Wypieki, ciasta, desery
Ponieważ w naszym domu panuje od dawna podział pracy i zainteresowań i to Barbara specjalizuje się w słodkościach (ja tylko raz do roku robię kutię, bo uważam, że to męska sprawa) to i nie bardzo potrafię coś ciekawego na ten temat opowiedzieć. I z tej to prostej przyczyny podkradłem z komputera zajętej pieczeniem urodzinowych tortów żony kawałek deserowy. Wiem bowiem z dotychczasowych Waszych komentarzy, że słodkolubów na naszym wspólnym blogu jest co niemiara. A Basia i tak mi ten plagiat wybaczy. Oddaję jej zresztą honor zapewniając Was, że takich tortów jak Basi nigdzie nie znajdziecie. Na dowód – na końcu jeden przepis. A reszta w naszej witrynie. No to zapraszam na deser.
Nie bacząc na nakazy dietetyczne każące unikać jadania słodyczy lubimy niekiedy zjeść coś pysznego, coś słodkiego. Czasem ma się po prostu na słodycze ochotę, czasem zaś okoliczności wymagają uświetnienia nimi uroczystości.
Słodkie wypieki zawsze były niezbędne na każdym polskim stole zarówno przy obchodzeniu świąt ,kiedy to pojawiały się szczególne, obrzędowe ciasta, jak i w domach, gdzie gospodarzy było na to stać, nawet na codzień. W braku innych słodyczy dobre gospodynie chętnie sięgały choćby po doskonałe, będące dumą niejednego domu konfitury, sorbety czy owocowe serki.
Zasiedziałe w naszej kulturze kulinarnej szarlotki, makowce, pierniki czy serniki to bardzo dawne pożyczki z innych kuchni, ale tak udomowione, że przyznajemy im bez wahania status typowych słodkich wypieków kuchni polskiej. Zresztą polski makowiec i sernik to ciasta niepowtarzalne, przez wieki istnienia w naszej kuchni znalazł się sposób na uczynienie tych ciast typowymi dla naszej kuchni.
Dumą polskiego stołu bywały też zawsze rozmaitego rodzaju bułki i chleby. Nieczęsto obecnie pieczemy je w domu, a szkoda .Nie jest to praca bardzo trudna, a wiele osób przedkłada smak pachnącego, chrupiącego domowego chleba nad najwykwintniejsze torty.
– Mąka używana do wszystkich wypieków powinna być przesiana przez sito, aby usunąć wszelkie grudki lub zanieczyszczenia.
– Aby uniknąć wbicia nieświeżego jajka nie należy jaj wybijać nigdy bezpośrednio do ciast lecz na spodek lub do filiżanki.
– Naprawdę lśniącą, elastyczną i gęstą pianę ubić można tylko ze świeżych jaj. Zawsze też warto dodać szczyptę soli, dzięki której piana ubije się szybko i doskonale.
– W większości wypieków można zastąpić masło margaryną do pieczenia.
– Nie można zastąpić używanej do ciast kruchych śmietany jogurtem, gdyż ma on nieco inne właściwości.
Tort kawowy z orzechami
25 dag orzechów włoskich, 20 dag cukru pudru, 8 jajek, 1 cytryna, 3 łyżki tartej bułki Na krem: łyżek bardzo mocnej świeżo parzonej kawy, 30 dag masła, 20 dag cukru pudru, 100 ml likieru kawowego, masło, tarta bułka
Z żółtek i cukru utrzeć kogel-mogel. Dodać sok z cytryny. Ubić pianę z białek. Zmieszać zmielone orzechy, tartą bułkę, kogel-mogel i dodać ostrożnie pianę z białek. Tortownicę wysmarować masłem i wysypać bułką. Ułożyć w niej słodką masę i piec 50 minut w temperaturze 180 st. C. Masę kawową przygotować z masła, cukru i kawy Utrzeć na gładko. Wystudzony tort przekroić na dwa blaty skropić je resztą likieru kawowego i przełożyć połową kawowego kremu. Pozostałą częścią kremu wysmarować wierzch i boki tortu. Wierzch przybrać też połówkami włoskich orzechów. Mocno schłodzić przed podaniem.
Komentarze
Owszem,
Można masło zastąpić margaryną do pieczenia w wiekszości wypieków. Tylko po co? W książce Horacego Safrina „Przy szabasowych swiecach” jest anegdota o pieczeniu chały z tego co akurat pod ręką…..
Dobry piekarz radzi używanie masła niesolonego, gdyż te z reguły bywa świeższe niż solone.
Szrlotka w wersji „śniadaniowej” to znaczy z kruszonka na wierzchu.
