Zapachy z cudzego garnka
Pewnie niewiele osób pamięta jedną ze wspanialszych baśni Andersena, w której dla nudzącej się księżniczki wymyślano najbardziej oryginalne zabawki. Jedną z takich zabawek był garnek, z którego wydobywały się zapachy, jakie w porze gotowania obiadu w różnych niekrólewskich kuchniach. Wystarczyło na przykład zapytać garnek, co dziś na obiad u ochmistrzyni, aby otrzymać wonną odpowiedź.
Nie zawsze jesteśmy ciekawi, co gotują sąsiedzi – sam wiem coś o tym – ale i tak wiele osób informują o tym dolatujące przez okno lub panujące na klatce schodowej zapachy. Bardziej zapewne interesuje nas, co można zjeść na obiad u dalszych – zagranicznych – sąsiadów. Bardzo chętnie też zbieramy cudze, zagraniczne przepisy, włączamy je do swego repertuaru. Wiele z nich doskonale trafia w nasz gust.
Proponuję więc szybki spacer po kuchniach sąsiadów i skorzystanie z kilku podanych tu, zapewniam, prostych lecz bardzo smakowitych przepisów.
Wołowina w winie po francusku
60-80 dag wołowiny bez kości(najlepsza jest pierwsza krzyżowa lub zrazowa),1 duża cebula,2 kopiaste łyżki pokrojonej w kostkę słoniny,2 łyżki masła,2 łyżki mąki,1 szklanka czerwonego wytrawnego wina,1 szklanka przygotowanego z kostki rosołu,15 dag małych pieczarek, na czubek łyżeczki tymianku, sól, pieprz.
Stopić w garnku słoninę, do tłuszczu i skwarek dodać masło, posiekaną w kostkę cebulę, lekko zrumienić. Posypane mąką mięso włożyć do podsmażonej na tłuszczu cebuli i smażyć razem przez chwilę, po czym wlać wino, rosół, przyprawić lekko tymiankiem, solą i pieprzem. Pod szczelną pokrywką dusić około 3 godzin, tuż przed końcem dodać pieczarki i po 10 minutach potrawa gotowa jest do podania. Można podawać ją z ryżem na sypko.
Hiszpański omlet
Na omlet:8 jaj, szczypta soli,2 łyżki oliwy z oliwek.
Na farsz:2 ząbki czosnku,1 strąk papryki,1 cebula,4 średnie pomidory,10 dag pieczarek,sól,pieprz,1 łyżka oliwy, 1 łyżka soku z cytryny.
Pomidory po sparzeniu gorącą wodą obrać ze skórki, wycisnąć z nich pestki, po czym pokroić w kostkę. Paprykę pokroić w paseczki, cebulę i czosnek drobno posiekać. Pieczarki poszatkować w cienkie plasterki. Wszystkie warzywa usmażyć na oliwie, dodając na koniec sok cytrynowy, lekko posolić, dodać pieprz. Oddzielić żółtka od białek. Z białek, z niewielkim dodatkiem soli, ubić sztywną pianę, po czym na koniec dodawać, po jednym, żółtka, stale ubijając.
Na dużej patelni rozgrzać odrobinę oliwy, wylać masę jajeczną i smażyć, jak zwykle omlet, unosząc brzegi, aby masa ściekała pod spód. Kiedy omlet jest usmażony, ułożyć na nim masę warzywną, zwinąć i natychmiast podawać. Można posypać siekaną natką, samą lub z dodatkiem kilku listków bazylii.
Flamandzki suflet z cebuli
1 kg dużej cebuli,6 łyżek masła,2 i 1/2 łyżki mąki,1 szklanka mleka,5 jaj,1/2 szklanki słodkiej, 12%śmietanki, sól, pieprz, tarta gałka muszkatołowa, szczypta słodkiej i ostrej papryki.
Niezbyt drobno posiekaną cebulę gotować we wrzącej wodzie około kwadransa, dokładnie odcedzić w durszlaku. Z 2łyżek masła oraz mąki zrobić zasmażkę, którą rozprowadzić ostrożnie mlekiem, aby powstał beszamel, gotować chwilę, aż utworzy się niezbyt gęsty, jednorodny sos. 2 łyżki masła rozpuścić w garnku, dodać odsączoną cebulę i chwilę dusić(uważać, aby nie zaczęła się rumienić).Dodać beszamel i razem chwilę gotować. Doprawić gałką muszkatołową, papryką, solą, pieprzem. Zmiksować. Ostudzić. Dodać śmietankę, żółtka oraz ubitą na sztywno pianę. Naczynie do zapiekania wysmarować pozostałym masłem, wypełnić masą, wstawić do gorącego piekarnika na 2o minut. Podawać od razu po wyjęciu z piekarnika.
