Jak Marta Norkowska kupowała mięso
Nie tak dawno przytoczyłem tu wstęp z książki Marty Norkowskiej „Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska”. Dziś Pani Marta opowie nam jak poznawała podczas zakupów dobre mięso:
„Dobre mięso wołowe powinno mieć piękny kolor krwisty, powinno być pulchne i soczyste, ani zbyt chude, ani bardzo tłuste. Jeżeli kolor jest bardzo ciemny, znać, że ze starego wołu, mięso więc będzie łykowate. Łój przy mięsie powinien być jasno-żółty – wyjątkowo tylko latem skutkiem paszy, łój bywa ciemniejszy. Na mięso wołowe sezonu niema, cały bowiem rok jest ono zdrowe i posilne, jednakowoż zimową porą najwięcej się jada wołowiny. Mięso wołowe szczególniej rozbef i kotlet czyli antrykot, powinno chociaż dzień jeden przed użyciem leżeć na lodzie lub w chłodnem miejscu zamarynowane, aby skruszało. Najwięcej używane części wołu są: polędwica, rozbef, antrykot, zrazowa i krzyżowa.
Cielęcina powinna być biała, oblana białą tłustością – najsmaczniejsza i najdelikatniejsza, gdy cielę ma 2 – 3 miesięcy, dlatego u nas rzadko znaleźć dobrą cielęcinę, gdyż cielę u nas ma najwyżej 2 – 4 tygodni. Najdelikatniejsza i najbielsza cielęcina jest w maju. Najwięcej używane części są: dyszek czyli ćwiartka, forszlak z nerką, comber, mostek i górka.
Baranina najlepsza od rocznego skopu. Kolor mięsa baraniego jest ciemniejszy od wołowego, ale tłuszcz powinien być zupełnie biały; najsmaczniejsza w jesieni. Najważniejsze części barana są: dyszek, górka, comber i mostek.
Wieprzowina, najsmaczniejsza od młodego wieprza, kolor jej blado-różowy, a tłuszcz biały, zbity; starego wieprza łatwo poznać po ciemnym kolorze mięsa, które zawsze jest twarde a zatem niesmaczne. Słonina powinna być gruba i biała; części najwięcej używane są: szynka, polędwica, schab czyli żebra.
Drób wszelki najlepszy gdy młody i tłusty, a łatwo go rozróżnić od starego, po grubości kolan i łap i po miękkości dolnej części dzioba, który łatwo daje się zginać. Stary drób jak kury, gęsi i kaczki, ma zawsze silną budowę ciała, grubą kość piersiową, ale łapy cienkie, uda sinawe a dziób twardy; stare kury mają chudą szyję a łapy cienkie, pokryte grubą połuszczoną skórą.
Kurczęta najsmaczniejsze od maja do sierpnia, 6-cio tygodniowe dobre do smażenia, większe do gotowania lub pieczenia.
Kapłony karmione jednoroczne są doskonaleni pieczystem, najsmaczniejsze w zimie.
Kaczki i gęsi najsmaczniejsze półroczne, najlepsze w lecie od lipca do końca grudnia.
Indyki młode poznaje się po białości skóry i tłuszczu, jeżeli mają udka fioletowe i tłuszcz żółty, to znaczy, że stare, będą więc twarde i łykowate; najsmaczniejsze indyki od września do maja.
Wszelaki drób, z wyjątkiem kurcząt i gołębi, które zaraz po zabiciu używać można, powinien przed użyciem wisieć kilka dni w chłodnem miejscu, aby skruszał.
Zwierzynę należy kupować świeżą i bez zapachu; comber zająca powinien być gruby, sarna im większa tym smaczniejsza. Młodą kuropatwę poznać, że ma dziób czarny a nogi szare, pióra zaś ma więcej spiczaste jak u starej. Zwierzyna najsmaczniejsza w jesieni i w zimie, t. j. od października do marca. Przed użyciem powinna zwierzyna zawsze przez kilka dni wisieć w chłodnem, przewiewnem miejscu – zimą nawet nie paproszona, może wisieć przez kilka tygodni.”
Wyposażony w taka porcję wiedzy. Mogę wyruszyć na zakupy. Wkrótce więc będzie relacja z warszawskich bazarów.
Komentarze
Dzień dobry! Pyro, jeżeli masz windowsa, to najlepiej otworzyć dwa okna – w jednym ustawić youtube, w drugim możesz przeglądać inne strony. Okno z youtube możesz opuścić na pasek używając trzeciego przycisku z prawej strony ekranu (u góry) – z podkreślnikiem (pierwszy jest krzyżyk). Na Youtube możesz ustawić sobie całą listę utworów i wtedy nie musisz co chwilę zaglądać na tę stronę. Trzeba znaleźć utwór, który chcesz posłuchać – na okienku obok nazwy utworu jest podany czas trwania piosenki (na dole po prawej stronie), gdy najedziesz na to myszką pokaże się plusik. Wystarczy nacisnąć i na dole całej strony zacznie się tworzyć lista utworów, które chcesz posłuchać. Jak już wybierzesz dowolną ilość utworów – klikasz na pierwszy z tej listy i włączy się autoodtwarzanie. Czasami ta lista się chowa i tedy wystarczy kliknąć na pasek, który powstał podczas jej tworzenia (na dole strony) – na przycisk pierwszy z prawej (jak podświetlisz ukaże się napis pokaż playlistę)
Dzień dobry.
Te dobre rady przytoczone przez Gospodarza, powtarzane są we wszystkich starych książkach. Czasem z dodatkami (włos sie jeży!)żeby dawać baczenie, czy w mięsie wieprzowym nie ma krupek, czyli wągrów! Na samą myśl, że sprzedawano mięso zarażone przez pasożyty, tracę ochotę na schabowy.
W Poznaniu wczesnym rankiem padał śnieg. Spadło niewiele i ziemia jest tylko przybielona troszkę. Obiadowo dzisiaj będą szare, chłopskie kluski ze skwarkami i zasmażana kwaszona kapusta. Nie jest ten obiad zbyt dobrym pomysłem biorąc pod uwagę, że Młodsza będzie go jadła późno, ok 19.00, a to ciężkostrawne. Cóż jednak robić, kiedy obiecywałam jej te kluchy już w ub.tygodniu i cały czas coś wchodziło w paradę.
Jak zwykle ciekawa pozycja ksiazkowa na ktora jak zwykle nie starczy czasu.
pozdrawiam Towarzystwo Zebrane w ten mrozny dzionek
Witam,
zdumiewa mnie zawsze, jak ogromną wiedzą musiały dysponować, „siedzące w domu i nic nie robiące”, gospodynie domowe 🙄
Moja kuzynka parę lat temu kończyła Liceum Gospodarstwa Domowego. Ale nie uczono ich jak rozpoznać dobre mięso i inne produkty – a szkoda 🙂 .
Jotkaporuszyła wżną sprawę. Kiedyś myślałam nad tym. Taka pani na małym dworku, folwarczku miała dzie wypełniony przez 16 godzin na full. Jeżeli nie miała do pomocy zaufanej klucznicy, szafarki czy rezydentki, zaczynała dzień o 5 rano od nadzoru nad udojem i zagospodarowaniem mleka, a raz w tygodniu nad wypiekiem chleba. Potem wydawanie dyspozycji i produktów kucharce, organizacja pracy służby w praniu, sprzątaniu, pracy w ptaszarni, ogrodzie, zajęcia z dziećmi, planowanie posiłków, przegląd i sporządzanie zapasów, ponadto była doraźnym felczerem dla własnych dzieci i służby. Po południu był cząs przewidziany na życie sąsiedzkie i wtedy też ręce miała zajęte robotą z igłą. W każdej chwili musiała być gotowa wydać posiłek dla kilkunastu osób, które mąż zaprosił po polowaniu czy na karty. No i dodać trzeba ze dwie godziny na kościół i modły z domownikami. Natyrała się, jak górnik na szychcie.
Moi pradziadkowie mieli dosyć duże gospodarstwo przed wojną (na jego kupno zarobili ciężką pracą w USA). Prababcia nie miała służącej, był tylko chłopak, który pomagał w gospodarstwie i wynajmowani ludzie do pomocy w czasie żniw. Pracy było bardzo dużo – sześcioro dzieci, zwierzęta, ogród, sad, praca w polu, gotowanie, pranie, przetwory. Prababcia szyła dzieciom ubrania, znalazła jeszcze czas na haftowanie, czytanie książek, spotkania z koleżankami w kółku hafciarskim, a nawet na wyprawy z mężem do kina w pobliskim miasteczku. Oczywiście dzieci pomagały, ale i tak ją podziwiam.
Asiu – babka mojego męża – Anna, też takie życie wiodła. Jak wspominała moja Teściowa, co sobotę kąpała dzieci, przeglądała i myła im włosy, po myciu dziewczynkom ciasno zaplatała warkoczyki i lekko te mysie ogonki natłuszczała czystym smalcem. Na tydzień musiała ta fryzura starczyć – codziennie ich nie czesała (czas 1900 – 1911). Dwa razy w roku szyła dzieciakom nową garderobę – na Wielkanoc i na Gwiazdkę. Dotychczasowy strój odświętny szedł na codzienne użycie, a nowy był strojem odświętnym. Szyła, haftowała, śpiewała w chórze, samodzielnie obrabiała gospodarstwo, bo Dziadek budował koleje w USA, a potem murował ludziom domy. Na ówczesne czasy byli zamożni w swojej klasie społecznej. Wychowała 7 dzieci, dwoje zmarło, troje się nie urodziło – czyli przy tej całej harówie ona była albo ciężarna, albo karmiąca przez kilkanaście lat. Horror ale miała w sobie jakąś godność – ja ją znałam w późnej starości (zmarła w wieku 98 lat) naprawdę dostojna osoba.
