Przy stole królowej Wiktorii
Bardzo chętnie sięgam po biografie. Znacznie częściej niż po beletrystykę. Prawdziwe życie wydaje mi się znacznie ciekawsze niż to, które wymyślił nawet najbardziej utalentowany pisarz.
W trakcie urlopu przeczytałem m.in. ciekawą książkę wydaną przez Ossolineum, pióra Mariusza Misztala – „Królowa Wiktoria”. To portret nie tylko wielkiej angielskiej władczyni ale także wnikliwy obraz Europy jej czasów.
Mnie interesowała najbardziej część dotycząca obyczajów, w tym zwłaszcza kulinarnych. Na szczęście autor opisał dość precyzyjnie kilka uczt królewskich nie ograniczając się do najczęściej stosowanego w polskim piśmiennictwie zwrotu: „wszyscy zasiedli do stołu i z wielkim apetytem jedli”. Przytoczę więc fragment książki Misztala pokazujący wpływy kuchni francuskiej, bardzo silne w tamtym czasie na brytyjskim dworze.
„Przynajmniej w pierwszych latach panowania (królowej Wiktorii – przyp. P.Ad.), kiedy głównym kucharzem na dworze był Charles Elme’ Francatelli, Obowiązywał coraz popularniejszy wśród arystokracji sposób serwowania posiłków a’ la francaise. Inaczej niż nakazywała angielska tradycja, nie serwowano wszystkich dań naraz, aby goście wybierali, na co mieli ochotę, ale na francuską modę poszczególne dania były podawane przez liczną służbę w ściśle określonej kolejności. Najpierw podawano zupy (potages), consomme’ i zabielane śmietaną, do których pito hiszpańskie sherry. Danie rybne skladało się zwykle z dwóch potraw, takich jak grillowane ostrygi, łosoś, pstrąg lub też homar w sosie śmietanowym, podawane z winem mozelskim. Po rybach szły przystawki (hors d’oeuvres), następnie releves, lekkie dania między dwoma wymyślnymi, np. pasztet z krewetek, potem danie główne (entrees), pieczyste, białe i czerwone, w zawiesistych sosach. Po zaprawionych rumem lub porto sorbetach, które oczyszczały podniebienie, znowu szły releves, np. dzikie ptactwo i smażone warzywa w sosach winnych, a na koniec desery, flancs, główna atrakcja wieczoru i contre-flancs, mniej wymyślne słodycze, do których podawano szampana. Dania serwowano na chińskiej porcelanie i złotych lub srebrnych zastawach, których dworska kolekcja ważyła ponad pięć ton. Każdego prawie dnia zwożono do pałacu góry jedzenia, np. 250 jagnięcych ćwierci z Walii, olbrzymie boki wołowe i wieprzowe z Windsoru, kilkaset kurcząt, bażantów i przepiórek, sarninę i dziczyznę ze Szkocji, pudła rzadkich trufli z Italii, krewetki i małże z Kornwalii, olbrzymie 7-kilogramowe głowy cukru oraz kilkadziesiąt kilogramów masła i serów. (…)
Skończywszy posiłek, królowa wstawała od stołu i nie lubiła, gdy mężczyźni – jak to było w zwyczaju – zostawali długo po jej wyjściu w jadalni, paląc papierosy, pijąc wino, dowcipkując.”
Z licznych portretów, które stanowią silną stronę książki oraz z zamieszczonych relacji dworzan i rodziny królewskiej, Wiktoria jawi się jako osóbka maleńka lecz – łagodnie mówiąc – okrąglutka. Przez większą część życia starała się nie zauważać swej nadwagi. W późniejszych latach jednak znaczna otyłość utrudniała jej chodzenie a także ulubiony sport czyli jazdę konną. Ale czyż można się dziwić temu czytając o obfitości królewskiej spiżarni i atrakcyjności stołu?
Komentarze
Zastanawiajace czy owczesni ludzie byli w stanie to wszystko zjesc, czy raczej bylo to „skubanie” potraw i wieksza ich czesc trafiala do smieci.
Zaiste barokowe to byly uczty, z ktorych szczegolnie pasztet z krewetek mnie zainteresowal i mam nadzieje cos w tym stylu uczynic.
