Przysmaki spod strzechy
Fascynowaliśmy się wspólnie na blogu wieloma kuchniami. Miały także w Polsce swoje wielkie dni zarówno kuchnia włoska, francuska, hinduska jak chińska. Niewątpliwie obserwujemy coś na kształt większego zainteresowania naszą kuchnią wiejską, ludową, spod strzechy. Przypisujemy jej zarówno niezwykłe walory smakowe jak i zdrowotne, nie mówiąc o tym, iż pomysł ma ma tak zwane walory kulturowe.
Czym innym jest klasyczna kuchnia polska, czym innym wiejska, chłopskie jadło, od którego pokolenie pierwszych w rodzinie inteligentów zwykle chce się odciąć, ale które dzięki swym niezaprzeczonym walorom bardzo smakuje a stanowiąc swego rodzaju powrót do źródeł wpisuje się doskonale w modę.
Ludowa, chłopska kuchnia polska charakteryzuje się małym udziałem mięsa w codziennym menu, dużym za to wszelkich potraw mącznych, kasz, grochu, fasoli. Z warzyw najpopularniejsza jest kapusta.
Wśród „farbowanych wieśniaków „, czyli posiadaczy wiejskich domów bardzo modne w tym roku były wiejskie przyjęcia, do których wstęp stanowił obowiązkowo smalec z cebulką, część zasadniczą wiejskie wędliny a także kluchy, razowce i inne typowe dla kuchni chłopskiej potrawy.
Pozwalam więc sobie przedstawić kilka wiejskich przepisów, które doskonale nadają się na codzień i od święta. Bo choć są zazwyczaj pracochłonne to ich smak wynagradza wszelkie trudy.
Kaszanka (bez krwi)
1 i 1/3 szklanki kaszy gryczanej,1/2 kg wieprzowej karkówki,10 dag słoniny,szczypta majeranku,10 ziaren ziela angielskiego,10 ziaren pieprzu,1 łyżka soli,1 łyżka smalcu do wysmarowania naczynia żaroodpornego.
Karkówkę pokroić na plastry, zalać wodą i gotować 1/2 godziny wraz z zielem angielskim i kilkoma ziarnami pieprzu. Wyjąć mięso i zmielić w maszynce.
Płyn powinien sie wygotować na tyle, aby pozostało go 3 szklanki. Wsypać do niego kaszę, wstawić do piekarnika na 30 minut. Po tym czasie przesypać kaszę do miski, dodać świeżo zmielone pozostałe ziarna pieprzu oraz majeranek i ew. dosolić. Słoninę pokroić w drobna kostkę, dodać do kaszy i wymieszać. Naczynie żaroodporne wysmarować smalcem, wyłożyć do niego kaszę z mięsem, ugnieść nieco wygładzić powierzchnię i wstawić do piekarnika. Zapiekać około 30 minut,aż powierzchnia lekko się zrumieni.
Prażucha
1/2 kg mąki pszennej lub mieszanej po połowie z gryczaną, 2 łyżki smalcu, 1 łyżka soli, 4 szklanki wrzątku.
Mąkę wsypać do szerokiego garnka i mieszając szeroką drewnianą łyżką lekko zrumienić. Do mąki wlewać po trochu wrzącej wody energicznie mieszając, aby wyrobić ją na jednorodne ciasto. Po wlaniu całej wody, wierzch ciasta prażuchowego wygładzić maczaną w wodzie łyżką, po czym wstawić potrawę do piekarnika na 15-20 minut.
Łyżką maczaną w smalcu nakładać na półmisek spore kawałki, jak duże kluski kładzione. Można podać prażuchę z bryndzą lub twarogiem, śmietaną albo mlekiem. Można także podsmażoną podać do pieczeni.
Wiejska potrawa z rzepy
1 kg rzepy,3 łyżki masła lub smalcu,1,5 łyżki mąki,1 cebula,4 łyzki kwaśnej śmietany, po 1 łyżce siekanego kopru i pietruszki, sól, cukier.
Młodą rzepę obrać,pokroić w drobna kostkę, obgotować w dużej ilości wody, nastepnie zalać niewielka jej ilością i dusić. Kiedy stanie sie miękka, przygotować zasmażkę na maśle lub innym tłuszczu poddusić drobno posiekaną cebulę dodać mąkę i po kilku minutach połączyć z rzepą, dodać cukier i sól, zagotować. Dla amatorów można dodać sporą szczyptę kminku. Dodać też śmietanę i zieleninę. Podawać jako potrawę lub j dodatek do mięsa.
Komentarze
A mnie jest brak prawdziwego zsiadlego mleka z kozuszkiem smietanki (prosto z piwniczki, takie co to mozna nozem kroic), a do tego mlodych kartofelkow ze skwarkami i koperkiem.