O tak, bez dworku też było co robić. Pamiętam całodzienne uwijanie Babci. Ciągle miała czymś zajęte ręce, jak nie w domu to w ogrodzie. Oprócz tego, w ramach samopomocy sąsiedzkiej, praca przy żniwach, zbiorach owoców i warzyw. W dodatku wybór kury na rosół trwał dłużej niż całe moje spożywcze zakupy 😉
Pyro, spróbowałaś z Youtube. Opisałam Tobie rano jak można słuchać przeglądając inne strony, ale nie wiem czy nie zagmatwałam jeszcze bardziej 🙂
Mieszkaliśmy z babcią. Była kochana, bardzo pracowita i energiczna. Uważała, że wszystko robi najlepiej i najszybciej 🙂 . Smacznie gotowała, robiła zakupy – stała w kolejkach, pracowała w ogrodzie, mieliśmy też kury, jeżdziła pomagać siostrze w czasie żniw i świniobicia. I zajmowała się nami, jak rodzice byli w pracy. Oprócz tego spotkania w klubie seniora, wycieczki, wyjazdy do teatru, kino. I mówiła, że nie jest zmęczona.
Asiu – dotąd próbuję przenosić linki i otwierać okienka. Na playlistę przyjdzie czas za kilka dni. Ostatecznie życie techniczne zaczynałam od pisania stalówką i tak mi było dane oswoić długopis, maszyne do pisania i klawiaturę – czuję się prawie, jak wnuczka Edisona (tylko Ania twierdzi, że z takim antytalentem technicznym dotąd się nie spotkała i ona na mnie nie ma sił i cierpliwości).
🙂 . Wracam do pracy
Dla Aliny http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,8389304,Zlote_wrota_Burgundi.html
Asiu, sympatyczny artykuł, dziękuję i życzę milego dnia. Chablis bardzo lubię 🙂
ciekawosc mnie pozera i resztkami wyobrazni docieraja do mnie obrazy z rynku bydlanego pani Marty
chlopi ciaga na targ byki i krowy. miedzy nimi cielaki, swinie, owce i barany. zadne zwierze nie zna celu tej wycieczki, a jest to ostatni ich spacer na wlasnych nozkach. za dni pare przerobione podawane beda do dwoch piecdziesiatek
jedynie rozwscieczone swinie kwikaja, dajac znak wlasnej inteligencji. zdaje sie, ze jako jedyne skumac potrafily, ze dzis to ich ostatni a w najlepszym przypadku przedostatni rozpoczal sie dzien. maja swiadomosc tego ze ich reinkarnacjia w bladorozowa wieprzowine jest nieunikniona. ku zadowoleniu pasibrzuchow
nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo 😆
Dzien dobry Company! Zakupy miesa byly koszmarem mojego dziecinstwa. Metody wychowawcze nie braly pod uwage, ze dziecko moze nie wiedziec, dziecko powinno bylo wiedziec i juz! W zawiazku z tym nie majac, w wieku lat osmiu, pojecia o kolorze i strukturze miesa wolowego i np. miesa wieprzowego, dostawalam „u rzeznika”, gdzie mnie wysylali, jakies ochlapy no i awanture w domu, ze sie nie znam, ze sie nie nadaje do wykonywania czegokolwieg itd. nikt nie wzial roznych rodzajow miesa i nie pokazal mnie tej roznicy, bylam tak „confuzo” w tym temacie, ze dalej przynosilam ochlapy i dalej byly awantury.
Musze chyba przysiasc i sie nauczyc tego. Mam powazne klopoty wtedy jak pada: rozbef, antrykot, mostek, gorka. Pojecia nie mam, gdzie bym tego mial szukac. Starsze ksiazki kucharskie mialy w pierwszym rozdziale zwykle takie ryciny, gdzie sylwetka zwierzecia byla podzielona na platy, a te znaczone byly numerkami. Nigdy mnie to nie zainteresowalo. Jest juz tak, czego Jas sie nie nauczyl…
Pada sniezek i jest zero stopni, a ja wyjezdzam w okolice.
W wieku lat ośmiu powierzano mi tak odpowiedzialne zakupy, jak: dwa chleby i za resztę – cukierków 🙄
„Krupki” w mięsie, czyli wągry tasiemca, to raczej w wołowinie. Disslowa też o tym pisze, że takie mięso powinno być tańsze i trzeba je dobrze gotować. Natomiast w wieprzowinie mogą być larwy włośnia i te są gołym okiem niezauważalne. Na niebadane mięso wieprzowe (dzik też, a ostatnio ponoć i inne, dawniej uważane za wolne od tej zarazy) skuteczną metodą jest mrożenie – minus 25*C przez trzy doby. Jeżeli nieco mniej, to dłużej. Wszelkie „pasożytnictwo” umiejscawia się przede wszystkim w najbardziej ukrwionych mięśniach, u bydła w mięśniu ruszającym żuchwą, u świń w przeponie (zdaje się, ze u szczurów w ogonie, mądry kot ogona nie je).
Brrrr…
Nemo – mnie też i surowo przykazywano „A nie łam świeżego chleba, bo cię brzuch będzie bolał” (i tak przynosiłam jeden choden obżarty do 1/4 wysokości, jakby dziecko głodne było i się dorwało, ale ta skórka tach pachniała…)
cd.: znaczy jak w tych mięśniach, wziętych do badania, niczego nie stwierdzono, to reszta tuszy jest wolna
errata : boden – bochen; tach – tak Dziwne błędy, a trzeźwiutka jestem.
Pyro,
ten chleb bywał jeszcze ciepły i taki pachnący… 🙄 Rzadko donosiłam nieobłamany na obu końcach 😉
Ech ! Któż nie obgryzał skórki u właśnie kupionego,świeżego chleba 😀
Po mięso mnie w dzieciństwie Mama nie wysyłała wiedząc doskonale,że po tego rodzaju zakupy to nie należy wysyłać ani męża ani dziecka.
Chociaż byli i są panowie,którzy w tej dziedzinie świetnie się sprawdzali.
Dzisiaj mięsne zakupy są niewątpliwie dużo łatwiejsze 🙂
Dziś na obiad była pieczeń z wołowej łopatki duszona w czerwonym winie (Lacryma Christi del Vesuvio) z marchewką, selerem, cebulkami i porem. Do tego fasolka z Liebherra i ziemniaki puree. Mięsa było prawie kilogram, wystarczy na kilka razy. Znalazłam je w zamrażarce, gdzie przeleżało zapomniane prawie przez rok. Nie przepadam za robieniem pieczeni, bo to trzeba planować 🙄
Ja w ogóle nie wiem, co to dyszek i górka 🙄 Dzięki Antkowi znam forszlak 😉
Jak sięgam daleko w przeszłość, to nie pamiętam, aby się w naszej rodzinie kupowało mięso. Jadało się wyhodowane przez siebie lub sąsiadów zwierzęta i dziczyznę upolowaną przez rodzinnych myśliwych. Najwyżej karpia na święta, śledzie i mrożonego halibuta przynosiło się ze sklepu, inne ryby łowił ojciec i karmił nimi całe sąsiedztwo.
Lato to był okres zjadania nadmiaru kogutków (faszerowane i pieczone lub w potrawce) w towarzystwie młodziutkiej marchewki, groszku, mizerii z koperkiem…
Po mięso mnie chyba (nie pamiętam) nie wysyłano, ale mój 10 letni, roztrzepany Synuś został wysłany do spożywczego po 1 kg krupczatki. Dlaczego zamiast tego poszedł do mięsnego przy sąsiedniej ulicy i kupił karkówkę, to do dzisiaj nie rozumiem. W każdym bądź razie przyszedł wymachując kawałkiem mięsa i oświadczył od progu „Pan Garbatowski dał mi tylko pół kilo, bo mi dałaś za mało pieniędzy i jeszcze trzeba zanieść resztę”!
U nas chodzily kurki liliputki dla „ozdoby ogrodu” sasiedzi tez, poza drobiem nie hodowali zwierzat, matka pracowala, tatus byl na „urlopie”, pomoc/rezydentka wyjechala na laczenie rodziny do Niemiec i w tej nowej sytuacji, ja przychodzaca jako pierwsza do domu musialam przejac niektore obowiazki, mialam tez zrobic cos sobie do jedzenia, sama sobie robilam kanapke a kot dostawal np.jajecznice… pomysly
co sprytniejsi panowie w mięsnym mówili (z takim półuśmieszkem) do sprzedawczyni: poproszę mięso na (rosół, pieczeń, zrazy…), wie pani, ja się nie znam a teściowa mnie wysłała (mnie zabije itp). Skuteczne było w 120%, ekspedientka wyciągała spod lady co miała najlepszego
dorotol, popatrz do skrzynki
Liliputki też były, z bardzo hałaśliwym kogutkiem 😉 I jeszcze był kaczor piżmowy zwany wówczas pekińskim, który, wysiedziany przez kwokę, miał wielkie inklinacje do kur i je z upodobaniem molestował 😯
Zabo popatrzylam i odpisalam
Witajcie,
Żabo – sama to stosowałam w dzieciństwie (wtedy jeszcze były kartki i kolejki). Tylko teściową zmieniałam na mamę. A w domu się dziwili jakie ładne mięso przynosiłam. Ale mamie się nie przyznałam…
coś się komuś pokręciło?
W XV-wiecznym Gdańsku było już w tym czasie wiele książek. Około 4 tys. w zbiorach prywatnych i bibliotekach przykościelnych. Biorąc pod uwagę, że wówczas miasto miało 30 tys. mieszkańców, daje nam to siedem i pół książki na głowę. Całkiem sporo. Podejrzewam, że i dzisiaj nie każde miasto ma taką statystykę.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,9012537,Biblijny_skarb_w_gdanskiej_latrynie.html#ixzz1CEmL5DEc
kurki byly karmione jakas karma pt. „sago” u Was tez Nemo?
