Ultima cena
Zuppa di pesce
To była naprawdę ostatnia wieczerza we Włoszech. Zjedliśmy ją w Sirmione nad Lago du Garda w restauracji Porticciolo ulokowanej nad samym brzegiem, tak że kaczki i łabędzie wpływały nam pod stolik. Cudowny zachód słońca i wiaterek od jeziora osłabiający dolegliwy upał.
Paccheri jeszcze w zawiniątku…
Cośmy tam jedli to można obejrzeć. Do tego była butelka białego wina z pobliskiej winnicy. Lugana – tak się nazywa kawał ziemi nad jeziorem, na którym uprawiana jest winorośl – to wspaniałe bardzo aromatyczne wino. Spieraliśmy się o ten bukiet, bo ja wyraźnie czułem zapach jabłek a Basia twierdziła, że tak pachną gruszki.
… i po odwinięciu
Moja zuppa di pesce była daniem dla paru osób. Wielki i głęboki talerz był wypełniony pachnącym ziołami i pomidorami płynem, w którym moczyło się kilka różnych ryb, ze dwa spore skorupiaki, parę małży i jakieś nierozpoznane warzywa. Ciemności nocne i romantyczne oświetlenie wprowadzało pewien element ryzyka, że udławię się ością więc jadłem ostrożnie i dzięki temu dłużej delektowałem się smakiem. Basia wzięła paccheri czyli kluchy z owocami morza, również w pomidorowym sosie ale zapakowane w pergamin czyli tzw. papiloty i tak trzymane w piekarniku. Też pyszne. Wiem, bo sprawdzałem.
Częsty dodatek czyli verdure alla griglia
Desery odpuściliśmy kończąc kolację kawą i małą lodowatą grappą. Na szczęście dla nas hotel Clodia, w którym mieszkaliśmy, znajdował się po drugiej stronie jezdni. Pustej o tej porze doby, co pozwoliło bezpiecznie dotoczyć się do łóżka. I śnić o pustych autostradach, bez karabinierów i innych policji, by bezpiecznie dojechać do Warszawy.
Komentarze
Jolinek chyba dalej na wsi.I kto nam powie dzień dobry ?
Ok-ja,wyjątkowo i w zastępstwie.
Dzień dobry i miłego dnia dla wszystkich 😀
Pierwszy dzień jesieni,trochę chłodnawo,ale słonecznie
Te paccherii z owocami morza niezmiernie mi się podobają 🙂
Wiadomo,kluchy to moja miłość.
Owoce morza też,bez surowych ostryg 😉
Kawa po kolacji ? Nie zasnęłabym po niej chyba do rana. Ale wielu osobom to zupełnie nie przeszkadza w błogim zaśnięciu. Natomiast zupa bardzo mi się podoba, ale porcja rzeczywiście dla dwojga. U mnie dziś na obiad skromne śledzie opiekane w zalewie słodkokwaśnej.
Czy ultima cena to propozycja cenowa w ramach ultimatum? 😉
Dużo słów polskich we włoskim, szkoda, że znaczą co innego. Obok ceny mamy colazione. Włosi kolację jedzą rano, niestety. Wieczorem jadają właśnie cenę.
Żartuję sobie trochę z zazdrości, choć na poziom jedzenia na co dzień nie mogę narzekać. Myślę, że pod względem tego, co jadam, należę do wyjątkowych szczęśliwców podobnie jak większość obecnych przy tym Stole. Jednak atmosfera dobrej restauracji, szczególnie nad włoskim jeziorem, to coś, co niesamowicie podnosi walory posiłku. Lugana zrobiła się od pewnego czasu dość modna, a jest to apelacja dość mała, choć obejmuje ziemie w dwóch prowincjach.
Jutro wybieramy się na obiadek do Hotelu Nadmorskiego w Gdyni.
Rozważaliśmy różne inne możliwości, ale przegrały one z tym właśnie miejscem. W finale pokonało ono sopocką Wersalkę – komplet wypoczynkowy dwukondygnacyjny. Ostatnia podwyżka cen zadecydowała. Jest to niesprawiedliwość wołająca o pomstę – sopocianie korzystają tam z poważnych rabatów. Nie płacą renty turystycznej pobieranej latem przez właścicieli Wersalki od przyjezdnych.
Na razie zamówiliśmy mule, resztę wybierzemy na miejscu.
Włosi w ogóle lubią nazwy wprowadzające w błąd. Wino lugana kojarzy się z jeziorem Lugano, do którego z Włoch również jest dostęp. Jednak wino wzrasta nad jeziorem Garda, a jezioro Lugano Włosi dla niepoznaki przemianowali na Ceresio (wiem, że już w rzymskich czasach tak się nazywało, ale to niczego nie zmienia). Jezioro to jest przepiękne, trochę bombonierkowe w porównaniu np. z Como nie wspominając o Maggiore. Osobiście najbardziej mi się podoba jednak Como. Szczególnie, gdy jestem w okolicach Bellagio. Z drugiej strony nadmorska Liguria, gdzie przebywał Gospodarz, zapewnia widoki co najmniej dorównujące. Chyba w przyszłym roku już naprawdę pojedziemy do Włoch. Od dwóch lat planujemy i zawsze coś przeszkadza. Tam nie można pojechać na tydzień.
Miłego dnia 🙂
elap,
czy dotarła do Ciebie moja poczta? 🙄
nemo,
😆 😆 😆
Stanisławie,
gdybym na serio rozważała miejsce, w którym, poza Polską, chcę zamieszkać, to byłoby to właśnie Bellagio 🙂
Witam serdecznie i słonecznie. 😆
Sławku, składam Ci, spóźnione (ale równie gorące) życzenia wspaniałych połowów rybnych i życiowych. 😀
Teraz skorzystam z pięknej jesieni i idę sobie na spacerek.
Dobrego i ciepłego dnia Wam życzę. 😀
Ba, (to do Jotki)
Z Lugano ciekawostka – nad tym jeziorem urodził się Giovanni Baptista Cocchi odpowiedzialny za barokową część wizerunku Torunia, ale i za pałac arcybiskupi w Płocku, pałac Czapskich w Gzinie i zespół kościelno-klasztorny w Brdowie. Zasiadał w Radzie Miejskiej Torunia. Ożenił się z Marianną Buczyńską. Pałacu w Gzinie, który dawno spłonął żal, jak i pałacu Działyńskich w tej samej miejscowości. Dzieło Cocchiego, choć barokowe, miało prostotę i logikę pałaców renesansowych. Matka architekta nosiła nazwisko rodowe Bellotto. Nie wiem, czy jakieś pokrewieństwo bliższe łączyło ją z Bernardo Bellotto, który też trafił do Polski, jednak parędziesiąt lat później niż Cocchi.
Wybaczcie, że zanudzam, ale to wszystko kojarzy mi się z Włochami, a uroki włoskiego baroku w Polsce odkryłem nie tak dawno. To znaczy znałem wiele obiektów, ale barok do niedawna słabo oddziaływał na moje poczucie estetyki.
Stanisławie-zanudzaj dalej 😀
Lubię czytać,to co piszesz.Szkoda,że nie jestem w stanie zapamiętać nawet
1/3 tego,o czym opowiadasz.Jak to blondynka 😉
Danuśko, filutka z Ciebie. Na Twojej pamięci na pewno można polegac.
U mnie jest 6.16, ale zuppa di pesce juz mi pachnie, moze ktos by mi naskrobal na obiadek????
Buziaki,
Polegać to już chyba na niczym nie można 😯
Właśnie usłyszałam w radiu/radio (?), że wysłane ze Szwajcarii do Włoch „mikrocząsteczki” zjawiły się tam ZA WCZEŚNIE, czyli szybciej niż z prętkością światła 😯 😯 😯
A to podważa teorie względności i całą, znana nam dotychczas, fizykę 👿
To po to fizycy „ganiają” te biedne , malusie „cząsteczki” po tych wielkich, wypasionych a na dodatek strasznie drogich akceleratorach, żeby nam całe rozumienie świata do góry nogami przewrócić? 👿
Chyba przestanę rozmawiać z rodziną Włodka – absolutna nadreprezentacja fizyków 😯
Jotko, nie denerwuj się. Jeszcze muszą to sprawdzić, a potem powtórzyć. Jak sprawdzenie i powtórzenie potwierdzą, będziemy się martwić o Einsteina. Ja na razie zachowuję spokój. A nawet, jeśli się to potwierdzi, też zachowam spokój. I tak o świecie wiemy śmiesznie mało. 100 lat temu wiedzieliśmy praktycznie wszystko.
niby jesien, a cieplo sie robi od takiej dozy zyczliwosci, DZIEKUJE
uklony od Boryska:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2309111159?gsessionid=7Ms2ZtqR7zdWJuK1O1BIpA#5655493423742733554
Informacje Stanisława o Cocchi są już w Googlu 🙂 A ja szukałam czegoś więcej o jego żonie bo to rodzinne nazwisko.
Danuśko (11:24), ze mną jest podobnie 🙂
Stanisławie-żadna filutka,to było szczere,choć bolesne dla mnie wyznanie.
Sławku-oj,przystojny ten Borysek dzisiaj bardzo 🙂
Podobno powtórzyli 15 tysięcy razy 😎
Zawsze mówiłam, że szwajcarska poczta jest szybsza niż się myśli 🙄 😉
Dzień dobry Blogu!
