Kura faszerowana po papiesku
Na sobotę lub niedzielę warto zrobić jakieś wyjątkowe danie. Ale żeby było proste. I łatwe w wykonaniu. Podsuwam więc przepis z papieskiej kuchni sprzed paru wieków.
KURY MIĘSNE Z FARSZEM Z GRZANEK I ORZESZKÓW PINIOWYCH
Przepis ten jest współczesną interpretacją ptaków pieczonych na rożnie przez Scappiego dla papieża. Jeśli masz rożen, to oczywiście go użyj, a jeśli nie, upiecz kury w piekarniku. Podawaj z prostą kombinacją zupy i sałatki.
SKŁADNIKI na cztery porcje
4 kromki chleba, opieczone i pokrojone w kostkę
2 ząbki czosnku, posiekane
1/4 szklanki orzeszków piniowych, posiekanych
1 łyżeczka natki pietruszki, drobno posiekanej
1 łyżeczka szałwii, drobno posiekanej
1/2 łyżeczki soli
1/3 szklanki oliwy z oliwek
2 kury mięsne, umyte i osuszone
1/2 szklanki rosołu z kurczaka
sok z 1/4 cytryny
Jeżeli używany jest piekarnik, rozgrzać go do 230°C.
W misce dokładnie wymieszać grzanki, czosnek, orzeszki piniowe, natkę pietruszki, szałwię, sól i oliwę. Otrzymaną masą nadziać kury i każdej związać razem nogi, tak żeby nadzienie nie wypadło. Umieścić na rożnie i piec przez około 30 minut (czas pieczenia zależy od temperatury płomienia i odległości rożna od ognia). Jeśli używany jest piekarnik, umieścić kury w brytfannie, wstawić ją do piekarnika i piec przez około 30 minut. W obu wypadkach piec kury, aż temperatura w ich środku wyniesie 71°C.
Kiedy się upieką, wyjąć z brytfanny, przekroić wzdłuż na pół, umieścić na półmisku i wstawić z powrotem do piekarnika. Zlać z brytfanny resztę oliwy lub wytopiony tłuszcz, dodać rosół z kurczaka i sok z cytryny i dobrze wymieszać łyżką. Gotować, aż objętość płynu zmniejszy się do połowy, po czym polać tym sosem kury.
Smacznego!
Komentarze
Wierzę Gospodarzowi naszemu i kucharzowi Jego Świętobliwości. Na ogól wierzę. Trudno mi jednak uwierzyć w magiczne pół godziny pieczenia kur mięsnych.
W Poznaniu niebo w chmurach i chmurkach ale w tej chwili słonecznie. Dzisiaj na obiad będą oładki z jabłkami.
Wczoraj ugotowałam żurek wg patentu Żaby, jako jego podstawę wykorzystałam śliczny kawałek wędzonego boczku, który zakupiła Zgaga. Młoda kręciła zgrabnym noskiem – za kwaśny, za gęsty, boczek niesmaczny (prawda – jaki śliczny, taki do luftu przez jakąś przyprawę zastosowaną). Zjadłyśmy po talerzu i stoi. Nadto do wykonania jest następna porcja cytryn w rumie – 3 szt, 1,5 szkl rumu, 1,5 szkl cukru i przesypanie cukrem 2 szkl jeżyn+ 1 szkl malin na niewielką porcję nalewki mieszanej. Muszę też dzisiaj przedstawić listę potraw przewidywanych na kolację urodzinową Młodej w przyszłym tygodniu – wariantowo ze wstępną wyceną (wrzesień to u nas łysawy miesiąc bez nadgodzin, kursów, robót dla OKE) Pozytywne jest to, że wina mamy, orzechy na tort Żabiny, jajka, ciasto francuskie, kawę też mamy i tylko resztę dokupić (w moim planie albo polędwiczki ze świeżymi śliwkami, albo kurczaki z pieca z orzechami, albo schab w pomarańczach) planuję też wykonanie teryny z ryb (od Danuśki). Jedna pani z racji niedomagań przyszłego macierzyństwa dostanie słój kompotu z jabłek i jałową mannę z malinami.
Hej, hej, stuk, puk – głucho, cicho, czyżby już wszystkich dorwało choróbsko?
Witam serdecznie, słonecznie z jedną czarną chmurą na niebie, życząc Blogowisku dobrego i zdrowego dnia. 😀
Ciekawa jestem jakiej wielkości były wymienione kury mięsne, że wystarczyło im pół godziny w piekarniku. 😯
Pyreńko, jak robisz kurczaka z orzechami (jakimi) ?
Dzięki Twojemu przypomnieniu, dziś tylko jeden raz się obudziłam – jeszcze raz wdzięczne dzięki ! 😆 😆
Moje maliny „łapią” słońce. Ciekawa jestem czy mi się uda nalewka malinowa. 😀
Pepegorze, bardzo ciekawe miejsca oglądałeś a i ja, dzięki Twoim zdjęciom. 😀
Dzień dobry Blogu!
Tego nadzienia też trochę małowato, jak na dwie „kury mięsne” 🙄 Może to przepiórki? Dwie – w sam raz na kolację dla niewyrośniętego papieża 😉
Pogoda się klaruje, po nocnym deszczu chłodno, ale słonecznie.
Pepegorze,
wszędzie, gdzie bywam w podróży, staram się oglądać cmentarze. Mówią bardzo dużo o ludziach i ich kulturze. W Ugandzie groby umieszcza się w pobliżu miejsca zamieszkania zmarłych i obcy ich nie widują. Jedyne, które widziałam, to grobowce tego biskupa w Kabale i jego żony. W Kigali, w ogrodzie Muzeum Ludobójstwa wielkie betonowe płyty przypominają o zbiorowych grobach zamordowanych tam ludzi, bez żadnych innych informacji…
W naszej podróży dotarliśmy do Nilu i Parku Narodowego Wodospadów Murchisona Po drodze – targowisko, jeziora w kraterach, miejsce martyrologii ugandyjskich świętych, małpy, krokodyle nilowe i dużo innej zwierzyny…
Ja już wiosną podróże Pepegora podziwiałam, bo Młodsza żebrała o zdjęcia do swojej strony geograficznej. I od razu przystępuję do interesu – Nemo – czy też pozwolisz Młodszej skorzystać z Twoich fotografii? Bez ludzi, tylko formy krajobrazu.
Trzeba zepchnąć kolejną porcję roboty, ale najpierw odpowiem Zgadze.
Kurczak z orzechami to wariacja nt kurczaków kaukaskich. Potrzebny jest duży kurczak (najlepiej ponad 2 kg) orzechy włoskie, czosnek, pęczek zielonej pietruszki, dyżurne, bułka tarta i najlepiej kilka łyżek małych grzanek i do tego masło. Kurczaka solimy (nacieramy solą i pieprzem) na 1,5 godz przed pieczeniem. Orzechy na pastę podskórną siekamy drobniutko, do nadzienia byle jak. Tej pasty wystarczą 4 łyżki stołowe, a robimy ją z masła, posiekanych orzechów, bułki tartej i drobno posiekanej zielonej pietruszki. Podważamy skórę na piersiach ptaka i wpychamy pastę aż pod pachę i staw biodrowy z obydwu stron tuszki; do brzucha wpychamy mieszaninę grzaneczek,orzechów, przeciśniętych 2 ząbków czosnku, ze 2 łyżek masła i 2 łyżek siekanej natki. Kurczaka solidnie po wierzchu smarujemy masłem, a dalej to już standard. Dobre na zimno jako wędlina i znakomite na ciepło.
Pyro,
no problem. Jeśli bez ludzi. Zawsze mówię Osobistemu, żeby robił bez ludzi, a on mi odpowiada, że bez ludzi nudne do oglądania 🙄
Kurczak ponad 2-kilowy?! Tutaj takich nie ma 🙁
Te katarakty na Nilu powyżej wodospadów Murchisona nazywają się Karuma Falls.
Nemo – takie zalecenie mi Dziecko z Kaukazu przywiozło i ja się stosuję. U nas można sobie wielkiego zamówić – czasem mutanty są. To naprawdę smaczne danie.
Ale skąd ja wezmę kurczaka z Kaukazu???
U nas przeważnie z Witkowa.
Dziędobry na rubieży.
Pyreńko, dziękuję bardzo, bardzo. Jak tylko mnie cholerstwo przestanie dręczyć, zaraz wypróbuję. 😀 😀
Byłam na psim spacerze, wracam, zaglądam do skrzynki, a tam pocztówka z prześlicznym portretem naszego czarnowłosego kuzyna. Dziękuję, NEMO. Straszna frajda dostawać od Ciebie kartki z Etny, albo z wulkanów afrykańskich. Widzę, że napisana 14 sierpnia, dotarła 10 września, czyli drobne 4 tygodnie wędrowała z karawaną?
Nisia, Ty nie będź taka przechera – spojrzyj na starszą koleżankę i zobacz co Ciebie czeka. Ja też byłam sprytna, a teraz daty mylę : tu dzień dodam, tam ukradnę i tyle.
Mutantom mówię stanowcze nie! Takie wielkie jest dla dwojga nie do przejedzenia.
Za to oczy pasę z największą przyjemnością 🙂
Haneczko – tniesz na pół i połowę mrozisz, z drugiej połowy zjadacie nogę i część biustu, a druga część biuściku, pod majonezem robi 2 dni za wytworną wędlinę. Mam to przećwiczone.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że przy najeździe rodzinnym z takiego mutanta jest 6 dorodnych porcji obiadowych, a ulubioną kanapką do pracy Młodszej jest chleb – bułka, masełko, plaster pieczonego kurczaka, majonez, liść sałaty.
Nemo,
obejrzalam, a ogladalam na wstrzymanym oddechu. To byla po prostu UCZTA! Brak odpowiednich slow na te cuda natury i to, jak zostaly uchwycone.
Dziekuje pieknie Tobie -) i Osobistemu -)
-) = 🙂
Nemo, pięknie tam!
Dzień dobry,
Też obejrzałem zdjęcia Nemo. Uważam, że jesteśmy wybraną grupą ludzi, którym Nemo te zdjęcia pokazała, a tym samym zrobiła nam wycieczki po okolicach, których prawie nikt z nas nie oglądał i nie obejrzy. Jeszcze raz dzięki.
Dodam tylko swoje zdanie – na takie przyjemności czeka dużo więcej ludzi niż nasza skromna grupa. Zdjęcia, egzotyka odwiedzanych miejsc, wiedza Nemo i Jej zdolność precyzyjnego formowania myśli – wszystko to aż się prosi o szersze publikacje. Nie znam szczegółów, ale wydaje mi się, że National Geographic, Poznaj Świat lub nawet dzienniki (Wyborcza) na pniu kupiłyby takie reportaże. Z tego, co wiem, pieniądze z tego żadne, ale ile osób mogłoby dzięki temu poznać takie zakątki świata. To chyba liczyłoby się najbardziej.
Witam.
Wszyscy świętujemy, Międzynarodowy Dzień Urody u mnie jak zwykle przedłuży się do następnego roku.
To lwie przedszkole na środku lokalnej drogi, co? Z jednym zastrzeżeniem – ja wolę przez szybkę, za pośrednictwem Nemo. Tropiki mnie nigdy bezpośrednio nie pociągały (te robale, owady, które mnie straszą całe życie). Ale czytać, oglądać fotki i filmy najchętniej – póki jakaś pełzającą zaraza się nie pokazuje. Odraza moja nie dotyczy gadów typu węże i żmije; owszem,podobają mi się bardzo.
Nemo, co to jest, to zwisające z drzew ? Na wcześniejszym zdjęciu wygląda jak cienkie kiełbaski z rożna a na późniejszym jak grubaśna, biała kiełbasa.
Mnie się najbardziej spodobało zdjęcie z dyndającymi stopami – zrobione chyba spod pomostu. Uchichrałam się, bo było tak dowcipne, zaskakująco inne od pozostałych. 😆
Wygląda na to, że byliście na bezkrwawym safari. Przyroda wręcz zatyka. Po prostu brak słów.
Podzielam zdanie Nowego, zdjęcia są tak doskonałe, że szersza ich publikacja z całą pewnością, zachwyciła by wszystkich oglądających.