A moze ktos lubi „robale” i na owy pasztet krewetkowy ma przepis, ktorym by sie zechcial podzielic?
pozdrawiam Szanowne Towarzystwo Zebrane
dzień dobry
Sporo czytałam i o Wiktorii i o obyczajach wiktoriańskich. Te wielkie ilości produktów zjadało ok 60 osób, bo tyle liczył ścisły dwór i rodzina. W dni przyjęć, balów i fet żywiono kilkaset osób. Wiktorii zawdzięczają Angole swoją „herbatę o piątej”, to ona wprowadziła popołudniowy lekki posiłek przy herbacie, kanapkach z ogórkiem albo rzeżuchą i słodyczach, w czasie których obowiązkowo gromadziła się rodzina i zaproszeni goście. Przyjęcia te, pozornie nieetykietalne, natychmiast zostały naśladowane w całym imperium, w którym słońce nigdy nie zachodziło. Arystokracja nieco kręciła nosem, że Dwór św. Jakuba jest ogniskiem kultury mieszczańskiej, ale też karnie parzyła herbatę o piątej.
Od samego czytania wątroba boli! Nic dziwnego, że średnia wieku wynosiła w tym kresie około 35 lat…
Czy na królewskiej porcelanie, czy na cynowej misce – nieważne.Zbyt obfite posiłki, a przy okazji kaloryczne- ach te desery! – kończą się jednkowo. „Kuń” nie udźwignie!
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Nie było tak żle. Królowa Wiktoria panowała przez ponad 60 lat, urodziła 9-ro dzieci, a sam ogródek warzywny przy zamku Windsor to 32 akry witamin.
Taką tam kuchnię zastała
Bareya – z krewetek nie mam, ale wszystkie stare książki podają przepisy na pasztet z raków; uważam, ze można wykorzystać i do krewetek. Osobiście robali nie jadam, ale jak komuś smakuje, to na zdrowie.
Wiem, że z biegiem czasu nieco przytyła, ale zawsze bardzo mi się podobała
🙂
Kalarepy i róże
Placku – szkockie zamki bardzo mi się podobają, nawet, kiedy nie należą do królowej.
1-1/2 szklanki obranych, gotowanych krewetek
1 / 3 szklanki posiekanej cebuli
1 / 2 szklanki stopionego masła
1 łyżka chrzanu
1 łyżeczka soli
3 łyżki soku z cytryny
2 / 3 szklanki majonezu
4+ krople sosu Tabasco
4+ krople sosu Worcestershire
1szklanka=1cup=250ml
Wymieszać w mikserze na gęstą pastę, chłodzić w foremce przez 4 godziny. Powinien lepiej smakować na grzance, w Nowym Orleanie.
Pyro – Zamek Windsor znajduje się w hrabstwie Berkshire, w Anglii, a ten który mi się najbardziej podoba – Balmoral, w Szkocji. Wiktorii i Albertowi też się podobał, dlatego kupił go dla swej ukochanej 🙂
Chesel,
średnia wieku w tamtych czasach uwzględnia zapewne głód w Irlandii i kiepskie odżywianie oraz stan higieny angielskiej biedoty. Dwór królewski miał średnią o wiele wyższą, mimo albo dzięki tak obfitej i urozmaiconej kuchni.
Królowa Wiktoria mimo sporej nadwagi żyła 82 lata, jej dziewięcioro dzieci średnio 66,5 lat, w tym dwoje osiągnęło wiek 91 i 92 lata. Srednią zaniżyło dwoje zmarłych na dyfteryt (Alice, 35 lat) i hemofilię (Leopold, 31).
Królewscy premierzy żyli też długo (Disraeli, 72, Gladstone, 89), za to mąż i „służący” (John Brown) nie pociągnęli długo 🙁
Gladstone też sobie pożył 🙂
„It’s good to be a king”. Być premierem też.
Placku – gdzie Windsor, to ja wiem, ale nie rozpoznałam sylwetki. Ta kamienna wieża mi się jakoś szkocko kojarzyła.
Służba Wiktorii też nie jadała tego, co państwo na salonach – no, może kamerdynerzy i pokojowe. Służba bowiem była podzielona na mnóstwo kategorii, gdzie na samym dnie hierarchii były pomywaczki, chłopcy stajenni i praczki, a u szczytu główny kamerdyner i gospodyni.
