Zgadnij co gotujemy?(56)
Dawna Polska nie była państwem jednonarodowym. Nawet w nazwie przez parę stuleci figurował piękny zwrot Rzeczpospolita Obojga Narodów. Ale narodów tych było przecież więcej. Oprócz Polaków i Litwinów żyli na tych ziemiach Tatarzy, Żydzi, Karaimi, Rusini, Niemcy. I każda nacja wnosiła coś smakowitego na wspólny wielki polski stół.
Dziś więc pytania będą dotyczyć potraw nie polskich ale jednak naszych. Wiele dań bowiem szybko zaadoptowaliśmy bez zmian lub zaadaptowaliśmy modyfikując mniej lub bardziej. Oto one:
1. Co to jest latkes i z jakiej kuchni to danie?
2. Z jakiej kuchni pochodzi pierekaczewnik, a może wiesz co to takiego?
3. Żuchel jadają… i jest to…
Kto pierwszy przyśle trzy prawidłowe odpowiedzi ten dostanie „Kuchnię polską na nowo odkrytą” Barbary Adamczewskiej wydaną przez Nowy Świat i opatrzoną dedykacją i autografami autorki oraz jej towarzysza życia. Czekam więc pod adresem internet@polityka.com.pl
Komentarze
1. takie placki, żydowskie bodajże
2. takie ciacho, babcia robiła ze dwa razy w dzieciństwie (moim oczywiście). babica zza B-stoku więc i ciacho gdzieś tak pewnie stamtąd.
3. chyba kaszebske danie, ale nie wiem…, niestety…
Izyk, zanim Cie ktos zbeszta – popisy wiedzy konkursowej wysylac na podany adres, a tu siedziec cicho i nie wpisywac olowkiem na pierwszej stronie kryminalu – kto zabil? 🙂
tak, tak, tak… jużem se ozora za chlapanie uciąć kazał… Najprzód się pospieszyłem, a potem przecztałem polecenie. Tfu! Przepraszam wszystkich, za neoficką gorliwość. A juz stary Boryna Maćkowi (chyba) mówił, żeby się do ołtarza, przed pierwszych w Lipcach gospodarzy, nie wpychał…
Iżyk, powiedz, czy od Ciebie jest daleko do lasu i czy sa grzyby? O rybach nie opowiedziales 🙁
Łoj, Łoj, Iżyk – po łbie dostaniesz, jak nic. Trzeba dać szansę Echidnie, Jakobskyemu i innym zamorskim osobnikom, boć u nich jeszcze noc czarna. A Waść popsułeś zabawę. Twoje szczęście, że nie każda podpowiedx dobra. Przed chwilą pokazali w telewizorni śnieg na Kasprowym. Zimno i duje . Ponoc mój Poznań dzisiaj będzie najcieplejszy, bo aż 18 stopni w południe. Na razie na balkonie mam 11. 0C ale słoneczko piękne.
Kapusta się kisi, Helena zdrowieje, nastojki pięknie smaku nabierają, jedyny szkopuł to pytanie, czy nasi psychiatrzy są w stanie udzielić fachowej pomocy wszystkim politykom tego wymagającym. A Mówię przecież i Pan Piotr i każdy z myślących, że dobry stół i godne płyny różne paskudne wady skutecznie eliminują. Czy oni jednak mądrych ludzi słuchają? Nie słuchają.
Nemo – ja mieszkam przy lesie chociaż w środku miasta. Na dodatek mam sąsiada grzybiarza, co to wsiada w cokolwiek i na grzybuy wyjeżdża. W tym roku jest obfity wysyp kurek, innych grzybów mało. Mykolodzy twierdzą, że taka jest prawidłowość – póki kurki w lesie, innych grzybów prawie nie ma. Wszyscy liczą, że zimne noce, które teraz nastąpiły sprawią pokazanie się podgrzybków i żółtych gąsek.
Ode mnie to do lasu jest otóż bardzo nie daleko i do grzybów takoż, a kurki rosną teraz jak głupie jakieś (sandzacz z kureczkami – mlam, mlam (Gombrowicz, ale samo „mlam”, bez sandacza i kurek) i kto bez pracy, ten w lesie.
Ryby… Właśnie robi się chłodniej i większy okoń ruszył już tydzień temu, o czym zawiadamiają rybitwy i mewy bezustannie plaskające brzuchami o wodę. Jeśli ta przepiękna, że pożal sie boże pogoda utrzyma się jeszcze tydzień, to październikowy szczupak bedzie wrześniowym. A tu w pracy siedzieć trzeba… Czy Madame wędkuje aby?
Bardzo mi przykro, że przy mnie kurki nie rosną. Zamówiłam u pana w sklepiku – straszy mnie, że będą po 14 zł. za 0,5 kg pojemniczek. Ja tak lubię kurki, Żal. W tej cenie to ja mogę kupić pojemniczek na grzybowy obiad ale już marynowanych kurek nie zrobię, ani zamrożonych grzybków na zimowe miesiące. Szczupaki w galarecie tęsknie wspominałyśmy z Nemo nie tak dawno temu, przy okazji „zeznania” Sławka, który zepsuł piękny okaz przy ognisku. Dobrze, że mamy coś do wspominania.
O, sandacz z kurkami! Mam pare kurek, ide poszukac sandacza 😉 Izyku, ja mam wedke, kolowrotek, rozne haczyki i przynety i osobistego meza, ktory wedkuje, ale najchetniej we fiordach, a do tych daleko 🙁 Prawie tak daleko, jak do Twoich okolic.