Zawsze bylam „miesno-ziemiaczana” kobitka. Ostatnio nic a nic miesnego mi nie wchodzi (wlaczajac wedliny) a najpiekniejsze sa zrobione na rozny sposob ziemniaczki, surowki, salaty, jarzynowe sosy, zupy jarzynowe….. Moze najdzie mnie ochota zima na kuraki, befsztyki i takie inne. Synalek twierdzi, ze jestem chora!
Buziaki,
Zgago, ja już pokazywałam takie drzewo z Kenii
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/Kenia_Luty2011?authkey=Gv1sRgCJG0nrbd75agkQE#5595580535359549106
Sausage tree ? Kigelia africana to właśnie moje drzewo parówkowe. Z tego co wiem owoce nie są jadalne, ale zawierają cenne składniki, o działaniu sterydów, używane w maściach, a także podobno w przemysłowo produkowanych szamponach.
zimno mi…
Pogoda ładna…
Spadam na dół, jak juz o kurczakach mowa, skończę roladę haneczkową.
Kaszlę i coraz mi gorzej…
Krótki robi histerie przy wynoszeniu na dwór (na łóżeczku), a potem wraca sam po schodach pod drzwi, chyba ma tylko żebra złamane, a może nie?
MalgosiaW,
Alez te zyrafy maja piekne oczy…
Buziaki,
Chciałabym mieć takie rzęsy jak te żyrafy 😀
Oj, biedny Krótki 🙁
Żabo, zdrowia życzę! Trzymaj się ciepło.
Wracajcie wy wszyscy do zdrowia, pobożne życzenie może się spełni trzymam kciuki do 7 PM.
http://www.fubiz.net/2011/09/09/a-week-in-paris/
z kulinariow tylko herbatka na smyczy, ale spacerek tez sprzyja trawieniu, byle sie nie dac wyrolowac
Witam i też zdrówka życzę wszystkim słabującym 🙂
Bardzo mi się wszystkie zdjęcia podobają, dzięki za te wycieczki. Rozmaitość zwierza, roślinności i przecudnych skrzydlatych w dokumentacji Nemo, bardzo, bardzo!
Turecka wyprawa wodna przywiodła wspomnienia, bo parę lat temu przemierzyłam ten sam szlak 🙂 . A cmentarz, taki jasny, pogodny, o wiele bardziej mi się podoba niż te okropne, na czarno wymarmurowane nasze współczesne.
Małgosiu, drzewo parówkowe smakowicie się prezentuje 😀 , pamiętam je z Twoich wspomnień.
nemo te zwierzęta to mają tam raj na ziemi .. i ludzie bardzo ładni tam są ..
pepegora zdjęcia też ciepłych krajów to oglądając aż się chce wyjechać .. ale ja ostatnio tylko w myślach wyjeżdżam bo jakaś domatorka się zrobiłam …
to jakaś zaraza poważna bo ja też zamiast lepiej to gorzej i antybiotyk muszę brać …
Krystyno a Ty zdrowa? … gdzie ta Alicja bo już się martwię …
zrobiłam dżem mirabelkowo-malinowy .. dodałam trochę soli i wanilii .. pycha wyszedł ..
Raj na ziemi…
Sąsiad zjada sąsiada.
Idę do sąsiadki 🙂
Jolinku, przykro czytać, że i Ty chorujesz. Może to przez te tańce z figurami 😀 których zreszta bardzo zazdrosciłam. Brakuje też Danuśki, Asia sie nie odzywa, juz nie wspomnę o Alicji, która przecież jako Della mogłaby dać znać 😀
a tu parę zdjęć z Polski (polecane przez Onet)
http://przewodnik.onet.pl/foto/rekordowe-obiekty-w-polsce,4841687,10274585,foto-male.html
Nie wiem co z Asią. Alicja może być na terenach pozbawionych internetu. Danusia urlopuje na Wybrzeżu.
Barbaro – choróbsko z pewnością nie od tańców, bo ja np wcześnie do domu wróciłam i tam w jadalni rozhowory wiodłam i wino piłam. Też bym chciała żeby mnie już kaszel przestał męczyć i stała senność – śpię, jak dzidziuś 2-3 razy w ciągu dnia.
Danuśka wraca jutro z urlopu bo sobie przedłużyli pobyt w okolicy Żaby ..
Marek raj dla zwierząt to nie zawsze raj dla ludzi ..
Barbaro okoliczności hasania do późnego wieczora na łonie przyrody tylko były katalizatorem dla zarazków bo dwie panie były chore i siały je .. 😉
Jolinku – mnie dopiero w niedzielę złapało; wcześniej siałam najwyżej dobrym humorem.
Pyro a jak się z Tobą żegnałam to mi powiedziałaś żeś chora .. Inka uprzedzała też każdego by się z nią nie całować …
No właśnie – to była niedziela. W sobotę, jak ta rybka.
http://www.youtube.com/watch?v=EmH4YlNdWAg&feature=related
Drogie panie może w tym tak zacnym dniu zapomnieć o dolegliwościach które miną za chwilę, zjeść ząbek czosnku, popić herbatą+, popatrzeć na rówieśnice i mieć to wszystko jako wspomnienie.
http://youtu.be/FFbfm4Wyojs
Pyro dlaczego tak smutno, jesień jest za piękna żeby ją tak traktować.
http://youtu.be/9dRK-tzBs6Y
Słyszałem od kogoś, co zna kogoś co twierdzi twardo, że jutro ma być szalonych 25°C!
Kto chce niech wierzy.
Mój comp znowu słabuje. Z wyraźnym trudem otwiera sznureczki. Spróbuję, jak radzi sobie z picasą.
Tu parę obrazków z Kapadocji, jeszcze daleko od właściwych atrakcji, tzw. podziemne miasta. W miękki ch tufach mieszkańcym dawno, bardzo dawno wykopywali pod sobą alternatywę na ciężkie czasy.
Dziś znanych jest ok. 150 takich miejsc, a parę jest udostępnionych. Do dziś niektóre komory używane są jako stajnie i obory.
https://picasaweb.google.com/pegorek /UStadt?authkey=Gv1sRgCLePmcSR562GtwE
pepegor, przeleć go np. 360 Amiga bo masz śmietnik albo CCleaner. Jak pomogłem?
To wcale nie są smutne piosenki, Yurku, może odrobinę nostalgiczne, jesienne, wyciszone, ale nie smutne.
Pepe – mam przegląd Twoich galerii, ale nie mam tego, co zapowiadałeś.
Pyro teraz spróbuj
https://picasaweb.google.com/pegorek/UStadt?authkey=Gv1sRgCLePmcSR562GtwE#
Szukałam mostu a właściwie wiaduktu w Kamesznicy, bo chciałam Wam pokazać a propos tych rekordów Barbary – znalazłam coś takiego i obejrzałam z przyjemnością. Mój wiadukt jest, ale kiepsko sfotografowany. Ogólnie ktoś tu podrasował kolory, ale ogląda się miło, zwłaszcza jak kto lubi nasze Beskidy kochane.
http://mapa.nocowanie.pl/kamesznica/zdjecia/
Fotki i to, co na nich, śliczne; wiaduktu nie widzę. Widzę za to obrzydliwy most „nowy” nad Zwardoniem z jednej strony i linię elektryczną z drugiej, która robi wrażenie, że zaraz się przewróci od samego patrzenia. Razi ta „TECHNIKA”
Jezusicku, chyba się podłożyłam Nisi! Ona – bodajże – dumna z tego czegoś. A niech ma. Mnie się ie widzi – też mi wolno.
Bez linii, przy świeczkach ?
http://www.panoramio.com/photo/22827689
Yurek – prawie bym nie uwierzyła, że to to samo.
To samo w innym ujęciu, nie dajmy się sprowokować. Puki co,
http://www.pandora.com/#/stations/play/553472455634111858
http://przewodnik.onet.pl/foto/rekordowe-obiekty-w-polsce,4841687,10274592,foto-male.html
BRA!
Krótki już potrafi wskoczyć na łóżko, ale jak go dotknąć przeraźliwie piszczy. Będzie żył.
Ja sobie strzeliłam kielich wiśniówki, dla odmiany od Pyry i idę spać, bo mi oczy zamgliło 😀
SŻ a kto wypije za Dzień Urody?
Pandora się nie otwiera, tylko dla obywateli USA 🙁
http://www.pandora.com/#/stations/play/553465626636111218
Małgosiu, otwiera, otwiera albo do ambasady USA.
ptactwo, hm…
czasami nie ugryziesz.
Yurek, dzięki, ale to i tak nie oddaje urody tego wiaduktu. Pyro, to zdjęcie jest do d. a wiadukt przepiękny, tylko trzeba na niego spojrzeć tak, żeby mieć odpowiednie tło. Właśnie połączenie inżynierii z przyrodą są bardzo udane. Muszę się chyba tam udać i strzelić fotkę.
http://pl.locr.com/photo-poland-%C5%9Al%C4%85skie-beskids-69-13758965
Już tu jest troszkę lepiej.
Nisiu – lepiej na tym, które Yurek przysłał.
Żabo – podrap Krótkiego za uszkiem. Głupie te nasze jamniki i niczego nie chcą się nauczyć. Pamiętasz jak Radek latał wokół Czandora? Cud boski, że kopytem nie zarobił.
Zauważyłam, że i Jotka od 2 dni zamilkła, a nie zgłaszała wyjazdu. Najpierw co i raz ktoś wyjeżdżał na urlop, teraz dla odmiany co chwilę ktoś skrzypi, chrypi i czasem nawet „grypi”
Yurek – na święto urody nie reaguję; prześliczna jestem jeżeli lustra nie ma w okolicy.
Kicham 🙄
O, jeszcze jedna!
Spokojnej nocy.
Bardzo mi się podoba ta estakada…zdjęcie trochę niefortunne ale widać, że konstrukcja lekka i ciekawie wkomponowana.
Kichaj na wszystko Haneczko.
Kenia pieknie pokazana, ogladalam z zachwytem
Malgosiu W., dzieki za udostepnienie, dzieki za te przyjemnosc.
Bo tak jak mowi Nowy, prawdopodobnie nigdy to mi sie nie zdarzy, a juz napewno nie z fotela!
Pyro, najładniejszy to ten most jest w naturze. Rzeczy duże i bardzo duże kiepsko wychodzą na zdjęciach. Fotografia jest sztuką detalu, podobnie jak telewizja – choć w telewizji można by jakąś panoramkę strzelić i trochę więcej by się przekazało…
Kupiłam śmieszną lampkę na biurko. Kształt ma klasyczny, kolor jasnozielony, ale jest silikonowa. Można ją wyginać we wszystkie strony. Bardzo zabawna. Wszystko jej się gnie, podstawka, ten patyk i klosz. Sztywnym elementem jest tylko żarówka.
I tu Nisiu jakby niekoniecznie zgodzę się z Tobą.
Fotografia jest również sztuką detalu.
Telewizja? Tu można by polemizować. Jak w planie średnim czy bliskim (nie mówiąc o detalu) pokazać widok całości. Celowo nie używam słowa panorama, jako że tę nazwę telewizja zarezerwowała sobie do przejazdu kamery od punktu A do punktu B. W określonym czasie i z określoną prędkością.
Tniutniam panoramy telewizyjne. Naczęściej stosowane bez głowy, zacięte i jak to mówisz „strzelone” czy też raczej wstrzelone jako przebitka.
Coby nie być źle zrozumianą od razu wielkim głosem wołam: „Nie wykluczam”.
W dobie coraz to większych ekranów telewizyjnych szerokie plany zyskują na przejrzystości. To co na ekraniku Wisły było nieczytelne teraz jest dobrze widoczne.
Wielkość planu filmowego i kompozycji fotografii zależy od czego innego. Ale to temat rzeka.
NIe bierz moich słów ad personam – przyznasz jedna sama, że niełatwo zrobić dobry film czy fotografię. Rzemieślników jest na pęczki, artystów niewielu, artystów których rozpoznasz po stylu jeszcze mniej.
I to by było na tyle jak mawiał Profesor Stanisławski.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jestem, kaszląc i prychając.
No i widzicie co z tym moim compem, już nie udało mi się wejść. A Małgosi się udało podać prawidłowy sznurek do mojego zamiaru. Dziękuję!