Mlodych ziemniakow tom nie widziala od roku – ostatni raz w Polsce – zas mleka nie postawie na zsiadle bo szybciej sie zepsuje niz zsiadzie. A „prosto od krowy” nie kupi sie nigdzie – takie prawo.
Dodawanie tabletek itd do mleka = jogurt, kefir, buttermilk ze sklepu.
Kaszanka na karkowce brzmi i „widzi mi sie” interesujaco. Moze w ten weekend zrobie. O czym niewatpliwie doniose.
Pozdrawiam
Echidna
A ja z reporterskiego obowiązku czuję się zmuszony napomknąć o najbardziej chyba kontrowersyjnym przysmaku , poniekąd typowym przedstawicielu miejscowego, tradycyjnego chłpskiego jadła:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Surstr%C3%B6mming
Dziś bowiem doroczna premiera!
Przyznam szczerze, że nigdy moja kulinarna ciekawość nie była wystawiona na cięższą próbę – na próbie zresztą się skończyło.
Po tej przygodzie nie straszne mi już żadne polskie chłopskie jadło – nawet to podawane w Krakowie na Jana…
Bój się Boga, Szyszkiewicz! Słyszałam o tych śledziach od ludzi w Szwecji bywałych, ale myślałam, że to żart obliczony na szokowanie bliźnich. Upał, skwar i cieplarnia. Nawet nie chce mi się myśleć o jadle, ale w południe coś trzeba będzie przegryźć. W lodówce jest spora porcja ugrilowanego kurczka, obranego z kości , skóry itp, są dwa wielkie pomidory i czerwony grapefruit. Można zrobić sałatkę. Kto wymyśli sos do takiego zestawu ?
Do wiejskich potraw proponuje dolozyc dania z dyni. Najpierw trzeba miec szatkownice do siekania w paski dyni albo kupic na targu juz posiekana. Tak jak marchewka Julienne. Pokrojona dynie obgotowac krotko z pieprzem i innymi przyprawami z ogrodka. Bardzo dobra jest niebieska szalwia. Nastepnie dusic, dokladajac pokrojony w kostki boczek. Mozna kupic gotowy. Kiedy dynia jest szklista, zestawic z ognia i nieco ostudzic. Potem odcedzic i znowu odczekac az nabierze smaku. Troche oleju rzepakowego i odcedzonej zalewy. Krotko poddusic, doprawic sola, mielonym pieprzem, granulatem czosnkowym. Jakktos lubi zabetonowac maka typu krupczatka.
Mozna podawac jako przystawke lub salatke nawet do wiedenskiego sznycla zamiast ziemniakow. Dynie podobno mozna przyrzadzac na tysiace sposobow. Sa nawet cale ksiazki kucharskie na ten temat.
Dania wiejskiej kuchni coraz bardziej odwaznie wkraczaja do wytornych kuchni. trzeba tylko miec dobre produkty i kucharza.
O czym donosi
Pan Lulek
Gratulacje dla Alicji z Kingston. (Rośnie biblioteczka, ale czy przydaje się? )To ona pierwsza nadesłała poprawne odpowiedzi mimo różnicy czasu. Książka Basi „Kuchnia żydowska wg. Rebeki Wolff” z dedykacją i autografami juz w drodze. Pewnie się przyda. A szkic o kuchni koszernej – moim zdaniem – jest ciekawy i kompetentnie napisany. Uznanie zyskał nawert w gminie żydowskiej gdzie Basię, choć gojka, zapraszano na spotkania na ten temat.
A prawidłowe odpwiedzi to;
1 ser klagany to ser owczy robiony przez górali Śląska Cieszyńskiego
2 pierekaczenik to tatarski pieróg makaronowy, wielowarstwowy z nadzieniem mięsnym i jab łkowym z Podlasia
3 soczewiaki w nazwie mają swą ojczyzne bo są sejneńskie. a to pierogi z soczewicą
Następne zagadki w kolejną środę. Smacznego.
Do potraw spod strzechy można z powodzeniem zaliczyć „paellę po polsku”
czyli… podczos.
Na temat podczosu wymieniliśmy się kiedyś uwagami z Nemo,potem wypróbowałem i zasmakowało.
Składniki:
-3 średnie kalarepy,jak młode to z nacią,
-1 duży(1/3l) kubek pęczaku,
-1 kubek(j.w)mleka,
-3-5 ząbków czosnku,
-olej(słonecznikowy)do podsmażania,
-sól,czarny pieprz.
Kalarepki obrać ze skórki,pokroić w kosteczkę i wymieszać z posiekanymi,młodymi liśćmi.
W rondlu silnie rozgrzać olej z rozdrobnionym czosnkiem,dodać kalarepę,wymieszać i jeszcze chwilę podsmażać.
Podsmażoną kalarepę zalać wrzącym mlekiem i poddusić do stanu „al dente” potem wymieszać z ugotowanym wcześniej,i „wysezonowanym”pod poduchą pęczakiem.
