Chętka na coś pikantnego
Tradycyjna kuchnia polska jest łagodna, aromatyczna ale niezbyt ostra. W dawnych czasach używano jednak – czasem w nadmiarze by ukryć nieświeżość produktów – korzeni, dzięki którym nadawano smak potrawom.
Ostre, piekące przyprawy przywędrowały do nas z południa i wschodu, wraz z głęboką wiarą w to, że ich jedzenie wzmaga miłosne zapały, zwłaszcza u mężczyzn. Wiązano to zarówno z drażniącym podniebienie smakiem, jak i z kształtem ostrej papryki, czy tureckiego pieprzu, jak go dawniej zwano. Niewielką jednak wagę przywiązywano do zdrowotnych właściwości ostrej papryki, bo i o jej działaniu antybakteryjnym wiemy dopiero od niedawna.
Pikantne potrawy przeważnie zapożyczamy z kuchni innych krajów. Często oryginalne przepisy jest to nasz wielki łup przywożony z zagranicznych podróży.
Na brak pikantnych przypraw nie możemy narzekać: w każdym sklepie dostaniemy ich co najmniej kilka. Jednak najlepsze są niewielkie ostre papryki, świeże, soczyste i pełne niezwykłego aromatu i mocy, takie, jakie właśnie teraz o tej porze roku można kupić. Warto pomyśleć o ususzeniu choćby kilku, aby w razie, gdy nadejdzie ochota na coś pikantnego, mieć te papryczki w domu, piękne w kolorze i ostre jak samo piekło.
Oto kilka, pochodzących z różnych stron świata przepisów na ostre potrawy, w których doskonały smak dopełniany jest piekielną ostrością.
Co do działania pobudzającego zmysły nie ręczę za sukces, ale chyba spróbować warto.
Cielęcina w curry (INDIE)
1 kg cielęciny z łopatki,1 duża cebula,2 ząbki czosnku,5-6 gożdzików,2 czubate łyżki pasty curry i 1 małą papryczka lub 1 łyżka przyprawy curry w proszku oraz 2 małe ostre papryczki,1 mała puszka przecieru pomidorowego,2 pojemniki niskoprocentowej kwaśnej śmietany,2 małe kostki bulionu lub rosołu,2 łyżki oleju lub oliwy.
W przeddzień pokroić w grubą kostkę mięso, zalać je śmietaną i odstawić do lodówki.
Cebulę posiekać jak najdrobniej ,czosnek przecisnąć przez praskę, poddusić razem na oliwie lub oleju, dodać goździki, przecier pomidorowy i pastę curry lub curry w proszku i drobniutko pokrojone ostre papryki. Chwilę razem poddusić, dodać mięso wraz z zalewą i rozpuszczone w niewielkiej ilości wody kostki rosołowe. Gotować około 2-3 godzin. pod przykryciem, uważając, aby potrawa nie przywarła do dna.
Pod koniec gotowania można dodać pokrojone w drobną kostkę ziemniaki.
Kurczak ognisty (HISZPANIA)
1 średni kurczak,2 mięsiste pomidory,1 duża papryka,2 ząbki czosnku,1 cebula,10 zielonych oliwek,1 ostra papryczka ,1 kostka rosołowa,1 kieliszek białego wina,1/2 szklanki niskoprocentowej śmietany, sól, pieprz, 4 łyżki oleju.
Kurczaka pokroić na niewielkie porcje odrzucając kość grzbietową, lekko posolić, posypać pieprzem. Na patelni silnie rozgrzać olej lub oliwę, obsmażać kawałki kurczaka ze wszystkich stron. Włożyć do głębokiego garnka. Na pozostałym tłuszczu lekko poddusić pokrojoną na półplasterki cebulę i przeciśnięty przez praskę czosnek, dodać do mięsa. Dołożyć jeszcze pokrojoną w paski paprykę, drobniutko posiekaną ostrą papryczkę, pokrojone w ćwiartki, obrane ze skóry pomidory oraz poprzekrawane na połówki oliwki. Wszystko razem podlać rozpuszczona w szklance wody kostką rosołową, dodać sól i pieprz. Gotować pod przykryciem ,aż mięso będzie bardzo miękkie. Wówczas wymieszać wino ze śmietaną i wlać do potrawy. Gdyby wyparowało zbyt mało płynu i sos okazał się za rzadki, można dodać 1 łyżeczkę mąki wymieszanej z zimną wodą.
