Coś nowego
Zaraz po warszawskich Targach Książki, raz lub może i dwa, wrzucę naszą nowa książkę – „Kuchnia w kawalerce i apartamencie” – jako nagrodę quizową. Mam nadzieję, że się przyda tym, którzy ją wygrają. A my ciekawi jesteśmy Waszych uwag. Przy poprzednich książkach pilnie czytaliśmy je (i słuchaliśmy podczas spotkań), by uwzględnić przy kolejnej pracy. Tak było i tym razem.
Nowa książka zawiera 400 przepisów a także sporo tekstu. Radzimy jak urządzić kuchnię, czym ją wyposażyć, jak robić zakupy i wypełniać nimi lodówkę, by nic się nie marnowało, jak urządzać przyjęcia oraz jakie wina dobierać do różnych dań.
Książka jest bez zdjęć, bo przekonano nas iż fotografie, które są na ogół perfekcyjnie robione i – prawdę mówiąc – przez to nie prawdziwe, odstraszają część czytelników. Widząc zdjęcie prezentujące błyszczące i świecące kolorami tęczy danie część kucharzy amatorów rezygnuje z kupna książki wiedząc, że takiego efektu nigdy nie osiągnie. To prawda! Ale i profesjonalni kucharze też nie.
Zdjęcia kulinarne są podrasowywane właśnie po to, by mogły tak efektownie wyglądać. Podobno amerykańscy wydawcy przechodzą na rysunki kulinarne. I to daje lepsze rezultaty sprzedaży.
Idziemy więc z nowymi trendami. Też zastąpiliśmy fotografie rysunkami.
A jak to przyjmą czytelnicy zobaczymy już w sobotę na Targach. Będziemy tam w sobotę 14 maja przez trzy godziny w dwóch miejscach: w firmie wydawniczej i dystrybucyjnej Olesiejuk oraz w Instytucie Wydawniczym Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskiego. Dokładne adresy i godziny podam w blogu w piątkowym wpisie. Miłośników książek kulinarnych (i nie tylko) serdecznie zapraszam.
Komentarze
dzień dobry ..
Basiu i Piotrze gratuluje nowej książki .. ja bardzo lubię książki z rysunkami .. a kto rysował? …
wczoraj wieczorem chyba był remont witryny Polityki bo były trudności z wejściem …
pogoda cud malina … miłego dnia wszystkim … 🙂
Taka książka poradnikowa, to zawsze jest strzał w dziesiątkę – są po prostu potrzebne i przydatne. A jeszcze kiedy jest pewność, że są sprawdzone we własnej kuchni (stąd ogromna popularność książek z cyklu „przepisy naszych czytelników) znajdą z pewnością licznych nabywców. Wielkim „plusem dodatnim” książek tandemu Adamczewsich jest staranna dokumentacja, odnośniki i skorowidze. Kawał dobrej roboty niewątpliwie w nich siedzi. Cieszę się z nowj pozycji i gratuluję Autorom.
Krystyno pięknej wycieczki do Lwowa .. jeszcze nie byłam w tych stronach …
mnie wczoraj mały biały miś uratował … wnuczka zapomniała zabrać z przedszkola swojego ukochanego pieska, z którym śpi .. wieczorem jak już mama ją odbierała ode mnie się zorientowała i łzy zaczęły spływać jak grochy .. przypomniałam sobie, że mam kilka zabawek ukrytych na wsiaki słuczaj i jeden biały Miś czekał na Amelkę .. no i się zakochali od pierwszego wejrzenia .. miałam szczęście .. 😀
Jolinku, opracowanie graficzne czyli okladkę, rysunki, uklad stron przygotował Marcin Szczygielski z „Latarnika”. Redakcję książki zrobiła Anna Nastulanka. Współpraca z obydwojgiem była przyjemnością, bo to prawdziwi profesjonaliści. A Marcin jest przy okazji autorem kilku fajnych książek (kulinarnej i dla młodzieży).
Dość samochwalstwa. Teraz głos będą mieli czytelnicy. Pierwsza próba – w sobotę!
Piotrze dziękuję …
można się cieszyć z nagród …
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_in_zlote_orfeusze_paryz_2011
ja to z lodówką mam to samo co Krystyna .. ciągle coś wekuje na zaś lub mrożę .. a tu pora na owoce się zbliża i trzeba sobie dyscyplinę narzucić w tym zakresie ..
dzisiaj wreszcie pora na letnią sukienkę .. 🙂
Panie Piotrze, czy na targach będzie można kupić Państwa książkę, bo w księgarniach internetowych, nawet w samym Latarniku nie jest jeszcze dostępna?