Dobrze, dobrze byc cysorzem.
…” Choc to swinia i krwiopijca „…
Niestety, nie udalo sie.
Pan Lulek
Dzień dobry Szampaństwu!
Świt blady. Jaki tam blady – ten piękny, czerwony, jutrzenka taka..!
Nie za bardzo mam dzisiaj co robić. Szmaty przygotowane wrzucić do walizki, podlać kwiatki, rozmrozić Jerzoru posiłek, zeby przed wyjazdem coś na ząb…owszem, krewetki i wszelkie inne morskie robaki, zrobiłam kiedyś w takim nadmiarze, że nawet J. nie mógł pochłonąć, więc zamroziłam. Dzisiaj się przydadzą 😎
No to spokojnie będę się dzisiaj obijać przez parę godzin, a co mi tam!
Już się cieszę na wszystkie nasze spotkania! Nie macie pojęcia, jak się cieszę!
Alicjo – Szczęśliwej podróży – królewskich biesiad 🙂
Panie Lulku – Jeszcze nie wiadomo, przydałby się Europie Cysorz Lulek.
No i się okazało.
Beta zjadła coś, co uszkodziło jej wątrobę. Jak powiada pan doktor, to nie mogła być żadna stara kość, tylko jakaś cholerna toksyna, która zadziałała bardzo szybko. Trucizna rzadko leży na ulicy. Więc naprawdę wygląda na to, że ktoś ją zabił.
Ludzie, nie rozumiem tego!
Macie pojęcie 😀 . Najchętniej spotykałabym się już teraz zaraz 😀
Przepraszam, że ja tak o swoim, ale nie mogę się pogodzić.
Nisiu, też nie rozumiem, ale wiem, że to jest. Dwa lata temu, w naszej poczciwej wsi, ktoś otruł psa sąsiadów.
Też twierdzę, że łatwo zrozumieć zabójstwo – człek się wścieknie, w afekcie uderzy nie tak, albo nie tam, albo i narzędziem się posłuży – ludzka rzecz. Natomiast skrzywdzenie dziecka, zwierzęcia, starca? Tu nie ma czego rozumieć, bo to nie po ludzku…Podobnie nie mogę zaakceptować morderstwa podstępnego, na zimno, w „ramach interesów”.
Placek:: Dziekuje bardzo za przepis.
Pyra:: I za wskazowki.
Raki to byl kiedys rarytas. Zal ze nie jestesmy rakowym potentatem bo zacne to mieso wg, mnie. Tak samo jak gesina, ktora do Francyji prawie cala nam ucieka a „polgesek” po 80 zl potem.
pozdrawiam
Dzien dobry,
Wiktoria byla chyba lasuchem bo pozostawila sporo przepisow a la Victoria.
Wszystkie charakteryzuja sie tresciwymi skladnikami lub tez wyszukanym sposobem przygotowania. Na przyklad sos do ryby, salatka, Victoria cake. Lubila homary i trufle!
Bareya, masz juz przepisy na ten krewetkowy pasztet. Tu ponizej z ladnym zdjeciem:
http://delicesdhelene.canalblog.com/archives/2006/12/29/3545787.html
O kurka siwa… Jerzora poproszę o tłumaczenie, bo ja we francuskim tyle kumata, że bonur, sawa bien, żarł pan żur ewentualnie 😉
Wrzucę do przepisów, bo ja takie robale to i owsem!
Dziecko rozmawiało z panem doktorem – uzupełnił, że Beta mogła np. zjeść muchomora sromotnikowego. Więc mam nadzieję, że nie padła ofiarą podłości, tylko przypadku.
Zaczynam się otrzepywać. Muszę znaleźć Szanci kumpla, żeby znowu po ogrodzie biegały dwa wesołe pieski. A biednej, kochanej Betki nigdy nie zapomnę i nie przestanie mi jej brakować.
Alicjo, czy przyslac Ci tlumaczenie? Chetnie to zrobie.
Alino,
jak najbardziej poproszę o tłumaczenie.
