiec co? jeszcze po jednym?:)
Oczywiście, że mam piłę (ręczną marki sandvik i drugą husqvarna). A także potężne siekiery. Bo ja wolę rąbać porżnięte pnie na kawałki nadające się do pieca. A najrudniej jest porabać stare pnie wisniowe lub grusze. Ale bez tego nie ma dobrego wędzenia.
Sławek!!
Dla Ciebie.
http://www.youtube.com/watch?v=a1kFY11CgeY
Piotrze, przy nastepnym wedzeniu wprowadz warkocz czosnku do tego, co tam wedzisz, zapewniam, ze sie nie zawiedziesz,
za m.w. 2 tyg. znow do mnie dotra piesi kaczecie, po takiej wlasnie obrobce, wiec wedzone, odlot, choc juz nielotne, grusza, wisnia i na koncowke kawalek jalowca, czyz moze istniec cos lepszego w tej branzy?
zazdrosny s.
Załóżmy więc Towarzystwo Właścicieli Pił.
-tych co pili, piją i pić będą.
lub – Towarzystwo Miłośników Rżnięcia
tych co rżną, rżnęli i będą rżnięci.
I za zdrowie Pań!!
Sto lat dla pana Lulka i Slawka, wznosze toast (troche pozniej -roznica czasu) – kieliszkiem (domowej roboty) limoncello.
Antku, toz to jest jak mniod
merci
http://youtube.com/watch?v=HIr93d67pcc
Panie Lulek!
Już po nakarmieniu tego, co to przez sniegi, wichury i…. i takie tam – jakiś analfabeta internetowy, bo nie wysłał Panu życzeń. Teraz, najedzony i odgrzany prosi mnie, żeby Panu Lulkowi złożyc życzenia od Jerzora.
Składam, a z nim sie policzę tak czy owak!
Sto lat Panie Lulku! Nieustające.
Momento… a imieniny Sławka?! i, z przeproszeniem, *antka* vel… no dobra dobra, ale zdrrrrrrrrowie Sławków też!
mysl pszednia, tylko, jak pogodzic w nazwie rznietego barytona, co go pili?
RBCGP?
skojarzenia jakies niechetne, niech tam, teraz Twoja kolej
pszednia? cos mnie sie z przenica podupilo? moze, to wplyw?
Cieszem siem…
Dziekujem..
Zyczę wszystkim jutro:
http://www.youtube.com/watch?v=vBvSshKyqK0
RBCGP- jakoś tak militarnie to brzmi.
Rozkładany Bojowy Czołg Gumowy Piechoty ?
… ja tam nic nie rżnęłam…. gotowałam spokojniutko w kuchni i otworzyłam czerwone wino, wznieśliśmy Sławków zdrowie, a Lulków także zarówno i po raz nieustający, no i Doroty z sąsiedztwa.
Jam niewinna i ani mi się śni tłumaczyć z grzechów niepopełnionych!
Oho, pewnie powinnam poczytać do tyłu! Co zaraz uczynię 🙂
rozbrojony Bolek, co Go pallo?
…cicho, Zdzicho… 🙂
porankami jesien sie .. nie konczy,
ten makijaz 1974 w wykonaniu gownej wykonawcy jest slabostrawialny, ale za to ta niekrotkowlosa budzi westchnienie, z pretensja do czasu, ktory, ma to do siebie, ze jest wredny
N. K. A. A. A. A., oczywiscie w kolejnosci totalnie niealfabetycznej, Pyra i zaloga z rozdzielnika sila rzeczy tez sie lapie, bron B. nie dlatego, ze rozdzielnik, ale czysta przyjemnosc mna powodzi, wiec wielkie buzki
Alicjo!!! wytumacz sie, masz kopot ze Zdzislawem?
Sławuś, zanim kalendarz wywinie nam figla, piję i ja za Twoje zdrówko.
3m się chłopie!
Lulkówka już wyszła, musisz zadowolić się sześćdziesięcioletnim bimbrem na śliwkach. Też dobrze robi.
biore, Krulu, buzki
Ja ze Zdzisławem nic nie mam. Ani do Zdzicha. My jak te dwa bratanki. Widzę, żeście już lulkówkę wychlali, bimber pewnie też, dobrze, że Pyra trzyma absynt, boby dopiero ale było! A zabezpieczył ktoś Leffe na kaca?! No właśnie!
A swoja drogą, dlaczego na kulinarnym blogu nie został jeszcze poruszony temat złocistego, starożytnego napoju pod tytułem „piwo”?! Przecież to szlachta napojów, a nie coś spod niesławnej budki. I owszem, do gotowania także zarówno służy czasami!
Slawku !
Nie wiedzialem, ze Ty jestes tez solenizant. Najlepszego zycze jak to solenizant solenizantowi. Sto lat, sto lat, sto lat. Czekam na wpis Piotra ktoremu „Polityka” placi za to, ze on wszystko wie.
Przedawniony solenizant
Pan Lulek
A cóż Ty się Panie Lulek szlajasz z rana w piżamie, a bez pierzyny?
I nie solenizant, tylko Jubilat. Solenizanci są imieninowi. Czyli Sławki.
Faktycznie, przedawnieni, bo już 7 listopada! Z czymś mi się ta data kojarzy….
Jedni czekaja na Godota a inni na nowy wpis Piotra A. ( nazwisko znane blogowiczom a moze i redakcji ). Ja sie nie szlajam w pizamie tylkom wesolutki jak skowronek. Czytalem u Doroty z sasiedztwa, ze Ona z tego Oniegina zrobila geja. Na fali. Teraz moglaby wpasc do Wiednia i miejscowego geja przerobic na Oniegina. Bylby komplet. Czy nagroda, trudno powiedziec.
Nareszcie dowiedzialem sie jaka jest roznica pomiedzy solenizantem a jubilatem. Jak to mowia, jesli dla tego starego nic wiecej zrobic nie mozna to przynajmniej mozna mu zrobic jubileusz.
Jak dozyje, za rok znowu jubilat
Pan Lulek
No tośmy doszli do czego było trzeba. Serdecznie ściskam Pana Lulka Jubilata wczorajszego i udaję się pod kordełkę z gęsiego puchu, Jerzor ją zagrzał już dawno, a ja tu przy książce oczy męczę.
Panie Lulku,
strasznie jesteś namolny. Zamiast mnie zaczepiać zaczepiaj kistonosza i pytaj kiedy przyniesie Ci urodzinową paczkę blogową. Natomiast co do Sławka to jest on bardzo oryginalny. Juz raz wznosiłem toaty urodzinowe za Jego zdrowie w Kórniku. A imieniny to polski wynalazek i u was w Burgenladii raczej nieznany. We Francji też.
Szantażowany silnie, choć jeszcze nie wystraszony czyli z własnej woli składam Sławkowi życzenia, bo przyjaciołom zawsze życzę samych wspaniałości. I smakołykow.