Zgadnij co gotujemy?(38)
Mimo, że firma zamknięta jest na patyk jak cała Polska, blog „Gotuj się!” funkcjonuje normalnie. Niech postronni widzą jak powinni działać. Jeśli więc dziś jest środa – to my mamy quiz. A nagrodą będzie tym razem książka, o której pisałem z zachwytem czyli „Historia świata w sześciu szklankach” Toma Standage wydana przez CiS. Naprawdę warto dziś się pospieszyć, by zdobyć tę książkę na własność. Zaś komunikat komu ona ozdobi bibliotekę podam w piątek, bo z mojej głębokiej Kurpiowszczyzny mam utrudniony dostęp do serwera „Polityki”.
Oto pytania:
1. Jak się nazywał prezydent USA, który był wybitnym smakoszem, znawcą win i posiadaczem zbioru win bordoskich, które dziś na aukcjach osiągają zawrotne ceny sięgające dziesiątek tysięcy dolarów?
2. Włoch, mediolański cukiernik i twórca łagodnego trunku przepełnionego delikatną goryczką, robionego z sokiem pomarańczowym i doskonałego jako aperitif w upalne dni to…
3. Wino konserwowane żywicą sosnową przez starożytnych Greków, by nie uległo zepsuciu podczas transportu, a dziś pijane w upalne dni nazywa się…
Na odpowiedzi, jak zwykle, czekam pod adresem internet@polityka.com.pl Kto pierwszy przyśle trzy prawidłowe odpowiedzi ten otrzyma książkę angielskiego autora z dedykacją i autografem jego polskiego kolegi czyli moim. Do roboty, bo czas ucieka. Nawet w długi weekend!
Komentarze
Wczoraj kupilam pierwsze w sezonie krajowe szparagi, z farmy o miedze stad. Amerykanskie cienkosze sprzedawane sa caly rok, ale wczorajsze byly grubasne, krotkie, tchnace swiezoscia i zdrowiem.
Zjadlysmy z E. po peczku na kolacje, obiecujac, ze powtorzymy to dzis na lunch. Wrzucilam tym razem ogonki do kompostownika, ale przy najblizszej okazji wyprobuje zupe Pyry, bo kocham zupe szparagowa, a nie wyszla mi cudownie, jak probowalysmy z Renata w ub. roku.
Jak opowiadam E. ze Polska jest dzis tez potega szparagowa, to slucha z niedowierzaniem i zaraz przypomina sobie w jakiej pogardzie byly przed laty baklazany i papryka, cukinie byly nieznane, a wszystkie jarzyny gotowane byly az do czasu, kiedy tracily kolor i sie rozpadaly, kiedy smazylo sie tylko na ceresie lub masle, a salate zaprawialo sie tylko smietana i posypywalo posiekanym jajkiem. Takie mamy czasami Wspopmnienia Emograntek z konkursami: ile kosztowala kostka masla niebieska, a ile czerwona, ile kosztowal tatar w dziale garmazeryjnym delikatesow na Marszalkowskiej po ile byly pomidory w zimie, a po ile cykorie. A gdzie dawali salatke z cykorii (w Kubusiu Puchatku). No, istne Latarnice (To na Dzien Polonii, choc sie za Polonie nie uwazamy. My jestesmy emigrantkami politycznymi, a nie jakas Polonia).
No, nic, ide na zakupy.