Yurek, pewno masz rację, maszyna jest zamulona. Jestem tu teraz tylko dlatego, że mozilla zaoferowała mi nagle powrót do „niezamkniętych” stron. Niezamkniętych od wczoraj znaczy. Problem tkwi chyba gdzieś w programie obrazkowym. Dziękuję za dobre rady, ale nic mi to nie mówi. Potrzeba tu jakiegoś doktora, najlepiej małolatka, co te wszystkie „mikroprofesory” poustawia znowu na baczność.
Miłego dnia jeszcze,
pepegor
Z przykrością stwierdzam, że brakuje mi 3 ćwierci do śmierci; zamiast polepszenia, padam na buźkę ze sztywnym karkiem i zbuntowanym żołądkiem. Kiedy to tałatajstwo sobie pójdzie?
Ogromnie się ucieszyłam, kiedy w torbach z prezentami od Polityki znalazła się pozycja, którą dawno chciałam przeczytać, czyli „PRL na widelcu”. Zwinęłam tę torbę od ręki i teraz mam bardzo mieszane uczucia. Niby robota rzetelna, z bogatą dokumentacją fotograficzną, prasową, kwerendą w Dz U itp, ale nie do końca wszystko prawda. Wychwytuję niezgodności dot Poznania, bo tu realia znam. I osoby studiujące w Poznaniu, jak Nisia, Haneczka, Byk, Jotka z pewnością potwierdzą, że od końca lat 50-tych istniała przy ul Ratajczaka herbaciarnia „Drużba” (gmach TPPR) w której można było opijać się herbatą „po rosyjsku” – z samowara i z doskonałymi konfiturami na małym spodeczku i herbatą „po angielsku” – z całym sztafażem serwowania podgrzanej śmietanki, cytryny lub rumu (do wyboru). Wspaniałą kawę orientalną w miedzianych tygielkach podawano w kawiarni „Turecka” (i najlepszy na świecie leciutki tort migdałowy). Autor zaś dowodzi, że herbatą rosyjską mogli się cieszyć tylko warszawiacy i bydgoszczanie, bo inne miasta nie miały pozwolenia KC. Takich pochopnych twierdzeń jest tam więcej. Może i drobiazgi ale podkopują zaufanie czytelnika – w tym wypadku, Pyry.
>Jeżeli nie czujesz nic w tym na co patrzysz, nigdy nie uda ci się sprawić,
aby ludzie patrząc na twoje zdjęcia cokolwiek odczuwali< BK.
pepegor, zrób porządki na dysku, zamknij wszystkie programy, uruchom nie wiem co tam masz i sprzątanko.
pepegor –
pierwsze: sprawdź pamięć HD (twardego dysku), może przeładowany i ledwo dycha – oczyść (przenieś co potrzebne na dyski lub external HD, co niepotrzebne wywal),
drugie: oczyść Email z zaległych listów (to też zabiera pamięć) i wywal wszystkie „web cookie”,
trzecie: tzw temporary files (pojęcia nie mam jak to brzmi po polsku) wyrzuć
Jeszcze raz sprawdź pamięć – powinna ulec zmianie po takich zabiegach
E.
dzień dobry ..
widzę, że zaraza się rozprzestrzenia .. u mnie antybiotyk zaczął działać .. sprawdźcie bo u mnie wykryto zapalenie oskrzeli .. chyba palacze najbardziej chorzy …
yurek nocny Marek .. 😉
Wracając jeszcze do mojego miasta za PRL – to najbardziej mi żal dzisiaj – kawiarni. Niemal żadna nie przetrwała, a mieliśmy ich ogromną ilość i każda inna- od „Słodkiej dziurki” na 4 stoliki (w Domu Aktora na Gołębiej) gdzie ptysie były tylko pretekstem do potężnej porcji śmietany, poprzez Moccę, Literacką (gdzie koncerty i spotkania autorskie) „Pół czarnej” z bogactwem coctaili, „Wiedeńską” ze sztafażem białych stoliczków z marmurowymi blatami i wspaniałymi lodami, barem kawowym „Koliber” gdzie zbierali się kochający inaczej. A to tylko niektóre. O, tego mi żal.
Witam serdecznie. 😀 Pogoda dziwna, duszno, chmurno i ciepło. „Klarcia” pewnikiem w drodze do Echidny. 😉
Pyro mnie też żal kilku kawiarni z tzw. atmosferką. Wszystkie one dawno padły. W latach pięćdziesiątych (byłam jeszcze bajtlem*) była cudowna kawiarenka „Mocca”. Tata mnie tam zabierał i objadałam się przepysznymi „murzynkami” – ktoś z Was pamięta te kakaowe, puchato-okrągłe ciasteczka oblane pyszną czekoladą ? Tylko nie pamiętam czy były z dżemem, czy ze śmietaną, wiem tylko, że były przepyszne. 😆
* bajtel tzn. maluch. 😉
Jolinku, Żaba i Inka nie palą a też się rozłożyły – po prostu zaatakował jakich wredny wirus albo inna zaraza, bez względu na to czy się pali, czy nie.
Haneczka też pali a najdłużej się opierała zarazie i myślę, że najprędzej da zarazie odpór. 😀
Oj Zgago nie możesz być dalej od prawdy.
Primo – nocka nam zapadła lecz przez chmury nawet „Łysy” nie prześwieca
Secundo – może jutro cosik na kształt słońca przedrze się przez chmury, dzisiaj tak raczej ponurawo było
Nie wiem jak wyglądały murzynki lecz Wuzetki! Czekoladowe kostki przekładane marmoladą i bitą śmietaną, z wierzchu polewa czekoladowa na której dumnie sterczała śmietankowa góra. Do tego gazowany napój pomarańczowy. Oj to było to!
E.
Echidno – chcesz przepis na wuzetkę? To Ci jutro nastukam.
Wczoraj byłam w „Agromie”, żeby kupić linki i izolatory do pastucha, i natknełam się na żarówki – 100 W – o „zwiększonej odporości na wstrząsy”. Nisia mogłaby je wkręcić w swoją giętką lampkę i rzucać nią w dowolnie wybranym kierunku, ale tylko poza domem, bo jest ona „nie do użytku wewnątrzdomowego”.
Poza tym były wszystkie zakazane: zwykłe setki, siedemdziesiątkipiątki i sześćdziesiątki w dużej ilości.
Polak potrafi.
Tak, czy inaczej, nabyłam spory zapasik.
Echidno nasze ulubione Zwierzątko 😀 przecież „Klarcia” dopiero w drodze a wiesz jak ma do Ciebie daleko ? 😉 😆 😆
Nie mówiąc o tym, że na równiku będzie musiała się „przekręcić”, żeby nie świecić do góry nogami ? Jeszcze by jej majtadasy ktoś zobaczył. 😉 😆
Oj, to było to! Mimo wspaniałych ciast i tortów, które w moim domu były zawsze w obfitości (ciocia Mycha piekła torty na sprzedaż, bo klienci z czasów wojny ją pamietali i co i raz dzwonili z zamówieniem na tort mocca, albo orzechowy – dokładnie taki, jaki był na zjeździe – a jak piekła duży tort, to zawsze jeszcze przy tym jakiś mniejszy) to w czasie niedzielnych spacerów rodzice wstepowali na kawę i mi się coś też dostawało. Teraz sobie uświadomiłam, ze były to przeważnie spacery przy złej pogodzie, bo jak było ładnie, to jechaliśmy za miasto. A jak byłam nieco starsza i samodzielniejsza, to jechałam na konie niezależnie od pogody.
Stara Żabo – Tyś chyba mieszkała niedaleko Grójeckiej, Czy pamiętasz cukiernię Przymanowskiego? Tylko Mochnackiego dzieliło budynke gdzie się mieściła, od Placu Narutowicza. Zejście po schodkach, maciupeńkie pomieszczenie i wspaniałe ptysie. Ptysie i elkerki. Z prawdziwą bitą śmietaną. A latem lody!
Pyro – że się tak eleganko wyrażę DAWAJ!
E.
Żabo, dla mnie tajemnicą jest dlaczego jako dziecko, uwielbiałam kupne ciastka natomiast jako nastolatka już mi smakowały tylko domowe wypieki.
Teraz jadam kupne jedynie u Bliklego (nareszcie jest też u nas). Czy ciastkarnie już nie potrafią robić dobrych ciastek, czy ja już jestem tak rozwydrzona. 😯
Nie, Echidno, ja na Placu Zbawiciela, ale chodzilam w tamtą stronę. Moja siostra konczyła liceum im. Słowackiego i miała kolegów (koleżenstwo liczne) z tamtych okolic. Nawet mój szwagier mieszkał na Placu Narutowicza.
Dzisiaj postanowiłam nie wychodzić z domu, bo tak, co wyszłam to mnie dolało i to ciagłe zawilgnięcie jest chyba główną przyczyną, ze się nie mogę wygrzebać z tego zaziębienia.
Chociaż niczego nie obiecuję, bo Sylwia kończy grodzenie nowej kwatery i chciałabym zobaczyć jak zachowają się konie jak się je na nią zaprosi.
kawiarnie z „tamtych czasów” to dla mnie także smak wuzetki i szarlotki. Wuzetka dokłanie taka jak w opisie Echidny, a szarlotka – prostokątne ciastko, ze słusznym nadzieniem jabłkowym i fantazyjnym paskiem bitej śmietany zdobiącym wierzch i dodającym oczywiście smaczku. Mniam 😀 Przepis na wuzetkę także gdzieś mam zachomikowany, ale mam tremę czy potrafię uzyskać tamten smasczek 🙂
A do smaków młodości to jeszcze dodam lody spumoni i casatte we włoskiej lodziarni na Hożej, pyszności 🙂
Pewnie nam z wiekiem smak subtelnieje, chociaż mam takie wrażenie, ze teraz są dobre cukiernie (np u nas połczyńska pana Wilka), natomiast jak dorosłam i potem w wieku średnio-średnim, to jakos nic cukiernianego mi nie wchodziło (wuzetki w Warszawie to chyba wyjątek, może ściśle trzymali się receptury?). Może nie oszczędzają tak na jakości składników?
I lodziarnię na Mokotowskiej między Koszykową i Szopena. Że o Zielonej Budce nie wspomnę.
Smak dzieciństwa dla Pyry to najpierw ptysie (u nas zwane wiecznikami, bo z wieczkiem) które ja natychmiast przechrzciłam na śmietniki, bo ze śmietaną. A jako nastolatka przepadałam za „stefanką) niby nic takiego – torcik waflowy krojony w małe trójkąty. Ani razu mi nie wyszedł taki, jak trzeba – chrupki z cieniutkimi warstwami. Nie umiem i już. Zreztą tamtej kawiarni też już nie ma.
lodziarnia chyba się nazywała Palermo .. a obok szkoły mała pokusa z eklerkami .. smaki jak smaki ale co się stało, że kiedyś jadłam 5 pączków i nic a teraz jeden na tydzień bo inaczej duża d.. rośnie .. 😉 ..
ciepło jest .. 🙂
…a jak już mówimy o „smakach i smaczkach” zapamiętanych , to chciałam bardzo polecić, szczególnie Warszawiankom, ale oczywiście nie tylko, nowo wydaną, w Bibliotece Polityki, książkę Sylwii Chutnik pt. Warszawa Kobiet. Kupiłam ją na urodziny dla mojej córy, ale czuję, że ponowię zakup żeby móc wracać i poczytywać gdy najdzie ochota, bo jest to bardzo interesujący sentymentalny spacer po Warszawie, ulica po ulicy, miejsce po miejscu, ale w zupełnie nowym aspekcie – odkrywający historie kobiet związanych ze stolicą. Taki swoisty rodzaj przewodnika-pamiętnika, ozdobiony zdjęciami, mapkami, można ją wziąć na spacer i odkrywać stolicę na nowo. I co ważne – treść w języku polskim, z równoległą wersją angielską, polecam 🙂
Witam Szampaństwo!
Już wracam do się za parę dni, wszystko co dobre, szybko się kończy, a i prawdą jest, że 3 tygodnie w biegu i „po chałupach” jest cokolwiek męczące. Ale wspaniałe. Wolę z Jerzorem, bo wtedy się to jakos rozbija na dwie jednostki, ale ten gaz mieli nam zakładać.