Witam
Pyro, to istna spekulacja kurkami. „Człowiek leśny” sprzedaje mi +-0,5 kg ( porcja na kolację) za 5 zł co jest równowartością tzw „krowy” czyli dużej, plastikowej butli nalewki.
Pozdrawiam
Wojtku, Twoj „lesny czlowiek” zna prawa rynku i sie dostosowuje. Jak zazada wiecej, to poslesz wlasne dziecko do lasu 😉 Moj sklep w poblizu tez sie dostosowuje i wlasnie proponuje 125 g litewskich kurek za 3,20 Fr (ca 60 zl/kg!). Najblizszy las z grzybami jest 700m wyzej 🙁 Notabene, moje kurki sa zbierane osobiscie.
Pyro !
Czy dodajesz kurki do bigosu, czy tylko inne suszone.
Pszczoly obrodzily. Pan bartnik przygotowal na blogowisko male sloiczki miodowego kremu do sprobowania. Bedzie jednak jeszcze miod jesienny, pomimo niskich temperatur i silnych wiatrow ktore ostatnio nas nawiedzily.
Wytlumaczcie mi cos, czego nie rozumiem. Jesli w tym tygodniu Sejm samorozwiaze sie to czy wybory beda w roku biezacym w pazdzierniku.
Pieknej slonecznej pogody dla cieplego Poznania
Pan Lulek
Iżyk nie nabruździł. Prawidłowe odpowiedzi to: latkes – placek ziemniaczany z kuchni żydowskiej; pierekaczewnik zaś to babka makaronowa z kuchni tatarskiej; żuchel to placekpieczony z ziemniaków i mięsa z pogranicza Kociewia i Kaszub. Odpowiedzi przyszło sporo ale bezbłędną podał Pan Paweł (dotąd nieznany na naszym blogu – witamy!) i on otrzyma książkę z autografami i dedykacją. A jest to „Kuchnia polska na nowo odkryta” Barbary Adamczewskiej wydana przez oficynę Prószyński i S-ka. Gratulacje.
Następne zagadki w kolejne środy. Ale na informacje o nagrodach będziecie musieli poczekać do mojego powrotu z Włoch. Wyjeżdżam bowiem jutro o świcie i będę z daleka śledził blog (i ewentualnie włączał się do komentarzy) ale bez dostępu do redakcyjnej poczty. Proszę więc o cierpliwość.
Pan w sklepiku dobrze zarzadza swoim markietingjem. Jeśli klient ma aż tak wyrafinowane potrzeby, jak kurki..?
Kto jadł zupę z kiszonych kurek? Taka kwasna zabielana zupka z koperkiem i lekko zdębiałymi kartofel……ukhm… ślinianki…
Nemo
Dziecko jest sfeminizowane i asertywne. Nic jej nie można nakazywać bo się usztywnia i kontruje. Pracę maturalną pisała o Virginii Woolf. Raczej nie mam szans by ją gdziekolwiek wysłać – po prostu robi co chce. Tyle dobrego, że gdy wraca odpocząć po trudach życia do domu to ją nosi i lata z psami po lesie. Potem wywala grzyby do miski a ja je myję, przebieram i gotuje. Jak widzisz tradycyjne role społeczne się pozmieniały, władza ojcowska się skończyła – mogę córci tylko doradzać, co zresztą czynię z przyjemnością.
Wojtku, Ty wiesz i ja wiem, jakie sa dzisiejsze corki, ale czy „lesny Czlowiek” to wie?
Gospodarzu,
szczesliwej podrozy i wielu milych wrazen z dzikich gor, gdzie zsylano niepokornych ksiezy za niesubordynacje (Don Camillo) 😉
http://youtube.com/watch?v=koiunKFGvlA
I, przed podroza, mala wprawka jezykowa:
http://youtube.com/watch?v=9IqjCh8-DPY&mode=related&search=
Znowu mi ten potwór pożarł wpis, w którym podziwiałam „europejski” poziom ceny kurek u Nemo.
Dla Iżyka podałam przepis na zupę (jedna z moich ulubionych) zwanych w Poznańskiem „białe, kwaśne na kurkach”
Oto on
Umyte kurki pokroic niezbyt drobno, małe zostawić w całości Nożki pokroić w poprzek. Grzyby zesmażyć na maśle z lekko zrumienioną cebulką. Osolić, opieprzyć, wsypać sporo majeranku (kurki kochają majeranek). Kiedy już wygotuje się sok puszczony przez grzyby dolać potrzebną ilość wody. Grzybów w zupie powinno być dużo, albo wody mało. Pogotować ok poł godziny. W 200 ml kwaśnej śmietany rozbić łyżkę mąki, zaprawić zupę, zaparzyć, nie gotować. Sprawdzić smak – z reguły trzeba dodać i sól i pieprz i majeranek. Dodać łyżkę masła świeżego i pół pęczka drobniutko posiekanej natki. Jeżeli używa się słodkiej śmietanki zamiast kwaśnej, zupa będzie wymagała 2 łyżek soku cytrynowego. Ziemniaki gotuje się oddzielnie i albo wkłada w całości na talerz z zupą (wersja postna) albo podaje na osobnym talerzu suto posypane skwarkami.
Panie Piotrze, Pani Basiu – szerokich dróg, lazurowego nieba, pięknych gór i najpiękniejszych doznań wzrokowo – węchowo – smakowych. Poczekamy w Kórniku na reportaż.