Cielęcina : goleń albo gicz cielęca
– udziec czyli frykando I,II, III albo kulka albo ćwiartka, albo dyszek (szynka)
– górka, czyli kotlet razem z mięśniem okrywającym
– forszlak czyli nerkówka
– łopatka
– mostek
– główka razem z szyjką
sięgnęłam i ja do cytowanej przez Gospodarza książki, poza radami dotyczącymi jakości mięs jest tam także podział mięsa uwidoczniony na rysunkach (z numerkami i odnośnikami). I tu np. u cielaka górka i blat (na kotlety) to odcinek grzbietu, kończący się tuż przed forszlakiem.
A dyszek – to ćwiartka – na pieczeń (część zadnia). Być może, ta książka jest zeskanowana i dostępna w internecie, kiedyś tu na blogu robiłyśmy takie poszukiwania, tylko już nie pomnę czy u p. Nurkowskiej, czy raczej u p. Ćwierczakiewiczowej. Pamiętam, że Nisia uparła się żeby znaleźć „pranie blondyn”, czego wspólnymi siłami, chyba ze Zgagą, dokonałyśmy 😀
A z dzieciństwa zapamiętałam moją wyprawę do sklepu z kubeczkiem w ręku po marmoladę. Wracając zobaczyłam bawiące się dzieci, to było silniejsze, postawiłam kubeczek z marmoladą pod drzewem i zapomniałam o bożym świecie. Późniejsze dochodzenie w sprawie marmolady skończyło się źle, zadowolone były jedynie mrówki, że taki deser im się trafił 😀
Jeszcze łopatkę zgubiłam i to już cały cielak
W szkole średniej założyłam się z kolegami, że przebrana za kobietę w ciąży kupię coś bez kolejki. Dla utrudnienia miałam kupić alkohol. Wiecie, jak na mnie patrzył tłumek ludzi, gdy z pokaźnym brzuchem przepchałam się na początek kolejki i zażądałam butelkę „Igristoje”? 🙄 Zakład wygrałam 😉
…może nasze poszukiwania nie dotyczyły prania blondyn, ale równie śmiesznego zabiegu, te blondyny zdaje się wyszły tak chyba w trakcie poszukiwań, Nisiu, wybacz 😀
Doroto,
kury dostawały ziarno (pszenica, jęczmień) sypane garścią na podwórku, a do korytka gotowane ziemniaki z jakąś śrutą i siekaną pokrzywą (w zimie – suszoną), skubały też sobie trawę i chwasty. Była też jeszcze jakaś specjalna mieszanka z kukurydzą kupowana w GS-ie.
Sago to były takie kuleczki na kisiel o ziarnistej teksturze.
Dyszek kojarzył mi się z dychaniem, gdzieś w przedniej części zwierzęcia 😉
te sago pamietam jak przez mgle, raczej dyskusje, ze trzeba to dokupic i tez dawac kurom, bylym bardzo zaskoczona, ze tutaj „sago” uzywa do robienia grütze, co z reszta czynie
A o łacie to-ście zapomnieli? Przeważnie po kawałku była dokładana do lepszego mięsa
Najstarszy podział krowy znam z Kuchni Polskiej. Tam krowi zad składa się z biodrówki, zrazowej, ligawy i krzyżowej.
Teraz jak dostaję mięso od chłopa, to ono jest opisane: kotlet, stek a la minute, antrykot, polędwica, mielone, rosołowe, pieczeń z łopatki, zrazy, ragout…
Rosołowe tutejsze to chyba szponder – ma ślady po żebrach.
Łaty tu się nie widuje, może inaczej dzielą. Tak w ogóle, to przednie części wołu bywają eksportowane, za to importuje się zadnie, głównie z Argentyny i innych krajów słynących z produkcji dobrej wołowiny.
Mam niewesoły przyczynek do historii naszej cząstki cywilizacji.
Kiedy byłam w krzakach u Dorotola, a dokładniej w miasteczku Ośnie, Dorota opowiadała mi, że przesiedleńcy zza Bugu najpier w domach zdewastowali i wyrzucili łazienki i kozety.
Boże wybacz – myślałam w pierwszej chwili, że Dorota, jak to Dorota – wydziwia na bliźnich. Teraz, jak wiecie, czytałam wspomnienia chałturzysty, czyli ASK; Krajewski pochodzi z Podlasia, z tego miasteczka, gdzie mogiły powstańcze, w Węgrowie. Był synem adwokata, czyli znacznej persony w miasteczku. Prywatnie w ich willi była jedyna łazienka w Węgrowie i okolicy. Po II wojnie, w szkole, pan Andrzej często dzielił się śniadaniem z biedniejszymi kolegami. Aż razu pewnego, któryś z nich zapytał, czy to prawd, że u nich w domu jest wychodek. Prawda. Od tej chwili żaden z kolegów nigdy nie jadł niczego z domu Krajewskich i starali się go nawet nie dotykać; brzydzili się. Porządny człowiek z brudami wychodzi poza dom. No i już się nie dziwię opowieściom Doroty – w swojej mentalności działali racjonalnie.
Witam Szampaństwo!
Teraz wiem, do czego jeszcze mogą mi służyć świeże liście laurowe (akurat mam) 🙂
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/51,87978,8389304.html?i=1
Pyro przeciez te cale „familiaki” w Lodzi byly specjalnie budowane tak, ze na podworzu stal w rzedzie specjalny kompleks z wychodkami i chlewikami jednoczesnie. W Wiedniu, ktory przodowala w ubieglych wiekach w budownictwie socjalnym do tej pory na polpiertach sa pomieszczenia na toalety, w Berlinie tez sie to jeszcze spotyka a trzeba wziac pod uwage, ze te „socjalne” mieszkania to byla od 120 mq w gore, robotnicza rodzina z dziecmi.
Na rosół wołowe : pręga, ogon, szponder, mostek, żeberka, szyja
n pieczeń i zrazy – krzyżowa, zrazowa (zewnętrzna i wewnętrzna) skrzydło (wszystko w udźcu) w udźcu jest też ligawa – wygląda ślicznie ale lepiej ją dusić, na pieczeń się nie nadaje, rostbef, antrykot, łopatka (szponer to końcówki od łopatki) o i jeszcze rozbratel i łata i kark.
Ja sobie bardzo cenię atę cielęcą robię z niej roladę podwójnie składaną i tak duszę.
nie wszyscy przesiedlency Pyro, ci co mieli jakis stan posiadania i z tym zwiazana odpowiedzialnosc u siebie za Bugiem, nie niszczyli zastanych dobr
Oczywiście, Doroto. Ja już się nie rozdrabniałam, ale jeżeli mądrość ludowa podpowiadała, że w domu „się tego nie robi”, to pomieszczenie z klozetem było im niepotrzebne i dlatego sie pozbywali urządzeń.
Nie wszystkie domy na Ziemiach Zachodnich miały łazienki i toalety wewnątrz budynku. Cywilizacja w tamtych czasach nie była wcale taka powszechna. Wystarczy pooglądać brytyjskie osiedla górnicze z szeregiem wychodków na podwórzu.
Moi rodzice do poniemieckiego domu bez bieżącej wody (pompa na podwórku) wstawili wielką wannę znalezioną w lesie 😯 Ludzie znajdowali tam pianina (sąsiedzi) i inne cenne meble.
Nigdy nie słyszałam o likwidacji zastanej w domu łazienki 😯
tak i dlatego robili to w parku, ktory tez ulegl dewastacji i w pieknej alejce za murami obronnymi miasta i tak wszyscy zylismy w g… ciekawe, ze takie lezace nieczystosci nie byly dla nich zagrozeniem zdrowotnym, skoro byly nim w miejscu, w ktorym sie mieszkalo
Nemo – ja pierwszy raz usłyszałam w Ośnie, ale przy takich poglądach higienicznych ludzi z niektórych okolic, wcale mnie to już nie bulwersuje. Przecież i w Warszawie się trafiało, że nowy mieszczuch na 2-gim piętrze trzymał w wannie węgiel. Inne zastosowanie dla łazienki nie przychodziło mu do głowy. To tylko świadczy z jakiego poziomu startowaliśmy, a nie jak zacofana była kresowa czy podlaska wieś.
Kilka lat temu próbowaliśmy spacerować po lesie przylegającym do bałtyckiej plaży. Był październik, po sezonie, a las cuchnął z daleka i „świecił” kawałkami papieru, chusteczek higienicznych, pampersów i worków foliowych… Pewnie sami kresowi turyści tam bywają 🙄
Kiedy planowaliśmy wyprawę na Mazury, przyjaciel żeglarz powiedział – tylko do czerwca! Później brzegi jezior są os..ne przez żeglarzy 🙄
Zdaje się, że wirus z Poznania za pośrednictwem Laurentego trafił Sylwię a teraz mnie. Na szczęście tylko górne partie 😉
Nemo – przyznasz, że teraz te „kwiatki” to już nie z niewiedzy, tylko z ogólnosłowiańskiego bałaganu. Gdyby były dostępne w rozsądnych odległościach szalety, to nikt (mam nadzieję) na niewygodę i wstyd się nie narażał.
Na dzisiejszą noc jedne prognozy -15*C, inne lepiej, bo tylko -8*C. Potem ma być cieplej, czyli dąży do zera
Żabo – w sobotę byłyśmy jeszcze zdrowe, tzn wirus może już był, ale jeszcze ukryty inaczej nie wpuścilibyśmy Laurentego za próg.
Nemo tez tak nie tylko bywalo, wanny byly wystawiane na podworze do pojenia krow, w laziece robiko sie skladzik a korzystalo sie ze slawojki na podworzu, gdyz te byly tez juz pomyslane przez bylych wlascicieli domow tak samo jak i studnie i pompy na podworzu. U mnie to bylo miasteczko zyjace z sukcesem z ogrodnictwa, bylo wiec duzo domkow jednorodzinnych, malych ogrodnictw (z kiblem na podworzu dla pracownikow), jedynie w centrum, gdzie mieszkali ci „pracownicy najemni” nie bylo lazienek w malych kamieniczkach i na podworkach chlewiki z klopami i funkcjonujace nawet do polowy lat 70-tych rynsztoki na ulicy.