Jeszcze chwilę dusić razem żeby zredukować ew. nadmiar płynu,dodać przyprawy.
Dobre jako samodzielne danie bezmięsne lub z jakąś smakowitą wieprzowatością.
Pozdrawiam!
a.j
Pyro,
Czy „smetkowy” nastroj poszedl precz?
Obiecany przepis – mam nadzieje ze lubisz ryby. I z gory zastrzegam, to nie jest polskie-swojskie danie lecz przygotowuje sie szybko i smakuje nadzwyczajnie.
RYBA Z SOSEM TERIYAKI CHILLI (Teriyaki dostepne w Polsce – rok temu zdokumentowalam i nie taki znowu drogi)
Skladniki na 4 osoby:
1 lyzka oleju (najlepiej z orzeszkow ziemnych)
4 kotlety rybne (ja uzywam lososia, ale moze byc inna ryba)
1/3 ( 80 ml) teriyaki
1 lyzeczka slodkiego sosu chilli
4 dymki
Przygotowanie:
Rozgrzac olej na duzej patelni, obsmazyc rybe i przelozyc na talerz (przykryc innym by utrzymac cieplo); na patelnie wlac teriyaki zmieszane z chilli i mieszajac zagrzac – i to juz:
teraz tylko rozlozyc rybe na talerze (listki zielonego jako baza – szpinak, salata, czy co tam masz), polac goracym sosem i przybrac pokrojana w dymka ( ciecie wzdluz daje efekt zielonej spiralki). Podawac z frytkami. Biale w kieliszku calkowicie wskazane.
A co do salatki, jesli masz zielona salate i bialy ser sprobuj: lyzka oliwki, 1/2 lyzki octu winnego, pieprz, sol suszona bazylia i tymianek. Z tego zrob sos. Podziabana salate, pokrojone w czastki pomidory i polplasterki malej cebuli wymieszaj razem, zalej sosem, dodaj pokrojonego kurczaka i delikatnie zamieszaj. Na wierzch rzuc kostki sera i pokrojone czastki grapefruit’a. Doskonale z bagietka, ale i inna bulka tez polecana.
Echidna
Panie Piotrze!
Proszę przekazać książkę drugiej po mnie osobie!
Ja już mam! Ojej, durna ja durna…. powinnam była przeczytać, o co gram… Mam nadzieję, że zdąży się jeszcze odkręcić?!
Nie powinnam była w ogóle brać udziału, ale diablik mnie podkusił świtem bladym, a i byłam przekonana, że ktoś już nadesłał poprawną odpowiedz – przyznaję sie bez bicia, że mam biblioteczkę sporą, wygrałam w czterech zagadkach, że nie wspomnę o reszcie , i obiecałam sobie, że zawalczę tylko wtedy, kiedy będzie książka, której jeszcze nie mam. A tę książkę mam – zaślepiona „posiadaną wiedzą” nie przeczytałam, co jest nagrodą!
O, a co do przydawania się, to pewnie, że się przydają wszystkie cztery!
Echidna, dziękuję. Rybę wykorzystam w przyszłym tygodniu, pomysł na sałatkę też kiedy indziej, bo za dużo ingrediencji mi dzisiaj brakuje. Do dzisiejszej sałatki (tylko z podanych składników, bo nic innego aktualnie nie mam, zrobię sos i jogurtu, łyżeczki miodu paru kropel tabasco i pół łyżeczki świeżo startego imbiru. Musi wystarczyć. O efekcie zawiadomię.
Surströmming-u nie zapomne, moje spodnie tez. Chyba dlatego w Szwecji jest tak wielu alkoholikow. Danie spod strzechy. Tez pomysl.
Juz domyty
Pan Lulek
Pyro, bardzo lubie smak upieczonego kurczaka z chlebem z maslem lub majonezem i pomidorem.
Wyglada na to, ze lunch masz wysmienity bez zbytniego upiekszania i wysilku.
W wiejskiej kuchni moich dziadkow, ktorych malo pamietam, krolowaly swieze zupy. Codziennie byla gotowana nowa: barszcze, zury, zalewajka, kartoflanka, fasolowa, grochowa, krupnik, kapusniaki… Ziemniaki czesto osobno ze skwarkami.
Zupy byly zaprawiane zasmazka, gesta smietana lub chrupiacymi skwarkami.
Niedzielny kurczak w sosie smietanowym do klusek lub krolewski rosol.
Pamietam te smaki z wakacji.
Do tej pory najbardziej lubie zupy takie swieze, natychmiast po ugotowaniu, nieodgrzewane, kiedy wszystkie w nich smaki jarzyn wciaz sa odrebne.
Czesto na kolacje jadalismy tez ciasto drozdzowe z kruszonka i szklanka mleka.