A Fernandel jest wspaniały , Nemo.
Panie Piotrze, latkies to liczba mnoga, więc to nie placek, a placki. To obowiązkowe danie chanukowe 🙂 Ja się ich nigdy nie mogę wtedy najeść!
PS. Naprawdę Pan nie wie, że do naszej poczty można wchodzić z netu?
A dziekuje, dziekuje za ksiazke 🙂 od dluzszego czasu sledze blog. Drugi raz wzialem udzial w konkursie i bach mam ksiazke 🙂
Jako ze w moim jadlospisie miesa brak mam nadzieje, ze znajde odpowiednie przepisy albo bedzie mozliwa wymiana skladnikow miesnych na jakies inne.
Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na mojego niecodziennika http://kblox.km-net.pl gdzie uprawiam swoje fantazje kulinarne. Moze nie sa „poprawne” wedlug sztuki kulinarnej ale mi i moim znajomym smakuje.
Milej i udanej wyprawy Panstwu zycze – szerokiej drogi, pogody i nowych przygod kulinarnych.
Echidna
Motorowa łajba przepłynęła przez pianę wodną z której unosił się niecodzienny zapach. Wiesiek mruży oczy. Deszcz i wiatr smaga jego twarz. Po piętnastu minutach robi przystanek. Z czapki wygrzebuje plastikowy woreczek z tytoniem, to jedyne suche miejsce na łódce /4m X 1,5m/.
Jeszcze moment i klimat ulegnie zmianie, mówi Wiesiek z kipem w kącikach ust. Nad łajbą unosi się woń palonej trawy.
Od 5.30 rano jesteśmy na wodzie i wszystko co do tej pory wyciągnął z wody to parę gładzic. Nawet spore, ale większość z nich to takie cieniasy że aż prawie przezroczyste.
Wszystkie wypompowane bo mają za sobą sex, powiada Wiesiu. Jego twarz pomimo brązowej opalenizny nie promieniuje ciepłem. Te musza się najpierw nażreć krabami bogatymi w białko. Wyrzuca zmęczona gładzice za burtę, do wody i do każdej ryby dodaje ten sam komentarz.
Centymetr po centymetrze mocne łapska Wiesia wyciągają z wody sieć. Każda 50metrow długa i prawie dwa metry szeroka. Ten 50ciolatek to rybak w drugim pokoleniu wychowany na wyspie Uznam. Nic innego nie robił i nie chce w życiu robić. W ostatnich latach wielu tutejszych rybaków odeszło od rybaczenia. Wykorzystało możliwości dane przez Unie.
Wiesław nie jest sam. Walczy o swoją egzystencje wraz z kormoranami które wyławiają w okolicznych wodach parokrotny unijny przydział dla rybaków. Z myślą o przyszłości nawiązał kontakty z restauratorami tuz za granica, w Ahlbeck i Heringsdorfie gdzie gładzica to istny szlagier w pomorskim menu.
Tamtejsi cenią sobie regionalne potrawy. Tradycje maja spore bo sięgają 16 wieku. Już Kaiser Wilhelm wysławiał się przyjaźnie o wyśmienitym filecie we wszystkich wariacjach. Ubogi w tłuszcz świetnie nadaje się jako filet w śmietanie do ziemniaków. Wyśmienity po uwędzeniu na drewnie bukowym. Jego ikra smakuje jak kavior. W połączeniu z zielskiem wychodzi znakomita zupa. Bez różnicy jak się przyrządzi to poemat, powiada Wiesław, zawsze smakuje, a polana czekoladą nadaje się na znakomity deser, tyle tylko ze należy się do tego przyzwyczaić. Zapotrzebowanie na gładzice ze strony sąsiadów jest duże i przekracza moje możliwości.
Gdybym wiedział kiedy one maja sex zostałbym w domu z moją i tez bym sexił , a tak, ma się tylko w plecy.
Zośka zła była na rybaka: ranek zmarnował i nic nie zrobił.
Rzekła ale recepte dała:
Gładzica w sosie pietruszkowym:
Squadniki na 4cztery twarze
4 gładzice ? 300 g, ? kg ziemniaków, 1 cebula, dobry kawałek masła, zielsko/pietruszka, koper, szczypiorek/, 16 łyżek maki, litr mleka, litr wody, przyprawy typu ziele angielskie, liście laurowe s & p
to funkcjonuje również z rybą zastępczą: sandacz lub węgorz
cebula pokrojona w kółka+przyprawy+woda >zagotować
oczyszczona ryba wpływa na 10 minut do kąpieli >wyjąc i trzymać pod przykryciem
zagotować ziemniaki
rozebrać rybę /pozostawić tylko mięso/
mąkę rozrobić w mleku + do 1/2 rybnej wody> krótko zagotować
ostrym nożem pokrojone: pietruszka, koper, szczypior wraz z masłem + do wywaru > krótko zagotować
sosem polać ziemniaki i filety z gładzicy
na deser filety polać czekoladą
smacznego
pozdrowienia łasuchom
Ufff Arkadius!!! A ja za biurkiem od rana, parszywy dzień. Zazdroszcze Ci ranka.
Witam Wszystkich
Czy ktoś może zna przepis na bułkę „panini” lub wie gdzie go znaleźć. Będę wdzięczna za pomoc
Nemo,
molto grazie e distinti saluti!
Signor Pietro, non c’? di che 🙂 Buon viaggio!
non c’e di che!
