Zgotuj sobie sukces
Lepiej by chyba brzmiała fraza: Ugotuj sobie sukces – ale niech tam. Grzegorz Kazubski, wybitny kucharz i szef ośrodka szkolenia HoReCa w Makro, już po raz drugi zorganizował konkurs dla młodych kucharzy. Wystartowali w nim uczniowie 55 szkół gastronomicznych z całej Polski. Po eliminacjach, do finału zakwalifikowano najpierw 24 a potem 12 dwuosobowych zespołów. Wśród nich było – po raz pierwszy kilka dziewcząt. Wszyscy uczestnicy mieli identyczne warunki – otrzymali od międzynarodowego jury pudełka Black Box, w których znalazły się: sum europejski, cielęcina, ziemniaki, makaron tagliatelle, pomidory, burak czerwony, por, poziomki, cytryna, ciasto francuskie, pomidory cherry, pieczarki, koper i kolendra. Zadaniem zespołów było przygotowanie z otrzymanych składników w ciągu 1,5 godziny 6 przystawek i 6 dań głównych, które zostały następnie ocenione przez członków jury pod względem wizualnym oraz smakowym.
W tym roku jury było w całości zagraniczne, m.in. szef światowego stowarzyszenia kucharzy oraz wybitni kucharze z Norwegii, Szwajcarii i paru innych krajów.
Było także drugie jury – składające się z krytyków kulinarnych, do których dołączono równie znanego jak Kazubski szefa kuchni – Roberta Sowę. Robert od paru lat nie wychodzi ze studia telewizyjnego czy radiowego a także pisuje w wielu pismach. Można więc uznać go za żurnalistę kulinarnego i to wysokich lotów.
Sąd dziennikarski przyznawał nagrodę za kreatywność czyli pomijał zdarzające się niedoróbki i potknięcia młodych adeptów patelni i interesował się wyłącznie czy zawodnicy potrafią popisać się fantazją wychodzącą daleko poza ramy normalnego programu szkolnego. I takie walory dostrzegliśmy u dwójki uczniów warszawskiej szkoły gastronomicznej.
To dania naszych laureatów
Wszyscy jurorzy czyli Robert Sowa, Monika Kucia, Maria Burska, Edyta Czerwińska oraz Barbara i ja mieliśmy jednych faworytów. Przyznaliśmy nagrodę za Największą Kreatywność zdobywcom II miejsca w konkursie głównym – Dominikowi Kowalczykowi i Danielowi Makulskiemu.
Szkoła jest dość sztywna, a w takich konkursach, jak ten, młodzi ludzie mają więcej swobody. My, jako jury komplementarne patrzyliśmy nie tyle na profesjonalizm, ile na kreatywność i fantazję, wybaczając młodym drobne potknięcia, a Dominik i Daniel potrafili wyjść poza ramy i wzbić się w powietrze, szukając nowych smaków i rozwiązań.
A teraz informacja najważniejsza: Zwycięzcami drugiej edycji konkursu zostali:
1 miejsce 10 000 zł
Zespół Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich nr 2 z Warszawy: Michał Szcześniak i Ariel Świstak, pod kierunkiem Agnieszki Hryczuk
2 miejsce 6 000zł
Zespół Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich nr 2 z Warszawy: Dominik Kowalczyk i Daniel Makulski, pod kierunkiem Bożeny Juzaszek
3 miejsce 4 000zł
Zespół Szkół Gastronomicznych z Gorzowa Wielkopolskiego: Bartłomiej Pawlikowski i Kamil Skarżyński, pod kierunkiem Dawida Szkudlarka
Grzegorz Kazubski, główny organio9zator konkursu, jest przekonany, że tegoroczni laureaci będą (podobnie jak ci z ubiegłego roku) reprezentować Polskę na mistrzostwa świata młodych kucharzy. A ja wierzę, że będą z nich prawdziwi mistrzowie. I mówię to z pełnym przekonaniem. W dodatku mam w tym własny interes. Bo bardzo chcę jadać nowe dania u nowych kulinarnych tuzów.
Komentarze
Gospodarzu – wierzymy Ci na słowo, ale zlituj się: napisz CO oni z tych składników ugotowali. Co zwyciężcy i v-ce zwycięzcy zrobili z cielęciny z burakiem i poziomkami? Słowo daję – ciekawość mnie zżera.
Rano doczytałam wczorajsze popołudniowe wpisy i wrócę jeszcze na chwilkę do gęsi. Kiedy ubiegłej jesieni byłam z Jotkami w Berlinie, Dorotol prócz gęsi pieczonej uraczyła nas zupą grzybową gotowaną na podróbkach gęsich – znakomita ta zupa była o bardzo wyważonym smaku (ani gęsina, ani grzyby nie dominowały nad resztą składników) a całość była harmonijna i smakowita.
Pyro jestem w locie do Nidzicy. Mogę w jednym zdaniu powiedzieć, że poziomki wykorzystywali do sosów a buraki w plasterkach podmarynowane do kotlecików. Był też sum w cieście francuskim.
Skoro do taqkich np.wątróbek serwuje się sos malinowy,tak dlaczego
nie zrobić sosu poziomkowego do cielęciny ?
U nas wczoraj nie było poziomek,ale był ananas :
http://picasaweb.google.com/zosiarusak/DropBox?authkey=Gv1sRgCIm61o_F4aTIWg&pli=1&gsessionid=lL878A506JrbSCVn3JNxug#5529272840479897922
Miłego tygodnia dla całego blogowiska !
Śliczny stół, Danuśka. Czy ktoś wie, co z Cichalem? Wylazł z choróbska, czy nadal leżakuje? O, i Żaba musi Bieg Hubertusowy sprawozdać!