Na sniadanie zupa mleczna lub mleko z chlebem i miod lub dzem…
Wyborne jajko na miekko lub jajecznica.
Na przekaske chleb ze smalcem.
Rzeczywiscie b. malo miesa jak siegne wstecz pamiecia.
Wedliny, kaszanka i pasztetowa tylko jesli bylo jakies swiniobicie u sasiadow. Tez dobrze pamietam wycie tych zarzynanych swin…
Niezaleznie od tego ile nas bylo na obiedzie kura do podzialu byla tylko jedna.
Z ryb tylko sledz i karp na swieta.
Chwala Bogu dosc daleko od morza i bez sfermentowanych sledzi w gotowej wybuchnac puszce (powodzenia Andrzeju i napisz koniecznie o swoich wrazeniach).
Zycie na wsi bylo ciezkie i brutalne, szczegolnie dla kobiet i dzieci, tak umeczylo moja Mame, ze nie chciala tam potem wcale jezdzic…
Ale smaki zostaly do dzis…
a
Alicjo już po herbacie. Książkę wysłałem i wróciłem na wieś. Teraz niech się Pani martwi jak ją przekazać innej Alicji z naszego blogu, bo dedykacja jest dla Alicji. Albo też podarować jakiejś znajomej Alicji, która też gotuje lub pasjonuje się kuchnią. I tyle. Ale gratulacji nie wycofuję! I pozdrawiam serdecznie.
Ja mam nadal wyrzuty sumienia z powodu, no ale trudno.
Andrzeju Szyszkiewiczu, ten szwedzki przysmak to chyba nie aż tak kontrowersyjny (i równie pięknie pachnący) jak islandzki hakarl – rekin, którego zakopuje się w piachu na pół roku. Kolega jadł, przyznaje, że z oporami, bo zapach powalający i w porywach porażający, ale smak – cymes, powiada.
A w Chłopskim Jadle na Jana w Krakowie zatruł się mój osobisty i już w życiu nie da się namówić na tę sieć.
Przy okazji pytanie do Krakowiaków i Górali:
jaką knajpę w Krakowie i Zakopanem polecacie, żebym mogła śmiało zaprowadzić moją kanadyjsko-chińską synową? Zastanawiałam się nad Wierzynkiem – ale czy warto? Szukam czegoś w centrum, bo tam się będziemy obracać. Proszę o sugestie – chodzi mi o knajpę, w której dobrze dają jeść, a i wygląd jest wyraznie krakowski, oddaje atmosferę regionu.
Z chłopskiej rodziny była moja Teściowa. Często opiowiadała mi o swoim życiu i o tym, jak Jej Matka goytowała. Ojciec był wiejskim murarzem i całą wiosnę, lato jesień chodził po budowach, Matka chowała 6-ro dzieci, hodowała krowę dla mleka, 4 świnie (2 na sprzedaż, 2 dla rodziny) i ptactwo domowe oraz sama obrabiała 12 mórg (4 ha) dzierżawionej ziemi. W kuchennym kredensie zawsze stały dwie gliniane donice ze śledziami – jedna w oleju lnianym, druga z marynowanymi i. Ślledzie były b. tanie i Babcia kupowała je na tuziny – po 5 tuzinów jednocześnie (60 sztuk) Te śledzie służyły jako dyżurna przekąska, nie wchodziły w skład regularnych posiłków. W spiżarni zawsze był smalec w wielkich garach, twarog własnej roboty i powidła. Cleb woził piekarz 2 tygodniu zajeżdżał konikiem i powozikiem – chłodnią, rzeźnik. W razie czego to on był kupcem na wyhodowane świniaki. Zgodnie z tym, co Teściowa opowiadała, na sniadanie była najczęściej polewka z ziemniakami i chleb z powidłem, na obiad kapuśniak i szare kluski, zupy jarzynowe (jednak raczej nagotowane – na stkach, ogfonach, żeberkach, boczku, a jak post to z olejem albo śmietaną, na kolacje placki, racuchy, naleśniki, kasze ze skwarkami i z mlekiem do popicia. Matko Boska – ta kobieta jeszcze szyła i haftowała, miała spory ogród i sad. Raz w tygodniu pieszo chodziła do Poznania na targ – zanosiła jajka i warzywa na sprzedaż, czasem ser, kupowała sól, cukier, naftę do lampy i ćwieć funta (125 g) karmelków dla dzieci. Dzieci wcześnie zaczynały pomagać i nikt w tym niczego dziwnego nie widział, jak i w tym, że w niedzieli idzie się 8 km na mszę w jedną stronę. Na dobre wychodziło, że Dziadek zarabiał latem żywa gotówkę, a Babcia niemal całą żywność produkowsała sama – to było pod miastem, na targ dało się dojść piechotą, a szkoła dla dzieci była w odległości 1 km. Kiedy tak pomyślę o życiu Dziadków mojego Męża, to przestaje mi się wydawać, że miałam raczej pracowite życie i że mi czegoś kiedyś zabrakło.