Lekko kwaskowata.
Mniam.
Ja się nie bawię jestem Ciasteczkowy Potwór na diecie a Pan Piotr o tortach i wypiekach. Dawno temu pomieszkiwałem w Wiedniu i często chodząc po centrum zaglądałem do AIDY . Mają tam znakomite ciasteczka, a tortowe są najlepsze jakie jadłem w życiu. Wiedeńscy cukiernicy są jednymi z najlepszych. Może w jedną z najbliższych sobót jeśli finanse pozwolą wybiorę się do Wiednia by połazić i porobić trochę zdjęć Bilet na pociąg kosztuje nie tak dużo a przyjemności sporo
Panie Piotrze
O ciastach nie napiszę, bo nigdy mi nie wychodziły. Myślę, że serca w próby wypiekania nie wkładałem i dlatego takie beznadziejne rezultaty. No bo i jak z sercem wypiekać skoro za słodyczami nie przepadam. Czasem Wojtkowa coś upiecze i później obrażona chodzi, że nie jem, nie smakuje mi a ja po prostu nie gustuję w deserach-może czasem jakaś galaretka kwaśna z owocami, ale też raz na jakiś czas.
Piszę z podpuchniętymi od niewyspania oczami bo noc zawaliłem. Popołudnie było duszne, każdy ruch męczył. Znów roje komarów i meszek atakujących przepocone ciało. Wieczorem zaczęło grzmieć i coś niepokojącego zawisło w powietrzu. Siedziałem umęczony na ganku, zaniepokojone psy i koty wpychały się do domu a wokół grzmiało. W promieniu 30-40 kilometrów wokół wsi przetaczały się burze zatrzymując się nad Odrą. Wieś ucichła nasłuchując grzmotów dobiegających z daleka jak salwy armatnie zbliżającego się frontu. Byliśmy w jakimś dziwnym, martwym centrum wydarzeń – ani powiewu wiatru, ani kropli deszczu. O północy obudził mnie suchy trzask gradu uderzającego o szyby okna. Po chwili zadudniło jak werble o dach i rozpętała się nawałnica. Stare domy katowane wiatrem, deszczem i gradem przeżywają burze po swojemu: krokwie trzeszczą, w kominach wyje głucho, drzwi stukają no i ten niepokojący łomot lodu o dachówki. Prąd zgasł po kilku minutach więc stanąłem w oknie ze świecą i patrzyłem jak nawałnica targa koronami drzew i przygniata krzewy do ziemi. Patrzyłem i czułem się jakby stał tam, na zewnątrz i wystawiał pochylone, nagie plecy pod uderzenia ulewy. A na niebie szalała wojna, błyskawice bijąc poziomo, między chmurami oświetlały starcie frontów które dotarły nad wieś ze skandynawii i morza śródziemnego. Odra powstrzymywała burzę więc ze dwie godziny trwało zanim przebiła się nad jej korytem na wschód. Później znów cisza jakby przyroda chciała odpocząć po nawałnicy i dopiero nad ranem rozszczekały się na wsi psy a ja poczułem, że już po wszystkim i spokojnie zasnąłem. Ranek bez prądu ale za to słoneczny. Strat niewiele, raptem jeden trejaż obrośnięty pnącymi różami wyrwany z ziemi. We wsi sporo oberwanych dachówek i połamanych drzew. Droga do miasta jak slalom między oberwanymi konarami i wyrwanymi z ziemi brzózkami. Wielu ludzi będzie dziś miało pracowity dzień.
Pozdrawiam
Ja już wczoraj swoim przepisem weszłam w temat. Osobiście też nie należę do „słodkich pamprów” (jak mówią w Pyrlandii) , ale rodzinę mam łasuchowatą, więc produkuję słodkości często. Minął już co prawda czas kiedy to ciasta piekłam dopiero w niedzielę przed południem (2 blachy), bo kiedy piekłam w sobotę, to na niedzielę nic nie zostawało. Mało tego – tuż przed 17.00 regularnie rozpętywała się wielka awantura o to, kto był świnią i zeżarł ostatni kawałek. Dzieciaki jak to dzieciaki – jadły, a co zjadły to wybiegały, ale mój Mąż z miną absolutnie nieobecną i zupełnie automatycznie sięgając do talerza potrafił zjeść nieprawdopodobne ilości ciasta, a chudy był jak patyczek. Swego czasu stwierdziłam, że doskonałym wyjściem z ciastkarskiej opresji rodzinnej jest pieczenie ciasteczek. Są b. podzielne, a jeżeli 2 x w miesiącu poświęci się czas na upieczenie, powiedzmy, 3 rodzajów, to kilka spokojnych dni mamy jak w banku. Przewidująco dzieliłam wypieki na porcje, każdemu wręczałam papierową torbę albo salaterkę i zabij się kochanie : jak zjesz naraz, to jutro nikt ci nie da. Mam kilka specdjalności domowych – np kruche grzebienie, babeczki kokosowe albo orzechowe, chrust, rogaliki albo jabłka w szlafrokach, wafle z kajmakiem. Teraz piekę tylko na uroczystości albo jako prezent dla kogoś z rodziny. Obie z Anią jadamy raczej owoce, ewentualnie robimy desery z lodów, owoców, smietany i dodatków.