Powoli, ale jednak, poziom mojego stresu narasta. Zięć zadzwonił właśnie z prośbą, aby im nagrać te albumy z obrazkami, co Wam pokazywałam, na DVD. Ale tak, jak mam w komputrze – w stylu „origami” i z muzyką 😯 A czy ja wiem, jak to zrobić? 😯
Wlasnie Stanislawie, 100 lat temu.
W tym gdzies czasie mlodemu Maxowi Planckowi jego profesor mentor radzil zajac sie chemia, bo w fizyce juz nie widzial dla niego wielu mozliwosci.
Milo mi Cie powitac Stanislawie. Pisz kiedy tylko bedziesz mogl, bo brak tu bylo Ciebie.
Piekny dzien dzisiaj, oby tak pozostalo dluzej
pepegor
Słuszne pytanie. Co my wiemy o świecie?
Czytam teraz ponownie książkę, którą czytałam jakieś dziesięć lat temu:
BAUDLER, G. (1995), Bóg i kobieta. Historia przemocy, seksualizmu i religii. Gdynia: Uraeus
Czyta się nie najłatwiej. Może to wina przekładu z niemieckiego? Nie wiem. Ale treść fascynująca. Autor pokazuje wspólne korzenie seksualizmu, religii i przemocy. Powstałe jakieś 180 milionów lat temu, kiedy to „człowiek” – homini erectus – przeszedł z trybu życia – będzie o odżywianiu, ale nie dla wrażliwych – jedzącego padlinę do polowania na zwierzęta.
Fascynujace, szczególnie dla zainteresowanych własnym „drzewem genealogicznym” i próbą zrozumienia naszej człowieczej kondycji 😉
nemo,
nie bój, dasz rady ❗
Alino, Ameryki nie odkrywam. Interesowałem się trochę, bo sam byłem ciekaw, jakie były losy rodu, ale nie udało mi się niczego dowiedzieć ani op matce architekta ani o jego żonie. Myślę, że torunianie mogliby wiedzieć coś więcej. Szczególnie teraz, gdy władze poszczególnych miast trochę bardziej interesują się historią.
Buczyńscy występowali i występują dość licznie. Pochodzenie bardzo zróżnicowane. Szlacheckie rozproszone ze środka Polski herbu Lubicz, a może i Strzemię, ale ponoć i z Buczacza, a także (nie są to informacje pewne) z Lipków tatarskich. Jest i chłopskie, był poeta Stanisław Buczyński z tej rodziny.
Architektowi najbardziej pasowała małżonka stanu mieszczańskiego. Jednak większość stanu mieszczańskiego w Toruniu nosiła nazwiska brzmiące niemiecko, o ile się nie mylę. Cocchi jako protegowany arcybiskupa i człowiek wykształcony mógł może i pojąć szlachciankę. Nie, żeby to teraz miało istotne znaczennie, ale żeby było wiadomo, gdzie szukać.
Pepegorze, to mnie brak tego stołu. Może niedługo trochę luzu będzie.
Jotka odpisalam
Ja też 😆
Dzień dobry.
Dorotol odjechała w siatkach i torbach zabierając do Berlina smaki Wielkopolski (m.in natkę, koperek, bułki i włoszczyznę) Samochód jedzie kilka godzin, to dowiezie w dobrej kondycji. Dziecię zostało z grupą do jutra. Prosiła Dorota podziękować Echidnie i Krysiade za pozdrowienia – co niniejszym czynię.
U mnie na stole dzisiaj kurki – pewnie po raz ostatni w sezonie. Byłam z Dorotolem na mięsnych zakupach; ona zabrała jakieś wędliny, boczek wędzony, świeże golonki na galaretę, Ja kupiłam skrzydełka dla psa i żeberka wołowe przecudnej urody (prawie 2 kg waga pasemka) Mięsną końcówkę ucięłam na smak do jakiejś zupy, z pozostałej części ścięłam warstwę mięsną : będzie duuuuży gulasz z grzybami (Hallo, Nisiu) a z żeberek jako takich pewnie rosół zrobię któregoś dnia.
Stanisławie, dziękuję Ci bardzo serdecznie za wszystkie ciekawe informacje. Poszukam dalej z mojej strony.
Jotko, nie strasz, wszyscy fizycy z powrotem na studia ????????? 🙁
I ja mam tak spokojnie czekać aż mi się udko kurczacze upiecze ? 😉 😉
Hallo, Pyro!
Rosół z żeberek? Nie spotkałam w przyrodzie rosołu ze świntucha. Jak go robisz? Gulasz z grzybami – cuuuudo. Ja się ostatnio żywię tym, co się szybko gotuje, bo całą energię i czas zużywam na pracę katorżniczą. Ale nie narzekam, bo na przykład zupka z Horteksowej mrożonki, a na drugie kartofle ze skwarkami z boczku i kefir – to bardzo przyjemne pożywienie. Na dzisiaj mam udko z gigantycznego kurczaka (usmażę), ziemniaczki, mizeria, pycha aż gały wypycha.
Mój psiaczek-szczeniaczek rąbnął mi ze stołu (skoczny jest) tabletki do czyszczenia ekspresu i też chciał zeżreć – ganiałam go, w nerwach cała, po ogródku. Na szczęście nie zdążył spożyć.
Nisiu – oneż żeberka wołowe całkiem. Ostatnio tną je jak wieprzowe – w pasy, wzdłuż. Ten pasek kupiony dzisiaj miał ok 2 kg (18 zł/kg) czyli za 36 zł będzie 1 x solidny rosół, 1 x gulasz (może starczy na dwa dni) i raz mięso do nagotowania zupy jarzynowej. To całkiem niezły wynik.
18 zl za kg ?
zebro z wolu?
http://www.comme-a-la-boucherie.com/Produit-Boeuf-Cote-de-boeuf-,87.html
mowimy o tym samym?
Sławku – tak; z tym, że ma to szerokość ok 10 cm
Oj, Pyro, przeoczyła ja tego woła…
🙄
to ja juz nic nie wiem, ok. 5 razy drozej za to samo w Europie,
wiec, to albo nie to samo, albo nie Europa
szkoda, ze Izyka nie ma, ten by wiedzial,
Wołowa wieprzowina, jabłka o smaku gruszek padlina, cząsteczki- żyjemy w ciekawych czasach 🙂
Witam Szampaństwo!
Zuppę di pesce na pewno któregoś dnia (późnojesiennego) zrobię, wygląda smakowicie, ja to bym na jedno danie, duuuuużo tych frutti di mare, a płynu – aby przykryło frutti,
Kluchy to nie ja, ale grilowane warzywa i owszem, cukinia, bakłażan, papryka i co tam się jeszcze znajdzie,
Nadal jestem bezkropkowa, bo Jerzor nie miał wczoraj czasu zakupić klawiaturę, podobno dzisiaj już ma,
Na obiad jajka posadzone na plastrach pieczarek, ziemniaki utłuczone, mizeria,
U mnie w domu tradycyjnym piątkowym obiadem oprócz jakiejś zupy było to samo, tylko zamiast jajek śledź w śmietanie z dużą ilością cebuli – pycha, Ale tutaj śledzie zdarzają się raz w okolicach świąt, panie z Baltic Deli zamawiają, w tubylczych sklepach nie ma tym bardziej, odkąd 10 lat temu ostatni rybny sklep się zamknął był,
Może by tak otworzyć sklep rybny?
Alicjo, dla chcącego nic trudnego! Pal licho klawisz z kropką!
Na pewno znajdziesz jakiś mało używany plik z kropkami. Otwieramy go sobie na boczku i jak tylko kropka jakaś potrzebna na „gotuj się”, sru! łoimy na żywczyka Ctrl-C i Ctrl-V, w tłumaczeniu na polskawy to chyba „kopiemy i pastujemy”, ale mogiem siem mylić, bo mało mocny jakiś dzisiaj jezdem.
A jeśli to za trudne, to przejdź na język, który mówi się sam 😉
Z frontu paneuropejskiej grzybni.
Wczoraj na przedgórzu owszem, prawdziwki (te jasne jeszcze) i podgrzybki, ale z tych najlepszych, co to nigdy nie jestem pewien, czy to jednak nie prawdziwki. Bliżnich jedak tyle po lasach jak zaraza, że złość d… ściska jak się widzi okrawki korzeni takie jak pięść . Tylko doświadczeniu i cierpliwości zawdzieczam, że nazbierałem do suszenia trzy blachy.
Dzisiaj na nizinie niewiele, ale do jajecznicy jutro starczy.
A rydzów ani an przedgórzu, ani na nizinie.
W niedzielę spróbuję wyskoczyć w tej sprawie do Harzu.
Sławek – pewnie nie Europa. Spotkałam to dziwo po raz pierwszy dwa tygodnie temu i wtedy też (z tej radości widocznie) skopałam po raz pierwszy w życiu rosół wołowy. Zapomniałam wyłączyć palnik, na którym rosół tylko „mrugał” i walnęłam się na drzemkę. Dobrze mi się spało, a mój rosół z dużą ilością włoszczyzny wygotował się do koncentratu. Smaczny nie był, niestety. Dzisiaj patrzę – leży na półmisku w sklepie, obok pociętej pręgi wołowej, zwinięty kłąb mięsno -tafelkowy (te tafelki, to płaski9e kości żebrowe). Cena 18/kg. Rozwinęłam – wąskie, długie na niemal 60 cm. Widać tak, jak półtusza wisiała, tak wziął chłop piłę elektryczną i ciął tę część żebrową z góry, na dół „po całości” Oczywiście trochę tłuszczu i powięzi ale i sporo mięsa (od 3 – 8 cm warstwa). Wzięłam.