Zupa z karpia (WĘGRY)
Karp wagi ok.1 kg,1 kg drobnych ryb słodkowodnych,2 spore cebule,2 pomidory,2 czerwone słodkie papryki,1 ostra czuszka,sól,3 ziemniaki,1 łyżka czerwonej sproszkowanej słodkiej papryki.
Rybę sprawić. Odciąć ogon i łeb karpia i wraz z pozostałymi rybami gotować wraz z papryką i cebulą, aż wszystkie składniki będą jak najdokładniej rozgotowane. Wówczas przecedzić(można trochę „gęstości” przetrzeć), dodać obrane ze skórki i pokrojone w kostkę pomidory oraz sproszkowaną paprykę, ew. pokrojone w drobną kostkę ziemniaki ,chwilę gotować, po czym włożyć kawałki karpia i gotować 12 minut. Nie należy w czasie gotowania z karpiem zupy mieszać, aby nie pokruszyć ryby.
Komentarze
Och, nie moge dzisiaj zasnac i chyba uprzedze Pyre tym wpisem.
Panie Piotrze, wlasnie przyrzadzalam dzisiaj curry z jagnieciny (pyszne), wydaje mi sie ze cielecina bylaby wersja spolszczona ( nie ma w tym nic zlego), gdyz Hindusi czesto uwazaja krowe za swieta i jej miesa nie jedza.
Jagniecina, kurczak, ryba do Pana a sosu pasuja rownie znakomicie.
Ale zupa wegierska, na ktora przepis Pan podal przypomina mi Hajaszle-ze slodkowodnej ryby jaka jest karp. Ja podaje do niej grzanki natarte czosnkiem.
Dodam jeszcze, ze dzisiaj (choc to byla niedziela), kupilam na moim lokalnym targu pomidory (Roma), papryke (pimento)i cebule, oberzyne, oraz rozne ostre papryki. W tygodniu przerobie je na sos pomidorowy i paprykowy.
Jest to taki pyszny czas wsrod warzyw i owocow…
Moze utrzymam moja diete…
ciao,
a.
Dzisiejszy temat, to coś dla Alicji. Przecież kiedyś twierdziła, że nie ma dla niej potraw zbyt ostrych. Osobiścfie nie mam nic przeciwko jakiejkolwiek ostrej przyprawie byle z umiarem i wyczuciuem. Dobre jadło wcale nie kojarzy mi się z przepalonym językiem i przełykiem. Świeżo starty chrzan albo marynowane papryczki peperoni to szczyt mojego zapotrzebowania na ostrość potrawy. Absolutne piekło w gębie miałam raz, za czasów Sojuza. Kucharz Ormianin, Czeczen albo Azar (nie wiem dokładnie, w każdym reazie Kaukazczyk) podał potrawkę z koźlęcia w sosie z zielonego pieprzu Na moje wyczucie oprócz warzyw, wielkiej ilości owego tytułowego pieprzu, mięsa kozy ciętego w cienkie, długie paseczki i cebuli, było w tym sosie co najmniej kilka główek czosnku. W mojej, skąpej na szczęście, porcji znaklazły się też dwie papryczki czereśniowe. Bez popicia tej piekielnej kozy w ogóle nie udawało mi się przełknąć i po raz pierwszy w życiu piłam wtedy wino duszkiem, jak kranówę. Z reguły szczęście mnie tanio kosztuje, a ja tanio kosztuję gospodarzy, bo alkohol sączę po kropelce, a wtedy „obciągnęłam” w try miga 3/4 butelki wina. Następnego dnia przewidująco przeniosłam się do namiotu – stołówki obsługiwanej przez Białorusinów. Chyba dlatego jeszcze żyję.
No proszę, Ania nie może zasnąć, a ja sie własnie obudziłam. Czyżbym przestawiała się na czas europejski?! Tak czy owak, Kanada prowadzi 🙂
Pyro, jak tam oko?
Oj, lubimy, lubimy ostre w tym domu – kiedy za dawnych czasów dziecko przyprowadzało kolegów na weekendowy pobyt, przypominało dyskretnie względem niektórych potraw, żebym nie robiła tak ognistego, jak to dla nas.
Wczoraj kupiłam polędwiczki wieprzowe, zamroziłam i chyba je zrobię w środę, bo trzeba ugościć człowieka, który przejzadem z pracy będzie od czasu do czasu wstępował do domu pod naszą nieobecność, odbierał pocztę i podlewał kwiatki.
O właśnie, muszę wystawić karteczki, co podlewać i ile, bo poprzedni gorliwiec zalał mi orchidee do imentu i jedna po prostu zdechła.