Oczywiście! Przecież po to są Targi. I to właśnie na Targach książka wejdzie na rynek. A stremowani autorzy będą wypatrywać Czytelników.
Ja będę na pewno!
Czy to A-124?
Tak. Będziemy od 14 w stoisku 124 A, a od 15.30 w stoisku Latarnika – 221 B. Miło będzie Was zobaczyć i pogadać.
Odezwał się Brzucho ale wpisał pod wczorajszą datą. Dlatego przenoszę go tu, by nie umknął Waszej uwadze:
Brzucho pisze:
2011-05-10 o godz. 10:49
Witaj blogowo Bando
:::
do kalendarium dorzucam
3-5 czerwca Festiwal Sera w Lidzbarku Warmińskim
:::
Dakawo Bareyi jest mi świetnie znana
i jadłem i piłem
Wysłałam „targowego” maila do Koleżanek Warszawianek.
Lidzbark nie tak daleko.
Ewie nie zdążyłem podziekowac za życzenia, więc teraz to czynię.
Felika Edmuntowicz to kto? Interesuje mnie poprzedni nick, żeby wiedzieć, jaka to odmiana trolla.
Ale swoją drogą ma on sporo racji nazywając nas GTGP. W samej rzeczy jesteśmy pretensjonalni. Używamy pretensjonalnego języka, w którym każde słowo ma nieprawdopodobnie wąski zakres znaczeniowy. Wiadomo, że łotr nie przyjmie k.. i h.. co drugie slowo (właściwie co czwarte, bo byłyby tylko te, gdyby co drugie). Ale przecież towarzystwo trollowe radzi sobie z tym stosując słowa zastępcze na blogach rozpoznawalne właściwie.
Życzę wszystkim takiego terzymania w tej szokującej pretensjonalności
Chetnie byśmy kiedyś takie targi odwiedzili. Niestety, maj, to u nas miesiąc szczególnie wypełniony. A szkoda.
Zgago- do Ciebie też wysłałam maila w targowej sprawie.
Z wczorajszego programu podoba mi się propozycja Danuśki wspólnego wyjazdu do Ostródy 🙂
A poki co życzę odwiedzajacym Targi wspaniałych wrażeń i wspólnych kulinarnych odkryć. Tym razem będę sekundować z daleka.
Danuśka to nasza nieoceniona organizatorka minizjazdowych przyjemności 😀
Alinko, szkoda, ale będziemy sie łączyć telepatycznie, bądź czujna 😀
Witam Szampaństwo majowo,
piękny dzień się szykuje, niestety, pojawiły się czarne muszki (w Polsce meszkami zwane, na Syberii bodaj gnusem). Czyli zamiast się rozbierać do słońca, muszę się ubierać i stosować chemię odstraszającą, jakbym sama wystarczająco nie odstraszała 🙄
Nic to, Jerzora wyślę do robót polowych, a sama zajmę się…no, mam co robić w chałupie. Żal mi tegorocznych Targów 🙁
Będę sekundowała z daleka, jak Alina, Barbaro, z tą telepatią nie zapomnijcie o mnie!
Stanisławie,
zgadzam się z Tobą i odwołuję walenie. Postaram się być pretensjonalna 🙂
Stanislawie.
wyraz na h pisze sie przez ch
Panie Piotrze,
Taka ksiazka ?Kuchnia w kawalerce i apartamencie? by mi sie bardzo przydala bo bardzo czesto gotuje male porcje, niestety nie wygram a spac musze….
Buziaki,
Barbaro, dziękuję i już teraz wysyłam dobre fluidy 🙂 nie przegap 🙂
Tutaj letnia pogoda i podobnie jak Jolinek cieszę się, że pora na sukienki 🙂
Przypomniały mi się ubiegłoroczne szaleństwa kulinarne w „Różanej”.
Trzeba będzie pomyśleć o tegorocznej rozpuście,bo książki książkami,
ale nie samą literaturą człowiek żyje 😀
ka, nie mam wprawy w pisaniu tego wyrazu. Ale wydaje mi się, że obie formy są w użyciu i obie równie dosadnie brzmią. Ponoć formalnie obie formy są poprawne. Dla mnie ich poprawność jest wątpliwa w ogóle, ale gdy ktoś ze względów artystycznych musi zastosować, przyjmuję tę poprawność.
Alicjo, oczywiście, to już tradycja, że przy takich zjazdowych okazjach linie telepatyczne rozgrzewamy do czerwoności 😀
Alino i Danuśko 😀
wielki slownik jezyka polskiego PWN podaje tylkko jedna z tych wersji
„Felika Edmuntowicz to kto? Interesuje mnie poprzedni nick, żeby wiedzieć, jaka to odmiana trolla.”
