Do sarniny też wspaniałe
Na szyjce butelki zobaczyłem dziwną wywieszkę. Z bliska udało mi się przeczytać, że to słynny enolog i krytyk Robert Parker poleca zawartość flaszki dając winu 88 punktów (max. to 100 pkt.). Obok stała druga butelka z podobną wywieszką ale o 2 punkty wyższą oceną tegoż Parkera. Win nie znałem oddałem się więc lekturze na ich temat.
Oba pochodzą z hiszpańskiego regionu słynącego z doskonałych win – Rioja. Każde jednak polecane było przez sommeliera Michała Jancika do innych dań. Otóż Saxa Loguuntur Uno z roku 2009 zdaniem znawcy należy podawać do sztuki mięsa z grillowanymi warzywami, polędwicy lub dziczyzny. Nadaje się też do długo dojrzewających wędlin, twardych serów, oliwek.
Soligamar Reserva z 2007 r pysznie się komponuje z pieczonym indykiem w ziołach, zapiekanymi ziemniakami i kiełbaskami chorizo. A także z jagnięciną w tymianku.
Wielką pokusą były ceny. Pierwsze kosztowało tylko 25 zł a drugie 50 zł. Nie musze dodawać, że trafiłem na te trunki nie w luksusowych sklepach winiarskich, tylko w ich tańszej konkurencji, w której bywam coraz częściej z dobrym skutkiem dla mojego portfela.
Wprawdzie na obiad świąteczny szykowałem oczywiście gęś a nie zalecanego tu indyka uznałem, że oba duże ptaki mają wiele wspólnego. Na następny dzień zaś zamarynowałem dwa spore kawały sarniny. I tu już spełniałem całkowicie zalecenia sommeliera.
Wina więc kupiłem i dzień po dniu podawałem do kolacji. Nie tylko nie wzbudziło to protestu biesiadników ale nawet wyrażali radosne zdumienie, że potrafiłem przełamać swoją niechęć do innych niż włoskie win i w ten sposób rozszerzyłem własne i ich doznania prawdziwej przyjemności.
Komentarze
Witaj Blogu,
Jak zwykle od przebudzenia (ok. 6.00) zaglądam tutaj, i do strony wczorajszej, a tu cisza. Postanowiłam więc się zameldować, żeby zapełnić przestrzeń choć chwilowo. A przy okazji – dzisiaj eksperymentuję kulinarnie. Kupiłam w sklepie internetowym, a wiec bez obejrzenia, tzw. kurczaki- dzieciaki. Wiedziałam i liczyłam na to, że będą mniejsze niż zwykłe sklepowe mutanty. Myślałam, że będą to ok. 1 kg. Tymczasem taki kurczak-kurczak waży 450 g. No i dzisiaj próbuję zrobić takie coś na obiad. Może wysuszę, może przypalę – możliwości jest wiele. A wszystkim na piękny listopadowy dzień i nowy tydzień życzę licznych możliwości i ich wykorzystania zgodnie z pragnieniem.
Witam,
może by tak czas zareklamować nasze polskie winnice.
Są całkiem przyzwoite wina już od 40 zł.
http://www.polskiewina.com.pl/
No to piszę dalej. Posoliłam, etc. a potem wsadziłam do nich jabłka, a z zewnątrz zawinęłam w boczek wędzony. Idą do piekarnika.
To zrób to Marudo jeśli jesteś ich zwolennikiem. Masz prawo do własnego smaku.
Próbowałem win z polskich winnic i żadne mi nie smakowało. Moim zdaniem wino, by było w pełni dobre musi mieć ponad 300 słonecznych dni w roku. To w naszym klimacie się nie zdarza. I moje kubeczki smakowe protestują!
Wreszcie wiem, dlaczego nie smakują mi te podłe sikacze z Bordeaux 😎 Moje kubeczki protestowały słusznie – tam jest 128 dni deszczowych w roku 🙄
Dzień dobry Blogu! 😉
Wróciłam późną nocą z hulanki pośród badeńskich winnic i nie powiem, żeby mi tamtejsze wina nie smakowały, zwłaszcza w towarzystwie sarniego udźca z czerwoną kapustą 😀
Dziś pogoda nadal słoneczna, suszy ciąg dalszy, trzeba będzie podlać sałatę. Jeszcze nigdy nie podlewałam ogrodu w listopadzie 😯
Dzień dobry,
300 słonecznych dni w roku? A może właściwiej byłoby operować liczbą godzin nasłonecznienia w ciągu roku? W Burgundii jest ich średnio 1800, w Alzacji od 1500 do 1800. Dochodzą do tego też inne kryteria jak odmiana winorośli, gleba. Nie miałam jeszcze okazji sprobować polskiego wina.