Przed chwilą odwiedził mnie kolega który prowadzi interesy we Włoszech Mąki semoliny nie przywiózł . Będzie za miesiąc. Ale dostałem nagrodę pocieszenia dużą butelkę wina z Piemontu Barbera – Duca di Canora . Jutro będziemy świętować 3 Maja
Wszystkim Polonusom (w damskiej odmianie takoż) – wszystkiego dobrego. Teraz już nie ma, Heleno, wychodźctwa politycznego.No, chyba, że będzie musiał wyjechać W.Cimoszewicz, L.Balcerowicz i kilkunastu innych. Cyt, nie mówmy o polityce. Pan Piotr cywilizuje Kurpiów i niesie w lud kaganek oświaty winnej, a jeżeli chodzi o ceny (nie tylko zimowe) to są warzywa niektóre nadal b.drogie – w tym cykoria, bakłażany, niektóre sałaty. Poza sezonem szparagów u nas nie ma, chyba, że mrożone. Strach pomyśleć ile by kosztowały chilijskie albo amerykańskie. Możesz, Heleno, powiedzieć, że pewniej mniej, niż w Londynie. I pewnie masz rację, ale ceny są mniej albo bardziej dokuczliwe w odniesieniu do ilości gotówki w portfelu i raczej trudno je porównywać „międzynarodowo”. Polacy nadal zarabiają m/w 1/5 tego, co ludzie na Zachodzie .Nie piszę tego z żalem czy zazdrością. Nie. Po prostu tak jest. Oczywiście są ludzie, dla których poziom cen nie ma znaczenia, ale ja odnoszę się do tzw przeciętnego obywatela. Całe szczęście, że i z tego , co jest da się zrobić sporo b. p;przyzwoitych potraw, a dobre gotowanie kosztuje tyle samo, co złe gotowanie. U mnie szparagi po raz kolejny będą jutro kiedy to moje dziecię wróci z wojaży. Dzisiaj sobie po prostu w charakterze obiadu gotuję jajka i zamierzam zjeść je z chrzanem sałatką pomidorową i kromką chleba. na kolację dopiero zrobię sobie coś gotowanego – może zapiekankę makaronową a la pizza? Dawno nie robiłam. Też wybieram się na zakupy, bo niemal zapomniałam o jutrzejszym święcie i zostałabym bez pieczywa, masła i wędlin.
Pyro
Jestem Kurp nie cywilizowany bo na żadne z pytań Pana Piotra odpowiedzieć dziś nie potrafię 🙁 . Do Pułtuska z Ostrołęki godzina jazdy autobusem. Do Tykocina bliżej Panu Piotrowi przez Wyszków i naszego nadnarwiańskiego grodu nie odwiedził, a byłoby zapisane w grubej księdze złotymi literami, a i prezent powitalny by się znalazł … Wszak Kurpie honorowe plemię.
Ja tam Pyro nie wiem czy jestem przeciętnym obywatelem ale przepłacać nie lubię. To wstawanie ranne na zarobek tyle mnie kosztuje zdrowia, że liczę wydawane pieniądze. Nie znaczy to iż jestem sknerowaty bo lubię dobrze zjeść i się zabawić. Po prostu nie pozwalam się oszukiwać. Ostatnio zamówiłem w knajpie sałatkę (17 zł) z tuńczyka, sałaty, fasoli białej, czerwonej i oliwek. Podali mi glamzę z fasoli rozgotowanej i tuńczyka rozgniecionego. Ani jednej oliwki! Szurnąłem talerzem, parę ostrych słów do kelnerki i wyszedłem nie płacąc. Koniec tolerancji dla papraków!
Pyro moje wczorajsze wypieki i kwiaty dla Alicji
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Mis2/Ciasto_drozdzowe/
A w Hiszpani jakie te ensalady są piękne! Sałata krucha, pomidorek, ogóreczek w odpowiednie plastry pocięty, tuńczyk w zgrabnych kawałkach, gęsto od oliwek. Do tego jajo gotowane wtulone w warzywa, szynka na słońcu suszona w zgrabne paseczki pocięta, ser pikantny na zewnątrz. Aż szkoda dzieło kucharza burzyć mieszając. I oliwa do tego i ocet winny wg uznania! Pachnie, oczy cieszy i też za 4 – 5 euro czyli za 17 zł. A tu glamzę podają na odczepnego!
Ironia losu polega na tym, ze tu zielenina sprowadzana z Ameryki czy Peru jest czesto tansza niz jarzyny hodowane za miedza – ma to cos wspolnego z okropna europejska polityka rolna. U mojego zieleniarza peczek amerykanskichs szparagow kposztowal cala zime jednego funta (5.70 zl) , teraz peczek szparagopw z hrabstwa Kent kosztuje 2.