Feliks Edmundowicz to – jak trafnie odgadła Pyra – Feliks D. Nick, niezbyt mądry, ale taki mi przyszedł do głowy, gdy przeczytałem „yntelygentne” uwagi Pyry.
Równie dobrze mógłbym zaproponować odesłanie „rozrabiaków” do Brzezinki. Fajny pomysł, nieprawdaż?
Ale Szanownemu Państwu to „wysublimowane poczucie humoru” odpowiada. Stąd – GTGP.
Możecie sobie pisać, co chcecie, ale są obszary z których żartować nie wolno, a już na pewno nie wypada.
Ale, jak wspomniałem, „ukąszenie PRL-em” robi swoje.
Wielki Słownik Ortograficzny również. Tak jak Stanislaw nie używam tego słowa i uszy mi więdną na to i inne równie wdzięczne.
Żabo,
dziękuję za obszerne wyjaśnienie co do zamrożonych skórek. Z wielką przyjemnością będę degustować Twoją marmoladę. A dżemy i marmolady smakują mi najbardziej w towarzystwie dobrego twarogu, a najlepszy jak wiadomo robi Eska.
Moja wycieczka cieszy mnie jeszcze z jednego powodu : potrzebny mi odpoczynek od gotowania i to taki zupełny. Najwyżej mogę zrobić sobie herbatę. Ostatnio sporo gotuję, bo mamy w domu małą modernizację i pracuje u nas młody człowiek. Nie mogę pozwolić, żeby pracował cały dzień tylko ” o suchym”, więc je z nami obiady. Nieraz mam sprawy poza domem, więc przygotowuję wieczorem obiad na następny dzień. Remont trochę się przedłuża, a muszę jeszcze zaopatrzyć męża na czas wyjazdu, bo stwierdził, że szkoda mu czasu i pieniędzy na jadanie poza domem, a zresztą raz czy dwa można zjeść w barze czy restauracji, ale nie codziennie. Tak więc smażę, gotuję, zamrażam i czekam na czwartkowy poranek.
Krystynę dobrze rozumiem,
choć gotować lubię i (chyba) umiem.
To codzienne obiadów wymyślanie,
to kupowanie i komponowanie,
to garnków pomywanie,
zasługuje czasem na porządne
odpoczywanie !
Niech doradzą, niech podadzą,
niech do miłej knajpki zaprowadzą.
A ja przy stole pokonwersuję
i na pożegnanie za dobre dania
chętnie podziękuję 🙂
Serdecznie, ciepło i słonecznie witam. 😀
Właśnie wróciłam z wyprawy do EMPiKu po zamówioną książkę i stwierdzam, że cudownie jest przed wyjściem ubrać tylko buty. 😉
Danuśko I Wspaniała – odpisałam. 🙁
Gospodarzu, czy Wasza książka będzie rozpowszechniana także w EMPiKu ?
Jeśli tak, to będę miała szansę ją sobie kupić, przywieźć we wrześniu (wiadomo gdzie 😉 ) i poprosić o autograf.
Próbuję wysłać po raz trzeci. 👿
Danusiu, odpisałam 🙂
Na obiad były zielone szparagi z sosem holenderskim, aż się zdziwiłam, że tak szybko się go robi 😯
Krystyno,
Pracowalam przez rok przy budowie przepompowni gazu niedaleko Lwowa. Jezdzilam tam na bazar raz na 2 tygodnie (trzeba bylo cos jesc) a w sklepach bylo pusto. Jadalam w hotelu Lwow, bo stary przyjaciel mojego papinki byl tam dyrektorem i to On mi pokazal te przecudne uliczki i zakamarki.
Smieszne jest to, ze musial zmienic nazwisko na Kogutow bo brzmial za bardzo z polska. Nie moge podac kontaktow bo Oni juz odeszli, a szkoda bo bys zobaczyla wspanialy Lwow.
Buzia,
Gospodarzu- czy idea wspólnego obiadu w miłym 🙂 blogowym towarzystwie,po wyczerpującym targowym dniu wydaje Ci się nęcącą propozycją ? Rozumiem,że Wasz dyżur kończy się o 17.00,czy tak ?
Szparagowy dzień miałam wczoraj, dzisiaj też karmię lud roboczy, więc obiad solidny – karkówka z piekarnika z cebulą i chlebem pieczona, młpoda kapusta na kaczym smalcu (na tę okazję w lodówce chowanym od miesięcy) ziemniaki, czysty barszcz do popicia, ptofutki na deser. Nasza p. Ola posprzątała, obiad zjadła, z psem na spacerze była, teraz kończy pucować kuchnię. Tym sposobem na starość spełnia się jedno z moich życiowych marzeń – żeby ktoś przyszedł i posprzątał; ja mogę wszystko inne.