Czytając Pyrę zrozumiałem że kupiła szponder, tak się u nas w Azji mówi na wołowe żebra, też tu tną na paski, też sprzedają na wagę, nie na miarę.
Sławek pokazał coś co po naszemu znaczy rostbef.
I cena tego u nas również wyższa, ale nie 5 razy!
W Azji cena krajowego rostbefu max 2 razy szponder.
Chciało Ci się bardzo zachodniej Europy…. to i koszta muszą być.
A jadłeś Placku lody piperonalowe?
-> . <- to kropka uzyskana paOlOrowym sposobem, trochę męczący,
ale działa!
Antku – Nigdy świadomie i na ochotnika, ale kto wie? Wszawicy nie mam, a to może być dowodem na to, że pochłaniam piperonal w dużych ilościach 🙂
Dawniej wystarczyło wysłanie telegramu, na przykład: „nie mam kropki STOP” i dobrze było, a teraz kropek nam się zachciało. Degrengolada.
http://fr.wikipedia.org/wiki/Viande_bovine mozna wybrac polski po prawej,
szponder jest obok zeber, a juz taki rosbeef, to calkiem przy dupy stronie, podam drugi sznurek, coby poszlo
http://www.callune.fr/pages/index.php?id=1477&liste=2
polski oczywiscie po lewej, jak zwykle, ale przy tej ilosci wodki 🙂
no i ten dym z trzeciej paczki, co mi go Placek zarzyczyl lacznie, mam jeszcze czekoladki, ale juz chyba nie dam rady
W sklepie szponder i żebra są obok siebie; a mnie wsio ryba – żebro jest, mięso jest, robić można to i owo, cena dostępna, antrykot i rostbef dużo droższe.
W książce :
SZPONDER – element kulinarny z przedniej ćwierćtuszy wołowej. Jest to środkowa część partii piersiowej odcięta od dołu po linii chrząstkowego zakończenia żeber w taki sposób jednak, aby dolne odcinki żeber pozostały przy mostku. Szponder nadaje się przede wszystkim na sztukę mięsa.
Maciej E.Halbański „Leksykon sztuki kulinarnej”
Co tam szponder , co tam antrykot , co tam żebra …
Nie lcierpię Berlinek :
http://www.ampol-krakow.pl/images/big/1768_1.jpg
Placku, degrengolada jest ok, piłem, smakuje prawie jak lemoniada o smaku czekoladowym.
Ale róbmy wszystko aby nie wpaść w poślizg!
Brońmy się!!
Inaczej upadek na mokrą podłogę…degrengolada ostateczna.
Ale są tacy co czuwają!
Zauważyłem że francuska krowa jest bardziej statyczna, ma nogi, ogon i łeb po prawej, polska natomiast jest bez nóg i ogona a łeb miała po lewej, ale jaka jest dynamiczna, typ sportowy.
Przez to bardziej żylasta.
Dlatego francuski rostbef jest droższy.
Daj spokój, Marek. Takich parówek się nie kupuje.
Jezu, Marek.
Daj jej spokój, jeszcze chyba nie dojechała.
Witajcie,
Zgodnie z obietnicą (Krystyno, Pyro 😉 ) przystępuję do spowiedzi wakacyjnej.
Na pierwszy ogień pójdzie Lwów. Dotarliśmy tam bladym świtem około 6 rano. Ulice były pełne dozorców zamiatających posesje. Z marszu wybraliśmy się na Kopiec Unii Lubelskiej. Byliśmy święcie przekonani że w sobotę, o tak młodej godzinie będziemy tam sami. Otóż nie. Po drodze mijali nas biegacze, młodzi ubrani ?randkowo? (zaczynali czy kończyli dzień?) oraz maniacy fotografii 😉 . Masochiści czy co? O 7 rano panowie sprzątacze zwozili już śmieci. Park na Wysokim Zamku piękny, ale sam kopiec zarośnięty krzakami i z dołu prawie niewidoczny.
Po zameldowaniu w hotelu poszliśmy na miasto. Lwów wywołał we mnie mieszane odczucia a momentami żal. Z jednej strony przepiękna architektura ale krzycząca o remont. I owszem, część zabytków jest odnowiona ale to jeszcze za mało. Z drugiej strony, te sypiące się zaułki też mają swój klimacik… całkiem pociągający.
Drogi się remontują, nawet w sobotę po godzinie osiemnastej widzieliśmy uwijających się panów w pomarańczowych kamizelkach. Żeby tak u nas się uwijali. Z kolei, drogi jeszcze nie wyremontowane potrafią przyprawić samochód o uszkodzenie zawieszenia.
W parkach strzyżone trawniki, pielęgnowane rabaty i drzewa ale często dziurawy asfalt w alejkach. Do dużych plusów dodałabym wprost nieprzyzwoitą ilość bankomatów. Witek tylko mruczał pod nosem: gdzie nie spluniesz tam bankomat.
Cały czas powtarzałam sobie że Ukraina nie jest w UE i nie są w nią pompowane miliony z funduszy unijnych, co też w pewnym stopniu tłumaczy wygląd miasta.
Za to jesteśmy pełni podziwu dla ludzi – są energiczni, kreatywni, wyraźnie dumni ze swojego kraju, bez kompleksów a co więcej potrafią się bawić. Pierwszy raz widziałam studentów i kadrę uniwersytecką ubranych ?na ludowo? z okazji rozpoczęcia roku akademickiego. W jednej cerkwi trafiliśmy na uroczystość chrztu ? oczywista cała rodzina ubrana w haftowane stroje. Nocne tango i salsa na Rynku wzbudziły nasz podziw. Na straganach z pamiątkami nie uświadczysz plastiku ani przysłowiowej ciupagi made in China. I tego Im bardzo zazdroszczę.
Obiad zjedliśmy ?U pani Stefy?. Nie polecam ? kelnerki smutne, warenyki niedoprawione i podane letnie, ziemniaki twarde. Zapachy z kuchni nieszczególne. Wyszliśmy stamtąd głodni i zniesmaczeni.
Na kolację poszliśmy do ?Puzatej chaty? wypróbowanej przez Krystynę. Faktycznie, warto było. Nie tylko sałatki są tam dobre. Patent z umywalką przy wejściu (wspomniany przez Krystynę) jest stosowany na całym Krymie. Sądzę że ma to jakiś związek ze stanem tamtejszych toalet. Pomińmy szczegóły… Doszliśmy do wniosku że ?Puzata Chata? jest w pewnym sensie ukraińską odpowiedzią na Mc Śmiecia. Bardzo udaną odpowiedzią. Restauracje znajdują się we wszystkich większych miastach Ukrainy.
Gdybym miała porównać Lwów do któregoś z polskich miast, umieściłabym je pomiędzy Małopolską a Dolnym Śląskiem. Architektura przywołuje na myśl Kraków, ale ta energia mieszkańców zbliżona jest do charakteru wrocławian. Czyżby rozmnożył się genius loci?
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Lwow#
Znowu zapomniałam że łotr przerabia cudzysłów na pytajniki, wrr…
Ewo – pięknie dziękuję. Niesłychany konglomerat stylów, stanu zachowania, sTARAŃ LUDZKICH I NASTROJÓW. Łyczaków jednocześnie symbolizuje upadek, zapomnienie i wielkie bogactwo. Smutne wrażenie tych starannie odnowionych grobowców w morzu upadłych wielkości. Tak, jak pokazują Wasze zdjęcia, Ewo, to nie jest polskie miasto, to nawet nie jest miasto c.k. – jest już zupełnie ukraińskie.
Pepegor – Dorota dojechała szczęśliwie i nawet już zdążyła chętnemu pokazać oryginalne prochowce angielskie a’ 1600 euro za sztukę.
Pyro – ale wciąż pełno tam polskich śladów.
Z całą pewnością jest to miasto które należy zobaczyć a nawet zatrzymać się na dłużej. Dwa dni to stanowczo za mało.
Ewo – może za rok, dwa tam wrócicie, żeby obaczyć więcej?
Pyro – z wielką przyjemnością 🙂
Dzięki za wycieczkę po Lwowie – nigdy nie byłam i pewnie nie będę, bo to daleko od mojej szosy, która zwykle prowadzi od Pomorza po Dolny Śląsk, i czas goni, goni
Piękne zdjęcia!
Fajne pomysły – kwiatki można sadzić wszędzie 🙂
A stare cmentarze są zapisem historii,
Wszędzie chodzimy po kościach. Te niby nie moje, a jednak znajome.
Moje wycieczki do Polski zawsze zahaczają o cmentarze, tak to już jest
kod: 8SLD 😯
Alicjo, Marek Procki pracownik administracji 😯
Ewo,
Bardzo, bardzo dziękuję za ten reportaż. Jesteś Mistrzem i z kilkoma innymi osobami z Blogu zajmujesz na moim podium ex aequo pierwsze miejsce.