Kurki? czy ktos tu cos o kurkach? Pyzy z sosem kurkowym, jakie to pyszne jest. Poznanskie pyzy znaczy sie, zadne ziemniaczane.
Od strony kulinarnej ostatnie dwa tygodnie byly po prostu genialne. najpierw przez tydzien moj cudowny malzonek przygotowywal wieprzowine na tysiac sposobow. Nie ma to jak dobra biologiczna polska wieprzowinka. A potem przez tydzien, mowiac po poznansku, szlajalismy sie po Andaluzji. Daj nam Panie Boze wiecej takiej szynki i owczego sera.
A teraz niestety znowu w Holandii i koniec kulinarnej rozpusty. 🙁
Dziendobry,
lewie wstalam i wypilam kawe, a tu wpisow juz mnostwo, dyskusja przeleciala przez kilka tematow, zagadki rozwiazane.
Tradycyjnie juz upewnilam sie, ze te zagadki sa dla mnie za trudne, tym razem wiedzialam tylko latkes, cienkie placki ziemniaczane, ktorych, jak Pani Dorota, nie moge przestac jesc dopoki sa na polmisku.
Z lezka w oku wspominam grzybobrania z moim Ojcem z lat dziecinstwa i urode lasu wczesnym rankiem. Czarne palce od obierania maslakow i onez w smietanie z tluczonymi ziemniakami.
Nie wiem czy Alicja i Lena zbieraja grzyby tutaj w Ontario, bo ja nie mam gdzie.
Zwykle nie ma grzybow w lesie, bo to taki gesty matecznik i nawet ciezko do niego wejsc.
Moj ojciec twierdzi, ze aby rosly grzyby slonce musi dochodzic do samego podszycia, a tutaj nie dochodzi.
Wiec nawet w sklepach nie mamy lesnych grzybow a tylko te nieszczesne pieczarki, wielkie portobello i japonskie shitake i grzyby ostrygowe.
Czasami pojawiaja sie inne hodowlane grzyby, ale zwykle nie maja nawet grzybowego smaku tylko wygladaja pieknie.
Polegam wiec na suszonych…
Szkoda, ze, jak Nemo, nie moge kupic kurek na targu.
Natomiast szczupaki a i owszem daja sie lowic w tutejszych rzekach, piekne i duze. To takie chude mieso, ze pieczemy je w folii z warzywami i oliwa. Na faszerowanego szczupaka jeszcze sie nikt z moich przyjaciol nie odwazyl, bo pewnie wymagaloby to danie trzech dni pracy.
A teraz jade zaraz do North Bay, zawiesc syna na uniwersytet. Ostrzega ona (szkola), aby nie chodzic po campusie kolo smietnikow, bo moga tam przychodzic niedzwiedzie. Moze tam sa grzyby, ale kto chce wpasc na niedzwiedzia w czasie grzybobrania?
Milego dnia wszystkim, szczegolnie Helenie i cieple ciao dla Pana Piotra i zony.
a.
Już tłumaczę dialog gospodarza z Nemo, czyli jak grypsują po wołosku
Nikt-mówi Pan Piotr (że niby do nikogo, ot tak se tylko gada) Wiele Grażynek (Grazie, Grażki, Grażynki) przeznaczyłem (zapomniał dodać „pre” do distini) do oddawania Wam hołdów (saluti, salutowanie, bicie czołem, hołd)
Na to Nemo:
S (jakiś S) się nie boi (nie zna strachu, ignoruje, nie ma pietra) ale nie siedźcie, lepiej wiać (wiacio).
I że lepiej jednak wiać powtarza raz jeszcze. Prawda, że bez sensu?
Pyra,
dziekuje, ale jesli o mnie chodzi to i tak, nawet gdybym mial okazje, to przysylalbym mych odpowiedzi na konkursy Pana Adamczewskiego. Zagadki sa zawsze ciekawe, ale nie na tyle, zebym poswiecal czas na szukanie po ksiazkach i po googlach odpowiedzi na pytania. To troche taka wiedza krzyzowkowa, bez ktorej z powodzeniem mozna sie obyc jesli nie zyje sie z kucharstwa lub z pisania o kuchni. Z przyjemnoscia natomiast dowiaduje sie znaczenia terminow podawanych w zagadkach, i to tylko tyle, ile mnie interesuje w tym czy w innych quizach. W kazdym razie gratuluje zwyciezcom. Odpowiadajcie wiec tak szybko, jak mozecie i nie przejmujcie sie strefami czasowymi. Alicja i tak juz wygrala swoje, a ja nie musze. Za cala przyjemnosc wystarczy mi blogowanie.
Pozdrawiam.
Do Ani Z – piekielnie trudno przyjąć do wiadomości, że nasze dziecko jest już dorosłe, prawda? Pamiętam jakim szokiem było dla mnie poganianie przez mojego synka świeżo poślubionej żony do wyjścia „No chodź że wreszcie. Idziemy do domu” I ja z przylepionym uśmiechem i rozpaczliwa myślą „VCo ten chłopaka gada? Do jakiego domu?” Dopiero wtedy, dwa dni po ich ślubie uzmysłowiłam sobie, że on ma już inny dom. Dobrze, że niczego głupiego nie powiedziałam. Alicja przeszła przez to ulgowo, bo jej syn już od kilku lat w domu nie mieszkał. Ty Aniu , „tylko” odwozisz syna do uczelni, ale na stałe już go do domu nie dostaniesz. Będzie miał swoje życie. Niby świetnie, ale jednak pusto i głupio.