Ja tam lubię książki kucharskie ilustrowane fotografiami. I wcale mnie nie odstraszają, wręcz przeciwnie. Nie książki – fotografie!
Nie przemawia do mnie teza: „Widząc zdjęcie prezentujące błyszczące i świecące kolorami tęczy danie część kucharzy amatorów rezygnuje z kupna książki wiedząc, że takiego efektu nigdy nie osiągnie”. Albom jaki wyrodek albo co innego lecz działa w mym umyśle sprężynka naciskająca guziczek pt: widzisz – próbuj – może osiągniesz podobny efekt. Wizualny i smakowy.
Dobrze opracowana książka kucharska, dobrze wykonane fotografie zarówno w sensie technicznym jak i merytorycznym raczej przyciąga potencjalnego kupca-kucharza amatora.
A gdy poszczególne przepisy zilustrowane są nie tylko fotografiami składników i gotowym daniem lecz także ukazaniem kolejnych etapów przygotowania potrawy – co dla wzrokowców jest dodatkowym plusem – nie widzę powodu by w popłochu porzucać myśl nabycia pozycji.
Jasna i przejrzysta struktura książki, odpowiednia czcionka, dobry wydruk – niekoniecznie na kredowym papierze – oto co przemawia do mnie.
A manipulacji podlega wszystko, nie tylko fotografie.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Wygląda na to,że towarzystwo będzie dużo mniej liczne niż w roku ubiegłym,ale doborowe 😉
Z Echidną względem fotografii całkowicie się zgadzam !
No dobrze – może nie wszystko – lecz prawie…
E.
Dodatek:
Ilustracji nie krytykuję, stanęłam jedynie w obronie fotografii.
To tak na marginesie.
Alicjo – dziękuję. Wybacz lecz chwilowo nie mam czasu. Wkrótce się odezwę.
E.
Ja też lubię książki bogato ilustrowane fotografiami, a jeśli rysunkami, to mam jedną ulubioną – „Kuchnia erotyczna” Tadeusza Olszańskiego, ilustrowana przez Artura Gołębiowskiego z humorem i ze smakiem 😉
Kiedyś już pokazywałam fragmenty, ale przypomnę, prawie na każdej stronie jakiś pieprzny (no, kulinarnie ma być!) rysunek.
Leno,
ta książka jest pełna smakowitych przepisów dla dwojga, a poza tym jest to książka do czytania 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Kuchnia_erotyczna/
😯
Pogooglałam i znalazłam…
Ci blogowicze zza Oceanu to ja?! Mam podejrzenie 😉
http://ksiazki.tv/n/526
W4LE <– kod 😯
Owszem, u mnie ta książka jest wytłuszczona i nawet popisana 🙄
P.S.Oczywiście Gospodarskiej książki też jestem ciekawa! Ale wcześniej niż we wrześniu się chyba nie zaznajomię. Do września niedaleko 🙂
Echidna,
nie bój nic, mnie też zajęło, zanim co 🙄
Wracam do zajęć w podgrupie.
Alicjo,
No ladnie, no ladnie „Kuchnia erotyczna”…najem sie, najem…a kto potem wykupi mnie z aresztu????
Co do kuchni wegierskiej mam niesamowity sentyment, moja mamcia pochodzila od „bratankow”, brakuje dobrych przepisow ot co.
Wracam do robot.
Buziaki
Podpisuję się pod uwagami echidny (15:25) bo lubię książki kucharskie ilustrowane zdjęciami. Inspirują mnie raczej niż zniechęcają. Wiem, że moje dania bedą się prezentować mniej atrakcyjnie ale prezentowane w książce są dla mnie przykładem i wskazówką.
Tutaj na francuskim rynku też ukazują się książki z rysunkami zamiast zdjęć. Myślę, że to na zasadzie nowości, odróżnienia się od dotychczasowej prezentacji.
Danuśko z przykrością muszę wyznać, że tym razem nie da rady. Wprawdzie dyżur kończymy o 17 ale już o 19 mamy kolejną imprezę promocyjną (na szczęście połączoną z kolacją), z której nijak nam nie wypada się wymiksować. O szczegółach opowiem gdy się spotkamy.
Tak Zgago, książka ma być w księgarniach i EMPiKach, z którymi współpracuje firma Olesiejuk. A to duży, znany i dobry hurtownik książek (także wydawca).
Ufff, Gospodarzu dziękuję za dobrą wiadomość. 😆
Ciekawa rzecz z tymi fotografiami kulinarnymi, bo przeciez na tym blogu bardzo chetnie ogldamy fotki jedzeniowe wrzucane przez blogowiczow. Lubie bardzo fotki YYC (to pewnie po znajomosci), ktore zawsze budza u mnie apetyt. Moze to dlatego, ze jedzenie i zdjecia robi kucharz/fotograf amator, a jednak wszystko wyglada apetycznie i profesjonalnie.