Jak widzicie, reisefber się zaczyna 🙂
Miłego dnia wszystkim!
A ja idę dospać, co się będę wygłupiać.
A, Pyra mnie wyprzedziła 🙂
Z tym ostrym zazwyczaj jest tak, że szybko mija. Oczywiście, że nie powinno się zabić innych smaków, ale trochę ognia w pysku nie zawadzi czasami. Takie malutkie papryczki są najbardziej zdradliwe – ja z jalapeno usuwam pestki, zostawiam ze dwie-trzy. Zresztą, kiedy to robię, muszę trzymać papryczkę z daleka od nosa, bo mi zaczyna puchnąć gardło, jak niechcący wciagnę nosem aromat. Ale jedzenie mi nie szkodzi 🙂
No i gdzie sie wszysxy podzieli? Dlaczego przy moim stoliku nikogo nie ma? Kawa stygnie, lody się topią, wino sie grzeje. Usprawiedliwieni są tylko Ci, z za wielkiej kałuży. Gdzie reszta? Właśnie wróciłam z wielkich zakupów (część przeznaczona na zjazd) Wczorajszy dzień i dzisiejszy ranek spędziłam z Anią nad stosami zdjęć rodzinnych, bo Ania ma pomysł, żeby Staś na urodziny dostał od nas album – kronikę rodzinną. Ja segregowałam te stosy, Ania skanowała zdjęcia, pod koniec tygodnia zrobimy opisy Z tej to okazji szczelnie zamykam oczy przechodząc koło lustra. Nie znam tej grubej, starej baby, która mieszka w kryształowym owalu. Nie mam pojęcia skąd się wzięła. No dobra. Zajrzę na blog za 2 godziny.
Kochana Pyro,
Ja juz w pracy, i musze Ci uprzejmie doniesc, ze te prozniowe pudelka za moich 50 pieniadzy sa rewelacyjne. Testuje na jarzynach (tanio) i widze, ze po 2 tygodniach fasolka zparagowa jest swiezutenka!
No, wracam do pracy, ja nie mam tak dobrze jak Echidna…
Pyro Mila – toz nie tylko Ty przygotowujesz sie do zjazdu (czy powinnam napisac przez „Z”?) Piorka czyszcza, butelczyny napelniaja, pierzyny trzepia, deski z loza malzenskiego wyciagaja i takie tam inne. To nie dziwota, ze do stolika doskoczyc Im trudno. Ale cierpliwosci, cierpliwosci… „zleca sie” niebawem.
A jak tam Twoje oczko?
Z ostrych dan jakie ostatnio jadlam to pizza z sopersso. To ostatnie ostre jak pieron, a podgrzane zyskalo jedynie na ostrosci. Jadlam, popijalam i od czasu do czasu zialam jak ten wawelski – smok znaczy sie. Gdyby kto podstawil zapalke toby buchnelo jak z krateru.
Po takiej wyzerce cala noc latalam do kuchni coby sie napic. Ale dobre bylo! Ino z rana ciut niewyspanam byla.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Lena – a co niby ja mam lepiej? Bo nie do konca pojelam. No chyba ze Ty w pracy, a ja w domu. Juz. Ale za kilka godzin role sie odwroca. Ja bede w pracy zas Ty w domu.
Fajne te pudelka, co nie? Jam tam ogromnie zadowolona z nich. Uwazaj tylko coby nienaruszyc tego babelka – nie myj myjka, ani nie wycieraj – niech samo schnie.
E.
sopresso nie sopersso
E.
Nie na temat, ale za to z próbą odpowiedzi na pytanie od czego się choruje na serce: http://mail.google.com/mail/?attid=0.1&disp=vah&view=att&th=114ee8faac04113f . List dostałam z Australii.
Pozdrawiam, tss
error
…. coś pikantnego?
Ein evangelischer und ein katholischer Geistlicher gehen in den Puff.
Der Evangelische kommt von der Prostituierten wieder raus und sagt: „Boah, die ist aber besser als meine Frau…”
Geht der Katholische rein, kommt nach zehn Minuten wieder raus, und sagt: „Yo… hast recht!”
Dzięki, tss
upubliczniam:
http://alicja.homelinux.com/news/Audiofil.jpg
Arku, tobie tylko pieprzne we lbie?, to tak, jak mnie, niestety nie posiadam tego cudownego pudelka na swiezosc,
pozdrawiam
Znowu zaczynacie?! Zachowywać się!