Och, jaki piekny mam dzis dzien! Po zimnej nocy (+6°C) wyszlo sloneczko i moge sie na nim pogrzac, a i pranie suszyc na dworze… No i ujawnil sie genialny pierewodczik! Izyku, dzieki za wprawienie w jeszcze lepszy humor 🙂
Aniu Z.
ja jeszcze nigdy nie kupilam kurek na targu! Zbieram osobiscie, a jak nie ma, obchodze sie smakiem. Kupuje tylko pieczarki (rzadko) i shiitake, czasem smardze. Mam zawsze zapas ususzonych prawdziwkow, rowniez z wlasnego zbioru. A na niedzwiedzie najlepsze sa dwie pokrywki, ktorymi nalezy halasowac tak dlugo, az misiek sobie pojdzie. Wowczas wyzbierac grzyby 😉
Nemo – opatentuj te pokrywki. Warto.
A ja lubie tylko grzyby zbierac! I chociaz bylam w lesnej krainie,na Pomorzu Zachodnim,to grzybow ani,ani!!!!!!!Nie widzialam nawet jednego,nie licze dwoch trujacych oczywiscie. 🙁
Kurki owszem byly,u lokalnych „handlowcow”.Ciekawam,gdzie je zbierali?
Pozostaje liczyc na pozniejsza dostawe suszonych, maminych grzybkow 😉
Oj tak tak droga Pyro, B. to moje jedyne dziecko.
Juz skonczyl college i nie mieszkal w domu cale lato, ale wciaz… teraz bedzie mieszkal w innym miescie o 400 km od nas.
Daleko, a jednak blisko dzieki komputerom, taniej komunikacji komorkowej, powszechnosci samochodow i dobrych drog ( to ostatnie w Polsce do osiagniecia mam nadzieje wkrotce).
Ja z moja Mama w Warszawie rozmawiam co drugi dzien. Mam nadzieje, ze bede rozmawiac z synem raz w tygodniu.
Wczoraj wieczorem rozmawial ze swoim ojcem na tarasie i bylo milo slyszec, ze byla to zrelaksowana rozmowa miedzy dwoma doroslymi ludzmi.
Nowy etap…
Dzieki Pyro za slowo otuchy, masz umiejetnosc wyczuwania nastrojow…
Szkoda, ze nie moge byc w Korniku. Tym razem…
a.
Droga nemo, zamiast grzybow mamy w Ontario prawdziwy wysyp niedzwiedzi od kilku lat. W niektorych wsiach i miasteczkach pokrywki musialyby brzeczec nieustannie (za wyjatkiem okresu niedzwiedziej hibernacji).
Ale oczywiscie masz racje, nalezy obwiescic swoje przybycie niedzwiedziom duzym halasem. Jesli jezdzimy w glusze z canoe to raczej wieksza grupa i rozmawiamy, aby bylo nas slychac…
W pieknym Algonquin Park w Ontario mieszka ok 2000 tys. niedzwiedzi i to jest ich terytorium. Niektore, na szczescie nieliczne, potrafia obrocic sie przeciwko ludzkim intruzom i nawet polowac (calkiem skutecznie) na nich.
Wygoogle’uj tylko Algonquin Park, bear, tragedy i ciarki przechodza po plecach…
A teraz hej ho hej ho to North Bay I go. W mojej czesci Ontario ostatnie upalne dni lata, jutro ma byc podobno 32 C.
Trzeba nazbierac slonca na zime…
a.
Lateks to takie ubranko!!!
ps:
co wygrałem? (chcem pejczyk!)
Ania Z,
kurki sa dosc pospolite w lasach. Trzeba tylko ich dobrze wypatrywac. Podobnie z kozlakami czy nawet z borowikami.
Moje dzieci powychodzily z domow. Na szczescie bez dramaturgii. Starsza corka oznajmila, ze wyprowadza sie do swojego chlopaka, z ktorym byla juz od dwoch lat. Sa nadal ze soba, oboje szczesliwi, a to juz cztery lata od wyprowadzki. Mlodsza corka wyfrunela poltora roku temu. Mieszka jako wspolokatorka z dwoma kolezankami ze studiow, uczy sie, pracuje, tworzy, rozwija sie. Wyglada na to, ze tez jest szczesliwa.
Dzwonimy do siebie, ale nie za czasto, bo ja staram sie respektowac ich swobode. Zerszta o czym bede z nimi rozmawiac co dwa dni. Czasem mamy sobie niewiele do powiedzenia po dwoch tygodniach, bo zycie codzienne jest jakie jest.
Ale ogolnie cieszylem sie, gdy dzieci poszly w swiat. Dla mnie byl to znak, ze byly one gotowe do tego. No i sprawdzilo sie. Nie trzeba sie bac, a wtedy szok bedzie mniejszy lub w ogole szoku nie bedzie.
do Ani Z.
Moje dziecko wyprowadzi sie z domu dopiero za rok a ja juz przezywam….
Hej, Hej, przed chwilą miałam telefon od szczęśliwego człiowieka. Zadzwonił do mnie p. mgr Leszek Książek (onże sekretarz gminy w Kórniku), który własnie otrzymał książkę Władyki „Polityka i jej ludzie” z dedykacją, podpisami i wizytówką naszego Gospodarza. Powiedział mi euforycznym tonem, że jest zaszczycony, że nigdy się nie spofdziewał itd itd.