Piotrze,
gratulacje dla Basi i dla Ciebie 🙂
Krystyno,
przyjemności 🙂
Warszawskim Zjazdowiczkom takoż 🙂
Mnie niesie w sobotę na Dolny Śląsk na cały tydzień. I generalnie czas bardzo pracowity.
Na warsztaty francusko – niemiecko – polskie należy przywieźć jakąś potrawę typową dla naszego miejsca na ziemi. Będzie wieczór kulinarny. Na około 30 osób. Nie wiem co przygotować 🙄
Wszelkie rady mile widziane!
Tak, zdjęcia yyc są bardzo apetyczne 🙂
Bigos 😉
Chyba, że musisz coś regionalnego…pyry z gzikiem? 😉
Rogale marcińskie?
Mam miłosierdzie, więc golonki na 30 osób nie proponuję 🙂
Ale bigos rozwiazałby sprawę, eintopf, poza tym gar tylko przewieźć, podgrzać i gotowe.
+++ o zdjęciach YYC
Znacie jakieś ustrojstwo na rozciąganie czasu?! Pilnie poszukiwane!
(Nie poszukuję straconego czasu, zaznaczam, tylko tego czegoś do rozciagania istniejącego).
Jotka – proponuję poznański gzik – produkty łatwo dostępne, twaróg, śmietana i szczypiorek są wszędie, a można też przywieźć w samochodowej chłodziarce; sól i pieprz też nie kłopot – misa giku, pięknie ponacinane rzodkiewki do dekoracji razem z piórkami koperku o robota na 10 minut. W upały w sam raz do zjedzenia z pajdą czarnego chleba z masłem.
Łajza minęli z Pyrą 😉
Ha! Pomysł z gzikiem nie jest zły. Bigos może być zbyt ciężki na tę porę roku.
Zastanawiałam się jeszcze nad makowcem, bo chyba nigdzie poza Polską się go nie wypieka. Proszę sprostować jeżeli się mylę.
No cóż Gospodarzu,szkoda 🙁
Będziemy zatem szaleć kulinarnie we własnym towarzystwie.
Jotko-ten gzik Pyry,jako danie regionalne to chyba dobry pomysł.
Szczególnie w maju,kiedy jest ciepło i słonecznie.
A z rogalami marcińskimi trochę zachodu.Niedawno się dowiedziałam,
że są do kupienia nawet na Ursynowie.Muszę spróbować.
Łajza minęli z Jotką.
Makowce wypieka się chyba też za naszą wschodnią granicą.
Danuśka,
dziękuję za wierszowaną formę mojego nastroju. 🙂 Nic dodać,nic ująć…
Lena,
we Lwowie będziemy mieć przewodników, ale w wolnym czasie, a taki jest przewidziany, będę starała się zwiedzać boczne uliczki. Koleżanka, która będzie ze mną , jest osobą o niespożytej energii i żadne wylegiwanie się w hotelu nie wchodzi w grę. Kupiłam plan Lwowa, więc nie zgubimy się, a Lwów nie jest znów tak dużym miastem.
Jotka,
też jestem za gzikiem, ale i makowiec będzie jak najbardziej na miejscu.
makowce rozrzucone po Swiecie
http://www.google.fr/search?q=gateau+au+pavot&hl=fr&prmd=ivns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=mW_JTZPREIis8gPy6eDOBg&ved=0CGMQsAQ&biw=1481&bih=849
Nic tylko cos ugotowac i zdjec porobic teraz mi wypada 🙂
Wczoraj zostalem zaproszony do knajpi na kolacje. Taka bardziej grecka a jedzonko bylo nie powiem bardzo smaczne. Poza kalmarami z tzatziki jako przystawke, ktora tu zawsze daja za duza wzialem rack of lamb czyli jagnie a fundatorka kolezanka tez jagnie tylko souvlaki zwane szpada (mieczem) Aleksandra (Alexander Swords) bo na szpadzie (nabite) podane. Potem deser a do tego wzialem sobie goraca czekolade z likierem (Frangelico) i Metaxa. Pychotka to wszystko bylo. A tu rack of lamb choc niestety zdjecie nie moje 🙂
http://foodforeating.com/wp-content/uploads/2011/03/rack-of-lamb-low-res.jpg
Zeby apetytu na jagniecine narobic. Ruszty rozpalic i pogrilowac juz cos wypada 🙂
Muszę wygrać tę nową książkę, może zerknę Stanisławowi przez ramię i będzie moja, moja, a z nią 400 perspektyw na rozkosz. Kawaler też człowiek.