Pyro, pytalas o rade w sprawie medinilli, mam nadzieje ze zauwazylas moj wpis na ten temat i na cos Ci sie to przyda. A propos ciasteczek, to nie lubie zadnych suchych, chyba ze nadziewane galaretka porzeczkowa. Z dziecinstwa pamietam glupie zaklady o to, kto zje wiecej burych petitow (petit beurre) z musztarda (!). Albo gre w „chruszczowke” (od Chruszczowa). Polegala na tym, ze gracz wkladal reke do papierowej torby z kruchymi ciasteczkami, bral w dlon jedno ciasteczko i nie wyjmujac jej z torby pytal wspolgraczy „cale czy pokruszone?” Jezeli zgadujacy nie podal prawidlowej odpowiedzi, ciasteczko (cale lub pokruszone) zjadal rozgrywajacy. Nie musze chyba dodawac, ze wygrywal trzymajacy torbe. Zawsze.
Wojtku, z ust mi wyjales, bo przeciez tu ma byc kulinarnie, napisales o tej burzy, tak, ze az zazdrosc, dawaj te ksiazke, bo slina mi juz leci na takie opisy, u nas bylo podobnie w niedziele po poludniu, dlatego miedzy innymi Twoj tekst tak mi zagral, ze slodyczy, to chyba najbardziej lubie piwo i krwiste z rusztu, no i te tam morskie, wiec na temat plackow, nie moge sie wypowiadac, wpisuje sie wiec nie w temat, ale z przyjemnosci powiedzenia Wojtkowi, ze mi sie podobalo
Nemo. Dziękuję – dopiero teraz zobaczyłam tamten wpis. Kiedy czytałam wczoraj rano, to ostatnie było pocieszenie Alicji i rada, żeby dać roślinie szansę. Storczyka tej odmiany też mam i kwitnie mi po raz drugi, tym razem ma aż dwa pędy kwiatowe niezależne od siebie. Wyczytałam w książce, że po przekwitnięciu właśnie obciąć powyżej trzeciego oczka i tak zrobiłam Kiedy w tym roku wypuścił pierwszy pęd kwiatowy miałam zmartwienie – wszystkie pąki spadały, nawet te już dobrze wykształcone. Minęły trzy togodnie i wypuścił nowe pąki. O dziwo, rozkwitły niemal jednocześnie. Teraz przekwitają te najniżej zawiązane. Kiedy całość przekwitnie znowu przytnę na trzy oczka i dam panience w kwiaciarni (w moim bloku) do przesadzenia, a właściwie wymiany podłoża. Mówiła, że ma pół opakowania luzem. Ktoś mi mówił, że lepiej rosną w przezroczystych naczyniach – korzenie lubią światło, ale osłonka izolująca doniczkę od ściekającej wody jest i tak nieprzezroczysta.
Książka czeka na swój czas, czemu się nie dziwię bo przecież wydawca podejmuje ryzyko i musi się spokojnie zastanowić. Nie ma co ponaglać, jak mi Gospodarz radził, bo można zniechęcić. Przypomina mi to trochę mój wybór studiów. Dużo czytałem, nieźle pisałem i najpierw planowałem filologię polską. Ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jak mnie zmuszać będą do czytania jakiś opasłych bryków to pewnie książki znienawidzę. No i szczęśliwie wybrałem kompletnie luzacki kierunek wymagający niewiele pracy i ledwie odrobinę intelektu. Tym samym miałem wiele czasu dla siebie. Zabawne, bo moje przeczucie się spełniło. W akademiku mieszkały dziewczyny z filologii, które na skutek przymusu czytania straciły zapał do książek. Więc im streszczałem wieczorami przeczytane jeszcze w ogólniaku lektury. Jak sobie przpominam wyjątkowo zabawne było streszczanie Faulknera.
Dziś młoda kapusta – ulubione danie Torlina. Zrobię na słodko – kwaśno z dużą ilością koperku i mlodymi ziemniakami. Do tego szklanka maślanki.