Zanim się odmelduję do innych zajęć, jeszcze o bieżących obyczajach weselnych. Krystyna pisała o „stole myśliwskim” zaś Eska z okazji wesela syna we wrześniu, szykowała „stół wiejski” (widać co w okolicy do zdobycia, to stanowi ozdobę wesela). Na tym stole były piramidy kiełbas wędzonych, szynki, galarety z nóżek, chleb wiejski i „smoloszek ze skrzyczkami” – jak to w Pyrlandii mówią. Eska twierdzi, że goście rozdrapali dobrocie w mig i doszczętnie.
Też bym chciał, żeby mnie ktos zaprosił do takiego stołu…
Czasu coraz mniej. Kampania wyborcza przesłania świat prawie. Dzięki pięknemu słońcu przyświecającemu od paru dni bez zakłóceń mimo braku czasu coś z tego świata jeszcze widać. Do tego i słychać, bo Konkurs wszedł w fazę decydującą. Na sąsiednim blogu tylko o tym, a i sam zarywam noce, żeby posłuchać, czego nie zdołałem na żywo. Poziom konkursu w tym roku zaiste bardzo wysoki, więc nie gniewajcie się, że o nim wspomniałem, gdy na tapecie konkurs zupełnie inny, a kto wie, czy nie równie ważny.
Sum europejski z cytryną i koprem, carpaccio z buraka, cielęcina po zurychsku, tarta z poziomkami… mniam 😉 Czy do dyspozycji była śmietanka, jaja, mleko, czosnek, cebula, wino?
Ciemność widzę i wyłysiałe drzewa we mgle 🙁 Zimno.
Przeleciałam trochę zaległości blogowe, dwa tygodnie to kawał czasu…
Marialko,
smutno mi z Tobą. Pocieszaj się myślą, że dałaś Twojej Mamie więcej, niż ktokolwiek inny byłby w stanie. Walczyłaś dzielnie, życzę Ci wiele siły do pogodzenia się z nieuniknioną stratą i nagłą pustką. Odetchnij…
Panie Lulku – Templariuszu bez samochodzika,
co słychać?
A cappello,
bardzo słuszne uwagi o hartowaniu ciała (i ducha) przed zimą 😉 Mam za sobą noce w namiocie w górach Abruzzo. +2 stopnie nad ranem, śpiwór puchowy. Wokół rykowisko jeleni wśród kolorowych bukowych lasów. Znojna wędrówka bez szlaków i ścieżek na Monte Panico. Kataru zero.
wszystko mozna zjesc. raz z wiekszym i raz z mniejszy zapalem oraz smakiem. skoro mialas pewne obiekcje Krystyno * czytajac o moich gesinych doswiadczeniach, to nie pozwol ich sobie rozwiewac
pierwsza mysl przychodzaca podczas czytania sygnalizuje na ogol rozsadek
szkoda watroby na wlasne doswiadczenia skoro inni juz to dawno przerabiali, odchorowali i dziela sie z bliznimi wrazeniami
przytocze jeszcze tylko pare wsparc jakie dawniej uzyskalem:
# slawek pisze:
2007-10-23 o godz. 12:16
Arkadiusz, ja chyba jadlem blizniaka twojej gesi, bo wspomnienia mam podobne, od tej pory, jak se zaoszczedze, to z gesiny tylko fois gras
# Wojtek z Przytoka pisze:
2007-10-23 o godz. 12:37
Arkadius
Podwójna zgoda zarówno co do walorów smakowych tych tłustych ptaków jak i przetrącania tłuszczu alkoholem. Tylko mocna i dobrze zmrożona czysta pomaga.
Pozdrawiam
dzis byloby ich znacznie wiecej, ale skoro uznaje sie mnie za sadyste i prowokatora to nikomu z czytatych nie przystoi z takim typem bratac sie. co najwyzej mozna mu pokazac 😛
ale czy te oczy moga klamac? chyba …
_____________
* celowo nie wytluszczam tekstu. jestes jeszcze przed tym przykrym doswiadczeniem 😉
Nemo- cieszę się,że już wróciłaś 🙂
Czekamy na dalsze szczegóły z podróży podparte zdjęciami.
Jeszcze trzy dni i znowu będę dla świata. Jak nie słucham, to odsłuchuję. Od stołu nie uciekłam, tylko chwilowo odżywiam się jednogarnkowo 😉 Dom karmię eintopfami 😳
Ja odsłuchuję z linków podanych przez Dorotę i Współsłuchaczy – wszystkiego na bieżąco nie daję rady.
Pyreńko, tu masz wszystko 🙂 http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/video/archive
Dziędobry na rubieży.
Wątpia mnię wysiadły. Jestem malutka i smutniutka.
Ale słońce ładnie świeci, więc może mi przejdzie.
Nocny przymrozek, – 4 C, spowodował spore spustoszenia w ogrodzie. Ostatni dzwonek na porządki przed zimą. Żal pięknych dalii, nasturcji, begonii. Dzielnie trzymają się marcinki i inne typowo jesienne rośliny.
Nisiu,
przylaszczki dla Ciebie przygotowane. I: a) albo po nie przyjedziesz, a przy okazji zjesz ciepłą zupę, b) albo masz nas u siebie razem z rzeczoną roślinką. Wybieraj. Dla ułatwienia dodam: prawidłową odpowiedzią jest odpowiedź a).
Placku,
🙂
nota7@o2.pl
Słonecznie za oknem. Słońca Blogowisku życzę 😆
Joteczko, jesteś kochana. W tym tygodniu nie dam rady, bo dziecka w domu nie ma. Spróbujmy w przyszłym.