Echidna jest bardzo mądrą kobietą. Nie manipuluję, publicznie stwierdzam 🙂
Lubię fotografie, lubię rysunki, lubię słowa. Nie wszystkie, ale świętym nie jestem.
Oglądam, oglądam, a potem idę do kuchni i gotuję jajko na twardo
Krystyno,
wróciwszy w dom, kliknęłam nieopatrznie w łasuchowy Blog… – i co – i zaraz wychodzę… bez kolacji, bo czas na jej przygotowanie i spożycie poświęciłam nieodwracalnie na ‚zanurkowanie’ w stare mapy Lwowa i wspomnienia z mojej wyprawy (marzec 1990) 😉
Tak opacznie to działa (plany, łasuchowanie, Lwów i nie tylko 😉 ) — lepiej zatem nie klikać gdy się ma nawał pracy, że i na 48h/dobę by starczyło…
…ale skoro już – moje wspomnienia sprzed chwili 😉 😐
…oraz wspomnienia sprzed nieco dłuższej chwili… Zresztą zainspirowane wpisem PRed. o kuchni lwowskiej —
…kolejny taki przypadek – kliknięcie po tygodniach (tam – chyba nawet miesiącach!) — i szkatułka wspomnień otwiera się (a stoliczek nie nakrywa — lecz co tam, w maju, w tak cudownym maju, można przeżyć bez jednej kolacji… a nawet bez paru 😉 😆 )
Cudownie-uwietrzniające się bzy pozdrawiają wraz ze mną zebrane Towarzystwo.
😀 😀 😀
Witam.
Krystyno, Google Earth jest dużo zdjęć, można porównywać z mapą. Lwów może nie jest duży ale ma ulice długie. Zazdroszczę!!!
Obejrzałam rozmaite wypieki z makiem, dekoracje warzywno-kwiatowe u Placka, pojechałam z młodziutką A Cappellą do Lwowa i Wilna i przypomniała mi się tęskna piosenka śpiewana w Londynie przez p Andersową, coś czego refren kończył się jakoś tak, że gdy chcesz kochać – pojedź do Lwowa.
Sławku,
dzięki 🙂
trochę się zmniejszyły rozmiary mojej ignorancji 😳
od początku nie byłam pewna, czy moje bywanie na blogu kulinarnym jest uprawnione 😉
Z żalem wiekim donosimy, że Córka nasza umiłowana,
Agnieszka
z dniem 1 lipca 2011 roku pokój dziecięcy bezpowrotnie opuszcza i w wiek podeszły lat osiemnastu wstępując, z młodością najpierwszą żegnać się będzie
…………………………………………………………………….. w dniu, o godz…………………………….
o czym mają zaszczyt donieść Rodzinie i Przyjaciołom,
strapieni rodzice Olga i Tomasz
Jednocześnie donosimy wszystkim zainteresowanym, że oważ Panienka za posag cały swój, prócz urody niezwykłej i postaci wdziecznej, jeno wieniec cnót dziewczęcych, serce szczerozłote i charakter anielski w dom męża swego wnieść może.; tak więc wszelkich epuzerów, łowców posagów i onej szarańczy męskiej bufety okupującej, zamiarów niecnych zaniechać zalecamy.
Takich zaproszeń zawiadomień zrobiłam dzisiaj 5 dla różnych dziewcząt, na prośbę naszej dochodzącej p. Oli. One w domu sobie tekst ustawią odpowiednio i mogą drukować. Oczywiście każda ma tekst inny tylko lokal i data taka sama.
e tam, mak rosnie wszedzie 🙂
Plackowe Chicago rzucilo mna o parkiet, te foty sa kosmiczne, szukam widelca USB,
Pyro,
a może ta Ci się przypomina
http://www.youtube.com/watch?v=lHBiAhiddJ8&feature=related
Jedyna słuszna droga. Jak propaganda, to propaganda, póki mnie Pyra z Feliksem do diabła wyprawią – Wspólny spacer bez sztandarów i transparentów nikomu jeszcze nie zaszkodził 🙂
Oby Gospodarza spotkał wydawniczy sukces. Być może zaprosi nas wtedy do bardzo, bardzo drogiej restauracji w której tylko rachunek będzie słony. Powodzenia, na zdrowie 🙂
(Zamówię homara wielkości Kamczatki, z homarzycą, ku symetrii, opróżnię piwnice, o północy odlecę na Zielonej Gęsi)
Ależ ja jestem gapiowata. Dopiero po komentarzu Sławka wróciłam do tego, co nad dał Placek i obejrzałam galerię dzieł sztuki dekoratorskiej. W życiu bym się tego nie odważyła zniszczyć zjadając!