Nie ma sprawy, Panie Piotrze
– przekażę, i to Alicji właśnie, która gotuje, pasjonuje się kulinariami, bywa na naszym blogu i w dodatku jest moją najbliższą przyjaciółką od zawsze.
Czuję się rozgrzeszona 🙂
I następnym razem będę uważać, przyrzekam!
Kiszone ryby nie są wcale taką rzadkością w kulinarnej historii. Na ten przykład:
Plara (Tajlandia)
Kusaya (Japonia)
Funazushi (Japonia)
Hatahata-zushi (Japonia)
Feseekh (Egipt)
Nuoc mam (Wietnam)
H?karl (Islandia)
Garum (Cesarstwo Rzymskie)
Rakfisk (Norwegia)
zapisały się w niej a niektóre do dziś są używane. Kiszenie wraz z suszeniem i wędzeniem to najstarsze metody przechowywania jedzenia.
Jeżeli już ktoś chciałby spróbować, to może raczej nie pod strzechą ale gdzieś na zewnątrz, z dala od niczego nie spodziewających sie sąsiadów.
Ten gustibus – jak wiemy – nie jest disputandum….
Do tego, co napisała Ania Z. i niejedno co Pyra (garnki kamienne ze smalcem) dodałabym dużo ryb latem, bo Dziadek z Babcią przyjeżdzał co sobotę na swoim Junaku i zacięcie łowił ryby w stawach.
W niedzielę tradycyjnie rosół z kury, która tutaj mogłaby śmiało uchodzić za mniejszego indyka, a potem ładnie zrumienione na maśle mięso z rosołu. Pycha! I zawsze domagaliśmy się mizerii do tego!
Ciekawa jestem, czy w jakimkolwiek innym kraju istnieje w menu mizeria? Wie ktoś?
O innych rozkoszach wiejskiego jedzenia nie wspominam, bo już tu niejeden raz dawałam wyraz.
Swieże, własne, nie pryskane, nie podsypywane.
A, wczoraj zrobiłam tego jaśka głupiego, z moich improwizacji dodałam bazylii i parę listków lubczyku, i oczywiście kminek! Zawsze do kapusty i fasoli.
Cebula czerwona wyszła na grecką sałatę, ale użyłam białej słodkiej. I poszłam na łatwiznę, pomidory z puszki. A ponieważ tego się narobiło na sporą rodzinę, a nas *są dwa*, to dzisiaj urozmaicę przez dodanie hot italian kiełbasek, bo chłopu zeszło na mięso.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Glupi_jasiek/
Do swojskiego jadla dodalbym smazone ziemniaki okraszone smalcem ze skwarkami, zagryzane ogorkiem malosolnym. Rowniez kaszanka pasuje jak znalazl do tej kombinacji. Koniecznie z cebulka…
Kaszanka moze tez isc z ogorkiem malosolnym i z „soczystym” razowcem.
W okolicach Beziers delektowano sie kiedys podfermentowana plynem z jednego z gatunkow ostryg. Nazywalo sie to bichou czy jakos tak. Opowiadal mi o tym ojciec Mojej Osobistej Kanadyjki, ktory tamze sie urodzil i wychowal. Domokrążni dostawcy chodzili po ulicach miasta i sprzedawali bichou. MOK opowadal mi, ze smakowalo to okropnie. Jej ojciec byl innego zdania. Niestety, nie mialem mozliwosci sprawdzic kto ma racje, bo bichou zniklo z ulic i ze straganow rybnych Beziers.
Oj ten Jasiek wcale nie taki głupi. A smakowicie wygląda. Też go bardzo lubię. Tylko nie stosuję kminku mimo, że znam jego dobroczynne skutki. Wolę kminek w innych, zwłaszcza galicyjskich daniach.
A ja dziś po powrocie z Warszawy zrobiłem dwie piekne dorady pieczone z kartoflami w mundurkach (nie szkolnych), z rozmarynem i oregano w brzuszkach, na oliwie z ziołami. Na przekąskę były tuszki kalmarów z połowką czosnku w brzuchu i połówką ząbka czosnku na oliwie z peperoncino. Pieczone na prążkowanej patelni aż do lekkiego przypalenia. Do tego biały burgund (dzięki Andrzejowi Szyszkiewiczowi uzupełniłem piwnicę) Macon Villages z winnicy Józefa Drouhin. A na deser WZ-ka od Bliklego i rogaliki z konfoturą różaną. Potem obowiązkowa wycieczka rowerowa do sąsiadów. Tylko 4 km do Andrzeja Halińskiego, wybitnego scenogarafa filmowego (Lalka, Ogniem i mieczem, Kariera Nikodema Dyzmy) i jego żony Anny torontańskiego doktora biologi. A tam będzie podglądanie ptaków przez wielką lunetę. A bociany już odleciały…
Jako najbardziej krakowska knajpe chcialabym polecic nie Wierzynka, lecz Wentzla. Jeszcze bardziej na Rynku i taki wiecej klimatyczny:). Na Zakopanem sie niestety nie znam, ale wiem, ze znajomi chadzali z goscmi do Zohyliny.