Tanbiej z jakiegos powodu jest sprowadzac zima jablka z Chin, niz skladowac jablka angielskie. Anglia byla kiedys krajem sadow jablek – wszystkie najleopsze gatunki nosza przeciez angielskie lub szkockie nazwy. Dzis nieliczne sady, ktore przetrwaly daja jablka w 80% na tloczenie, na sok i na cydr, bo przechowywanie ich pochlania za duzo energii, taniej jest dowozic. Rzad amerykanski nie subsydiuje rolnictwa tak jak czyni to Unia (teraz jeszcze doszla, niestety, Polska) i dlatego tam wszystko jest lokalne, procz niektorych owocow tropikalnych. Pamietam kiedy przyjechalam do USA prawie 40 lat temu i jarzyny i owoce, hodowane wowczas bardzo bardzo inensywnie mialy duzo gorszy smak niz europejskie, czestro wogole smaku nie mialy. Ale to sie z latami zmienilo i w tej chwili kiedy idziesz na bazar, to widzisz na jednym stoisku 40 gatunkow roznych baklazanow – bialych, brazowych, blekitnych, rozowych, zoltych, we wszyatkich ksztaltatch i rozmiarach. Kiedy w ub. roku zapytalam kramiarza skad sie biora wszystkie te „nowo wymyslone” gatunki baklazana, byl oburzony moja ignorancja: Alez sa to bardzo stare gatunki, tylko one zle przechowuja sie na polkach w sklepie, dlatego widzi sie tam tylko jeden rodzaj baklazana!
W Europie juz tego nie widac nawet na bazarach, Unia narzuca stnadardy i pare lat temu okazalo sie np. ze nasz nastepca tronu, ktory jest rolnikiem ekologicznym ma na swej farmie „nielegalne” jablonki, nie majace „euroipejskiej licencji”, ktora kosztuje ok. 2 tysiecy dolarow na kazdy gatunek nieprzewidziany w spisach unijnych, Niebawem w Polsce karani beda gospodarze, ktorzy posiadaja w swym ogrodzie pare drzewek papierowek, bo takie jablko oficjalnie nie istnnieje. Tak sie dzieje, kiedy jest za duzo panstwa, w tym wypadku UE.
Oczywiscie, ze nie jestem Polonia. Wyjechalam jako emigrantka polityczna i nie stalam sie Polonia z chwili upadku komunizmu. Pamietaj, ze mi odebrano paszport i nikt mi go jak dotad nie zwrocil (to zmaczy ja sama moge napisac podanie z „prosba” o przywrocenie mi obywatelstwa, ale ja juz zlozylam przysiege na wiernosc Stanom Zjednoczonym i przyseiga jest przysiega, nigdy bym takiej prosby nie zlozyla)
Poza tym podejrzewam, ze to „swieto” Polonii zrodzilo sie w glowie jakiegos ministra, ktory szukal okazji przejcehac sie zagranice za Twoje, Pyro, bo nie moje, pieniadze.
To prawda, ze my tu zarabiamy wiecej, ale tez mamy troche inne ceny niz w Polsce – wypadl mi teraz kawalek plomby i wydrapanie starej i zalozenie nowej bedzie kosztowalo 200 funtow (ok. 1200 zl). Za wizyte u weterynarza i jeden zastrzyk zaplacilam w ub. tygodniu 194 funty, a zastrzyk musze powtorzyc za dwa tygodnie. W POlsce za te pieniadze moglibysmy z kotem miec po operacji plastycznej dla kazdego ;)))
Ja sama na „powazne” leczenie jezdze do Polski, bo po cwierc wieku dobrze platnej i prestizowej pracy w tym kraju nie stac mnie na ortodontyka .
Good for you, Wojtek! Nalezy w restauracjach zwracac jedzenie, jesli nie odpowiada elementarnym normom. TYlko nie rob awantur kelnerkom, kaz przyproiwdzic do stolu kucharza. Kelnerki nie sa nic winne – mowie to jako ktos, kto przez cale studia przepracowal jako kelnerka i wie jak im slabo placa.