Pozdrawiam
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Limoncello
Moje limoncello gotowe! Na dworze Zimna Zoska, do tego zimne limoncello, pasuje idealnie 🙂
I do tego jeszcze ciasteczka.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Ciasteczka
Robie je wprawdzie w adwencie i to w duzych ilosciach (ca 4 kg), bo goscie i domownicy wyjadaja je najpredzej. Sa bardzo kruche, delikatne (bez jajek) i nadziewane galaretka z wlasnych porzeczek.
Dziendobry,
ze slodyczy najbardziej lubie sledzie na slodko…
Trudno jest mi tylko przejsc obojetnie kolo swiezych paczkow z rozanym nadzieniem…
Slodkiego dnia, ja musze do pracy…
a.
Nie czytam Pana dzisiaj. To tortura, a ja musze uwazac z deserami.
Pozdrawiam,
Jacobsky
A ja rolmopsy! Nie na słodko i z dużą ilością czosnku.
Ale rozumiem tych, co to lubią sobie dać w słodki ząbek. Co do mnie, chętnie owoce – maliny, jagody, winogronko (i wino, i wino!).
W związku z tym wypada mi tylko dodać o kwiatkach – Pyro, żadnej rośliny nie wyrzucam, aż widzę, że wyraznie padła i nic jej juz nie uratuje. Kiedys nieopatrznie wyniosłam na podest bougenvillię, dostała taki zastrzyk ostrego słońca (zapomniałam, że wyniosłam!), że wszystkie liście opadły. Kikut stał gdzieś w kącie przy drewutni i z końcem września robiąc porządki, chciałam wywalić ostatecznie moje piękne drzewko półtorametrowe… a tu patrzę, pąki zawiązane! Od tego czasu tym bardziej się pilnuję.
Moja orchidea kwitnie od stycznia, już jej zostały tylko dwa kwiaty z tego pędu, ale drugi będzie lada tydzień gotowy do kwitnienia. Druga orchidea nie kwitnie od 3 lat, ale i nie zdycha, czasem wypuszcza liść. Trzymam, bo żyje i jest zielona.
http://alicja.homelinux.com/news/Orchidea.jpg
Zimna Zośka zimnawa, 10C, ale słońce wyszło, a w Polsce burzowo okrutnie, widać z opisu Wojtka.
Miłego popołudnia i podwieczorku, ja wybieram się po następne dwa krzaki jagód.
P.S.
Tort kawowy brzmi smakowicie i nieskomplikowanie. Zapisuję na boku – może kiedyś gościom…? A tak a propos czekoladowo – owocowe fondue jest bardzo pyszne, dla mnie pod warunkiem, że jest to gorzka czekolada, min. 70%
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Rolada
U mnie na podwieczorek rolada czarnolaska (Schwarzwälder) z lekkiego biszkoptu czekoladowego (4 zoltka, 2 lyzki cieplej wody, 120 g cukru, 30 g czekolady w proszku, 10 g kakao, piana z 4 bialek, 40 g maki, piec w temp. 220 °C, czas: 10 minut.) z bita smietana i wisniami z Polski.
Jeszcze się nie wybrałam…
Nemo, z Tobą rozmawiałam na temat pomidorów? Chyba tak – no więc wykiełkowały mi nasiona tych moich heritage żółtych cherry, zachowam nasiona na przyszły rok.
Za tę roladę pan J. by poszedł na piechotę gdzieś daleko. Czekolada i wiśnie – to dla niego jest TO !
Lecę!
Alicjo, zamawiam 10 ziarenek 🙂 Z moich 160 sadzonek pomidorow pozostalo 18 sztuk. Beda na uzupelnienie szkod po wczorajszej wichurze.
Gdyby ktos chcial piec te rolade, to blache nalezy wyscielic pergaminem. Po upieczeniu goracy biszkopt wyrzucic na sciereczke, zdjac papier i przykryc placek goraca blacha, do wystudzenia. Wtedy ciasto pozostanie miekkie i da sie bez problemu rolowac. Rolade z jasnego biszkoptu robi sie tak samo, tylko ilosc maki zwiekszyc do 80 g. Piane z bialek ubijac oczywiscie ze szczypta soli.
Witam wszystkich ponownie i dziękuje Panu Piotrowi za miłe powitanie.