Gospodarza nie ma, ale spisane są czyny i słowa… a zwłaszcza słowa!
no prosze, Gaduly spac poszly, czy jak?
poniewaz jest o przyprawach, to postaralem sie znalezc dziwadla, z ktorych i tak polowy nie znam, przywloke na spotkanie i podzielimy ten eksperyment, dla przykladu: czy ktos slyszal o macis?, a ja mam i przywioze, tudziez inne dziwolagi
Alicjo, nie przezywaj, my tylko przygotowujemy sie do Wielkanocy
Dobra dobra…
tss nadesłała, ja upubliczniam:
http://alicja.homelinux.com/news/Mleczko/
Kapkę polityczne, ale, jak to Mleczko 🙂
a Pyra dalej z tym okiem przyznac sie nie chce, mnie sie polepszylo, gdyby kto pytac chcial, „wyladnieje” do Kornika,
nieco mnie niepokoi postawa Pyrzana, bo jesli Ona przed lustrem oczy zamyka, to jest ryzyko, ze na Nas tez nie bedzie miala ochoty spojrzec na wszelki wypadek, wiec natentychmiast, zeby uniknac sytuacji niefortunnie krepujacuch spiesze z pocieszeniem, ze mamy z Panem Lulkiem takie plyny, po ktorych wszyscy sa sliczne, wiec, zeby nie bylo, Malolatom sie kupi nivea, i starczy
Mleczko, jak zwykl, tak dobrze sluzy, niezaleznie od pory dnia i nocy, mimo, ze niektorzy twierdza, ze nadmiar bialka, w pewnym wieku nie ma sensu, olac takie diety, kiedy smakuje
Co racja to racja względem mleczka, Panie Sławku. Brudzia będziemy mieli okazję wypić, więc do tego czasu – oficjalnie proszę!
Właśnie spojrzałam w kalendarz i dotarło do mnie, że w sobotę to ja *ląduję* w Berlinie, a startuję w piątek!!! O rany! Do roboty!!!
Pani Alicjo, obiecuje, ze postaram sie pilnowac, oficjalnie przynajmniej, bo czego w koncu nie robi sie dla dobra blogowiska,
mimo wszystko projekt Pani podrozy napawa mnie pewnym kopernikowskim lekiem, nie daloby sie pod prad, zawsze to dzien do przodu?
Nie za bardzo, Panie Sławku, toż leciałabym i leciała. Noc będę miała w miarę krótką 🙂
Wracam do zajęć, bo lekutko spanikowałam z tego wszystkiego, zgubiwszy jeden dzień.
Alicjo,
Mleczko jak zwykle na „bazie i na czasie”, dzekuje.
Zycze Ci milego pakowanka, i nie zapomnij o aparacie.
Echidno, masz racje, Ty bylas po, a mnie czekalo 9 godzin, no a teraz zmiana!
ZAZDROSZCZE WAM TEGO KORNIKA!!!!!!!!!!!!!!
U mnie 7-ma rano, u Sławka pewnie dopiero 6-ta nikt pewnie o tej porze przy kompie nie siedziu. Ja właśnie obejrzałam obrazki podesłane przez TSS wczoraj, więc gębę mam uśmiechniętą. Teraz przeczytam sobie prasę dzisiejszą, a po 8-ej sprawdzę, czy jest nowy wpis. Więc na razie BYWAJCIE
A u mnie 15:25. Czekam az na drugim komputerze „zrenderuje sie” niewielka robotka, to i czas na pogaduszki krotkie mam. Obrazki calkiem „udane” – jak sam p. Mleczko. Usmialam sie serdecznie szczegolnie przy „..cukierkach na zmylenia”.
Zastanawiam sie jak tez pasuje warzywa z rusztu do smazonej wieprzowiny, ale chyba „podchodza”. Bo mam zamiar na dzisiejszy obiad tak wlasnie podac. Do tego ziemniaczki z koperkiem. Przedtem pomidorowa na kosci (z ryzem), a na deser lody pistacjowo-kawowe, chyba juz bez smietany. Co za duzo, to panie, tego – niezdrowo.
No to lece, bo mi „bipa” ze sie konczy.
Pozdrawiam – komputerowo uwiklana
Echidna
Dzień dobry z mojego środka nocy.
Właśnie pozbierałam do kupy wszystkie adresy, telefony, numery paszportów i te rzeczy i zerknęłam na moją MasterCard. Jak byk wypisane, że ważna do końca września 2007 !!!
Juz ja im z rana zadzwonię! Zawsze przysyłali nową przynajmniej na miesiąc przed upływem daty ważności, co jest, do cholery?! Się zdenerwowałam…