Tutaj jesien jest wciąż jeszcze łagodna i słoneczna.
Saxa loquuntur czyli kamienie mówią jedno (uno): idź do Lidla 😉 W mojej okolicy ten sklep jest dopiero w budowie, od miesięcy 🙄 Krążą pogłoski, że L. ma problemy logistyczne i być może wcale tych kilku filii u nas nie otworzy…
Dzien dobry popoludniu,
w sobote pilem calkiem przyzwoite czerwone z Apuli kupione w Kauflandzie.
Nie pytalem po ile, ale znajac gospodynie wiem, ze jakosc do ceny miala sie doskonale!
Pogoda wysmienita, aczkolwiek noce coraz mrozniejsze. Salatki na polu? O tym nie moze juz byc mowy. Spadam, chce jeszcze wymienic kola na zimowa wersje.
Witam Szampaństwo!
U mnie fala upałów trwa, nie wiem, jak to w tym roku będzie z „ice wine”, bo połowa listopada, a tu znowu słońce i 15C, a przecież to dopiero poranek 🙄
Chyba mi się nie przyśniło, że woj.zielonogórskie słynie z tradycji winiarskiej i mniej więcej w połowie września odbywa się tak święto winobrania?
A nie sądzę, żeby słońce świeciło tam ponad 300 dni w roku 😉
U nas w rejonie Niagary też nie świeci nawet 250 dni w roku, o British Columbii nawet nie wspomnę, bo jest to prowincja słynna z deszczów – a wina mają przednie, podobnie zresztą jak Quebec, wcale nie taka południowa prowincja.
Niedaleko ode mnie prężnie rozwijają się winiarnie Prince Edward County.
Alina wspomina o wielu innych czynnikach, gleba, odpowiednie szczepy i tak dalej – chyba coś jest na rzeczy.
Podobno w czasach słusznie minionych wyrabiano w Ontario wino z winogron „concorde” – te winogrona wybitnie nadają się na soki i galaretki, ale nie na wina. Dawno temu wydawało mi się, że z każdych winogron można zrobić wino. Dostałam ze 100kg. tych concorde…wyszedł taki zajzajer, że hej, no ale skąd miałam wiedzieć. Narobiłam się jak głupia…owszem, nie poszło na zmarnowanie, ale nigdy więcej, to już lepiej galaretkę 🙄
Tutaj są warunki do uprawy winogron (południe Ontario to mniej więcej północne Włochy, południowa Francja równoleżnikowo), ale z pogodą różnie bywa. Upalne i wilgotne lata (mikroklimat Wielkich Jezior, a nie to, że ciągle pada), ale lato liczmy od czerwca do końca września, to są zaledwie 4 miesiące. Ale da się w ciagu tego czasu w winnej sprawie zrobić, winiarze podeszli naukowo do sprawy i tak jak Alina mówi – dostosowali szczepy do klimatu i gleby. Z concorde robi się soki i galaretki, jak przystało 😉
A chyba – jak ze wszystkim w kulinariach – żelaznych reguł nie ma.
Psiakość, gdyby nie jeden przymrozek ze 3 tygodnie temu, to miałabym te moje jesienne maliny 🙁
Winne opowieści
nie tylko słonecznej są treści.
Sporo tajemnic dobre wino mieści,
lubimy,by jego smak nasze
podniebienia pieścił,
a Dionizos,by dobrą nowinę
do kolacji nam wieścił 🙂
dobry pomysl
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/wlochy-w-tych-hotelach-bedzie-mozna-placic-w-natur,1,4906094,wiadomosc.html
Danuśko, ladny wierszyk 🙂
Claude Tillier, 19wieczny francuski pisarz (Mój wujaszek Beniamin) pisal:
Jeść jest potrzebą żołądka, pić jest potrzebą duszy. A Fleming: Penicylina uzdrawia, wino uszczęśliwia. I jeszcze Louis Pasteur: Posiłek bez wina jest jak dzień bez słońca.