Oj cos mi sie wydaje, ze trzeba sie z tad jak najszybciej wyemancypowac. Malo. ze cuchnie z kazdego kata, to jeszcze na dodatek wirus jakis przyplatal sie.
Nie na moje zdrowie.
Szwajcarskie krowy na górskich łąkach też miewają wanny za poidła, co nie znaczy, że górale pozbyli się tych wanien z domu i nadal zażywają tradycyjnej wielkanocnej kąpieli w przydomowym potoku 😉
Konkurs – można wygrać półroczną prenumeratę miesięcznika Kuchnia. Może ktoś spróbuje – konkurs jest łatwy 🙂
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/0,111200,9007691.html?t=1296122824264
Dziewczyny!
Ja juz jestem na kleczkach. Takiej wiedzy nie posiadlam i nie posiade….
Takie jestescie „oblatane” w tem temacie, ze ide pod stol cala w buraczkach.
L
Aż się traci apetyt na mięso. Wracam do cepelinów. Cepeliny z grzybami podają w sieci restauracji „Kresowianka” w Bydgoszczy, Gnieźnie, Inowrocławiu i Koninie. Niestety, nigdy w żadnej z nich nie byłem, więc nie wiem, jak smacznie podają.
Na Litwie cepeliny z polędwica bywają, ale nie każdy mięsny cepelin jest z farszem kołdunopodobnym. Bywają z farszem mięsnym bylejakim, ale ogólnie poziom gastronomii jest przyzwoity.
Moja matka też w zasadzie nic nie robiła. Przez ileś lat uczyła angielskiego w liceum, ale nauczyciel to w zasadzie nie praca – niewiele godzin w tygodniu pracuje. Poza tym miała do pomocy gosposię, a bywało, że i dwie. Sama najwyżej nadzorowała kuchnię i przyprawiała, piekła ciasta, bo do tego pomocy nie dopuszczała. Jeszcze froterowała podłogi, bo jakość froterowania w wykonaniu wiekowej gosposi jej nie odpowiadała. Gdy była dochodząca, jeszcze mama paliła w piecach (8 ich było), żeby rano nie było zimno. Cerowanie i przeróbki oczywiście, jak wszędzie wówczas. Do tego 3-4 razy w tygodniu goście na kolacji (dużo) i 2-3 razy na obiedzie. Kolacje gosposi już w ogóle nie dotyczyły, miała swoje godziny pracy. Po kolacji brydż zazwyczaj do świtu. Ojciec kładł się, gdy się brydż zaczynał. W czasie urlopu uczestniczył.
Aha, jeszcze wszystkie drobne naprawy elektryczne, hydrauliczne i dekoratorskie. Ojciec na to nie miał czasu, rzeczywiście pracował po 16 godzin minimum. Co kwartał średnio generalne przemeblowanie. Te same meble i ozdoby, ale zmiana funkcji pomieszczeń. Myślę, że to na frustracje, gdy nie było galerii handlowych.
Do tego wychowanie dzieci. Poświęcała na to mnóstwo czasu, za co nigdy nie przestanę być wdzięczny. Wpajanie szacunku dla wszystkich ludzi i wpajanie przekonania, że przyjemności i spełnianie zachcianek nie dają szczęścia, a ból i cierpienie dają się dobrze spożytkować przy odpowiednim nastawieniu. Niby banały, ale sam wiem, że wcale nie tak łatwo to dzieciom przekazać.
Tak, przy mężu to właściwie całkowita laba. A jak się jest nauczycielem, to praktycznie jak przy mężu.
Nemo, nikt nie chcial obrazac ludzi przesiedlonych ze Wschodu, na terenach Ziem Odzyskanych bylo bardzo duzo ziemian, inteligentow z duzych miast, byli bogaci i mniej bogaci chlopi, ktorzy pracowali na tym co zastali dalej i byli tacy co niszczyli i dewastowali min. majac za przyklad wladze, szabrownikow itp.
Na Ziemiach Odzyskanych wylądowały nie tylko całe społeczności kresowe z zachowanymi więziami społecznymi i kulturowymi czyli tzw. repatrianci, ale także ludność napływowa z biednych regionów Polski – Podkarpacia, Kielecczyzny, przymusowi przesiedleńcy z Bieszczad – Łemkowie i Bojkowie, Cyganie itp. Do tego w pierwszych latach dochodziły bandy szabrowników i innych poszukiwaczy przygód. To był Dziki Zachód. Przypisywanie wszelkich prymitywnych zachowań przesiedleńcom zza Buga jest łatwe, ale głęboko niesprawiedliwe.
Barbaro droga – pranie blądyn to było, przez ą, o ile dobrze pamiętam.
I jeszcze było, że portyery nie sięgające ziemi to zgroza.
Dziędobry na rubieży.
Nikt nie chcial a wyszlo jak zwykle.
Nemo opowiesc od Zachodzie zaczela Pyra, powolujac sie na mnie, z tymi toaletami na zewnatrz to byl jak podalam przyklad Lodzi rozwiazanie dla ludnosci napylwajacej ze wsi do miasta za chlebem, dziwi mnie, ze Pyra w tym przypadku mieszkanaka popruskiego miasta nie zna rozwiazan jak chlewiki na podworku i slawojki dla nowo powstalej kalasy robotniczej. Natomiast to co ja znam z poniemieckiej prowincji to domy nawet z dodatkowymi zabezpieczaniami, w domu lazienki, hydrofor na wode a na zewnatrz pompa i kible umiejscownione naogol nad szambem.
ależ Nisiu, książkę mam przed sobą i stoi w niej: pranie blondyn (przez on). Mogę nawet przytoczyć jakby kto chciał sobie taką blondynę wyprać, a więc: „owinięte, tak jak koronki na wałek, nacierają się mięszaniną złożoną z miodu, mydła i spirytusu i wyciskają polewając letnią wodą. Następnie odwinąć je z wałka, przesuszyć trzepiąc, rozesłać na miękkim i zamiast prasować pociągnąć kilka razy wilczym kłem, co im nada glans i sztywność” (pisownia oryginalna) 😀
O tych „portyerach” nie znaazłam, a szkoda…
w to kto pochodzi z jakiego zakatka nie wnikalam, od tych wszystlkich zyjacych w alkoholizmie i nieporzadku, dewastujacych to co zastali, szlyszalam glownie to cytowne juz „job twoju matc” podkresloen jeszcze akcentem
…a jeśli ktoś narzeka na brzydkie zapachy – i na to jest rada, czyli kadzidło płynne: „wziąść (oryg.) 2 funty goździków, 2 łuty fiołkowego korzenia, utłuc, nalać różaną wodą, postawić w cieple aby kilka dni postało, dobrze też zamiast wody nalewać mocnym octem. Używa się polewając rozpaloną łopatkę.”
Najważniejsze aby mięso nie było hodowane na sterydach, jak w większości farm na zachodzie europy
dobrze mialo byc o miesie, potem zauwazono „wagry” w miesie a zeszlo na zwyczaje wsrod ludu, ktory rzekomo dbal o swoja higiene, po konsumpcji tych wagrow i to akurat na Zachodzie, ja uwazam dalej, ze ci co dewastowali to byli ludzie pochodzacy z nedznych warunkow bytowych a nie ziemianie czy chlopi, ktorzy zoastawili dobra, i ktorym prawa do odszkodowan za nie, byly do czasow poznego Gierka odmawiane
Stanisławie – ludzie różnie reagują na stres. Miałam znajomą tu, w Poznaniu. Tak się składało, że wysiedlenia, bombardowania, przesiedlenia zmusiły ją do 6-krotnej zmiany mieszkania w czasie kilku lat. To pewien eufemizm o tej zmianie, ale inaczej się nie da. Kiedy w 20 lat po wojnie postawiła sobie z mężem taki betonowy klocek jednorodzinny z okresu późnego Gomułki, nie pozwalała zmienić w tym mieszkaniu niczego – każdy obrazek i mebelek wracały na ściśle określone miejsce po każdym remoncie. Mówiła, że zmian miała dosyć, a teraz potrzeba jej pewności i poczucia bezpieczeństwa. Jej córka (a moja przyjaciółka) znienawidziła ten domek dokumentnie. Właśnie za niezmienność i statyczność wnętrz. Kżdej z nich dom się inaczej kojarzył.
Basiu, zmartwiłaś mnie! Nie przez ą???
Jestem niepocieszona.
Może ja miałam starsze wydanie?…
A może mi się pozajączkowało.
Portyery mogły być gdzie indziej, choć wydaje mi się, że tam. Może więc miałam starsze wydanie???
Nisiu droga, za nic na świecie nie chciałam Cię zmartwić, teraz ja jestem niepocieszona 🙂 To moje wydanie jest z 1900 r. , ale jest to 15 edycja, , znacznie powiększona, więc i pisownia mogła się zmienić na przestrzeni tylu edycji. Dodam tylko, że to (o blondynach) cytowałam nie z książki pani Norkowskiej, ale z Poradnika dla młodych gospodyń – praktyczny kucharz warszawski, zawierający 1503 różnych potraw oraz pieczenia ciast i przygotowywania zapasów spiżarnianych 😀
Eee, trudno. Jak jest, tak jest. Bądźmy dzielne!