Nisia,
Ci by wątpia nie wysiadały jakbyś w tych wojażach bardziej z zaprzyjaźnionych kuchni domowych, zamiast restauracyjnych, korzystała 😯
Rosołek z wiejskiej kury „grzebiącej” czekał na Ciebie. Nie wiem jaką zupę przygotowała Pyra, ale nie watpię, że też zdrowotności przydającą 😉
Ponadto sam widok dorodnych borowików w oferowanym Ci hotelu cuda mógłby zdziałać … 🙄
Nie mniej współczuję Ci bardzo i powrotu do zdrowia życzę 😆
Jotko, ja wszystko wiem, ale byłam w cholernym biegu. I też w kiepskiej kondycji. Mariusz mnie przesuwał z miejsca na miejsce.
Masz jeszcze jakieś znajome kury?
Te borowiki miały, jak się zdaje, po metr dziewięćdziesiąt wzrostu?…
U nas był uczciwy poznański eintopf warzywny (jest zamrożony) i zupa – krem borowikowy (został pożarty).
Znajome kury posiadam, ale trzeba się u nich meldować z wyprzedzeniem 😉
Borowiki byli wielkie, ale przystojne i … 😳
Nastepną razom „przesuniemy” Mariusza.
Przesuniętą czy nie przesunietą i tak Cię kochamy. A najbardziej to Cię kochamy przyjechaną i ugoszczoną 😆
Ale Mariusz też naprawdę jest kochany i się mną opiekuje, kiedy mam atak pod tytułem „schorowana staruszka”. Gdyby nie on, to już nieraz zostałabym pod jakimś płotem w charakterze zimnego zewłoka.
Jotka, Ty się tak płoniłaś przy tych borowikach? To musieli mieć niezłą uciechę!
Te kury jajka majom? Bo może naprawdę bym się zameldowała z wyprzedzeniem. A jajka od szczęśliwych kur, to, wiadomo, rarytet.
Gdy się człowiek robi starszy,
to wszystko w nim po trochu parszy
wieje
Tak się podpieram klasykiem.
Na obiad mięso szynkowe pieczone z grzybami i kasza jęczmienna + sałatka z ostatnich pomidorów malinowych
Kury jajka majom 😆
Będziemy kochać również Mariusza. Serca ci u nas szerokie niczem ukraińskie stepy 🙄
inny klasyk porównywał z kotem, ale zgadzał się chyba z dalszym ciągiem:
I mimo tak smutne znamię,
Straszne go chwytają namię-
tności…
Ha, jajców znajomych nie mam, ale mam likier orzechowy – 60% destylat z czarnej porzeczki od Żaby, orzechy, przyprawy cukier, nastawienie, filtrowanie, rozlewanie – właśnie dojrzewa
W wspomnień aureolę boską
pręży myśli swoje rozko-
chane.
Wspomni z jakąś wielką gidią
swe gruchania, ach jak idio-
tyczne
I czuje w grzbiecie, wzdłuż szelek
jakieś dziwne prądy elek-
tryczne.
Lecę dalej, póki pamiętam:
Tam z przodu jeszcze było:
Z desperacją patrzy czarną
na swe lata młode zmarno-
wane…
(tu aureola wspomnień boska).
Jakaś gęś, z którą do rana
szukali na mapie Ana-
tolii,
jakiś powrót łódką z Bielan,
jakiś wieczór pełen melan-
cholii…
Na końcu było, że w smutku szale
łzami skrapia własne kale-
sony.
🙁
Leży Boy na półce, ale mi się nie chce sięgać…
Rozmowa dwóch straszych panów;
– byliśmy wczoraj na wspaniałym filmie
– jaki miał tytuł?
– tytuł?
– tytuł!
– jak to się nazywa: ma takie … tu zielone na dole …. a u góry czerwone i …. jeszcze ma dużo kolcy?
– roża ???!!!
– RÓÓÓÓŻAAAA!!! na jakim filmie byliśmy wczoraj?
Dzień dobry Szampaństwu!
U mnie rozświtało. Słoneczko i kolorowo póki co, ale chłodno chyba. Sprawdziłam, 4C to nie tak źle o tej porze roku. Czego i wam życzę!
Jotko, sięgnij do skrzynki pocztowej.
Alicjo,
odpowiedziałam.
Idę popracować do ogrodu 😆
Dostałam śliczną kartkę z Sycylii – wysłana z Cattanii 14-go, dzisiaj, po 4 dniach leżała w mojej skrzynce, Grzyby suszone od Gospodarza „szły” z Pocztą Polską z Warszawy 9 dni.
Nemo, dziękuję serdecznie – fotkę erupcji Etny Młodsza mi zwinie na pewno. Jutro zajrzyj do skrzynki komp.
Smutno robi się w ogródku po nocnych przymrozkach. Dosadziłam dziś trochę krokusów. Zostały mi jeszcze do posadzenia tulipany, ale czekałam aż zwolnią miejsce aksamitki. Właśnie przemarzły, więc można je już wyrzucić. W ubiegłym roku o tej porze nie było jeszcze takich zimnych nocy.
Danuśka, jakie tym razem były składniki sałatki pod palmą? Oprócz ananasa jest jeszcze coś ciemnego
Nemo, wędrowanie w górach bez szlaków i ścieżek to prawdziwe wyzwanie. Naprawdę podziwiam, bo sama nie dałabym rady. Co do ryczących w górach jeleni – podano w naszej telewizji informację o turystach w Tatrach, którzy spędzili noc na drzewie słysząc głośne ryki. Uznali, że to muszą być niedźwiedzie. Potem okazało się, że były to właśnie jelenie. Swoją drogą też zapomniałam, że jelenie żyją także w niższych partiach gór. W górach wolę spotykać tylko ptaki i wiewiórki.