🙂
Wymaganiu 300 słonecznych dni sprostałyby wina algierskie 😉
Byłam w ogrodzie i wykopałam selery, podobno przymrozek (spodziewany w nocy) mógłby im zaszkodzić. Przy okazji zebrałam resztę kalarepy, kapustę pekińską, trochę marchwi, kilka buraczków i całe naręcze koperku, który jest piękny i delikatny, wygląda trochę jak strusie pióra 🙂 Nie wiem, co z nim zrobić? Rozejrzę się chyba za świeżym łososiem i zrobię gravlaks. Resztę rozdam sąsiadom i zamrożę.
Jutro ciąg dalszy robót polowych, pora też wstawić do piwnicy pelargonie z balkonu… Roboty a roboty 🙄
Melduję, że eksperyment powiódł się. A do jabłek do środka kurczaka dodałam zmielone orzechy. Całkiem niezłe.
By sobie to wszystko przemyśleć zaprosiłem me kubeczki smakowe na zewnątrz. Piękny, słoneczny dzień, ale to już nie ten kąt padania promieni. A może przyczyna leży w tym, że kubeczki Gospodarza są bardziej słoneczne, może ma ich więcej?
Poczułem lekki smak goryczy, co samo w sobie nie jest alarmujące, ale smaku wina i stosunków międzyludzkich nie ułatwia.
Pewnie w czepku się urodził, z opuszką węchową typu śródziemnomorskiego. Bo bez dobrych genów można sobie nawet algierskie wino wąchać, a nos słońca nie uświadczy.
Poza tym jest człowiekiem otwartym na sugestie biesiadników, ale veraison nie powinno się przyśpieszać, za 20-30 lat Zielona Góra znajdzie się już w innej strefie klimatycznej. Wszystko jest i będzie dobrze.
Co do reklam – Oczekuję propozycji, bo nawet pochmurnego wina nikt za darmo nie oferuje.
Najbardziej cieszy mnie to, że po angielsku wspomniane kubeczki to taste buds – pączki smakowe, a bez tego pierwszego pączka na winorośli nawet liść nie wyrośnie. Poza tym nie ma to jak polskie pączki 🙂
Witam.
Mroziłem też i koper.
Wyparzyć, blanszowanie to się po fachowemu pisze, wysuszyć i do zamrażarki w worku foliowym. Po zamrożeniu pokruszyć, włożyć do twista, używać jak świeży.
Nemo – Pięknie i delikatnie to opisałaś. Może piękne i delikatne drzewo, buk płaczący i strusi klucz na niebie? Ty będziesz wiedziała najlepiej.
Lesley Koper
Nemo-
Algierskie wina wymaganiu
300 słonecznych dni
by zapewne sprostały,
cóż jednak z tego,
skoro świata nie zawojowały 🙁
Moje dwa lata pracy w Algierii sprzyjały bliskim spotkaniom z algierskimi
winami.Eh,dawne to czasy! Moje skromne kubki smakowe były wtedy zdecydowanie mniej wymagające 😉
Alino-dzięki 🙂
Po niemiecku to są Geschmacksknospen, po włosku – papilla linguale, po francusku – les papilles gustatives etc. A więc w wielu językach – pączki, wypukłości 😉
Po polsku – kubki, po czesku trochę bardziej zmysłowo – poharky (chuciowe 😯 )
Najprościej po szwedzku – smaklök 😎
Czy to zależne od nasłonecznienia okolicy?
Anglojęzyczni mają szczęście z tymi kubeczkami 🙂 I powraca z dzieciństwa smak pączków Mamy. Były słusznychn rozmiarów (nie takie małe jak u Bliklego), wypełnione konfiturą.
Ciąg dalszy cytatów:
Wino jest najbardziej ucywilizowaną w świecie rzeczą – E. Hemingway
Gdyby Bóg chciał zabronić picia, czy stworzyłby aż tak dobre wino? – Richelieu
Yurku,
koperek blanszować? 😯
Ja go kroję drobno, ciasno upycham w pojemniczkach i natychmiast zamrażam. Zamrożonym posypuję zupy i co tam chcę, i nikt nie rozpoznaje, że to nie świeży. Cały aromat jest zachowany, a zieleń niezmieniona. Ważne jest, aby koperek przed krojeniem był bardzo świeży i suchy, nie po deszczu na przykład. Kroję ostrym nożem, nie siekam w żadnej maszynie.