Angielskie grzanki z masą serową
4 kromki chleba tostowego,2 łyżki masła,1 łyżka mąki, 3 łyżki mleka i 2 łyżki piwa,3/4 szklanki startego cheddara,1 łyżeczka dobrej musztardy, sól, pieprz.
W garnuszku stopić masło, dodać mąkę, doprowadzić do lekkiego jej zrumienienia. Wlać mleko i mieszając gotować, aby sos się zagęścił. Dodać piwo, musztardę, sól i pieprz oraz ser i jeszcze chwilę gotować. Na pozostałym maśle zrumienić grzanki, po czym posmarować je masą serową. Przez chwilę zapiekać w gorącym piekarniku. Najlepsze są bardzo gorące, z dodatkiem piwa.
Komentarze
Zanim podziuelę sobie resztę dnia między fraki orderowe, a multum słoiczków, pojemników i buteleczek usuniętych z zamarłej lodówki, z przyjemnością przeczytałam dzisiejsze przepisy p. Piotra. Rumel mam w domu w tej chwili niezły : wspomniane bogactwo lodówkowe stoi w tej chwili na stole w kuchni, bo na balkonie w szafce stanowczo za ciepło, mięska i ryby rozparcelowane po sąsiadach i tak przyjdziw mi egzystować do przyszłej środy, kiedy to zląduje w domu nowa lodówka. Trzeba jeszcze zamówić zbieracza złomu, żeby był łaskaw zabrać sobie moją śliczną, zadbaną, nieporysowaną ani nie zdemolowaną dotychczasową spiżarenkę. Zła jestem, jak cholera. Poprzednia służyła mi wiele lat, ta zaledwie 7 i nie nadaje się do niczego, a jak się ja otwiera, to cuchnie jak nieszczęście, tyle w niej amoniaku.
Jak dotąd Alicja spisała się pogodowo znakomicie. Byle tak do niedzieli włącznie. Gar wielki na nasz bigos już u sąsiadów zamówiony i jutro przystępuję do produkcji, biała kiełbasa z przyzwoitej wytwórni też zamówiona, cukier, herbata i kawa już spakowane, pieczywo kupimy na miejscu, risotto ala polacca przywiozą Pyry młodsze w sobotę rano. Przeżyjemy. Sławek – bagażnik wykluczony : Miś, Pan Lulek i ja to zaledwie trzy osoby (chociaż mnie trzeba chyba liczyć podwójnie z racji gabarytów) Twoje 4 sztuki też upchniemy. Najwyżej będziesz spał z obcą babą na sąsiednim łóżku.
Taki niedawno, z myslą o tym blogu jako miejscu jego powieszenia, list półotwarty popełniłem. Pewnie bawiąc się słowem przynudzam miejscami, ale zabawa słowem równa trzaskaniu garami.
Kogo autor miał na mysli?
Do M***
Mistrza Patelnianego i Rondlisty,
od Jego wiernego czytelnika i podśladowcy w niedzielę, ze wsi napisany
Wielce Szanowny Panie M***.
Nic gorszego wyznawców i czcicieli Proroka swego spotkać nie może, niźli
to, że im gawiedź bezczelna, w oczy się śmiejąc, dowody błędu i naiwności
wiary wykazuje. Zaiste, najprzykrzejsza to rzecz, gdy prości pożeracze
twarogu z soi, nie rozumiejąc zawiłego procesu tkania przepisów
kulinarnych, brudnym paluchem w wersety księgi świętej celując, Tu!
O, tu-tu! Błąd!; drzeć się w ucho będą;
Pitagoras (taki najprzód filozof, a po wtóre dopiero matematyk), tylko
nielicznym zaufańcom ze swej szkoły tajemnicę tajemną w cztery oczy
zdradzał, że pierwiastek z liczby dziesięć niewymiernym jest;
Ciiiiichoooo, ale naprawdę, nie ma takiej liczby, co pomnożona przez samą siebie, da równo dziesięć. A cóż to za tajemnica, skoro w podstawówce o tym mówią, ha?, ktoś zapyta. A pewnie, że nie tajemnica, ale wtedy, gdy wierzono, że świat w oparciu o liczby został zrobiony, że we wszystkim matematyczny rozum boży i doskonałość na kształt geometryczny w świata rzeczy się maniu siedzi, to ho ho?! I jak tu ludowi wyznać, że tam gdzie porządek niby doskonały panuje, to w istocie bałagan, walka klas i chlew jak w barze na kiedyśnym dworcu wschodnim w stolicy!
