Kciuk mistrza
Już się chwaliłem, że będę prowadził koncerty muzyki operowej zatytułowane „Muzyka i smaki” a organizowane przez wrocławską firmę impresaryjną Pro Musica. Pierwsze trzy koncerty to arie i duety z oper włoskich. Po szczegóły sięgnijcie do bieżącego numeru „Polityki”. Tu zaś, na blogu, przytaczam anegdotki o kompozytorach, którzy mieli też – jak to Włosi – niezłe apetyty.
To właśnie o Boccherinim powiedział najsłynniejszy wiolonczelista XX wieku Pablo Casals, że był on największym mistrzem tego instrumentu w historii. Casals co prawda nie mógł słuchać Włocha na żywo (różnica dwóch wieków to uniemożliwiała) ale znał i grał jego kompozycje. W Madrycie gdzie mieszkał przez 20 lat włoski muzyk przetrwała legenda Boccheriniego. Był on ulubionym kompozytorem i wykonawcą na dworze hiszpańskiego infanta Don Luiza. W tym samym czasie komponował także dla innego koronowanego melomana – króla Prus Fryderyka Wilhelma II. Prusak sam był zapalonym wiolonczelistą.
Prawdę mówiąc opłacało się to artyście podwójnie: były to bowiem lata, w których zarabiał krocie a także w monarszych dworach ocalały jego kompozycje. Twórczość Boccheriniego sprawiała i sprawia muzykologom sporo kłopotów. Nie zachowały się bowiem autografy wielu dzieł. Wspora liczba kompozycji jest sporna. Jedni twierdzą, że to dzieło mistrza z Lukki, inni zaś, że inni kompozytorzy są autorami tych dzieł. Najgorzej przysłużyli się Boccheriniemu jego najzagorzalsi wielbiciele. Np. Friedrich Grutzmacher w zapale miłosnym do Koncertu Wiolonczelowego B-dur tak go „poprawiał”, „uwspółcześniał” i „dopasowywał” do obowiązujących gustów, że utwór przekomponował (czytaj spaskudził) całkowicie. Dziś udało się – choć w części – wrócić do pierwowzoru. I Koncert B-dur wykonywany jest w wersji znacznie bliższej oryginału.
Przez długie lata Luigi Ridolfo Boccherini znany był właściwie dzięki jednej kompozycji. Był to Menuet A-dur na kwintet smyczkowy. A przecież kompozytor napisał ponad 500 utworów. I był w XVIII wieku artystą niezmiernie popularnym. Pisał bowiem utwory pogodne, pełne swoistego ciepła i poczucia humoru. Mimo iż mieszkał tyle lat w Hiszpanii (tam też umarł 28 maja 1805 r) w jego kompozycjach słychać włoską śpiewność i subtelność.
Urodził się Luigi Ridolfo 19 lutego 1743 roku w rodzinie kontrabasisty miejskiej orkiestry w toskańskim mieście Lukka. I to chyba zadecydowało, że poświęcił się muzyce. Nawiasem mówiąc to dla ojca skomponował kilka sonat na wiolonczelę i kontrabas violone z cudownie brzmiącą partią basso. Podobno zdarzało się, że dwaj panowie Boccherini grywali w duecie.
Maestro nie miał uczniów. Jak twierdzą dlatego, że nie mógł znieść myśli, iż musi komuś obcemu przekazać wszelkie tajemnice kompozycji oraz sztuczki techniczne pozwalające mu grać jak nikt inny. Prawdę mówiąc komponował utwory na wiolonczelę tak trudne, że – zwłaszcza w tamtych latach – mało kto potrafił wykonać je bezbłędnie. Luigi Ridolfo zaś z łatwością grał zwłaszcza w wysokich rejestrach gryfu. Wszyscy wiedzieli o „kciuku mistrza”.
Sława i pieniądze nie trzymały się go nazbyt długo. Tak początki w Lukce jak i koniec życia w Madrycie były ubogie. Zmarł artysta niemal w zapomnieniu i w nędzy w wieku 62 lat.
Jak każdy Włoch ( a zwłaszcza Toskańczycy) przywiązywał wagę do tego co jadł i pił. Na szczęście z rodzinnej Toskanii przeniósł się do Hiszpanii czyli także krainy wina. Doprawdy nie wiadomo czy by tak grał i tyle komponował gdyby los go rzucił na północ czyli do Prus.
W czasach ubogich (zwłaszcza w okresie studiów w ojczyźnie i pod koniec życia w Madrycie) raczył się czymś czego Hiszpanie nie mogli zaakceptować. Był to świeży chleb maczany w winie i posypany cukrem. Czasem zamiast cukru używał masła. Do dziś w okolicach Lukki danie to uważane jest za przysmak. Prawdę mówiąc też tak uważam.
Komentarze
Oj, jak dobrze zaczynać dzień od pogodnego i smacznego tekstu Gospodarza naszego. NA TEMAT MUZYKI NIE BęDę SIę WYMąDRZAłA, BO ZROBI TO ZA MNIE O WIELE LEPIEJ dOROTA Z SąSIEDZTWA I SPORO INNYCH OSóB. Z dawnych lektur rozmaitych pamiętam, że kompozycje wirtuozów z reguły przyprawiały o gwałtowne uczucia innych wykonawców. Wiem, że Fr.Chopin część swoich utworów dedykował F.Lisztowi, komuś, kto (jak pisał Fryderyk) gra Chopina lepiej, niż sam Chopin. Kompozycje Paganiniego długo nie mogły znaleźć poza autorem wykonawcy, który poradziłby sobie za wirtuozowską „gęstością” partytury i to samo dotyczy wiolonczeli i innych instrumentów. Od czasu ich napisania wszakże technika odtwórców wypracowywana przez kolejne pokolenia adeptów instrumentalistów upowszechniła ich dorobek. A smak chleba z winem i cukrem? Kochani, kto z Was z lat szczenięcych i wypadów za miasto nie pamięta chleba opiekanego nad ogniskiem i posypanego cukrem? Często bywała to jedyna walówka, jaką nastoletni rowerzysta zabierał na wycieczkę. Smak nieporównany z niczym.