Nisiu,
lepiej, żeby przypadek, bo chciałoby się wierzyć w człowieka.
http://www.youtube.com/watch?v=4Kgk245Qa4E
Do pani Nisi – w internecie jest strona ‚wirtualny cmentarz zwierzat’ (kiedys tak było). Nasz Pieniuś też tam jest już od paru lat i zaglądamy do niego (via computer)…
Pozdrowienia – Paffeu
Alicjo –
Rozumiem że już za parę chwil, za chwil parę …
Życzę Wam spokojnej podróży i udanych wakacji.
I PILNUJ TOREBKI!
Echidna
Pasztet z krewetek:
Proporcje dla 6 osob. Potrzeba: 600g krewetek, zabek czosnku, 2 lyzki stolowe whisky, 1 lyzka st. drobno pokrojonego szczypiorku, maly sloiczek ikry rybnej (lump, nie wiem jaka jest nazwa po polsku, jajeczka sa czerwone), pol cytryny, 3 jajka, 10cl smietanki, piment de Cayenne, oliwa z oliwe, sol, pieprz.
Obrac krewetki, pozostawiajac kilka do dekoracji. Podsmazyc je krotko w rozgrzanej oliwie wraz z przetartym zabkiem czosnku. Opalic whisky, popieprzyc, smazyc przez 2 min, dodac szczypiorek.
Rozgrzac piekarnik do temp. 180°C. Zmiksowac polowe krewetek ze smietanka, zoltkami, bialka ubic osobno na piane. Do zmiksowanej masy dodac pozostala czesc krewetek, pokrojonych niezbyt drobno, ikre (te czerwone jajeczka), troche piment, sok z polowki cytryny i starta skorke, posolic a na koncu delikatnie dodac piane z bialek. Piec w kapieli wodnej (bain-marie) w foremce okraglej lub podluznej, ktorej spod wykladamy papierem do pieczenia. Ostudzony, wlozyc do lodowki na co najmnie 12 godzin. Wylozyc z formy i serwowac z domowym majonezem, do ktorego dodajemy troche soku z cytryny.
Lumpfish to zając morski czyli tasza i ikra z niego jest barwiona na czarno jako podróbka kawioru tzw. kawior niemiecki. Czerwona ikra bywa z łososia.
Alino,
Wg Wikipedii lump to tasza albo zając morski (Cyclopterus lumpus)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tasza
A swoją drogą ta nazwa mnie zauroczyła 😉
Może we Francji sprzedają tę ikrę barwioną czerwienią amarantową.
Jak jestem we Francji, to bardzo chętnie kupuję przysmak z ikry (głównie dorsza) zwany „Tarama”, barwiony na różowo. Osobisty nie bierze tego do ust, a ja uwielbiam 😉
Nemo, Ewo, dzieki za nazwe. Rzeczywiscie tasza ladnie brzmi, tak slowiansko…
Nemo, tarame tez lubie, jako jedyna w rodzinie 🙂
Service a la francaise do początków XIX wieku polegał raczej na prezentacji wszystkich potraw jednocześnie, coś w rodzaju bufetu, skąd służba donosiła dania do stołu. Modę na serwowanie dań po kolei wprowadził książę Aleksander Kurakin, rosyjski ambasador w Paryżu w czasach napoleońskich. Tę modyfikację nazwano we Francji service a la russe i przejęto również w Anglii. Nowa moda utrzymała się do dzisiaj.
3f3f
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Pasztet_krewetkowy_od_Aliny.html
No… może powinnam się spakować wreszcie?
Echidno,
torebkę mam zawsze przyczepiona do ramienia… gorzej z TORBĄ! I tej powinnam pilnować, ale to już na Jerzora wrzucę, a co! 🙂
Nemo – O tym to nawet mała dziewczynka na wozie pełnym siana wiedziała – Twoja sąsiadka, Elżunia Kurakin-Dominicé 🙂
Placku,
strasznie duże to zdjęcie. Szukam tej Elżuni i szukam, jak igły jakiejś… 🙄
…troszkę na prawo i w dół.
Idę się pakować. Serio!