Miś 2. Tulipany przepiękne i placek drożdżowy, jak malowany. I Wojtku, Misiu – chyba ja coś niewyraźnie napisałam albo co? Chodziło mi o to, że ceny z różnych krajów są nieporównywalne, a Polacy nadal zarabiają więcej, niż skromnie. I że są, być może, osoby , dla których cena np bakłażanów nie gra roli, ale dla większości jest to problem. A naciągany nikt nie lubi być. Inna rzecz, Wojtku, że gdyby tę sałatkę zrobić na poziomie hiszpańskim, to ona powinna kosztować ok 27 złotych (cena szynki suszonej, tuńczyka, oliwek , dodatków) za 17 złotych on Ci nie mógł dać więcej – inna rzecz, że nawet to, co dał, mógł staranniej podać.
Pyro skład tej sałatki wyczytałem w karcie i dlatego ją zamówiłem. Oni mnie po prostu usiłowali naciągnąć. Co innego napisali a co innego podali i to w paskudnej formie. Mnie to wzburza, bo przecież na smak życia składają drobiazgi i ulotne wrażenia – posiłki w barach, czystość na ulicach, uśmiechy na dzień dobry. A tu z jednej strony mitomańskie plany a z drugiej rzeczywistość skrzeczy.Napisałem o ensaladach hiszpańskich po to by zobrazować jak się podaje jedzenie gdy się swój zawód lubi i klientów ceni. Ceny 4-5 euro za ensaladę są prawdziwe w barach dla przeciętnych Hiszpanów. Przecież szynki dają tylko odrobinę dla smaku a tuńczyk jest tam powszechny i tani.
Heleno masz rację, powinienem oprawić kucharza.
Pozdrawiam
A propos wpisu pani Heleny: mnie intrygują natomiast warzywa, znane przynajmniej mnie, tylko ze starych książek kucharskich ( i takich też czasów), a to:topinambur, skorzonera, salsefia, pasternak, rzepa.. Dziś – ze świecą szukać. A przynajmniej rzadko kiedy są w sprzedaży, naprawdę rzadko. W książce kucharskiej mojej mamy, wydanej we wczesnych latach sześćdziesiątych znajduję mnóstwo propozycji podania tych własnie warzyw. Innych zresztą też ogromne ilości. I potrawy w ogóle takie jakieś jakby dla delikateniejszych podniebień, subtelniejsze, skromniejsze (kto dzisiaj zadowoli sie obiadem zrobionym z ziemniaków i duszonej kalarepki w sosie? musi być mięcho). Choć znalazłam też i budyń z kapusty:). A takie szparagi to w ogóle tam na porządku dziennym, w tej książe mojej mamy..
Kochani! Szparagi najlepsze (i najtansze) sa prosto z pola. W mojej „galerii” polecam ilustracje do tematu. Sorry za oprawe estetyczna. Posilek gotowany byl przed namiotem na kuchence benzynowej, a za stol posluzyl pojemnik na sprzet biwakowy. Wino bylo lokalne, muzyka serwowana przez miejscowe slowiki, oswietlenie:Wenus+ksiezyc w drugiej kwadrze. Szparagi kosztowaly 2,5 euro za kilogram wybranych osobiscie pojedynczych sztuk ze straganu. Miejsce akcji:poludniowa Prowansja, czas: tydzien temu.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria
Poprawiam adres galerii, zeby sie otwierala we wlasciwym miejscu.
Pyro zgadzam się z tym, że zarabiamy mniej ale przyznasz iż płacimy często dziwacznie. Jak można wytłumaczyć czterozłotową różnicę na kilogramie tych samych pomidorów (8 – 12 zł) sprzedawanych na ulicznych stoiskach. Albo przysłowiowa cenam kilograma żywca? Przecież świnia po przerobieniu na gatunkowe mięsa niebotycznie rośnie w cenie. Kupuję smaczne kiełbasy i mięso na stoisku zaprzyjaźnionej pani, która sprowadza je spod Krakowa – produkty są tańsze i zdecydowanie lepsze niż barachło w masowej sprzedaży. Jak to możliwe, że kiełbasy z drobnej masarni przewożone przez całą Polskę są tańsze niż tutejsza, masowa produkcja? Więc na standart naszego życia nie składają się tylko niskie zarobki ale również powszechne oszukańcze praktyki.