Do Wojtka z Przytoka – jeszcze na temat wczorajszych Betanek. Oczywiście, masz rację że i wątek erotyczny był tam obecny i to znacznie mniej wysublimowany, niz ten pamiętany z „Matki Joanny od Aniołów” Ostatecznie tamten Kapłan miał swoje talenty tylko dla Matki Joanny, a były franciszkanin musiał je dzielić na kilkadziesiąt sióstr, a jeżeli prawdą jest to, co o technikach stosowanych przez niego napomykał wczoraj jeden z komentatorów kościelnych, to nieźle musiał się natrudzić rozbudzając duchowo podopieczne. W odróżnieniu od Ciebie nie mam większej sympatii (i empatii) do eksmitowanych. Znam większe nieszczęścia i mniej pożądane efekty własnych wyborów. Ja osobiście nie potępiam wszystkich sekt w czambuł, chociaż nie lubię myślenia sekciarskiego. Ostatecznie chrześcijaństwo było co najmniej 300 lat sektą – najpierw w łonie judaizmu, potem w łonie wierzeń rzymskich. Wyrosło na potęgę. Kto wie, co za lat 300 wyrośnie z dzisiejszych sekt?
Bardzo przepraszam, też by pił wino.
Poczytaliście?No,to posłuchajcie….
http://www.youtube.com/watch?v=S5lZc34qF88 😀
a.j
Tak mnie zatkalo po przeczytaniu oswiadczenia p. marszalka o wyksztalciuchach (wybacz mi szanowny Gospodarzy za polityczny poczatek), ze mam problemy z pisaniem. Gdyby nie to, ze to poczatek dnia, to chyba bym po butelke wina do pobliskiego sklepu poszla i obali… hmm.. wlasnie zdalam sobie sprawe, ze w sluzbowej lodowce leza 3 butelki… nic to opre sie pokusie.
Za to wracajac do dzisiejszego tematu. Moj ukochany kucharz ma dryg do robienia obiadow z niczego, ale muzycznie to on jest raczej uposledzony. Co prawda spiewa pod natryskiem i czasem w kuchni, ale dziekuje Bogu, ze tlumy tego nie slysza i ze jakos jego spiewow nie wplywa na jakos mojego obiadu.
Wniosek: talent do jedzenia jest uniwersalny!
Andrzej Jerzy – dzięki. Mnie ten menuet nieodłącznie skojarzył się już na wiek wieków z opowieścią Młynarskiego o rodzinnych obiadach. Nie umiem już go słuchać inaczej, niż podśpiewując o „chłodzie rodzinnej kryptki”. W tym sensie Młynarski zespolił mi się nieodwołalnie z Boccherinim.
Korzystając jednak z tego, że na blogu dzisiaj flauta kompletna (Lulek się pakuje, Nemo jewszcze nie rozpakowana, Alicja liczy winogrona u Tereski) gdzie reszta? Pewnie zapracowana uczciwie. To ja się pozwierzam kuchennie, jak na nasze terytorium przystało. Miała ci być u mnie dzisiaj fasolówka albio gołąbki ale planując obiady nie wzięłam pod uwagę Dnia Nauczyciela; a nie można dać fasolówki na obiad damie, która ma wieczorne wyjście. Kqapusta też niewskazana. Więc pozamieniałam i dzisiaj będzie b. dobry rosół (szponder wołowy i nieco z kurczaka) Kupiłam różne rzeczy z włoszczyzny – co nie pójdzie do rosołu, to zostanie zamrożone) przy okazji tego skromnego zakupu mój pan Jurek osiedlowy namówił mnie do zakupu :
– wielkiego kalafiora
-wielkiego brokuła,
-5 pudełek malin, które mu od 2 dni zostały (za drobne pieniądze – łacznie 10 pln)
Przytaskałam do domu : maliny leżą w misie zasypane 70 dkg cukru, kalafior i brokuł podzielone na eleganckie różyczki w 3/4 zasila moją zamrażarkę, a w 1/4 xzostaną zużyte na bieżąco. Dzień mi więc upływa pod hasłem „Nie miała baba roboty…”
Chleb w winie.
Doprawdy nie jadlem. Do dzisiaj. Na obiad bedzie zgodnie z rozkazem chleb w winie na przekaska, danie glowne i deser.
Zaczne od przekaski. Wezme wino lekkie biale, dzisiaj bedzie Grüner Veltliner w wersji odrobine slodkiej. Do tego cukier puder sadze, ze bedzie najlepszy. Jako danie glowne wezme ciezkie czerwone wino wegierskie, ktore dzisiaj przypadkowo przywiozlem. Bedzie to Eggri Bikaver. Chleb ciemy tyrolski. Na deser oczywiscie Tokaj Samorodni z cukrem brazowym pasujacym do koloru. Potem na zakonczenie konwencjonalna czarna kawa i kieliszek likieru ktory przywiezli nemo.