Toteż, nim kto po oczach Mistrzowi błędami da, ja sam, wierny podśladowca,
spieszę szeptem donieść, że w ?Kuchni domowej? M*** błędy są Wielkie nie i w mnogości przepisów mocno wybełtane ale przecie są. Pod względem ubłędowienia to cienkusz, nie pomyłek esencja, ale się chochliki zakradły. Pal licho chochliki, ale niektóre to chochoły prawdziwe i szczęściem, że w tak wielkiej masie receptur się rozwadniają.
A może ktoś wcześniej doniósł, co? Był kto u Mistrza? Nie słyszę, więc
donoszę spiesznie, bo nie wolno kuchni imienia dobrego polskiej na byle
szwank narażać. Niechaj blamaż dotknie tych, co formę dania zapodania
wyżej stawiają, niż smak jego! Niech się kompromitują tamci, którzy talerz
osypią paprochami czerwieni, bo się im kolorystyczny kontrast z zielonym
wymokniętym czymś, co po środku zdechlasto spoczywa, bardziej rymuje niż
samego wymokniętego zapach. Niech wstyd mają owi, co jak już danie na
wydaniu sosem ochlapią, to jakoby mucha talerz popstrzyła (nie powiem
czym), bo pan fotograf ładne miał pstryknąć. A ładnie z prawdziwienie zawsze w parze chadza. No, to i w mikroplamkach sosu widać głębię wprawdzie i kontrast z ogromem rybiego filecika. Kontrast to jest to, że talerz wielkości
lotniska Kennedyego, a po środku filet z wyrośniętego ciernika lub
połówka dobrze rozklepanej połówki piersi kolibra, którego przed śmiercią
z wycieńczenia morzono głodem! Już Jędrzej Kitowicz pisał, że jak
zapanowała francuska przy stole moda na jedzenie mało, to kto się jej
poddał, jadł elegancko ale wstawał od stołu głodny. Wszystko przez ten
marketing i elegancję jedzonka, wszystko przez to, że człek najpierw je
oczami. To dlatego wizażyści i fotopstryki w kuchni gęszą się na szaro! Bo
ważne dla nich żeby wyglądało, żeby cieszyło oczy grą światłocienia i
brawurową feerii gamą barw różnokolorowych. Żebyśmy przeżywali dane danie w kategoriach estetycznego uniesienia, miast trywialnego pożerania. A gdzie
jedzenie w tym wszystkim, pytam, gdzie? Stanisław Ignacy Witkiewicz
twierdził, że konfliktowy związek formy i treści w sztuce zdecydowanie
wygrywać winna forma. Najlepsza jest czysta forma i do niej artysta winien
dążyć. Do formy bez treści. Co więcej, ona nie potrzebuje treści, ponieważ
sama staje się treścią. Może to i prawda, lecz co się tyczy sztuki, nie
musi zaraz tyczyć się sztuki mięsa, a o tę sztukę w kuchni idzie przede
wszystkim.
Bajdurzę ja tu i po manowcach chadzam, a ezoteryczne sekrety czekają,
toteż rozejrzawszy się trwożnie na boki, głos ściszam i piszę.
Mistrzu
W ?Giczy cielęcej? (str. 175) gicz to gicz, i dobrze. Ale już w jej wersji mediolańskiej (następna strona 176, ?Ossobuco alla Milanese?) zamiast giczy cielęcej proponuje Mistrz giez bukata. I dobrze, tyle że ten giez potem ciągle powtarzany jezd!
Wiadomo chochlik. Nie wina to Mistrza, tylko ten drań Bil Gates i
ta jego durna autokorekta, co sama robi, co chce. Korekta to podstawa ale Bil jada pewnie tylko rybne hamburgery i w nosie posiada polską kuchnię i dlatego wydanie drugie Kuchni domowej trzeba poprawić.