Pozdrawiam
Ps. Cynaderek nigdzie nie mogę kupić, jakby się pod ziemię zapadły. Szkoda, bo Twój przepis wydrukowałem i prztwierdziłem magnesem do lodówki jako sprawę pilną i ważną.
Wyszło szydło z worka Jestem Kurp niecywilizowany i w dodatku Zielony . Wstyd się przyznać ale nigdy nie jadłem szparagów . W piątek pobiegnę na rynek i poszukam ale może nie być bo Kurpie Zielone za zielonym to nie bardzo . Kawał świniaka w kapuście czy w postaci schabowego to i owszem. Trzeba będzie się ucywilizować …
Dzień dobry,
piękne śniadanko u Misia2 na tacy (kieliszeczek becherovki na potem?) aż pachnie – szkoda, że nie da się tego skompresować w jakiś mp3 czy inny ogg format i udostępnić chętnym…
Przedwczoraj były szparagi zapiekane z szynką i parmezanem, wczoraj zupa wg.Pyry.
Dzisiaj – jeszcze nie wiem, przegląd lodówki może?
Nemo, oprawa estetyczna jak najbardziej porządna, co ty chcesz? 🙂
Ba, Prowansja!
Prowansja znajduje sie w Raju.
Heleno, ja tez pamietam „mroczne czasy komuny” i siermiezny asortyment warzyw w handlu. Takie pojecia jak baklazan, roszponka, salcefia, endywia byly abstrakcyjnymi obrazkami w „Kuchni Polskiej” wydanej w 1960 roku i wertowanej namietnie przez cala rodzine. Mam ja zreszta dotad i pozniejsze wydania nie osiagnely nigdy jej poziomu.
Moja Mama, wierna czytelniczka „Przekroju”, gdzies na poczatku lat szescdziesiatych wziela udzial w akcji tego pisma rozpowszechniajacej malo znane warzywa. Akcje lansowal Jan Kalkowski, redaktor rubryki „Jedno Danie”.
Redakcja wyslala chetnym probki nasion i tak w naszym ogrodzie i w menu pojawila sie krucha salata, skorzonera, brokuly i melony (!) i juz zen nie zniknely. Tu, gdzie mieszkam, endywie i roszponke jada sie przez cala zime, a w Polsce nadal te przemyslowa „Iceberg”, ktora nijak sie nie ma do tamtej kruchej. W tamtych czasach do smazenia uzywalo sie (w moim domu) oleju sojowego i arachidowego oraz masla lub smalcu (odpowiednio do rodzaju smazonego produktu), ciasta robilo na masle (czerwonym), paczki smazylo na loju wolowym, nigdy nie kupowalo sie ceresu, a nie bylismy wcale zamozni.
Cos z tym naciąganiem jest – w mojej desce są 4 sklepiki spożywcze, całkiem dobrze zaopatrzone. No, może żeby kupić jakieś ekstra sery czy wędliny, trzeba udać się dalej, ale produkty podstawowe są i to w niezłym wyborze. Pęczek 0,5 kg ładnych szparagów kosztował w poniedziałek 5,70 u p. Jurka, a 7,50 u p. Macieja. Ki diabeł? Przecież to spora różnica. Okazało się, że p. Jurek od lat kupuje szparagi i kalarepę u tego samego producenta , ma znakomite i dużo tańsze. Dzisiaj odpoczywa i szparagów nie kupiłam.