😆
ma racje Stanislaw koncypujac ze traci sie ochote na mieso, a szczegolnie po wyjasnieniach Zaby
to nie jest smieszne kiedy dostanie sie takie miesko do wewnetrzenej czesci naszej biologicznej mieszalnicy
glosny ryk dochodzacy z brzucha zaglusza znacznie ujadanie psa siasiada. zmyslowosc zdaje sie byc w takim przypadku ograniczona tylko do szukania symbolu nagiego chlopczyka lub panienki 😆
ale jesli cywilizacja jest nieosiagalna i dalsze skurcze brzucha sygnalizuja zatrucie zoladka nie ma innej mozliwosci jak ustawienie ciala w takiej pozycji by zle samopoczucie oslablo. przynajmniej do tego momentu by mozna wycofac sie w taki miejsce gdzie warunki higeniczne odpowiadaja od dawna europejskim a nie przesiedlenczym norma. ale w takich sytuacjach nigdy tak nie jest jak by sie chcialo
najczesciej jedynym pocieszeniem w takim przypadku moze byc spojrzenie w bezchmurne badz gwiezdziste niebo
eh, ta ciagota do natury 😆
Pojechałam rowerem na zakupy. Szosa sucha, słoneczko razi, zimno. Nabyłam pomarańcze moro ze zboczy Etny – czerwone w środku, mniejsze od moich ulubionych tarocco, ale na sok znakomite. Ponadto – kawał surowego łososia bez skóry, avocado, ananasa, sałatę rzymską, banany. W promocji jest żabnica po 62 Fr/kg 😯 Na razie się wstrzymałam, ale w niedzielę Osobisty ma urodziny i przyjadą Młodzi… 🙄
Dzień dobry Szampaństwu.
Ciąg dalszy, zima trzyma…na chwilę zwilgło, a potem przymarzło, a jeszcze potem zapadało śniegiem.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1417.jpg
Hej, żeglarze, Alicja, Cichal, kto tam jeszcze: czytaliście?
http://wyborcza.pl/1,75248,9007890,Pijany_zaglowiec_Bundesmarine.html
Jedna rzecz mnie tu zastanawia. Poza tym, że zapewne ci oficerowie rzeczywiście zachowywali się źle i niegodnie – jest tu jeden akapit, że biedni kadeci musieli na maszty wchodzić bez szemrania.
No a jakże rozwinąć i zwinąć żagle bez wchodzenia na reje??? Same się rozsejzingują?
Jakaś panienka tam zleciała – i to już jest kryminał, bo pewnie nie miała zabezpieczenia. Ale jakoś nie widzę żaglowca bez wchodzenia załogi na maszty. Od tego są w rejsach szkolnych kadeci, żeby ich ganiać do roboty.
http://picasaweb.google.com/108203851877165737961/RobotaJestRobota#
Ostatnie cztery fotki są z Chopina, reszta z Daru.
O, zagapiłam się i wrzuciłam dwa linki. To zrobię na raty zanim zyskam akceptację…
Hej, żeglarze, Alicja, Cichal, kto tam jeszcze: czytaliście?
http://wyborcza.pl/1,75248,9007890,Pijany_zaglowiec_Bundesmarine.html
Jedna rzecz mnie tu zastanawia. Poza tym, że zapewne ci oficerowie rzeczywiście zachowywali się źle i niegodnie – jest tu jeden akapit, że biedni kadeci musieli na maszty wchodzić bez szemrania.
No a jakże rozwinąć i zwinąć żagle bez wchodzenia na reje??? Same się rozsejzingują?
Jakaś panienka tam zleciała – i to już jest kryminał, bo pewnie nie miała zabezpieczenia. Ale jakoś nie widzę żaglowca bez wchodzenia załogi na maszty. Od tego są w rejsach szkolnych kadeci, żeby ich ganiać do roboty.
A tu trochę fotek. Nasi uczniowie i studenci zasuwają w rejsie jak małe mróweczki.
http://picasaweb.google.com/108203851877165737961/RobotaJestRobota#
Ostatnie cztery fotki są z Chopina, reszta z Daru.
Wrócę do wątku wiedzy potrzebnej do prowadzenia domu w czasach kiedy nie kupowało się żywności już przetworzonej.
Poza faktem, że był to spory zasób wiedzy, istotne było jej przekazywanie w domu, z pokolenia na pokolenie.
W dużym stopniu to zanikło. Szczególnie w krajach zachodnich. Podobnie jak zanika a nawet ginie rzemiosło.
Pewne zmiany są nieuniknione. Ale warto zadbać o zachowanie i przekazywanie wiedzy między pokoleniami, tam gdzie tylko jest to możliwe.
W tej chwili jednym z priorytetów Uni Europejskiej jest współpraca międzypokoleniowa.
Jedziemy z Włodkiem na konferencję organizawaną przez Fundację Krzyżowa. Ramowy program konferencji tutaj:
http://www.intergenerationes.eu/index.php?id=2&L=1
Pomyslałam sobie, po przeczytaniu dzisiejszego wpisu Gospodarza, że jednym z tematów, wokół których można by było taką współpracę budować, może być tradycyjne gotowanie, odżywianie.
Te podpisy są trochę bez sensu, fotki były z róznych zestawień.
Nemo – niemożliwa drożyzna u Ciebie. Już kiedy podawałaś ceny mięs łapałam się za głowę. Inna rzecz, że ludzie muszą mieć dochody adekwatne do cen, bo różnice cenowe między gatunkami nie są wielkie (u nas odwrotnie)
Nisia i Barbara natchnęły mnie językowo, więc też sięgnęłam do staroci:
J.Dąbkiewicz „Spiżarnia wiejska obywatelska” Wilno, 1838
Ocet do płókania dziąseł.
Do kwarty octu zbożowego, dodaj suchych korzeni ajerowych łót jeden, liści estragonowych świeżych tyleż, kochlearyi, pimpineli i chrzanu po łociejednym, włóż to wszystko do butelki, nalej octem zbożowym, zatkni butelkę, niech przez parę tygodni postoi; później przecedź przez płótno, wyciśnik i zlej do małych flaszeczek. Idąc spać, wpuść do pół szklanki wody letniej kilk kropel tego octu, płócz dziąsła i zrana toż samo powtórz.Płókanie to dosyć dwa razy na tydzień powtórzyć, utrzymuje ono zęby w czystości, wzmacnia dziąsła i od cuchnienia zabezpiecza.
Nisia,
to już wiemy, na jaki żaglowiec trza się zamustrować. Żadna Bundesmarine dla nas!
Ajerowe? Czyli…co?
przypomnialo mi sie jeszcze jak dawniej jechalem nie rowerem a busem. bez wychodkow byly. trzymalem jak dlugo sie dalo, az do wystapienia kropelek potu na czole
na najwyzszych obrotach pracowal ten z rzadka doceniany miesien zamykajacy. zabojcze skorcze brzucha wytrzymywalem meznie, az w koncu z szybkoscia swiatla opuscilem miejscowke
w calkowitej ciemnosci i z drzeniem serca zatrzymalem sie na drzwiach obok kierowcy. nie bylo czasu na dyskusje. pociagnalem za reczny hamulec i szczupakiem znalazlem sie w krzakach 😆
dzisiaj smialo moge powiedziec, ze twierdzenie freuda: kazde oddanie materii jest przyjemnoscia ma w wielu dziedzinach zastosowanie 😆
E, tam, najlepsza pomada muchowa na porost włosów z „gospodyni litewskiej”
Tatarak?
prosze architektoniczne okolicznosci wewnatrz grodu Osna
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UliceOsna#5566897600577817794
Pyro – 😀
A co to ta pimpinela?
ajer – tatarak
pimpinele – owoce anyżu,
najgorzej z kochlearyną, bo w słowniku to chrzan, a chrzan jest jeszcze niezależnie też podany, więc jak to? Nie wiem.
moj heroizm nie bylby az tak znaczacy, gbybym podczas opisywanych tu szczesliwych momentow znajdowal sie w odpowiednim miejscu: osno! to jest to 😆
okazuje sie ze jest jeszcze miejsce na ziemi gdzie mozna walic placki jak i gdzie popadnie 😆
Pyro,
Na temat repatriantów dużo miałaby do powiedzenia moja Teściowa. Przez 10 lat pracowała jako położna w małym miasteczku na Dolnym Śląsku w całości zasiedlonym mieszkańcami wsi zza Buga. W pierwszej kolejności z domów wyrzucono muszle klozetowe, bo przecież nie można załatwieć „tych” potrzeb w domu. Wanny postawiono na podwórkach – krowy z nich piły. Teściowa do tej pory ze zgrozą wspomina jak w jednym gospodarstwie kaczki jadły z półmiska z miśnieńskiej porcelany. Chciała odkupić – gospodyni nie wyraziła zgody.
Przy czym zaznaczam – nie zamierzam nikogo obrażać i nie twierdzę że wszyscy repatriańci z zza Buga w ten sposób się zachowywali. Po prostu przytaczam opowieści osoby z tymi ludźmi żyła przez dłuższy czas.
ewo 🙄 jak by nie patrzyl na mape, jest sie zawsze zza buga 😐
W tej książeczce jest bogactwo opisów : o chowaniu świeżych ślimaków na zimę, o truflach czyli ślepogrzybach, o sporządzaniu rulady (org), o urządzaniu źwierzyny (org) o sporządzaniu farb (w tym błękitnej) do cukru.
Ewo,
dla rozładowania powagi dyskusji o tych „zza Buga” proponuję obejrzenie filmu „Sami swoi” 😉
A serio, mieszkałam opodal wsi, gdzie wszyscy byli „zza Buga”, a my – „centralskie gołębiarze”(nie wiem, czemu tak). Lubiliśmy się i byliśmy sobie nawzajem potrzebni, już prawie nie ma tych dorosłych z mojego dzieciństwa.
Odwiedzam tych, co jeszcze żyją, bo dla mnie to jak rodzina, i odwrotnie.
Prości, serdeczni ludzie, z szacunkiem dla każdego i wszystkiego – oni też się nie prosili, żeby zza Buga (od tamtej strony, jak słusznie zauważył pytajnik) znaleźć się nagle na Ziemiach Zachodnich. Zawiały wiatry historii (KIG się kłania), i tyle.
A kulinarnie to niejeden raz wspominałam o Pani Domaradzkiej…niestety, już św.Pamięci kochana Pani Janina.
Kochlearia to jest warzucha lekarska.
Nemo – rozumiem, że kolejne ziółko?