Jest oczywiscie caly szereg pytan na ktore wartoby znalezc odpowiedz. Po pierwsze ilo daniowy winien byc zalecany posilek i w jakiej zalecanej kolejnosci serwowac dania. Po drugie, czy jest jakas dolna granica wieku od ktorej mozna to serwowac mlodziezy bez narazanie sie na zarzut rozprzegania tejze. Wreszcie jak sie to ma z obecna moda na permanentne odchudzanie sie. Ostatnie juz osobiste. Czy mozna przy pomocy takich potraw wyleczyc abstynencje.
Od zazu zaczynam przygotowanie do, jak na poczatek, trzydaniowego obiadu.
Na zakonczenie zagadka. W jakim kraju do wielkiej misy wlewa sie mocny napitek, typu 75 %, wrzuca kostki pokrojonego swiezego chleba ktore wylawia sie widelcem i zajada. Jako pomoc podaje, ze napoj nie powinien zamarzac przy panujacych tam raczej niskich temperaturach.
Smacznego i dziekuje za usprawiedliwienie ewentualnych po winnych przypadlosci
Pan Lulek
Witam wszystkich w ten pochmurny dzionek. Przyczepił się do mnie też „Rodzinny obiad” i nie może się odczepić. Dobrze, że nikogo nie ma w domu, bo ja talent do śpiewania mam taki, jak ukochany kucharz Nirrod.
Menu Pana Lulka imponujące. U mnie dzisiaj banalne kotlety i sałata lodowa.
Mamrocząc menueta udaję się do zajęć krokiem tanecznym.
Smakowitego dnia życzę.
No to żeby było wiadomo, że Boccherini to nie tylko Menuet – trochę hiszpańskich klimatów:
http://www.youtube.com/watch?v=xlBM3apqmE0&mode=related&search=
To oczywiście transkrypcja, bo w oryginale to jest na kwartet smyczkowy 😀
Muzycznie witam
Muzyka śpiew i dziewczyny które nie są nieatrakcyjne a do tego szklaneczka %owa, to pomaga przejść przez życie godziwie.
A co gorsze, jest nawet dwóch takich, którym pomogło to….. /nie, to nie o tych/ otrzymać najbardziej prestiżową naukową nagrodę Nobla ig, przyznawaną za wyjątkowe osiągnięcia które nie powinny być kontynuowane.
Chłopaki, amerykanie bo któżby inny wpadł na taki pomysł, dzielnie walczyli na polu medycyny i dowodzili naukowo ze słuchanie muzyki i picie skraca życie, ba prowadzi do samobójstwa. Porównywali samobójstwa w amerykańskich metropoliach gdzie najczęściej w lokalach i w eterze leciała muzyka country. Typowy motyw przewodni tego typu twórczości to życiowe troski popijane %ami. Słuchanie tego miałoby słuchaczy pchnąć do ostatniej życiowej decyzji.
Tu gdzie żyję uczeni nie mają tyle fantazji i pewnie dlatego w tym roku otrzymali już dwie nagrody Nobla. A to dopiero polowa werdyktów.
dobrego dnia
Heleno,
może Claudio Magris
Heleno!
Doris Lessing. Czytałaś zapewne….
Arkadius – tak to już jest, że kiedy jeszcze hormony w nas szaleją, skłonni jesteśmy do melodramatycznych gestów. Moja Matka osobiście znała studenta, który zastrzelił się w kawiarni słuchając tanga „Ta ostatnia niedziela”., a ile głupot widziały pokoje studenckie w rytm „Jolka, Jolka”? Nikt tego pewnie nie zliczy. I Gałczyński : „Pistolet nie był większy od rózy.? Pik. I Inge rozpoczęła podróże…” Fakty raczej z zakresu psychologii rozwojowej, a nie medycyny jako takiej. Na koniec iobserwacja osobista (proszę mnie nie zgłaszać do Komitetu Noblowskiego) : z własnej praktyki belferskiej i „wojskowej” wnoszę, że chłopcy i młodzi mężczyźni są znacznie mniej odporni psychicznie, niż dziewczyny w tym samym wieku. Być może bierze się to z syndromu macho, wszechobecnej od kilkudziesięciu lat propagandzie samca jako wzorca męskości. Jakkolwiek nie byłyby bzdurne powody, dramaty są jak najbardziej serio, a wiele znanych mi żon przypuszcza, że ich partnerowi bardziej jest potrzebny psychoanalityk, niż kobieta.
Dzień dobry z pochmurnego Pomorza,
dzisiaj tylko kilka przelotów f-16 nad domem, wczoraj pół dnia, coś bombardowali w dodatku.
Tereska namawia, żeby kupić działkę tuż obok. Jak pokażę Wam (w końcu kiedyś) zdjęcia, to zrozumiecie, że ja zrobiłabym to natychmiast, ale jak znam życie, będę musiała 10 lat pracować nad panem J. i sprawa ulegnie przedawnieniu bardzo szybko. Bo wszyscy chcą tu kupować.
Dzisiaj debiutuję kulinarnie u Tereski, mam zrobić chińszczyznę według przepisu od Jennifer, chwała Bozi udało mi się we Wrocławiu kupić wszelkie potrzebne przyprawy. Jutro już normalnie gotuję po raz drugi, tym razem makaron po indonezyjsku wg.Alsy.