Prowansja – Helena pisze, że w raju. Tak sobie myślę, że gdybym kiedyś rzeczywiście wygrała w totka (tak 4 krotną kumulację) , to :
1. Co najmniej 3 miesiące w roku sędzałabym w Toskanii albo Prowansji albo na Krymie (jeden z najpiękniejszych zakątków świata),
2. otwarłabym sklep pod nazwą „Piękny stół” – obliczony na handel niszowy. Tylko wytwory z najwyższej półki : porcelana z manufaktury kopenhaskiej, Rosenthal, itp, różowe szkła francuskie, czeskie i irlandzkie kryształy, włoskie majoliki, polskie kamionki + dział bielizny stołowej + dział sztućców i i utensyliów + meble stołowe, a wszystko to pięknie zaaranżowane, kwiaty, stoliczki z kawą, herbatą i ciasteczkami dla klientów, a w podziemiu spory dział antykwaryczny , ale też tylko z tym, co do „stołu”. Taki sklep nieco teatralny, gdzie w wbudowanych w ściany gablotkach stoją piękne storczyki w starej, srebrnej wazie, albo bluszcz zwiesza się z wielkiego, mętnego już nieco kielicha – karczmiaka. A co? Pomarzyć nie wolno?
Pyro musimy zagrać w totka gdy będzie duża kumulacja. Mam dokładnie takie same marzenia . Na dobry sklep z porcelaną w moim mieście troche a mało klientów. Ale obrazy mam bardzo ładne…
Ech, Heleno, nie przypominaj mi Prowansji. Za ładne wspomnienia, półtora roku życia. Wciąż od czasu do czasu śni mi się Tuluza. Po sześciu latach od powrotu.
Droga tulipanno,
Te „egzotyczne” warzywa o których piszesz były niejednokrotnie przedmiotem dyskusji na tym blogu. Sprawdź wpisując nazwę warzywa w pole przeszukiwarki u góry w prawej szpalcie na głównej stronie bloga.
Jeżeli trudno je kupić a ma się akurat szczęście posiadać kawałek ogrodu to na upartego można je sobie wyhodować. Kupno nasion nie stanowi problemu, bo jak nie w Polsce to w pozostałej internetowo-wysyłkowej Europie.
Nie jest to zapewne rozwiązanie dla każdego ale…
Mis 2. Ten sklep miałby szanse w tej przebrzydłej Warszawie albo (gorzej już) w Krakowie. Mój Poznań jest zbyt praktycznym miastem, żeby płacić krocie za towar tak kruchy. Owszem, mógłby być w Poznaniu ale dla przyjezdnych. Obawiam się, że to trochę mało. I trzeba by wydawać dobry katalog wysyłany imiennie do VIP-ów, ludzi kultury, ambasad, szefów korporacji itd itp. No i przestrzeń potrzebna (bo i Twoje obrazy w bocznej galerii, co?) Więc grajmy kiedy jest naprawdę potężna kumulacja.
Jak najbardziej – marzenia czasem się spełniają!
Kawałek mojej wiosny na górce o 10 rano dzisiaj:
http://alicja.homelinux.com/news/02.05.2007/
Pyro
Wiem coś o tym jak wygląda handel kruchościami porcelanowymi w Warszawie . Pies z kulawą nogą tam nie zagląda a dzienne utargi w salonie R czasem nie przekraczają stówki. Czynsz , który trzeba zapłacić za dobry lokal w centrum powyżej 8 tysięcy, jeszcze do tego dwie eleganckie panienki i widać na dłoni na czym polega kruchy biznes. Cudowne rozmnażanie pieniędzy. Biznes dla elit z Pruszkowa lub drugiej strony Wisły.