Miła Alicjo,
Informacje od krakowianki. „Chłopskie Jadło” nigdy i nigdzie. Tłusto, nie świeżo, typowa knajpa dla turystow jednorazowych. Wierzynek też raczej nie, b. drogo i jak dla mnie trochę zbyt na wysokich tonach. Podobnie Wenzel, który ma b. dobra kuchnię, ale troche zbyt snobistyczną. Polecam natomiast „Pod Aniołami”, przy ul Grodzkiej. B. dobra kuchnia, piękne wnętrza, nie tanio, ale do akceptacji, w granicach europejskiego rozsądku. Wiem że dbają tam o dostawców. Inna b. dobra restauracja ( moja ulubiona) to Orient Express przy ul Stolarskiej. Kuchnia francusko- europejska, ale mają też kartę polskich dań. Urocza obsluga i b.dobre jedzenie.
I w ten sposób zadebiutowałam na blogu, który czytam z wielka przyjemnością od miesięcy kilku. Szczególne pozdrowienia dla Pyry, Okonia, Misia , Wojtka z Przytoka, Heleny i oczywiście Pana Lulka
No i oczywiscie serdeczne pozdrowienia dla Gospodarza!
Alicjo, nie wiem oczywiscie co jest teraz w Krakowie nowego i ciekawego, ale wymieniony przez Ciebie Wierzynek zawsze byl solidny, z renomowana kuchnia. W srodku bylo bardzo pieknie. Kelnerzy wiedzieli o tym starym miejscu wszystko, jak przewodnicy wycieczek, i chetnie opowiadali. Opowiadali tez o historii i tradycji dan. Wnetrza, z sufitami i oryginalnymi fragmentami z drewna, byly zachowane chyba jeszcze sprzed dwustu lat. Bylo stosunkowo drogo, ale warto bylo zaprosic obcych, bo to wszystko robilo na nich wrazenie. Wtedy rezerwacje trzeba bylo robic na jeden-dwa trzy dni naprzod. Drugi minus – parking byl daleko. Tam, chyba moglabys zabrac rodzine bez zadnego ryzyka.
meg_mag:
Zapisałam, dziękuję za sugestię. Będę tylko jeden dzień, jak szaleć, to szaleć! Wierzynka pamietam sprzed 15 lat – wyszliśmy po 20 minutach, nie doczekawszy się kelnera z kartą, a było to wczesne popołudnie i pustawo w knajpie. A niby to miała być taka „reprezentacyjna” restauracja. Zraziłam się, może zle trafiłam, ich strata. Myślałam też o Hawełce i o Jamie Michalikowa, te knajpy pamietam z odległej i niedostępnej dla mojej szkolnej kieszeni przeszłości, wiem tylko, że były sławne – czy nadal renoma ta sama?
Zohylinę także zapisałam.
Andrzej Szyszkiewicz,
Guzik ja sie na chlopskim jadle znam, ale po przerwie ciekawi mnie dalsze zycie Zephyra (mojego Rezoluta), cos nowego ?
I jeszcze jedno, nie chlopskie, ale wredne danko z kuchni pana Putina: jakie sa reakcje w Szwecji, Finlandii i Danii na te rure ? Cicho o tym w prasie, a oni robia pewno swoje. Czy Skandynawia nie protestuje ? I jeszcze jedno: czy potwierdzily sie finskie watpliwosci, ze te Kolumby moskiewskie z ich „ladowaniem” na dnie Bieguna to mistyfikacja ?
Alicjo,
moje sugestie co do Zakopanego to Redykołka i Obrochtówka. No i Zochylina. A w Krakowie Pod Aniołami, U Stasi i luksusowa Cyrano de Bergerac lub lub Paese. Smacznego!
Oyster sauce z przefermentowanych ostryg, anchovis, suszony dorsz bardzo chetnie jem dzisiaj, ale pod strzecha moich dziadkow tych przysmakow nie bylo.
Pra- Dziadkowie mieli dosc duze gospodarstwo jak na przedwojenna kielecczyzne i wsrod przedwojennej pomocy mieli chlopaka to dojenia krow tzw dziwke, to taka ciekawostka na marginesie.
Oczywiscie pod strzecha byl tez bialy ser, ale nie zolty, kompoty z owocow i suszu, ale do picia glownie mleko swieze i zsiadle i maslanka.