Placku, 😉
Masz rację, niby słonecznie, a paluszki czucie tracą… 🙁
Ja robiłam na dwa sposoby – posiekać, do pojemnika plastikowego, przesypać solą, do lodówki i używać, jak swieży. Ale tej soli trzeba sporo i to mi nie bardzo pasowało.
Drugi sposób – posiekać, zamrozić rozłożony na desce do krojenia albo czymś takim, żeby był w miarę osobno, a nie „w kupie”. Jak zamrożony, wsypać do pojemnika plastikowego i trzymać w zamrażarce. Jest jak świeży.
Yurek,
po co blanszować? Jakoś nie widzę potrzeby.
Podobnie pod koniec sezonu ogródkowego zbieram bazylię, stopniowo zbieram listki do pojemnika i zamrażam, co parę dni dodając przygarsteczkę, oraz tymianek w małych gałązkach. Zdaje mi się, ze to lepszy sposób niż zioła suszone, bo zapach jest intensywny i w ogóle jak świeże, dopiero co przyniesione z ogródka. Rozmaryn w doniczce, ale z nim to nie ma kłopotu.
Od jakiegoś czasu u nas w sklepach można na okrągło dostać świeże zioła, ale co swoje – to swoje. Idę przyciąć maliny.
Mrożony koperek w moich pojemniczkach się nie skleja w kluchy, pietruszka też nie. Bo nie są mokre i ubite, tylko ciasno ułożone, aby jak najmniej zawierały powietrza. I już.
Niektóre zioła np. prowansalskie, nie tracą przy suszeniu tyle aromatu, co pietruszka i koperek, i tych używam suszonych. Cząber zamrażam jako dodatek do fasolki szparagowej. Do każdej porcji zblanszowanej i osuszonej na ścierce fasolki dorzucam gałązkę cząbru i razem zamrażam.
Rozmaryn najlepszy jest świeży, ale z nim (i z tymiankiem) nie ma problemu w ogrodzie lub skrzynce balkonowej. W tutejszym klimacie, rzecz jasna.
Na bolesne ukąszenia – potrzeć gałązką cząbru i jak ręką odjąć…
Napiszę krótko, sparzyć wrzątkiem dla pozbycia się różnych takich tam, nie kroić nie siekać, aromat się ulatnia. Pokruszyć po zamrożeniu i do słoiczka. Każdy koper żywot kończy w zupie a jak się tam znalazł to ma to (…..)?. Kto wie, niech wpisze. Wykluczamy z ó, oo!
Yurku,
a czegóż to ja się z tego mojego ogródkowego koperku mam pozbywać? 😯 Sparzenie wrzątkiem bardziej „ulotni” aromat niż pokrojenie, moim zdaniem 🙄
Takie są zasady, mikroby nie śpią!
Jakie mikroby? 😯
Jeżeli pokrojenie świeżego koperku powoduje ulatnianie się aromatu, to co dzieje się w trakcie kruszenia zamrożonego?
Blanszowanie ma sens, kiedy powoduje inaktywację enzymów albo usunięcie niektórych zapachów lub trucizn, ale koperku blanszować nie będę. A ewentualne mikroby zginą w gorącej zupie 😉
Spróbuj, przekonasz się. Blanszowanie ma na celu pozbycia się bakterii. Kruszenie zmarzliny na proszek, więcej się zmieści do pojemnika.
Mikroby śpią, i to jak. W Egipcie budzą się i atakują archeologów, są tak wypoczęte, że aż strach, ale to tak na marginesie 🙂
Nemo – W świeżym koperku żyją świeże mikroby i wszystko będzie dobrze jeśli i je zamrozisz, ale osobno i bez blanszowania 🙂
Moje mikroby i ja żyjemy zgodnie i bez atakowania siebie nawzajem 😉 Ale spróbuję tej metody, Yurku, choć kruszenia na proszek nie wykonam, bo nie lubię sproszkowanych paprochów na talerzu 🙄 Koperek ma wyglądać jak koperek.
Poza tym mniemam, że porządne blanszowanie składa się z parzenia wrzątkiem i natychmiastowego chłodzenia w wodzie z lodem, inaczej to tylko same straty na wyglądzie i zawartości witamin.