Z ogromną przyjemnością pochodziłem z Tobą lwowskimi zakątkami, które, jak wspomniała Haneczka, niby nie moje, a jednak znajome.
Cudo!!!
Dla mnie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, jest to też kolejnym potwierdzeniem – do której częsci świata należę. Chyba dwa dni temu sporą dawkę nostalgii wstrzyknął mi Stanisław opisem znanego mi Sandomierza, gór, itd., czasami robi to Basia – a capella (Basiu – dzięki) wędrówkami po górach, czasami robisz Ty…, a na dodatek Asia po mistrzowsku wkleja historię…..
Żeby było jasne – ja nie narzekam na swój los, wszystkie wybory życiowe są moje i ich nie żałuję, ale czasami coś w dołku ściśnie – i na to nie ma rady.
Ni z gruszki, ni z pietruszki… Cytat z pewnego tygodnika….
„Na pocztę chodzę rzadko: wysyłam niewiele poleconych, żona płaci rachunki przez internet.
Tego dnia jednak stałem w osiedlowym urzędzie pocztowym w długiej kolejce, żeby odebrać jakąś paczkę. Przede mną ? młoda mama z dwulatkiem w wózeczku. Dwulatek był dość grzeczny, ale oczekiwanie się przedłużało, zrobiło mu się gorąco i zaczął się coraz głośniej domagać wyjścia na zewnątrz. Mama, też zdenerwowana, z początku próbowała go zabawiać, potem przekonywać, wreszcie ? przekupić. W końcu zrezygnowana zamilkła, a dziecko darło się coraz głośniej.
Wtedy na krześle naprzeciwko chłopca usiadła starsza pani. Bardzo starsza, z grzywką zupełnie białych włosów nad czołem i siateczką zmarszczek wokół oczu, które przypominały jak dwa wilgotne kamyki. Prawdę mówiąc, wyglądała trochę jak Irena Sendlerowa ? i w podobny sposób się uśmiechnęła. I stał się cud: dwulatek najpierw przestał płakać, a potem sam również się uśmiechnął. Młoda mama spojrzała na starszą panią z wdzięcznością. ?Ładny jesteś?, powiedziała pani. ?Ładna jesteś?, odpowiedziałby chłopiec, gdyby nie wstydził się odezwać.”
W.Bonowicz
Wybaczcie, zupełnie nie na temat….
Dobranoc 🙂
Dzień dobry.
Słonecznie, rześko, ślicznie.
Nowy – wpisujesz się bardzo pięknie w te klimaty z reportaży środkowo-europejskich. Pisz, fotografuj świat i siadaj przy sole jak najczęściej – wzbogacasz naszą materię wirtualną. Chyba lada dzień odezwą się Calgarczyk i RoMEK – taj jakoś kończą im się urlopy.
Mojemu Bratu rozrasta się leśne gospodarstwo; dwa tygodnie temu wziął sobie podrosłego szczeniaka wielorasowego, żeby straszył kuny (ponoć już wystraszył, bo mieszkające na strychu zrobiły się niewidzialne). Szczeniak ponoć wyrośnie na spore bydlę ale jak dotąd jest to kudłata przytulanka, wczoraj natomiast kotka mieszkająca w specjalnym domku dwupokojowym z przedpokojem (osobiste dzieło pana domu) przyniosła im do pokazania dwa czarne noworodki kocie. Brat twierdzi, że teraz to już tylko brakuje mu papugi.
Alicjo, Nowy,
Bardzo dziękuję za komplementa. Przekazałam je Witkowi gdyż robiliśmy zdjęcia na dwa aparaty.
Alicjo,
Może czas zrobić skok w bok?
Witam serdecznie, słonecznie i ciepło. 😀
Ewo, po prostu mnie zatkało, po obejrzeniu Waszych zdjęć. Dziękuję.
Mam nadzieję, że władze Lwowa dorobią się jeszcze funduszy na odnowienie zabytków tego pięknego miasta.
Doroto z sąsiedztwa z okazji urodzin życzę zdrowia, szczęścia i wysłuchania (na żywo) tysięcy wspaniałych koncertów, oper i ….. może kilku operetek ( 😉 ). 😆 😆
Ewo, piękna przechadzka po Lwowie. Zachęcasz do zwiedzenia, dzięki Przewodniku 🙂
Ewo,
kusicielko, przez Ciebie marzył mi się już powrót i do Rumunii i do Bułgarii. A teraz jeszcze do Lwowa! I niby kiedy ja mam znaleźć na to czas, że nie wspomnę o pieniądzach 😯 🙄
A przecież tyle jest miejsc, w których jeszcze wcale nie byłam 😥
„Tego nie robi się” starej kobiecie 😎 😉 😆
A ja ciągle myślę o tych cząsteczkach elementarnych. Niektórzy twierdzą, że one dotarły na miejsce przed czasem, bo leciały „na skróty”, korzystając ze specjalnych korytarzy czasowych. Czyli mówiąc krótko, zignorowały nasze liniowe pojmowanie czasu. Wydaje się to być potwierdzeniem możliwości podróży w czasie. Zawsze było mi bliskie twierdzenie filozofów mówiących, że czas i przestrzeń są tworami ograniczonego umysłu ludzkiego.
A jednak warto żyć w ciekawych czasach 🙂
Znacie? To posłuchajcie… 🙂
Odkryłem to po czterech latach w swojej zdezelowanej komórce.
Ponieważ zdjęć własnych miałem za mało na tak długie nocne Łasuchów rozmowy, dorzuciłem jeszcze trochę od Misia.
Mam nadzieję, że się nie pogniewa.
A teraz lecę do sklepu, bo goście przychodzą. Jana trzynaste i sobota. Bar-Mizwa, jak się patrzy 😉
Dzień dobry.
Wszystkiego najlepszego dla Jana. Gratulacje dla jego Rodziców 🙂
paOlOre
Dziękuję bardzo.
Janowi wszystkiego dobrego, a jego Ojcu odpust zupełny i wieczysty za ten link powyżej.
Jotko,
O jakiej starej kobiecie piszesz? Siebie nie możesz mieć na myśli!
A zresztą, drogie Panie same nie jesteście lepsze:
– Alina z Danką zachwalają francuskie krajobrazy;
– Jotka zwodzi na kubańskie manowce;
– Alicja szaleje jachtem z Cichalami, potem żegluje z Nisią, a przy okazji robi skoki w bok, pardąsik, w dół do południowej Afryki;
– Nemo wydaje córę za mąż w Afryce…
I tak długo jeszcze możnaby wymieniać. Ten blog tak ma!
Krul, mocny jestes, slin Jana ode mnie
Dzisiejszym Solenizantom, wszystkiego najlepszego i STO LAT!
Małgosiu W. – Stara Żaba prosi o kontakt, bo nie wie, czy odesłane pieniądze trafiły pod wskazany adres.
Doroto z S.,
wszystko, co lubisz,
niech się darzy,
oczywiście tylko w najlepszym tonie!
PaOlOre,
sękju za wspomnienia z I Zjazdu 🙂
Najlepsze życzenia dla Jasia i Jego Rodziców!
(Jasie jeszcze nie wiedzą, ile Rodzice się przy nich napracują, zanim wyjdą z nich Jany!)
Ewo,
skoki na boki robię, nie ma to, jak poznawać świat, jak się ma możliwości, zawsze staram się po drodze do domu, ale czasami nie wychodzi
Tu dodam Islandię
Afryka była dzięki koleżance z pierwszej podstawowej do ostatniej klasy w ogólniaku, no i potem nadal utrzymywane kontakty
Islandia dzięki młodym przyjaciołom z klubu linuxa, Szwecja dzięki temu, że nasz Młody pogrzebał w genealogii i odnalazł szwedzką odnogę naszej rodziny
Rejs Florydzki – Cichal zapraszał, to czemu nie? Arkadius się zapisywał z Przyjacielem, żałują chyba do dziś! Od rejsu florydzkiego (chrzest na łajbie) już żeglowaliśmy trochę, było nie było 😉
Chyba już kiedyś wspominałam, że wszystko polega na tym, by utrzymywać kontakty z ludźmi – przecież w podstawówce nie mogłam wiedzieć o tym, że Jadzia wyląduje w Południowej Afryce, czy jakaś inna znajoma osoba gdzieś tam
Wszystkich zawsze zapraszam do siebie – a jak oni nie mogą, to ich znajomi, będący przejazdem czy jakoś tam
I wpadają, a jakże, a potem zapraszaja do siebie, i tak to się toczy
To jest bardzo dobra forma zwiedzania świata, ale tu już się powtarzam, wiem!
Alicjo,
Przecież to nie był zarzut. Sami tak robimy.
U mnie Irlandia wypaliła dzięki dawnym sąsiadom Witka.
paOLOre, czy ja dobrze zrozumiałem: to wielkie chłopisko kończy tak niewiele lat? Ściskam więc jego Matkę i Ojca serdecznie. Wszyscy razem jesteście tacy wspaniale smarkaci!
Ewo
przecież wiem, że nie zarzut – tylko podpowiadam po raz kolejny ( 🙄 , tak mam), jak ja to robie i namawiam na złą drogę wszystkich innych 😉
I znów kolejna uczta wspomnieniowo – podróżnicza, bo i I Zjazd, i Lwów w oczach Ewy i W.
