Pół godziny rozkosznej zabawy
Jestem sympatykiem Jamiego Olivera i miłośnikiem jego książek. W każdej znajduję coś dla siebie i wykorzystuję w praktyce. Prawdę mówiąc to jego działalność zachęciła mnie (a właściwie nas, bo i Barbara w tej dziedzinie działa) do organizowania dziecięcych warsztatów kulinarnych Slow Food i uczenie ich miłości do regionalnych smaków.
Właśnie na rynku ukazała się kolejna książka Jamiego, do której jednak podchodziłem początkowo nieufnie. Nosi bowiem ona tytuł „30 minut w kuchni”. Ja w kuchni spędzam znacznie więcej czasu, wmawiając sobie, że dlatego iż lubię to. Barbara natomiast zawsze miała ambicję, by w kuchni przebywać jak najkrócej, czyli tyle ile trzeba. Zacząłem więc czytać nowe dzieło Olivera i… szybko wpadłem w jego szpony (autora oczywiście inowatorskich pomysłów). Zreorganizowałem swoją kuchnię wg. książkowych wskazówek. Było to tym łatwiejsze, że większość sprzętów miałem i tylko musiałem je właściwie poprzestawiać. Trudniejsze było przestawienie się na inny system organizacji pracy i gotowanie równoległe czyli kilku dań jednocześnie. Ale dało to obiecywane rezultaty. Choć za pierwszym i drugim razem przekroczyłem czas o 10 – 15 minut ale kolacje były bardzo dobre. Trzeci raz mój pobyt w kuchni trwał 35 minut. I uważam to za duży sukces.
Oczywiście nie będę STALE tak gotował. Zwłaszcza, że mam swoje ulubione dania a i zestawy proponowane przez autora nie zawsze mi odpowiadają. Ale z nauk Jamiego wyciągnąłem właściwe wnioski: gdy się spieszy trzeba słuchać lepszego od siebie czyli prawdziwego mistrza.
A teraz kilka zdań autora, które wszystkim wyjaśnią o co mu chodzi:
„Możesz być najbardziej zajętą osobą na świecie, ale przecież musisz coś jeść! Chcę ci pokazać, że w zaledwie 20 – 30 minut (mniej więcej tyle samo czasu, ile trzeba, by podgrzać w piekarniku gotowe danie, obejrzeć coś w telewizji lub odebrać zamówienie na wynos) możesz przygotować zachwycający zestaw potraw domowej roboty.
Ostatnio zrozumiałem, że sposób, w jaki gotowałem w domu w czasie tygodnia, nie był zbyt efektywny. Ponieważ znam się na gotowaniu, często improwizowałem, przygotowując posiłki, i na bieżąco je urozmaicałem. To jednak oznaczało, że mimo iż moje potrawy wspaniale smakowały, przygotowywałem je nieco chaotycznie, przez co spędzałem w kuchni zbyt dużo czasu gotując i zmywając, choć mógłbym już wtedy układać dzieci do snu i czytać im książeczki. Dlatego zacząłem planować posiłki i zmieniłem podejście do gotowania w tygodniu na bardziej metodyczne. Teraz już nawet nie myślę o powrocie do poprzedniego stylu.
Oczywiście podczas weekendów zmniejszam tempo i spędzam w kuchni tyle czasu, ile tylko chcę. Jednak w tygodniu jest się tak zajętym, że dobra organizacja przy robieniu zakupów i gotowaniu bardzo się przydaje, bo dzięki niej można mieć więcej wolnego czasu. (…)
Gotując w nowy sposób odkryłem mnóstwo świetnych trików, które również zawarłem w przepisach. Mam nadzieję, że pomogą ci stać się szybszym i bardziej efektywnym kucharzem, i to niezależnie od tego, co będziesz gotować. (…)
Przepisy podane w tej książce są starannie rozplanowane, dlatego nie stracisz ani minuty. Wyręczyłem cię w trudnych, kłopotliwych zadaniach, takich jak obmyślanie menu i rozłożenie czynności w czasie. Wystarczy, że będziesz postępować zgodnie z moimi wskazówkami, działać szybko i dobrze się bawić. Jeśli na początku przyrządzenie opisanych dań zajmie ci nieco więcej czasu, a kuchnia będzie trochę zabałaganiona, nie przejmuj się! To naturalny etap całego procesu. W miarę przyrządzania kolejnych posiłków będzie ci szło coraz lepiej! Pamiętaj, że chodzi tu o zupełnie nowy sposób gotowania. To trochę jak z jazdą na rowerze, prowadzeniem samochodu lub „sztuką kochania” – nie zawsze od razu udaje się załapać, o co chodzi, ale kiedy wreszcie się to opanuje, korzyści są niesamowite.”