Jerzor dzwoni do mnie wczoraj czy przedwczoraj i powiada – te skunksy ponure przesunęły datę o 6 tygodni…
Na koniec wzięłam się i zaziębiłam – wybrałam się wczoraj ze szwagrem moim ulubionym drugim (dwóch mam) do Złotego Jaru, poleżliśmy potem w stronę Jawornika, ale słusznie dałam Andrzejowi znak, że lepiej wracajmy, bo ja po płaskim owszem, ale już odzwyczaiłam się od tras pagórowatych.
Nie lubię spokojnego spacerowania, więc szliśmy marszem. Pogoda wskazywała na różne okoliczności, najpierw się zgrzałam, a potem schodząc, schłodziłam, bo z tamtej strony gór wiał całkiem ostry wiaterek. No i teraz siostra mnie leczy jakimiś mchami islandzkimi (!) i takimi tam.
Wczoraj spod Krakowa dojechała starsza siostra i tak do rana prawie…Trzeba się nagadać, internety i jakieś tam swoją drogą, ale nie ma to, jak spotkania w realu tak zwanym.
Mam dla Was wiele kulinarnych okoliczności, ale to już po powrocie.
Mam wielkie zaległości w czytaniu blogu, ale nadrobię, nawet zaraz za chwilę poczytam trochę – moje siostry (że naplotkuję) mają dwa wspólne tematy, do których ja mam się nijak – psy i samochody.
Ściskam was wszystkich mocno!
Pomyślałam i wymyśliłam dlaczego przestałam jeść ciasta cukiernicze – przez nos.
Już mówiłam, że mam dość czułe powonienie, a sztuczne zapachy odrzucają mnie na kilometr. Nawet powszechnie chwalona „szarlotka” w słoiku czy syropy Paola dla mnie są nie do przyjęcia przez okropny posmaczek landrynkowy. W rezultacie jak mi tak wypadnie, to zjadam sernik, coś ze śmietaną albo owocami, czekoladą itp. A już nowoczesne ciasta z lekkimi kremami (z proszku, na wodzie stabilizatory i barwniki) Diękuję – raz na 2 miesiące ale coś porządnego.
Pyro, cały czas masz zajęty telefon!
Na komórkę też nie można się dodzwonić 👿
Strach się bać…
http://lovelypackage.com/wp-content/uploads/2011/08/lovely-package-frozen-ghost-vodka1.jpg
a nawiązaniu do tematu to właściwie ktoś nam powinien zrobić taką kolację byśmy się poczuli jak papież lub inny król ..
Barbaro zaciekawiła mnie ta książka i chyba dobrym prezentem będzie pod choinkę ..
Alicjo dobrze, że napisałaś bo się niepokoiłam ..
Echidno, wiem, jak trudno jest robić dobrą telewizję, Ale wiem również, że jest to możliwe. Pracowałam w telewizji prawie czterdzieści lat. Głównie w reportażu i filmie dokumentalnym.
Jeszcze jedna techniczna uwaga: panorama to nie to samo, co przejazd. I nie jest to wynalazek telewizji, więc to nie ona zarezerwowała sobie tę nazwę. Oba terminy pochodzą z filmu. Panorama oznacza pokazanie czegoś (niekoniecznie pejzażu, dowolnego obiektu) za pomocą statycznej kamery – obraca się jej obiektyw, ale operator stoi w miejscu. Jazda (travelling) oznacza pokazanie obiektu z kamery ruchomej, jadącej na wózku lub umocowanej na kranie albo stedicamie podczas gdy porusza się operator.
No i jeszcze szwenk – szybka panorama.
Jeszcze kilka rzeczy, ale nie możemy tu zakładać szkoły filmowej…
Niektóre panoramy i inne ujęcia zrobione przez moich operatorów pamiętam do dzisiaj. Zapierały dech urodą. Dlatego wiem, że można.
Teraz też się zdarzają urodziwe ujęcia. Wciąż mamy dobrych operatorów.
Cichalu, całkiem nawiasowo: mieliśmy kiedyś takiego kolegę redaktora, który nie mógł opanować podstawowych pojęć filmowych i strasznie się denerwował, kiedy przy nim operator czy montażysta ich używali. Kiedyś na montażu się zezłościł, ale zamiast prostą macią, rzucił zrozpaczony: Nic z tego nie rozumiem! Blank, szwenk, pic!
Od tej pory szwenk i blank kojarzą mi się z szeroko otwartymi niebieskimi i przerażonymi oczami tamtego kolegi.
Z prędkości trochę namieszałam w ostatnim zdaniu o travellingu, no więc to jest tak: kiedy kamera jedzie na wózku, operator siedzi na tym samym wózku, a inny facet go popycha (wózek, nie operatora, przy czym jest to dość trudna sztuka). Kiedy kamera jest na kranie, steruje nią operator siedząc wygodnie w fotelu – macha tylko joystickami obracającymi kamerę we wszystkich kierunkach. Samym ramieniem kranu kieruje też inny facet. Kiedy zaś kamera jest na stedicamie, czyli specjalnym statywie niwelującym drgania, operator ma najgorzej, bo ten statyw wisi na nim, a on musi nie tylko pilnować ujęć, ale biegać z tą całą ciężką aparaturą na sobie.
Miałem kiedyś, już na Woronicza taki fakt (Turnau) Robiłem u Baranowej w Zwierzyńcu jakis program. Zamarzyła mi się długa jazda z najazdem na detal. Młody operator (nie znał mnie) naturalnie powiedział „sienieda” Wziąłem kamerę i pokazałem co i jak (miałem już jedynkę operatorską) Rozpowiedział w realizacji, że taki gość z Krakowa jest kumaty i miałem potem święty spokój. Wot przewaga praktyki nad teorią!
Ja wprawdzie nie pokazywałam sama, ale ponieważ zawodu dziennikarza nauczyłam się pracując w bazie filmowej, to też nie bardzo można mi było powiedzieć „sienieda”. A w ostatnich latach miałam taki zespół transmisyjny, żeśmy sami sobie wymyślali takie rzeczy, co to sienieda, a potem żeśmy je robili.
Cichal, my, kombatanci…
A propos „fakt”
http://www.youtube.com/watch?v=vX_LDZ9msyI
Nisiu – jażem skrótem gadała, jak sama słusznie zauważyłaś nie nie możemy tu zakładać szkoły filmowej?
Panoramy, jazdy, najazdy, przejazdy, odjazdy – i jak taki jeden co to „sienieda” gadał gdy tak naprawdę to „sieniechciało” – „szwenk z cicha penk”.
A swoją drogę musiał to być nie tylko młody operator lecz wręcz „żółtodziub”, że Ci kamerę swą do ręki dał Cichalu.
Na Woronicza? W studiu?
E.
PS
Ten co to pcha to nie lokomotywa wbrew pozorom lecz wózkowy. To niby taki dowcip ma być.
Kombatanci, weterani, a debiutujące pokolenie gdzie? Nisi syn chyba przy zawodzie pokrewnym, a syneczek Sławka kończy w tym roku akademickim I etap studiów operatorskich na Sorbonie i będzie starał się o miejsce na poziomie II. Cichal, bodajże nie przekazał pałeczki, chociaż w potomków trochę bogatszy.
Ooo… Jesteś Pyro. No tu już uprzejmej – z uśmiechem na buzi poproszę o przepis na Wuzetkę. Samą propozycją narobiłaś mi apetytu.
Aż mi
http://www.youtube.com/watch?v=Nb7YtNu35xU&feature=related
E.
Pyro, nieco się udało. Córka – radio. Cioteczna wnuczka – TVN. Moja operatorka była uzupełnieniem mojego dziennikarstwa. Byłem dziennikarzem filmującym. Często sam stanowiłem ekipę. Była to konieczność siermiężnego PRLu. W Afryce zrealizowałem 12 krótkich metraży. Musiałem tam być dźwiękowcem i…tragażem.
W 1974 byłem akredytowany przy rajdzie Monte Carlo. Współtworzyłem film „5000km w pogoni za najlepszymi”. Druga (główna) ekipa, to Mrówczyński z operatorem i dzwiękowcem. Film szedł w TVP wielokrotnie. Może nawet oglądałaś. Byłem sam i dzieki temu miłaem w samochodzie dużo miejsca. Jako jedyny w polskiej ekipie wystąpiłem na „Balu u Księcia” w smokingu! Chłe, chłe…
Panorama z Kenii, zdjęcie zrobione przez naszych przyjaciół:
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/Kenia_Luty2011?authkey=Gv1sRgCJG0nrbd75agkQE#5650762339526461762
Echidna. Na Woronicza w studiach nie używało się kamer ręcznych. Były na jezdnych trójnogach (wcześniej) a potem na kolumnach. Jeszcze nie było cyfry!
Dał mi więc nie tyle do ręki ile do nogi, bo przeważnie nogą rozpoczynało się jazdę kamery:))
Patrz Pan – jakiś łaskawy operator, bo jak ja na kabel „bez przypadek” wlazłam to omal mnie nie udusił. A powinien się cieszyć żem na pyszczydło nie padła, zębów nie wybiła i nie naraziła Krwawego na wydatki.
E.
Echidna – Cichal na ambit wskoczył onemu. Dzisiaj Ci nie wstukam tej wuzetki, bo muszę książkę Gumowskiej odzyskać od sąsiadki. Bo to ma być tradycyjna, pamiętana z dzieciństwa wuzetka, a nie dzisiejsze wariacje na temat. Może jeszcze brzdąca wstukam?
Cichal – frak i smoking trzeba umieć nosić, a Ty robiłeś to pięknie.
Mnie po zjeździe pozostały tylko same dobre wspomnienia. Po leciutkim przeziębieniu nia ma już śladu.
Co do słodkości i cukierni, to uważam, że obecnie bez trudu można kupić dobre gotowe wypieki. W Gdyni i okolicach są cukiernie Sowy, Tomasza Dekera, Justynka i Delicje/ o najdłuzszej tradycji- ich marcello jest moim zdaniem najlepsze/.
Pamiętam z dzieciństwa, że uparłyśmy się z siostrą, aby na któreś Święta Wielkanocne mama zamówiła tort w sklepie/ cukierni w naszym małym mieście wówczas nie było/. Mama zgodziła się, tort wygladał bardzo ładnie, ale smakował byle jak i odechciało się nam już sklepowych wypieków. Myślę, że to zależało od rodzaju użytego tłuszczu.Ale ciastka tortowe też kupowane w tym sklepie były niezłe.
Witam.
Pierwszy przepis na w-z.
http://mniamusne.blox.pl/2011/06/WZ-8211-tka.html
Pyro – mawiają że cierpliwość uszlachetnia. Popracuję nad tym.Poza tym pora spać. Śnić będę o wuzetce.
Ambit ambitem lecz operator niekoniecznie udostępnia kamerę. Nawet asystentowi na ręce patrzy.
Siermiężny PRL nie żałował pieniędzy by POLTEL stał się jedną z najlepszych stacji telewizyjnych. Woronicza wespół zespół z Placem Powstańców tworzyły potężną bazę telewizyjno-filmową zaopatrzoną w najnowszy sprzęt.
W plenery polskie, europejskie czy też zamorskie jeździły całe ekipy: realizator-reżyser, operator i dźwiękowiec. Czysem nawet kierownik produkcji się „załapał”.
Współpracowników traktowano nieco inaczej – kamera i radź sobie sam.
Autor wielu filmów dokumentalanych, pan Szwarc-Bronikowski lata całe pracował w ten sposób.
Jak przedstawiała się sytuacja w ośrodkach regionalnych – nie wiem. Może podobnie.
E.
o Krystyna jest .. Alicja jest .. Danuśka zaraz wraca .. 🙂
a u mnie grają od południa bo święto amfiteatru w parku ..
Alina już jakiś czas się nie odzywa. Może też jest w podróży ?
Dostałam od sąsiada trochę kapusty ukiszonej przez niego. Całkiem dobra. Włożę do słoika i może sobie stać w lodówce.