Nowy, nie, nie ta, ale i tę lubię.
Placku – co to, to nie. Proszę mni z trollami jednak nie mieszać. Mam własne grzechy na sumieniu; po co mi jeszcze cudze?
Maturzystom wyjaśniam, że Renata Bogdańska to artystyczny pseudonim Ireny Anders, ta sama którą przypomniała Pyra. Wniosek – Pyra pewnie w tajemnicy czyta z lewa, z prawa i ze środka. Książki, pewnie te bez obrazków, a to niebezpieczne. Jeśli w to nie wierzycie, sprawdźcie.
Mądrzę się, a przecież maturzyści i tak wybiorą najbardziej atrakcyjne nazwy studiów – filologię szwedzką, a nie hodowlę buraków. Prawo młodości 🙂
wiec instruktazowy obrazek
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1005112118?pli=1#5605169177798540866
burak i koza, jak znalazl 🙂
Jedyna słuszna droga to jest do przodu, a rozrywkowo, żeby nie było nudno, skoki na boki 😉
Piękna pogoda, ja w zajęciach pogrążona, idę powydziwiać jakąś sałatę. Jerzor zastrzegł, że zrobi zapiekanki. Ja na to jak na lato, bo jestem pogrążona (zajęcia) żona.
Smalec Eski i śmietana mi się przypomniała – ponoć po tym gwarantowane szybkie zejście (Jerzora opinia, cholesterole i diabli wiedzą, co) , ale ja twierdzę, że po sklepowych wyrobach o wiele bardziej. Ja wyrosłam na prawdziwym smalcu i prawdziwej smietanie, która można było chleb smarować jak masłem!
Królestwo (Kingston? 😉 ) za kapkę smalcu ze skwarkami!!!
Dobra, idę tę sałatę…
Sławku – Z Tobą nic tylko kozy kraść. Balsam.
Pyro – Miałem na myśli awersję do bolesnych zamieszek. Ofiarami są z reguły takie życiowe ofiary jak ja. Siedzą przy stole, łypią na smakowitego indyka, a tu wojna. Jestem staruszkiem, marzy mi się pokój, może być z wygodną kanapą 🙂
Placku – też już mi niewygodnie na barykadach, wolę hamak albo kanapę Jedynie na co jeszcze zwracam baczną uwagę, to na towarzystwo do tej kanapy.
Sławek – kozi ser i buraczki? Pasują? Jakoś mi się to kiepsko kojarzy. Sławek zapowiedział się na golonkę. Będę musiała koreańczyka albo Japończyka poszukać. Ogłoszenie? „Dekorator tymbalików pilnie potrzebny”?
Nowy, Placek, aleście rozsypali worek ze wspomnieniami – „Stare kino” prowadzone przez p.Janickiego – uwielbiałam je oglądać.
Jeśli chodzi o te cudeńka jubilerskie – pokazane przez Placka, to tak jak Pyra, nie odważyłabym się ich naruszyć, czego nie powiem o artystycznym dziele Sławka – wszystko dlatego, że napisał skład a ja żadnemu koziemu serkowi nie przepuszczam. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=PdavfQaFgJI
😆 😆
Pyro, zapewniam, ze pasuja, wyczyn jest z lutego 2010 w Austrii, chrzan tarl Wojtek
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1005112202?pli=1#5605180375058014642
Placek, dobrze, ze o ksiezycu nie wspomniales 🙂
chcecie przepis?
nie, to trudno:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1005112219?pli=1#
Chrzan się trze pod wyciagiem nad kuchenką – proste!
Koziego sera Jerz nie – „capem zajeżdża” i nie pomogą tłumaczenia, że cap nie daje mleka, z którego wyrabia się ser. Ja lubię.
Pozdrowienia dla Wojtka od nas 🙂
Sławek – buraki gotowane? Pieczone?
Sławku a któż ma takie „wrota”, żeby to ugryźć 😯 , kto by się odważył taką wieżę zburzyć, tylko po to żeby zjeść kozi ser. 😮 😉
Mój dzisiejszy obiadzik: kawałek fileta z sandacza usmażony – jak to w smażalni. Z chlebkiem i mineralną gazowaną.
Deser (spożywany jednocześnie z sandaczem): Morze Bałtyckie, kuter MIZ-30, słońce, w tle Kawcza Góra. Wszystko oglądane z wydmy, na której ulokowano stoliki smażalni „Złota Wydma” w Międzyzdrojach, w bazie rybackiej.
Hehe.
Fanaberię taką miałam obiadową.
Czego i Wam życzę.
Alicjo, podobno Feliks Edmundowicz miał sposoby na wydojenie capa.