Czytając o wysokości nagród przyznanych młodym adeptom sztuki kulinarnej , przypomniałam sobie o nagrodzie, jaką otrzyma najlepszy nauczyciel w naszym województwie. Oczywiście kucharze nie mają tu nic do rzeczy. Nagroda dla zwycięskiego nauczyciela wyniesie tylko dwa tysiące złotych. Uważam, że i 5 tysięcy to byłoby mało. Ale to także świadczy, jak traktuje się ten zawód. To taka mała dygresja.
Krystyno – Młodsza 4 lata temu dostała 1600 zł ( nwtto niecałe 1100) i kupiła sobie wtedy ręcznie robione talerzyki do ciast i sfinansowała swój wyjazd na olimpiadę geograficzną (za uczniów płaciło kuratorium)
Krystyno- sałatka owocowa składała się tym razem z ananasa,
pomarańczy i pijanych,suszonych śliwek.Śliwki wyciągnęłam z ledwo,
co nastawionej nalewki bakaliowej,zrobionej według przepisu Aliny.
Pyro,
to jakiś cud z tą pocztą 😯 Wrzucając kartki do obskurnej skrzynki (tylko wyglądem przypominającą pocztową) miałam wątpliwości, czy jest opróżniana częściej niż raz w tygodniu 🙄
Krystyno,
na tę górę, ani w tamtej okolicy też bym sama nie wędrowała 🙄 To Osobisty ma na mnie taki przemożny wpływ, że wbrew wszelkiemu rozsądkowi pnę się na zbocza, z których patrzenie w dół przyprawia wielu o zawroty głowy 😉 W górę to jeszcze pół biedy, schodzenie – to jest wyczyn 🙄
Udało mi się wcisnąć zdjęcia do komputra, ale co chcę coś wybrać do picasy, to mi zamyka program 🙄 Muszę jeszcze coś wyrzucić.
Czas do domu, ale dziękuję wszystkim, a szczególnie Jotce za pamięć. Tak, jestem dzisiaj na pewno najstarszy tutaj.
Co za formularz w tej chwili wypełniam? Zupełnie nie wiem, ale na wszelki wypadek w coś kliknę.
Nemo, ostatnio bez szlaków (i często ścieżek) chodziłam w 2003 (okolice Litworowej, Żelazne Wrota, Dol Kacza, nawet Lodowy przez Konia) – oczywiście z alpinistą, tour operatorem trekingów nepalskich.
W pojedynkę jestem baaaardzo grzeczna, choć otoczenie jest innego zdania (że niby solowe włóczęgi mają swe własne zagrożenia)… 🙄
Co do się-hartowania – realowi znajomi, którzy śledzą mnie czasem po blogach, wytknęli niekompletność ongisiejszej listy — otóż wzorem moich bawarskich znajomych, kiedy się tylko da, wietrzę sypialnię cały boży dzień – jest w niej po prostu zimno (w salonie-office – około 18-19C, najczęściej ok. 21C)…
…kołdra, pięknie, profesjonalnie uszyta własnoręcznie, potem wypchana gęsim puchem (Niesamowita Mama!!!) + kilka kropel No… pardon – Chance by C*… – to je ono!
…a w chórze aktualnie pół stanu sopranowego na łożach boleści… 🙁
Też mam zaległości okrutne w czytaniu (tu i gdzie indziej) – mimo, iż nie wyjeżdżałam na żaden urlop 🙁 😮 😉
Lokalnie skisła mżawka, ale w tych dniach nawet najgorsze światło zwyciężane jest od samiutkiego rana przez złoty klon za moim domowym oknem… A w pracy po prostu jest fajnie!… 😉 😀
Pozdrawiam Wszystkich – nie dajmy się! — znaczy zgotujmy sobie takie konkursy, takie nagrody i celebracje, w jakich na pewno wygramy!!! 😆
😀 😀 😀
___
*niesamowicie długo trzyma ta perfuma – dobrze ponad dobę – i to najmniejsze ‚psiknięcie’, jakie można ‚wyegzekwować’…
Guten schmorgasbord!
Kromuchę z boczkiem wtrząchnęłam, pyszny boczek chudziutki, wspaniale podwędzony. Według niektórych domowników po zjedzeniu czegoś takiego powinnam natychmiast zejść z tego świata, podobno jakiś cholesterol i te rzeczy niezdrowe, nie wnikam… Mam to w głębokim poważaniu, od piątku zajadam się boczkiem, w końcu sam kupił w polskim sklepie, ktoś to musi zjeść! Może chce mnie w ten sposób wykończyć 😯
Czyżby nie wziął pod uwagę daleko idących konsekwencji, takich jak dla naprzykładu – że będzie musiał sobie sprzątać, gotować, dbać o rodzinę i przyjaciół, tudzież 105 innych spraw załatwiać…
Nie pamiętam, czy podawałam już tutaj sznureczek do duńskiej części naszej podróży, kulinarnie tam było. Szwecja jeszcze w obróbce, a Polska i Berlin będzie osobno. Idzie mi to jak po grudzie tym razem.
Od razu zaznaczam dla wiadomych malkontentów – nie są to artystyczne fotografie i nie ma musu oglądania!
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Sierpien2010Dania#
Basiu,
z tą szansą ja mam tak samo od lat. Ale…zaszalałam w tym roku i kupiłam sobie „bez sętymęt” perfumę pod nazwą „Być może” 🙂
Malutką taką flaszeczkę.