Zjazdowicze pamiętają śliwki u Żaby. Kupiłam dziś trochę węgierek, zaraz je wydryluję i zaleję octem. A jutro wieczorem zleję ocet i zasypię cukrem. To naprawdę jest przysmak. A robota przy tym prawie żadna.
Uprasza sie o ogólnoblogowe trzymanie za mój komputer.
Antywirus znalazl w nim 38 wirusów i zablokowal.
Pan serwisujacy wyjechal. Nerwowo czekam na jego powrót. Z nadzieja, ze wszystkie dane beda dostepne.
Teraz korzystam goscinnie z komputera Wlodka – strasznie niewygodna klawiatura, nie znajduje polskich znaków.
Echidna, noc zawalasz?
Wózkowy to ciskacz, a po naszemu tam: szleper.
Alicjo, dobrze, że nadałaś, też się już martwiłem. Byłem ostatnim, co Cię obejmowałem żywą.
Śpij spokojnie Echidno – w panoramicznych szczegółach 🙂
Właśnie skończyłem pisanie opowiadania „A wszystko zaczęło sie od krzywego wiaduktu”. W wersji filmowej zacznie się od pustyni, punkcika na horyzoncie i Anglika na wielbłądzie. Być może od punkciku.
Wszystko to jest niesłychanie ważne, ale zdrowie jest ważniejsze. To do niego powracajcie Państwo i w nim pozostańcie, a także i wy – nieustraszony jamniku, komputerze Pepegora i gospodarko światowa.
A propos telewizji – tuż przed wybuchem wojny wystąpił w niej Mieczysław Fogg. Analogicznie 🙂
@pyra:
da, samawar i kanfitjury w „druszbie” kanieszna byli…
tylko, ze ja o latach piecdziesiatych w poznaniu wiem niewiele i raczej z drugiej reki;
kuchnie poznanska studiowalem dopiero w latach siedemdziesiatych u.s.,
i przyznam, ze nie byly to semestry najgorsze;
jedna z moich najbardziej ulubionych recept pochodzi z kuchni wielkopolskiej.
Tak różowo to w PRLu nie było. Ciagle czegoś brakowało. Raz przed wyjazdem idę z zapotrzebowaniem (6 podpisów) po Agfoskie filtry konwersyjne (zmiana temperatury światła) do magazynu na pl.Powstańców. Nie ma. Limit wyczerpany. Przyjdź pan za dwa tygodnie. A ja wyjeżdżam za trzy dni! I co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz (Żaba) Spotykam na korytarzu starego kameramana Napka (Napoleon) Czerwińskiego. Mówię o kłopocie. Chono, powiada. Idziemy do okienka. Napek coś nawija i magazynier pyta. Jakie numery i ile arkuszy? Na przyszłość weż jakiś „załącznik – mówi Napek – Nie bądź frajer.
Inna bajka była z taśmą. Na Orwo nie dało się pracować. Tylko Agfa-Gevert. A to dewizy! Wolno było zużyć 3:1 tzn na metr wyemitowany mogłeś naświetlić tylko 3m. Jeśli więcej to się płaciło z prywatnej kieszeni! Na Afrykę dostałem 6:1. Wielka łaska! W Serengeti spotkałem włoską ekipę filmową. Pytałem operatora ile on może zużyć taśmy na jeden materiał. Początkowo nie zrozumiał. Wreszcie zaskoczył. No tyle ile trzeba. Socjalizm realny był systemem permanentnego niedoboru
Echidna. Poltel nie był stacją telewizyjną. Był firmą techniczno-handlową. Miał sprzęt i finanse do produkowania i handlowania filmami. Długi czas szefem tam byl Lew Rywin…
em na koncu naturalnie zbyteczne.
Pepegorku! szleper to ino na gruba!
A węgierek to, jeruna kandy, nimo
Jotka jaki antywirus masz, zrób przywracanie systemu z przed kilku dni. 38 wirusów to nie problem.
yurku,
mam NODa.
38 to nieduzo? Przywracasz mi nadzieje.
Jestem sparalizowana ze strachu. Jako informatyczna analfabetka nie odwaze sie zrobic nic sama. Poczakam na powrót pana Tomka.
Słuszna decyzja. Wirusy, kulinarnie napiszę olej.
ORWO – k..wo, się mawiało.
Albo ORWO jego mać.
Większe reportaże i dokumenty robiono na negatywie Kodaka.
I ten nieszczęsny stosunek taśmy…
i Robury – ostatnia zemsta Hitlera…
Cichal, musimy się napić za stare dobre (tak!) czasy!
POLTEL nastąpił po ZPFT czyli Zakładzie Produkcji Filmów Telewizyjnych. Ja zaczynałam pracę jeszcze w jednej z Baz Filmowych, czyli Baz ZPFT. Słusznie pisze Cichal, że nie była to stacja telewizyjna, bo nie nadawała żadnego programu. Stacja to coś, co emituje i czasem produkuje. ZPFT i POLTEL wyłącznie produkowały programy i sprzedawały je Telewizji Polskiej, z którą wcale nie były tożsame.
Ekipy z terenu jeśli udało im się wyjechać w ramach firmy (Warszawka rzadko pozwalała terenowi zrobić coś, co mogła zrobić sama – i wziąć za to forsę), jechały w takim samym składzie jak warszawskie.
Długie lata ekipa podstawowa, nawet do newsów, a już na pewno do publicystyki liczyła pięć osób: dziennikarz, operator, asystent operatora, elektryk i kierowca.
Pyro i Asia nam zniknęła. 🙁
Ewa też powinna niebawem wrócić ze swoich wojaży. Znowu będziemy mogli pooglądać kawalątek pięknego Świata. 😀
Placku, a może jednak od wielbłąda z Anglikiem ? 😀 😉
Przeleciałem jak zwykle, nie doczytując , a tu nagle Placek, przy drugim czytaniu, z odnośnikiem do mnie. Włosy stanęły mi dęba tak, jakby matematyczka Kamińska mnie wezwała. Na szczęście miał na myśli jedynie mój schorowany computer. Jego wezwania są drugotakstraszne. Pierwsze miejsce należy sie sławkowi.
Pozdrav dla Placka.
Jutro są imieniny Placka i Torlina, a ja mogę nie dożyć, jeżeli kaszel mnie zadusi. Ze względu na wzgląd obydwu Panom składam okolicznościowo życzenia – Torlin stworzył swój blog i od nas się wyniósł, a Placek ostatnio nabrał wyniosłego dystansu. Cytując jednego z klasyków zapytam :
„Panie, a zimno tam, w górze?”
Jeżeli dożyję, to toast będzie gromki.
jako pierwszotakstraszny zacytuje innego :
” i odpusc nam jako… „
Nadaję z zaprzyjażnionej maszyny z Wrocławia.
Jolinek, Pepegor,
o mnie nie ma się co martwić, złego diabli nie biorą 😉
Ostatni przystanek mojej podróży, Wrocław.
Czuję się, jakbym była 3 miesiące w drodze, a nie 3 tygodnie.
Bób (tradycyjnie) już zjadłyśmy, teraz będziemy plotkować przy winie. Noc będzie długa, jak zwykle. Co do mnie, wyśpię się po powrocie 🙂
Idziesz na bokx?
boks
Yurek, Alicja ma wyrzucać kasę, żeby patrzeć jak dwóch mięśniaków się wali po łbie, żebrach i innych ??? 😯
Pyro, nie mogłaś iść wczoraj do lekarza, żeby Ci choć skuteczny lek przepisał ? Jak się nic nie zmieni, to i ja będę musiała się „przeprosić” z naszą Służbą Zdrowia. 🙁
@pyra:
prosze(takze ze wzgledu na przyrzeczone pyzy)
zrezygnowac z brodzenia przez jordan.
Zadłem tylko pytania, osobiście boksu nie lubię, ojciec mistrz młodzików w 52r. teść mistrz Polski w wadze ciężkiej 56r. Oglądam tylko czekając na wynik, lubię jak Polacy wygrywają. Czekam na debla US Open.
Zgago zawsze się dziwiłem dlaczego piłkarze mają tylko jedną piłkę.
p.s.
na kaszel:
wez dobra garsc rumianku, zalej wrzatkiem,
nich ciagnie 8-10 min,
zarzucasz recznik i wdychasz spokojnie,
spokojnie wydychasz i.t.d.
nie zaszkodzi.
http://youtu.be/HYgLNpC4BJI
Yurku, ło rety ale palnęłam. 🙁 Swoją drogą na debla też bym czekała. 😆
Pyro, bez jaj! Wdychaj i wydychaj, ale nie choruj!!!
Pyro, nie waż się. Ja w przyszłym roku też chcę z Radziem polatać !
Yurku, naszym piłkarzom nawet 22 piłki by nie pomogły – wszystkie wylądowały by albo w oknie PB, albo w naszej bramce. 😀
Pyreńko – trzymam wszystkie kciuki !!!!
Kobieto przeurocza , piłka jest okrągła.
a bramki są dwie
wiem, wiem, Dobrzy Ludzie, ale lubię Nohavicę.
na przeziebienie dobry tez jest rosol z kury z ryzem
Byku to dla dzieci, lufa z łagodnym miodem grog to się nazywa.
„niewatpliwie, w l.70-tych u.s., najlepsza kuchnie w poznaniu mial hotel
„polonez”, ale jak nie miales kasy to mogles zjesc, z reguly smacznie,
w t.zw. „blaszaku”;
rowniez poznanskie bary mleczne byly w krajowej czolowce
i takich jajek po wiedensku, jak na ul.grochowskiej to we wiedniu nie dostalem,chociaz bylem tam pare razy…”c.d.n.
Na kaszel robiono kiedyś syrop z cebuli 🙁
Pyro, jeżeli Twój kaszel jest suchy, to świetnie go hamuje THIOCODIN.
@yurek:
wnuczku,
na zdrowie!
Może jutro będę w lepszej formie. Parówka była, lufa z miodem była, aspiryna i tiocodin – były, naproxen – był. Idę się wygrzać.
Spokojnej i uzdrawiającej nocy Pyreńko.
Wicie co? Kupiłam z sentymentu na Allegro takie okrągłe pudło po filmach ORWO. Moja ciocia od tortów pracowała w WFD na Chełmskiej jako księgowa. W swojej wielkiej uczciwości spinacza by z biura nie wyniosła, ale te pudła to i owszem, bowiem pakowala w nie torty i nic lepszego do tego nie wymyślono, pod warunkiem, ze tort jest okrągły – kladzie się tort na podstawę, otacza mankietem z tekturki, albo jakimś plastikowym i przykrywa drugą częścią, tą w wyższym brzegiem. Owinąć papierem i już.
Po telefonicznych konsultacjach lekarskich zazyłam antybiotyk. W poniedziałek chcę wyjeżdżać do stolicy, muszę być sprawna.
Za póżno z moją radą, czosnek posiekany drobno na kromce chleba pokryty tłustym serem, do popicia grzaniec.
Yurku, niestety to cholerstwo, które nas dopadło nie da się czosnkiem załatwić. 👿
Mimo wszystko, życzę całemu Blogowisku spokojnej i dobrej nocy. 😀
Czosnek to tak mi się napisało GRZANIEC!!!
BRA!
rosol z kury z ryzem,
ot co…
z takiej kury,
ktora latala po podworku, oczywizda.
ryz paraboiled, holender, jak to jest po polsku…
obluskany?
jelita lepiej znosza…
Byku od ryży oczy zmieniają kształt.
@yurek:
nie pij tyle!
Byku – Holender podgotowany 🙂
Pepegorze – Myślałem o pustyni – oceanie którego żadne wiosło nie musnęło. Lawrence of Arabia to jeden z moich ulubionych filmów. Tego czy to zasługa ORWO nie wiem, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Pozdrawiam Cię serdecznie, z nadzieją, że Cię to zbytnio nie przeraziło. Niełatwo jest być mną, ale ktoś musi ten krzyż dźwigać 🙂
Na wszelki wypadek przerywam wyznania i powtarzam – dosyć chorowania. Nie żartuję.
Cichalu – może ci Włosi nie rozumieli po polsku 🙂
Z góry proszę o wyrozumiałość. Pokusa była zbyt wielka 🙂
Jesteś Placku?