Gorzej, że ?Ozorki wieprzowe w sosie chrzanowym? (str. 200) mocą swą chrzanową na inne przepisy promieniują. Czytam oto, że kilogram
ozorków wieprzowych trzeba umyć, natrzeć i peklować, a potem myjemy,
gotujemy i podajemy. Ba przecinek ale jak my je podajemy znak zapytania
wykrzyknik. ?Podajemy pokrojone w plastry z sosem i ziemniakami puree. Sosy
oczywiście mogą być różne. Tu proponuję chrzanowy, ale do ozorków pasuje
również tzw. szary i koperkowy. Sos chrzanowy przygotowujemy w ten sposób,
że chrzan…? itd, itd…, bo tu następuje pełny opis, jak ten chrzanowy przyrządzić. Naprawdę ciekawy natomiast jest przepis na ?Ozór wołowy w sosie koperkowym? (str. 202), z którego ja czytelnik dowiaduję się jak przygotować ozór wołowy w sosie koperkowym, tj. koperek płuczemy, gotujemy zestawiamy itd, itd. Wiadomo: ozór wołowy, a sos koperkowy. Magia kuchni zaczyna się na tej samej stronie (202), przy poznawaniu ?Ozora wołowego peklowanego w
sosie szarym?. Otóż ozór dokładnie myjemy, nacieramy i chłodzimy. To
chłód pewnie sprawia, że ozór się mnoży, bo dalszy ciąg przepisu każe mi
zalewać ozorki, myć je i ściągać skórki. A niech tam: był ozór, jest kilka, ale co z szarym sosem? Otóż ?Ozór wołowy w sosie koperkowym … Podajemy pokrojone w plastry z sosem i ziemniakami puree. Sosy
oczywiście mogą być różne. Tu proponuję szary, ale do ozorków pasuje
również tzw. chrzanowy i koperkowy. Sos chrzanowy przygotowujemy w ten
sposób, że chrzan…? Aż się boję zajrzeć do ?Sos pomidorowy? (str. 222), czy aby nie trzeba chrzanu mieszać z gorącym wywarem… Wszystko to chochlik i pośpiech korektora, ale są miejsca, że nie wiadomo jak być powinno. Otwieram Kuchnię na str.138 i widzę ?Golonkę pieczoną?, czyli tajemnicę kapusty. Składniki
to 6 golonek, laur, ziele, pieprz, czosnek, chili, sól i chrzan oraz
bejca: piwo, miód, ocet itd. Golonki gotujemy, ziemniaki obgotowujemy,
skórkę nacinamy i bejca, po czym obłożone golonki do piekarnika i
podajemy z chrzanem. Mistrzu ja to jadłem i czółko chylę, jeno nijak nie
wiem, co z tajemniczą kapustą mam robić. Z jaką kapustą? No właśnie: w
ingrediencjach jej wykazanej nie ma i finał nieznany, a w środku przepisu
jak byk siedzi zdanie ?Kapustę czyścimy z zewnętrznych liści,
szatkujemy, lekko solimy, odciskamy i odstawiamy.? No to stoi
osolona i odciśnięta już pół roku, bo czekam na finał…
Pozdrawiam i myślę, że ktoś powinien zajrzeć uważnie do Kuchni
Polskiej, Kuchni Rzeczpospolitej Wielu Narodów. Koniecznie z
Dedykacją.
Właśnie był listonosz i przyniósł prezent od naszej Nemo dla Zjazdu !
W paczce są obłędnie pachnące woreczki dla każdego z nas i kostka mydła lawendowego, a także list z najlepszymi życzeniami, który z należytą estymą odczytamy w Kórniku głośno, przy wszystkich.
Nemo, jewsteś kochana. Dziękuję w imieniu „kolektywu”
Znowu nie mogę oderwać się od blogu : Iżyk, cieszę się, że jesteś z nami.
A tak na marginesie zbieram sobie listę adresowo – toastowa : za zdrowie Heleny, za udana podróż Nemo, za zapracowaną Echidnę, Lenę i Anię Z, za porwanego wiatrem Arkadiusa , za jesienno-warszawską Dorotę z sąsiedztwa — dopisujcie ciąg dalszy tylko nie za dużo, bo nam ten Kórnik zaszkodzi
Mnie najbardziej rozbawiło, że Pan Piotr nazwał Francuzów, Anglików, Hiszpanów i Flamandów sąsiadami.
Dla mnie to kłania sie w tym momencie kuchnia litewska, rosyjska, niemiecka, czeska, słowacka i ukraińska (o białoruskiej nie słyszałem). No można na siłę dodać Szwedów i Duńczyków.
Droga Pyro!
Wrzuć mi przez furtkę w moim blogu swój adres (albo prawdziwy, albo e-mailowy) – torla.at.interia.pl.