Do Misia2 (i do innych oczywiście też)
Jak wynika z Twoich wpisów Kurp Zielony też jest ciekawy nowych smaków. No to rusz do sklepu po szparagi. W te wolne dni majowe kupowałem je w Pułtusku w Lidlu po 8 zł duży pęczek. A robiłem je na dwa sposoby. Pierwszy – podstawowy – to gotowane we wrzątku posolonym i posłodzonym (2 do 1) przez 15 – 20 min. Pod koniec trzeba próbować by się nie rozgotowały. Potem odcedzić i ułożone na pólmisku polać zrumienią na maśle tartą bułką. Drugi jest trochę bardziej skomplikowany:
Szparagi w wołowinie
30 dag wołowiny, pęczek szparagów, 30 dag zielonego groszku, sos sojowy, olej, sól, pieprz
Wołowinę pokroić cienko wzdłuż włókien i posypać pieprzem oraz skropić sosem sojowym. Szparagi obierając przykroić by były nieco dłuższe niż szerokość plastra wołowiny. Teraz obgotować je krótko w osolonej wodzie. Po trzy szparagi owijać w plastry mięsa i spinać wykałaczką lub szpadką. Na rozgrzanej patelni obsmażyć w oleju zielony groszek. Posolić go i wyłożyć na półmisek. Na tej samej patelni usmażyć wołowinę ze szparagami polewając sosem sojowym. Usmażone mięso wykładać na pólmisek z groszkiem i szybko podawać.
Na poczatek powinno wystarczyć. Ale jak kucharz ambitny to inne przepisy są w naszej witrynie i wielu książkach.
Warto do tego wypić odrobinę białego, łagodnego, ale wytrawnego wina.
Na koniec dodam sprawozdanie z dzisiejszej wędrówki po naszych okrawkach Puszczy Białej. Już po godzinie marszu zmykaliśmy do domu. Obok ścieżki, którą wędrowaliśmy we dwoje z Basią najpierw rozległ się trzask łamanych gałązek, potek ostre chrumkanie, a w końcu ukazała nam swoją zdesperowaną „twarz” wielka locha, która bardzo niechętnie patrzyła na nas z odległości trzech metrów. Warchlaków nie zdążyliśmy spostrzec, bo zawróciliśmy (oczywiście na rozkaz Basi) i godnie oddaliliśmy się w stronę domu. Jutro spróbuję udać się na obserwacje bez towarzystwa.
Dziką świnię obserwować można, tylko potrzebna jest drabina . Tak na wszelki wypadek gdyby próbowała się z nami zaprzyjażnić 🙂
Miś 2. Jesteśmy w sytuacji bez wyjścia – nie ma mowy, żeby nas było stać na taki czynsz. Byłeś kiedyś w Świnoujściu? Tam po starym, zburzonym w czasie wojny kościele pozosta.ła w centrum miesta wielka, zegarowa wieża. To byłoby to, co tygrysy lubią najbardziej. Niestety Świnoujście daleko i dojazd, że hej. Taki obiekt przydałby się w promieniu maks. 50 km od W=wy. Ty się rozejrzyj po okolicy. i W NASZYM SKLEPIE ŻADNYCH FERTYCZNYCH QUASI MODELEK, PRZECIWNIE, DYSTYNGOWANY PAN O POSIWIAŁYCH SKRONIACH, SIWOWŁOSA, ELEGANCKA PANI. eWENTUALNIE DOBRZE ZAKONSERWOWANA 40 LATKA.
Skronie może posiwieją ale włosy już wyszły…
Jeśli 50 km od Warszawy to może być Pułtusk. Pan Piotr będzie przjeżdzał rowerem na kawę i zapewniał nam klientelę jako osoba znana na całym świecie . Promocje jego następnych książek będzie robił u nas , co się będzie włóczył po jakiś Wrocławiach. 🙂 Możemy nawet nazwać nasz biznes jego imieniem. Portret namaluje kolega , ja oprawię w złoconą ramę.
Mam wydziergać kilimek na scianę? Potrzebne mi jakieś nowe wyzwanie 🙂
Pyro, jak sie zaklada biznes, to sie na ogol nie ma pieniedzy na wszystko – musicie przekonac bank, ze warto jest dac Wam pozyczke na wygodnych warunkach, bo macie dobry biznes-plan. A zawsze warto jest scigac marzenie.