Do snu podczytuję Chmielewskiej „Traktat o odchudzaniu” i mam mieszane uczucia, jest to książka bardzo grafomańska, niestety.
Smieszyła mnie na początku, a będąc w połowie zastanawiam się, czy czytać to dalej. Powtórka z rozrywki i nachalne powtarzanie tego samego. Ponadto Autorka jakby zapomniała, że istnieją zdania złożone, a nie tylko równoważniki zdań. Ja bym tę książkę odchudziła o połowę. A tak lubiłam Chmielewską.
Pyro, dzięki za przepis, zanotowałam.
Przemyśliwamy, żeby do Berlina udać się nie w dniu odlotu (poniedziałek), ale w sobotę i sobie polatać po mieście trochę. Jerzor nawet jakiś hotel w centrumie wynalazł.
Trzeba to będzie dzisiaj rozwiązać, wszak to czwartek – i jak już będę miała PEWNE dane, terminy i tak dalej, zgłoszę się do Arkadiusa emilowo, bo jednak to piwo należałoby wypić. Chyba, że Arkadius ma plany, albo leci na dechę (trochę zimno na dechę, ale z *nimi* nic nie wiadomo!)
To tyle na razie, zgłoszę się pewnie wieczorem, chyba że wyrzucą mnie z domu razem z moją chińszczyzną – wiecie, jak to jest, kiedy człowiek chce się popisac…
Alicjo – zapomniałam Ci powiedzieć, żebyś zaraz po powrocie odcedziła owoce z wiśniowej nalewki. Ona będzie miała dosyć moczenia owocowego, bo to te wiśnie rozmrożone, nie drylowane i pestki w nich leżą od pobytu w Kórniku.Starczy.
Witajcie
Pani Doris Lessing dostała literackiego Nobla a ja, niestety, nic o niej nie wiem. Poza tym świetne tematy na blogu: muzyka poważna na której się nie znam, życie mistyczno – erotyczne w klasztorach którego niestety nie zaznałem, wino z chlebem. Przyznam się, że nigdy chleba w winie nie maczałem, raczej zakąszałem – zdażało się, że suchym lub własnoręcznie kręconymi kulkami z chleba. Jednym słowem mogę się wypowiedzieć tylko na temat poruszony przez Arkadiusa. Arkadiusie, myślę, że samo słuchanie cauntry – nawet bez gorzałki – skraca życie. Dziarskie kowbojskie piosenki w nadmiarze mogą popchnąć słuchacza do ostatecznej decyzji. Z jednym wyjątkiem – Johny Cashem, którego jestem miłośnikiem. Polecam go na stany depresyjne. Tak śpiewa jak wygląda. http://pl.wikipedia.org/wiki/Johnny_Cash
Pozdrawiam
Zrobi się, Pyro. Jeszcze raz dziekujemy za wszystko.
Alicjo,
zgadza się. Robię to już dziś wieczorem by rozkoszować się tym jutro od samego rana. Temperatury wody jest już taka, palec wskazujący oddzielić od kciuka na odległość jednego cala. To pewnie ostatnia taka okazja w tej szerokości geograficznej i szkoda by tego co jutro poczujesz na własnej skórze nie przytrzymać w żaglach. Jadę z kistą i nie stoi nic na przeszkodzie by w weekend się tym zając razem.
A hoy nadmorskim ludzikom
Wojtku,
tez się zgadzam i to bez wyjątków /co za dzien/. Czy z Dżonym Cashem czy z Jasiem wędrowniczkiem tez nie strawię Volks muzyki.
Johnny Cash to juz raczek nie wyglada a i spiewa tylko aniolkom.
Alicjo Berlin szczerze polecam ciekawe miasto i calkiem niezle jedzenie. Polecam Kreuzberg w d. Berlinie Wschodnim. Pomysle, jeszcze gleboko jak sie nazywala pewna restauracja w centrum serwujaca genialne jedzenie.
A ja lubię ballady country , koniecznie śpiewane takim prawie sznaps – barytonem (broń Boże nie tenorem). Były lata (kto by dziś w to uwierzył), że można było nawet poderwać Pyrę na taką balladę – plener, niedogolony facet i taka ballada. Hej, gdzie tyż sie podziały niegdysiejse casy?
Pyro, właśnie na Johnnego Casha Cię podrywali. On śpiewał ballady charakterystycznym sznaps barytonem. Barwę głosu zawdzięczał używkom. Sporo chłopina pił, palił tytoń i inne zielska i stąd brzmienie głosu wskazujące na duże życiowe doświadczenia i głęboką refleksję nad sobą i światem dookoła.
Na marginesie naszej wymiany zdań o Betankach. Poczytałem sobie o skopcach i chłystrach. Ci to dopiero dokazywali!
Pozdrowienia
raczek? hmm… blog powinien sprawdzac pisownie… mialo byc raczej.
Sa chwile kiedy od country wole blue grass lub tez przerzucam sie na Deep Purple lub Peal Jam, lub… inymi slowy poki gra i to nie do kotleta, to poslucham. Tylko jakos Funkadelic i Zappa mi na nerwy dzialaja. Na muzyke klasyczna przeznaczam, wzorem mojego przyjaciela, niedzielne poranki.
Nirrod
To mamy podobne gusta. Dodałbym tylko, że jeśli Pearl Jam to koncertowy. To jest energia niesamowita.