Siostra radziła, żeby raczej nie otwierać i nie wąchać. No jakżesz…
Ten sam zapach, co dekad temu ileś… przyznam, że nie skrapiałabym się tym teraz, ale wtedy nie miało się wielkiego wyboru. To znaczy – kto miał, to miał.
…ach ten zapach Przemysławki podczas licealnych kursów tańca (zapach wionący od studentów, czasem aże 4-5 lat starszych)… — bezcenne…
za wszystko inne zapłacisz, ile ci diory, szanele, żiwąszi, kalwinyklajny i inne w całości zagraniczne* zdzierce każą… 🙄
______
*żeby nie było, że nie nawiązuję do wpisu… 😐
…Niestety, najwyraźniej trzeba zapłacić za PanaBarańczakowe figle translatorskie w ‚A Midsummer Night’s Dream’:
Te wonie wiosną, te zapachy kwiecia
=> te wonie wioną z pachy kmiecia…
Ilekroć ocieram się w jaki-bądź-kolwiek sposób o słowo „wonie” (co dopiero o zbitkę „wonie wioną”!) – przypominam sobie jak pan Stanisław przekładał humor Szekspira na polski… 😀
Alicja kupiła „Być może”.Ło Matko Jedyna ! Kiedyś można było nabyć
nawet w kiosku „Ruchu:.
Właśnie wróciłam od fryzjera.Nowa fryzura,new look,nouvelle tete !
A wiecie,kto zobaczy mnie pierwszy po tej rewitalizacji ?
Dorotol ! Jako,że Dorotol wpadnie odebrać teczkę z laptopem
pozostawionym wczoraj wieczorem przez Dagny.
Rodziny w domu nie ma -Osobisty wyjechał w podróże ważne i służbowe,
latorośl na tańcach towarzyskich.
Ciekawa jestem bardzo opinii Dorotola.Ma wpaść po 19.00.Sprawozdam.
Danuśka,
wychodzi mi na to, żeś się radykalnie skróciła?! Fryzurowo, znaczy 😉
Basiu, dla mnie niepowtarzalny i bardzo udany męski „perfum” to było Derby.
Naprawdę doskonale wyważony zapach. Było i się zniknęło z półek nie wiadomo, kiedy, wczesne lata 70-te. Ależ to był pyszny zapach 🙄
Mój Dziadek używał czegoś, nazwa mi umknęła, była to butelka w takim koszyczku jakby, a w nazwie było „staro…albo stara…” coś tam, chyba nie staropolanka?. To była już taka bardziej kolońska-kolońska, z nutą kwiatową, derby było, pardą za wyrażenie – prawdziwe „macho” takie. Być może nie bez znaczenia jest fakt, że Derby używał jeden z moich poważnych absztyfikantów. To znaczy – on był poważny, a ja chodziłam do szkoły i byłam raczej niepoważna.
Chance się do mnie przykleiło od kiedy jest, bardzo to lubię. Wystarczy malutki psik.
Ty się Danuśka nie śmiej, żem se nabyła „Być może”, jakem się dzisiaj skropiła lekutko na dłoń, to do tej pory czuję, chociaż już myłam ręce, gary i różne takie… trwały zapach 😉
*Kunkurencji* z Chance nie wytrzymuje.
A pamiętacie Soir de Paris? 🙂
Hehe, oko moje padło na słowo „Chance” i w pierwszej chwili mózg mi się zdziwił: kto piszę Hankę przez Ch???
Alicja, to w koszyczku to była chyba Staropolska. Fatalnie śmierdziała, o ile pamiętam. Szczególnie powalający efekt w zestawieniu z niepranym męskim garniturem. Straszliwe wspomnienie…
Alicjo, pytasz o Soir de Paris. Zupelnie nie wiem dlaczego pomyslalam o innych perfumach „Je reviens” a stad juz tylko kroczek do tej sceny 4 minuta . Mam nadzieje, ze lubicie tak jak ja ten film i nie macie mi za zle, ze odbiegam od tematu 🙂
Całkiem konkretne, dodam, wspomnienie. Jeden z moich szefów tak nadawał zapachowo. No i zniechęcił mnie do niewinnej, być może, wody…
Nisiu, zycze zdrowka 🙂
Alino, dzięki. Jakoś się reanimuję. Chlapnęłam sobie kawkę z dodatkiem (znaczącym) Grand Marnier – bardzo dobra mieszanka wybuchowa. Podniosła mnie do pionu. To było za zdrowie całego Blogu.
Ja odwrotnie, Nisiu, bardzo kochałam mojego Dziadka, który był elegantem, na ile się dało, na więcej niż Staropolską nie było go stać, chociaż raz był w Holandii z delegacją Bielbawu, jako znający się na tkaninach (o!!! to ja mam po Dziadku!!!) i wtedy zaszalał, kupił sobie jakieś tam… nie pamiętam, co to było, ale było.
Ja dostałam materiał na sukienkę, też zaszalałam, chociaż był to „zgrzypiący” śtucny coś tam, iskry leciały – jakiś wczesny poliamid czy cuś. Szyku zadawałam, bo było to w kolorach narodowych, a poza tym przezroczystawe, to byli czasy, kiedy się chłopaków troszeczkę torturowało różnymi takimi…. Do opalenizny pasowało świetnie.
To jest ostatnie zdjęcie mojego Dziadka, mnie już wtedy nie było w Polsce, a on był bardzo chory… ale do śniadania… koniecznie krawat!
http://alicja.homelinux.com/news/Dziadek Jozef-19.03.1984.jpg
Ja się chyba nigdy nie nauczę… że sznureczek muszę podawać ciągły 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Dziadek_Jozef-19.03.1984.jpg
Wasze zdrowie.