Mialam kolezanke w pracy, maszynistke, ktora marzyla o wlasnej restauracji, nie majac zadnych doswiadczen. Jolka rozwiodla sie z mezem, odeszla z pracy, a co dostala po podziale majatku zainwestowala w restauracje LaYola. W najgorszym okresie jaki byl, kiedy to 8-9 nowych biznesow na 10 plajtowalo. Jolka sama szyla firanki do tej knajpy, sama myla podloge i szantazami zmuszala znajomych do naprawiania lodowki w kuchni. I restauracja przetrwala. Po pietnastu latatch Jolce sie ona znudzila, wiec ja sprzedala, i zaczela handlowac nieruchomosciami. Ostatnio spotkalytsmy sie na pogrzebie Witka Leitgebra i poszlysmy na wodke. Jolka jest milionerka, traktuje mnie, bless her, poblazliwie i zaprasza nas z E. do swej willi na Algarve – gdzie ma sluzbe i szofera. Od czasu pierwszego meza miala juz trzech nastepnych i ten najnowszy jest absolutne cudo, bardzo mi sie podoba. Skromny, pracowity, uroczy.
Takze – przemyslcie sobie ten biznes. Ja bym nie rezgnowala z marzen.
Aluniu, kilimek mile widziany, ale Helena podrzuca nam jakieś trucizną podlewane poparcie. Sama myśl,że mój wymarzony sklep miałby się skończyć następnym mężem, odrzuca mnie od pomysłu. Miś 2., a Tobie by się kolejna żona marzyła? O, nie Heleno. Absolutne desinteresment z mojej strony. (:)
Chciałam zrobić uśmiechniętą buzię, a nawet przymrużone oko – i nie wyszło. Miś 2. Ty się włosami nie przejmuj, może w Twoim wypadku liczą się inne walory.
Heleno, jak by co to jestem do wzięcia . Skromny , pracowity , uroczy . Istne cudo .
Jest mała prośba . Przyszła ukochana powinna mieć domek ze służbą i szoferem , bo ja nie mogę prowadzić samochodu.
Ps
Wysportowany to może nie jestem ale 10 lat młodszy od Torlina 🙂 🙂
Pyro Mnie się marzy pierwsza żona , dopiero potem mógłbym się zastanowić nad następną
;)) :))
Jeszcze jeden szparagowy przepis, choc juz pewnie nikt o nim nie poczyta…
Po prostu z piekarnika, na blasze lekko skropione oliwa. Krotko, moze 10 minut.
A potem zjesc z goracym jajkiem ugotowanym na twardo rozciapcianym z oliwa i gruba sola na talerzu… Mniam.
ciao,
a
Nie obgotowac lekko przed wsadzeniem do pieca?
Jest drugie piskle poczete!
Nie, Heleno, obgotowanie niepotrzebne, szparagowy smak nie wycieknie tym sposobem do wody, zobaczysz…
pa,
a
A do tej kawiarni to mam rzeźbę. Prawdziwy antyk. Mój wuj rzeźbiarz,wówczas student sopockiej ASP, wygrał w 1949 roku konkurs wystawiając popiersie siedmiolatka czyli moje. Potem rzeźbę podarował mi na kolejne urodziny. Stoi na pensjonarce jak na postumencie, a wnuki czasem pokazują ja kolegom mówiąc: to jest grobowiec dziadka. Kawiarnia może nazywać się z kurpiowska – Chez Pierre.
Ale wszystko może się zawalić, bo dzis znów idę do tej ostoi dzików. Bardzo chcę zobaczyć warchlaki. I mimo rad Misia2 idę bez drabiny!
No widzisz, Miś 2. Nie tylko nasz sklep „PIękny stół”, galeria Misiowych arcydzieł, ale jeszcze nam kawiarnia przybyła. Kto się do nas przyłączy, by poprowadzić kawiarnię Piotrową?
Ja jako wieloletni sekretarz Herbatka w Ministerstwie Dziwnych Kroków mogę kawę serwować . Nawet mam profesjonalny sprzęt prosto z PEWEXu. Wszyscy goście, którym serwuję kawę w starej porcelanie w mojej galeri mówią , że najlepsza w mieście 🙂