Nisiu, Ty lepiej nie życz, tylko podrzuć kawałek i sandacza, i … wydmy z widokiem na Baltyk. 😉
Nisiu,
ja tam się znam tylko na dojeniu krów, jako żem że wsi i na pewnych rzeczach należało, wypadało się znać 🙂
Krowa była jedna na szczęście, ale i tak zarobiłam sobie na obóz harcerski, wyręczając Mamę. Co prawda było to za wrednego PRL-u, to harcerstwo, ale jakoś mi się podobało do czasu, aż na serio zaczęła się nauka oraz chłopcy, którzy podobali mi się bardziej, niż harcerstwo i nakua 🙄
Lecę do zajęć.
*nauka
To wszystko z pośpiechu 🙄
A mówią – spiesz się powoli…
Przez kabelek zapowiadają Święto Morza . Szkoda że do Bałtyku kawał drogi . Rowerem trudno dojechać . Na razie musi wystarczyć wspomnień czar .
Następnym razem będę chodził tyłem . Chyłkiem i tyłkiem.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-06-02.html
Dopiero doczytałam.
Alicjo, ubij, ale nie pamiętam kiedy owocowała nasza figa. Pyra na pewno pamięta, bo była wtedy u nas i jadła. Pyro, ratunku!
Obawiam się bardzo, że to owocowanie mogło być po raz pierwszy i ostatni. Ona w gruncie siedzi, sprężyła się na cześć Pyry, a potem okoliczności przyrody ją dopadły. Teraz odbija pracowicie od korzeni, ale na owoce nie ma szans 🙁
Zgago, sandacz był suchawy, ale morze w porządeczku. Nawet zrobiłam zdjęcie, ale zostało w innym telefonie (wróciłam właśnie do starego, bo nowy mnie wkurzał).
Najlepsza rybka z widokiem na morze – w Zachodniopomorskim – jest u Rewińskiego w Kołobrzegu.
Nisiu, dziękuję za ostrzeżenie – faktycznie suchej rybki nie lubię. 😉
Na dobranoc i dzień dobry, dla poprawienia humoru obejrzyjcie sobie filmik pod tekstem :
http://polskanarowery.sport.pl/msrowery/1,105126,9569974,Kultura_strachu__Rzecz_o_kaskach_rowerowych.html
Uśmiałam się niczym norka. 😆 😆
Życzę Wam wszystkim miłych snów i spokojnej nocy. 😀
Znalazłam 🙄
To nieuchwytny Michał, od fig. Co ja z nim mam 🙄
Teraz wybył na Węgry albo gdzieś tam.
http://figtrees.ca/
Zgago,
ja się nie śmieję. Jerzor, rowerzysta perfekcyjny, urodzony i bardzo doświadczony rowerzysta, został trzaśnięty przez młodego motocyklistę, który nie przestrzegał przepisów, bo co mu tam. Zdarzyło się to dobrych parę lat temu, Jerzor bez kasku, no bo po co, całe życie jeździł bez. Gdyby wtedy miał kask na łepetynie, może pamiętałby te dwa tygodnie po wypadku. W szpitalu potrzymali 7 godzin, zeszyli łeb, wysłali do domu, a ja musiałam mieć 24 godziny na dobę oczy naokoło głowy, bo nigdy nie było wiadomo, co zrobi, gdzie zemdleje, w co się znowu walnie, bo mózg nie kumał. Kości można poskładać, ale z szarą materią trochę gorzej, jak się roztrzęsie. Od tamtej pory bez kasku nigdy.
I ja polecam – możesz wszystko według przepisów, ale na wypadki nie ma siły. Chyba, że ścieżki dla rowerzystów – a jaką masz gwarancję, że jak się przewrócisz, nie trafisz głową na kamień albo krawężnik? Rozpisałam się na temat, bo co przeżyłam, to moje, lepiej ten garnek (kulinarnie 😉 ) na głowę założyć, niż ponosić konsekwencje. Tu ku przestrodze…
http://alicja.homelinux.com/news/ba7ea47441.jpg
Ho, ho, goły Jerzor!!!
Lata, lato,
lata czeka.
Razem z latem
czeka rzeka.
Razem z rzeką czeka las
a tam ciągle nie ma nas.
Figi u Haneczki jadłam w połowie sierpnia, a ponoć dojrzewały aż do pierwszych dni września.
Pięknie , ciepło jak w lipcu . Trawnik podlewam od szóstej.
Rudziki hałasują jak oszalałe.
Sójka nie wróciła zza morza. A sójki młode srokami karmione.
Ze ściany zdjąłem ostatnią deskę ratunku. Się zdziwi 🙂
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za życzenia. ( Na wyrost 🙂 )
Koniec. Brak odbioru