W kolejnych rozdziałach autor opisuje wyposażenie kuchni i rozstawienie sprzętów. W głównej zaś części książki zamieszcza proponowane menu (jest to chyba 50 posiłków składających się z kilku dań, nie zapominając i o deserze) oraz krok po kroku czynności w tzw. gotowaniu równoczesnym. Dzięki takiej technologii można zaoszczędzić najwięcej czasu marnotrawionego na ogół na przyrządzanie wybranych dań po kolei. Tu działania bardzo ułatwiają zdjęcia różnych faz pracy.
Dziś np. zrobię taką kolację Jaimiego: kurczak piri piri, ziemniaki z fetą, sałatka z rukoli i na deser tartaletki po portugalsku. I zobaczymy co na to powie rodzina, która właśnie się zapowiedziała.
Komentarze
dzień dobry …
programy w kuchnitv wg tej książki – lub książka jest wg tego programu – bardzo mi się podobały i nawet polubiłam Jaimiego w nich .. sporo praktycznych rad i parę sztuczek .. książki chyba nie kupię bo mam inne tego typu ..
Dzień dobry.
Lubię siedzieć w kuchni i co mi zrobisz? Gotuję szybko,jak większość „kobiet pracujących” ale gdy potrawa wymaga wolnego pyrkotania (rosół, ozory, golonka, flaki) to garnek sobie, a Pyra na ulubionym krześle przy stole – kawa w kubku, książka na stole, albo zaprzyjaźniona osoba na drugim krześle z własną kawą. Dzisiaj też spędzę dużo czasu w kuchni. Muszę zlać i sklarować nalewkę z owoców róży, a potem pracowicie okrawać po kawałku pigwy. Doszłam do wniosku, że furda przekrawać i wydłubywać gniazda nasienne – mam dosyć owoców, żeby przesadnie nie oszczędzać – pookrawam dookoła miąższ ze skórką, a cały „ogryzek” zostawię i wyrzucę. Tak, czy owak dzisiejszy dzień jest przeznaczony na „mieszkanie w kuchni”
Dzień dobry Blogu!
Gotowanie równoległe kilku potraw na raz to kwestia planowania, tzw. timingu i… rutyny 😉 Kobietom przychodzi łatwiej, bo to one od zarania dziejów musiały koordynować jednoczesne czynności jak doglądanie ogniska i przychówku, mieszanie w garnku, rozmowa z sąsiadką o najnowszych modelach futer, odpędzanie wilków od jaskini etc. Mężczyźni działają bardziej linearnie i robią rzeczy „po kolei”, co zajmuje więcej czasu lub wymaga większej liczby wykonawców. W ułatwianiu sobie pracy bywają jednak bardzo innowacyjni 😎
Pyro, czy i własne ciasteczka też się przynosi do kawusi? Ech, ta poznańska oszczędność!
Katarzynko,
kawa własna, ale kubek może pyrowy 😉 I krzesło też.
Na dworze słoneczko, barwne liście na drzewach, aż się wierzyć nie chce, że od jutra jesienne szarugi 🙁
Ciekaw, czy Pepegor znalazł jakieś grzyby?
ciekawam
dobry pomysł na blog … o jedzeniu i dietach z książek i starych gazet .. dużo ciekawostek …
http://stosmakow.blox.pl/html
Jeszcze nie znalazl, bo sie dopiero wybiera.
Jak cos bedzie to nadam.
Zapowiadaje deszcz na popoludnie, ale na razie ladnie i slonecznie,
pozdrawiam, pepegor
Katarzynko – własna kawa , to nie znaczy, że przyniesiona w kieszeni. Znaczy tyle, że osoba na drugim krześle też dostanie kubek kawy i nie musi Pyrze podpijać. Ciasteczek do kuchennej kawy nie przewidziano wcale – może być grzanka z domowym dżemem.