Alicja – nie chodzi o to skąd; chodziło o to, że (mnie chodziło o to) e część tych ludzi, z pewnych okolic; szczególnie z Polesia; miała inne nawyki kulturowei dla nich zderzenie z zachodem, było szokiem kulturowym. Ja wcale nie wartościowałam tylko opisywałam fakty – również z „polskiej” strony Polesia – vide ASK. I przecież nie tylko wsie z Ukrainy były przesiedlane i nie sama inteligencja , ziemiaństwo itp ale i lud z zapadłych kątów. Wystarczyło pół wieku i różnice się zatarły.
Mam niewesoły przyczynek do historii naszej cząstki cywilizacji.
Kiedy byłam w krzakach u Dorotola, a dokładniej w miasteczku Ośnie, Dorota opowiadała mi, że przesiedleńcy zza Bugu najpier w domach zdewastowali i wyrzucili łazienki i kozety.
Boże wybacz – myślałam w pierwszej chwili, że Dorota, jak to Dorota – wydziwia na bliźnich. Teraz, jak wiecie, czytałam wspomnienia chałturzysty, czyli ASK; Krajewski pochodzi z Podlasia, z tego miasteczka, gdzie mogiły powstańcze, w Węgrowie. Był synem adwokata, czyli znacznej persony w miasteczku. Prywatnie w ich willi była jedyna łazienka w Węgrowie i okolicy. Po II wojnie, w szkole, pan Andrzej często dzielił się śniadaniem z biedniejszymi kolegami. Aż razu pewnego, któryś z nich zapytał, czy to prawd, że u nich w domu jest wychodek. Prawda. Od tej chwili żaden z kolegów nigdy nie jadł niczego z domu Krajewskich i starali się go nawet nie dotykać; brzydzili się. Porządny człowiek z brudami wychodzi poza dom. No i już się nie dziwię opowieściom Doroty – w swojej mentalności działali racjonalnie.
Pyro popierwsze podpieralas sie w swoim watku, na moich rzekomych halucynacjach i pogardzie dla ludu. A po drugie zadne roznice sie nie zatarly vide zabrudzone lasy przy autostradzie i wydmy. A po trzecie to tak sama dyskusja jak z muzulmaninem w szkole mojego dziecka, ktory uwaza ja za nieczysta, bo ona jada wieprzowine.
szok mogl byc jedynie dla zachodu Pyro. ale na pewno nie dla przesiedlencow
a na dodatek podaje reke ktora macza w bidecie
fuj fuj fuj przez lewe ramie
A co do wdzieku wypowiedzi dupkow rodzaju meskiego i to pd znakiem zapytania, to moge tylko dodac, te same panie co sie oburzaja z powodu chamstwa i braku manier, rozplywaja sie przy jego glupich i ordynarnych wystepach. Mnie zabralo troche czasu wyszukanie zdjec ulic Osna, to tez jest praca, zaangazowanie i grzecznosc w stosunku do blogowiczy. A za wstawienie ich mam tylko komentarz o gownie. I tu ani blog ani reszta nie ma nic do powiedzenia, podziwiany jest wrecz za madrosc zyciowa.
Panie Gospodarzu, co jest wlasciwie z administrowaniem blogu? Dlaczego nie ma moderatora, ktory moze sprawdzic adresy IP, po ktorych mozna poznac czy dana osoba sie nie melduje pod roznymi nicami i raz jest ok raz poprostu bruzdzi, za takie postepowanie wyrzucanym sie jest przez adminstratora (w swiecie cywilizowanym) z blogu. Cz pojscie na latwizne techniczna i podstawienie Lotra to ma byc wyraz emancypacji spolecznej.
ja rozumialbym oburzenie Placka gbybym o plackach w osnie napisal w liczbie pojedynczej
to fakt dorotal zilustrowala jak najbardziej pasujaca miejscowosc 🙄
skadinad we wczesniejszych wpisach dorotal nie traktowala tej miejscowosci wcale w milszym stylu od mojego skojarzenia
Doroto – proszę bardzo:
Ja jestem rodzaju męskiego a mój adres IP to:
174.120.149.194
Pomogło?
Słyszałam w TOK FM pożyteczną wiadomość – rządowe centrum informatyczne (czy cuś takiego) – CERT – ostrzega przed mailem z niusami o Domodiedowie. Jest tam jakiś załącznik PDF. Otwarcie może poskutkować zawirusowaniem komputera. Podobnie działają jakieś wiadomości internetowie, również na temat tego zamachu – ale tu już nie słyszałam dokładnie, bo właśnie walczyłam o życie na skrzyżowaniu (słuchałam, oczywiście, w aucie).
Przy okazji – nie wiem, czy wszyscy znacie taki adres: http://atrapa.net/ – to bardzo pożyteczna stronka, gdzie rtozszyfrowują spam internetowy, listy-łańcuszki, prośby o pomoc itd. Bardzo polecam. Niejednokrotnie ustrzegł mnie przed rozsyłaniem śmieci.
Witam już z własnych „czterech kątów”.
Uwaga odnośnie „moderatora”, skoro nie usunął :
# dorotol pisze:
2011-01-07 o godz. 19:48
Alicja jestes glupia, agresywna baba, wyjasnilam Ci i to chyba w zrozumialym jezyku, JA W MOJ POBYT TUTAJ WLOZYLAM DUZO PRACY I NAUKI i MA MNIE PRAWO BOLEC; ZE TEN KRAJ I DOTYCHCZASOWE OSIAGNIECIA OSIAGNELY kryzys spoleczny itd. JA NIE JESTEM EMIGRANEM KONSUPCYJNYM.
To dlaczego ma inne usuwać, oto jest pytanie.
Dobrej nocy życzę.
Werbalisto manualny (czyli przedmiot z podmiotem itd….), odpusc sobie robienie ze mnie idiotki, chamie glupi z IP to do adminstratora, tu chodzi o przestrzeganie regulaminu takich blogow i uczciwosc w stosunku do innych uczestnikow blogu
Czuję się trochę wstrząśnięta aż taką ekspresją.
A z uczciwością w stosunku do innych blogerów też bywa różnie, prawda?
Zgago vel krewetko lub krewetko vel Zgago,
wybacz, ale nie potrafię sie do Ciebie zwracać per „krewetka”, sorry 🙁
No nie pasuje mi okropnie. ja wiem, ze masz prawo decydować o własnym nicku. Ale, jak Ty jesteś „krewetka”, to się chyba przemianuję na „euglenę” 👿
I co Ty na to? 😉
Cieszę się, że jesteś zdrowa i w dobrej formie. Że żadne grypsko nie nadwyrężyło Twojej zgogowatości 😆
obejrzenie filmu ?Sami swoi?
Znam miejscowość (na Dolnym Śląsku) gdzie ludzie wychodzili z kina po obejrzeniu Samych Swoich OBRAŻENI!!! – nikt się nie śmiał, a co niektórzy potrafiliby opowiedzieć lepsze historie niż w filmie
Ja nie zmieniam nicku wraz ze zmianami charakteru moich wypowiedzi aby sie raz podlizac a potem gromic o „upadku wartosci moralnych”, posluguje sie jednym nickiem.
Nisiu naciagnelam Cie na cos???????????? Oszukalam Cie?????????? Bije brawo jak Ci ktos dokucza????????????
Strasznie dziś ludzie zaczepne 😯
Jeżeli ktoś ma coś do powiedzenia, proszę głośno
Dorotol – moderuję Ciebie (i kocham Cię, ale co to ma do rzeczy?) I robię to ostatni raz. Dziewczyno zlitu się; takiej porcji emocji nie wytrzyma żadna grupa towarzyska. Pomyśl, zanim wybuchniesz uspokój się, bo sprowokujesz kolejną awanturę i po co Ci? Adwersarz w dyskusji nie jest automatycznie wrogiem. Niektóre komentarze są rzeczywiście irytujące i Arkadius doskonale o tym wie, lubi szokować. Więc mu powiedz, że za dorosły na głupie wyskoki i szlus.
🙂
samo sedno
a mialo byc tak fajnie, wywiady, telewizja,
a tu prosze Konopielka zrobila kondensat
pozdro
Dorotolu, absolutnie nie naciągałaś mnie na nic, nie oszukałaś mnie i nie byłaś nigdy brawa, kiedy mi ktoś dokuczał. Jeśli chodzi o Ciebie, to tylko wstrząsnęła mną nieco ekspresja Twoich wypowiedzi. No bo przyznasz – są ekspresyjne. A jeśli chodzi o uczciwość w stosunku do innych blogerów, to przecież po prostu zgodziłam się z Tobą. Masz rację w stu procentach, udawanie wobec sympatycznych znajomych – bo chyba tak się traktujemy (a niektórzy są wręcz zaprzyjaźnieni, co jest bardzo miłym zjawiskiem) – kogoś, kim się nie jest – jest co najmniej nieładne.
Eugleno – Witaj 🙂
Dorotolu – Zgodnie z postanowieniem Gospodarza tylko Ty jesteś odpowiedzialna za Twe komentarze, ? za swoje, a czarujący mężczyzna z Texasu lub kobieta podająca się za czarującą kobietę z Teksasu, za swoje. Dotyczy to także Pyry, i reszty. Nemo jest wyjątkiem, w końcu każda szanująca się reguła tak ma 🙂
Parfrazując historyczną wypowiedź Gospodarza – ja także nie jestem tu po to by dorosłych wychowywać, przepychać się z nimi przy budce z piwem czy po mordzie prać/dostać. Nie cytuję, ale wspominam, z pamięci.
(Miażdżąca krytyka wszystkich bez wyjątku i dowody na moją niewysłowioną mądrość, a także zabawne anegdoty ukażą się już niedługo, w mych wspomnieniach – „Umarła cywilizacja, a ja za nią w tan – dziennik z Nieba”)
Oto fragment – Sławku, ty……..mężczyzno, ty.
? – Mnie oburzyć ? Ty ? 🙂
To jestem jednak z innego swiata, tutaj regulamin (i to nie jakiegos danego blogu, takie sa ogolnoblogowe przepisy) nie dopusza korzystania z paru nicow i nie wpisy takich ludzi sa usuwane tylko osoby praktykujacy cos takiego sa usuwane z uczestnictw na blogu.
