Straszne opowieści zza stołu

Nie zawsze historyjki o posiłkach są przyjemne i wesołe. Czasem zdarzają się mrożące krew w żyłach zbrodnie, bywają dramaty i wydarzenia sensacyjne. Ale warto poznać i tę stronę życia ze stołem w tle. Dziś więc (ponieważ czuję się bezkarny będąc parę tysięcy kilometrów od Warszawy i redakcji) trochę Was postraszę.

Krwawa vendetta
„W prowincji Acquapendente trzech młodych pasterzy pasło bydło i jeden z nich rzekł: spróbujmy, jak się to wiesza ludzi. W chwili gdy jeden z nich siedział na barkach drugiego, a trzeci, zarzuciwszy mu sznur dokoła szyi, przywiązał go do dębu, nadbiegł wilk. Tedy ci dwaj uciekli, a tamtego zostawili wiszącego. Gdy wrócili był już martwy, więc go pochowali. W niedzielę, kiedy przyszedł jego ojciec i przyniósł mu chleb, jeden z chłopców opowiedział mu całe zdarzenie i pokazał grób. Stary zabił go nożem, rozpruł brzuch i wyjął wątrobę, którą w domu ugotował i ugościł nią ojca zamordowanego, po czym mu powiedział, jaką potrawę spożył. Tak zaczęły się wzajemne mordy w obydwóch rodzinach; w przeciągu miesiąca zginęło 36 osób, tak kobiet, jak mężczyzn.”- ten przerażąjący opis zanotowano w „Kronice Peruggi” w dobie Odrodzenia.


Minęło kolejne pięć wieków. Zmienił się świat, zmieniłą się też Italia. Obyczaj krwawej vendetty pozostał. I każdy Sycylijczyk wie co oznacza martwa ryba znaleziona pod progiem jego domu. Nie zawsze więc pyszna dorada czy jaskrawoczerwony karmazyn zapowiada radosną ucztę. A my jesteśmy właśnie w Italii. Lecz nie wołamy o ratunek.
Świński przemyt
Doprawdy nie wiem dlaczego słowo <świnia> rzucone pod czyimś adresem uznawane jest za obelgę. To niezwykle inteligentne zwierzę nie tylko dostarcza nam więcej przysmaków niż jakiekolwiek inne, ale ma także i inne zasługi dla ludzkości. Oto rok 828. Egipt jest skolonizowany przez Arabów. Tu też znajduje się jedno z większych w basenie Morza Śródziemnego centrów handlowych. Kupcy greccy i weneccy, francuscy i germańscy wwożą i wywożą stąd przeróżne dobra. Dwaj wenecjanie – Buono da Malamocco i Rustico daTorcello postanowili ryzykując życiem przewieźć do rodzinnego miasta zwłoki świętego Marka znajdujące się na ziemi egipskiej. Weneccy ryzykanci posłużyli się prostym podstępem. Do wielkiego kosza, w którym na dnie spoczywały święte szczątki Ewangelisty, patrona ich miasta włożyli poćwiartowane kawały wieprzowiny. Arabski celnik zajrzawszy do bagażu tylko rzucił okiem na dorodny świński łeb i na tym zakończył kontrolę. Nie mógł bowiem prawowierny muzułmanin tknąć ręką mięso nieczystego zwierzęcia. Historię tę podziwiaja wszyscy turyści zwiedzający wenecką Bazylikę Św. Marka, bo jest ona utrwalona na wieki na jednej z mozaik świątyni. No i czyż można nie lubić wieprzowiny?

Ciekawe co będziecie jedli po takiej lekturze. Ja się wybieram do pobliskiego San Benedetto, które słynie z doskonałej zupy rybnej.