Legenda mowi, ze wprowadzila herbatke o piatej dworzanka (lady-in-waiting) krolowej Victorii, Duchess of Bedford, Anna Maria Stanhope, ktora odczuwla niedosyt ok godziny 16.00 po ostatnim posilku w poludnie i nie mogac tego ?wytrzymac? kazala sluzbie przynosic czajnik herbaty z chlebem co po czasie zamienilo sie w maly posilek. Zaczelo sie w jej zamku w Belvoir Castle i przenioslo do Londynu gdzie zapraszala swoich znajomych na popoludniowy maly posilek skladajacy sie glownie z ciasteczek, kanapeczek i herbaty. Przyjelo sie wkrotce w calym miescie. Lady Anna zapraszala na:? herbate i spacer po polach?
Istnialy juz jednak tradycje picia tzw high tea (meat tea) i afternoon tea (low tea). High tea podawana byla z obiadem. Poza Anglia podawana jest po poludniu co wynika glownie z nieporozumienia i snobizmu (high tea brzmi po krolewsku). High tea polaczona wiec byla historycznie z wiekszym posilkiem a afternoon tea podawana w pokojach stolowych czy tzw ?withdrawing rooms? w ktorych sie podejmowalo gosci. Przed kanapami i fotelami stawiano niskie (low) stoliki (cos jak teraz coffee tables) i na nich podawano herbate z buleczkami czy ciasteczkami. Jak sie jest zaproszonym na tea (teraz to glownie popoludniowa) to sie wychodzi o 19.00 najpozniej. Teraz jednak na ogol zapraszaja na tea na 15.00 i wyniesc sie wypada nie pozniej niz o 17.00.
Rewolucja przemyslowa trzeba pamietac zmienila zwyczaje i pory dnia posilkow. Glowny posilek przeniosl sie z poludnia na wieczor jak to ma miejsce dzisiaj.
Francuzi zreszta pijali herbate przed Anglikami i wiele zwyczajow przeszlo z Francji chocby dodawanie mleka do herbaty, uwazany teraz za zwyczaj angielski.
No to tyle co pamietam, wracam do pracy
Swoja droga z paru ksiazek ktore mialem okazje przeczytac o herbacie polecam „A Social History of Tea”. Swietnie sie czyta tylko nie wiem czy jest w Polsce wydana.
…e tam… serio… tu jeszcze wrzucam filmik od Pepegora. A teraz idę. serio!
http://alicja.homelinux.com/news/MissionImpossibleSquirrell.wmv
Placku, czy widziales wczoraj strone ze znaczkami z Krety (Alicja 13:29)?
Paffeu – dzięki za życzliwość.
I Wam Wszystkim też.
Zaczynam myśleć pozytywnie, znaczy do przodu. Ponieważ Szanta ma charakterek, nie mogę jej znaleźć kumpla schroniskowego, bo będę miała konflikty w domu. Szukałam w źródłach rasy, która zgadza się z innymi psami i znalazłam spaniela króla Karola. Rozmawiałam już z dwiema hodowczyniami, obie podkreślają, że łagodność sama. Może więc za jakiś czas sprawię Szantusi kumpla-króla. Dziewczynka powinna zaakceptować szczeniaka, a potem będzie miała kolesia do zabaw.
A teraz porozmawiałam z trzecią hodowczynią i pojawił się Cavalier King Charles, mniejsza mimoza od Kinga.
Zobaczymy.
I tak właśnie toczy się życie, excuse le mot, cholera.
Jeśli komuś w restauracji przyniosą zamówioną pieczoną kaczkę, zaprezentują, a potem na osobnym stoliku zaczną kroić i porcjować na talerze , to niech wie, że to jest Grand Service a la Russe 😎
yyc 16:11, bardzo to ciekawe.
Alino – Tyle pysko…przegapiłem, starość nie radość. Dziękuję !
Znaczki z KRETY 🙂
Nemo – A co z indykiem ?
Aj, aj, nemo, odechciewa sie jesc :-
Pozdrowienia od Joli dla wszystkich blogowiczów. Telefon się odnalazł i mogliśmy pogadać.
W TOK FM jest audycja ” Więcej sportu”, gdybym był właścicielem jakiegoś radia to bym poprowadził pogadankę
” Więcej taktu” , oczywiście nie byłaby to audycja o muzyce 😉 . Radia nie mam , i będę musiał w ziązku z tym się udać do jednego pana osobiście i nawkładać co nie co łychą do głowy. Jak duża łycha nie pomoże to może gruby walec.