Chciałbym Wam wysłać pozdrowienia owocnych obrad i żebyście tak przez 1 sekundę pomyśleli o Torlinie.
Pozdro.
Torlin – moje wszystkie namiary są w zakładce zjazdowej, ale jak nie chcesz szukać, to podaję jeszcze raz :
J.kodyniak@wp.pl – e-maill
Jaropełka Kodyniak, 61-255 Poznań, os.Tysiąclecia 6 m.14
Torlin !
Zapomniales napewno Finow. U nich sa tez wspaniale rzeczy. Najlepsza jest sauna w srodku zimy kiedy biegnie sie do przerebli w sniegu po kolana a potem czyms dobrym wzmacnia nadwatlone sily
Podaje jeszcze raz moje namiary
Jerzy Bogdanowicz P.T.
A – 7535 St. Michael im Burgenland
Sonnenweg 370 / 1
Tel. Fax: +43 3327 22282
mail : gmerenyi@aon.at
Przalacze sie do myslenia o Tobie w czasie 2 sekund
Pan Lulek
No! Krew sie we mnie zagotowala, jak przeczytalam o tych „angielskich grzankach z serem”. To tak jakby nazwac powiedzmy barszcz ukrainski barszcem radzieckim lub rosyjskim.
Opisany przez Pana Gopspodarza przepis oczywiscie dotyczy tak zwanego „walijskiego krolika” (Welsh Rabbit lub czesciej dzis – Welsh Rarebit czyli walijska przystawka (bit) lekko(rare) opiekana.
No i przepraszam najmocniej – albo mleko, albo piwo, nie oba skladniki naraz! A grzanka musi byc najpierw opieczona, na to idzie masa serowa i pod gryl!
Mam gdzies olsniewajaco latwy przepis na walijskiego krolika, ale musze go sprawdzic dokladnie. Zamieszcze po poludniu, bo musze leciec do szpitala na zmiane opatrunkow.
PS. Wielkie odkrycie poszpitalne: po dziesieciu dniach mycia sie jedynie z pomoca malej szmatki, czlowiek przestaje smierdziec i zaczyna pachniec czystym kotkiem.
A po 13 dniach jest mu juz generalnie naplewat’ czy pachnie czy smierdzi.
A propos sasiedzkich zapachow. Przed laty jedna z moich sasiadek gotowala jadlo dla psa – bardzo stare i chyba juz zepsute mieso – pieski takie „zapachowe” zarcie lubia, sasiedzi niekoniecznie. Smrodzik czuc bylo juz na ulicy. Wynikla dyskusja (graniczaca z wrzaskiem) pomiedzy mieszkanicami. Wlascicielka psa bronila swego, ustapila dopiero gdy nadmienilam o mozliwosci zatrucia psiny. Od tego czasu nie nekaly nas wiecej przykre dla powonienia zapaszki.
Druga sasiadka od czasu do czasu pedzila bimber. Tez nie bylo to przyjemne doznanie wechowe.
Torlin – Ty „sobku” – tylko o Tobie? A inni? He?!! No juz niech sobie pomysla i cala minuta, ale o nas wszystkich. A bedzie pewnie i dluzej, bo Pyra zapowiada toasty….
Czas na obiad, pedze do kuchni upitrasic cos: i smacznego i ladnie pachnacego
Zglodniala
Echidna
Heleno !
Ostroznie. Nie zapominaj, ze czeste mycie skraca zycie.
Tobie po 13 dniach pewnie bedzie naplewat´, ale co czuja inni. Szkoda, ze Ciebie nie bedzie na Zjezdzie. W przesylce od nemo jest podobno mydlo lawendowe. Ja na wszelki wypadek przywioze troche lawendy.
Szybkiej rekonwalescencji zyczy
Pan Lulek
Heleno Mila – nie irytuj sie, czyli jak to zwyklam mawiac: „Nie graj Pani w Chinczyka”. Mleko z piwem to moze byc interesujaca mieszanka – piorunujaca?
Walijska, angielska… ja wiem roznica spora i to nie tylko w nazwie, ale…
Chcialam kiedys nabyc „Polityke” Arystotelesa. Chodzilam pomiedzy polkami w te i z powrotem, az w koncu zajeta dotychczas rozmowa ekspedienta (okazalo sie iz nie byla to inna klientka lecz kolezanka tej ostatniej) podeszla do mnie. Zapytana o autora, bez chwili wachania podeszla do polki (nb juz kilka razy obejrzalam zawartosc ww) i podala mi ksiazke Arista. „Och to nie ten autor” – powiedzialam. „A co za roznica?” – zapytala – „i jeden i drugi na „ARIS”…” Po takim dictum to nie Orland byl szalony – JA!