Ewo, większość miejsc obejrzałam na własne oczy, choć oczywiście nie wszystkie. To, że miasto wymaga jeszcze wiele pracy i środków dla odzyskania dawnego blasku, to oczywiste. Ale też zauważyłam/ przynajmniej u siebie/, że w obcych miejscach krytyczny wzrok wyostrza się bardzo i to, co u siebie nie razi, tam od razu rzuca się w oczy. Bardzo często i u nas poza Starówkami widać jeszcze wiele zamiedbanych miejsc.
Na pierwszym zdjęciu widoczny jest zielony park/ Iwana Franki/, a za nim Hotel ” Dnister”, w którym mieszkałam. To blisko katedry św. Jura.
Z sentymentem oglądam te zdjęcia. Lwów naprawdę jest bardzo ładny. A Cmentarz Łyczakowski jest najpiękniejszy spośród tych, które widziałam.
Toast o 20.00 ma dwoje adresatów : wielki czci Jubileusz Doroty z Sąsiedztwa; mały dodaje powagi Janowi, synowi Pawła. Ja spełnię obydwa wiśniówką – jeszcze trochę niedojrzałą, ale esencjonalną i aromatyczną, której mała butelka służy mi w tym miesiącu jako toastówka.
Placek upieczony i jest trochę za słodki. Nie szkodzi, zjemy i taki.
Pyro, kontakt nawiązałam 🙂 Strasznie się namieszało!
Ha, ja tylko w roli listonosza.
Młoda obchodzi 90-lecie liceum, w którym zdawała maturę. Do południa było spotkanie w szkole i 90 tortów na 90-lecie, a o 19.00 zaczął się piknik na Malcie. Przyszła na kawę, ciasto i nalewkę z kilkoma znajomymi, a teraz poszli w plener. Od ich matury minęło 25 lat. Niemożliwe. Kiedy to minęło?
Zdrowie Solenizantów!
Zdrowie, 100 lat śpiewająco.
http://youtu.be/VhzI6GRN1-I
Sprawdzalam w internecie przepisy na „Zuppa di pesce”, jest ich duuuuzo. Co wybrac, jak wybrac to nie wiem, jakies sugestie?????
Buziaki,
Lena,
na czuja 😉
wez te, ladna jest 🙂
http://solounvelodifarina.blogspot.com/2010/06/zuppa-di-pesce.html
Alicjo,
Na „czuja” to ja stalam sie zamezna!!!!!!!
Buziaki,
Slawek,
Dziekuje. Zdjecie piekne, ale ja w tym jezyku ni du du.
Buziaki,
Lena,
poznałam Jerzora w ’73 roku i na czuja od pierwszego dnia (wieczora) do tych pór, dlatego popieram takie od pierwszego
Ale to się nie musi sprawdzać
U mnie szykuje się kolejna ulewa, psiakostka 🙁
Przepisów na tę zupę jest tyle, ile kucharzy – wystarczy googlnąć…
http://www.foodnetwork.com/recipes/mario-batali/zuppa-di-pesce-from-amalfi-recipe/index.html
Witam.
Co by dla ucha.
http://www.pandora.com/#!/stations/play/566623508055510386
Jutro pomaszeruje do mojego chinczyka, zakupie rybek na czuja i bede probowac. Jak nie wyjdzie to na 30 urodziny dziecek z rodzinka dostana tylko steki z dyzurnymi.
Buziaki,
Kochani, ostatnio nawet nie mam czasu tu zaglądać, ale nieustająco wszystkich pozdrawiam i dziękuję za pamięć! 😀 I najlepsze życzenia dla Młodego Współsolenizanta 😉
To jest moja zuppa di – na czuja, już dawno wymysliłam, tylko bez tych pieknych raków i tak dalej, bo nie było pod ręką. Najwięcje ryb róznorakich, z przypraw bazylia i tymianek oraz ostra papryka, dyżurne, pewnie o czymś zapomniałam…
Gęsta i owszem, łyżka stoi 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Fish_stew/hpim2049.jpg
O, kropkowa jestem znowu, mam nową klawiaturę 🙂
O, jest przepis, taki mniej więcej:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/13.ZUPY/Geste_rybne_Alicji.html
Mlody gniewny,
zludzenia rozwiane,
taki przedszkolak,
co mysli ze jest Einsteinem.
Widzialem takich,
bedac na grzybach,
zbierali tylko,
grzyby zwyczajne.
Rzadania duze,
w zamian,nic,
coz pewnie ,
mu sie nalezy.
Dajmy mu wiec,
big cyc,
a niech tam,
niech sobie,
miedzy nimi polezy.
Obcy! Nie nadużywaj! I ucz się młoda istoto – szczególnie języka polskiego…
Obcy,
Z ortografią tak już bywa,
Że słowniczek Ci się przyda…
paOlOre – szczęścia Chłopakowi życzę, niech mu się wiedzie jak najlepiej!
Dorocie z S. również – jestem podczytywaczem Pani Blogu od pierwszego wpisu. Pisać dla tych, którzy są blisko muzyki to wielka sztuka, ale pisać o niej również dla tych którzy są nieco dalej chyba jeszcze większa. Samych sukcesów!
Dobranoc 🙂
Dla nocnych marków tylko i to dla tych, którzy mają czerwone wino w zasięgu ręki i lubią blues.
http://www.youtube.com/watch?v=9Ns5YWtvZMY
Spóźniłem się, szybkość światła wzrosła tak bardzo, że jest już ciemno. Jutro przeczytam, że ktoś się pomylił i że to sekundy się skurczyły, ale zawsze znajdzie się czas na więcej wymówek. Teraz liczy się teraz – Pani Doroto, Panie Janie – Wszystkiego Najlepszego 🙂
Od rana słońce, aria przesłana przez Placka dla wczoraj obchodzących i Nowego blues – pięknie zaczyna się niedziela. Wrzucę teraz coś na grzbiet, bo mi nogi zziębły przy porannej kawie i lekturze. Jak ja się nie lubię ubierać przed wypiciem kawy; o i wtedy się przeziębiam. Przez lata całe – jak to kobieta pracująca, co to żadnej pracy się nie boi – z obłędem w oczach szykowałam rodzinie śniadanie, nadzorowałam ubieranie i zbieranie się do szkoły potomstwa i potem poganiałam w drodze moje stadko niewolników porannych. Wtedy to obiecałam sobie, że na starość codziennie rano zaparzę sobie wielki kubek mocnej kawy, którą będę sobie wolniutko popijać w kompletnym dezabilu. I jest to jedyne moje dotrzymane zobowiązanie produkcyjne. Życie jest piękne, tylko w stopy zimno.
Dzień dobry 🙂
Wczoraj postanowiłam dać wreszcie szczęściu szansę. Żeby nie było, że nie chce mi się nawet schylić i podnieść. 35 milionów, wielka kumulacja. I ten głos „to skreśl wreszcie kupon”. Skreślać to mi się nie chciało, żeby nie było na mnie. Zainwestowałam złotych polskich sto – złotówka została mi na bułkę 😉 i zagrałam metodą „chybił trafił”. W sumie 33 obstawień – numerolodzy mogą to zinterpretować, jeżeli mają ochotę 😉
35 milionów nadal do wzięcia plus 15, czyli razem 50 – we wtorek!
Moje osiagi to: 19 x 0, 9 x 1, 3 x 2 i 2 x 3. Nie mam pojęcia co to znaczy w przełożeniu na brzęczącą mamonę 🙄 Pewnie wielkie nic 😆
Pyra, Ty chyba jesteś tu hazardzistką, podpowiedz!
Ja w każdym razie czuję się zwolniona z dalszego obowiązku, „skreślania kuponu”, „schylania się po leżące na ulicy” i tym podobnych form, współdziałania ze szczęściem.
Posmakowałam hazardu – bułka kupiona za pozostałą złotówkę smakowała lepiej 😆
Wracam, ze spokojnym sumieniem, do swoich zwykłych zajęć codziennych i świątecznych 🙂
Ewo,
😆
Jotka – wygrałaś 2 trójki, czyli 2x 24 zł. Zwrot 48 zł z setki? Majątku nie zrobiłaś. Ja też nie. Ja wydałam na zakład 3 złote i tyle wynosi moja strata.
Z zajęć ekstra na niedzielę: klejenie porcelany.
Od pewnego czasu mieszka z nami jeszcze jeden kot. Nasz rudy Sokrates przyprowadził sobie czarnego kumpla Szamana. Historia adoptowania się Szamana warta jest oddzielnej opowieści, ale to innym razem.
Na ten moment stan domowników: zwięrzeta : ludzie to 3 :2 i female : male to 2 : 3
Wczoraj Szaman zaczął polować na muchy, które przed zimą natrętnie pchają się do domu. Wskoczył za jedną z nich na stół w jadalni. Ściągnął serwetę i zrzucił piękny półmisek na przekąski, który wnuk z rodzicami przywiózł nam, kilka lat temu, z Wenecji. Półmisek w kawałkach.
Zrobiło mi się smutno na myśl o wyrzuceniu prezentu do kosza. Ani na chwilę nie poczułam złości na Szamana. Choć nie wiem co by było, gdyby sprawcą był ludź!