Raz , dwa, trzy. Raz, dwa, trzy…
Placku, tez wczoraj (Alicja 13:42), jest kilka polskich znaczkow, w tym jeden z 1860, tylko zdjecia sa marne.
To Château de Budé i Kurakinów, poznałem po legendarnym przepychu.
Wracając do Wiktorii – Na święta indyki z Norfolku maszerowały do niej w skórzanych bucikach, mil 80. Marsz rozpoczynał się już w pażdzierniku. Po dotarciu do celu wychudzone lekkoatletki zajadały się bez pamięci, a potem…jak na filmie. Nie żartuję. (o indykach)
Nisiu – Dobre plany, tak trzymać. Masz rację – cholera.
Zrobiłam remanent mojej TOREBKI przed wyjazdem. Wszystko potrzebne, ale zanim wejdę do samolotu, muszę przepakować parę rzeczy, których teraz nie wolno w bagażu podręcznym przewozić.
http://alicja.homelinux.com/news/img_3837.jpg
Zastanawiam się od kogo książę Niestrogonow ściągnął ten genialny pomysł, podejrzewam, iż od Zagłoby.
Pomieszanie z poplątaniem z tymi kuchmistrzami – raz po francuskiej, raz po angielskiej stronie, a w środku Wisła płynie. Mistrz mistrza Francatelliego zaginąl w Wilnie, służąc Muratowi, a Careme to post po francusku, chyba.
Sam mistrz F. długo u królowej nie kucharzył – zazdrosna służba wygryzła go po 2-ch latach. Dzięki temu był w stanie sprzedać furę książek. U królowej zarabiał 700 funtów rocznie (nadworny poeta 100).Nic się nie zmieniło 🙂
Alino – Zdjęcia są bardzo dobre, już je podrasowałem 🙂
Alicjo, czy bierzesz czerwone buty?
Cichalu…
nie biorę czerwonych butów (klapki i pepegi) , bo pewnie jakieś znajdę po drodze, uśmiechną sie do mnie i… zakupię 🙂
Zawsze trzeba mieć tę przestrzeń w walizce na niespodziewanki 😉
Już jestem spakowana, jeszcze tylko Jerz musi przybić pieczątkę na swojej części walizki, czy czegoś nie brakuje.
Jestem spakowana.. 😎
To moje bagaże w walizce, reszta na sobie 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_3839.jpg
aha… Antek niech nie patrzy… majtek co prawda nie ma, ale szlafrok 🙄
Nie wiem, czy to cenzura przepuści.
na wielkanoc przyblakala mi sie kotka…
wychudzona, zakleszczona, zapchlona….
po smierci psa przed dwoma laty( a zyl 19) powiedzialem sobie:
nigdy wiecej!
ale…zlamalem sie
(tym bardziej, ze ma ten sam kolor oczu co ja,he,he…)
teraz wygrzewa sie na parapecie…
Hejka Alino, najfajniejsze byly opowisci o ludziach snobujacych sie na picie herbaty, mowa o koncy 17 i poczatkach 18 w. a ktorzy nie bardzo wiedzieli o co chodzi z ta herbata. Jeden wlasciciel ziemnski z prowincjii zakupil 2 funty herbaty co bylo sporym wydatkiem i po dwugodzinnym gotowaniu doszedl wraz z malzonka do wniosku, ze dalej jest niezjadliwa i smakuje wstretnie. Herbate sprzedawano wyraznie bez instrukcji uzycia 🙂 Fajnie sie zreszta czyta o dworach, domach, zakupach w XVII-XXw. Anglii. Zycie na wsi, jak sie podejmowano, czym czestowano i miejsce w tym wszystkim herbaty. Jak ja przechowywano, jakie gatunki byly modna etc. Ceny zwlaszcza na poczatku oczywiscie ogromne. Opisy serwisow do herbaty, w czym sie pila, parzylo i jak sie parzylo sa naprawde fascynujace. Tzw coffee shops w Anglii ktore szybko mimo nazwy serwowaly herbate. Jeden z najstarszych i najslynniejszych do dzisiaj prowadzila rodzina Twinings (Thomas zdaje sie). No dobra starczy.