E tam, Pyro, nie tłumacz się 🙄 My tu swoje o poznaniakach wiemy 😎 😀
Katarzynki jakoś długo tu nie było. Pamiętam ją tylko z porad geriatrycznych w lipcu. Skorzystałam jak najbardziej 😉
Co nowego u Ciebie, Katarzynko?
Ja też bym się chętnie zapowiedziała na taka kolację! 😉
Ale z weekendowej wizyty w Białymstoku przywiozłam pyszne wędliny z Lecha, więc chyba też nie będzie źle… 🙂
Gospodarzu-a na czym polegają tarteletki po portugalsku ?
Chociaż do własnej kawusi to może najlepsze własne katarzynki 😉
Byłam załatwiać psie sprawy, dokarmiać dzikie koty i w sklepiku (Młoda stanowczo daje szlaban na mięso w tym tygodniu. Proszę bardzo – drożdżowe pyzy na parze, pieczarki w sosie śmietanowo-pietruszkowym i jabłko pieczone z konfiturą malinową. I zostawić Rodzicielkę w spokoju.
Tarteletki czekoladowe, bo to do Portugalii przyjechało ziarno kakaowe w pierwszej kolejności.
Witam, grzyby to ja znalazlam na kopy pod Hala Mirowska i po wielu latach jadlam znwou rydze, pyszne byly. Na straganach mozna tez bylo dostac borowiki i podgrzybki no i cala mase roznych roznosci owocowo-warzywnych.
Danusko macham, dzieki za spontaniczne przyjatko, zazdroszcze Wam Natolina.
Dorotol-sprawozdanie oraz fotoreportaż z wizyty w Natolinie oczywiście zamieścimy.?Załapałyśmy się? na ostatni termin w tym sezonie.
A w przyszłym roku prawdopodobnie znowu od maja będzie można zwiedzać
natoliński park i pałac.Trzeba tylko czujnie pilnować terminów.
Piotrze-rozumiem,że czekoladowa tarteletka na deser złagodzi ostry smak dania głównego 🙂
Chyba trudno byłoby mi zmienić nawyki i sposób przygotowywania posiłków. Ale o ułatwieniach i innych „sztuczkach” chętnie czytam.
Rozśmieszył mnie pan Oliver pisząc:
Pamiętaj, że chodzi tu o zupełnie nowy sposób gotowania. To trochę jak z jazdą na rowerze, prowadzeniem samochodu lub ?sztuką kochania? ? nie zawsze od razu udaje się załapać, o co chodzi, ale kiedy wreszcie się to opanuje, korzyści są niesamowite.?
Pyro,
ja się znowu napraszam – mogę wpaść na „parki”? Wystarczy mi do nich sok malinowy 🙂
Parki przypominają mi wspominaną przeze mnie na blogu ś.p.Panią Domaradzką. To u Niej, wstępując po drodze ze szkoły po mleko, zajadałam się różnymi dobrymi rzeczami, parki były moje ulubione, bo u mnie w domu tego się nie robiło. U Pani D. parki bywały dość często i właśnie z sokiem malinowym. A pączki z konfiturą z róży…mniammmmmmm! I barszcz ukraiński, i racuchy, racuszki, pierogi i różne takie…
Pani D. miała obiad przygotowany na południe, bo wtedy była przerwa w pracy na roli, a ja akurat wracałam ze szkoły, to tradycyjnie zasiadałam do stołu u nich. Jadałam dwa obiady dziennie (w domu ok. 16-tej, i tak mi zostało), a byłam chuda jak patyk. I wiecznie głodna!
Alicjo – Ty juz u mnie nie gość (gość do trzech razy sztuka; potem domownik) więc wpadać mozesz nawet bez ostrzezenia. Ja na słodko najwyzej z sosem waniliowym, ale maliny w cukrze od Zaby posiadam – mozesz jeść do woli.
Alicjo – a ta elegancka blacha z piecyka, co to bezprizorna jest i po Polsce wojazuje, to przypadkiem nie Tereski Pomorskiej?
A propos tematu – ja nie spędzam w kuchni więcej czasu, niż pół godziny. Wydaje mi się, że każdy, kto kuchci od wielu lat, ma wypracowane metody i jakby tak policzyć, pół godziny wystarczy w sensie „roboczym”, bo przecież wiele potraw ma swoje wymagania czasowe, jeśli chodzi o upieczenie czy ugotowanie.