Umialam tez ubic maslo sama w maslnicy. Bolaly przy tym rece…
Alicjo, bylam w Krakowie trzy razy w ostatnich czasach i moja rada jest: jedz gdzie jedza miejscowi i z dala od turystycznych deptakow, bo dla konsumenta, ktory nie zamierza powrocic wiele restauracji nie traktuje z nalezytym szacunkiem…
Do Wierzynka na tatara i wodke wystarczy, zeby podziwiac wspaniale wnetrza…
a
Najlepsze zasada wedlug mnie brzmi. Trzeba jesc miejscowe potrawy i pic stosowne miejscowe wino. Zawsze pytalem kelnera o rade i nigdy nie zawiodlem sie. Czasami na odchodnego, kielicha ale wtedy miedzynarodowego standardu.
Podoba mi sie nastepujacy holenderski obyczaj. Kiedy wchodzilismy do lokalu na siedzace jedzenie, zaczynalismy od baru. Na pobudzenie apetytu. Kelner w nieskrepowanej atmosferze zbieral zamowienia, podpowiadal wina, przekaski itp. Towarzystwo zaliczalo nawet kilka kolejek nie wykluczajac wod mineralnych czy sokow jesli ktos nie chcial alkoholu. Ta czesc jedzenia zawsze byla poswiecona dyskusji na temat aktualnego stanu interesow. Mozna bylo bez klopotow pogadac z najwazniejszymi partnerami. Potem wchodzil szef i zapraszal do stolu. Gospodarz rozsadzal gosci wedlug ” wieku i urzedu „. Albo zainteresowan.
Za stolem juz nie gadalismy na temat interesow. Najwyzej potem przy kawie i czyms na zakonczeniu biesiady. Bardzo mi sie to podobalo. W Wiedniu czy Innsbrucku jest inaczej ale o tym innym razem.
Dla chorego kotka prosze nie serwowac fermentowanych ryb. Koty potrafia zjesc niezbyt swieze jedzenie ale potem choruja. Przy okazji. Jesli macie czysta, biologiczna laczke, to warto pozwolic stwozeniu wybierac dla siebie lecznicze trawy. Jest tez dobra dla rekonwalescentow kocia trawa czyli papirus w doniczce.
No bo czlowiek, to nie swinia wszystko zje.
Pan Lulek
Skrzętnie zapisałam wszelkie sugestie. Wiecie, o co chodzi – żeby tej kanadyjskiej Chince, czy też chińskiej Kanadyjce pokazać kawałek krakowskiego i zakopianskiego folkloru, a i żeby nie struć, boć to moja synowa, i jak bym wtedy wyglądała, jako teściowa!
Panie Lulku, za wszelkie uwagi pod adresem chorej Tygrysi dziekuję i przekażę właścicielce. Ona już od zmysłów odchodzi. Papirus ma! Zaraz zadryndam i jej powiem – co do trawy, nie jestem pewna, czy ekologiczna, bo oni dopiero w tym roku sie tam wprowadzili i chyba też nie wiedzą.
Dobry wieczór
U mnie jesiennie, cały dzień deszcz kropił. Teraz wiatr przegnał chmury deszczowe ale jest chłodno. Piszecie o jedzeniu takie smakowite komentarze a ja biedny poszczę. Coś zjadłem toksycznego na odpuście i czuję się jak sfermentowana ryba Andrzeja Szyszkiewicza albo ostryga Jacobskyego. Od rana gorzkie herbatki, suche kromki chleba i tylko mi wąchanie pozostało specjałów które pitrasi córcia ( wróciła ze Szkocji). Jednym słowem ciężko.
Pozdrawiam
Wyrazy, Wojciechu.
O ile sobie przypominam, Arkadius ma jakieś cudowne lekarstwo na dolegliwości żołądkowe, zawsze zapominam zapisać, ale znam to z Niemiec. Cos na literę „U” chyba. Mój znajomy Niemiec poleca łyk campari.
Pan Lulek Cię pewnie wyśle na łąkę lub papirus doniczkowy 🙂
życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Okoniu – najpierw o koniu:
Rośnie nasz Zephyr (choć my na niego wołamy Szarif) jak na drożdżach. W ubiegłym miesiącu jego ojciec skończył 27 lat a następnego dnia udał się do krainy wiecznych łowów – doszedł więc jeszcze jeden argument przeciw wywałaszeniu młodego. Trzeba przecież przekazać geny przyszłym pokoleniom.
Teraz o Ruskich:
Oficjalne stanowisko Finlandii a zwłaszcza Szwecji jet takie, że rura im wadzi i oponują. Dużo się o tym nie mówi ale tu zwykło się takie sprawy załatwiać metodą cichej dyplomacji. Jednym z koronnych argumentów przeciw rurze jest obawa o wybuch olbrzymich ilości amunicji zalegających od czasu wojny dno Bałtyku i nieobliczalne tego konsekwencje. Zarówno w trakcie budowy jak i eksploatacji rury.