Nisiu – Koszyczkowa woda nazywa?a się Prastara, ale to nie byłem ja. Na bal maturalny w Piwnicy Świdnickiej zjawiłem się przebrany za Wyspiańskiego-Camusa, wydzielając upojną woń dojrzałości i szamponu tatarakowego którego całą butelkę dodałem do kąpieli. Włosy umyłem miksturą z pokrzyw.
Na parkiecie królował już Sławomir K. – my nemesis. To on był odziany w dwurzędowy garnitur w kolorze póznej śliwki węgierskiej i bławatkowo-niebieski elastyczny golf. Monte Panico.
Po ekspresowej lekcji tańca w średniowiecznych kuluarach podszedłem do Niej, ale ubiegł mnie Śliwkowy Fircyk. Boya czy Szekspira nie miałem pod ręką, gniew miałem, i tatarak.
…a o Dziadku wspomnienia mam wspaniałe. Jak tylko pogoda pozwalała, przyjeżdżał z Babcią – albo czasami sam- na weekend na ryby. Bartniki to były stawy, trochę „poniemieckich”, trochę nowych. Ja byłam oddelegowywana do zawołania Dziadka na sniadanie, albo na kolację (na pewno juz o tym klepałam, ale mnie sentymentalnie zebrało). Znałam Dziadka ulubione miejsca nad stawami i wiedziałam, gdzie go można znaleźć i o jakiej porze. I czasami łowiłam z nim ryby, zamiast…kolacja stygnie, śniadanie czeka!!! Bura od Babci 🙄
Fajne czasy…
Placku!
PRASTARA! Wiedziałam, że coś starego, ale co, to nie bardzo.
O matko… toast!!!
Zdrowie!!! Szampana mam, *se* nie myślcie… trochę wczorajszy, ale nieotochozi…
Jak czytam a cappellę to wyczuwam nieukrywaną woń egzaltacji.
Wszystkiego i wszystkim.
A cappello ty nam nad poziomy wylatuj …
Pozdrawiam serdecznie Stary Lanser
Prastara???
Może.
Ale waliła Staropolska. Może ona była bez koszyczka.
Fajny dziadek, Alicjo. Ja miałam tylko babcie, dziadkowie umarli przed moim urodzeniem…
Doczytałem, nadeszła pora wyciągania wniosków i ulepszania świata.
Nauczyciele powinni być nagradzani codziennie, i to w złocie i metalach strategicznych. Dzisiejsze papierowe 10,000 to 5,000 w piątek.
By nie zarywać nocy konkursami trzeba je połączyć – Iron Chopin + Iron Chef + Iron Kanclerz. Godzina fortepianowych mazurków, godzina pieczenia mazurków, godzina debaty politycznej na słodko i konkretnie, bez porównywania oponenta do faszysty.
Wspomniany przez Gospodarza szef światowego stowarzyszenia kucharzy to Gissur Gudmundsson. Na własne uszy słyszałem gdy powiedział – Pochodzę z maleńkiej Islandii, a teraz szefuję 8-miu milionom kucharzy na całym świecie, a zatem wszystko jest możliwe. Gissur jeden.
Dorotol z Dagny wpadly i wypadły.Szarlotki jeszcze w ostatniej chwili
trochę uszczknęły,bo mieliśmy jeszcze dzisiaj w domu przyjaciółkę,
a także Ukochanego latorośli,zatem ciasto Małgosi znikało w oczach.
Z Dorotolem przewidziane kolejne mini zjazdy przy Jej kolejnych wizytach
w Warszawie 🙂
Społeczność,która przewinęła się dzisiaj przez nasz dom zaakceptowała
moją nową fryzurę.Ciekawe,czy Osobisty też ją polubi,bo zawsze twierdził,
że dziewczyny powinny nosić długie włosy oraz niebieskie sukienki….
Niebieskich sukienek nie noszę już od dawna i jest ok, to może i te krótkie
włosy jakoś przejdą….?
Nisiu – A capella niawiązywała do woni przekładów Snu Nocy Letniej, a ja do Jej nawiązywania, żeby na temat było 🙂
Brać marynarska i różnej maści podróżnicy tłumaczyli nazwę Prastara na Staropolska, a nawiązując do maści to kremowi Nivea i naszej wody kolońskiej zawdzięczamy rozkwit handlu wymiennego z naszymi afrykańskimi braćmi. Zainteresowanie nawet świeżymi garniturami z elany było zerowe. Podziwiając piękne maski w muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie podziękujmy też cichym i skromnym pracownikom przemysłu kosmetycznego. Tak, nie oszukujmy się – Kapuściński i Marcin Kydryński także handlowali (dowodami są dary dla muzeum – kołczan i sudańska spódnica). To był wolny rynek,nie to co dziś.
To były czasy. To była młodzież.
Dominiku Kowalczyk i Danielu Makulski – gratulacje 🙂
Jasna dupa!
Żyliśmy w pięknych czasach 🙂
I z tego co pamiętam, niespecjalnie narzekaliśmy 🙂
Teraz czasy są inne, ale dostosowujemy się. Jak trzeba, to trza! 🙂
O żesz ty… (Ty)… – prosto z próby, zajrzałam do blog(i)erni (czego nigdy nie robię… prawie nigdy wieczorem)… 🙂
Misiu2 – Stary Lanserze – specjalnie dla Cię coś tak egzaltowanego, jak się tylko da (od a cappelli uniesionej już dostatecznie (ale jej – góro-lubnej** dziewczynie – nigdy dość) Mszą G-dur Schuberta, Pokarmem naszej drogi Haydna, Gabriel locutus est Mariae* Luci Marenzia i nawet Hodie Christus natus est Sweelincka… o imieninach J i T oraz słodkościach/procentach z nimi związanych nie wspominając) —
— Every valley shall be exalted! (z Mesjasza Handla, of course)
Unoś się Misiu pod niebiosa jako się i ja unoszę… Zaraz poperfumuję odnośne nuty*** Chance – powinno wszystko dolecieć na Północ zimną, nizinną, kostycznie-sarkastyczną 😉 … – jeśli się jeno skupisz nad precyzyjną recepcją… 😀 😎
Serdecznie pozdrawiam!