Rację świętą mają Francuzi, że drobne podarki podtrzymują wielkie przyjaźnie. Howgh.
nie lateks, ale latkes, ty erotomanie!!!! Owszem jedzenie może być afrodyzjakiem, ale bić nim kogoś (np. porem) to już byłaby przesada…. Nastepnym razem radze czytac ze zrozumiemiem!!!
Uwaga Rodzice !
Nie panikowac. Ja ucieklem z domu jak mialem 16 lat i rodzice przezyli.
Kiedy moj syn byl na studiach to ja znowu dalem noge w swiat od rodziny. Teraz on jest glowa rodziny i jestesmy w najlepszej przyjazni bo ja jemu po prostu nie przeszkadzalem dorastac. Dajcie sie wyszumiec mlodziezy i pozwolcie im od czasu do czasu rozbic sobie nos. Szybko otrzezwieja i sami znajda najlepsza droge. Pokazujcie tylko swiat i uczcie gotowac wode bez przypalania garnka. Nic lepiej nie uczy samodzielnosci jak zbyt wygorowane wymagania i brak pieniedzy. W ograniczonym zakresie. Badzcie tylko na miejscu kiedy naprawde juz nie idzie samemu.
Niepedagogiczny
Pan Lulek
Droga Pyro,
grunt to umiejętna, niesfatygowana dyplomacja! Mamy mgr.Książka na półce 🙂
Laskawie odpuściłam dzisiejsze pytania, bo mam już Kuchnię polską na nowo odkrytą, a pytania ukazały się, jak szłam spać o 2-giej. Teraz zwracam uwagę, o co gram – Jacobsky, jest jeszcze kilka książek, których nie mam i się na nie zaczaję. Na przykład ta emigrancka, czy już się ukazała na półkach? To by było ciekawe. A przy okazji pytań to byłam pewna, że przy okazji latkas pojawi się jakiś erotoman i sobie zażartuje 🙂
Aniu, grzyby są, tylko trzeba wiedzieć, gdzie, w tych chaszczach bywają w przecinkach rydze, tylko zazwyczaj parszywie robaczywe. My jezdziliśmy w rejony Kaladaru, Flint, albo w stronę Jacobskiego, między Brockville a Cornwall. Aż któregoś roku odkryliśmy, że u nas w lasku za domem występuje grzyb prawdziwy, kozak oraz kurki! Największy wysyp był w 1992 – lato było niezbyt upalne, a deszczowe. Wychodziłam z dzieckiem na pół godziny i potrafiliśmy przytargać ze sto prawdziwów za takim wyjściem, nic a nic nie łżę! Sąsiedzi patrzyli na nas z przerażeniem, zwłaszcza gdy jesienią na niepryskanej łączce pojawiały się opieńki. Pytali, czy my aby wiemy, co zbieramy. Na to pan J. wskazywał na naszą dziecinę i mówił, że najpierw jemu dajemy spróbować, tacy durni to nie jesteśmy (zgroza!). Od paru lat jest tak sucho w tamtym lasku, że nawet kurki się nie pokazują, chyba z 5 lat temu coś niecoś zebraliśmy w miarę znaczącego, w tym roku nic.
Panu Piotrowi i Małżonce życzę szerokiej drogi i udanych wakacji, a spotkamy się wiadomo, gdzie – u Pyry w Kórniku!
Zadzwoniłem telefonicznie do Gaździnki z Kościeliska i dowiedziałem się, że biało na polu. Rano spadł pierwszy śnieg 🙁
http://wiadomosci.onet.pl/1600250,11,item.html
Państwu Adamczewskim- szczęśliwej drogi i wielu wspaniałych kulinarnych doznań!
Blogowicze drodzy- byłam dzis nieprzyzwoita, objadłam się pangą doprawioną ostro ( chili ). Wieczorem w wolnej chwili zabiorę się za gotowanie zupy fasolowej, w sam raz na jesienne dni, które już nadciągnęły.
Kórnik też nadciąga.
Czekam zatem.
Misiu 2:
Po Kórniku Tatry – niech ten śnieg mi do tego czasu zniknie!U nas jest pięknie i mam nadzieję to zabrać ze sobą!
Marialka, spodziewam się, że Ty też będziesz w Kórniku? Od Ciebie to rzut beretem.
Aniu Z!
„ok 2000 tys. niedźwiedzi”?
Chyba 2 tys.
Alicjo! Ja także spodziewam się, ze będę w Kórniku ( czytaj: bardzo chcę). Jednak jeszcze jakiś czas temu planowałam przyjechać z noclegami, słowem byc na zjeździe na okrągło. Teraz gdy moja sytuacja rodzinna się skomplikowała wiem już, ze będę dojeżdżać w miarę moich możliwości. Przykro, ale i tak bywa. Mam nadzieję i chęć na nasze spotkanie.
Och Alicja,
sa miliony ksiazek, ktorych nie mam i miec nie bede. Podobnie jak miliony plyt, filmow czy… kobiet. Trzeba sie pogodzic z wlasnymi mozliwosciami, ktore po raz kolejny okazuja sie byc ograniczone 🙂
Co do grzybow, to ostatnio zbieralismy je w poniedzialek, przy okazji jazdy na rowerach gorskich w Bromont, jakies 60 km na wschod od Montrealu. Jedzieny tak sobie po kamienistych sciezkach, az tu nagle krzyk jednego z kolegow i ostre hamowanie. Obok drozki, ktora jechalismy wyspy kurek i czegos, co tutaj nazywa sie „beefsteak”. Zebralismy tego calkiem sporo. Dobrze, ze mielismy plecaki, a w nich plastikowe torby, tak wiec na krotki czas, jaki dzielil nas od parkingu transport grzybow byl zapewniony.