No więc sobie tam cos w piekarniku czy garnku dochodzi, a ja tu sobie w klawiaturę stukam, albo książkę na kanapce podczytuję.
Kuchnię mam małą, więc wszystko pod ręką i na pamięć wiem, co gdzie jest.
Nie rozumiem, co z tym „gotowaniem równoległym”. Nie wyobrażam sobie, że najpierw gotuję zupę, potem zajmuję się drugim daniem, deserów u nas z reguły się nie jada (od czego są owoce?).
Spróbuję kiedyś policzyć, ile czasu zabiera mi przygotowanie przeciętnego obiadu.
Jedyne, co mi zabiera czas w kuchni, to pierogi i uszka – no, ale wtedy robię ilości dla kompanii wojskowej!
Pyro,
ja sobie tak pomyślałam, że to może być Tereski. Ale ona z tych, co to raczej nie powie, nie zapytana wprost. Zapytam, bo przecież ona może do Żaby podskoczyć bez żadnego problemu, a zresztą czasem tam podjeżdża po obornik.
Zadzwonię dzisiaj i dam znać.
Blachy u Zaby nie ma, bo jest w Poznaniu. Inka odwiezie tylko nie wiadomo kiedy (kilka tygodni?)
Pyro,
ja najpierw zapytam, bo to na razie przypuszczenia. Dam znać.
Okazuje się, ze blacha do Połczyna pojedzie juz jutro z rana, bo Ince nawaliła firma wymieniająca okna i panowie przyjdą dopiero w przyszłym tygodniu, więc wykorzystają czas na drobne roboty ułatwiające Żabie życie. Blog potęgą jest i basta!
Witam.
Namiastka książki
http://www.jamieoliver.com/videos/cat/30%20minute%20meals/35
Bardzo lubię ogladać Rachael Ray’s może dla tego że bardziej emocjonalnie podchodzi do gotowania. Po jej programie jestem zawsze syty.
Spowiedź człeka spracowanego:
1.nalewka nasercowa (owoc dzikiej róży + miód) zlana, sklarowana, rozlana w butelki; potrzebuje 4 tygodni na dojrzenie;
2. obiad zjedzony z wyraźnym apetytem Dziecka;
3. pigwowiec (ok 2 kg) drobno pokrojony (bez albedo i pestek) w towarzystwie 2 jabłek, kawałka kory cynamonu , połowy rozciętej laski wanilii, kilku goździków i skórki pomarańczowej, przesypany 1 kg cukru, stoi na parapecie w słoju, przykryty gazą. Postoi tak tydzień, potem dostanie litr spirytusu, postoi 2 tygodnie – dostanie 0,5 l wódki 40% i po następnym tygodniu zostanie zlany. Dojrzewa szybko 2-3 tygodnie. Uf.
Pyro,
Tereska Pomorska stanowczo wyparła się blachy, to nie jej, w tym roku przywiozła tylko pomidory w byle czym, powiada.
Bardzo serdecznie pozdrawia wszystkich.
Proponuję, żeby blacha wróciła na następny Zjazd.
Jak ktos rozpozna – niech zabierze, jak nie, to zostanie u Żaby jako Zjazdowa Tajemnicza Blacha.
W końcu tworzymy historię, jakby nie było 😉
halo halo
juz niedlugo nadejdzie tutaj temat swiateczny. a poniewaz jestem poniekad rowniez swietym nie tylko mikolajem, to chcialbym poznac wasze zyczenia
tylko prosze nie wyjezdzac mi tu z checia zrobienia obiadu badz orgazmu w ciagu pol godziny 😆
nie zemna te numerki 😆
nie tylko ja, ale i kon by sie z tego usmial gdyby Stara Zaba mogla mu to przetlumaczyc na co PAdam wpada olsniony J O
oczywiscie, ze spelniac bede tylko najpiekniejsze zyczenia, ma sie rozumiec, samo przez sie, ze i bez ograniczenia czasowego 😆
Z T B – to dopiero brzmi !
Jestem za,a w tej Zjazdowej Tajemniczej Blasze zjazd wykona co roku,
jakieś sekretne danie.To znaczy danie będzie sekretne,dopóki nie znajdzie się na stole 🙂
Gotuję dzisiaj paralelnie,jak każda baba:zupa brokułowa,kotlety indycze w sobie curry oraz makaron do tychże.Bez gotowanie do przygotowanie,też równolegle,sałatka z sałaty lodowej i pomarańczowych pomidorów.