😀 😀 😀
_____
*cudny drobiażdżek! – dziś było moje pierwsze obwąchiwanie tego tekstu…
**jeśli ktoś ma urodziny w Transfiguration – jest poniekąd skazany… na to, na owo, na jeszcze tamto… 🙄
***nuty Mesjasza mam w pewnym prestiżowym wydaniu enerdówkowym (w obrębie muzycznych)… żeby nie było, że nie nad poziomy (/-mki)… 😉
Właśnie – wszystkim Solenizantkom (i Solenizantom), Jubilatom i innym Fetującym – naj(u)lotniejsze serdeczności! 😀 😀 😀
I nawet szkło napełnić można o tej porze, a nie tylko udawać… 😉
Jeden Dziadek czosnkiem, drugi papierosami. Obu bardzo kochałam. Ale najpiękniej pachniała Babcia. Babcia pachniała Babcią 🙂
Za nich, za czasy i za pamięć – czerwonym 🙂
…btw, a czy ktoś pamięta o ~~pachnidle~~ z czasów średnio-późnej komuny o nazwie Basia?… 😮 😀
…o tym zaś, jak mnie Placek wczoraj rano zainspirował swoimi Ułanami Krechowieckimi – jutro… miejmy nadzieję… 😀 😉
Danuśko,
nie opowiadaj nam tylko się pokaż z Twoją nową fryzurą. Młodziaków w domu kręci się pełno, to i zdjęcie zrobią i z pikasą się uporają. Nie musisz czekać na powrót Alaina.
Uporałem się akurat z grzybami z soboty. A że leżały od soboty, to połowę już mogłem wyrzucić, bo robactwo rozlazło sie na dobre (ich dobre, do czasu). Zostało jednak jeszcze dobre pół kilo obranego dobra (podgrzybki). Zamroziłem w dwóch porcjach.
Donudzę jednak jeszcze z soboty, bo tam mi część tekstu wcięło i nie miałem już siły tego dokończyć. Chodziło o zupę z zasłoniaka kołpakowego. Otóż stwierdziłem przy doprawianiu, że zupa ma lekką goryczkę. Tym razem sam czyściłem grzyby, a nie jak w zeszłym roku, kiedy robiły to dzieci i kiedy zapętał się tam nieproszony gość. Wsad grzybowy pochodził z zamrażarki.
Zupę zostawiłem na kuchence i pojechałem z Laurą na grzyby, bo to miała być jej pierwsza wycieczka po tygodniu w szpitalu. Nazbieraliśmy co akurat dopiero teraz obrałem, ale jak wróciliśmy to pół garnka zupy było już zjedzone. Zjadła LP i Powodzianin (potraktuję to teraz już jak imię własne), co znowu się zjawił. Więc pytam się: Podpadło wam coś? Owszem trochę gorzka była. To gratulować tylko! Potrawa z grzybów, co już na początek nie tak smakuje?
Uspokoję nadając, że wczoraj zjadłem drugą połowę garnka i nic mi nie jest.
Piszę to jednak aby podzielić się cenną uwagą. Będąc w lesie zabieram czasem coś co mnie nurtuje, a nie jestem tego pewien. Mieliśmy i tym razem jeden gatunek i udało mi się umówic z ekspertem. Uchodzi za eksperta na krajową skalę, a mieszka tylko 2 km od nas. Nie jest jednak łatwo dostać termin u niego, ale ja dostałem i pozwolił mi się nawet pojawić z Laurą. Gatunek ustaliliśmy szybko (Nebeltrichterling, może szybka Nemo to przetłumaczy na polski), jadalny. I właśnie, opowiadając o gorzkawej zupie gospodyni, która też się nieźle zna podzieliła się jej doświadczeniem. Otóż zamroziła kiedyś kanie, a po zrobieniu potem jak zwykle stwierdziła, że kania smakowała wyraźnie gorzko i gorzej, w nocy musiała zwymiotować. Uwaga więc, nie każdy grzyb nadaje się do zamrażarki!
Nemo, bedziesz moze laskawa?
Dziekuje.
Haneczce 22:50 dzieki za Dziadkow i tak ladnie wspomniana Babcie, pachnaca Babcie.
Też pamiętam buteleczkę w plecionce i wydaje mi się, że to było coś w kierunku ?staropol…?.
Innych zapachów nie pamiętam, z grzechami to owszem, może być inacze!j
Alino, nie ma ich od ćwierć wieku i dłużej, a ciągle się do nich przytulam 🙂
Pepegor, zrób mi przyjemność i zjadaj z marszu albo susz. I zawsze, przy grzybach, nuć Młynarskiego. Nie zaszkodzi, a może ocalić 😉
Pepegorze – Nemo przetłumaczy, a ja podaję nazwę polską – Lejkówka mglista, bardzo podobna do mglistego i trującego oszusta, Wieruszki zatokowatej. Niejadalna i nietrująca 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=IHWeuQyFouo
A capello – Z Baś pamiętam tę z mokrą głową, kuzynkę i dezodorant „Basia” w radioaktywnie zielonym flakoniku. Pamiętam też rosyjską wersję „Poison”, ale tego czego nigdy nie zapomnę to zapachu radzieckich fiołków.