Pyro
Skoro wyznałaś, że masz słabość do doświadczonych życiem męskich głosów to przesyłam Ci w prezencie Toma Waitsa http://pl.wikipedia.org/wiki/Tom_Waits Jego gardło niejedno przeżyło – mocne procenty, stężone dymy, skurcze płaczu i rozpaczy. Barwę głosu ma niezwykłą.
Wojtku, dziękuję. Znam i jednego i drugiego pana. W życiu i na scenie zawsze podobali mi się mężczyźni, nie chłopcy. Na młodość jest przyjemnie popatrzeć, więcej się zwykle nie wymaga. Ja właśnie lubię takich trochę przetrąconych samotników z prerii: (tu powinna być uśmiechnięta buzia) ewentualnie nobliwie siwiejący pan po przejściach. Damskie fantazje są równie trwale przywiązane do archetypów, jak Wasze, Panowie, skłonności do lalek Barbie
Co to jest lalka Barbie?
Doris Lessing – swietny wybor! Dawno jej sie nalezalo, takze za wiersze.
W tej sytuacji pojde cos sobie kupic, moze jakis zakiet na zime.
Brawo Heleno!
Tak trzymać……
Pocieszcie mnie, proszę! Niech ktoś oprócz mnie przyzna się, że nie zna prozy Doris Lessing!
A Ty nie udawaj, Andrzeju Szyszkiewiczu! 🙂
Alsa
Ja się już wyżej przyznałem, że nie znam (niestety). Ale za kilka dni wystawią jej książki w księgarniach i nadrobię. A po tym co wyczytałem o jej biografii i poglądach tym bardziej nabrałem na nią apetytu.
.
„Kto to jest ta lalka Barbie”?
To mi przypomina, jak pierwszy raz poznalam w Wiedniu Zosie, wlascicielke najlepszej ksiegarni polskiej na Zachodzie, a moze i na swiecie, siostre Ewy Milewicz, osobe zdecydowanie nie z tegoi swiata.
” A kto to jest ta ksiezna Diana?” – zapytala mnie w pewnym momencie. Autentyczne.
Dzięki, Wojtku, trochę mi lżej. Podobno w Polsce wydano dwie powieści Noblistki, ostatnio w 2oo5 r.
Zgodnie z rozkazem i wskazana recepta wykonalem obiad trzy daniowy. Szare komorki ulegly gwaltownemu rozszerzeniu, zabraklo im tlenu i to spowodowalo krotka ale gleboka drzemke. Podczas snu jak zwykle prorocze marzenia wraz z rozkazem aby nowa dzialalnosc Piotra skladala sie tylko z sukcesow. Przy okazji propozycja ktora opublikuje w stosownym czasie.
Nagla i spodziewana wizyta miala rowniez miejsce. Przyjechala zapowiadana rzezba mlodej pani ktora nazywa sie Doris Dittrich.
ona przygotowuje teraz wystawe ktora bedzie miala miejsce w przyszlym roku latem na zamku w Güssing. Beda obrazy i rzezby. Wystawe otoczyl opieka burmistrz miasta i pan Hoffmann, rezyser filmowy i teatralny w Burgtheater w Wiedniu. Mojej rzezby nie dam na wystawe. Pierzyny tez nie dam. Moglaby zrobic nadmierna furore. To co dotychczas zrobila i kim jest ta moim zdaniem mloda utalentowana, mozna znalez w internecie pod nastepujacym adresem:
http://www.myspace.com/dorisdittrich albo innym doris.dittrich@gmx.at
Ledwo kupilem te rzezba zameldowal sie zawodnik z propozycja odkupienia za dwukrotna cene. A takiego powiedzialem. Teraz stoi na postumencie w ogrodku i raduje oczy.
Po zamontuwaniu wykonalismy krotka ceremonie odsloniecia. W tak scislym gronie, ze nie bylo nawet autorki. Golnelismy po kieliszku likieru ktory przywiozla nemo. Pasowalo jedno do drugiego jak ulal.
Mam zatem rzezbe w ogrodku i katalog dziel autorki. Jesli ja nie jestem kompletny idiota, to ona za kila lat bedzie znana w calym siecie. Mowie o autorce a moja rzezba bedzie na wage zlota.
Katalog jedzie ze mna do Niemiec i bede go pokazywal w gronie znajomych.
Kto to byla ksiezna Diana niektorzy pewnie zapomna ale wszyscy beda wiedziec kto to jest Doris a do ogladania rzezby, wlasnosci Pana Lulka beda sie ustawialy kolejki.
Na dzisiaj chyba wystarczy sztuki
Pan Lulek
Chleb maczany w winie – pychota, zwlaszcza chleb pelny, z nasionami i orzechami.
Pamietam, jeszcze z dziecinstwa, jak nasza TVP wyswietlala fabularyzowany serial biograficzny o Puccinim. Szczegolnie zapadl mi w pamieci detal w postaci takiej, ze biedny jak mysz koscielna kompozytor zywil sie chlebem, oliwa i cebula, bo tylko na to bylo go stac.
Pytanie o lalke „Barbie”…
To cos jak dwie male dziewczynki gaworzace w przedszkolu:
– A wies, wcoraj widzialam prezelwatywe na kalolyfeze
– A co to jest ten kalolyfel ?
Bardzo fajna jest pani Dittrich. Gratuluje!