Dziecina wraca z zajęć na ogół potwornie głodna.
Trzeba sprostać 🙂
Danuśka,
gotowanie kotletów w sobie wychodzi chyba najszybciej, jak się ma gorączkę, najlepiej białą 😉
U mnie na kolację jagnięca rąbanka (plastry udźca, kotlety, jakieś żeberka) zaimportowana z Piemontu. I wino piemonckie.
Ogonku – ja się dołóże do świątecznej puli nagród – natychmiast, za frico , oddam 40 pięknie przeżytych lat i 40 kg wagi!
Zadzwonił pan rzeźnik, że półświnka jest już do odebrania, przerobiona na porcje wedle życzenia. Trzeba zajrzeć do Liebherra, czy ma w sobie dosyć miejsca. W ramach opróżniania jego wnętrza zrobiłam dziś ciasto francuskie z mrożonymi porzeczkami. Jutro ugotuję ogon cielęcy, bo zajmuje pół szuflady 🙄
Pyro,
nie bądź aż tak rozrzutna. Moja babcia Michalina, doświadczona rewolucją i trzema wojnami, mawiała: zanim gruby schudnie to chudy sczeźnie 🙄
Trochę rezerwy zawsze się przyda 😉
jest jeszcze troche czasu do rozdawania prezentow a zatem masz znaczne pole do popisu Pyro by zredukowac wlasne oddanie. w funtach byloby tego o polowe mniej, aczkolwiek to i tak spory bagaz. bede robil wszystko by znalezc nabywce
nie trac nadziei Pyro, pozostajesz mimo wszystko na czolowej pozycji do oddania. nie wiem jedynie czy sie czy komus?
Nemo , Ogonku – policzyłam. Rzeczywiście zbyt hojnie szafowałam „wdziękami” – 30 kg wystarczy.
Czy za Cichala już trzymamy kciuki, czy dopiero jutro?
Jutro za Cichala.
Ogonku,
w funtach byłoby to dwa razy tyle z niewielkim grosikiem, kilogramy tak mają.
A lat nie oddawać! Nikomu i za nic – w końcu napracowaliśmy się na nie…
http://www.youtube.com/watch?v=9aRVyCjoQK0
Nikt nam nie zabierze…
Nemo-donoszę pośpiesznie,że biała gorączka mnie,dzięki Bogu,
nie dopadła 🙂 Chociaż po prawdzie gorączkowo robię kilka rzeczy jednocześnie i w kuchni i poza nią 🙂
Kotlety indycze w ramach gotowania najpierw zostały lekko obsmażone,
a potem chwilę dusiły się z czym tam należy.
Ja teraz z kolei gotuję się do drogi- komu ws drogę,temu pies na smycz
i szalik na szyję,szczególnie o tej porze roku !
Lecę,bo pies patrzy na mnie wymownie.
wiesz co Alicjo?
ja tu kombinuje jak kon S Z pod gore jakby zakamuflowac tak bardzo kiepski towar, a ty kawe na lawe
zdaje sie, ze nie tylko ty potrafisz tutaj liczyc, co okropnego. zamiast serca macie kalkulator
cichalkowi tez zycze pomyslnosci. nie chce nawet myslec o jakiejkolwiek pomylce doktora. co to by bylo jak doktorkowi pomyla sie cichalka kopyta?
albo jak zbyt daleko skalpelem poleci?
chlast ciach ciach i cichalek bez ogonka
tfu tfu tfu przez lewe ramie
Ja nie kamufluję, ogonku, tylko mówię to, co myślę. Nie lubię podchodów ani żadnych tam innych wygłupów. Taka jestem. Można omijać moje wpisy, albo ich nie komentować. Kamuflowane poczytam, ale nie będę sobie głowy łamać nad ich rozkamuflowywaniem, mam inne rzeczy do roboty.
Jutro za Cichala,
za mnie (rąsie) 28 listopada. Właśnie dostałam pisemko od chirurga.
Obśmiałam się, bo mi napisano, że cała sprawa zajmie od 2 do 4 godzin i jeśli jestem diabetyczką, powinnam przynieść ze sobą odpowiednie jedzenie.