Swoich ułanów nie posiadam, ale marzę o własnych konnych Tatarach – są zwinniejsze i pachną „Zielonym Jabłuszkiem” 🙂
Placku, mokrą głowę miała chyba Irenka…
O Basię była awantura, a panna Ewa szalała…
Ja tam jestem prościzna, czyli podgrzybek + borowik. Sporo mnie omija, ale i nie dotyka 😉
Te nazwy są prześliczne 🙂 Za chwilę stanę się lejkówką mglistą i spłynę w senność 🙂
jakże Nisiu – awantura o basię z mokrą głową – klasyka klasyki (pszesz)… 😉 😀
ten ci sam, radioaktywnie zielony ci był on! 😀
😉 😀
A capello – Dobrze, że Nisi tak do słuchu powiedziałaś, jeszcze gotowa mi powiedzieć, że Koziołka Fiołka też nie było 🙂
Nisiu – Gdy piszę „pamiętam” coś z siódmej klasy we mnie wstępuje, czort wie co, słyszę tego no z tą no śpiewających Zakopaaane, Zakopaaane 🙂
Z tęsknoty za nigdy nie poznanymi dziadkami parodiuję samego siebie.
Już bez żartów – O moją kuzynkę Basię były awantury, moja siostra Ewa też szalała, a moja ciocia Irena zakochała się w starszym mechaniku z Gdyni, wybuchła wojna, transatlantyk zatonął czy coś tam podobnego, wujek znał angielski, Amerykanie nie znali polskiego i tak mój dziadek i oni wylądowali w New Jersey. Siłą rzeczy dziadkowali mi Makuszyński, Gomulicki, a nawet Dziadek Mróz.
Śpij spokojnie Haneczko, nazwy grzybów to nie moja wina 🙂
Starość nie radość – moje zrewidowane marzenia to głos wiernej gosposi – Tatar jest gotowy do konsumpcji, a do tatara dyskretny dżwięk harfy.
Placku, jesteśmy kuzynami. Twoi dziadkowie to i moi dziadkowie.
😆
Skumałeś się z Acappellą przeciw krewniaczce. Byś się wstydził!
👿
A cappello – ja z tamtych lat najlepiej pamiętam wodę „Być może”, którą moja niezrównana ciocia Ada nazywała perfumami „No chyba”.
Placku, otworzyłam pół oka, żeby Ciebie doczytać 🙂 Dobranoc 🙂
Ja tam spokrewniona ze wszystkimi, którzy chcą się ze mną.
Wiejska dziewucha 🙂
O, przepraszam. Z Bartnik! To mniej, niż wieś!
Se zazdroście mi … 😉
Nisiu – Wstydzę się, ogarnęła mnie zawiść. Nasi dziadkowie pytali mnie – Dlaczego nie możesz być taki jak Nisia ? Nabawiłem się kompleksu czarnej owcy i wsierdzie mi się zapaliło 🙂
Alicjo – Na dobranoc jeszcze jeden nieistotny fakt historyczny. Moja żona miała na imię Alicja.
W wyborach głosowałbym na „J’adore”, a w konkursach z nagrodami pieniężnymi na siebie.
Placku, masz u m nie milion. Wpadnij po odbiór, tylko nie za wcześnie rano!
😆
J’adore – jedyne perfumy ‚odnawiane’ przeze mnie: 3 flakoniki 30ml (kupionych i dostanych)… ostatni prawie pusty 🙂
Pierwszym ‚porządnym’ zapachem było w moim przyp. Opium (wówczas hit, teraz nie znoszę)… szybko potem dostałyśmy z Siostrą od Taty na gwiazdkę po Gabrieli Sabattini… – nie pamiętam, czy jeszcze byłam w liceum, czy już na studiach, a ona, choć cztery lata młodsza, pięła się po drabinie luksusu zawsze równo ze mną… i roszczeniowa była, że hej… 🙄 😀
Placku, Twoi ułani wyzwalali Bolonię w weekend. Zajrzałam w nd rano i akurat się natknęłam (w ramach mocnych postanowień doczytywania podblogowych komciów)… potem mnie telefon oderwał, potem był już high time to go na śpiewanie niedzielne…
…Ułani Krechowieccy ‚zanurtowali’ mnie poniewasz-gdyszsz też wyzwalałam byłam Bolonię (i inne mca) – z II Korpusem (jednym jego weteranem) w lipcu 1988, podczas tournee chóru, oczywiście.
Zagorzała pacyfistka (jak wielu z mojego pokolenia i towarzystwa), przedwczoraj pamiętałam jednak mgliście, że nad Gaianą (I Pułk Ułanów Krechowieckich) i pod S a s s o Morelli (Pułk Ułanów Karpackich) [obie formacje poniosły duże straty!] walczyły czołgi, nie konie (= pułki o ułańskiej nazwie de facto pancernymi były)… ale pacyfistka może pamiętać źle (a Placek, który wie, prawi wszak o szwo) —
— Traf chciał, że Profesor N przyszedł na mszę (nie śpiewa już, ale trzyma się doskonale – rocznik 1925!) – i przez całe kazanie naszeptywał mi do ucha szczegóły barw, broni, topografii, strat…
Miałam refleks, by szybko wyjąć notes i pozapisywać pkty węzłowe niektórych anegdot…
…A wszystko dzięki blogowi kulinarnemu i wpisowi o gęsinie… 😀
____
*ja na zamówienie Nisi: 2 Wacki, 1 Gomółka… i jeszcze Moniuszko i Saint Saens 🙂
errata: „jak na zamówienie…” – klawiatura mi się zaczyna zużywać, czy co?… 😮