Pyro Ty sie chaba bardziej zemocjowalas niz ja, ja to tylko stosuje berlinska bezposredniosc
A może by tak przywrócić sprawom właściwe proporcje?
Dzisiaj obchodzony jest na całym świecie, ustanowiony przez ONZ, Miedzynarodowy Dzień Pamięci o Holocauście.
Od 18 – tej ludzie zapalają świece. Swoją uwagę poswięcają ofiarom nie tylko tamtej przemocy, ale i też tej współczesnej. Na przykład w krajach Afryki, Azji.
Nie jesteśmy pępkami świata.
Do południa jeszcze fachowo o mięsiwie, a zaraz może i rzucanie mięsem. W tzw. międzyczasie – historia kloaki jako takiej i jej geografia. Ładne tematy, ale od czego tu zacząć.
Pytajniku, starsi u nas mawiali: Lepszy cetnor na plecach, niż funt w rz…!
Dorotol, spoko – a tak poza tym – ładnie tą mieścinę pokazałaś!
Pamiętać codziennie także nie zawadzi.
nie mozna byc wielbladem cale zycie. wystarczy jesli na codzien pamieta wybrana reszta
20,09 -smy… tak poblogoslawmy sie nawzajem i zacznimy od nowa to samo co bylo
Zgago – miło Cię znowu… czytać. Przyznam szczerze że i mnie ta krewetka nie pasuje. Nie obrazisz się jeśli nadal będę tytułować Cię Zgagą ? 😉
Alicjo – Oczywiście, masz rację. Tyle tylko że nie zmienia to faktu że pewne rzeczy po prostu się zdarzały. I na tym proponuję zakończyć dyskusję.
pepegorku napisz prosze w innym jezyku, nic z tego nie kumam 🙁
zdaje sie ze Pyra ominela wpis nemo z 19:39 i wyszlo co wyszlo
tu tyle powagi ze samo cisnie sie na usta:
zarty na bok. walne lufe. tym razem bez zimnych nozek 😎
A tak, Nisiu, o burdelu nad kilem i zensą.
Mogę uzupełnić, że ta dziewczyna co tam spadła z 27 m na pokład (pisałem tu o tym wtedy), miała już cztery podejścia z sobą i są świadkowie, że przed piątym podejściem powiedziała: już nie mogę. A oni zabezpieczają się dopiero na wysokości pracy, tzn na reji.
A to z tą szczoteczką do zębów na pokładzie to faktycznie, nie wierzyłem, że coś takiego można jeszcze dzisiaj komuś zaoferować. Ja postanowiłem nie pójść do wojska po przeczytaniu Szwejka.
A że chleją? A co tam można lepszego z sobą zrobić.
popatrz Placku na trzy wpisy od 20:17 do 20:28
no i co?
sasiadow sie wybiera? 😆
Pytajniku nie pytaj.
Czytasz u Dziadula więc co nieco kumasz.
Co jeszcze było? Szwajcarskie wanny na pastwiskach i wanny na zagrodach poniemieckich i haźle, naturalnie.
tez mi sie wydaje peperor ze adeptami na oficerow marynarki wojennej nie powinni obsadzac tak pieknego rejowca. dac im po wiesle i do kajaka badz do kanu na z podgrzewana woda dla przeczkolakow uczyc tego co uczy niemiecka marine – akademie
errata:
… podgrzewana woda na basenie uczyc …
ta kana, to powinna byc galilejska?
U-boot w cieplej wodzie, to klusek
Bardzo przepraszam za wpis. Ale muszę …
Dziś Miedzynarodowy Dzień Pamięci o Holocauście. Pani Dorota z Berlina jakiś czas temu na blogu p. Adamczewskiego zmieszała mnie z błotem i wylała zawartość sporego nocnika z porcelany na moją głowę oskarżając mnie przy tym o antysemityzm. Czy zdążyła już za to przeprosić? Mam nadzieję , że jej wypowiedź była spowodowana czytaniem bez zrozumienia, niż z innych pobudek …
Jeśli przeprosiła, to proszę podesłać mi link z komentarzem. Będę bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie Marek Kulikowski.
Adres i telefon znany redakcji.
Ta kana to najlepiej jak jest niemiecka Kanna.
Do takiej Kanny można się „schicken l a s s en”
Ewa (20:33),
nie mam racji i o nia nie zabiegam, tylko piszę o swoich doświadczeniach życiowych. Każdy jakieś tam ma. Jak to przy stole, dzielimy się, wspomnieniami, doświadczeniami, przepisami…czym się da.
Alicjo,
I niech tak zostanie 🙂
Kiedy w lipcu 2006 odbieraliśmy nasze dziecko ze szkolnego rejsu żeglarskiego (pod holenderską banderą) po Bałtyku to obok przy nabrzeżu w Stralsundzie stał Gorch Fock
Z bliska i bez rozpiętych żagli wyglądał jakoś tak mało atrakcyjnie, z tą rdzą wyłażącą spod grubych warstw białej farby, opuszczony jakby…
To już ta stara holenderska krypa budziła w nas większą sympatię. Oczywiście okiem laika 😉
Zdenerwowałam się, a to może mi nieco namotać . Wyłączę się już dzisiaj, wypiję lampeczkę czegoś i mam nadzieję, że do jutra złapię równowagę.
Jotko – świecę palę. I jeszcze jedno – doceniam ONZ i jego akcje, ale pamiętam, że jego żołnierze najpierw przyglądali się wycinaniu Serbów, a potem Tutsi.
To nie laika, to nikon.
Śnieg pada 🙂
prawda jest taka nemo, ze i naga panienka nie jest juz tez tak pociagajaca jak ubrana
szmatki czynia cuda, poteguja wyobraznie, wplywaja na opowiadane z czasem przy piwie historyjki
Podsmażam ziemniaki, a okolicznosci przyrody takie :
http://alicja.homelinux.com/news/img_5488.jpg
Placku,
w mojej dalszej rodzinie był wujek, który miał tzw. żółte papiery. Otrzymał je po ciężkim szoku (wybuchu w fabryce), który mu zaszkodził na głowę i sprawił, że wuj czasami trochę nie panował nad swoimi reakcjami. Zdarzało mu się jako argumentu w dyskusji z ciocią użyć tego, co akurat trzymał w ręku np. fajansowego kubka 🙄 Ciocia mówiła potem:
Ten guz? Ach, spadłam ze schodów w piwnicy 😎
Wujek poza tym był bardzo kochany i dobrze fotografował (leicą 😯 ) tyle że najchętniej… pogrzeby 🙄
Czy obejmując mnie pewnym wyjątkiem wiesz więcej na mój temat niż ja? 😯
Leicę posiadam również, ale analogową, więc już nie używam 🙁
laikowi i leica kijowa,
zorke z pentaksikiem ?
wyschlo 🙂
? pisze:
2011-01-27 o godz. 21:25
To ja w takim razie nie pokażę jednak moich zdjęć z plaży FKK na Amrum 🙄 😉
Leice miał też inny wuj. Do pary kasztanów.
Lejce, rzecz jasna 🙄
Dzień dobry Wszystkim,
Chcę tylko nieśmiało przypomnieć, że Gospodarz zgłosił nasz blog do konkursu na Najlepszy Blog 2010 w kategorii „Moje zainteresowania i pasje”.
Rozumiem, że rok 2010 mamy już za sobą, a zainteresowania i pasje mogą daleko wykraczać poza strefę kulinarną, tym niemniej…. nie wiem czy zdobędziemy pierwsze miejsce.
Pasji to tu chyba nie brakuje? 😉
Nemo, pewnie byl duzy, mniejsi maja orzeszki, normalnie tez parzyscie, ale raczej ich nie leja,
Nowy, miejsce pikutek, uczestniczyc frajda
…z pamietnika: a wiecie, ze ja zawsze mialam szczescie do malych mezczyzn…
A poza tym to trwa już III etap czyli ocenianie przez jurorów 10 najlepszych blogów, a tam nas nie ma 🙁
O miejscu w pierwszej 10 decydowały SMSy po 1.23 zł za sztukę.
Sławku,
wuj z kasztanami był rzeczywiście dość duży, ale bardzo łagodny. Nigdy też nie używał bata. Ciocia mówiła, że przed wojną bata to dopiero była firma. Żaden radoskór 🙄
nemo jesli mialbym juz cokolwiek na temat zdjec powiedziec to nie bedzie to w zadnym wypadku ocena osoby znajdujacej sie na nim
tu ujawnia sie spora grupa ludzi czyniaca to w przerozny, najmniej oczekiwany sposob i nie mam ochoty znalezc sie w tym samym gronie
prawda jest naga 😉
co wcale nie oznacza, ze nie przekartkuje od czasu do czasu w kolejce do lekarza playboya
nadal uwazam ze jest to najlepiej redagowana gazeta, nie tylko wsrod ilustrowanych
Wracając do tematyki zasadniczej wspomnę, że miałem dziś okazję zobaczyć kuchnię, nie wiem właściwie jak się o niej wyrazić: idealna? wzorcow? Opowiadano w każdym razie że kosztowała majątek. Dyskrecja moja zakazywała mi dopytywać się ile. Moja obecność i tak ich już kosztuje więcej, niż gdyby działali beze mnie. Nie robiłem zdjęć z podobnych powodów, ale i z zasadniczej dyskrecji, zapytałem tylko, czy w tej kuchni gotuje się w ogóle. Zjawiła się na to prawdziwa gospodyni i zapewniła dumnie, że to ona tam gotuje w razie potrzeb, a ostatnio na na świeta i dla w sumie dziesięciu osób, i to na parę dni. Szkoda, że nie zaplanowałem więcej czasu, bo bym zapytał o to, co podawano, a gdybym był wredny, to bym wyliczył to, co myśmy mieli na jedną wigilię. Właściciel zjawia się tam trzy, cztery razy w roku.
