Ultima cena

Zuppa di pesce

To była naprawdę ostatnia wieczerza we Włoszech. Zjedliśmy ją w Sirmione nad Lago du Garda w restauracji Porticciolo ulokowanej nad samym brzegiem, tak że kaczki i łabędzie wpływały nam pod stolik. Cudowny zachód słońca i wiaterek od jeziora osłabiający  dolegliwy upał.

Paccheri jeszcze w zawiniątku…

Cośmy tam jedli to można obejrzeć. Do tego była butelka białego wina z pobliskiej winnicy. Lugana – tak się nazywa kawał ziemi nad jeziorem, na którym uprawiana jest winorośl – to wspaniałe bardzo aromatyczne wino. Spieraliśmy się o ten bukiet, bo  ja wyraźnie czułem zapach jabłek a Basia twierdziła, że tak pachną gruszki.

… i po odwinięciu

Moja zuppa di pesce była daniem dla paru osób. Wielki i głęboki talerz był wypełniony pachnącym ziołami i pomidorami płynem, w którym moczyło się kilka różnych ryb, ze dwa spore skorupiaki, parę małży i jakieś nierozpoznane warzywa. Ciemności nocne i romantyczne oświetlenie wprowadzało pewien element ryzyka, że udławię się ością więc jadłem ostrożnie i dzięki temu dłużej delektowałem się smakiem. Basia wzięła paccheri czyli kluchy z owocami morza, również w pomidorowym sosie ale zapakowane w pergamin czyli tzw. papiloty i tak trzymane w piekarniku. Też pyszne. Wiem, bo sprawdzałem.

Częsty dodatek czyli verdure alla griglia

Desery odpuściliśmy kończąc kolację kawą i małą lodowatą grappą. Na szczęście dla nas hotel Clodia, w którym mieszkaliśmy, znajdował się po drugiej stronie jezdni. Pustej o tej porze doby, co pozwoliło bezpiecznie dotoczyć się do łóżka. I śnić o pustych autostradach, bez karabinierów i innych policji, by bezpiecznie dojechać do Warszawy.