Witam Sz.Blogowisko. 😀
Alicjo, a już myślałam, że się ciut zbliżyłam do Twojego, idealnego pakowania maciupciej walizki a tu nic z tego. 🙁 Jesteś niezaprzeczalnie mistrzynią Świata w pakowaniu się na wszelkie podróże. 😆
Życzę Tobie i Jerzorowi dobrej i miłej podróży ! 😀
Chyba obrzydliwie zazdraszczam zjazdowiczom. 😳 🙁
Alicjo, moge tylko podziwiac Twoj sposob pakowania sie. Nigdy nie uda
Samo sie wyslalo.. wiec dokoncze zdanie: mi sie „strescic” do tego stopnia.
🙂
Na dobry sen cos z zycia wspólczesnego. Kiedys nie bylem calkowicie slepy i jezdzilem samochodem. Na terenie Czech znajduje sie duza cementownia. Ciezko zaladowane pociagi jada do Austrii gdzie w okolicach Wiednia znajduje sie wielka przesypownia z urzadzeniami do workowania. W okolicach tej czeskiej cementowni miejscowa mniejszosc narodowa i etniczna poluje na samochody z zagraniczna rejestracja. Wysylaja na jezdnie male dzieci prosto pod samochody a potem dochodza przed sadami renty inwalidzkiej z której zyje cala znakomicie rozwijajaca sie rodzina. Cos mnie pokusilo i zabralem ze sobe demokratyzator z czasów nieslusznej przeszlosci. Lancuch powleczony guma. Dlugi. Maluch wyskoczyl ale dalem rade wyhamowac. Wzialem mniejszosc za ucho i kategorycznie poprosilem o zaprowadzenia przed rodziców. To byl ich synek. Z nalezyzym rozmachem rabnalem miedzy oczy. Rodzic padl jak dlugi a ja poprawilem w obydwa posladki. Po takim zabiegu nie da sie siedziec przez kilka tygodni. Dodalem do tego, ze od dzisiaj moi ludzie patroluja ten odcinek.
Jak tu isc na policje z zazaleniem, ze ma sie takie slady które nalezaloby ukazac do protokolu sledczego.
Czasami stanowczy
Pan Lulek
Nic nie mam do roboty, więc czekam spokojnie na Jerzora, który w pracy zakręca ostatnie kurki.
Z pakowaniem jest prosta sprawa. Zabiera się rzeczy niezbędne. Resztę można dokupić. To mojej TORBY wrzucam jeszcze dellę
A ja zarzucam delię na ramiona i w drogę…:)
Człowiek się urwie z blogu na pół dnia i już ma tyły jak stąd, na Kamczatkę. Pan Lulek w wysokiej formie; i wczoraj i dziś, zamieszcza historyjki w sam raz, do annałów Alicji. Alicja już jedną nogą w samolocie i Cichalowie liczą czas do wylotu. W Żabich Błotach od środy marynować się będzie dzik i jeleń (nie cały, za to kawałki ogromnie smakowite), w Poznaniu tego samego dnia przymuszane będą śledzie do przypraw, a Gnieźnie kuraki się zrolują, a Krystyna przymierzy się do swojego doskonałego keksa. Potem jeszcze kilka dni i doroczny Zjazd.Zgago – za rok, ani mi się waż nie przyjechać!
Hej, czy ja już mówiłam, że w dniu dzisiejszym skończyliśmy remont? Od dzisiaj to słowo jest u mnie na indeksie. Nie ma remontów, nie wierzę w remonty, ja nie uznaję remontów.
Zabieram czerwone buty 👿
Połowę walizki zabrał rowerowy sprzęt Jerzora.
Mężczyźni 🙄
Krótka wyprawa do lasu:
http://picasaweb.google.de/pegorek/OstatnioZaktualizowane?authkey=Gv1sRgCNHHqK2t3_zxSQ#5509045810600020338
Samych prawdziwków zamroziłem z kilo. Reszta uduszona i zjedzona i jeszcze jest sporo zupy na jutro.
Najpierw jednak doczytam.