Grzyby dalismy znajomej, ktora wlasnie na dzis wieczor robi sos z makaronem.
POdobno w tym roku nie bylo tak zle z grzybami. Kilka okresow chlodnych nocy pomoglo grzybom.
Ale u nas niestety, jest bardzo sucho, Jacobsky – mój ogródek wygląda tragicznie, podlewam pózne maliny (owocują do pierwszych mrozów!), bo obawiam się, że zaczną się czerwienić, zanim wyrosną na przyzwoity owoc. My tu mamy niewiele ziemi, siedzimy na skale wapiennej, dopiero trzeba wyjechać na północ trochę, w Tarczę Kanadyjską.
Nie znam beefsteak (poza wiadomym, oraz gatunkiem pomidorów), a zbieram tylko ok.6-8 gatunków grzybów, co do których jestem 100% pewna, że wiem, co zbieram. Nie znam się na gąskach i zielonkach, więc im odpuszczam na wszelki wypadek, i wielu innym grzybom. Ale bardzo lubię. Kiedyś Jennifer, moja chińska synowa, przywiozła mi suszone chińskie, kilka różnych gatunków, ale jakoś mi nie podeszły – drewniane trzonki i aromat jakiś taki „perfumowany”. Kiedyś przeglądałam Kensington Market i co tam w torontońskim Chinatown, masa przedziwnych grzybów, trafiłam też na jakieś dziwadło, które kosztowało ok. stówy $ za kilogram. Coś w rodzaju polskiej huby, tylko żółte. Sprawdzę przy okazji, co za trucizna.
A co do książek, to kucharskie lubię nie tylko wykorzystywać praktycznie, ale i czytać. Ponieważ mam już kilka, mogę pokusić się o recenzję – lubię te okraszone anegdotami i opowiastkami. „Za stołem” nie mozna czytać na pusty żołądek! Natomiast „Kuchnia polska na nowo odkryta” jest interesująca choćby ze względu na stare „uwspółcześnione” przepisy (no, nie gotujemy dla 12 osób!). A poczytać „Książkę poniekąd kucharską” Chmielewskiej czy Tadeusza Olszańskiego „Kuchnię erotyczną” to czysta przyjemność. Tylko nie na głodniaka, podkreślam 🙂
Marialka – dojazdy to też lepiej, niż nie być wcale 🙂
No, ja jeszcze muszę dolecieć…
Sławku,
Jedyną przygodę jaką z albatrosem miałem to ta:
http://www.youtube.com/watch?v=2NWoVWTBdjY
a ze życie zaczyna się po pięćdziesiątce to jest i szansa na następne spotkania
Ana godz. 14:49
Miałaś pecha z grzybami na Pom Zach, nie spotkałaś mnie. Następnym razem daj znać. Znasz mój numer z telefonem?
Alicjo
Lataj lotem martw się potem
powiało dziś
pozdro
Lufthansa, Arkadiusu.
Dobrych wiatrów!
NIE WIEM CO SIę STAłO. oD DWóCH GODZIN NIC NIE MOGę WYSłAć.
No, moj dramatyczny krzyk pomógł. Rzecz dotyczy rzecz jasna grzybów. Dzisiaj na obiad jadłyśmy kotlety z pieczarek zgodnie wzdychając do purchawicy olbrzymiej. Alicja – ona ponoc na Twoim trawniku rośnie. Jestem żółta z zawiści – średnia purchawica, kilka jaj, opakowanie bułki tartej, sól, pieprz, sporo tłuszczu do smażenia kilka butelek czerwonego wina, sześcioro przyjaciół – i hulaj duszo, piekła nie ma. Ja też nie mam purchawicy w tym roku. Mąż już mi jej nie przytaska do domu z zaprzyjaźnionej łąki.
Pyro,
za sucho na purchawicę tutaj w tym roku, ni ma! Za to poczytałam o śniegach w Tatrach i deszczach w Polsce i wrednie sobie pomyślałam, że lepiej teraz, niż za 2 tygodnie 🙂
Mnie Kanadyjczycy nauczyli, że bez niczego na maśle obsmażyć, ale ja to widzę w panierce, jeszcze nie próbowałam.
dzionek mialem mocno przesrany, otwieram bloga i slonce! dobrze, ze jestescie,
czy ktos posiada intymny azymut na Helene?
Mamy Sławku . Wczoraj Alicja i Nemo wyściskały Ją telefonicznie od wszystkich. Ona jeszcze nie w takiej formie, żeby przy kompie siedziała.
Slawku, wysylam Ci namiary na Helene na Twoj adres.
no i PKP, mam ulge,, ze z Helena coraz lepiej, jest dla mnie , jak platan za rogiem, za kazdym razem jak spojze, po prostu jest i cieszy, ostoja taka, cieploscxi lacze, s.