Zdecydowanie ide do kuchni
E.
Pyro, ciesze sie, ze poczta nie zawiodla i byla taka szybka! Zaczynam miec obawy, ze ten Zjazd przebiegnie w finskim stylu: milczenie w intencji nieobecnych i toast, i tak godzinami! Na drugi dzien tylko sauna moze Wam uratowac zycie 😉 Mysle, ze zapytanie Pana Lulka swego czasu w sprawie sauny mialo ten sam podtekst 🙂
Witam wszystkich! Co do sąsiedzkich zapachów, to nie ma to, jak czas przedświąteczny – wszędzie zapach gotującej się kapusty! Sąsiedzi Pyry będą mieli to już jutro. Żeby tylko nie ustawili się z talerzami na korytarzu, bo zabraknie na Zjazd!
Pyro, nie przejmuj się starą lodówką – teraz jest taki miły obyczaj, że jak ze sklepu przywożą nowy sprzęt, to mają obowiązek zabrać stary. Wiem na pewno, bo też przerabiałam niedawno.
Tu jest wersja welsh rarebits i z mlekiem (beszamel) i z piwem ciemnym „ale”, ale „zredukowanym” przed dodaniem
http://www.bbc.co.uk/food/recipes/database/welshrarebit_8197.shtml
Panie Lulku – o lawendę zadbała już Nemo.
Heleno -u moich wychowanków w internacie wisiały na ścianach pokoju różne „mądre ” hasełka, a m.in. „Od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a od świeżego powietrza niejeden” „nadmiar mydła wymywa dowcipy” i to wszystko w sąsiedztwie powiększonego rysunku Mleczki : jejmość otwiera drzwi mieszkania, za drzwiami facet w obrzędowym stroju kata – w jednej ręce topór, w drugiewj lina do której uwiązano trzech nieszczęśników; jejmość mówi :”Ile razy prosiłam Cię, żebyś nie zabierał roboty do domu ?!” Ktoś dopisał „A ile mycia po robocie…” Z własnego doświadczenia wiem, że zapachy szpitalne trzymają sie b.długo. Trzeba wielokrotnie prać każdą szmatę, każdy ręcznik, który miało się ze sobą.
Pyro,
za Redaktora Piotra Adamczewskiego, co jedyny taki salon-blog trzyma i co oczywiste w „Polityce”, więc i za „Politykę”, potem jej czytelników i … blogowiczów. I koniecznie za siebie (Moje, Pyry, zdrowie!) od tych co na blogu, jak na morzu, z dala od Zjazdu, jak od Portu.
Pozdrawiam serdecznie, Teresa
PS. Winno być: z dala od Zjazdu, czyli Portu.
Portu, do którego część załogi dopłynęła…
Za moich czasow studenckich pijalo sie za tych co na morzu za wyjatkiem Kriegsmarine 😉
A za moich dodawało się jeszcze „i czernomorskowo fłota”.
tss, wczoraj podalas, ze kaczka wyglada oczami, a wiesz, jak wyglada kaczka w spodniach? Przez rozporek!
Teresa, Alsa, Ana i inni nasi – podzielimy się sprawiedliwie na drużyny toastowe, bo jedna by pewnie tego nie wytrzymała ale nie pominiemy nikogutko, obiecuję.
Apel dla obytych z piekielną maszyną? Przed chwilą skasowałam sobie kilka stronic zapisanego tekstu – zamiast wstaw przypis, nacisnęłam na sugestię, że nie chcę zachować zmian. No i skasowało mi od ostatniego kliknięcia na „zapisz”. Czy jest możliwość odzyskania tego?
Pyro, fachman nie jestem, ale z opisu sadze, ze niestety masz w plecy, zgadujac, ze pisalas w Word,
smutek z tym zwiazany opijemy razem
Kochani,juz teraz przesylam Wam moje zyczenia Udanego Zjazdu!!!
Wspanialych potraw,humorow i pieknej pogody!!!!
Pozdrawiam wszystkich goraco i biegne do kuchni.Dzisiaj kalafior.Oj smierdziel z niego!!!!!!!Ale sasiadow nie mam,wiec nie ma komu narzekac!!
Pa Ana.