Pyro, przyrzekam, że w przyszłym roku już żadnych ekscesów wakacyjnych nie będzie, cały rok będzie podporządkowany przyszłorocznemu generalnemu zjazdowi. 🙂
Cichalu, życzę Tobie i p.Ewie szczęśliwej a spokojnej podróży. 😀
Czy ktokolwiek wie, co jest z Jotką ? Jak Jej zdrowie ?
Ostatnimi czasy slysze tylko zakazy. Tego nie wolno robic, tamtego nie wypada. Co ja jednak poradze na to, ze mam ochote osiem godzin spac i trzy razy dziennie jesc. Na dokladke calkiem nieregularnie.
Jeszcze cos krótkiego z zycia sfer. We Wladyslawowie byla kiedys wedzarnia gdzie mozna bylo kupowac szproty pakowane w plaskie drewniane skrzynki wyscielane nieprzemakalnym bialym papierem. Znakomicie nadawaly sie na drobne prominenckie dowody wiernopoddanczosci. Kiedys w Warszawie Ministerstwo Zeglugi znajdowalo sie przy ulicy Filtrowej. Potem przeniesiono je do gmachu przy ulicy Swietokrzyskiej. Jesli taka jeszcze istnieje. W Domu Rybaka spotykalo sie czesto zakochane pary gdzie partner byl w znakomitej sile wieku, natomiast partnerka minela wiek pobalzakowski.
Pieknie to wygladalo.
Prawie jak u Napoleona Buonaparte.
…” gdzies daleko zostala moja zona szwabska, lecz na bezdupiu dobre i litewskie babska”…
Czy to bylo na Elbie, czy tez Swietej Helenie”…
Zagubiony dzisiaj
Pan Lulek
Alicjo, Jerzor, dobrej drogi i do zobaczenia.
Alicjo, minimalizm to nie jest właściwe słowo 😯 Czuję się rozpasana 😯 Do zobaczenia 🙂
Pepe – nie otwierasz mi się. I dobrze, bo pękłabym z zazdrości. Nie mam grzybów. Nikt nie chodził, bo robota w domu.
A, Pyro,
gratuluję zakończenia. Więc jednak jeszcze przed zjazdem gotowe. To teraz wypas jak trza.
Pyro, uchodzę grzyby, niech się tylko zechcą pokazać 🙁
Mam dla Ciebie pierwszy pojemnik jeżyn. W zamrażalniku, zgodnie z poleceniem 🙂
Jerz dojada robaki morskie, ja gotowa. Odmeldowuję się stąd, dzisiaj będę blisko Placka. Jutro fruuuuuuuu…
Do napisania, a z wieloma blogowiczami – do zobaczenia wkrótce 🙂
Jeżynówkę zrobię wg Pepegora. Jego roboty tarninówka w ilosciach homeopatycznych była u nas używana z pełną atencją, a w butelce od niej potem Nisia dostała nalewkę truskawkową.
Teraz juz pora zniknac z blogu. Wszystko stalo sie przerazliwie jasne. Nie bylo miejsca na zadanie jednego pytania i uslyszenia odpowiedzi. Wazniejsze byly jakies tam ikonki na Krakowskim Rynku.
…”Na Krakowskim Rynku, graja na bebenku”…
Zycie bowiem sklada sie z trzech czesci.
Wstepu, Rozwiniecia i Zakonczenia.
Tylko co z tym obrazem Memlinga w Muzeum Miasta Gdanska.
Pan Lulek
Panie Lulku, daj pokój. Życie nie składa się tylko ze skoków do św. Michała. Pracować na chleb też trzeba.
Dobrnoc.
Co do obrazu Memlinga.
Wydaliśmy jakiś czas temu uroczą książkę pt. „Milaczek” Magdy Witkiewicz. Jedną z głównych bohaterek jest siedmiolatka wychowywana samotnie przez tatusia. Otóż tatuś ów, kiedy córeczce nazbierało się nadto wiele przewinień, prowadzał ją właśnie do Panny Marii i sadzał przed Sądem Ostatecznym Memlinga. Ona tam siedziała i się bała. Kiedyś poszła tam z własnej woli, uznała bowiem, że narozrabiała dostatecznie na srogą karę.
Pomysł wychowawczy uważam za cudny.
Dobranoc.