Pyro, prosze sprawdz Twoja poczte. Poslalam zapytanie. Slawku, do Ciebie poszedl Kompletny Adres Heleny, na wypadek flakow jakich 😉
Pyro
Pierwszy raz słyszę o purchawicy olbrzymiej , że to grzyb jadalny. Dwieście metrów od mojego domu na trawniku co roku rosną purchawki wielkości dużej piłki . U nas nikt tego nie zbiera a co dopiero konsumuje.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Purchawica_olbrzymia
Nemo , mam dzieki!!! ,
Misiu, toz to wyglada, jak ryba glebinowa, mowia, ze jadalne, korzystaj, taka purchawica w domu, to jak znalazl
Misiu, moze nikt nie zbiera, bo to grzyb pod scisla ochrona 🙁
Kiedys w okolicach mojego domu rodzinnego na Ziemi Lubuskiej moj osobisty przekonywal mnie, ze ta wielka biala pilka jest jadalna, a ja mu nie wierzylam 🙁 No, ale w obliczu wielkich ilosci prawdziwkow, kozakow, kani, maslakow i kurek, jedzenie purchawki jakos nie pociagalo…
poniewaz dzis dzien z zagadkami, to ja tez:
lonzo,
coppa
i jakies wino
skad to?
odpowiedz w Korniku, wlasnie chwytlem dostawe
Purchawica olbrzymia jest do jedzenia, jadłam niejeden raz i żyję, zaświadczam, że nie stukam z zaświatka 🙂
U nas nie jest pod ochrona i można się na nią natknąć, w Polsce nigdy nie widziałam olbrzymiej, tylko te małe, pełno po łąkach było.
Kanadyjczycy robią smażone na maśle, grube plastry ok 2.5 cm, solą i pieprza na talerzu, byc moze są tez inne sposoby (panierka?), ja znam tylko taki.
Prawdziwki i inne grzyby oczywiście to najwyższa półka, ale purchawka olbrzymia nie jest zła 🙂
Nemo
Postawię tabliczkę :
Grzyb pod ścisłą ochroną prawną
Prezydent z PiS
Ps.
Grzyb rośnie w miejscu gdzie od niepamięnych czasów zbieraliśmy rydzyki a purchawki kończyły marnie bo zawsze ktoś je kopał.
Misiu, ale moze mówisz o małych, popularnych? Olbrzymia to chyba jednak olbrzymia :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Purchawica_olbrzymia
U mnie bywały większe…
Purchawki i purchawice 🙂
Alicjo, ta, ktora znalezlismy byla co najmniej tak wielka, jak na zdjeciu. Ale w artykule mowia, ze czesciej rosnie na polnocy, a Ziemia L. i Misiowe okolice, to raczej polnocna Polska. W Helwecji rosna tylko male. Jako dziecko lubilam (teraz tez zreszta 😉 ) nadeptywac na dojrzale purchawy tak, aby glosno eksplodowaly zolta chmurka zarodnikow…
Slawku,czy te specjaly masz z ojczyzny pewnego francuskiego kurdupla? W Gryzonii tez robia coppe i w Ticino… Juz mnie skreca z zazdrosci na sama mysl, jak bedziecie degustowac te wszystkie specjaly i trunki 🙁 I ten Pyrowy bigos… A przede wszystkim to TOWARZYSTWO!
Ja nie wiem, czy my bedziemy musieli iść gdzieś na jakis obiad… jak powiada Gospodarz, wygląda na to, ze stamtąd nigdy nie wyjedziemy, tyle będzie zapasów! 🙂
Gospodarzu,
Milej podozy zeczy Lena.
Gospodarzu,
Milej podozy zyczy Lena.
Jacobski – miliona kobiet Ci sie zachciewa…? Toz nawet Giacomo Casanova nie mogl sie pochwalic taka iloscia podbojow serc niewiescich. Alez masz zachciewajki!
Alicjo – juz od dawna chcialam Cie zapytac o sok (syrop) klonowy. Widzialam kiedys TV, ze zima, podczas przygotowania soku, calkiem pokazna kupka ludzi kubeczkami nabierala z poteznych rozmiarow gara sok i wylewala na snieg. Po czym takie podmrozone placki z soku klonowego zjadala. Coz to takiego?
E.
Może i tak być, echidna – najpierw sok się pracowicie zbiera jak sok brzozowy na przykład, spływa sobie do metalowych pojemników zawieszonych u pni. Potem w kadziach podgrzewany długo odparowuje do momentu, aż zgęstnieje – no a potem się zlewa do pojemników i sprzedaje, wyklarowany i dość gęsty. Pora syropu klonowego u nas to marzec, czyli jeszcze zima, więc można i tak – ciepnąć gęsty syrop na snieg dla ochłody i „utwardzenia” na klonowy cukierek.
Polecam kapkę do lodów waniliowych albo jak kto lubi – do racuchów. Aromatyczny i słodki, z zupełnie gęstego robi sie coś w rodzaju cukierków, a w kuchni używany do potraw, gdzie użyłabyś miodu, na przykład chicken honey wings czy skład glazury mięs.Osobiście nie używałam, ale tu i ówdzie zdarzało się coś jadać „po ludziach”.
Zmarł Luciano Pavarotti
http://www.youtube.com/watch?v=2uYrmYXsujI&mode=related&search=
I znowu chóry anielskie wzbogaciły się w sekcji tenorów o wyjątkowo piękny głos. Żegnaj Luciano.
Nemo – zajrzałam do poczty i nic nowego tam nie ma , a list Alicji przeczytałam już przedwczoraj.
Misiu 2. Zadzwoń do mnie w przyszłym tygodniu (nr jest w zakładce o zjeździe) to dogadamy się jak i kiedy odebrać Cię z dworca i dostarczyć na Zjazd.
Pogoda okropna i ja się tak nie bawię. Gdzie piękne polskie wrześnie ? Gdyby taka pogoda była w 1939r. to Hitler potopiłby czołgi jeszcze przed Bzurą.