Ja budowałam pałace z piasku w piaskownicy – oni nastrój.
Każdy na swój sposób:
http://www.youtube.com/watch?v=NbBQ1VH5Plo&NR=1
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
cd
wielu czerpiąc wzorce z klasyki
http://www.youtube.com/watch?v=Ps-v-kZzfec
E.
I dla koneserów analizy
http://www.youtube.com/watch?v=yH1tO2D3LCI&NR=1
E.
PS
Kod taki ładny, 44, też znana liczba
Dzień dobry,
Podczytałem dzisiejsze wpisy.
Echidna – znowu okazuje się, że wiele lat temu chadzaliśmy nie tylko do tej samej szkoły, ale też tymi samymi ścieżkami; maleńka cukiernia po schodkach w dół przy Grójeckiej 46, róg Mochnackiego, była również moją ulubioną ciastkarnią i lodziarnią. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Może nawet znaliśmy się z widzenia, dzisiaj nie wiedząc o tym? Świat jest mały.
Placku – wszystkiego najlepszego!!!!
U zwierzątka już wczesne niedzielne popołudnie, u nas jeszcze kilka minut soboty.
Czas na mnie, trzeba się przespać.
Niedzielnych przyjemności dla wszystkich 🙂
dzień dobry …
Jacku-Placku wszystkiego czego pragniesz życzę … 🙂
na Pradze nowy sklep … dla smakoszy też ..
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10256510,Wszystkie_smaki_Gruzji_w_malym_sklepiku_na_Zabkowskiej.html
Kto lubi Placka (a kto nie lubi?) może dla niego upiec wuzetkę, jak w głębokim PRL-u. Miało być z mojej Gumowskiej ale jest „u ludzi” i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle, wróci. Przejrzałam to, co w sieci i znalazłam przepis żywcem z dalekiej przeszłości, a entuzjastyczne recenzje wskazują, że to właściwy kierunek poszukiwań. Znalazłam też brzdąca, który przypomni lata studenckie w Poznaniu; bo, jak wuzetka jest ciastkiem warszawskim, tak brzdąc – poznańskim. Dwa linki nie przejdą, więc będzie najpierw jeden, potem drugi.
ttp://jak-zrobic.pl/kuchnia/25-desery/68-jak-zrobic-wz.html Wydaje mi się, że pani zapomniała o czekoladowej polewie – potrzebne są 2 czekolady gorzkie (stopić i polać) Na wierzchu po zastygnięciu polewy dać kleksy śmietanowe albo ukośne pasy śmietany. Te duże biszkopty lepiej kroić po zastygnięciu ciasta, najlepiej następnego dnia. Wtedy blaty się nie łamią.
Nie zaczerwieniło się? To jeszcze razhttp://jak-zrobic.pl/kuchnia/25-desery/68-jak-zrobic-wz.html
a teraz ..
http://jak-zrobic.pl/kuchnia/25-desery/68-jak-zrobic-wz.html
Pyro raz zbrakło „h” a raz spacji …
Pyro najważniejsze, że masz siły pisać … nie jest źle … 🙂
p://gabrielgotuje.blogspot.com/2009/01/brzdc-takie-ciasto-poznaskie.html
Nic nie rozumiem ale już znaleźć można. Ten brzdąc jest na „męskim gotowaniu”, a jak już chłop uważa, że ma się czym pochwalić w kuchni, to świadczy na korzyść. Ja tylko nieśmiało zaznaczę, że widelcem na górnej warstwie kremu robi się linie faliste, nie kratkę.
tak lepiej ..
http://gabrielgotuje.blogspot.com/2009/01/brzdc-takie-ciasto-poznaskie.html
Jolinku – podrasuj tego Gabriela też, proszę.
Pyro już zrobione … 🙂
miłej niedzieli .. ładna pogoda się zapowiada ..
Też życzę miłej, pogodnej niedzieli, a wszystkim Jackom wspaniałych dań imieninowych i samych dobrych zdarzeń.
Promować kogoś kto używa do pieczenia lub kremu margalyny…
Facet i margalyna? Co to za facet…
Na masło go nie stać ?
Różnicy nie czuje?
Marek tu chodzi o smak z dzieciństwa i wtedy wiele osób używało margaryny .. np. chleb z wodą i cukrem bez masła to też wspomnienie z lat minionych … 😉
Marek – młody jesteś, to nie wiesz nic o „chwilowej nierównowadze tłuszczowej” na rynku PRL. Przepisy są wierną kopią receptur z lat 50 tych i 60 tych.
Witam wszystkich serdecznie i słonecznie. 😀
Marku, mnie też „kopara” opadła, gdy przeczytałam o margarynie w kremie. 😯 Margarynę czasami dodawało się do kremów ale tylko w czasach kartkowych, które na szczęście minęły, dzięki czemu kremy odzyskały swoje najprawdziwsze smaki. 😀
Pyreńko, dbaj o siebie – nadal trzymam za „zdrowotność” wszystkich słabujących blogowiczów 😆
Placku, wszystkiego co najlepsze Ci życzę z okazji imienin. 😆 😆
Lawrence of Arabia – Placku, to jest to!
Niedziela, 11 Września, 2011 roku. Imieniny obchodzą:
Feliks, Jacek, Jan, Naczesław, Prot
Wszystkim solenizantom – wszystkiego najlepszego!!!!
W czasach przedkartkowych też się dodawało, a to z powodu, że masa w upały była twardsza, oczywiście była to Palma mleczna.
Palmę trzeba było najpierw z cukrem rozetrzeć „na gładko” i potem dopiero dodać maslo. W przeciwnym razie w roztartym masle zostawały grudki margaryny.
Plackowi i wszystkim Solenizantom – wszystkiego najlepszego. Sentyment mam do Jacka, bo to imię także mojego Męża, ale on obchodzi sierpniowo 🙂
W moim przepisie na wuzetkę, też z „tamtych” lat jest…masło roślinne 🙂
Piękny dzień, słabującym zalecam spacerek 🙂
Dzień dobry Szampaństwu ze słonecznego Wrocławia!
Pogoda wspaniała, połaziłam po rosie na bosaka, żivot je cudo!
Plackowi wszystkiego NAJ-NAJLEPSZEGO!
Jestem na wakacjach, toast wypiję wcześniej, niż konstytucja przewiduje, będzie to Tatra, czyli Browar Żywiecki.
No tak, młodzieniaszka ze mnie robią co nie pamięta okresu błędów i wypaczeń oraz chwilowych trudności w zakresie zaopatrzenia ludności w podstawowe produkty spożywcze oraz dobra luksusowe.
No normalnie Okoń by się uśmiał.
Idę po masło do sklepu bo na kruszonkę zabrakło. Drożdżowe się grzeje i rośnie. Znowu oddam większość w dobre ręce. Będą mlaskać i popijać zimnym mlekiem.
Do widzenia bardzo.
Marek Ty jak „baba ze wsi” przyjeżdżają do Warszawy z tym ciastem .. my tu też chętni … 😉
pogoda cud-miód .. idę się opalać ..
Kochani – wakacje skończone 🙁 Jeszcze tylko przed nami dzisiejsza
piękna niedziela.Lecę teraz na spacer z Pikselem.
Zaległości blogowych mam mnóstwo.O naszych podróżach sprawozdam
trochę później.
Danuśka – jeszcze raz podaj, proszę przepis na sos Teściowej do teryny
O , przepraszam bardzo, ja jestem chłop ze wsi !
Chłop jak to chłop zanim wyjmie musi włożyć.
Wyjąłem i zdążyłem się już podzielić. Zaniosłem sąsiadce pół blachy wyjętego. Sąsiad powiedział~, że do ust nie weźmie. Obrażony. Mebli mu ni pomogłem z dołu na strych. Ale jak mu ma pomóc skoro robota u mnie od rana do świtu ?
Poza tym siedzi młody u młodej sąsiadki. Do siedzenia dobry, ale żeby meble młodej z dołu na strych, to już nie wypada poprosić. Ludzie trzymajcie mnie bo będę rwał !
A wyjęte najlepsze jakie do tej pory zrobiłem. Pewnie przez Eski śmietanę co to jej dołożyłem słuszną ilość do rozczynionego z powodu niedoboru tłuszczowego w postaci masła. Palce lizać i nie tylko.
Zeżarło mi wpis, ale muszę zrekonstruować…
WSZYSTKIE CIASTKA ŚWIATA DLA PLACKA!
😆
Wuzetka była warszawska, brzdąc poznański (się jadło na studiach!), a my w Szczecinie mieliśmy Orfeusza.
http://www.wielkiezarcie.com/recipe41276.html
Ja osobiście nie pamiętam dokładnie, z czego się składał, ale od czego wujcio Gugiel – zaraz znalazł jakąś szczeciniankę.
Orfeusz był patentem znakomitego szczecińskiego cukiernika Henia Pytlika. Henia bardzo uwielbiam odkąd go poznałam, bo to człowiek bardzo pozytywny i uroczy. Pamiętam jak nakładał wielkie porcje tego czy innego tortu i łgał w żywe oczy, że to nie tuczy, a wręcz odchudza. W stanie wojennym wszędzie były pustki, a witryna Henia pyszniła się różnymi wspaniałościami. Oczywiście, były to głównie erzace, zamienniki i ogólnie oszustwo, ale Henio twierdził, że przynajmniej ma WYGLĄDAĆ. No i sam wygląd tych arcydziełek poprawiał humor. Po „wojnie” Henio za nic w świecie nie wziąłby do ręki czegoś, co nazywało się „Śnieżka-mix” i udawało śmietanę, ale wtedy chodziło o utrzymanie morale…
Kawiarnia Henia już nie istnieje (nasze miasto ma w odwłoku takie drobiazgi jak tradycja). Była też cukiernia, ale nie wiem, co z nią – przerzuciłam się ze słodkiego na słone. Też biała śmierć.
Placku-zyj nam wiecznie i pisuj czesto,gesto !
Pyro-sos Tesciowej w oryginalnej wersji to po prostu domowej roboty majonez
wzmocniony swiezym,roztartym czosnkiem(ailoli).Natomiast w wersji zjazdowej wystapil w opcji z odrobina sosu sambal oelek.
Ostatni tydzien,nie powiem,dosyc bogaty w wydarzenia-od zjazdu poczynajac,
poprzez nasze wloczegi po zachodnim wybrzezu Baltyku oraz wizyte u milych znajomych nad Zalewami Nadarzyckim w poblizu Bornego Sulinowa.
W Kolobrzegu na nadmorskim deptaku tlumy,jak na Marszalkowskiej w Warszawie,
zatem ciszy i pustych plaz szukalismy od Rewala i Trzesacza,az po Lazy.
Kulinarnie oczywiscie zjazdu nic nie przebilo,chociaz w rozmaitych smazalniach dobre rybki sie trafialy,a nasza kolezanka z okolic Bornego jest kucharka naprawde wysmienita.Dzisiaj za chwile dalszy ciag rozpusty,bo jedziemy na impreze urodzinowa.O linie zaczniemy tradycyjnie dbac od poniedzialku i jak zwykle okolo srody zapal nam minie 😉
Placku – serdeczności w przedwojennym stylu
http://www.youtube.com/watch?v=6c3Tarobmyo&feature=results_main&playnext=1&list=PLBEDDCAFFDCF84FB6
Echidna
Uwaga test.
https://picasaweb.google.com/pegorek/Madona?authkey=Gv1sRgCPy057_6jNXDQw
To nastepny plik z Kapadocji.
Jacek Placek, co przeplata troche zimy, troche lata,
russe blanc za wytrzymalosc w graniu swojej roli
jestes big
http://www.youtube.com/watch?v=gU2ZgaQ_H-Y
Nareszcie mi drożdżowe wyrosło! Skąd ono wiedziało, że ono jest dla Placka?