A truskawek, porzeczek, śliwek ani czereśni też nie blanszuję przed zamrożeniem, mrożę i już 😎 A potem nawet jadam na surowo, wraz z mikrobami 😉
Tak w ogóle yurkowa technologia zamrażania koperku w warunkach domowych kryje w sobie ryzyko rozmrożenia tych koperkowych paprochów w trakcie kruszenia i napełniania pojemników 🙄 Nie mam chłodni, do której mogłabym się przenieść z tą robotą, rąk sobie też profilaktycznie nie zamrożę 🙄
Nemo masz rację jak to się pisze praktyka, praktyka i jeszcze to samo.
W chwilach wolnych od ciężkiej pracy nie ma to jak dobra kawa, herbata czy kieliszek wina z ulubioną książką
Aha. Czyli przechowując w -25 stopniach i krócej niż pół roku nie muszę tego kopru blanszować, bo to i tak nic nie da 🙄 A potem urośnie świeży 😉
Mrożę i tak same liście bez łodyg, więc straty jakości sensorycznej będą mało zauważalne 😉
O różnicach w jakości różnie traktowanego koperku przekonam się i tak nie wcześniej jak wiosną 🙄
Dopadła mnie dziś pani Olga, która nie traci nadziei na odnalezienie obiektu miłości z lat pięćdziesiątych. Biuro Informacji i Poszukiwań PCK obiecało zająć się tą sprawą, ale mijają miesiące, a żadna informacja nie nadchodzi 🙁 Pani Olga podejrzewa, że „oni tam nic nie robią” i nalega na listowne ponaglenie. Napisałam jej więc kolejny list, z którym natychmiast pobiegła na pocztę. Tymczasem ja się zastanawiam, w jaki sposób można jeszcze dotrzeć do jakichś informacji o istnieniu lub ewentualnej śmierci danej osoby. Z ministerstwa spraw wewnętrznych (ewidencja osób) przyszła odpowiedź, że taki ktoś nigdzie nie figuruje, jego ewentualne rodzeństwo i rodzice też nie 😯 Teraz nie wiem, czy ten człowiek rzeczywiście rozpłynął się bez śladu, czy ktoś zbył sprawę albo jest jakiś mały błąd w nazwisku, dacie urodzenia itp. i komputer mówi: NIE MA!
Gdybym mieszkała w MIńsku Mazowieckim to bym spróbowała poszukać w księgach parafialnych (bo chyba tam notowano narodziny lub chociaż chrzty przed wojną) czy ktoś o danych zbliżonych do Poszukiwanego urodził się w tym konkretnym dniu 21 maja 1936… Ech 🙁
Z ostatniej chwili – po francusku, ale ślepy nie jestem, to znaczy nie kompletnie i domyślam się, że w Kongo wybuchł wulkan, a to zawsze wpływa na ilość dni słonecznych. Tłoczyć soki, fermentować, kisić , mrozić, wędzić bo następna wiosna nadejdzie w 2015 roku.
Jolinek zawsze coś przetwarza, bo przezorność to ogromna zaleta 🙂
Jakość sensoryczna?! 😯
Ja się boję takich naukowych określeń, to nie może być dobre, o nie!
Ciepło jest nadal, ale zachmurzyło się znacznie. Swoją drogą za godzinę będzie się ściemniać.
Na obiad przegląd tygodnia, mam wczorajsze ziemniaki, które należy przysmażyć, do tego rózne kiszonki, jajka posadzić albo co? I pieczarki też czekają na wykorzystanie.
A propos tematu, który Gospodarz podrzucił – sarninę jadałam u Szwagrostwa z Pomorza. Od jakiegoś czasu Szwagier nie poluje na sarny, tylko na dziki – szkodniki wielkie na polach uprawnych.
Szwagier jest szefem koła łowieckiego od wielu lat. Przestał strzelać do saren, kiedy z bliska spojrzał w oczy nie ubitej jednym strzałem sarnie. Płakała.