Nie kupilam zakietu, ale za to ( z okazji ogloszenia literackiego Nobla) kupilam ksiazke pod bardzo radosnym tytulem Away with wrinkles!, a takze na bazarze za grosze jedna dzika kaczke oraz dwie wedzone piersi z kaczki domowej – mlody czliowiek, ktory sprzedawal te wspanialosci spuscil mi z ceny 30%. bo chcial sie zbierac do domu. Jednna piers napoczelam i jest znakomita. Umowilam sie z nim za dwa tygodnie w tym samym miejscu, kiedy przywiezie swiezy towar.
Ide czytac ksiazke. Nie ma mnie.
jestem nieutulony, moj wczorajszy wpis Pani akceptacja, ta bura s. pognala na drzewo, a pelno bylo adresow dla Antkowych podrozniczkow, Piotrowe, oczywiscie cenne, ale raczej pod turyste i portfel, zamykam bude i postaram sie powtorzyc
http://www.bestrestaurantsparis.com/restaurant-paris/detail/lopportun.html
dla Antkowych, tutaj najlepsze cynaderki w zyciorysie spozylem
Witam wieczorny blog !
Siema Slawek !! Dzieki za starania!
Pani akceptacja widac zapoznala sie z listem Dorna do wyksztalciochow.
I zapadla biedna na umysle. Moze Tys cos w tym stylu pojechales i Cie pogonila.
Pokombinuj cos na temat : co maja matce i ojcu kupic smacznego. Jakies winko? Tyles dobroci nawiozl do Kornika, ludzie o tym w tramwajach opowiadaja, stuknij wiec palcyma swyma jakis pare tytulow winno serowych.
Andoulliette zamawiam.
Wawa pozdrawa!
O, bywalcy przybywają, jak miło. Brakuje jeszcze Iżyka (od paru dni) , Paolore od tygodnia i Mamy Natana od miesiąca. Opuszczaja się niektórzy w obowiązkach.
Antku, obowiazek wzywa, zabezpiecze podanie pozniej, teraz musze napasc Mlodego
Witam Cię Poznanianko! Wolny komp? Młoda odpuściła ?
Byleby nam tylko Iżyk ze swej Iżykówki z tymi gęsiami…na południe…
Bywał bardzo lotny w tym co pisał!!
Slawek ! Czekam cierpliwie ,dzien wszak jeszcze sie nie konczy.
A Mlody, rzecz swieta.
Antek Ty mnie tu od wykszalciochow, nie traktuj, mam za soba tylko szybki kurs mycia czeresni, i niewielka praktyke na plantacji zarowek,
liste przygotuje, pod warunkiem, ze dasz azymut na Twe gusta, no i portfelowe duperele
Młoda ma Dzień Nauczyciela czyli opój limitowany. W sobotę też będzie imprezowała ale w niedzielę to już szlaban dla Matki.
Sławku, Młodego musisz napaść w sensie napadania czy napasienia? Mam nadzieję, że to drugie, w końcu to blog kulinarny.
spoko, to drugie, malolat jeszcze, wiec udaje, ze dbam
Kamień z serca, Sławku. 🙂 A ja lecę napaść mojego bratanka, który właśnie wpadł do cioci i wujka w drodze z Niemiec. Pozdrowienia póki co.
Slawek! Refundowany limit na prezenty dla starych okreslilbym wartosciowo na jakies 50 ojro. Rozmiarowo i wagowo tak aby zabrali do samolotu. A gusta ? Ciekawe nowego. Nie chce wiele, jakis ciekawy ser, wino, jakas wedlinka. Bagietke sobie kupie tu.
Mnie sie pewnie trafialy zarowki z tej plantacji na ktorej zes robil, jakos krotko swiecily….ale za to jakim swiatlem!!!
Napasłam towarzystwo chińszczyzną (już dawno), nie wyrzucono mnie z domu, czyli było znośne. Czas na kolację.
Dla Sławka drobna uwaga:
jeśli wysyłasz kilka sznureczków (więcej niż jeden) w jednym wpisie, wpis będzie siedział i czekał na akceptację nie cenzury, bo takowej tu nie ma na tym blogu, tylko WordPress tak ma.
Wołają na kolację, pozdrawiam na razie!
Ha nie tylko na mnie wiec zrobil wrazenie dzisiaj Dorn.
A tak Peal Ja koncvertowy jest jeszcze lepszy. Polecam rowniez cover Dylanowskiego Masters of War.
A o noblistce tez nie slyszalam wszesniej… i chwilowo chyba nie bede nawet sobie obiecywac, ze przeczytam, bo moja kupka ksiazek do przeczytania i tak jest wielka.
Chwilowo siedze sobie glodna, bo moj niewdzieczny kucharz wszystko zezarl i wybyl. Nawet odrobiny soku paskud nie zostawil…. Men!!!
dzieki Alicjo, to byl ten przypadek nawysylalem trzy, i dupa, teraz wiem lepiej
Ba, Ponie Pietrecku (eee… właściwie to jo powinienek godać po ludzku cyli Ponie Pietrze, cy po owcarkowemu cyli Ponie Pietrecku?) w jakim winie ten chleb był macany? W słodkim cy wytrawnym? Bo cosi misie widzi, ze to nie jest syćko jedno.
A tak w ogóle to korciło mnie nie roz, coby ku Ponu komentorz wyryktować, ale jakoś było mi głupio. Teroz Pon wyryktowoł u mnie i… jest mi jesce bardziej głupio! No to coby nie było mi głupio coroz bardziej, jo juz piknie zgłasom swojom obecność.