Pozbierałam kawałki. Spróbujemy to dzisiaj posklejać. Nie będzie eleganckie, ale tak bardzo nie chcę, żeby podarunek wylądował na smietniku 😥
errata – mam trójkę, czyli 24 złote. Mogę zainwestować 12 zł w cztery następne zakłady. W każdej grze stosuję zasadę Wańkowicza z kasyn gry – połowa każdej wygranej może być przeznaczona na grę; druga część jest ubezpieczeniem i nie do ruszenia.
Pyra,
dzięki. Te 48 złotych podwajam i przeznaczam na nasze wspólne przepicie. A co! 😉
Hazard chyba łączy się jakoś z pijaństwem. Dlaczego poprzestawać tylko na jednym uzależnieniu? 😉
…i z seksem. Od przybytku to i głowa nie boli.
Słusznie Yurku! Trójka to taka dobra liczba. Nawet PB się podoba 😉
Jestem za 💡
http://www.youtube.com/watch?v=W-zPxpmkqI0
Tfu – zgiń, przepadnij siło nieczysta (hazardowa). Jotka – właśnie pomyślałam, że Ty podałaś trafione liczby – niejako – hurtowo. Weź te kupony i sprawdź, czy masz co najmniej trzy trafione na jednym zakładzie (tylko wtedy jest wygrana) Nie raz masz trafione wszystkie 6 liczb ale na różnych zakładach i masz zero ogółem. Tak to już jest.
Najważniejsza jest właścywa kolejność:
http://www.youtube.com/watch?v=lAPwvPrtDMk
Pyra,
ja tylko wygladam na taka durną 😉
Jotka – ja też. Nie jesteś sama.
Na obiad kasza perłowa wypiekana, gulasz wołowy z grzybami, ogórek od Żaby, sałatka z pekińskiej a’la colesław i na deser kruche ciasto z jabłkami. Tacy, to pożyją…!
U mnie 7:30, jade po te wszelakie ryby i robale na zupe na czuja. Zapodam jak sie urodzinowy objadek udal, wiadomo najpierw musza byc zakupy to sie zbieram i udaje.
Buziaki,
Witam Szampaństwo.
Ja nic nie wygrałam 🙁
Nawet wolnego bileciku, co zwykle mi się zdarzało w najgorszym razie. Czyli jestem 3$ do tyłu.
Natomiast Jerzor, hazardzista wielki, jest 10$ do tyłu, bo zachciało mu się 35 melonów, na pięć zakładów trafił tylko jeden numer 😯
Pyro,
na zimne stopy najlepsze są ciepłe skarpety, ja tak zawsze robię, nawet latem, jak trzeba 🙂
Poza tym drzewa zaczynają zmieniać kolory w zastraszającym tempie.
Chłodzik poranny…
Wyjeżdżamy na parę dni w odludne plenery. Bez grzybów nie wracam 👿
W krzaki, znaczy się?
Hanuś – zostaw testament, bo z grzybami możesz już w tym żywocie nie wyrobić. Przyjemnego urlopu.
W leśne chaszcze 😀
Pyro, zapisuję Ci figę 😉
Witam Hazardzistów! Ja wygrałem 1$! (bo nie postawiłem…)
Tego dolara przeznaczam na toast na zdrowie Jana – od dziadkawójka.
Juz jestem w domaszku. Nakupilam wolowine na steki, ziemniaczki (beda pieczone) do tego smietana, maslo czosnkowe, ser i salaty. Na zupe mam rybki, krewetki, malze i sos. Oj, bedzie sie dzialo!
Buziaki,
Wiecie co, tak sobie myślę, czy to „szczęście” nie miało aby racji. Bo to było tak: sama do punktu Lotto nie pojechałam, poprosiłam Włodka żeby to za mnie załatwił – zarządał 10% od mojego wkładu i tyle samo od wygranej, zgodziłam się, sama nie skreślałam, tylko zleciłam to „bezdusznej” maszynie 😯 To może trudno się dziwić? 🙄
A swoją drogą, nie wiem czy 35 milionów nie stanowi zbyt dużego problemu 😉
Cichalku nie wytrzymalam, i to TY jestes wojkiem/wujekiem???? Pozdrowienia.
Leno,
wszystkiego najlepszego dla Ciebie i tych, których kochasz 😆
Czy ja dobrze zrozumiałam, że Ty jesteś „od Rzesowa”? 🙄
Czyżby zuppa di pesce?
problem pojawia sie przy drugiej flaszce, z tydzien temu z okladem taki jeden z Calvadosu wylosowal ok 162 melony tutejszych, do tej pory go nie znalezli, wszystko zalezy od tego z kim oblewasz 🙂
Dzień dobry Blogu!
Swiętującym pod moją nieobecność – najlepsze życzenia! 13-letniemu Krulewiczowi – ojcowskiej dobrej ręki na miarę i malejącego zapotrzebowania na nią 😉
Pani Dorotce – tonów zawsze miłych dla jej wrażliwego ucha 🙂
Powoli dochodzę do siebie po wczorajszych ekscesach 🙄 Było: dużo gości, głównie przyjaciół naszych Młodych, trochę przyjaciół „Starych” oraz krewnych, chrzestnych, sąsiadów etc. Pogoda wspaniała, niektórzy zażyli kąpieli w rzece, wszyscy – radości kulinarnych i towarzyskich. Projekcja weselnego wideo spotkała się z wielkim aplauzem, bo też nie trwała długo, a treść była tak egzotyczna i pełna afrykańskich rytmów, że niejednemu nogi rwały się do tańca, a ręce do klaskania…
Do jedzenia było mnóstwo różnych świeżych sałat i sałatek, dwie zupy (pomidorowa i dyniowa) chleby, chałki i focaccie, wspaniałe prosię pieczone w piecu do pizzy, pomidory zapiekane z serem i inne różności, na deser – tiramisu, ciasta, sery… Do popicia szampan, wino (Barbera), piwo, woda, soki, kawa, herbata.
Popołudniowe spotkanie przy dawnym wybiegu dla niedźwiedzi zaczęło się szampanem z drobnymi przekąskami, wzajemnym poznawaniem się gości, aby przejść do zwiedzania starej sztolni odwadniającej wysoką skarpę nadrzeczną i następnie długiego spaceru nad rzeką do lokalu klubu kajakowego. Przypadkowo okazało się, że są dwa takie kluby z dwoma lokalami i w obu akurat było przygotowywane przyjęcie 😀
Nasz Geolog z rumuńską żoną poszedł najpierw do jednego, aby zanieść kosz gruszek zamówionych przez Młodych. Zastał kilka nieznanych mu osób, co go wcale nie zdziwiło, bo widok prosięcia na rożnie upewnił go co do adresu. Wręczywszy kosz gruszek (przyjęty bez ociągania) zapytał, gdzie jest Tomasz?
-Tomasz? 😯
– No, ten, co będzie piekł to prosię…
– Ja będę piekł!
Hm…
Geolog przekonany, że to jakiś żart, zapytał o resztę gości weselnych.
– Wesele? 😯 My tu świętujemy 30. urodziny 😎
Huch!
Aaa… jest jeszcze jeden klub… 😉
Ha! Okazało się, że w pobliskim sklepie zaczęły występować śliwki węgierki, najprawdziwsze! Nie te california plums, tylko najzwyczajniejsze węgierki!
Kazałam zakupić ilość – i zamierzam zrobić w occie, nie myślcie sobie 😎
Sławek,
mój umysł nie jest sobie w stanie wyobrazić przepicia takiej kasy, a i samej kasy też nie 😯
Ale cokolwiek, kiedykolwiek wygram, czuj się zaproszony 😆 bez wygranej zresztą też 😆
Nie wysłałam maila, bo poczta mi się znowu znarowiła. Jest, jak Urząd Skarbowy. Przyjmuje, ale od siebie nic, za … 👿
Włodek pojechał do Poznania śpiewać. W czwartek do słodkiej Francji 😆
A ja bedę robić za słomianą wdowę 🙁
I już nie wiem czy mam się rzucić w szpony hazardu, alkoholizmu, czy seksu, czy we wszystkie na raz 😯 🙄 😉
Jak znam życie i okolice, to po prostu grzecznie powędruję do pracy! A może szkoda!? 😉
Dorotolku Śliczny
Nie jestem wojkiem/wujekiem ani dziadkiem-wujkiem tylko dziadkiemwójkiem. Jest to figura retoryczno-metafizyczna na którą składają się: wuj i wójt pod auspicjami dziada! Jan to kuma!
Cichal pewnie z tej „podwujności” swojej funkcji „wójkiem” się mianował, no i na zdrowie! 😆
Gospodarzowi napomknę delikatnie, że „warzywo” po włosku jest rodzaju żeńskiego i kończy się na „a” (w liczbie mnogiej „verdure”) 😎
Jotko,
w pracy chyba też można się rzucić w ww. szpony i połączyć przyjemne z pożytecznym 😉
nemo,
no mówiłam, że będzie dobrze, cieszę się 🙂
Ach, nemo, co ja tu bedę mówić … 😉
Niby jak belfer, nawet akademicki, ma się rzucać w ww. szpony? 😯 przecież za to grozi kryminał … no, czasem pierwsze miejsce na liscie do sejmu … 😆 … sama już nie wiem 🙄 … czy mnie by sie chciało jeszcze siedzieć w jakichkolwiek „ławach” 🙄
Jak ja kocham te drobne Złośliwostki – wszystkich z wszystkimi. Blog przestaje być mdły, jak lukrecja.
