Barbaresco to wino i dla Barbary, i dla Piotra

Basia i Olek prezentujący swoje najlepsze wino w enotece

Do miejscowości ( bo nie chce pisać „do wsi” co w naszym języku brzmi trochę protekcjonalnie) Barbaresco chciałby dotrzeć każdy miłośnik dobrego wina. Wina o tej nazwie bowiem należą do najlepszych ( i to nie tylko wśród trunków włoskich). Moim zdaniem trójca najwspanialszych win włoskich to właśnie, barolo, barbaresco i valpolicella. Sam nie umiem się zdecydować, które z nich lubię najbardziej.  Choć – prawdę mówiąc po ostatnich wakacjach – barbaresco przez dłuższy czas będzie moim ulubionym napojem.

Nebbiolo w winnicy Olka dojrzało już do zbiorów

Z Pietra Ligure do Barbaresco leżącego w Piemoncie ( tuż obok Alby) jedzie się około dwóch godzin. Chyba, że – tak jak nam – wykwitnie po drodze gęsta mgła, co w górach jest rzeczą całkiem zwyczajną. W Albie, pod stacją kolejową, byliśmy umówieni  z Olkiem Bondonio (przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi) – właścicielem winnicy właśnie w Barbaresco. Olek przyjechał z kilkuletnią córeczką Julią i obydwoje pilotowali nas przez góry do swojej wsi. Obejrzeliśmy ich piękny wiekowy dom, dojrzewające nebbiolo, które zaczynają zbierać przyjeżdżający tu co roku młodzi Rumunii i pojechaliśmy na zwiedzanie okolicy.

Castello di Verduno

Byliśmy więc w samym Barbaresco, gdzie obejrzeliśmy winnicę najsłynniejszego włoskiego winiarza – Angelo Gaja, enotekę mieszczącą się w dawnym kościele, wieżę starego zamku z dobudowaną szklaną windą dla leniwych turystów, plantacje leszczyny, bo Barbaresco jest też potentatem w produkcji nutelli, by wreszcie wylądować w Castello di Verduno czyli domu rodzinnym (dziś to luksusowy hotel i restauracja) rodziny Aleksandry – żony Olka.

Olek i Aleksandra podjęli nas wspaniale

Tu zjedliśmy wspaniały lunch: carne di Verduno czyli cienkie plasterki (jak carpaccio) mięsa z udźca cielęcego marynowanego pięć dni w soli i rozmarynie, a po pokrojeniu suto polanego oliwą, co daje oszałamiający rezultat oraz tagliolini al ragu. Do tego oczywiście barbaresco produkcji Olka.

Widok na winnice i dom

Po tym posiłku nie miałem wątpliwości, że muszę kupić zapas tego wina. W Polsce bowiem nie da się go kupić. Namawiam więc importerów włoskich win. Pojedźcie do Olka, spróbujcie tego nektaru i  przywieźcie go nad Wisłę dla mnie i innych smakoszy. Mój zapas bowiem to zaledwie 18 butelek (po 18 euro sztuka) a Olek produkuje rocznie zaledwie 4 tysiące butelek tego rarytasu. I po paru wizytach przyjaciół zostaną po nim tylko wspomnienia. Nie mogę zaś co miesiąc pokonywać 2000 tys. kilometrów, by kupować wino.

Po łokcie w fermentującym barbaresco

Każdy powinien robić to co najlepiej potrafi: ja – pić wino i pisać o nim a importerzy jeździć po świecie i dowozić  moje ulubione trunki!