Finowie poddali w wątpliwość podbiegunowe wyczyny argumentując całkiem rzeczowo dalej jednak nie śledziłem ( co ja dzisiaj ciągle o tych śledziach? ) to i nie bardzo wiem.
Panie Piotrze:
Jak my już o tych białych burgundach – nie mógł by Pan przy okazji odpytać redakcyjnego kolegi co on tam pod tą czereśnią zwykł był popijać?
Zawsze mnie to intrygowało.
P.S.
Jeszcze o Ruskich:
Najbardziej lubiłem posypanych dobrze przyrumienioną cebulą i polane kwaśną śmietaną. Mogli być nawet pod strechą.
Strzechą, STRZECHĄ!!!!
Wojtku!
Moja Teściowa przy takich przypadłościach zalecała 50g mocnej wódki wymieszanej z łyżeczką (od kawy) czarnego,drobno zmielonego pieprzu.
Niektórym pomagało! 🙂
a.j
Znowu mi wpis zaginął. Piszę po raz drugi. Wódka z pieprzem prawie równie skuteczna, jak orzechówka. Polecam na niestrawności.
Mój kot śp też kiedyś tak chorował. Po 2 tygodniach pojenia, masowania brzuszka, wygrzewania pod kocykiem, kiedy już z kota została połowa, tak schudł, przyszło przesilenie. Otóż okazało się, że w żołądku czy gdzieś tam w sobie mój kot miał potężny kłąb sfilcowanej sierści. Nałykał się jej przy wylizywaniu futerka. Kiedy to-to z niego wylazło, kot błyskawicznie wracał do formy.
@Alicja,
raczej nie Wierzynek
Alicjo!
Jesteś tu? Jak się naprawia niezamierzone wytłuszczenie? 😳
jestem, andrzeju.jerzy,
ale ja sie na tym nie znam (mądrze linux używam, nie windows i jakieś tagi), wiem tylko od mt7 z sąsiedniego blogu Owczarka, że jak cos „wytłuszczasz” i nie zamkniesz *tag*, no to… to jest to, co jest 🙂
Poproś Marię mt7 o pomoc.
tagi trzeba zamykac przez . Na przyklad „” tekst „„.
OK: nie wyszlo. Poprzedni wpis z tagami zostal przeczytany jako teskt html. Tagi zamyka sie przez „znak mniejszosci/znak wiekszosci”
Jesli chcesz wytluscic, to do piewszego taga wsadzasz „znak mniejszosci” plus „b” plus „znak wiekszosci” (bez odstepow), poczym piszesz tekst, i na koncu wkladasz tag zamykajacy: „znak mniejszosci” plus „/” plus „b” plus „znak wiekszosci”.
Tekst pochylony: zamiast „b” literka „i”.
http://youtube.com/watch?v=ePNUSmH3dMI
andrzej.jerzy:
http://www.htmlcodetutorial.com/_B.html
Andrzeju, nie wiem gdzie wytłuściłeś. Żeby zamknąć w następnym wpisie otwarte wytłuszczenie trzeba dwa razy bezpośrednio po sobie wpisać polecenie zamknięcia, które podał Jacobsky.
Strona z podanymi poleceniami jest też u Alicji:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Wojtku, szczere wsploczucia z powodu zatrucia. Sprobuj wegiel („do zatkac?” – to chyba Okon cos na ten temat pisal). A tak powaznie – kielonek gorzalki: gorzka zaladkowa, orzechowka czy po prostu czysta woda ognista. Odczekaj 5 minut i strzel goraca herbate bez cukru.
Trzymaj sie dzielnie
Echidna
Echidna ma racje, pieprzówka! 🙂
Jednak orzechowka. Ale najpierw pastylke weglowa. Dozo pic wody mineralnej. Niejednego zalatwily zle zakaski. Duzy brzuch jest nie od piwa tylko od tego co sie zjada
Nie daj sie losowi
Pan Lulek
Według mnie najlepsza kuchnia w Zakopanem to restauracja w hotelu Litwor. Chociaż w tym roku odwiedziłem nową restaurację w hotelu Stamary i wygląda na to, że pierwasze miejsce jest już ex aequo. Ale żadna z nich to nie kuchnia góralska. Z regionalnych, w których jadłem, najlepsza moim zdaniem to Sabała. Wspomnianej Redykołki już nie ma, co mnie zresztą wcale nie martwi – kiedyś nadziałem sie tam na liofilizowany czosnek w sosie, więc ich skreśliłem. Bąkowo Zochylina Niżnio i Wyżnio są całkem niezłe. Jeśli niekoniecznie regionalnie, to Litwor, a w nim koniecznie zupa chrzanowa – jest sensacyjnie pyszna.