Ja to rozumiem, ale idąc na zabieg, niech to zajmie parę godzin, czy ja myślę o jedzeniu? 🙄
Alicjo – Ty nie, ale organizm myśli za Ciebie i gdybyś tak (na psa urok) diabetyczką itp to trzeba na minutę odpowiednie żarełko.
Alicjo – rozumiem, że w tym roku Jenny pod światłym kierownictwem robi uszka i „czerwoną zupę”?
Znając Alicję, to zaraz po zabiegu wydrutuje 3 płaszcze! Nie dopuści Jenny do kuchni a na Sylwestra wytańczy nas do ostatniego tchu (i kolana)
W moim kalendarzu ściennym jest jutro Dzień Ratownika. Może w Ameryce też? Cichalu, będę przy Tobie i Twoim chirurgu z dobrymi i motywującymi myślami 🙂
W moim lokalnym szpitalu tacy fachowcy (świetni, bo duży przerób) nazywani są Knochenschlosser czyli ślusarzami od kości 😉
Pyro,
spóźnione podziękowania za niedzielny wykład na temat ram do obrazów. Bardzo ciekawe informacje. 🙂
No właśnie, to zawsze Alicja dawała sygnał do rozpoczęcia przygotowań świątecznych. Ale uszka można zrobić i zamrozić jeszcze przed 28 listopada, bo nawet światłe kierownictwo może nie wystarczyć, jeśli to miałby być debiut uszkowy synowej.
Dziś gotowałam golonkę w warzywach, bo takie było zamówienie. Ja tylko skubnęłam,żeby sprawdzić, czy jest dobra. Była. Lubię gotować golonkę, bo była na dzisiaj, druga porcja na jutro, a jeszcze trzecia do zamrożenia. Pracy nie za wiele, a jedzenia sporo. W zasadzie lepsze są małe goloneczki, bo szybciej są miekkie, ale na dużej jest trochę tłuszczu. Obawiam sie, że za jakiś czas golonki będą zupełnie beztłuszczowe. Nie jestem zwolenniczką tłustych potraw, ale golonka, którą jada się bardzo rzadko, powinna mieć trochę tłuszczu. ” Chodził” za mna też barszcz ukraiński. A ponieważ jutro i w czwartek nie mam zupełnie czasu na gotowanie, ugotowałam go już dziś. Bardzo dużo pracy jest przy takim barszczu, zwłaszcza że nie potrafię ugotować go mało. Ale chętnych na niego będzie sporo.
Cichal – przy Twoim łóżku będzie jutro tłok naszych duszków – będziemy trzymać za wszystko, za co da się trzymać!
Włoska jagnięcina na kolację była świetna. Przyznam, że trochę sceptycznie oglądałam te grubo porąbane kawałki, ale jak przysmażyłam je ostro na oliwie z ząbkami czosnku i gałązkami rozmarynu, a potem podlałam Montepulciano d’Abruzzo i chwilę podusiłam pod pokrywą, to wyszło takie delikatne, że hej!
W międzyczasie skoordynowałam SMS-owo akcję przekazania świeżej oliwy sycylijskiej bratu Osobistego w Giardini Naxos przez siostrę mojego polskiego szwagra mieszkającą na zboczu Etny. „Wtajemniczeni” znają moje sycylijskie koneksje 😉 Akcja trwała pół godziny od pierwszego SMS po wyjeździe z oleificio w pobliżu Katanii do ostatniego – od szwagra, że wszystko OK. Oboje nie znali się uprzednio oraz nie znali żadnego wspólnego języka, ale wszystko poszło jak po… oliwie? 😉
Za parę dni odbierzemy w Bernie oliwę wyciśniętą zaledwie wczoraj albo nawet dziś 😎 Wytłaczarnia oliwy właśnie wczoraj podjęła pracę w tym sezonie.
Cichalu,
trzymaj się. Na pewno wszystko pójdzie dobrze. 🙂
Krystyno – na czym przywiozłaś na zjazd swój (doskonały) pasztet?
Pyro,
w blaszce z folii aluminiowej, w której był pieczony.
Też rozmyślałam o tej bezpańskiej blaszce, ale niczego nie wymyśliłam.