Dziki też płaczą, ale kto by im w te małe świńskie oczka zaglądał 🙄
O wpływie obróbki kopru na zachowanie jakości sensorycznej piszą uczeni w cytowanej przez Placka publikacji 😎
Nemo – Dziękuję, bo to prawda – to także nie ja 🙂
Dzień dobry,
Danuśka,
do ostatniej chwili liczyłem, że może się stanie cud i wystarczy mi czasu, żeby się z Wami zobaczyć. Niestety teraz wiem, że musimy to odłożyć do kiedyś. Dzisiaj cały dzień spędziłem w urzędach, jutro drugi wyjazd do Nałęczowa i Lublina, w środę od rana – urząd podatkowy, Urząd Dzielnicowy, bank, pośrednik itd., a w czwartek lotnisko…
Że też te wulkany wybuchają nie w porę 🙄 Nyamuragira to sąsiad Nyiragongo, oba widzieliśmy ze zbocza Mt. Gahinga, ale wówczas tylko Nyiragongo dymił, bo ten ciągle jest aktywny… Jak kiedyś wybuchła Etna i lawa płynęła przez 7 miesięcy, to akurat nie mogliśmy pojechać tam i przeżyć z bliska tego wydarzenia. Jak w końcu udało nam się ruszyć w podróż, to zanim dojechaliśmy – erupcja ustała i potok lawy się zatrzymał. Miasteczko Zafferana zostało uratowane, co nas bardzo ucieszyło, ale żarzącą się lawę, wypełniającą dolinę Valle dei Bovi na wysokość 300 m chętnie bym zobaczyła „na żywo” Potem mówili, że to obraz Matki Boskiej tę lawę zatrzymał 🙄 Przesuwali ten obraz i przesuwali, aż w końcu zadziałał 😉 Na miejscu zastaliśmy jeszcze gorący i dymiący, ale już zastygły wulkaniczny strumień…
No więc właśnie to czytałam i naukowość wykładu mnie wystraszyła, poszłam do kuchni sprawdzić, jak się ten zakoprowany w zamrażalniku koper zachowuje.
Wracając do dzików, na Pomorzu (a pewnie i wszędzie indziej) robią one wiele szkód na kartofliskach i nie tylko, dlatego nikt im w oczka nie zagląda, tylko bez miłosierdzia tępi dwururką. Sarny podgryzają korę młodych drzewek i pewnie tam jeszcze coś robią złego, nie znam się, ale generalnie ( chyba?) to nie jest wielki problem. Dziki – i owszem.
W międzyczasie zmaterializował się u moich drzwi podobno „grand -grand nephiew” (pradziadkowy siostrzeniec) Franka.
Stał w drzwiach, mimo, że zapraszałam do domu na rozmowę, chciał tylko kilka informacji – instytucja, gdzie jest Frank, nazwisko prawnika Franka.
No tak, dom jest na sprzedaż, nad jeziorem, nawet jak zaniedbana posesja, to się mieści w skali pół miliona $, sprzedaje rząd, który de facto jest spadkobiercą Franka, bo Frank nie zostawił żadnych dyspozycji spadkowych, rodzina się nie zgłosiła.
Rządowa agencja przejęła posesję, pieniądze idą na utrzymanie Franka w instytucji, w której teraz przebywa.
Gdzie ta rodzina była, kiedy Frankiem trzeba się było zaopiekować?! 👿
Ja oczywiście głupia, już gotowa, żeby temu siostrzeńcowi podać adresy, kontakty i tak dalej, ale nagle pomyślałam – jasna cholera, gdzie on był, jak ja szukałam rodziny Franka, nawet nie po to, żeby się nim zaopiekowali, ale żeby wiedzieli, że coś się dzieje niedobrego.
A szukaj sobie, chłopcze, prawnika Franka.
Gdyby nie Lisa, Frank dawno by stracił apetyt na życie, ona potrafiła go zmobilizować, wywieźć gdzieś, rozruszać…
W tej chwili przyszła mi na myśl „Miłość w czasach zarazy” Marqueza.
Fermina i Florentino. Lisa i Frank.
Gospodarzu , nagroda przybyła wczoraj – dziękuję.
Dzisiaj na śniadanie piekłyśmy z wnuczką błyskawiczne bułeczki z ziarnami.
Wybornie smakowały z domowym masłem i twarożkiem.
Wczoraj i dzisiaj rano łotr kasował moje wpisy. Zredukowałam treść – może puści
polecam winopodlupa.pl właśnie o winach z dyskontów. Coraz częściej do nich zaglądam, bo okazuje się, że jednak mozna fajne wina trafić w Lidlu, a Saxa to jeden z dowodów 😉