Ten Włoch miał szwagra z trzeciej linii kuzynostwa (dziedziczenie linearne) którego bratanka teść miał wuja, Libijczyka z Trypolisu, którego syn (nb. z nieprawego łóża) zaprzyjażnił się z polską ekipą budowniczych dróg (Polserwis – 20.000 zł w kopercie za wyjazd) Ekipa ta nękana przez Kadafiego, samoręcznie pędziła bimber z daktyli (pierwyj sort – 2 din. za worek) Efekt końcowy pozwalał na szybkie przyswojenie sobie polskiego języka przez cały łańcuch pokrewieństwa i powinowactwa. Brak zrozumienia polegał na tym, że Włoch (Luigi Cavallo, Degli Equii 42, Roma) mówił slangiem z Nalewek (szlywka, lyga, renkie, nogie itp) a ja krakowskim (panieńka, sukieńka, klarnet, idze, idze bajoku itd)
Pepegorku! Ładna ta Turczynka. Poturczonyś już?
Zupełnie niespodziewanie i niezależnie od siebie odwiedzili mnie Wnuczka i Wnuk z rodzinami, a więc była i przyszłość narodu – Igor i Aleks. Stanowczo stwierdzam, że nie mam syndromu Gross Muter, a chłopaczki podobają mi się tak sobie. Wiem oczywiście, że to męska postać larwalna i trzeba czekać co osłonki wyrośnie; dziś byli jeden po wizycie w zoo, drugi na polu linowym i padali na nosy, co objawiało się kaprysami, popłakiwaniem i okrzykiem „nudzi mi się”. Zanim jednak choleryczna prababka złapała za narzędzie wypędzające nudę z kilkulatków, rodzice zabrali ich do domu.
Jaka Turczynka? LP w całej okazałości, czyli jednoosobowy harem Piotrusia.
PaOLOre, rycerzu bez skazy! Mam wszelkie powody przypuszczać, że Chłopaczydła blogowe, robią nas, naiwne niewiasty, w konia. No nic. Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy!
Moi byli tesciowie byli bardzo chlodni, a robiac ich dziadkami zrobilam im wielka krzywde. Teraz widzac zdjecia ogromnego wnuka i malote prawnuczka placza blagajac o wiecej. Wreszcie dorosli do dziadkowania.
Wczoraj na moim osiedlu bylo darmowe BBQ dla mieszkancow calego kompleksu. Oczywiscie, serwowano buly z kurczakiem, miedlonym czy parowami, do tego wszelakie chrupki i picie. Dzieciaki dostawaly balony w niesamowitych ilosciach helem dmuchane (sic)….(sama wzielam 5 i zawiozlam mojemu orzeszkowi).
Markus puszczal je do nieba no i babcia miela furmanke radochy. Uwielbiam takie dni.
Buziaki,
Sławuś, a Ciebie co poprzeplatało?
Ja tam nie mam wytrzymałości r.b. Idę kłosy przed snem spleść coby robić za śpiącą królewnę.
E.
PS
Pyrze i innym spełniającym me WuZetkowe zachcianki serdecznie dziękuję. Niebawem wprowadzę w życie.
Pyro kochanienka,
Co to jest za narzędzie wypędzające nudę z kilkulatków?
Prosze podziel sie swoja ogromna wiedza.
Buziaki,
Wybaczyć proszę, ale teraz piszę poważniej. W Nowym Jorku od rana mają miejsce uroczystości rocznicowe 11 września. Dziesiąta rocznica. W TV odczytują listę ofiar. Wielkie wzruszenie. Ewa popłakuje, mnie też się wilgoci.
Daję Państwu link do artykułu, który ukazał się w Kurierze Szczecińskim i po angielsku w Bedford Bulletin w New Hampshire. Są to wspomnienia naszego zięcia Erika Andersona.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/20110911ArtykulErik?authkey=Gv1sRgCKupoba7hdq8PQ#
Leno – nie przyznam się za nic, bo by mnie rzecznicy praw dziecka zjedli żywcem. Powiem jedynie, że skutkuje ez nadwyrężania mojej ręki i skóry malca.
Dobra, powiem Ci na ucho. Potrzebny jest kapeć o szerokiej, równej podeszwie – nie żadne cudo eleganckie na obcasiku. Zastosowany pierwszy raz wymaga wykonania energicznego klapsa w siedzenie. Malec jest w szoku ale krzywda fizyczna mu się nie stała, bo taka podeszwa ma ok 12 cm szerokości i tyleczek pod nią się prawie cały mieści. Zanim się winowajcę podstawi na podłoże, jeszcze raz demonstruje mu się podeszwę pod nos, wypowiadając groźby karalne. Przez ok 2 następne lata w sytuacjach krytycznych łapie się kapeć i pokazuje delikwentowi. Skutkuje. Potem niestety wyrasta i mądrzeje.
Cichalu – pamiętamy. Temat masowej śmierci nie nadaje się do towarzyskiej rozmowy. Do rozmowy poważnej tak, ale to nie dzisiaj. Dzisiaj są obchody.
Dzień dobry,
Cichal, to się otwiera, ale nie można powiększyć tak, żeby móc przeczytać. Szkoda.
Pyro,
Nikt mnie nigdy kapciami nie bił i nie straszył. W ogóle mnie nie bito i jakoś się wychowałem. Może dlatego do dzisiaj tak mało we mnie agresji.
Swoich dzieci też nie biłem. Córki już dorosłe i bez używania kapci i innych akcesoriów też wyszły „na ludzi”.
Piszesz, że krzywda fizyczna malcowi nie grozi, a psychiczna? Żaden człowiek, dziecko również, nie znosi być poniżane.
Jest piękny, słoneczny dzień. Czas gdzieś się wybrać.
Do później.
🙂
Mówiłam, że mnie zjedzą? Mówiłam. Ja dzieci nie biłam, chociaż karciłam. Być może zależy to od dziecka i jego temperamentu. Moje, kiedy wyrosły śmiały się, że Tato w sobotę nakręcał zegarki i dzieci; a nie chwaląc się, mało jest dzieci tak pewnych bezpiecznego domu i kochającej akceptacji, jak moje. Ja uważam, że pierwsze trzy lata życia dają bazę późniejszemu wychowaniu. Dziecko musi się nauczyć powściągać swoje emocje. dopuścić innych do dóbr pożądanych, szanować inne formy życia jak rośliny, czy zwierzęta. Uważam, że mądra miłość zakłada także wymagania i ograniczenia. inaczej nastolatek czy dorosły przeżyje szok w realnym świecie.
Witaj Nowy, sąsiedzie z „dziecieństwa”. O ile mnie pamięć nie myli nawet parkiety 13 deptaliśmy papuciami.
Chociam śpiąca królewna i tak w widziadle sennym swe pięć groszy wrzucę do kubeczka pt: „tresowanie nieletnich”. To nie ma nic wspólnego z poniżaniem taki klaps na tyłeczek, pogrożenie palcem.
Mnie też nie bito, natomiat stosowano rozmowy. I wiesz – wolałabym klapa niż dydaktaczne pogadanki.
Moja Bunia mawiała: „Kto nie słucha Ojca, Matki ten posłucha psiej skóry”. Coś w tam jest.
Echidna vel Śpiąca Królewna
Cichalu, pamiętamy! Nawet wczoraj odnalazłam to:
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/20110911?authkey=Gv1sRgCMLEuvzZydOa8gE#5651142311932861186
Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Placku – przyjmij najserdeczniejsze życzenia imieninowe. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze i proszę nieśmiało: pisz częściej.
Nim świąteczny objad u Placka minie: oficjalne i imieninowe- SMACZNEGO!
Niech dobrze Tobie zrobi! Poza tym: Dużo radości i pogody!
Doktor inkwizytor siedział przy kompie bite dwie godziny, czy z sukcesem? Zobaczę.
Twierdzi w każdym razie, że ubił jednego incubusa (vulgo troyan), ale chyba nie wszystkie. Wychodzi na to, że sam Belzebub się tu zagnieździł, bo mozilla dalej niedomaga, więc robię znowu na operze.
Doktor radzi reinkarnację przez wyrąbanie wszystkiego i instalację windowsa na nowo.
Hej Pyro,
Ja sciagalam drewniaka z nogi, nie jakis tam kapec i to „robilo”. Kuba, wtedy malolat swinskim truchtem uciekal do lazienki. Teraz juz jako dorosly kon pytal sie: mama dlaczego to byl drewniak? Ja na to: raz dalam Ci klapsa reka, Ty nie poczules, a mnie lapa bolala przez dwa dni….
Nowy, nie przesadzaj! Nikt z nas nie katowal i nie katuje dzieci.
Buziaki,
Nowy, nad zdjęciem strony jest rysunek lupy z plusem, jak na to klikniesz, to pokaże się (na czarnym tle) zdjęcie, w którego prawym dolnym rogu (jak najedziesz kursorem) mały kwadracik z linią, na której są symbole minusa i plusa. Wystarczy kursorem kliknąć na plus a zdjęcie się powiększy. Jak będziesz chciał przesunąć tekst, to też myszką ale bez klikania.
A’propos karania dzieci, to tak jak pisała Pyra, wszystko zależy od temperamentu dziecka. Moja Siostra była spokojna, mądra i cicha (jak Ty), po prostu posłuszna od urodzenia. Gdyby nie mój strach przed karą z całą pewnością …… nie stukałabym teraz w klawiaturę.
Też wolałam dostawać po tyłku, niż wysłuchiwać godzinnych kazań. 😉 Mój Tata mnie nie trzepał a mimo to, słuchałam go „na słowo”, faktem też jest, że scedował całkowicie utrzymanie domu i wychowanie dzieci na głowę Mamie. 🙁 Nigdy się nie wtrącał w nasze konflikty – nawet w charakterze rozjemcy.
Mnie i rodzeństwa nie bito, ja nie biłam mojego dziecka. Jeden wyjątek: dostałam klapsa od ojca za to, że jako pięciolatka uderzyłam babcię – to była taka natychmiastowa reakcja, uderzenie za uderzenie. Moje dziecko raz w życiu dostało klapsa, kiedy rzucił się jako dwu-chyba-latek na podłogę i musiałam go jakoś wyprowadzić z histerii. Byłam równie wstrząśnięta jak on i nigdy więcej tego nie zrobiłam. Rozmawiałam, tłumaczyłam – nawet jeśli nie złapał od razu, bo był wściekły, to w końcu przemyślał i nawet po dniu, dwóch, przychodził z przeprosinami. Ja go też przepraszałam jeśli zrobiłam coś głupiego, bez zastanowienia (oboje bywamy prędcy w mowie, ja bardziej). Zostało nam to do dziś. Unikamy tajemnic i niedomówień. Bardzo wcześnie zostawiałam mu margines na odpowiedzialność, nie kontrolowałam każdego kroku. Pamiętałam, jaką swobodę mama dawała nam. To się opłaca, dziecko nabiera poczucia odpowiedzialności, nie liczy na kogoś, samo podejmuje decyzję. I ponosi konsekwencje własnych decyzji. Mam świetnego syna, Żaba świadkiem. I Alicja.
Bić nie lubię nawet psa.
Małe uzupełnienie: moje pogaduchy z synem jeśli coś nabroił to nie były kazania typu „co z ciebie wyrośnie”, tylko poważne rozmowy jak z dorosłym, z przytaczaniem argumentów. Sama mowa-trawa nie skutkuje. Musiałam wytłumaczyć, co źle zrobił, dlaczego i jakie to może mieć konsekwencje.
Dobrze zrozumie mnie Pepegor – byliśmy chyba dosyć podobnie wychowywani z silnym naciskiem na obowiązek. Tata tłumaczył, ŻE NIKT W RODZINIE ŁASKI NIE ROBI. On chciał się ożenić i mieć dzieci, to teraz czy mu się chce, czy nie, musi na nie zapracować. Mama chciała być mężatką i mieć dzieci – to musi stworzyć im dom, a my chcemy mieć w przyszłości jakieś lepsze życie – to musimy się uczyć; samo się nie zrobi. Jak się które po podstawówce uczyć nie będzie chciało – to dwa tygodnie wakacji i do roboty; darmozjadów w domu nie będzie. Wydawało mi się to bardzo surowe, ale to ja z Jarkiem wykonaliśmy wyrok na naszym Synusiu. Kiedy się okazało, że relegowano go z technikum na 5 tygodni przed maturą (oddał już pracę dyplomową) to Matka ruszyła wszystkie możliwe kontakty i w 3 dni później na stole leżała karta powołania do jw 1902. Płakał, bo okazało się, że ostatnie 5 miesięcy przesiedział z Lubą w kawiarni i będzie się żenił. A proszę bardzo; dorosły jest. Ożenił się.