ZobaCZYCIE NA PRZYSZŁYM ZJEŹDZIE JAKA TO PORZĄDNA BLACHA. dWUSTRONNIE EMALIOWANA, głęboka, boki prostopadłe, nie pochylone, spód profilowany w prostokąciki. No i niemal dziewicza.
Nemo – wspólna Europa?
Kochani Blogowicze, a właściwie Aniołowicze. Dziękuję za dobre myśli! Jak mi się to spodoba, to każę sobie i drugie, chociaż zdrowe kolano, usprawnić przez
Knochenślusarzy! Podoba mi się tym bardziej, że wszystko mi dzisiaj wolno. Zjadłem nawet lody przed obiadem, co normalnie byłoby niewyobrażalne!
Żyjcie wiecznie!
Cichalku Drogi powodzenia, bylam dzisiaj na ostatniej z funkcjonujacych poczt w tym regionie i przyrzeczono mi tam, iz za 5 dni bedziesz mial co nieco w formie przesylki.
Jeszcze trochę i Cichal nam zaśpiewa Since I Met You Blogu… 😀
Cichalu,
kciukotrzymanie zapewnione 🙂
Cichalu powodzenia! Pewnej ręki lekarza i szybkiego powrotu do zdrowia!
„prawdziwa cnota krytyk sie nie boi”
– to byla chyba ksywka szpilek,
chyba najbardziej tragicznego czasopisma w historii polskiego humoru.
„i tego jednego, ktory placi, mam zaaresztowac?
-zapytal szeryf.
cala sala, jakie trzy tuziny, skineli jak na rozkaz glowami;
– niestety – westchnal – musze panu zalozyc kajdanki -„
Cichalu – Powodzenia, jutro i na Sylwestra 🙂
(bułgarskie)
Może zamiast kciuków – trzymajmy się za kolana? 😉
Może przestańmy zaklinać medycynę? Widzimy po Ewie – Żabie, że ONI potrafią, a Żaba nawet po roku od zabiegu dała radę poprowadzić bieg terenowy (kto siedział kiedyś na końskim grzbiecie ten wie, że w człowieku odzywają się po nim mięśnie, o których istnieniu nie miał pojęcia)
@pyra:
tak, bez profesora sauerbrucha nie pajdiot.
najlepszy przyklad:
katarzyna witt – dwie operacje i zaraz zdjecia w plejboju
co do turgieniewa:
ochotnik to ja jestem,
ale tylko w semantycznym znaczeniu tego slowa po rosyjsku.
@byk 23:46
🙂
A co, zamarzył się Wam Cichal na rozkładówce przy króliczkach?
To byłoby całkiem ciekawe, nie powiem 😉
A Cichal pewnie zapomniałby o bólu przy króliczkach. O, nie ma, nie ma tak dobrze!
Co najwyżej pielęgniarki rodem z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem” 😉
@pyra: Wam?
przechodzisz na pluralis majestatis,
czy jurisdikus chamorum?
Tylko dualizm – Alicja z Bykiem to jednak dwie osoby, nie jedna.
Dobranoc.
aha, watership down,
tez niezle…
@pyra:
dziekuje, nawzajem.
dla twych siwych skroni
-szacunek
dla twych spracowanych dloni
– wiwat.
a do zawijanej kapusty konieczna tlusta smietana…
Zawijana kapusta? Co to takiego?
Alicjo nie przejmuj się. Nadużył. Zaprzyjaźniam się z anestozjologiem.
Jestem wzruszony naszym wspólnym, blogowym czuciem. Żivot je cudo!
Wczoraj ocean był wyjątkowo piękny, dzisiaj, przy pięknej pogodzie fruwało mnóstwo pięknych motyli, w niedzielę byłem w City, łaziłem po pięknej dzielnicy Soho, w której obok zwariowanych malarzy chodzą piękne dziewczyny, którym najchętniej rozdawałbym piękne róże – tyle piękna wokół, a ja jutro do fabryki! A niech to cholera, jakby powiedział Witkacy.
https://picasaweb.google.com/takrzy/WszystkoCoAdne#slideshow/5665023746040484018
Dobranoc 🙂
Cichal, trzymam jutro cały dzień!
Cichalu, trzymam i ja – wszystko bedzie dobrze!
Nowy, pieknie tam u Ciebie, bo tu o motylach chyby mowy juz nie bedzie.
Blogowisku po tej stronie dzien dobry z nad porannej kawy!
pepegor