Ps Pyro,ze mnie taka znawczyni tematu,jak z koziej…………….
Pyro !
Wyglada na to, ze Slawek ma racje. Zaczynaj nowa wersje. Ja jestem staroswiecki i pisze bezposrednio w blogu a co jakis czas przenosze tekst do faili Words Dokumente. Jak palne byka to trace tylko kawalek. Jesli zas pisze w Word to po prostu co kawalek, odruchowo zapamietuje co juz napisalem.
Uszy do gory.
Zaczynaj od poczatku tylko w lepszej wersji.
Pan Lulek
Pyro, zasada jest taka, ze jak sie stuka i nie chce, zeby wcielo wystukane, pod byle pretekstem: robi sie regularnie Ctrl, nacisniete i sie dusi rownoczesnie s
Ctrl u mnie, to ten klawisz w lewym, dolnym winklu, jesli masz apple’a, to cis jabluszko i potem s
moze, choc raz do czegos sie przydalem,
udupiony codziennoscia s.
pozdro
L?enfer c?est les autres, no i te klawisze
Wszystko to smutna prawda; pół dnia roboty w plecy. Piszę drugi raz i idzie mi jak krew z nosa. Dziękuję za dobre słowo Chłopaki. Sławku, dzięki za klawisz – ja dusiłam zawsze na „zapisz”.
Oj, Pyro, bardzo mi przykro. Moja młoda koleżanka straciła ponad połowę swojej pracy na nauczyciela mianowanego, bo nie zapisywała.
Trzymaj się.
Pyro, jak widzialem kiedys zapisz ( w rozumieniu mi zostalo zapisz sie ), to zawsze dusilem na NIE, na wszelki wypadek, Ciebie widocznie mniej to zaznaczylo, moze tutaj lezy ta pokraka z klawiszem?
wniosek: nalezy strzec sie zapisow
wybaczcie belkot, ale to prawie koniec szychty
Ana, zeby kalafior (lub jakakolwiek inna jarzyna kapusciana) nie smierdzial na caly dom, nalezy go gotowac BEZ PRZYKRYCIA, w wodzie, nie na parze.
Nie pytaj dlaczego. Chodzi o wydzielanie sie jakich gazow, ktore musza cos tam…
Slawek, les Autres daja mi tez dzis popalic. Po prostu latalabym z proca i ….pa wsiech. Albo kopalabym w kostke, za to z calej sily.
Heleno, dbaj o zdrowie, nie kop, bo Ci może zaszkodzić!
A co tam doktory dzisiaj? Chwalili Cię? Uściski.
Heleno, nie kop, dbaj o forme, zemsta moze poczekac, bedzie tym slodsza,
regeneruj sily na istotniejsze momenty,
do gotowania kalafiora, czy tez innej kapusty, trzeba cukru do wody nasypac i wtedy ten smrod mniejszy, pamietam z Babcinych opowiesci, choc mogl byc to tez ocet, stawiam na cukier, ale o tej porze nie wymagajcie, lece teraz na zakupy dla Mlodego, na nasza nieobecnosc, musi sie sam karmic, juz go widze chudziutenkiego, ale niech wie
Jako jedna z osob czytajacych – z wielka przyjemnoscia! – bloga, zycze wszystkim wspanialego Zjazdu.
Tak sobie pisze, ze zycze, ale wiem ze Zjazd bedzie udany i tak….
Sasiedzkie zapachy… kiedy zamieszkalem w pierwszym montrealskim mieszkaniu, za jednego z sasiadow mialem rodzine Hindusow czy Tamuli, juz nie pamietam. To dopiero byly zapachy sasiedzkie ! Curry i inne ichnie przyprawy, ktorych nie sposob wyliczyc wlazi swym (niechcianym) aromatem we wszystko, przelazi przez kartnowo-gipsowe sciany, snuje sie w wnetylacji i wylazi z niej jak karaluchy. Prawde mowiac dali mi popalic (czyli powachac…) moi pierwsi kanadyjscy sasiedzi. Nie, nie bylo sprzeczek czy wasni. To w koncu ich sposob gotowania. taki sam dobry jak nasza smazona cebula czy bigos. Bylo jak w Wersalu. Codziennie rano „morning” na dziendobry, pare uwag pod skrzynka na listy. Ale z ulga przenioslem sie szybko w sasiedztwo spokojniejszych kulinarnie sasiadow, zas na hinduskie jedzenie chodze wylacznie do restauracji. Tak mi juz zostalo jako pamiatka z tamtych pierwszych, pionierskich miesiecy.
czesc Kucharka, dzieki, mozesz tylko miec racje, wypijemy za Twoje tym chetniej
U mnie po burzy i awarii internetu, przez dwie godziny waliło gdzie popadnie i parę razy mocno migały żarówki od trafionych sieci przez piorun . podczas ostatniej burzy straciłem kartę sieciową.