Właśnie wróciłam z kursu dla weryfikatorów poprawiających prace maturalne i zostałam uraczona przez mamę obiadem zrobionym z przepisu Alicji – smaczne było 😉 Chociaż wszyscy tu lubią gotować chyba każdy przyzna mi racje, że dobrze jest dostać obiad pod nos i nic przy nim nie robić 😀 wiem, ze mam dobrze – wszystkie koleżanki mi tego zazdroszczą 😀
Co do slodkości – z całą pewnością należę do tych słodkich (śledzi nie cierpię 😉 ) pamprów z jawnymi cechami czekoladoholika (szczególnie jeśli jest to czekolada gorzka, albo środek slodki np marcepan, a reszta gorzka). Uwielbiam sernik w każdej postaci chociaż w domu z mamą ostatnio ograniczamy sie do paschy. Po co piec sernik (który czasem się nie udaje) kiedy można zrobic samą masę serową, dodać bakalii, polać gorzką czekoladą i wstawić do lodówki. Jedyny minus – coraz wiecej cm w biodrach. Ostatnio w coraz wiekszej ilości knajpek (w okolicach Starego Rynku w stolicy Pyrlandii) podają ciasto słusznych rozmiarów, którego prawie nie można zjeść. Często są to wypieki domowe (tak smakują). W sprzedaży są 3-4 ciasta i gdy się zamawia kawałek sernika to otrzymuje się po prostu kawał (nie kawałek) ma dużym talerzu w przybraniu z owoców i „lanej czekolady” wycięty z ciasta w kształcie tortu. Nie jest tak jak kiedyś – jakaś tam kostka, tylko porządny kawał, który można uznać za obiad (szczególnie gdy ktoś lubi słodycze) Coraz lepiej dzieje się więc w „państwie duńskim”.
Obok sernika mogę też pasjami jeść ciasto zwane u nas kruszańcem lub kruszonem. Prosty przepis pozwala je zrobić prawie o każdej porze roku (wiśnie można przecież wziąć z kompotu, mrożonki albo … ze spirytusu 😉 ) A kruszankę (część z kakao) robi sie w kilka minut. Potem ubić piane z białek (ze szczyptą soli jak Pan Piotr radzi) i ciasto praktycznie gotowe. Pychota… Chyba skończę te wynurzenia bo zaczyna mnie ssać w żołądku
Nemo,
będziesz miała nasiona jak w banku, jesienią.
Wykupili mi jagody, zostały jakieś badziewia nadłamane. Jeszcze jeden sklep mi ostał, zaatakuję pózniej. Tymczasem przeszła mała burza i Zośkę Zimną gdzieś pognało, a na dworze 22C, pochmurno i duchota, a tak pachnie konwaliami, że można dostać zawrotu głowy (dopiero dziś rozwinęły się pierwsze kwiaty). Jest ich niezliczona ilość, cała górka i naokoło domu.
Prąd włączyli przed pół godziną. Gdy się mieszka na wsi to takie drobiazgi niesamowicie cieszą.
Pozdrawiam i do jutra
Ps. Kapusta młoda z koperkiem super była.
Panie Piotrze,
Pański przepis na tort przeczytałam, przyznaję, z niejakim wzruszeniem.
Mianowicie, przypomina on bardzo przepis stosowany od kilkudziesięciu lat w naszej rodzinie, a „sprzedany” przez kuzynkę mamy, która wkrótce po wojnie zaliczyła roczną Szkołę Gospodarstwa Domowego prowadzoneą przez siostry zakonne w Staniątkach pod Krakowem. Ciotka zaliczyła tam lekcje gotowania, pieczenia, robienia przetworów, wyrabiania wędlin, lekcje szycia, haftu, koronek, savoir-vivre’u. Końcowy egzamin a zarazem ukoronowanie pobytu w szkole stanowił obiad z deserem, który uczennica przygotowywała od początku do końca (wraz z nakryciem stołu) i w trakcie którego pełniła obowiązki gospodyni. Ciotka nie zyje od lat wielu, a mamie się łezka w oku zakręciła…
Slodkosci jak najbardziej,to cos dla mnie!!!!
Sama robie i lubie bardzo biszkoptowa rolade z czekoladowa masa.A swoja droga mysle sobie ,ze gdyby przyznawano nagrody za najgorsze ciasta,to Holendrzy dostaliby grand prix za ciasto o nazwie „boterkoek”.Jest to skrzyzowanie zakalca z kupa cukru,brrrrrr!!!!!!!!!!!!
Pozniej przepisze przepis gospodarza.Dzisiaj nie mam niestety czasu.Czeka mnie bardzo dluuugi dzien,wiec pora udac sie na spoczynek.
Dobrej Nocy zycze 😀
O, poszli spać!
A ja po kalafiorku z wody + masełko i bułka zasmażone, do tego sałata mieszana, zaraz jadę do ostatniego sklepu po jagody (sadzonki).
nie wszyscy, no i co trafilas te chaszcze?