Jotka – wszystkie trzy grzeszne zajęcia, jeśli Ci kondycji starczy (mnie nie dostaje nic, prócz zamysłów).
Nemo – wszystko absolutnie i każdy z etapów imprez weselnych podoba mi się nadzwyczajnie.
Alicja – śliwki w occie i powidła – prawdziwe, bez cukru.
Leny Synuś od dzisiaj dorosły 30-latek. Będzie okazja do toastu.
Alicjo a po kielo? U nas są wegierki autentyczne i nazywaja się włoskie…Cena 1,5dol za funt, czyli 3dol za kilogram Znaczy sie 9złp! Alleluja!
Nawet nie wiem, po czemu oneż, te węgierki, bo to Jerzor kupował, zwrócę uwagę dzisiaj, jak dostarczy. Bardzo sie cieszę, bo mi te u Żaby bardzo smakowały,
Pyro,
powidła śliwkowe znakomite kupuję w polskim sklepie, są także na półkach tubylczych sklepów, made in Poland.
Ale u nas mało tego idzie, bo ja nie dżemowa, a Jerzor obcina takie rzeczy do niezbędnego minimum, czyli raz na jakiś czas.
Chcesz powiedzieć Pyro, że:
http://www.youtube.com/watch?v=lKXg8bxSDYU&feature=related
gorzej, niestety, jako poznanianka z importu zainfekowałam się byłam, niczem Indianin chorobami Białych Twarzy, pyrlandzką praworządnąścią 😉
Poprawiłem, dziękuję. Ale czy wszystkie warzywa sa rodzaju żeńskiego? A taki np. chrzan albo burak (czyli razem ćwikła)?
Eeeeech, rence opadają 👿
Sprawy fundamentalne dla rodzaju ludzkie człowiek porusza i co? Publika, choć Wielce Szanowna ceną śliwki się podnieca albo rodzajniki warzywa omawia 👿
Oddalam się! 😎
No właśnie, Jotko. Najpierw człek na wszystko za młody, potem praworządny, a potem, to już nawet wzrok nie ten. Panowie śpiewali „Na słomie istny raj” – bo ja wiem?
No właśnie, 30. urodziny!
Leno,
wszystkiego dobrego i najlepszego Twojej latorośli!
Jotko,
dziękuję za piątkow moralne wsparcie i wiarę w moje możliwości 🙂 Bardzo mi to dodało skrzydeł i choć nagrywanie slajdów na DVD zajęło mi czas do pierwszej w nocy, to udało się zgodnie z życzeniem i goście kilkakrotnie żądali powtarzania sekwencji z parków narodowych, pogoni za gorylami i w ogóle wszystkich albumów afrykańskich. Oglądanie nie było nużące, bo żadna projekcja nie była dłuższa niż 5 minut 😎 Wideo trwało 23 minuty.
Po deserach młodzież udała się na dyskotekę we wnętrzu ( 😯 ) wiaduktu kolejowego, a matki i chrzestne do kuchni na zmywanie i sprzątanie 🙄
Jotka,
skoro masz takie egzystencjalne rozterki, rzuć się w szpony hazardu, alkoholizmu i seksu – zaraz Ci się humor polepszy 😆
Ja Ci dobrze radzę! Zwłaszcza, że Włodek będzie we Francyji – kota nie ma, Jotka tańcuje 🙂
Ceny śliwek może aż fundamentalne nie są, ale to bardzo ważny temat jesienny. Podobnie jak sprawa grzybów, chociaż nie, grzyby są najważniejsze. Ale, niestety, u mnie w domu stwierdzono, że ponieważ są jeszcze spore zapasy grzybów marynowanych, suszonych i mrożonych, więc żadne leśne wyprawy nie są przewidziane aż do wyczerpania zapasów. A sama do lasu się nie wybiore, bo choć strachliwa nie jestem, to jednak lepiej nie kusić losu. Ale i tak udało mi się dziś zebrać trochę grzybów przy leśnej drodze w czasie spaceru z kijkami. Starczyło do obiadu. A grzyby już są , bo sama widziałam pana z pełnym wiaderkiem. On pewnie musiał zająć się obróbką grzybów, a ja nie, więc spokojnie mogliśmy wybrać się na spacer nad morze, zakończony jak zwykle kawą, a dziś także lodami. A pogoda była przepiękna, prawdziwa polska złota jesień. I takie łagodne powietrze. Ten tydzień ma być jeszcze bardzo ładny, więc korzystajmy z pięknej jesieni.
Za grosz konsekwencji nie posiadam 👿 Miałam się oddalić i co? I nic! 😉
nemo,
cieszę się z całego serca 😆 cały czas tam byłam mentalnie 😆
Tęsknię już za helwecką stolycą. Moja helwecka przyjaciółka mieszka przy Finkenhubelweg, czyli po drugiej stronie torów, na wzgórzu. Z tarasu, na dachu jej domu, widać i Stare Miasto i, przy dobrej pogodzie, pewnie Twoją wioskę pewnie też … Mnicha i Dziewicę … i tego przed, którym Dziewicę strzeże Mnich … z całą pewnością widać, ja widziałam 😆 Kocham to miejsce 🙂
Czy figi w donicach na starym Mieście już dojrzały?
ostrygi – darmocha, po dolarze;
w tej samej cenie jagody 125 g(slownie: stodwadziesciapiec gram);
czy ten swiat nie stoi na glowie?
p.s.
humor uratowaly mi rydze, ktore oczywizda sam znalazlem-
niebo w pysku!
Ha ha, Gospodarzu 😀
Pewnie, że nie wszystkie (poszczególne) warzywa po włosku są rodzaju żeńskiego, tak jak i po polsku nie wszystkie są „nijakie”.
Zastanawiam się, czy w ogóle są jakieś warzywa rodzaju nijakiego? Po polsku.
Chrzan akurat jest „il rafano”, ale po łacinie „armoracia” 😉
A już burak jest całkowicie żeński (we Włoszech 😉 )
Byłam na spacerze nad jeziorem. Zachód słońca, bezwietrznie, +20 stopni, komary 😯
Na kolację sałatka ziemniaczana (było jednak za dużo) z gotowaną szynką na ciepło, zielona sałata (lollo).
To lollo? Ta lollo(brygida)? 😉
Na kolację zagrzałam bigosu (żaden w zimie nie smakuje tak, jak ten pierwszy w sezonie) spożyłyśmy z pajdą chleba, a teraz pewnie zrobię sobie kubek gorącej herbatki miętowej. Nieco gniecie w dołku, a szczególnie żarłoczna nie byłam, moja porcja to 2 czubate łyżki tzw zupowe, co zajęło środek talerzyka kolacyjnego. Cóż, widać, że bigos staje się z wolna potrawą ryzykowną dla starszej pani.
U mnie najpierw to na przystawkę. Na surowo.
Każde ważywo jest rodzaju nijakiego, ostatnio także w smaku.
Cena jagód jest pomstą wołającą o to co Byk ma w pysku 🙂
Głeboko wierzę, że wygram główną nagrodę na loterii w momencie w którym cena grama jagód nie pozwoli mi na rozkoszowanie się smakiem bułki i jagody jednocześnie.
P.S. Bardzo lubię poprawiać wpisy Gospodarza. Po pierwsze, On nigdy mnie nie poprawia, a po drugie – nie gryzie mnie w krtań. Wynurzyłem się, ale mam ochotę na więcej. Śnił mi się mamut. Okazuje się, że to nie słonik ze słoniowego zęba. Duże to bydłę est 🙂
Leno – Przekaż buziaki, proszę.
Kminku do bigosu…ułatwia trawienie.
A co do dolegliwości żołądkowych, zaparzaj miętę ze świeżym imbirem, cytryną, możesz domiodzić – to też z przepisu Heleny, dobrze robi, wypróbowałam.
Dzisiaj dom otwarty u Franka, można oglądać. Wystawili go na aukcję, cena wywoławcza 500 000
Jest interes do zrobienia 💡
Może zrobimy zrzutę? Po mojemu ze stówę jeszcze by trzeba dołożyć na gruntowny remont, ale mielibyśmy niezłą i całkiem obszerną chatę nad jeziorem 😉
W martwym sezonie, czyli jak nikogo z naszych nie będzie, możemy wynajmować, Jerzor będzie robił za ciecia 🙂
Śliwki wyszły, skubane jedne 🙁
Jutro będę produkowała śliwki po Żabiemu. Wie ktoś, czy do nalewu octowego dodaje się np goździki i cynamon?
Wypoczynkowo, słodko, zabawnie
http://youtu.be/dus_ZrBs7NA
Śliwki się znalazły! W sklepie Za Rogiem, a jakże!
Mam 3 kg (4$ kg), zrobię z dwóch, resztę zjemy.
Pyro,
z łaski swojej napisz porządnie w jednym kawałku przepis Starej Żaby, wciągnę go do przepisów.
We wszystkich przepisach na sieci znalazłam dodatek goździków i cynamonu, nie pamiętam, czy Żaba dodawała?
Lecę do kuchni odpestczać śliwki i z góry dziękuję za przepis 🙂
Jedni pasteryzują, inni nie – jak robić???