Witam.
Pepegor, ile masz patrycji na dysku? Zmień doktora jest jeszcze opcja naprawy systemu z płyty.
Pyro, u nas w domu też były podobne zasady, tylko nikt nie mówił takich tekstów o darmozjadach. Rozumiało się samo przez się, że jeśli się nie uczymy, to pracujemy. Dlatego kiedy brat zrezygnował ze studiów na SGGW w połowie pierwszego roku (potem poszedł na inne), to pójdzie do portu worki nosić. Podobnie ja – nie dostałam się na studia w Warszawie i natychmiast popędziłam do sądu, starać się o pracę protokolantki (zanim sąd się zdecydował, sięgnęła po mnie telewizja). Swoje obowiązki wobec rodziny każdy znał, były one oczywiste, wynikały z zasad i nie trzeba było ich specjalnie formułować. Moim zdaniem jeśli ktoś ma od dzieciństwa zakodowane zasady i wartości, będzie się odruchowo zachowywał przyzwoicie.
poszedł, poszedł brat…
Ja też swoją młodszą kilka razy „klapnęłam” (temperamencik „mądrzejszej”), np. gdy mi się wyrywała jak stałyśmy na zatłoczonym przystanku autobusowym. Po rzetelnym, kilkakrotnym tłumaczeniu dlaczego i czym się takie wyrwanie może skończyć, nie było innej rady.
Jak tylko trochę podrosły (szkoła), już nie musiałam, wystarczyło, że zaczęłam liczyć ; raz …… dwa …. i nigdy jakoś nie zaryzykowały (chwała im za to) poczekania na „trzy”. Nawet nie pamiętam kto mi tę metodę podpowiedział a powinnam postawić tej osobie pomnik. 😆 😆
Ale śmieszny kod : CY33
Jestem umówiona z moim wlasnym bratem, jutro, „U Dąbka” w Skępem.
Dają tam świetne ryby.
Po rybach jedziemy dalej, do Warszawy.
Pewnie znowu zachrypnę.
Brata mam jednego i widuję go rzadko. W tym roku już drugi raz, a średnia jest raz na cztery.
Mnie straszono, ze jak sie nie bede uczyla to wywioza mnie na wies do wuja i tam bede pasala krowy ZA DARMO.
Raz jeden papinko zdenerwowal sie na najstarsze pachole, sciagnal pasek i kazal mu powachac „czym to pachnie”. Ow pasek wisial przez lata w przedpokoju na wieszaku. Za nabrojenie trzeba go bylo wachac….
Buziaki,
Yurek, widzę to luźno, bo u nogi stoi aparat zastępczy i tylko go zainstalować. Ten doktor to mój zięć, co ma swoje ambjcje. Zobaczymy.
Jackowi, wszystkiego najlepszego!
Pepe odpowiedz na pytania, włóż płytę z win, postępuj krok po kroku Jak czegoś nie wiesz cofnij operację. Nie instalujesz systemu od nowa tylko NAPRAWIASZ.
A mnie straszyli, ze jak bedę niegrzeczna (w lecie) to mi nie pozwolą iść paść krów.
Potem to miałam szlaban na konie, działało piorunująco.
Danuśka pomachanko .. 🙂
słonko zrobiło dzisiaj miły dzień .. 🙂
zabrałam się za zlewanie nalewek .. likier śliwkowy wyszedł całkiem, całkiem .. malinowy ma stać jeszcze tydzień … wiśniówka bardzo dobra też chociaż robiłam innym sposobem niż zawsze i chyba tak będę robić teraz .. popróbowała likieru pomarańczowego tzw. 44 co to go zrobiłam na tamte święta i dobrze, że postał bo na te święta to będzie jak znalazł … a wiśniówka z tamtego roku też pyszna .. chyba będzie mi się dobrze spało bo próbowałam za zdrowie Placka czyli intencje szlachetne były …
Lupałam orzechy na tort a’la Żaba. Będę piekła w czwartek, do soboty skruszeje. Jeszcze jutro mi roboty wystarczy. Te orzechy są małe, trudno się łupie i wyciąga ale są zupełnie zdrowe, bielutkie na przełomie, chociaż są sprzed 2 lat. Potrzebuję 0,5 kg – proszę o łagodniejszy wymiar kary.
Żabo – dobrej drogi, miłego spotkania.
ja orzechy łupie na stole tłuczkiem do kotletów w złozonej ściereczce kuchennej i dosyć szybko wtedy idzie ..
śpijcie spokojnie …
Yurek,
ja to na spoko, na razie funkcjonuję. Jest dosłowinie fakt, że przy nodza jest comp z demobilu i wystarczy go tylko zainstalować. Postanowiłem sobie, że jednak wydam więcej na ochronę.
A nalewki stoją spokojnie. Będzie tego roku mieszanka dereniowo-tarninowo-wsiniowa.
Jolinku, to jak robiłaś w tym roku wiśniówkę?
nie wisi – naturalnie
U mnie w domu jako najlepszy w świecie dziadek do orzechów występuje mała żabka hydrauliczna, czy jak tam się to urządzenie nazywa. Ma szczęki do rozdziawiania i długie trzymadełka, doskonałe jako dźwignie. Są też normalne dziadki. Nikt ich nie używa.
Stale jeszcze jestem w fazie testu na pikasa, więc następny plik zdjęc.
https://picasaweb.google.com/pegorek/Fort?authkey=Gv1sRgCLnmwrrt6Nyt-QE
Ja używam po Rodzicach, z 1937r. Kupili sobie na pierwsze, wspólne święta. Miejscami nikiel czy inny chrom jest wytarty, ja je lubię, ale rękę mam odduszoną, kiedy więcej wydłubię.
Pyro,
mialam dzis moja dziatwe na branczu /pozne niedzielne sniadanie – oczywiscie wszyscy wiedza o co chodzi. ale tak na wszelki…/,
wykorzystalam Twoja podpowiedz, a propo’s blanszowania boczku.
Rewelacja, dziekuje. Czlowiek uczy sie do smierci!
Pozdrawiam.
Pewnie, e się stale uczymy, wymieniamy doświadczenia.
Dobranoc
Po co blanszujecie boczek, dziewczynki? Umkło mi!
A orzechy tutaj nie wystepuja w lupinach. Pewnie w lupinach byly by drozsze… Tak jak maliny czy truskawki, jesli pojedziesz na farme i nazbierasz sam, placisz wiecej!!! To chyba za przyjemnosc bytowania z natura. Obojetnie, dzieci sie bardzo ciesza, ze zrywaly maliny, zbieraly truskawki albo jablka w pazdzierniku.
Szczesliwa jestem, ze jeszcze nikt sie na nas nie „zamachnal”, a relacje Cichala przeczytalam u zrodla i bardzo mna wstrzasnely.
Polsce dobranoc.
Żeby się nie wysmażał na gnatki, tylko żaby był wspaniale chrupki.
Czy pochwaliłam się Wam sosem, który mi wyszedł znienacka?
Obsmażyłam byłam cięcielinę na patelni i wsadziłam ją do piekarnika, a na patelnię rzuciłam cebulę, a potem podziabane suszone śliwki, wino czerwone bułgarskie b. dobre, wodą uzupełniałam, trochę powideł śliwkowych, sól, pieprz i chyba nic więcej. Była to radosna improwizacja. Pliplało się dość długo, ale i tak zmiksowałam, bo braciszek życzył sobie kremowo. Ludzie, jakie to było dobre! Na zimno też. Chyba maryjanek też tam dodałam, ale niewiele.
Na drugi dzień jadłam z wątróbką indykową smażoną – delicje pańskie, słowo daję.
A dany boczek nie pryska wtedy na sufit???
Nisiu, po wyjeciu osusza sie w papierowym reczniku i dopiero na patelnie lub malego piekarnika. Nic nie pryska i nie strzela. Rewelacja.
Teraz trzeba by wyprobowac ten Pyrowy sosik. Ja jednak potrzebuje inspiracji w postacji wiekszego towarzystwa. Dla mnie samej…? Zbytek .
Sorry Nisiu, przeciez ten sosik do wyprobowania to Twoj. Tak sie jakos rozpedzilam…. Napewno zrobie, z cebulka szaltoka, bo ja uwielbiam ten rodzaj cebulki.
Dam znak kiedy sie sprawdzi.
Jeszcze raz przepraszam za roztwrgnienie, ale wszelkie rewelacje i dobre rady przypisuje Pyrze, jako tej, ktora ma duzo czasu…i zyciowe doswiadczenie.
Miodzio, tylko próbuj stale, bo ja tam wszystko wrzucałam na oko…Aha – jeszcze jak już wyjęłam mięso, to wrzuciłam sosik do kaserolki od pieczenia i wymiąchałam z tym, co tam było (mało było).
Powodzenia!
Nisiu, jak bedzie malo to dodam „chicken stock”, takie wielkie amerykanskie lenistwo w kartonach. Ja nie kupuje takich glupot, jesli potrzebuje, to stosuje kostke rosolowa, warzywna lub grzybowa. Amerykanie musza miec wszystko w przepisie,zadnej wyobrazni i zadnych zastepczych.
Dobranoc dla zmeczonych.
Nie dane mi siana do konca zebrać. Właśnie burza przydreptała, leje i grzmi. Światło mruga, wyłączam maszynerię.
BRA!
Pyra pisze:
2011-09-11 o godz. 23:03
Żeby się nie wysmażał na gnatki, tylko żaby był wspaniale chrupki.
nie ma to jak chrupka żaba
Zwłaszcza udka.
Wszyscy już śpią, ja dopiero wróciłem.
Z myślą o Placku nalałem sobie czerwonego wina – żeby Ci się wszystko spełniało, Placku!
Poczytałem do góry – w sprawach wychowawczych blisko mi tylko do Nisi. Drewniak jako atrybut wychowawczej władzy rodzicielskiej jest dla mnie nie do zaakceptowania, w jakiejkolwiek formie. Chociaż drewniaki jako takie bardzo lubię.
Byłem kiedyś kilka miesięcy w Szwecji, pojechałem też do Finlandii. Wszyscy chodzili tam wtedy w drewniakach, to ja też spróbowłem, nawet polubiłem. Nie widziałem, żeby ktoś używał tego obuwia w innym celu niż do chodzenia. 🙄
A tak na marginesie – porównując zakątki świata, które zwiedziłem, Skandynawia zajmuje w moim rankingu zdecydowanie pierwsze miejsce. Gdybym miał pieniądze kupiłbym domek na Bornholmie. Ale nie mam. 🙂
Echidna,
Wzorem Asi – zajrzyj tu, może znajdziesz coś dla siebie.
A czy wiesz gdzie była od zawsze i jest do dzisiaj ulica G. Zapolskiej? Tego prawie nikt nie wie. http://www.oko.com.pl/uploads/ochotnik/25/200911211937006c5526.pdf
Zgago – dzięki, klikałem w różne możliwe miejsca, ale odczytać i tak nie mogę. Miodzio przesłała mi link do wersji angielskiej; oczami świadka wyglądało to strasznie.
Nie zanudzam dzisiaj dłużej. Dobranoc. 🙂
Dzień dobry…
dzień dobry ..
Małgosiu w tym roku robiłam tak …
kilogram wiśni
1/2 litra spirytusu
1/2 litra wódki
1/2 litra wody
szklanka cukru
Ugotować syrop z wody i szklanki cukru (odszumować, zdjąć ewentualną pianę) i ostudzić.
Do słoja włożyć kilogram umytych wiśni z pestkami oraz dodatkowo kilka rozgniecionych pestek.
Dodać kilka goździków, wlać spirytus, wódkę oraz syrop.
Szczelnie zamknąć i odstawić w słoneczne, ciepłe miejsce na około 4 tygodnie.
Przefiltrować i rozlać do butelek. Nalewkę można spożywać od razu, ale jeszcze smaczniejsza będzie jeśli pozwolimy jej podejrzewać.
ten przepis z jakiegoś blogu ale ja nie gotowałam syropu i nie dodawałam dodatkowo pestek … wrzuciłam cukier by się rozpuscił i zalałam alkoholem ..