Przed chwilą wróciłem od sąsiadki , którą uczyłem smażyć naleśniki z jabłkiem. Wczoraj podpatrzyłem w niemieckiej TV Gusto jak starsza pani robiła wspomniane naleśniki . Proste jak drut a wyśmienite w smaku. Robi się je ze zwykłego ciasta naleśnikowego i jabłek pokrojonych w cienkie paski . Świetnie nadaje się do krojenia jabłek hebel do sera, który kupiłem za przykładem A Szyszkiewicza. Na rozgrzaną patelnię teflonową daje się trochę oleju z pestek winogron potem ciasto naleśnikowe na ciekłe jeszcze układa się plasterki jabłek i po chwili gdy dół się zrumieni wylewa się na nie drugą warstwę ciasta . Niezbyt dużo by nie wyszło za grubo. potem trzeba delikatnie odwrócić . Na talerzu należy posypać odrobiną cynamonu i cukrem pudrem . Może być śmietana …
No cóż, wychodzi na to, że, mimo dramatycznych przeżyć, to Miś2 załapał się na najlepsze sąsiedzkie klimaty. Pozdrawiam. 😀
Misiu 2, a sasiadka kumata?, juz wie teraz sama,? czy musisz powtorzyc, jesli musisz, to dobry znak, zapewniam, robilem kiedys za Cyganke, bede sie ploszyl, kura prawie gotowa ( udko jagniece z Nowej Zelandi ) Lepsza gwizdze, wiec, paka
Mężowi smakowało 🙂
Przeszla mi agresja. Tymczasem. Zjadlam talerz kurzego rosolu, slusznie zwanego w Ameryce zydowska penicylina ze wzgledu na swe wlasnosci lecznicze, dogryzlam kawalkiem kury z rosolu, wypilam podwojny koniak i jestem nowym czlowiekiem.
Kazdy teraz moze po mnie deptac. A co mi tam, depczcie sobie….
Heleno, a jaki jest twoj przepis na rosol z kury?
Potrzebuje ugotowac tej penicyliny dla syna, ktory tydzien temu dosc powaznie zaniemogl…
dzieki,
a.
Najpierw „smak”: w duzym wysokim garnku gotowac na wolnym ogniu dwie grube marchwie, jedne gruby korzen pietruszki, jeden lub dwa grube, rozciete wzdluz pory (tylko biala czesc). Dodac dwa listki laurowe, pare ziarenek pieprzu, sol. Kiedy jarzyny beda juz prawie miekkie, dodac cala kure pokrojona na kawalki, opcjonalnie – pare nitek szafranu (saffron) schowane w zamrazalniku na taka wlasnie okazje lodygi kopru i pietruszki. Gotowac na wolniutkim ogniu okolo 45 minut.
Wyjac kure z rosolu, obrac ze skory (ja akurat skore bardzo kocham, ale jest dosc tlusta, mozna dac kotu), przelozyc do innego, mniejszego garnka. Jarzyny powyrzucac z rosolu (chuba, ze ktos lubi marchewke), odparowac jeszcze troszke, przecedzic przez geste sito do garnka z kawalkami skory.
Duzo koprekru, pietruszki i jakies drobne kluseczki.
Jesli w domu jest marsala, to lyzeczka tego wina wlana do talerza z roosolem wybitnie rozwesela rzeczona penicyline. Zamiast marsali moze byc tez jerez, byle nie slodki (fino badz amontillado) .
Heleno, merci…
Zdrowiej pieknie…
a.
Kochani, widze, ze jestescie w goraczce zjazdu. Bardzo prosze pamietajcie o nas! Ja w tym czasie postaram sie poswietowac w moim malym gronie, kupie ‚nalewke Babuni” i bede sie czula swojsko.
Heleno, widze, ze juz jest naprawde z Toba lepiej, rzesy do gory!
Ucalowania,
Lena
Heleno,
A ja dodaje jeszcze kilka suszonych prawdziwkow i bez szafranu.
tez dobre.
Jeszcze tylko poranna kawa i w droge.
Do zobaczenia w Polsce.
Piekne uklony
Pan Lulek