Bawię się, jak umiem
http://youtu.be/-AZHLGW5JLk
Alicjo – zaraz zadzwonię do Żaby – albo raczej jutro, bo może już odpoczywać i nastukam na blogu – porządnie i w jednym kawałku. Żaba nie pasteryzuje – słój ze śliwkami w soku stoi cały czas w spiżarni do użytku – tyle, że zakrętka założona.
Witam serdecznie.
Nie znam dokładnie przepisu Żaby. Ja zawsze robiłam z 5% octu (dobrze użyć winny). Zagotować ocet z gozdzikami i cynamonem. Zalać na dobę. Trzymane w zalewie krócej będą słabsze, dłużej – mocniejsze. Po przesypaniu cukrem nigdy nie pasteryzowałam. Trzymały się do ostatniego słoika. Pycha. U mnie nazywały się „śliwki Meli”
Mlodzi zmienili plany i mialam latorosl w porze lunchu. Wmaszerowali, mlody poprosil o cerate na stol, i sie zaczelo. Zupa „za cuja” bylla OK, najbardziej byl zachwycony mlody kociasty. Najpierw powybieral wszwlakie rybki i robaki na cerate a potem reszte wypil, pokazal potem te nieszczesne 16 zebow i juz bylo wesolo. Pyry sie upiekly, mlody poszalal przy BBQ, malutki chcial kromke chleba, wyjadl srodek i zrobil sobie z reszty korone cierniowa….. Wiecej nie bede opisywala bo brak mi slow. Jedno co powiem, kocham ich!!!!
Buziaki,
Krystyno – Żaba robi tak samo, nie wiem tylko co z przyprawami. Moja Mama np przesypując „zaoctowane” śliwki cukrem, dodawała jeszcze nasiona kminku; Żaba tego nie robi, ale śliwki są smakowite.
Krysie mi się pokićkały – odpowiadałam Krysiade, a zwracałam się do Krystyny. Mea culpa.
Piję teraz toast za Jana oraz za latorośl Leny – Wasze zdrowie Chłopaki i niech Wam się darzy! STO LAT!
Krysiade,
tego cukru to tak na oko, bo chyba nie, żeby się w cukrze kąpały?
Pasteryzować mi się nie chce, mam stosowny duży słój, może tam walnę całość? I będę podbierać, kiedy zajdzie potrzeba 😉
Skłaniałabym się ku użyciu małej laseczki ancymonka w zalewie i paru goździków, tak bez przesady, to do mnie przemawia.
Na obiad będą białe szparagi – wielkość śmieszna w porównaniu z tymi, które kiedyś serwował Gospodarz, ale w mojej wsi białe i tak rzadko się pojawiają, nie będę marudzić.
Dobry wieczór (noc ? )
Alicjo, prosisz – masz :
. Stara Żaba pisze:
2009-11-15 o godz. 16:57
Alicjo, ja już o tych śliwkach pisałam, ale jeszcze mogę nie raz
Śliwki przekroić na pół, pestki wyrzucić. Zalać (domyślnie: w słoiku) octem pół na pół z wodą (znaczy ma być 5%), niech postoją z dobę (mogą i dwie). Potem ocet zlać (podobno można go wykorzystać jeszcze raz, albo przechować i użyć do bejcowania mięsa) a śliwki zasypać cukrem. Tyle cukru ile się rozpuści w pokojowej temperaturze. Koniec.
Teraz uwagi dodatkowe: na 5 litrowy słój śliwek potrzeba ca 1,5 kg cukru, znaczy tyle się rozpuści. Ja zasypałam więcej, na dole słoja został nierozpuszczony, więc przełożyłam śliwki do innego a cukier użyłam dalej.
Zrobiłam dwie wersje takich i jedną normalną, znaczy całe śliwki.
Jedne krojone tak jak powyżej a drugie tak samo tylko z dodatkiem korzeni, znaczy liść laurowy, goździki, cynamon w kawałku i ziele angielskie.
Całe robiłam „na czuja”, czyli używałam tego zlanego octu, ale wydał mi się zbyt słaby, więc dodałam świeżego, cukru też potem dodawałam.
Wczoraj z Anką robiłyśmy degustację, najbardziej nam smakowała wersja połówek z korzeniami.
Pyro, też się bawię – pogrzebałam dalej ;
http://www.youtube.com/watch?v=HZyGMDvxUR8&feature=related
To tak a ‚ propos dzisiejszego tematu. 😉 😀
A może to ?
http://www.youtube.com/watch?v=H-Qz8bCvssk&NR=1
http://youtu.be/T7BGABZFTfw
Pewnie, że piosenki potraktowane z humorem dobrze robią na trawienie?
A to zachęta do miłych wspomnień z niedawnych wakacji Gospodarzy :
http://www.youtube.com/watch?v=G73F9dPjsWc&NR=1
Teraz grzecznie idę spać, życząc Blogowisku spokojnej nocy i wesołych snów. 😆
Dobranoc. 😀
Alicjo – dodawałam tylko te przyprawy, które wymieniłam. Cukru „na czuja”. Im więcej, tum słodsze. Walnij do słoja, powinny się trzymać. Tylko zamykaj słój.
Zgago, Krysiade – dzięki 🙂
Po obiedzie wkleję do /Przepisów.
Paliwo na jutro wyprodukowałam, skończyłam lekturę „PRL na widelcu” i jutro napiszę subiektywną mini-recenzję (część już opisałam, teraz wrażenia z całej, niemałej przecież pozycji). W żadnym razie nie mogę ej książki potraktować, jak lektury rozrywkowej czy choćby wypoczynkowej. Mam do niej zastrzeżenia ale i wnioski, o których milczą recenzenci.
Ale jestem spostrzegawcza…przecież śliwki w occie wg. Starej Żaby już wrzuciłam do przepisów onegdaj 🙄
Mówiłam, że pamięć mam dobrą? Mówiłam!
Jest czasem ocet 6% – tego można nie rozcieńczać. Jak się zaleje 10% a śliwki soczyste, to też się nic nie stanie, tyle, ze są „mocniejsze”
Skończyłam czytać „Korczak – próba biografii”. Bardzo bym chciała, zeby moje dziecko młodsze to przeczytało, może jej się trochę przejaśni.
Powojenne wydanie „Króla Maciusia” ukazało się chyba w 1957, a może 1958? Duża, kolorowa książka. Tato przychodził z redakcji, zjadał obiad i w swoim gabinecie czytał mi codziennie. Potem dostawałam kawałeczek czekolady z dużej tabliczki, która leżała na biurku. Do głowy mi nie przyszło, żeby wejść i samej sobie wziąć kawałek.
Musiało mu bardzo zależeć, żebym tę książkę zrozumiała.
Później był też film, teraz chyba zapomniany?
No dobra – wyszedł mi z tych 2 kg 3 litrowy słój. Odpestkowałam, zalewę zrobiłam bez dodatku wody, bo mam ocet 5%, trochę mi zabrakło zwykłego, więc dodałam szklankę octu cydrowego, jak może być winny, to może być i jabłkowy, bardzo przyjemny zapach.
Do zalewy dodałam kilka ziarenek ziela angielskiego, małą laseczkę ancymonka cynamonka, 10 gwoździków, trzy listki bobkowe, świeże, zielone.
Trochę przestudziłam zalewę, ale tylko trochę, bo cierpliwości już nie miałam – i zalałam śliwki robaczywki. Niech sobie stoją z doby dwie, a potem ocet zlejemy i sponiewieramy śliwki cukrem.
„Króla Maciusia Pierwszego” mam – moje dziecko (Maciuś) dostało od
ciotki, któreś tam wydanie, ale ilustracje jak pamietam. Jutro zerknę, bo już mi sie nie chce zewłoka wlec na górę do biblioteki Dziecka, obecnie pod ksywą Młody.
A, i jeszcze „Król Maciuś na wyspie bezludnej” jest w domu.
Uspokajam cichala, ze zmiana kolana to mały pikuś.
Jak to chłop, boi się 🙂
A mi nawaliły korzonki, a miałam dość sporo dłubania przy owcach po powrocie z Warszawy. Już przechodzą, ale jeszcze nie do końca. Najchętniej to bym leżała.
To tez i idę spać.
BRA!
Alicjo, te śliwki siądą, zrobi ich się mniej.
Też musze zrobić, może jutro ruszę po śliwki, bo coś obiecana dostawa nawala..
15-16 Hubertus, tym razem całość u mnie. Ogórki by trzeba zakisić.
A kysz, Żabo! Do łóżka! Nie pomawiać starszych panów o jakoweś lęki!
Żaaabo…ale to nie boli??? Piję wlaśnie herbatę i Ewa myślała, że dzwooooni bbbuuudzikkk…
Za best łyszyz pod adresem Młodego dziękuję w imieniu. Przydadzą mu się 🙂
Dobranoc Dziadkuwójku & Co!
Cichal,
Nigdy Cię nie podejrzewałem, że Ty o tej porze herbatkę….
O kolano się nie bój, toż całe Blogowisko będzie trzymało tego dnia tylko za powodzenie tego drobnego zabiegu.
Zdradzę, że dzień 12 października, to Dzień Trzymania Za Cichalowe Kolano. Znając ten Blog pomoc masz 100%.
No to sprawa się rypła…Nowy, kontaktuj się z Alicja. My czekamy na Was!
A co, miałem napisać, że zęby szczękaja mi o szyjkę półlitrówki?
Cichal 🙂 🙂
Zaraz piszę pytająco do Kanady o szczegóły.