I nie przychodze z pustymi łapami! Mom ze sobom oscypki, ftóre mojemu bacy wykrodłek. Fto mo ochote, niek skostuje. Fto mo ochote zamocyć tego oscypka w winie i zjeść z cukrem – niekze ta 🙂
dalej dla Antkowych, http://www.linternaute.com/restaurant/restaurant/5614/ribouldingue.html
specjalisci od wnetrznosci, typu krowie wymiona w potrawce, zapewniam, ze warto
Mowicie o Noblach a ja przeczytalem te ksiazke ktora dostalismy od Piotra. Chodzi o „Piesn Misji”. Rzucilo mnie o kilkadziesiat lat wstesz. Kilka lat bawilem sie w symultaniczne tlumaczenia. Nie musialem podsluchiwac. Od tego byli pewnie inni fachowcy. Ja tylko tlumaczylem na biezaco czasami w kilku jezykach rownoczesnie. Raz przytrafilo mi sie caly dzien tlumaczyc w czterech znanych mi nienajgorzej jezykach. Jak wrocilem do pokoju padlem ze zmeczenia. Cos potwornego. Nauczylem sie wtedy jak robic, zeby tlumaczyc i podczas kolacji nie umrzec z glodu. Daje sie, tylko trzeba uzywac roznych sztuczek dla wyhamowania partnetow. To przychodzi z czasem. Ja bylem samoukiem. Najlepiej tlumaczy sie kiedy czlowiek jest fachowcen z danej dziedziny. Bywa zreszta, ze jest lepszy od partnerow. Wtedy nie wolno tego pokazywac. Udawac glupola tez nie.
Dziekuje Helena za slowa uznania. Juz jest cos ale sadze, ze to tylko kwestia czasu i ona zajmie swoja pozycje. Bede obserwowac i w miare mozliwosci pomagac.
Dobranoc
Pan Lulek
znalem kiedys bistro, gdzie dawali ok 1500 sztuk roznych serow i winko mieli przednie, niestety, wyraznie zamkli, kopie dalej, obiecuje, ze znajde, cos na podobienstwo, trzym sie Antek
Alicjo,
Wklep skype w mojego maila to się umówimy. Od północy powietrze zaczyna się zmieniać w wiatr i tak pozostanie tylko do wieczora. A w sobotę możemy śmiało walić do Berlina.
Kompinuj, kompinuj. Jak mawial Jedrek do Manka w opowiesciach ”Fajny film wczoraj widzialem ” Bylo to w starej Trojce.
Ale moze przestan, lacze Ci sie zagotuje.
Wszystkie linki wysylam mlodziezy.
Takie bistro to chetnie bym odwiedzil -1500 serow , fiu, fiu..
A z zakupami to sie tak nie pali, jak nie teraz to kiedys.
Okazje jeszcze beda.
Ta kielbasa z flakow i tak bedzie pewnie mocnym przezyciem.
Ahoj, jak mowia czesi !!
Antek,
A momenty byli?
Oj, byli Manius byli! Najlepiej jak ona……
Moze coś mi sie przyśni???
to byłby piękny sen..:)
Sen w rytmie Fandango Boccheriniego – tego z kastanietami:)) ,co link dała Dorota z sasiedztwa….
Biegne spać,
Dobranoc!
To ty tez idziesz spać z kurami?
Na wsi mieszkasz?
Napasłam bratanka, który wpadł na krótki popas i chyba pójdę spać, bo jutro popasać u mnie będzie wnuczka, tuż po pasowaniu na ucznia. Nie żarty!
Smakowitych snów życzę.
Pyro zacna,
wywołałaś mnie do tablicy kilka godzin temu, więc porzucam na chwilę padające systemy, które muszę do rana zreanimować, i melduję, że jeszcze istnieję, aktualnie – niestety – jako species gatunku homo ledwo sapiens, co wynika chyba z mojej niepoprawnej skłonności do wypijania do dna piwa, które warzą mi niefrasobliwi klienci. W międzyczasie chciałem nawet pochwalić się struclą z dynią, którą moja Lepsza wypiekła, a ja spałaszowałem, nawet uwieczniłem ją na zdjęciu, bo po prostu piękna była, taka z warkoczami i inną „biżuterią”, ale zabrakło mi pary. So ist das Leben :-
A! Mam drania! Obciął mi! Ponad połowę wpisu!
Wiem nawet, co go do takiego desperactwa doprowadziło.
Mianowicie chciałem po tym wielkiej głębi filozoficznym cytacie „So ist das Leben” dodać takiego smutasa, czyli odwrotnego smileya :- ze znakiem „greater then” i całą resztę tekstu szlag trafił. Zaraz doślę supplement…
Heleno lekkopióra,
między innymi to właśnie znana Tobie, a nie kojarząca księżniczki Diany oraz lalki Barbie, najlepsza na świecie Xięgarka Zosia skutecznie ratuje moje zwoje mózgowe przed wyprostowaniem – co i rusz pakując się w jakieś komputerowe tarapaty.
Roztoczyłem więc nad nią techniczny protektorat. Podobno kiedyś nawet uratowałem jej życie wyrywając z gniazdka rażącą prądem lampę.
Ciekawe tylko, czy potomność będzie umiała docenić ten mój ofiarny wkład w szerzenie kultury polskiej na świecie 😉
Teraz muszę już uważać, co piszę, bo za moją sprawą Zosia stała się czytelniczką Piotrowego blogu i dzwoniła nawet do mnie, by się upewnić, czy to ja jestem tym profanem trzymającym kwaśne mleko od bio-krowy przez tydzień w lodówce w butelce po coca-coli. Global Village jak się patrzy! A tak bajdełej, to Zosia Xiegarka w kuchni radzi sobie znakomicie.