Kuchnia szał. Dla tych, co zachwycają się nowinkami, np. kuchnia indukcyjna bez pokręteł ze strony frontowej, tylko krążek magnetyczny położony u podstawy płyty indukcyjnej działa jak klucz do samochodu i uaktywnia całą płytę. Można nim, jeśli się ma już menu, kręcić tak jak na pokręłach innych urządzeń. To imponujące w tej kuchni jest ten rozmach. Urządzenia i automaty i przezornośc po prostu. W centralnie, tzn w środku bloku z kuchnią jest zintegrowany chłodnik na wino i może jeszcze zmywarka, bo o to zapomniałem zapytać. Piekarnik (szeroki, duża gęś, albo amerykański indyk, to żadna sprawa) usadowiony jest w bloku ściennym, a nad nim mniejszy parnik (tam podobno można na krótko i na parze) są na ścianie, do tego trzy pojenmiki na trzymanie w cieple i co tam jeszcze. Najlepsze jednak, to drzwiczki w środku specjalnie zrobionej meblościanki, które prowadzą do klasycznie urządzonej tam śpiżarki. Bo tam marzenie moje, jedna połowa to chłodziarka, do której można wejść i układać jak się chce.
To jest bowiem prawdziwy zamek, z tysiącami metrów kwadratowych, a nowy właściciel jest jeden z najbogatszych na świecie. Pytałem np. administratorkę, jak gospodarz zdążył na wigilię tu do nas, kiedy w tym czasie na lotniskach i dworcach kolejowych wszystko się załamało. Usłyszałem, że akurat załapał się na chyba ostatni samolot do Berlina, kiedy tu już był, wszystko leżało. I co, skorzystał poraz pierwszy z mieszkania, ktore od paru dobrych lat posiada. Jak mnie zapewniono, widać tam, ponad Tiergarten dobrze kolumnę zwycięstwa i był podobno zachwycony.
Nemo – Zostałaś wybrana wyjątkiem drogą tajnego głosowania. Nagrodą jest kubek i dwie lejce 🙂
Także się zdenerwowałem. Babiniczem nie jestem. Szkoda, że epitety nie są na kartki, chętnie bym sobie powycinał. Słowianie, kocham Was, zwłaszcza tych którym pożogi wojenne utrudniły dostęp do łazienek.
Placku,
dziękuję 😀
Mój wujek, ten z kasztanami, to był niesłychanie spokojny człowiek. Jak już go coś bardzo roznosiło, to wycinał… hołubce 😎
byl juz bat, sa dwie lejce, ja tam daje konia z rzedem temu, kto bedzie robil za ulana
… bo on był zza Buga.
moge, ale za dwa kasztany, po co mi jakies rzedy?
O leice mi nie przypominać proszę… 🙄
wzięłam do ręki i jako smarkata… no, wiadomo. Na swoje usprawiedliwienie mam, że byłam bardzo smarkata i chciałam zajrzeć, co tam w środku.
No co – nie mieliście tak?!
Mój wujek wycinał migdałki, a ciocia wycięła mu taki numer. Tyle pamiętam.
no tak, bo przedzzaBugiem, to wycinanki so lowickie
z ktorego zza buga?
z ktorej strony buga?
😆 , 😉
dorosli wycinaja migdaly, wiec ciocia pewnie tez tylko numerek, zapomnij
pewnie lekarze pomylili migdalki. w tym przypadku wcale sie ciotce nie dziwie 😆
Nemo buga duchu winien, a tu pytaja, wujek byl, to powinno starczyc, mial kasztany, co tez jest argumentem
bbq i i
nie do rozbicia
…no i czysta, oczywista…
Bugu jak bogowi
Pan Lulek też miał kasztana i go porzucił 🙁
dla kasztanki?
uwaga!
sprobuje, trudne slowo: konglomerat, uf
wujkow bylo dwoch, plackowy mial migdaly, a nemowy lejce, nie pamietam, ktory byl ulanem,
przepraszam
😉
http://www.youtube.com/watch?v=m4StLMiTbZQ
Nemo – Uważąj, rąbek serca Ci wystaje 🙂
Zdrowie Pana Lulka i osieroconych drzew, studni i sadów wiśniowych.
mnie ostatnio opowiadali Warszawiacy starsi, iz ludzie zza Wisly tez krzywo na swiat patrza i zle ludziska sa, inni znajomi, z okolic Nieporetu wyjasnili mnie, ze to trauma powojenna, gdyz ci zza Wisly kazali sobie po wojne suto placic za kartofle i inne warzywka, w zwiazku z tym Warszawiacy musieli wysylac kurz galopem szabrownikow na Ziemei Odzyskane coby im polmiski z Misni i inne dobra na wymiane sprokurowali.
Mam w pamięci taki obrazek z dzieciństwa jak Kasztany mojego wuja galopowały po wielkim podwórzu, a potem piły wodę, którą im pompowałam do wielkiego żeliwnego poniemieckiego kotła, bo wanien nie wystarczyło dla wszystkich 🙄
nie byl duzy, pewnie dlatego Pan Lulek, nie zdazyl sie przywiazac, jest mi jakos tak, ze nie chce o tym stukac 🙁
wanny sa, jak slodkie pierniczki
od Bulata
Sławku, 😉
Nie chwatajet dla wsiech…
Przez te kasztany to chyba po koniak sięgnę… 🙄
Zdrowie
🙂
U mnie pora na drugą lampkę wina – zdrowie!
Dwie godziny do światowej premiery Life in a Day . Cały świat otrzymał zaproszenie. 90 minut.
Też mi jakoś tak ,bez Pana Lulka.
W końcu to ktoś, co wspótworzył ten blog, o ile mogę sobie na takie stwierdzenie pozwolić. Teraz zniknął, a ja, akurat bezwiednie miałem wybitny w tym wkład, że nasza Jolinek poczuła się tu wykluczona: Jolimku, wróć!
Ojejku, Pepegor… Ty chyba nie?
A tu Panlulkowy wkład… dla nowicjuszy
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Jolinku, WRACAJ!!!
I to chybcikiem…
Alicjo, jesteś kochana.
Ps.Żal mi ludzi zza Buga, żal warszawiaków, Ślązaków i wszystkich,
którzy zostali w wyniku wojny pozbawieni swoich korzeni i dóbr.
Jako osoba pragmatyczna, zadaję pytanie: kto nam zgotował taki los?
Odpowiedź jest jednoznaczna – Niemcy.
Jestem znowu,
Po pracy, po obiedzie (mielone!), też z lampką wina. Moje nagłe pojawienia i zniknięcia na blogu, zwłaszcza w ciągu dnia, to po prostu brak czasu – pracuję, później dojazd do domu, coś na ząb, zakupy itd. Wolnych chwil pozostaje niewiele.
Dzisiaj było pięknie – w nocy napadało dużo świeżego sniegu, ale w dzień słońce, błekit, tylko góry domalowałem wyobraźnią z fotek nemo.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Snieg#slideshow/5566866765568662658
Pepegor,
Ty się nie obwiniaj. Jolinka mi szkoda bardzo – akurat podczas pobytu w Polsce miałem przyjemność Ją poznać – też uważam, że powinna wrócić zaraz. Tak samo Pan Lulek.
Tutaj nie tylko Ich brak – Aszyszu, który powalał każdego ranka celnym dowcipem też zniknął, Orka od dłuuuuugiego czasu sie nie pokazuje ze swoimi reportażami z Dalekiego Zachodu, itd. Lista jest długa, a najlepiej sprawdza to Pyra.
Pozdrowienia dla Rysty i całej Reszty 😉
Chyba już tu nikogo nie będzie.
Dobranoc 🙂
Nikogo nie ma, to dzisiaj ja pozwolę sobie wrzucić to co lubię
http://www.youtube.com/watch?v=iw1SwzyWGvo
Zauważyłem, ze z wiekiem wszystko rozplątuje się samo (jeśli ktoś miał w ogóle zaplątane 😉 ), aż staje się proste jak trawa bambusa 🙂
Mogę Go słuchać zawsze.
Dobranoc 🙂
🙁 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=bDmUVAp0aVQ
Śpij spokojnie Nowy. Przyjdzie nowy dzień 😆
http://www.youtube.com/watch?v=oG6pEolAKm8&feature=related
Ja też wrzucam, co lubię.
Kto nam zgotował ten los? Sami sobie gotowaliśmy i gotujemy, wskazywanie paluszkiem na jedną nację jest wygodne, ale niesprawiedliwe.
„To dlatego…jakby nie ONI, to bylibyśmy szczęśliwi!”
http://www.youtube.com/watch?v=miPXK7IN2Is&feature=fvw
Jotko, dobrze zacząć tak dzień 🙂
A to na koniec…w końcu mamy nadzieję na jakieś jutro?
http://www.youtube.com/watch?v=y-cHHNEYze8
Śpij Nowy, śpij – to nie sen, ale życzliwe dusze z patefonem. Jeśli skrzydlate, to sen 🙂
Placek,
a za Euglenę/od Eugleny to masz u mnie punkty karne 👿 😆
Alino,
🙂
Alicjo, masz rację co do „teraz”. Ja myślałam o tych ludziach, którzy nie mieli wpływu na swój los. Inni /Niemcy, sowieci,Amerykanie, Anglicy i nasi komuniści/ za nich decydowali.
A zaczęło się od II WŚ, i wszystko co później, to jej skutki. I gdyby nie Oni,
to … Kończę, przypomniałam sobie, że to blog kulinarny.
Ps. Przepraszam, za zbyt poufały początek nocnego wpisu.
Ach, ten wirtualny świat.
Nowy, dziękuję.
Dobrego dnia.
a co to jest kiedy w połowie pięknego różowego kawałka białej krzyżowej, w środku w czasie krojenia plastrów pojawiają się liczne – co plaster to większe – ciemnobordowe plamy jakby wylewy (tylko że w tym mięsie nie ma grubych żył ani śladu po nich)?????