Sławuś,
kamień mnie się wziął był zdyslokował z serca na ziemię, żeś Młodego nie napadł, a jeno napasł był. Moja Młoda jest w tym aspekcie zupełnie nieskomplikowana – po prostu nie jada tego, czym ja umiałbym ją napaść.
Za to potrafi już zginać nogę w kolanie pod kątem prostym, a jak popracuje nad sobą, to za rok znowu będzie śmigać na nartach.
Panie Lulku,
Doris Dittrich hat 28 Freunde! Wyliczyła nawet Borata i Hobbita. A ja się pytam: gdzie jest Pan Lulek? Czyżbyś krył się pod tym turkusowym koniem trojańskim? Trzymaj mnie względem tej wystawy na zamku w Guessing na bierząco – wpadnę na ogląd. I śliwowicę 😉
Dobranoc, a właściwie to: dzień dobry!
Korekta do przedostatniego wpisu: ten smutas zakończony miał być znaczkiem „less then”, rzecz jasna. A pokazać nie mogę, bo mi znowu wetnie.
Pozdrawiam
paOlOre
nigdy nie robiłem błenduff ortograficznych, więc czemu, do czorta, napisałem Lulkowi „na bierząco”?
idę sypać głowę popiołem…
nie idę spać, bo mię się błędy w systemie rozflancowały…
paOlOre !
Pan Lulek czyli ja pochodze z zupelnie innej generacji.
Ja jestem zaprzajazniony z mama Doris i jej zyciowym partnerem. Mama robi ceramike a poza tym w Wiedniu pracuje z ludzmi uposledzonymi dla ktorych lepienie w glinie jest terapia. Rzezbe ktora zrobila Doris widzialem w pracowni jej mamy, podobala mi sie, przezylem wystawienie jej na zbiorowej wystawie prac dyplomowych tegorocznych absolwentow i pomyslalem sobie, ze dla mlodego arysty najlepsze pomoca jest kupowac jego prace. O cenie nie mowie ale byla ona odrobine powyzej mozliwosci mojego portfela. Wytrzymam. Namawiam Mis 2 na przyjazd do mnie w dniu 3 listopada. Przyjechac moze z Warszawy autobusem a ja odbiore go w Wiedniu. Moze i ty bys sie zalapal a moze przyjechalibyscie we dwoje zrobic fotograficzny reportaz rzezbiarski a przy okazji zobaczyli pracownie i dom mamy Doris lacznie z nowym ogrodem zimowym. Pomyslcie obydwaj to jest ty i Mis 2 i dajcie znac jaka podjeliscie decyzje. Gotuj sie nie trzeba mowic. Jam gotow.
Moja chata pomiescila rodzine nemo, cztery osoby to i was pomiesci. Przy okazji wyskoczymy na wegierska strone, tez bedziecie mogli sobie pofotografowac na a przy okazji poprobowac wegierskiej kuchni. Ostatnio przegapilem swieto wegierskiego miasta Sombthely czyli po lacinie Savarii gdzie kilka dni bylo czterodniowe swieto winobrania.
Jutro wyjezdzam do Ostfilder kolo Stuttgardu do mojego syna i bede przygotowywal jego ogrodek do zimy. Powierzchie ogrodka cale cztery metry kwadratowe. Jak na dwa tygodnie to chyba dam rada. Na wszelki wypadek zabieram komplet recznych narzedzi ogrodniczych.
Piekne uklony dla wszystkich a jak mnie dopuszcza do komputera to napisze jak mi idzie.
Pan Lulek
Lulku koniecznie musisz pójść do Weinstube Alte Dorfschule lub Ristorante Da Zi Anna i zdać relację kulinarną. Po ciężkiej pracy w końcu coś ci się należy.
Halo Piotrze !
Przeczytalem, ze startujesz w nowej konkurencji. Napewno bedzie to wspanialy wieloboj. Dodales, ze mozna o tym przeczytac w ostatnim numerze Polityki. Ja jestem spozniony w czytani srednio o caly tydzien. Bylbym Tobie zobowiazany gdybys uchylil nieco rabka tajemnicy. Jesli nie chcialbys nudzic wszystkich, bo oni juz to przeczytali, wyslij kilka slow na moj prywatny mail gmerenyi@aon.at
Jesli nie masz czasu lub ochoty, to zadna sprawa. Po powrocie z Niemiec znajde wszystko w papierowej Polityce.
Piekne uklony dla Barbary
Pan Lulek
Pan Lulek + Mis2,
wlasciwie to powinienem juz znalezc jakas prycze i sie zdrzemnac, ale w gwiazdach cos sie pokielbasilo i nie dane mi to dzisiaj. Dzieki za zaproszenie na 3 listopada. Jesli los nie rzuci mnie w tym czasie tradycyjnie do Warszawy (jak co roku na Wszystkich Swietych) albo nie wypadnie mi taka trzydniowka-trzynocka jak teraz, to ja bardzo chetnie. Moglbym wowczas przejac Misia2 w Wiedniu oszczedzajac Lulkowi pustych przebiegow. W ciagu nastepnego tygodnia bede mogl wyrazic sie bardziej wiazaco.
A Polityke papierowa poczytam sobie przy herbatce u swiatowej slawy Xiegarki z najmniejszej na swiecie Xiegarni.
Dzien dobry!
paOlOre